skionline.plstacje przeczytaj Wyślij link znajomemu Wydrukuj Dodaj komentarz

SkiWelt - w poszukiwaniu innego świata (narciarskiego)

2015.01.25
SkiWelt fot. Jacek Ciszak / skionline.pl
Kliknij, aby powiększyć.
SkiWelt fot. Jacek Ciszak / skionline.pl
Od pewnego czasu dręczyło nas pytanie, czy czasami ścieżka myślowa Polaków, prowadząca do wyboru dobrego miejsca na narty nie jest zbyt schematyczna. No bo tak - myślimy narty i od razu stają przed oczami Alpy, myślimy Alpy - tu już mniej natarczywie, ale jednak w pierwszym momencie ukazuje się Austria, a jak Austria - to oczywiście Tyrol i jego wspaniałe lodowce lub tak popularna u nas dolina Zillertal. Ale czy w końcu nie nadszedł czas, by zmienić te przyzwyczajania? Niech już nawet będzie Tyrol, ale w końcu jest tu przecież tyle terenów narciarskich godnych poznania, że grzechem byłoby nie poszukać czegoś zupełnie (dla nas) nowego.
Nasz wybór padł na region uznawany w świecie za jeden z najlepszych nie tylko w Austrii, ale i w całych Alpach, a w Polsce, nie wiadomo dlaczego, bardzo mało znany. SkiWelt - bo o nim mowa - to jeden z największych graczy na alpejskiej arenie narciarskiej, a na dodatek bardzo łatwo dostępny - od autostrady wiodącej w głąb Tyrolu dzieli go około 20 km. Region prezentuje się bardzo zachęcająco - 279 km tras, 91 wyciągów, z czego zdecydowana większość to nowe gondole i krzesła, ponad 80 schronisk i górskich restauracji. W sumie - największy w Austrii region "połączony" - czyli pomiędzy dwoma dowolnie wybranymi stokami nie trzeba korzystać ze skibusów i innych tego typu ułatwień. Tylko trasy i kolejki. Postanowiliśmy sprawdzić jak to wygląda w rzeczywistości, a wrażeniami dzielimy się z Wami na gorąco - jeszcze w trakcie wyjazdu.

fot. Jacek Ciszak / skionline.pl
fot. Jacek Ciszak / skionline.pl

SkiWelt położony jest na zachodnim skraju Alp Kitzbühelskich, jego trzon stanowią niewysokie grzbiety położone pomiędzy Brixental na południu, a głęboką doliną Sölllandl na północy, nad którą króluje poszarpany masyw Wilder Kaiser. Krajobraz przypomina tu do złudzenia wyższe partie naszych Beskidów - mało skał, sporo lasów, wszystko gęsto poszatkowane trasami zjazdowymi. Natomiast otoczenie jest jak najbardziej alpejskie - od północy dominuje wspomniany już Wilder Kaiser przypominający Dolomity, a od południa i wschodu wysokie partie Alp Kitzbühelskich (tam znajduje się jeden z terenów zjazdowych). O pozostałych grupach górskich, które stąd prezentują się naprawdę wspaniale przyjdzie jeszcze wspomnieć. W dolinach leży osiem miejscowości, które stanowią punkty startowe wyciągów - Brixen im Thale, Ellmau, Going, Hopfgarten, Itter, Kelchsau, Scheffau, Söll i Westendorf.

fot. Jacek Ciszak / skionline.pl
fot. Jacek Ciszak / skionline.pl

Na swoją bazę wybraliśmy Scheffau, które położone jest mniej więcej w połowie doliny Söllandl. Miasteczko przywitało nas pełną wiosną - taki już urok zimy w tym sezonie, że nawet w Tyrolu mają problemy z naturalnym puchem. W ogródkach kwitną przebiśniegi, a resztki śniegu szybko znikają w promieniach alpejskiego słońca. Na stokach śnieg jednak jest - widać go z dołu, jednak z samego rana, wjeżdżając do góry szybką gondolą Brandstadl, dręczył nas niepokój o warunki, jakie zastaniemy na stkach. W końcu na trasach jest "tylko" 60 cm śniegu, a prognozy zapowiadały w dzień sporo powyżej zera, nawet u góry.

