Narty - skionline.pl
Skocz do zawartości

Ranking

  1. marboru

    marboru

    VIP


    • Punkty

      9 614

    • Liczba zawartości

      7 177


  2. surfing

    surfing

    Użytkownik forum


    • Punkty

      8 638

    • Liczba zawartości

      3 827


  3. marcinn

    marcinn

    VIP


    • Punkty

      8 501

    • Liczba zawartości

      4 682


  4. moruniek

    moruniek

    Użytkownik forum


    • Punkty

      7 766

    • Liczba zawartości

      2 511


Popularna zawartość

Zawartość, która uzyskała najwyższe oceny od 20.01.2018 uwzględniając wszystkie działy

  1. SZRENICA Uwielbiam okolice Jeleniej Góry, widoki na Karkonosze są zniewalające (tzn dla mnie), kilka przykładów widok na Śnieżkę z okolic Piechowic Szrenica, trasa FIS (w tym sezonie czynna, co jest zjawiskiem niezwykłym niestety), Końskie Łby po prawej, a po lewej Szrenicki Kocioł (tak naprawdę kotłem nie jest) który jest w rzeczywistości niszą niwalną... jeden z najładniejszych (mój nr 1) widoków... na Śnieżne Kotły, między kotłami widać stacje nadawczą RTON Śnieżne Kotły (to już prawdziwe kotły polodowcowe) Szrenica to także schronisko o tej samej nazwie, docierają tu głównie turyści piesi, skiturowcy oraz freeriderzy Blisko ze Szrenicy jest na Halę Szrenicką gdzie jest kolejne schronisko... od góry i od dołu... w środku atmosfera typowo schroniskowa, gwar, hałas; wydaje się, że dużo więcej jest ludzi w schronisku niż na stoku. Wszędzie już wiosna, ale patrząc przez okno schroniska - zima jeszcze się nie poddała... Druga sekcja krzesła na Szrenicę prowadzi przez las i później wzdłuż trasy FIS (zwanej ścianą), oczywiście korzystałem z niej, bo trasa oficjalnie otwarta i nie trzeba się rozglądać czy nie zjawi się ktoś chętny do wręczenia mandatu (co się zdarza niestety) Po drodze widać nartostradę Śnieżynka w doskonałym stanie, która jest alternatywą dla ściany między górną, a pośrednią stają krzesła, nie wszyscy ją lubią, bo jest sporo trawersowania na niej... Z górnej stacji krzesła jest widok w stronę Śnieżnych Kotłów (z drugiej strony) tu widać tylko stację nadawczą. Mała ciekawostka, budynek powstał pod koniec 19 wieku i było to początkowo schronisko "Nad Śnieżnymi Kotłami". Dopiero po wojnie w roku 1960 przy okazji Igrzysk Olimpijskich w Rzymie zamontowano maszt nadawczy telewizyjno-radiowy i obiekt przejął EmiTel... widać pośrodku Łabski Szczyt (nieopodal ma swe źródło rzeka Łaba (Laba, Elba w zależności od kraju). Na zdjęciu widać Łabski Kocioł (który też nie jest kotłem tylko niszą niwalną). Jak się dobrze wpatrzyć w zdjęcie to między drzewami widać schronisko Pod Łabskim Szczytem (prąd jest tu, jak w niektórych słowackich schroniskach tylko z agregatu prądotwórczego, włączany z reguły po południu). Koło schroniska była kiedyś fajna trasa narciarska i orczyk. Prawie nigdy nie było tu kolejek, trasa wymagająca, a dotrzeć na miejsce nie było łatwo. Ja tam jeździłem w latach 70-tych i 80-tych. W obecnych czasach nie ma raczej szans by ponownie powstała tu trasa narciarska... Ze Szrenicy można zjeżdżać najdłuższą trasą w Sudetach, Lolobrygida w marcu, kwietniu, jeśli jest śnieg to moja ulubiona nartostrada, firn lub miękki śnieg potrafi dać wiele frajdy na tej trasie... tu odcinek przy orczyku Świąteczny kamień, najprzyjemniejszy do zjazdów... Sobota to również dzień zawodów o Puchar Burmistrza Szklarskiej Poręby, sporo narciarzy, trzeba się było dobrze rozgrzać by nie dać plamy (jak