Narty - skionline.pl
Skocz do zawartości

Ski&Sail - czyli turowa bajka w Norwegii


Rekomendowane odpowiedzi

Dzień V - czyli duch Norwega

Nasz (czyli mój i MajorSki) piąty dzień zaczął się z rana (chyba o 5.00). Opuszczamy przyjazne pielesza Lyngseidet. Tomek dzierży ster w dłoni.

gallery_168102_694_2720053.jpg

Naszym celem jest pobliskie (niecałe 2 godziny wodą) Olderdalen. Pogoda po wschodzie słońca zapowiada się nieźle.

gallery_168102_694_1210601.jpg

Nie mamy wiedzy czy w Olderdalen znajdziemy przystań gdzie będzie można na parę godzin stanąć. Wizja lokalna potwierdza nasze obawy, jest port na maleńkie jednostki gdzie nie mamy szansy przybić oraz porządne nabrzeże przeznaczone dla promu. Modyfikujemy plany - Diupvik!

Stajemy tam w porcie, obok jest wielka przetwórnia krewetek. Klimaty są więc zdecydowanie industrialne. Z zalet można za to wymienić dostęp do 220 V i pływające pomosty. Michał wobec tego też może poturować. Wychodzimy pewnie gdzieś o 12.00. Mała dygresja - nasz kapitan stwierdził, że jeszcze tak wyluzowanej czasowo ekipy nie widział. I rzeczywiście wstajemy jak wstajemy, śniadanie jemy jak je niespiesznie zrobimy, później bardzo spokojne oporządzenie i chyba tak przed 11.00 to nam się nigdy nie udało wyjść. Jaskrawo to kontrastuje z moimi alpejskimi turami gdzie o 7.00 byliśmy zawsze ostatnią ekipą wychodzącą z schroniska. Ale w Alpach staraliśmy się być na 15-16.00 z powrotem a tutaj 20.00 to normalka. Nasza dzisiejsza trasa wyglądać będzie tak.

gallery_168102_694_51992.jpg

Jak widać jest całkiem spory kawałek płaskiego a później jak zwykle.

gallery_168102_694_193305.jpg

I od początku zapowiada się rewelacyjnie. raz, że widok na Alpy Lyngeńskie przedni a dwa...

gallery_168102_694_159471.jpg

Tak, tak już na dole śnieg jest znakomity. Obczajamy sobie topografię tej części aby mieć jak najlepszą jazdę.

gallery_168102_694_200233.jpg

Wyżej prognoza jakości zjazdu idzie w górę.

gallery_168102_694_52194.jpg

Pięknościowo jest coraz bardziej

gallery_168102_694_55525.jpg

Gdzie nie spojrzeć - obrazki.

gallery_168102_694_189276.jpg

Pod kopułą szczytową otwiera się widok na północny koniec Alp Lyngeńskich.

gallery_168102_694_162963.jpg

Jaki jest więc stan ducha ekipy?

gallery_168102_694_2102056.jpg

Powiedzmy, że stan jest bardzo dobry. Zaś na szczycie jest już tylko lepiej. Niektórzy to nawet próbują odlecieć.

gallery_168102_694_1589556.jpg

Czeka nas tutaj zresztą jeszcze inna atrakcja ale o tym to może niech napisze ktoś z kolegów (ja tam żonaty jestem). Zjazd jest bajeczny, choć przerywany jakimiś sesjami foto. Tutaj zresztą miała się sprawdzić legenda o duchu norweskich narciarzy.

gallery_168102_694_187162.jpg

(zdjęcia od MarioJ)

gallery_168102_694_67387.jpg

 

gallery_168102_694_347709.jpg

 

gallery_168102_694_4054783.jpg

Na dole dochodzi do secesji. Dla części ekipy taki dzień nie może już się skończyć. Nie może. Czyli razem z Mariuszem i Kamilem zaliczamy powtórkę. Powtórne wejście chwilę nam zajmuje.

gallery_168102_694_101911.jpg

Nisko już położone słońce i nagromadzenie chmur nad Alpami Lyngeńskimi tworzy niesamowity klimat.

