Narty - skionline.pl
Skocz do zawartości

Ranking

  1. siluete

    siluete

    Użytkownik forum


    • Punkty

      9

    • Liczba zawartości

      312


  2. Piotr_67

    Piotr_67

    Użytkownik forum


    • Punkty

      8

    • Liczba zawartości

      2 318


  3. m!xeR

    m!xeR

    Użytkownik forum


    • Punkty

      7

    • Liczba zawartości

      286


  4. ROCH

    ROCH

    Użytkownik forum


    • Punkty

      6

    • Liczba zawartości

      1 338


Popularna zawartość

Treść z najwyższą reputacją w 05.05.2014 uwzględniając wszystkie działy

  1. Witam.Jak już wspominałem w wątku „Kasprowy Wierch” sezon narciarski zakończyłem definitywnie w dniu 24.04.2014.Nie wstawiłem w nim żadnego video z powodu błyskawicznego wyjazdu na majówkę.Przez zupełny przypadek trafił się wyjazd zorganizowany do Rumunii.Wyjazd 28.04.2014 o godzinie 5.00 z Bytomia. Trasa przez Czechy, Słowację, Węgry Rumunia.Przewidywany przyjazd do miasta Deva 21.00. Niestety dwa poważne wypadki tirów (jeden na moście w Cieszynie, drugi przed Żyliną) spowodowały, że na miejscu byliśmy 24.15.Pierwszy dzień po śniadanku to:Zamek w miejscowości Hunadoara: Następnie przepiękna miejscowość Alba Iulia: Następnie miasto Sibiu: Dzień drugi to szlak z Sibiu do Bukaresztu tu zaliczyliśmy:Monastyr Cozia: Przejazd krętą drogą Karpat Południowych nad sztuczne jezioro Vidraru: Zamek Vlada Palownika w Poienari (w zasadzie jego ruiny) czyli osławionego Draculi do którego prowadzi 1480 schodów. Było co dylać. Sobór Curtrea de Arges. Dzień trzeci to zwiedzanie Bukaresztu: I na koniec przejazd na nocleg koło miejscowości Braszow. Jak się później okazało jest to miejscowość narciarska. Z okna hotelu widać było takie cuda. Dzień czwarty to wpierw zamek Peles: Zamek w Bran który Rumuni wykreowali jako zamek Drakuli choć nic wspólnego z nim w zasadzie nie ma: I jeszcze ciekawostka - jak stwierdził znajomy - "Wejścia do zamku Drakuli strzegą trzy zwinięte węże" :biggrin::biggrin::wink:Miasto Braszow: Dzień piąty i ostatni to wpierw niesamowity kościół warowny w Premjer (wpisany na listę Unesco World Heritage): Zwiedzanie miejscowości Sighisoara: O 15.30 dnia 3.05.2014 wyjazd do Polski. Na miejscu zameldowaliśmy się 4.05.2014 o godzinie 6.00.Majówka jak widać dość „intensywna”. Co do Rumunii do muszę powiedzieć, że się nie zawiodłem. Jest to piękny kraj o niesamowitych krajobrazach. Od totalnej równiny (Wołoszczyzna) do pięknych i wysokich Karpat.Na moje oko jest to kraj jeszcze dość „dziki” ale w dobrym tego słowa znaczeniu. Komunizm go na szczęście nie pokonał. Myślę, że jest to ciekawa alternatywa dla innych krajów europejskich.Jak wspomniałem widoki cudowne, a ceny nie wygórowane. Obiad w knajpie można było spokojnie zjeść za 7-12 lei (1lej = 0,95zł), dobre piwko lokalne to wydatek w sklepie 2,5zł, w knajpce 6-7zł.Noclegi w kwaterach prywatnych to koszt od 25zł. Problemem jest język. Niestety pomimo, że j. angielskim władam słabo to i tak lepiej od nich.Niestety w tak krótkim czasie wiele zobaczyć się nie dało. Ciekaw jestem jak wygląda wybrzeże Morza Czarnego czy delta Dunaju. No cóż może następnym razem.A może tam na narty?Pozdrawiam
    8 punktów