w ubiegłym roku, gdy zaliczyłem glebę na ostatniej bramce) Po 10, z małym opóźnieniem zawody ruszyły pełną parą... trochę prywaty: i mnie się nieźle jeździło, choć nie było bezbłędnie (ja jednak nie Marcel czy Petra) ... Po zawodach czas na rozprężenie i trochę swobodnej jazdy po świetnym miękkim śniegu, tutejsza hala to świetne miejsce dla chcących zatoczyć pełne koło. Tu można tego dokonać w każdej chwili, jest szeroko i nie jest stromo, najlepsza pora na takie realizacje (jak ktoś lubi)... Podsumowanie świetnego dnia na nartach (nie tylko zawodów) w otoczeniu Burmistrza SZP i głównego sędziego zawodów... Pozdrawiam serdecznie. PS i szczególne podziękowania dla Ani za świetne (moim zdaniem) zdjęcia!😊
    45 punktów
  2. Wróciłem przedwczoraj więc info na świeżo. Ośrodek na przyzwoitym poziomie w skali 1...10 daję mocne 7. W Polsce możemy pomarzyć o takim ośrodku, jeśli ktoś szuka czegoś innego od Ischgl to polecam ,karnet 5 dni 120 euro. Los był dla nas bardzo łaskawy w 5 dni spadło około metra śniegu, codziennie świeża dostawa puchu . Miałem szerokie dechy i byłem w narciarskim raju w Serbii 👍👍
    38 punktów
  3. Dzień zaczął się niewinnie. Rodzinka śpi w hotelu, ja mam wolne dla siebie, więc wymykam się po cichu i udaje się ... wiadomo gdzie, KW. Ma być lampa 😀 Zdziwienie na parkingu w Kuźnicach że nikt nie chce ode mnie ani grosza , dziś free 😳 Walę więc pod kasy aby być na górze jednym z pierwszych. I tu się zaczyna😀 W kolejce toczą się rozmowy a obok nie stoi gość z szerokimi dechami. Sam też takie zabrałem. W kasie na pytanie czy jest skipas No Limit pan odpowiada że na szczęście nie ma. Pytam, na szczęście dla kogo? 🤔😡 W gondoli zaczynam rozmawiać z kolegą ze sztachetami i dowiaduje się że jest nastawiony tylko i wyłącznie na offpist, a po 12:00 zamierza uderzyć dalej w góry na turach. Kurna , jestem sam, facet ma plan i zna każdą linie na KW. Jest okazja 😉 Na górze pytam czy mogę z nim pojeździć? Zgadza się i jest moim przewodnikiem. Zaoralismy co się dało na Kasprowym po obu stronach. Las, zleby, pod wyciągiem. Mielismy plan na jeden poważny lajn ale służby parku stanęły na naszej drodze. To był dla mnie poligon. Puch na przemian z wywianym terenem w postaci lodu. Dałem radę i mam nowego kolegę poznanego przez ten piękny sport. Nawet była wspólna herbata i kabanosy w przerwie. Kolega Przemek miał wszystko w plecaku jak na skiturowca przystalo😀 Fotek nie ma wiele bo nie było czasu. Mam dostać parę filmów które Przemek kręcił w czasie przygody . Mam tyle.
    35 punktów
  4. SUDETY W polskiej części Sudetów to już chyba ostatni weekend gdzie można pojeździć po trasach. Moim zdanie najlepsze warunki dalej są na Szrenicy i mogłaby być jeszcze czynna co najmniej kolejny tydzień ale Ski Arena i Sudety Lift są innego zdania i od poniedziałku konserwacja wyciągów. Wyciągi ponownie ruszają 20 kwietnia, to już raczej dla turystów. Dzisiaj mimo temperatury 9 stopni warunki prawie na wszystkich trasach bardzo dobre lub dobre. Ściana oficjalnie zamknięta ale sporo osób jeszcze tam zjeżdżało. Górna stacja Expressu po 11 godzinie wyglądała wg mnie co najmniej dobrze... W tym samym czasie Świąteczny Kamień jeszcze był twardy Śnieżynka na całej długości w bardzo dobrym stanie za wyjątkiem stacji pośredniej, gdzie śniegu było już mało Ze Śnieżynki wracamy na górę starym krzesłem, które kilka razy się zatrzymuje bo sporo pieszych turystów wjeżdża na Szrenicę. Odnośnie schroniska przypomniało