gallery_168102_694_172269.jpg

Po prostu miazga.

gallery_168102_694_4780.jpg

Ale jazda to dopiero jest miazga. Wybieramy prawą (orograficznie) stronę gdzie nawet śladów narciarzy nie ma i zjeżdżamy po czystym tak z 600 m przewyższenia w jednym kawałku. Na dole jeszcze dokumentacja stoku.

gallery_168102_694_56500.jpg

Przez lasek fota Kamila już była więc teraz Mariusz. Nawiasem taki las jest dość zdradliwy - wydaje się, że jest kupę miejsca bo pniaczki dość małe ale jest trochę poziomych słabo widocznych gałęzi i można po pysku całkiem dobrze zgarnąć.

gallery_168102_694_196831.jpg

Dojeżdżamy do cmentarza, tam ściągamy narty i pewnie ostatni kilometr+ jest z buta. Słońce właśnie zachodzi - szafa gra. I nie mam już ani cienia wątpliwości, że był to mój najlepszy dzień w Norwegi!

Jak zwykle poproszę moich lepiej zorientowanych kolegów o podanie nazw gór w których byliśmy, szczytu na który wleźliśmy i jego wysokości, przewyższeń i kilometrażu. 

 

Pozdro

Wiesiek

Edytowane przez Wujot
  • Like 11
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja muszę od razu dodać że jazda była piękna, puch do kolan, prawdziwy lekki puch. I tak dwa razy z samego szczytu do granicy lasu. Nachylenie 30 stopni, to na tyle stromo że już jest fajna prędkość, a jednocześnie człowiek się nie stresuje lawinami, nie trzeba się spinać i oglądać za siebie, nie trzeba robić skrętów lawinowych. Cudo. :D

Doczekaliśmy się świeżego opadu , dzień poprzedni i w nocy, a w dzień słońce.

 

  • Like 6
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dnia 29.04.2017 o 14:28, Wujot napisał:

Dzień V - czyli duch Norwega

Czeka nas tutaj zresztą jeszcze inna atrakcja ale o tym to może niech napisze ktoś z kolegów (ja tam żonaty jestem). Zjazd jest bajeczny, choć przerywany jakimiś sesjami foto. Tutaj zresztą miała się sprawdzić legenda o duchu norweskich narciarzy.

Na początek małe uzupełnienie - trochę rozczarował mnie brak Waszej dociekliwości w kwestii ducha nart (a i tej drugiej atrakcji z jazdą w tle). Dbając o koloryt i przybliżenie kultury opowiem do końca tą historię. 

W czasach gdy żyli herosi (a nie takie konusy jak teraz) ziemia Nordlandu była areną wielkich potyczek między Odinem a olbrzymami Lokiego. Do jednej z najbardziej spektakularnych bitew doszło właśnie na półwyspie na którym turowaliśmy. Nie wdając się w sceny batalistyczne skutek był taki, że Odin wspomagany przez Thora i innych bogów pokonał dzikie hordy przeciwników. Gdy umilkł już bitewny zgiełk Odin używając sobie tylko przyrodzonych mocy ułożył wielki stos z skamieniałych ciał przeciwników. Był on pod niebo wielki.  Stojąc na szczycie wydał ryk przepotężny co góry poprzestawiał. Co było dalej nie wiemy bo jedyny świadek tych zdarzeń samotny wiking Norgar Diupvik, co zaplątał się przez sztormy w te niedostępne okolice, zginął w jednej chwili od akustycznej fali uderzeniowej (ryk był naddźwiękowy). Łaskawy Odin pozwolił zamieszkać duchowi Diupvika na powstałej z kamiennych ciał górze. Ten ostatni, w kolejne rocznice bitwy, ukazuje się przybyszom opowiadając tę batalistyczną historię. Duch przyjmuje różne postacie - narciarzom ukazuje się jako narciarz. Na cześć zwycięstwa Odina miejsce to nazwano Storhaugen co tłumaczymy jako Wielka Kupa.