  2. Szkoda tylko, że kiedy nadeszła taka fajna pogoda musiałem dość szybko i skończyć zabawę... dziękuję bardzo Pani (Polka) dzięki której wyłożyłem się tak, że cały się poobijałem, porysowałem google i przeleżałem pół godziny na stoku z bólu... ale i tak było warto:-)Wysłane z mojego GT-I9505
    6 punktów
  3. Kilka fotografii z okolic Rużomberka w Wielkiej Fatrze. Zdjęcie nr 1,2 i 3 - okolice Malino Brda (na 3 w oddali Velky Choc 1608 mnpm), nr 4 - wioska Vlkolinec, nr 5 - Cutkovska Dolina.
    3 punkty
  4. [video=youtube;T_lTNRs_9vc] [video=youtube;TENCkz13HOk]
    3 punkty
  5. Wyjechaliśmy w piątek około 13tej, zatrzymaliśmy się w Mikulovie żeby się przespać i o 6 rano wyruszyliśmy do Maso Corto. Dwoje dorosłych i dzieci 7 i 3 latka. Pogoda piękna, wprawdzie stanęliśmy na przełęczy Brennero w godzinnym korku, ale nie zepsuło nam to humorów. Po dotarciu do Bolzano mieliśmy spokojną chwilę na pastę we włoskim Bistro i mega zakupy w supermarkecie. Mi się zapalają oczy jak wchodzę do ich sklepów i zawsze popołudniami po nartach gotuję dla przyjemności:-) Po drodze mijamy miejscowość Merano-coś jak nasze górskie miejscowości sanatoryjne. Po pokonaniu 30 km bardzo krętej drogi docieramy na koniec świata czyli do miejscowości Kurzas gdzie śpimy w apartamentach Top Residence Kurz. Wieczorem dyrekcja hotelu pokazuje nam kilka slajdów, obrazujących ośrodek i częstuje gratisowym aperolem (mmmmmm...) Menedżerem hotelu jest Sepp Platzgummer, bardzo miły instruktor narciarstwa, z którym można wymienić narciarskie poglądy, pogadać o innych rejonach narciarstwa i o nartach blizzarda, które można w ośrodku testować. Wioska jest malutka, 4 hoteliki na krzyż, kilka barów apres ski, pizzeria (świetna pizza-polecamy, ceny około 8 euro za sztukę) i sklep z podstawowymi produktami spożywczymi. Dostępny jest też ski service i sklep narciarski. W naszych apartamentach jest możliwość nieodpłatnego zostawienia dzieci w mini przedszkolu, co będzie miało znaczenie dla rodziców, którzy chcą sobie sami szybciej pośmigać przez chwilę. Dziećmi opiekuje się Pani Hania, która w razie czego smsem poinformuje rodziców co dzieje się z dziećmi. Kolejka kursuje co pół godziny zaczynając od 9 tej i wwozi narciarzy w ciągu 6 minut z wysokości 2200 na 3200. Robi to wrażenie, niestety nie jest zbytnio komfortowe dla uszu:-))) Niestety kolejny ranek to mega rozczarowanie, sypie śnieg z deszczem na dole a na lodowcu totalna zawierucha, widoczność zerowa, śnieg po kolana. Nikt nie jeździ, wszyscy załamani bo nikt nie spodziewał się takiej pogody o tej porze roku. Kupiliśmy rodzinne skipassy na 6 dni i to był błąd, bo jeżdżenie było możliwe przez 3. My jednak nie chcemy uwierzyć, że jest tak źle i próbujemy cokolwiek porzeźbić, zostawiając dzieci pod opieką i wyjeżdżając na lodowiec. Jedziemy sami gondolką i pomimo bardzo złej widoczności próbujemy zjechać pierwszą trasą do pośredniego krzesła. Moja nowa slalomka nie daje kompletnie rady (a raczej to ja nie daję na niej rady...), zapadamy się bardzo, wszystko jest mokre i nieprzyjemne. Wciągamy się na górę i zjeżdżamy gondolą na dół, nie podejmując się zjazdu czarną schmugglerrinną. Trasa ta oznaczona jest jako czarna, ale w moim odczuciu tylko ostatnia jej część jest stroma. Dała