fot. Jacek Ciszak / skionline.pl
fot. Jacek Ciszak / skionline.pl

fot. Jacek Ciszak / skionline.pl
fot. Jacek Ciszak / skionline.pl

W końcu docieramy na grzbiet Brandstadl - wysokość 1650 m n.p.m., śnieg zmrożony, ale nie beton, widoki - zachwycające. Decydujemy się na wyprawę w najwyższą partię całego regionu, gdzie przy pełnym słońcu spodziewamy się znaleźć najlepsze warunki. Pierwszy zjazd wzdłuż nowoczesnej ośmioosobowej kanapy Ostahang i pierwsze miłe zaskoczenie - stok przygotowany tak, że nie widać na nim ani przez chwilę, że jest tak ciepło, ale także nie jest za twardo, mimo, że w nocy mróz na tej wysokości być musiał. Krótko mówiąc - fachowa robota.


Przed nami widok dość szczególny - na sąsiedni Eiberg (1673 m n.p.m.) pnie się "sprzężona bateria" dwóch czteroosobowych krzeseł postawionych równolegle obok siebie. Przepustowość podobna, ale za to czas oczekiwania dużo krótszy, nawet w weekendy. Z góry zjeżdżamy na zachód, przez płaty lasu z widokiem na najwyższą w tej części regionu górę Hohe Salve, która wyrasta charakterystyczną ośnieżoną kopą ponad otoczenie. Uważana jest za najlepszy punkt widokowy w Tyrolu - ale zostawiamy ją sobie na kolejny dzień. Z lasu szybki trawers wyprowadza nas na trasę Aulam - szeroką na ponad 150 metrów, jednostajnie nachyloną i idealnie przygotowaną. Jest to najlepsze miejsce w całym regionie by pomknąć w dół naprawdę szerokimi skrętami, wykładając się na śniegu wykorzystując moc naszych krawędzi.

fot. Jacek Ciszak / skionline.pl
fot. Jacek Ciszak / skionline.pl

Kolejne krzeseło wywozi nas na Zinsberg (1674 m n.p.m.), z którego mamy nadzieje zjechać do Brixen. Niestety - tak dobrze z tym śniegiem to jednak nie jest. W Brixental wiosna taka sama jak w Scheffau (i u nas w kraju) i śnieg na stokach o południowej ekspozycji leży tylko powyżej 1200 m n.p.m. Dlatego po krótkim zjeździe musimy skorzystać z gondoli. A szkoda, bo prowadzą tędy w dół dwie trasy (w tym jedna trudna - najdłuższa czarna w regionie), których tym razem na pewno nie przejedziemy.

Najwyżej położone tereny zjazdowe w regionie SkiWelt znajdują się na południe od Brixental, którą biegnie ruchliwa szosa. Sąsiadujące ze sobą dolne stacje gondoli, rozdzielone rzeczoną drogą, pokonujemy w dwie minuty wygodną kładką - po czym ruszamy w górę. Pierwsza góra - Choralpe (1820 m n.p.m) - od razu pokazuje nam zupełnie odmienny charakter tej części regionu. To już nie beskidzkie "bałuchy", ale prawdziwie alpejski pejzaż, znany choćby z położonego po sąsiedzku Kitzbühel.

fot. Jacek Ciszak / skionline.pl
fot. Jacek Ciszak / skionline.pl

Zaraz po wyjściu z gondoli uwagę przyciąga rozpoczynająca się tu czarna trasa (nr 112 Alpe Seite). To najstromsza trasa w SkiWelt i jedna z najstromszych w całej Austrii - nachylenie dochodzi do 80% (a nie jest to wcale krótki kawałek stoku), trasa liczy 1266 m - zjazd jest naprawdę bardzo wymagający, tylko dla najlepszych. Kończy się przy pośredniej stacji gondoli Alpenrosenbahn, która wywozi nas z powrotem do góry, w okolice przyjemnej restauracji Talkaser. Jeśli nie mamy ochoty na ostry zjazd czarną trasą, można tu się dostać banalnym niebieskim trawersem prosto z Choralp.