Aby usłyszeć opowieść Norgara Diupvika trzeba być na Storhaugen na początku kwietnia, mieć pokorę wobec starożytnych bogów, umysł czysty i nieskalane serce. Po wykonaniu 7-go perfekcyjnego skrętu należy się zatrzymać pokłonić w cztery strony świata i liczyć, że stanie się!

gallery_168102_694_14157.jpg

Czasem trochę już zgryźliwy Diupvik może przybrać inną, nie w pełni ukształtowaną narciarsko, postać...

gallery_168102_694_206166.jpg

 

Pozdro

Wiesiek

 

Edytowane przez Wujot
  • Like 11
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Idealny dzień (w ujęciu skippera)

Czyżby moi koledzy nie tylko zostali gdzieś daleko z tyłu na tym szlaku co go przecieram ale zgoła poszli sobie gdzieś w bok robiąc ze mnie Latającego Holendra??? Halo Panowie, miało być wspólnie, obudźcie się i ruszcie tyłki (a właściwie pióra)!!!

Na początek sytuacja. Po lewej macie naszą wczorajszą turę na Wielką Kupę. Na prawo jest kolejny cel. Dość dokładnie obejrzeliśmy go sobie dzień wcześniej co niosło za sobą bardzo określone konsekwencje. 

gallery_168102_694_95976.jpg

Niezbyt nam się podoba wizja dymania nadmorską drogą 3 kilometrów. Ale ekonomia czasowa zwyciężą i początek jest taki. Z drogi nie mamy zamiaru ustąpić. Na środku foty nasza górka.

gallery_168102_694_6034007.jpg

Schodzimy na szlak przy sklepie w którym Robert kupuje kilogram cukru. Po co mu kilogram cukru w plecaku ? o.O. Wygląda mi to na jakąś ofiarę rytualną. Będę dalej śledził uważnie poczynania mojego doświadczonego kolegi. Wchodzimy w las - jest tam założony ślad. Ale to jakaś masakra: stromo, gęstwa taka, że trzeba dosłownie przeciskać się między drzewkami, do tego upał. Co jakiś czas foki puszczają, lecąc, łapiemy się rozpaczliwie pieńków. K... latają gęsto między drzewami. No koniec końców wyłazimy na hale. A tutaj powtórka z wczoraj tyle tylko, że ani skrawka chmurki - totalna blacha. Uznaję, że mnie to zwalnia z fotograficznych czynności (bo zdjęcia bez chmur to połowa zdjęć) do tego widoki na Alpy Lyngeńskie w zasadzie identyczne nie ma się więc co rozczulać i trzeba zasuwać na górę. Ze szczytu zdjęć nie mam. Ponieważ El Capitano znacząco został na podejściu to proponuję żeby na niego zaczekać a ponieważ to może być około godziny to postanawiamy z Robertem i MajorSki zjechać z kopuły szczytowej. Mijamy Michała, później na górę i...

Tak, tak dzień się zacznie jako, że nie mamy zamiaru zjeżdżać po utartych (czyli przewodnikowych ścieżkach). Wczorajsza wizja lokalna wykazała możliwość "zjazdu życia" ;)

Jedziemy kawałek granią a później jest tak.

gallery_168102_694_43799.jpg

Kilkuset metrowa lufa z 35 stopniowym średnim nachyleniem (miejscami sporo więcej), do tego dziewiczy puch. 100% bezpiecznie to na pewno nie jest więc adrenalina buzuje. Wjeżdżamy w długich odstępach czasowych, Tomek z nad nawisu obserwuje zjazdy od góry. Piotr, co pojechał pierwszy, asekuruje od dołu. Zjazd jest naprawdę długi, trwa, trwa, trwa i już dokładnie wiem po co przyjechałem do Norwegi. Przyjechałem dla tego zjazdu. Proste. Na dole - no po prostu entuzjazm (ktoś ma to na fotach???). Ehhh.