mi się, że o mało co a by go nie było. W drugiej połowie lat 60-tych zostało zamknięte. Do remontu się nie kwapiono i dopiero na początku lat 70 coś ruszyło. Niestety w czasie remontu doszło do pożaru i prawie cały dach spłonął. Remont trwał ponad 20 lat i udało się go dokończyć dopiero po sprzedaży schroniska prywatnej osobie. Do dzisiaj jest to schronisko własnością prywatną. Miałem przyjemność tam dotrzeć właśnie w pierwszych miesiącach po otwarciu. Było to na początku 1993 i wtedy właśnie jeździliśmy też Pod Łabskim Szczytem, nie pamiętam tylko czy wtedy był tam jeszcze orczyk, czy już talerzyk. Na zdjęciu widać też po prawej stronie końcową stację pierwszego wyciągu, która była około 300m wyżej od obecnej 2 sekcji krzesła. Dojeżdżamy z Anią wreszcie na Halę Szrenicką a tam warunki bardzo dobre, żadnych kamieni czy wystającej ziemi, naprawdę szkoda, że od jutra stację wyłączają. Pierwsze co widzimy na hali to, że na ostatnim slalomie w sezonie trenują dzieci z lokalnego klubu Nie pamiętam kiedy po południu panowały tu tak dobre warunki Nie pozostało nam nic innego jak dołączyć do nielicznego towarzystwa i cieszyć się ostatnimi szusami w naszych górach... Koło 15 ruszamy na Świąteczny Kamień, warunki minimalnie gorsze ale jazda dalej sprawia nam radość Jak na taką godzinę jest super. Jeszcze Lolą na dół, ostatni kilometr jest słabszy, 2 razy trzeba odpinać narty i ostatnie 250 m z buta. to jednak żaden problem, warto było bo trasa w 3/4 w stanie bardzo dobrym. W naszym regionie pozostaje kilka stacji w Czechach lub skitury... szkoda, że to już końcówka sezonu, oboje nie jesteśmy wyjeżdżeni... Pozdrawiam!
    35 punktów
  5. Jak już wcześniej pisali koledzy w innym wątku, też zawitałem w Szczyrkowskim. Nie udało mi się dotrzeć jak chciałem, czyli przynajmniej pół godziny przed otwarciem, ale wiele nie straciłem. Na miejscu byłem coś może 5 minut po godz. 9. Parking pod gondolą pełny, załapałem się na ten obok, ale byłem jednym z ostatnich, których tam wpuszczono! W Szczyrku prawdziwa zima! Mróz na dole -6 st, u góry pewnie więcej. Wyguzdrałem się w miarę szybko i pod gondolę. Kolejek brak, mimo zajętych po brzegi parkingów. Jak się później dowiedziałem, pierwsi klienci dostali drobne upominki i oscypka z boczusiem. Cóż, trzeba było być szybciej... Podczas jazdy gondolą trochę sobie posłuchałem. Jednym z pasażerów był Goprowiec. Otóż naśnieżono tylko 3 trasy, bo na resztę brakło wody! Mogliby wpompować kolejne hektolitry, ale ponoć Aqua się nie zgodziła. Czy to prawda, nie wiem, bo na COS armatki szły, ale oni mogą mieć jeszcze zapas. Hali Skrzeczeńskiej ponownie nie poznaje! Zrobiło się tu strasznie szeroko, no i oczywiście jest nowy wyciąg na Zbójnicką Kopę. Na trasach ludzi sporo, choć jak się wyminie kumulacje, to można mieć więcej przestrzeni dla siebie. Do tego mimo pochmurnej pogody, od Hali w dół widoczność dość dobra. Przynajmniej tak do południa. Nowe krzesło na Kopę to pełny luksus, czyli bubliny i ogrzewanie. Jednie silny wiatr powodował spowalnianie wyciągu. Można się poczuć jak w Alpach, kiedy ten jedzie najpierw w góra, a następnie w dół i znowu w górę. Prawie nie spotykane u nas. Nowa trasa z Kopy, a raczej mocno zmodernizowana - rewelacja! Przynajmniej mi się podoba. Zaskakująco szeroka i choć płaska, to o równomiernym nachyleniu, pozwalającym wystarczająco pojechać na krawędziach. Jeszcze bardziej zaskakuje szerokość po połączeniu trasy z Małego Skrzycznego i