fot. Jacek Ciszak / skionline.pl
fot. Jacek Ciszak / skionline.pl

Po krótkiej przerwie ruszamy dalej, w stronę najwyżej położonych tras narciarskich. Ludzi tu jakby mniej, a góry - zdecydowanie wyższe i bliżej nas. Z pewnością jest to najpiękniejszy zakątek całego regionu. Jest też najnowszy - trasy położone poza Talkaser, na stokach szczytów Fielding (1892 m n.p.m.), gdzie wjeżdżamy 3-osobowym krzesełkiem, a także Gampenkogel (1957 m n.p.m) powstały dopiero po 2009 roku. Uroku temu miejscu dodaje fakt, że praktycznie nie widać stąd szerokich dolin, a tylko setki alpejskich szczytów. Nie ma też zasięgu - wrażenie, że jesteśmy w sercu dzikich gór jest bardzo, naprawdę bardzo przyjemne.


Przed obiadem zdążamy jeszcze zjechać do górnej części miejscowości Kirchberg, gdzie SkiWelt łączy się z terenami Kitzbühel. Żeby nie było wątpliwości - jeśli komuś za mało prawie 280 km tras w regionie, może dopłacić 20 euro i kupić karnet Kitzbüheler Alpen All Star Card, na którym w 10 położonych blisko siebie regionach jest do dyspozycji ponad 1000 km tras i 350 kolejek. Czyli takie austriackie Dolomiti Super Skipass. Ale to już temat na oddzielny artykuł. Wracamy gondolą do góry i robimy sobie przerwę w Brechhomhaus - najtrudniejszej chyba do znalezienia restauracji w całym regionie, na samym "końcu" naszego nowego "Narciarskiego Świata.

fot. Jacek Ciszak / skionline.pl
fot. Jacek Ciszak / skionline.pl

O tym co dobrego można tu zjeść jeszcze przyjdzie nam wspomnieć w kolejnej odsłonie naszej relacji ze SkiWelt. Dość tylko powiedzieć, że jedzenie było wyśmienite, a dodatkowo słońce i dobre towarzystwo sprawiło, że zanim się zorientowaliśmy - do zamknięcia kolejek pozostało nam półtorej godziny. Jak najszybciej się dało, wracamy więc na Choralp, z którego przepiękna trasą, która początkowo biegnie odkrytym grzbietem (niczym na bieszczadzkich połoninach), sprowadza nas z powrotem do Brixen. Łapiemy gondolę do góry, a potem jeszcze krzesło, i na koniec ośmioosobową kanapę i na trzy minuty przed końcem pracy wyciągów stajemy, po dniu pełnym wrażeń, z powrotem na Brandstadl.

fot. Jacek Ciszak / skionline.pl
fot. Jacek Ciszak / skionline.pl

Załapaliśmy się jeszcze na "paradę ratraków", czyli tyralierę pojazdów przygotowujących stok już na następny dzień. "Dzień miał się już ku zachodowi" - mówiąc słowami poety, a nam wcale, ale to wcale nie chciało się zjeżdżać w dół. Słońce powoli chowało się za góry, wydłużone cienie czyniły rzeźbę gór wyrazistą i niesamowitą, a Wilder Kaiser powoli zmieniał swoją barwę z białej na pomarańczową. Wśród muld i odsypów, zjeżdżaliśmy w dół całkiem ładną tras, choć nie robiło to już na nas żadnego wrażenia. W końcu, gdzieś koło 18-tej stanęliśmy z powrotem na parkingu w Scheffau. Pierwsi i ostatni na stoku - prawdziwi Polacy Alpach.

Pora kończyć spisane na gorąco wrażenia z pierwszego dnia pobytu w regionie SkiWelt, który od początku postanowił nam zaprezentować swoje mocne strony. Na kolejną porcję wrażeń, nie tylko narciarskich i krótkie podsumowanie - zapraszamy już wkrótce.

Informacje o regonie SkiWelt możecie znaleźć na stronie: www.skiwelt.at

pk/jc/skionline.pl

skionline.pl
Tagi: #austria #tyrol #skiwelt #wilder kaiser #brixental

powrót

Aktualne wiadomości w twojej poczcie!
Jeżeli chcesz otrzymywać cotygodniowy,
bezpłatny narciarski serwis informacyjny skionline.pl
dopisz się do naszego newslettera.


Booking.com