Dalej jedziemy przedziwnie pofałdowanym terenem.

gallery_168102_694_191978.jpg

 

gallery_168102_694_2006677.jpg

Jest po prostu bajecznie, euforia mija ale wspomnienie zjazdu (jak wszystkich innych najlepszych zjazdów) wryło się w pamięć. I już na zawsze będzie to w mojej głowie - razem z parunastu/parudziesięcioma innymi co tam tkwią. Zjeżdżamy na plażę wariantem co go wczoraj reszta ekipy opracowała. 

gallery_168102_694_579666.jpg

Jeszcze pamiątkowa fota - nasze ślady dobrze widać.

gallery_168102_694_107031.jpg 

Wieczorem, gadam z żonką i oczywiście oznajmiam, że był to najlepszy dzień w Norwegi - reszta ekipy leje bo to już szósty najlepszy dzień. Czy może być coś jeszcze? Ano może - ponieważ to jest pierwsza bezchmurna noc, oznajmiam - "obudźcie mnie jak będzie zorza" . I faktycznie Klisiu budzi mnie przed 24.00 i przez kolejne 90 min stoję w porcie w przejmującym wietrze i nad portem i wytwórnią jest tak

gallery_168102_694_229178.jpg

 

gallery_168102_694_80706.jpg

Ale zdecydowanie lepszy jest widok na Alpy Lyngeńskie, tutaj to nawet oprócz zielonego pojawiają się niezdecydowane róże...

gallery_168102_694_68756.jpg

 

gallery_168102_694_94716.jpg

 

gallery_168102_694_141445.jpg

Zorza nie ma zamiaru się skończyć ale po półtorej godziny dochodzimy z Robertem, że pora już spać (reszta poszła wcześniej). Wysyłam jeszcze żonce sms "piękna zorza czyli to był Idealny Dzień (Skippera)". Kto nie zna Pingwinów z Madagaskaru to niech koniecznie obejrzy - co prawda jakość słaba ale daje pojęcie co to jest idealny dzień!!!

 

 

 

I de olo

Wujot

 

Edytowane przez Wujot
  • Like 13
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dnia 29.04.2017 o 14:28, Wujot napisał:

<ciach> Czeka nas tutaj zresztą jeszcze inna atrakcja ale o tym to może niech napisze ktoś z kolegów (ja tam żonaty jestem)... <ciach>

No i "koledzy" coś nie chcą się przyznać jakie tam atrakcje dla kawalerów mieliście na górze...???? 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Fotki zorzy piękne, to jednak się tam działo. No cóż ja miałem wtedy fizycznie najgorszy dzień, nie zjechałem dwa razy, nie wstałem na zorze. Ale najważniejszy zjazd zaliczyłem w pełnym gazie.

Najlepszy dzień i tak mało zdjęć z gór, tak nie może być :)

No to sklep na początek

DSC01140.thumb.JPG.02d3a1284ae3fe66e79b2b110ea3cacc.JPG

Taki rest to ja rozumiem

DSC01148.thumb.JPG.76ef889d9b11048a5d5a25506b5f2211.JPG

Radość podejścia

DSC01151_A.thumb.JPG.23572f7452dc96b87fe75c3f41f6edf7.JPG

Piękny czysty puch

DSC01156.thumb.JPG.b26d06fd87ebfb48f911ed466f192cfd.JPG

Dwie linie po dwóch zawodnikach na razie

DSC01189.thumb.JPG.8ebe1cf07bef60c78102945fdb3e8f76.JPG

Banany po zjeździe

DSC01224_A.thumb.JPG.b50c94dfad942981f1f438e05f630978.JPG

Szczyt to Sorbmegaisa (1288m).

Mi wyszło 1350m vertical, więc Wieśkowi i ekipie z dwoma zjazdami pewnie z 1700m może nawet.

To będzie więc rekord przewyższenia w Norwegii.