z Kopy. Jak ktoś pamięta jak tam było, to na pewno się zdziwi. Choć powiem, że jak na standardy alpejskie, jest tam po prostu normalnie. Wspomnę jeszcze o połączeniu z COS. Trasa nie powala szerokością, ale jest zupełnie wystarczająca i całkiem przyjemna. Nic a nic nie trzeba drałować, czy nawet odpychać się kijkami. Dalej znanym Ondraszkiem do kanapy. A w drugą stronę? Po staremu: do schroniska, w prawo pod górkę i dalej już właściwie tylko jazda. Po rozwidleniu, trasa przecina dojazd do COS i bez odpychania wpadamy gdzieś na trasę z Kopy. Przydałby się dla wygody jakiś mały talerzyk od schroniska do załamania terenu, skąd już się jedzie. Ale tyle można przeżyć. Przy okazji wspomnę, że mimo wyłącznie naturalnego śniegu, na Ondraszku można było bezpiecznie pojechać. Lepiej sytuacja wygląda w samym Szczyrkowskim. Warun u góry bardzo dobry! Im niżej, tym gorzej, ale trudno było narzekać. Ilości śniegu wystarczające. Co działało? W COS tylko Ondraszek i łącznik 3a. W Szczyrkowskim idąc od góry: - trasy z Kopy 3b i 3c -z Hali Skrzeczeńskiej 3 pod gondolę i 4 do Soliska Frekwencja? Kolejek do wyciągów praktycznie brak przez cały dzień. Natomiast na trasach w okolicach południa bywało tłoczno. Czasami nie wiedziałem gdzie jechać... Ale chwilę później, po minięciu zatoru, miewałem całkowicie pustą trasę przed sobą. Pewnie gdyby wszystkie trasy były otwarte, byłoby zdecydowanie bardziej luźniej. Jazdę zakończyłem gdzieś po godz piętnastej. W końcówce zrobiło się bardzo mroczno, widoczność słaba, a trasy przy dole były mocno zmęczone. Uznałem, że dla bezpieczeństwa lepiej zakończyć jazdę. Bardzo udany początek i jestem pod mocnym wrażeniem zachodzących tu zmian! Pewnie w szczycie sezonu będą tu tłumy, ale zawsze można się jakoś wpasować. Dziś zdecydowanie zadowolony!
    35 punktów
  6. Dojechaliśmy z dodatkowym noclegiem w aucie (bo Szwajcarzy zamknęli w nocy o 24:00 wszystkie drogi do Samnaun bo nie chciało im się odśnieżać). Na szczęście opady wynagrodziły ten "bonus" i cztery dni spędziłem na off piste. Parę fotek dla tych co lubią takie klimaty. Pozdro Wiesiek
    34 punktów
  7. No to w ramach oddechu świeżym górskim powietrzem, w ramach odejścia od kłótni na temat koronawirusa, małe przenosiny na Kasprowy Wierch Co prawda z poniedziałku, ale i tak wiele pewnie nie zmieni się w najbliższym czasie. Dla mnie ten poniedziałkowy dzień to był masochizm w najczystszej postaci, bo być tam i nie jeździć na nartach to grzech No ale byłem w pracy, byłem pod koniec dnia, zdjęcia robiłem, a przy okazji zrobiłem i kilka takich luźnych zdjęć jak poniżej Co prawda zwędziłem jednej miłej Pani z Portalu Tatrzańskiego na kilka chwil jej narty i kije, ale tylko po to, żeby sobie z nimi zrobić pamiątkowe zdjęcie Dzień słoneczny, przepiękny, praktycznie bezwietrznie. Z tego co pytałem kilku narciarzy, to warunki świetne, a zjazd na dół do Kuźnic bezproblemowy, jedynie z małymi przetarciami na dole, ale przy odrobinie uwagi da się przejechać. A popołudniowy Kasprowy w poniedziałek wyglądał tak:
    34 punktów