radę bez problemu zjechać nią moja siedmiolatka. Trzeba przyznać jednak, że jest bardzo malownicza. Kolejny dzień jest taki sam, decydujemy się wyjechać z wioski i zwiedzić położone niecałe 40 km od Maso Merano. Miłe miasteczko, gdzie można pospacerować wzdłuż rzeki, zjeść tyrolskie specjały i zabić czas oczekiwania na lepszą pogodę. We wtorek ma być lepiej i rzeczywiście od rana świeci słońce. Jesteśmy pierwsi pod gondolą, na górze okazuje się, że jest świeżo wyratrakowane, twardo i śmigamy w pełnym słońcu. Na koniec dnia hotel funduje nam obiad w chacie Lazaun, na wysokości 2400 i zjazd po prawie 3,5 kilometrowym torze saneczkowym do apartamentów. Fajna atrakcja dla dzieci, chociaż i nam sprawiła frajdę. Następny dzień znowu brzydka pogoda, w nocy napadało mnóstwo śniegu i ratraki nie nadążają go ubijać. Ale nie to jest najgorsze, wyjeżdżając na górę kompletnie nic nie widać. Rozjaśniające gogle nic nie dają, nie ma kompletnie kontrastu i bardzo utrudnia to jeżdżenie. Czwartek i piątek już są ok, chociaż tak naprawdę to przez cały okres naszego pobytu pada śnieg. W dni kiedy jeździliśmy też padał, tylko popołudniami, do południa było słonecznie. W czwartek dodatkowo hotel funduje toast prosseco na tarasie hotelu Grawand na wysokości 3200. W sobotę wstajemy rano i o 6 wyruszamy, żeby dotrzeć do domu około 19tej. Pokonujemy 1340km. Maso Corto to fajny ośrodek, niestety nam pogoda spłatała ogromnego figla i nie mogliśmy w pełni docenić uroków lodowca Hochjoch. Trzeba jednak przyznać, że pomimo tego, że to był ostatni tydzień funkcjonowania ośrodka to miejscowy dokładali dużych starań, żebyśmy mogli jeździć w dobrych warunkach. Ratraki ratrakowały zaraz po zamknięciu wyciągów i od 5 rano do otwarcia. Na górze są dwie łatwe trasy przy długich orczykach, na których spokojnie mogą jeździć małe dzieci. Nasz 3letni syn właśnie w tym ośrodku nauczył się samodzielnej jazdy właśnie na orczyku. Ja jednak czuję niedosyt i planuję już Kronplatz w grudniu:-) Oby tym razem pogoda dopisała...
    2 punkty
  6. 2 punkty
  7. Tak się zastanawiam, trochę odświeżając wątek, co z tego Bębenka może nam się wykluć. Był już temat o tym, jak wygrał fisy. Ma chłopak 16 lat, ale widać, że ma naprawdę dobrą, ugruntowaną jazdę. Mówi się o nim, że objawienie i niesamowity talent. Nie wiem, jak to dokładnie jest, alb chyba mecenas sie znalazł - Rossignol i POC. A jak się na jego jazdę patrzy, to aż się miło na sercu robi [video=youtube;LxGjaGDV01A] [video=youtube;9cyOGTE0n4k]
    2 punkty
  8. Oj góralu nie strasz nie strasz,miejmy nadzieje że nie będzie tak tragicznie Swoją droga jak szybko po zabiegu się pozbierałeś,znaczy wskoczyłeś na nartki :
    1 punkt
  9. "Ładne nie jest to co jest ładne tylko to co się komu podoba" Jak dla mnie szybka dynamiczna jazda, przeskakiwanie co drugiego nasypu i energiczne "gaszenie" jest bardzo fajne i to lubię. Taka jazda niestety o wiele bardziej męczy uda ale zmęczenie powoduje także wzrost endorfiny w organizmie To że ktoś używa więcej siły w jeździe nie jest jednoznaczne z brakiem techniki, a wzmocnieni mięśni ud narciarzowi nigdy nie zaszkodzi.
    1 punkt