 

 

  • Like 14
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nasz wyjazd powoli zbliża się do końca ale powinniśmy mieć jeszcze co najmniej jeden bardzo dobry dzień. Rano żegnamy krewetki, krótki skok przez morze i lądujemy na Uloyi - wyspie z jednym szczytem (i czterema wierzchołkami). Początek już znacie było jak zawsze, las (tym razem nawet z wygodną drogą i oznakowaną ścieżką!!!), hala, szczyt. Nie dziwię się, że Uloya jest taka kultowa bo widoki są tutaj powalające. Dużo wody w pierwszych planach i otwarte kierunki. Po drodze możemy zobaczyć nasze ostanie cele i Wielka Kupa (ta z prawej) co się z Diupvik jawiła niewinnie wygląda...

gallery_168102_694_158929.jpg

Nasze wcześniejsze cele z Lyngseidet też możemy podziwiać w oddali.

gallery_168102_694_233909.jpg

Na szczycie jak już wspomniałem jest bardzo ładnie.

gallery_168102_694_289481.jpg

 

gallery_168102_694_54441.jpg

 

Kusi nas z Tomkiem aby zjechać na "ciemną" stronę Uloyi. Ta góra jest zupełnie analogiczna do tych wcześniejszych z jednej strony przyjazna i łagodna a z drugiej ściany. Ponieważ czeka nas dalszy rejs i już nie ma za dużo czasu to odpuszczamy, szczególnie, że zjazdu nie szło wcześniej zobaczyć. I było to Tomku do zrobienia!

gallery_168102_694_196339.jpg

Tymczasem ekipa rozluźniona, spokojnie relaksuje się w tych pięknych okolicznościach. To 7 dzień łażenia, zero spinki. Wyjazd udał się już za...ście. Dokumentuje więc te zarośnięte od dwóch tygodni twarzyczki - pewnie wyglądam tak samo.

gallery_168102_694_200043.jpg

 

gallery_168102_694_76472.jpg

Patrząc na Piotra widać, że musiał zahaczyć o maszynkę (podobnie też MajorSki)

gallery_168102_694_55127.jpg

 

gallery_168102_694_1694085.jpg

Ale reszta była normalna - nie musieliśmy się nikomu podobać. A właściwie to... nawet nie chcieliśmy się nikomu podobać!

gallery_168102_694_230749.jpg

 

gallery_168102_694_161707.jpg

 U El Capitano stanu zarostu nie udało mi się sprawdzić.

gallery_168102_694_87029.jpg

Najlepsze, ze bałem się, że po 11 dniach przebywania w ciasnocie żaglówki będę miał już dość tych typów a tu wprost przeciwnie. Tematów do rozmów nie zabrakło do końca mimo, że wyjazd był prawie bezalkoholowy (te ceny w Norwegii kosmos...). Co to znaczy właściwa ekipa...

Z czystym sumieniem powiem to nie był kolejny najlepszy dzień w Norwegii. Seria kiedyś musiała się skończyć a dorównać zjazdowi z Sormegaisa nie jest łatwo. Ale to był piękny dzień. Dokładnie piękny. Wsiedliśmy do łódki i niczego już nie oczekiwałem. A tu bonusik całkiem niespodziewany dostaliśmy (a już szczególnie ja). raz, że piękny zachód słońca był jak przepływaliśmy obok naszych pierwszych szczytów norweskich (co je też o wschodzie słońca obserwowaliśmy)

gallery_168102_694_1114801.jpg

Ale dwa solidnie dmuchnęło. El Capitano zarządził rozłożenie grota i gafla

gallery_168102_694_192591.jpg

co wszystkich zelektryzowało

gallery_168102_694_285315.jpg

Sesje foto szybko się skończyły i zaczęła się jazda. A najlepsze, że za sterem stał (zapierając się nogami z całych sił) niżej podpisany!

Pozdro

Wiesiek

 

Edytowane przez Wujot
  • Like 15
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Relacja liniowa zmierza do końca samotny zawodnik Wujot dobiega do mety. Czy go jeszcze ktoś przywita, czy wszyscy poszli do już domu???