  8. Dokładnie dzisiaj minął tydzień od naszego powrotu i jest już klip Siedem dni i siedem świetnych ośrodków narciarskich zamkniętych w czterominutowy obraz. Civetta, Carezza, San Martino di Castorozza, Alpe Lusia, Predazzo, San Pellegrino i słynna Cortina d'Ampezzo - zostały już tylko wspomnienia... Klip dedykuję @mifilim oraz @Góral spod Skrzycznego - Chłopaki wracajcie do zdrowia i pełnej sprawności! Wierzę, że razem zawitamy w te piękne Góry kiedyś w niedalekiej przyszłości. @Sariensis, @wojgoc, @Piotr_67, @artkas, @tanova, @ewangelizator, @Chrumcia, @San28, @JC, @Greg, @leitner, @pawelb91, @Turnplayer, @Jeeb, @Aressi, @Cosworth240, @ANDISKI, @marcinn, @gregre0, @Mitek, @zając, @fredek321, @Annaa, @janek57, @zbyszek42, @gregor_g4, @artix, @Bumer, @WojtekM, @sstar, @johnny_narciarz - dzięki za wpisy w wątku i podtrzymywanie go przy życiu Miłego oglądania
    33 punktów
  9. Po blisko dwutygodniowej przerwie dzisiaj trafiłem ponownie do Szczyrku, na parkingu pod gondolą 8.25 i już tylko jeden rząd wolny do parkowania, ale ja nie jestem @bolec, Krzychu, kiedy wjeżdża na parking mawia: Kurde, znowu jestem drugi, a po chwili dodaje, aaa, nieee, przecież to jest Volvo w akwarium . Pogoda żyleta, lekki mrozik, i bardzo dobrze przygotowane trasy - przez kilka pierwszych zjazdów szukałem kamieni, bez powodzenia. Tradycyjnie już przed 11 przeniosłem się do COS, i nie była to ucieczka przed tłumami, czy zdegradowanymi trasami (tych, do 10.30 nie uświadczyłem). Kolejka do kanapy na Skrzyczne do 10 minut, i było to zdecydowanie dłużej niż single line w SMR. Trasy chyba jeszcze lepsze, więcej naturalnego śniegu i więcej luzu. Z upływem dnia trochę łat lodowych, odsypów i muld, ale za to kolejka do kanapy i orczyka znacznie mniejsza. Powrót do SMR trasą 3a, tu pomęczyłem jeszcze 1-kę i 3-kę - już mocno wyślizgane, jazda z dobrymi krawędziami lub na odsypach. To był bardzo udany dzień na nartach.
    33 punktów
  10. Hej, Jako ze jestem jeszcze świeżo po, to wrzucam pokrótce swoje wrażenia z wyjazdu do Karyntii. Myślę, że o tyle warto, że nie każdy wybór był oczywisty. Założenia takie jak to prawie zawsze w moim przypadku: każdego dnia zwiedzamy inny ośrodek i objeżdżamy go ile tylko sił w nogach W planach było Nassfeld i Gerlitzen, reszta do ustalenia w trakcie wyjazdu, w zależności od fantazji, obłożenia, pogody, itp. Od razu zastrzegam, że każdy z opisywanych ośrodków odwiedziłem pierwszy raz, więc żadnych porównań względem innych warunków/aury/pory roku nie mam. Do meritum: wyjazd z Warszawy w piątek 22.03 chwilkę po 6, pomimo praktycznie bezustannego deszczu trasa idzie sprawnie bo chwilę po 13 jesteśmy pod Wiedniem, a koło 18 dojeżdżamy do Villach (wybraliśmy przejazd przez austriackie S6, S36 i dojazd do Kalgenfurtu przez S37). Schody zaczęły się za Klagenfurtem, bo zaczęło sypać gęstym śniegiem. Niby fajnie, ale przez paraliż na drogach oraz konieczność założenia łańcuchów na 3 km przed metą (w Matschiedl) pod nocleg zajechaliśmy dopiero koło 19:30. Tak, czy tak, nie ma tego złego, przez noc nasypało jakieś pół metra świeżego, choć komunikaty w Nassfeld mówiły nawet o 90 cm opadu. No właśnie, Dzień 1 (sobota), Nassfeld Trochę czuliśmy, że to niekoniecznie najlepszy pomysł, ale uznaliśmy, że gdzie indziej wiele lepiej (puściej) w weekend nie będzie, a w Nassfeld, przynajmniej w teorii jest gdzie się ludziom rozjechać. Na dodatek poranek przywitał nas bardzo obiecująco, więc i perspektywa jazdy w towarzystwie malowniczych widoków utwierdziła nas w wyborze: Niestety, im dalej w las tym gorzej. Na dodatek, pomimo iż pod ośrodkiem jesteśmy w sobotę o 8:30, to przez zamieszanie przy kupnie karnetów oraz sporą kolejkę do gondolki w Tröpolach, nartować zaczynamy dopiero w okolicach godziny 9:30. W górnych partiach ośrodka widoczność sięgała pewnie nie więcej niż 50 metrów do przodu, do