  10. Ja na rodzinny wypad chcę obczaić Kronplatz, tylko trochę drogo mi to wychodzi:-( Lenka ma cały czas mówione o tej rotacji, ale nie skutkuje. Mówimy my, mówią instruktorzy a ona nadal to robi...Mam nadzieję, że w końcu przyjdzie czas i przestanie. Chciałabym, żeby nasze dzieci fajnie jeździły, staramy się, żeby wszędzie z nami jeździły i miały szansę się szkolić. Nawet kosztem tego, że sami możemy mniej wtedy pośmigać. Cóż, trzeba inwestować:-)
    1 punkt
  11. Cześć Masz chyba jakiś dar bo zawsze nie znosiłem Maso Corto ale dzięki twojej relacji spojrzałem na nie inaczej. Może się tak wybierzemy rodzinnie. Jeszcze jak menadżerem jest gość o nazwisku Platzgummer to tym bardziej bo uwielbiam to tyrolskie brzmienie w zestawieniu w włoską (niby) narodowością. Moi ulubieńcy to dwójka saneczkarska: Gerhard Plankensteiner i Oswaldem Haselrieder. Jeszcze raz dzięki. No i niech ktoś powie córeczce żeby tak nie rotowała to będzie bardzo fajnie jeździła. Pozdrowienia
    1 punkt
  12. Wróciłem cały i zdrowy - jutro jakąś relację okraszoną zdjęciami postaram się tu zamieścić Co do rżenia, to jest w Soelden ciekawe zjawisko - mniej więcej na wysokości stacji BP jest boisko, a właściwie kilka boisk (dwa do piłki nożnej, do siatkówki plażowej, kosza i plac zabaw) - za każdym razem, jak tam byłem/tamtędy przechodziłem, to rozbrzmiewały dźwięki opery. Ktoś po prostu bardzo głośno słucha, albo puszcza - bo nei sądze, żeby w którymś z prywatnych domów odbywały sie koncerty :stupid: Aha! Nie, to nie tylko ja jeden słyszałem operę! :biggrin: I była słyszalna bez wspomagania
    1 punkt
  13. Byłem w Maso kilka lat temu koło 20 czerwca. Były wówczas "Polskie Dni" - całkiem sporo się działo i fajne nagrody można było przywieźć. Wtedy wyjeżdżaliśmy pierwszą gondolą o godz. 7 rano (puszczali taka jedną wcześniej, która praktycznie tylko ludzie w gumach wyjeżdżali - głównie jakieś włoskie kluby), a potem już normalnie gondola chodziła od 8:30 czy tam 9:00. Co do pizzerii, to odkryliśmy ją w ostatni dzień - do dziś pamiętam jej smak Ale w sumie to było dobre, że poszliśmy tam na samym końcu, bo tak przynajmniej wszystkie słoiki, ryze i makarony opróżniliśmy, a tak, codziennie chodzilibyśmy pewnie na pizzę, a makaron trzeba by wieźć do Polski ... :stupid: Pogodę mieliśmy nawet ok - specjalnie ciepło nie było, ale w plazówkę i tenisa pograliśmy, w nogę i kosza też. Rafting udało się zaliczyć, więc pozytywnie. Rano narty, a po południu siatkówka plażowa lub tenis - żyć nie umierać :biggrin: Jedynie był nieprzyjemny incydent. Babsko w sklepie mnie oskarżyło o kradzież jakiejś flaszki. Nie ukrywam, lubię czasem wypić łychę, ale stać mnie na to, żeby ja sobie kupić. Owszem, nie zawsze będzie to balvenie portwood (dobra, JESZCZE mnie na takie przyjemności nie stać, piłem tylko raz), ale na jakąś balantynę można się szarpnąć. A tu babisko mnie oskarża o takie rzeczy! Wchodzę do sklepu, chleb chce kupić, a tu wrzask i jakaś dzika baba ryczy na mnie po włosku. Hiszpański trochę znam, to mniej więcej zrozumiałem, o co jej chodzi. Próbuję z nią pogadać, ale ona angielskiego ni w ząb. Przyszedł jakiś chłopak z zaplecza i zaczął tłumaczyć. Ludzie w sklepie oburzeni, patrzą na mnie, jak na kryminaliste. Głupio mi się zrobiło, poprosiłem, żeby mi pokazali na kamerze, a oni