:):):)

Nasz poprzedni dzień skończył się późno w nocy w Oldervik. Z wyliczenia czasu wychodzi nam, że musimy wypłynąć najpóźniej o 16.00 aby zrobić klar i zdać statek. Kamil & Co wyznaczyli więc pobliski cel. Problem jest tylko taki, że trzeba dojść (i wrócić) asfaltem 5 km, co nikomu się specjalnie nie uśmiecha. Sprawdzamy autobusy i okazuje się, że mamy w tamtą stronę o 10.00 i powrotny o 15.00. Słabością takiego planu jest brak elastyczności. Jakoś zbieramy się jednak na ten autobus, w momencie jak przyjeżdża to zmieniamy zdanie i postanawiamy wejść na całkiem imponującą górkę nad portem. Musiało to strasznie śmiesznie wyglądać - przyjeżdża autobus a goście w tył zwrot.

 :):):)

Nie jest to jednak takie absurdalne bo Robert w rozmowie z miejscowym dowiedział się, że z tej górki jakiś Francuz zjeżdża. A skoro może Francuz to my też. Wobec tego ramowy plan wygląda tak:

gallery_168102_694_104866.jpg

Pogoda jest zmienna i raczej słabo z widocznością. Znajdujemy jakieś stare ślady i jak się już domyślacie lądujemy na szczycie.

gallery_168102_694_144490.jpg

Robi się niskie przejaśnienie i widoki są przednie bo krajobraz, ogólnie pełne mleko, ale na Alpy Lyngeńskie (z drugiej co wczoraj strony) jest żyleta.

gallery_168102_694_97542.jpg

Z naszej strony przez chwilę jest tak

gallery_168102_694_122800.jpg

Z czasem się kiepści i przed zjazdem jest jakoś tak

gallery_168102_694_194063.jpg

Pora pomyśleć o zjeździe - nie uśmiecha mi się łagodna droga podejściowa (bez historii). Podobnego zdania jest MajorSki, MarioJ i Betti (Robert) - postanawiamy zjechać przyuważonym wcześniej mało wyrazistym ale za to stromym żlebem. Prawdę powiedziawszy nie jest to super rozsądne: raz, że nad nim jest potężny nawis (co prawda jesteśmy prawie pewni, że z lewej (orograficznie) powinien być dobry wjazd a dwa, że widoczność naprawdę się pogarsza, więc wycelowanie na łagodnej kopule (bez wpakowania się w nawis) w to miejsce będzie wyzwaniem. Ale zawsze przecież możemy zawrócić. Poniższy track jest dowodem, że istnieją tajemnicze zjawiska i tylko splątanie na poziomie kwantowym może je wyjaśnić. Otóż niebieska linia to droga rejestratora Mariusza a czerwona... Mariusza.

gallery_168102_694_192320.jpg

Zjazd na pewno dostarczył emocji, szczególnie mnie pierwszemu. Nie widziałem nic a stok stromy a na nim parę bryłek lodu wielkości małych lodówek absorpcyjnych. Na dole byliśmy w pełnym składzie bo akurat reszta powoli doszlusowała. Dalej było za to niesamowicie przyjemnie bo już były punkty orientacji: drzewa, krzaki, trawy. Chłopaki pojechali wzdłuż koryta strumienia ja znalazłem snowboardowy ślad po prawej, pojechałem przez las i wylądowałem ze 200 m dalej.

Przy łódce byliśmy koło 15.00 i kapitan dosłownie od razu zarządził wymarsz. Na miejscu w Tromso czekało nas sprzątanie i pakowanie. Później parę godzin snu i w nocy żegnaliśmy się z łódką w takich to okolicznościach.

gallery_168102_694_155828.jpg

Sypało pięknie. 

Jeszcze było trochę lotniskowych przygód ale to już może inni dopiszą plus statystyki, nomenklaturę i parę nie poruszonych tematów. Ale ogólnie udało się tę relację dociągnąć!

Pozdro

Wiesiek

Edytowane przez Wujot
  • Like 14
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rekiny są przereklamowane!