tego trasy przykryte był całkiem grubą i stale powiększającą się (znów zaczęło sypać) warstwą świeżego śniegu. O ile dla mnie to nie był żaden problem, bo wziąłem swoje Thunderbolty, to chłopaki (brat + kumpel) na slalomkach trochę marudzili. Niemniej jednak, nie ma to tamo, przyjechaliśmy tu pojeździć a nie marudzić! Pierwsze kilka zjazdów zrobiliśmy po trasach 21, 23 i 40. Jazda z gatuknu tych "czujnych" - raz, że trzeba było uważam żeby na kogoś nie wpaść, dwa że jednak błędnik też momentami trochę w tym mleku wariował. Na szczęście im bliżej południa tym bardziej jaśniało, a zarazem coraz bardziej kusiła wschodnia część ośrodka (lewa strona mapy), ta za drogą na przełęcz. "Kusiła", bo od rana była zamknięta z uwagi na prowadzone w tym rejonie strzelania (przeciw)lawinowe; szczęśliwym trafem krzesełka ruszyły akurat w momencie gdy kończyliśmy przerwę na calimero. Decyzja była szybka, dzięki czemu (przez chwilę ) czekały na nas puste i nierozjeżdżone stoki. Pierwsze zjazdy "siódemką" bardzo fajne, trasy nr. 1 i 4 też niczego sobie, choć kopne warunki nie rozpieszczały. Trochę gorzej było na 9 i 8, co było zresztą dobrze widać, bo większość narciarzy walczyła o życie na (niezbyt wysokich) ściankach. W drugiej części dnia stopniowo przebijaliśmy się w kierunku Carnii (trasa nr. 80, prawa strona mapki). Warunki na trasach 51, 52, 65, 69 oraz 70 bez zaskoczenia - kopne, porozjeżdżane i generalnie bez szału, do tego na dojazdówce do Rastl czekało nas omijanie prowadzących nierówną walkę z naturą. Wielką natomiast niespodzianką okazał się zjazd czarną 75 - zdecydowanie najtwardsza i najrówniejsza ze wszystkich objechanych przez nas tego dnia tras, w końcu można było trochę pośmigać - może i niezbyt szybko, ale za to fajnym skrętem! Trasa nr. 77 też całkiem ok, sporo frajdy dał zjazd nieratrakowanym, choć mocno już rozjeżdżonym czarnym wariantem w górnej części trasy. Na koniec czekał nas prawie siedmiokilometrowy (tak mi wychodzi z GPS'u) zjazd czerwoną Carnią (nr. 80), z vertical'em ok. 1200 m. Ponieważ lubię takie wycieczki, to całkiem mi się podobało, choć musze przyznać że warunki były zdecydowanie dla koneserów - dosyć tłoczno, kopny i rozjeżdżony śnieg, do tego im niżej tym większa kasza (w dolinach był tego dnia - jak zresztą przez cały nasz wyjazd - całkiem spory plus). Koniec końców pojeździliśmy całkiem solidnie, bo wyszło mi lekko ponad 43 km zjazdów i 8450 m verticala. Niemniej jednak ośrodek "do poprawki" przy lepszych warunkach - nie zachwycił, bo nie miał prawa z uwagi na tłok (weekend) i warunki (pogoda), ale to co zobaczyłem to fajnie wyprofilowane trasy (uwielbiam takie typowo czerwone zjazdy z licznymi zmianami kierunku jazdy i profilu terenu!), na których innego dnia miałbym z pewnością masę frajdy --- Dzień 2 (niedziela), Bad Kleinkirchheim Wybraliśmy się tutaj uciekając przed tłumami. Zaparkowaliśmy strategicznie, przy orczyku nr. 8, tak żeby móc obrócić bez problemu cały ośrodek. Zaczynamy chwilkę przded 9 od Maibrunn Alm. Dookoła (i na parkingu i na stoku) pustki, pierwszy zjazd trasą nr, 11 lekko asekuracyjnie - jest twardo (miejscami wręcz lodowo), ale nieco nierówno i prawie całkowicie bez kontrastu (bardzo miękkie światło, na szczęście bez jazdy we mgle). Za drugim razem już lepiej, przy dobrym kontraście musi to być bardzo fajna, "sportowa" trasa. Stopniowo przeskakujemy w kierunku Kaiserburg'a - całkiem sporo frajdy dała mi trasa nr. 7, ale zdecydowaną gwiazdą