na to, ze jak chcemy obraz z kamery, to trzeba wezwać policję. No to im powiedziałem, że śmiało, mogą wzywać, chętnie poczekam. To się nagle okazało, ze w tamtej części sklepu kamera jest tak zainstalowana, ze akurat tej pułki nie widać i nic się nie nagrało. W takim razie poprosiłem o spotkanie z kierowniczką - jak się okazało, była na urlopie. Stwierdziłem, że może się babiszon mści za to, ze dzień wcześniej kupiłem chleb parę minut przed zamknięciem sklepu i musiała ruszyć 4 litery i mi go podać, a już siedziała przy kasie i nie miała zamiaru się ruszać. Wobec tego były moje słowa,przeciw jej słowom i tyle. Zrobiliśmy zakupy, podeszliśmy do kasy, a ona w ryk, że ona moich zakupów nie skasuje - strzeliła fochem i nie miała zamiaru się ruszyć. Kolejka rosła i rosła... W końcu wyszedłem ze sklepu, za zakupy zapłaciła moja dziewczyna. Wieczorem po rozdaniu nagród poprosiłem Seppa na stronę. Opowiedziałem mu o całej sprawie. Potwierdził, ze kierowniczka sklepu wyjechała na urlop, bardzo przeprosił za całe zamieszanie, zadeklarował się, że na następny dzień pójdziemy razem do sklepu i wyjaśnimy całą sprawę. Oczywiście nie byłem zainteresowany, bo wolałem na nartach pojeździć niż tracić czas na wyjaśnianie z jakąś babą. Sepp zobowiązał się przekazać informacje o całej sprawie kierowniczce sklepu i tyle Poza tym jednym incydentem wyjazd do Maso dobrze wspominam. Jedyne co mnie powstrzymuje przed powrotem w to piękne miejsce, to ceny Ale z pewnością jeszcze kiedyś tam zawitam!
    1 punkt
  14. BTW. Bumer, Ty chyba masz jakieś kompleksy i potrzebujesz się dowartościować tutaj na forum prezentując się jako jakiegoś fachowca z wielką wiedzą... i pouczając innych... Z resztą warto zauważyć że wiedza sama w sobie traci na znaczeniu (albo dawno straciła?). Dziś liczy się przede wszystkim za jaką ideą się podąża i to raczej świadczy o człowieku a nie możliwość pochwalenia się "znajomością" części tematu. Drugie dno można znaleźć w każdej sprawie, pytanie co jest rzeczywiście słuszne... Co do naśnieżania Kasprowego: Pisałem już spory czas temu że możliwe jest oczywiście wykonanie racjonalnie naśnieżania na Kasprowym z pogodzeniem interesów. Największą inwestycją byłaby budowa dużego zbiornika w okolicach Kuźnic czyli w dolinie. Przepompowywanie wody na duże wysokości to w Alpach standard i mimo owszem zwiększonych kosztów z tym związanych jest to realizowane. Chociażby na Chopoku jest również od 2 lat podobna sytuacja - zbiorniki na 1200m.n.p.m. naśnieżanie do 2000 m.n.p.m. Ponadto dla właśnie pogodzenia interesów narciarskich z ekologicznymi można wprowadzić obostrzenia np. -Naśnieżanie tylko za pomocą lanc śnieżnych -Ograniczenie liczby dni z zamontowanymi lancami w sezonie (np. nie więcej niż 40 dni w sezonie) - poza dniami dozwolonymi demontaż i transport do magazynu - a co za tym idzie brak szpecenia (przynajmniej dla niektórych szpecenia) krajobrazu przez większość roku. Nie wszędzie trzeba od razu radykalnie wszystko wywrócić "do góry kołami" żeby coś zmienić i poprawić. Trwanie Kasprowego w takiej formie jak obecnie jest największą stratą dla wszystkich.
    1 punkt
  15. We Włoszech nie da się chodzić głodnym:-)
    1 punkt