Pozostało jeszcze parę spraw, które warto byłoby opisać a które niekoniecznie wchodzą w taką liniową narrację. W tym na pewno jedzenie i ubieranie się na takich wyjazdach. Ale na początek będzie jeszcze coś z Uloyi. Ta wyspa jest bardzo znana wśród wędkarzy blisko do otwartego morza ale akweny są dobrze osłonięte przed wiatrami więc w pobliżu wyspy można pływać bezpiecznie. Sam port jest całkiem sympatyczny.

gallery_168102_694_3489382.jpg

 

gallery_168102_694_8072159.jpg

Ale zdecydowanie mniej sympatyczne są rybki, które gdzieś tam czają się na pechowych narciarzy. Wśród suszących się różnych trofeów wędkarskich wypatrzyliśmy takiego oto przyjemniaczka - pysk wielkości wiadra. Reszty nie było - czyli to początek rybki.

gallery_168102_694_2289.jpg

Przyjrzyjmy się dokładniej ząbkom - ani śladu kamienia. Spróbujcie rozczaić funkcje - jak w podręczniku

gallery_168102_694_176420.jpg

Ale najbardziej zdziwiły nas te kolce w środku przełyku

gallery_168102_694_25358.jpg

Czyli rekiny to cieniasy!

 

Pozdro

Wiesiek

  • Like 12
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W końcu znalazłem trochę czasu, żeby przeczytać całą relację. Po niej trochę wstyd mi pisać o wypadach na Górkę Szczęśliwicką, którą mam prawie "pod nosem". Samochodem dojeżdżam prawie pod stok, żadnych długich spacerów. W ciepłym holu zakładam buty itd. Hop na wyciąg i do góry. Waszej wyprawy nawet nie próbuję do tego porównywać.  Po przeczytaniu całej relacji jestem trochę w szoku i nie wiem, co napisać, dlatego wstawię kilka zdjęć, które niemalże przewróciły mnie z krzesła. Wszystkie plateau są genialne! Mam nadzieję, że w końcu poznam kogoś z Waszej ekipy, bo musicie być nieźle zakręconymi narciarzami, że nie wystarczają Wam nawet "zwykłe" skitoury, tylko musicie je łączyć z pływaniem za kołem podbiegunowym pod osłoną zorzy ;) 

Dzięki za relację i zdjęcia. Teraz widzę, że freeride to chyba najlepsza odmiana narciarstwa

Pozdro serdeczne dla ekipy

PS Może napiszecie książkę o tej wyprawie? ;) 

1.JPG

2.jpg

3.jpg

4.jpg

5.jpg

6.jpg

7.jpg

8.jpg

9.jpg

  • Like 6
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 godzinę temu, leitner napisał:

 

Dzięki za relację i zdjęcia. Teraz widzę, że freeride to chyba najlepsza odmiana narciarstwa

 

Mam absolutne przekonanie, że kwintesencją narciarstwa jest jazda w terenie, do tego stopnia, że staram się tam jeździć zawsze niezależnie od warunków. Na pewno trzeba się objeździć i ten początek jest najtrudniejszy. Później trudno uwierzyć, że ktoś chce śmigać po trasach.

Co do reszty to rozczaruję Cię ale jesteśmy rozpaczliwie normalni, uważamy się za turystów i po takich trasach jeździmy. Z pewnej odległości wydaje się to awangardą a tam na miejscu oprócz naszego było jeszcze parę innych "narciarskich" statków a nasz rejs jednym z 7 co się odbyły. Do tego trzeba dodać tych co mieszkają na lądzie. A ponieważ nie ma tam wyciągów ani heliski (jest zabroniony) to spotykasz tam sobie podobnych - normalnych może tylko zakręconych na punkcie gór. To co najważniejsze w takiej zabawie to ekipa - nawzajem się inspirujemy, konsultujemy pomysły, oceniamy ryzyko. To nie jest zabawa dla singli jak masz ekipę to można się bawić w takie wyjazdy. Tutaj Kamil przesłał mi link z opisem sail&ski ja zadzwoniłem i pogadałem i trochę się podpaliłem. Dalej poszło szybko bo podstawowe gremium było zdecydowane więc reszta nie miała za bardzo wyjścia. Ja podpisałem umowę i zarezerwowałem jacht, Kamil zebrał kasę, Tomek namierzył tani lot, Kamil zabukował (przynajmniej mi), żarcie rozpracowaliśmy razem z Kamilem, Paweł przywiózł liofy z USA, Tomek z Polski, Mariusz + 3 opracowali trasy, ktoś przygotował grupę w necie i arkusze kontaktowe i jakoś poszło. 