dnia była trasa nr. 2. Niezbyt długa, ale szeroka, z dużą liczbą garbów, idealnym warunkiem i w ogóle tym co tygryski lubią najbardziej. Równoległa do niej "piątka" trochę gorzej - nie tak równa (twarde odsypy), przez co zjazd trochę na hamulcu. Niestety zarówno czarna 8, jak i czerwona 6'ka były zamknięte (?brak śniegu w dolinie - tak to wyglądało). Czerwona jedynka do pośredniej trasy gondoli jakoś nieszczególnie zapadła mi w pamięci, co świadczy o tym, że z jednej strony nie było źle, ale z drugiej też niczym mnie w takim razie nie zachwyciła. To co mnie natomiast urzekło to sam Kaiserburg. Nie wiem czemu w końcu nie zrobiłem mu żadnego zdjęcia (chyba mi światło albo kompozycja nie zagrały; w zamian landszafcik z wnętrza), ale ten brutalistyczny zamek (czy tam, jak pewnie powie większość, betonowy kaszalot) naprawdę ma coś w sobie! Po południu uciekliśmy w kierunku St. Oswald. Na początek wjazd dwuosobowymi krzesełkami nr. 12 i 13 i szybka inspekcja stoku - pomimo iż trasa nr. 13 jest zamknięta i ewidentnie płynie, to jest jeszcze przejezdna - już wiem jak wracam! (spoiler - powoli i uważnie, ale bez strat w sprzęcie ). Postanowiliśmy zaczynać od północy (St. Oswald, prawa strona mapki) i stopniowo wracać do Bad Kleinkirchheim. Objechaliśmy w zasadzie wszystko co było do objechania, w dolnych częściach robiło się już kaszowato, ale trasy nr. 26 i 27 wciąż dawały sporo frajdy. Najlepiej oczywiście trzymała się górna ośrodka, najbardziej przypasowała mi czarna 21 oraz czerwona 28, ta druga z rewelacyjnym widokiem na Feld am See Na koniec dnia zostały trasy nr 14 i 16 - może niezbyt urozmaicone, ale szerokie oraz wciąż dobrze się trzymające. Jak już wspomniałem, zjazd do bazy odbyłem zamkniętą 13'ką (jakoś nie lubię jeździć krzesełkami na dół ) - trochę walka o sprzęt, ale co przejechane, to moje. Koniec końców był to całkiem udany dzień, a 44 km w nogach - biorąc pod uwagę warunki - to imho dobry wynik Teraz najważniejsze - czy polecam ten ośrodek? To zależy. Na pewno jest to dobra opcja na weekend, bo z uwagi na trochę skansenowaty charakter jest tam raczej pusto. Choć i tutaj coś może się zmienić, bo w St. Oswald działają już nowa gondolka i krzesełko, więc pewnie i reszta ośrodka sukcesywnie będzie zaliczać upgrade. Jednak mając do wyboru idealny warun i pełną lampę tu lub w Nassfeld, zdecydowanie wybiorę to drugie. --- Dzień 3 (poniedziałek), Gerlitzen Wybaczcie, nie będę za wiele się rozpisywał bo tu trzeba jeździć a nie pisać; w skrócie: RE-WE-LA-CJA! Pod gondolką w Annenheim zameldowaliśmy się jeszcze przed 8, więc o 8:30 byliśmy na szczycie. Na kopule szczytowej wiało tego dnia niemiłosiernie (zwłaszcza do południa, kiedy to się zachmurzyło), ale co się wyjeździłem to moje. Pierwsze zjazdy czerwoną jedynką i czarną dwójką (choć ja nie wiem z której ona strony jest czarna) to było najlepsze co tylko może się narciarzowi trafić - równiutki sztruks, pełna lampa, pusty stok. Ciąłem zakręty jak po*ebany, póki tylko nóg starczyło. 