  16. Gurgle i Sölden zmienne, ale jazda cały czas. Wczoraj mgła i opad, dziś juz bajka 100% [ATTACH]15729[/ATTACH][ATTACH]15730[/ATTACH][ATTACH]15731[/ATTACH][ATTACH]15732[/ATTACH][ATTACH]15733[/ATTACH][ATTACH]15734[/ATTACH]Wysłane z mojego Nexus 5 przy użyciu Tapatalka
    1 punkt
  17. Bumer , nie narzekaj :wink: popatrz na to z innej perspektywy : jesteśmy od 10 lat w UE ,przy okazji zostaliśmy uszczęśliwieni różnej maści "Naturami 2000" , organizacje pseudoekologiczne żyją i to nieźle z torpedowania każdej większej inwestycji ,młodzi uciekają z tych superekologicznych zakątków naszego kraju na zachód , a premier zafundował nam videocliposhow za taką kasę , za którą można by pewnie w niejednej wsi kanalizację zrobić . Tak , że jest OK , bawmy się dalej :
    1 punkt
  18. Stubai dzisiaj :-) a Jacek tak straszył pogodą, że nawet zastanawiałem się czy nie zrezygnować z wyjazduWysłane z mojego GT-I9505
    1 punkt
  19. No właśnie, Jedynym skutkiem (ekologicznym) wprowadzenia "paliw ekologicznych" (alkohol, oleje roślinne) jest radykalne wycinanie lasów tropikalnych. A innym - silny wzrost cen żywności. Wracając do pytania Majora: "... czy jest możliwość wykonania naśnieżania dla Kasprowego bez uszczerbku dla przyrody?" Oczywiście że tak. Wpływ naśnieżania 1 procenta powierzchni doliny na przyrodę jest żaden. Nie minimalny - jest zerowy. Na zaprzyjaźnionym forum narciarskim zrobiłem kiedyś obliczenia hydrologiczne dla Goryczkowe, które to jasno wykazały. A przede wszystkim są badania prowadzone przez kilkadziesiąt lat na terenach, gdzie naśnieżanie obejmowało nie 1% powierzchni dolina a np 10% i nic złego się nie działo. Patrz post Wujota. Tak naprawdę jedyną przyczyną walki przeciwko naśnieżaniu i wyciągom są względy estetyczne. Po prostu podpory, liny, armatki i lance nie komponują się z dziką przyrodą. Jest to niewątpliwie słuszny argument, który należy brać pod uwagę. Ale jest wstydliwie ukrywany i w zamian stosowany jest nieprawdziwy o szkodliwości dla środowiska. A ogólnie o Tatrach: Wprowadzenie wypasu owiec od XV wieku spowodowało ewolucyjną ale radykalną zmianę ekosystemu Tatr. Wycięcie w XIX wieku wszystkich, powtarzam wszystkich lasów w Tatrach (i następnie ich sztuczne zalesienie) było gwałtowną i całkowitą zmianą ekosystemu Tatr. Całkowite wyrzucenie owiec z Tatr w lata 60. XX wieku było znowu gwałtowną i bardzo silną zmianą ekosystemu (Choć moim zdaniem kilkukrotne zmniejszenie ilości owiec było niezbędne). Po tych wszystkich zabawach, które zafundowaliśmy przyrodzie Tatr praktycznie nie ma co tam chronić! :biggrin::biggrin: To oczywiście żart. Przyroda sobie poradziła nawet z tak gwałtownymi ingerencjami. Naśnieżania na Gąsienicowej, Goryczkowej i w Świńskiej nawet nie zauważy. Tadek
    1 punkt
  20. Co bym nie potrzebowal zatrzymywac sie i odpoczywac co pare metrow. Jezdze w takich warunkach dosc szybko, skzcze i bawie sie muldami , a to wymaga jakiejs tam kondycji od nog. Ogolnie uwazam ze bez silnych nog nie ma jazdy.
    1 punkt
www.trentino.pl skionline.tv
partnerzy
ispo.com WorldSkiTest Stowarzyszenie Instruktorów i Trenerów Narciarstwa PZN Wypożyczalnie i Centra testowe WinterGroup Steinacher und Maier Public Relation
Copyright © 1997-2021
×
×
  • Dodaj nową pozycję...