Bardzo fajna jest tutaj atmosfera na SO - to był główny powód dla którego się tutaj przenieśliśmy z Mariuszem. Kamil też tutaj zagląda. Marionen już z nami jeździ i przypomnę, że w Tatry Słowackie też zapraszaliśmy chętnych. Jestem pewien, że wcześniej czy później spotkamy się na turach. Mam nadzieję, że damy radę nadążyć za tutejszymi przecinakami.

 

Pozdro

Wiesiek

Edytowane przez Wujot
  • Like 9
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

9 godzin temu, leitner napisał:

W końcu znalazłem trochę czasu, żeby przeczytać całą relację. Po niej trochę wstyd mi pisać o wypadach na Górkę Szczęśliwicką, którą mam prawie "pod nosem". Samochodem dojeżdżam prawie pod stok, żadnych długich spacerów. W ciepłym holu zakładam buty itd. Hop na wyciąg i do góry. Waszej wyprawy nawet nie próbuję do tego porównywać.  Po przeczytaniu całej relacji jestem trochę w szoku i nie wiem, co napisać, dlatego wstawię kilka zdjęć, które niemalże przewróciły mnie z krzesła. Wszystkie plateau są genialne! Mam nadzieję, że w końcu poznam kogoś z Waszej ekipy, bo musicie być nieźle zakręconymi narciarzami, że nie wystarczają Wam nawet "zwykłe" skitoury, tylko musicie je łączyć z pływaniem za kołem podbiegunowym pod osłoną zorzy ;) 

Dzięki za relację i zdjęcia. Teraz widzę, że freeride to chyba najlepsza odmiana narciarstwa

Pozdro serdeczne dla ekipy

PS Może napiszecie książkę o tej wyprawie? ;) 

 

Jak się podpaliłeś, to zrobiłeś pierwszy krok :)  Ćwicz technikę na trasach i obok, to się kiedyś zwróci na dzikim freeridzie.

Taki wyjazd do Norwegii to coś więcej niż same narty, to wyprawa w nieznany kraj, poznawanie nowych gór, przełamywanie nowych trudności, po prostu zwiedzanie świata poprzez skitury.

 

 

 

 

  • Like 6
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dnia 22.05.2017 o 00:15, MarioJ napisał:

Taki wyjazd do Norwegii to coś więcej niż same narty, to wyprawa w nieznany kraj, poznawanie nowych gór, przełamywanie nowych trudności, po prostu zwiedzanie świata poprzez skitury.

Mariusz pięknie to ująłeś!

Szczypta chęci odkrywania świata, chochla decyzji, dodać trochę nonszalancji, dosypać świetną ekipę, wymieszać z piękną pogodą i podać w rewelacyjnym miejscu! To jest przepis na wspaniałą przygodę i poznawanie świata poprzez skitury :)

Dziękuje chłopakom za wspaniałe chwile, to było coś niesamowitego :) i dziękuje Wiesiowi za tę relację :) fajne, że pociągnąłeś te sanki :P i relacja powstała :D

Pozdr
Tomek

  • Like 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ciężko mi uwierzyć, że jesteście normalni ;) Oczywiście w sensie pozytywnym. Skitoury może za dwa sezony. Najpierw muszę się przygotować kondycyjnie, bo na razie nie wygląda to dobrze. W tym sezonie będę ćwiczył przytrasowy freeride. Jak będzie dużo śniegu (szczególnie na nizinach) to mam niezły plan ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


Booking.com


www.trentino.pl skionline.tv
partnerzy
ispo.com WorldSkiTest Stowarzyszenie Instruktorów i Trenerów Narciarstwa PZN Wypożyczalnie i Centra testowe WinterGroup Steinacher und Maier Public Relation
Copyright © 1997-2021
×
×
  • Dodaj nową pozycję...