24'ka do orczyka na początku była lekko zmrożona, więc przyczepności było mniej niż więcej, ale na drugim zjeździe już było jak trzeba. No i King of the Hill, czyli trasy 13, 14, 15 i 16 prowadzące na północną część góry. Pomimo, że trafiliśmy tam dopiero koło 10, to wciąż było idealnie - 900 m verticala długim skrętem i na prawie pełnym gazie, uśmiech mi z gęby nie schodził przez cały zjazd! Z tras wartych polecenia urzekła mnie też czerwona 8'ka. Dosyć wąska, trochę "karkonoska" w profilu i odczuciach, i dająca furę frajdy z carvingowania. Na koniec dnia: niech 52 km w nogach i vmax=82 km/h (w końcu było jak i gdzie się puścić!) mówią same za siebie. Jeśli tylko ktoś z Was będzie miał taką okazję, to gorąco polecam ten ośrodek - idealnie wyprofilowane, zróżnicowane, a do tego (zwykle) szerokie trasy robią mega robotę! --- Dzień 4 (wtorek), Mölltaller + Ankogel Ponieważ było już miło, to teraz dla odmiany musi być tak sobie... Czwartego dnia wybraliśmy się na Mölltaller. W zasadzie to gdzie byśmy nie pojechali to by było źle, bo wszędzie miały być chmury i śnieg, ale liczyliśmy na to, że a nuż na lodowcu będzie - z uwagi na wysokość w m n.p.m. - nieco lepiej. Niestety, srogo się przeliczyliśmy. Pod wagonikiem byliśmy o 8:30, koło 9 byliśmy nad Eissee. A tam prawie wszystko zamknięte (łącznie z Panoramabahn, które według komunikatu miało kręcić). Śnieg kopny (gruba warstwa), widoczność licha (dlatego zdjęć brak), a do tego całkiem duży tłok, więc zjechaliśmy co było do zjechania (9, 10, 11, 12) i po krótkiej naradzie uznaliśmy, że trzeba stąd uciekać, bo gorzej być już na pewno nie będzie. A że w okolicy najbliżej jest Ankogel, to tam też się wybraliśmy A co nas czekało w Ankogel? Ano niespodzianka. Zajechaliśmy na miejsce chwilę po 13, i okazało się, że na miejscu warunki są zupełnie inne (lepsze!) niż na Mölltalerze. Przede wszystkim było tam całkowicie pusto (choć nie wiem, czy od rana tak, czy dopiero po południu ośrodek opustoszał), do tego śnieg też jakby mniej kopny niż na lodowcu. Do tego im dalej w dzień, tym coraz więcej przejaśnień! W skrócie: 1 i 1a rewelacyjne (zwłaszcza ta druga, bo i mniej zjeżdżona), podobnie 6'ka; kręciliśmy tam aż do samego zamknięcia naprawdę dobrze się bawiąc. Na dół zjechałem nieczynną 2'ką - dużo muld, mokry i ciężki śnieg, ale trasa przejezdna bez problemu. Podsumowując, Ankogel skojarzył mi się trochę z Kasprowym Wierchem na sterydach - podobne odczucia z jazdy i otaczającej przestrzeni i generalnie jazda na tak! Koniec końców wyszło prawie 30 km, z czego 12 "zmęczyliśmy" na Mölltalerze, a kolejne 18 - w nieco krótszym czasie - już w Ankogel, które zdecydowanie uratowało nam dzień. O lodowcu się nie wypowiem, bo zdecydowanie muszę dać mu drugą szansę w lepszych warunkach, za to Ankogel to rewelacyjny i nieco bardziej kameralny ośrodek, idealny na jeden dzień. Na plus wysokogórski klimat, na minus trochę upierdliwa gondolka na Hannoverhaus, na którą trzeba czasem poczekać - nie z uwagi na tłum (bo go nie ma), a fakt że jest raz na 7 minut. --- Dzień 5 (środa), Drei Zinnen (Dolomity) Na koniec wyjazdu, niespodzianka i szybki wypad w Dolomity, do 3 Zinnen. Dlaczego? Ano, bo prognozy były takie, że jeśli gdzieś, to właśnie tam jest szansa na złapanie odrobiny słońca na koniec wyjazdu. W Verschiaco meldujemy się o 8:30, szybciutko kupujemy karnety i jeszcze przed 9 jesteśmy pod szczytem Monte Elmo. Niebo zachmurzone, ale widoczność dobra; warunek śniegowy rewelacyjny. Przez pierwsze pół godziny jest jeszcze pusto, dopiero potem robi się ludniej, ale wciąż bez kolejek do wyciągów. Na początku zaliczyłem dwa zjazdy czarną 13'ką, pomimo tego, że dwa razy celowałem w dłuższy, czerwony wariant. No cóż, ostatnie czego się spodziewałem, to że zjazd na niego będzie tak schowany. Koniec końców oba warianty znajduję jako bardzo fajne: 1) czarny jest zdecydowanie bardziej wymagający i dający mocno popalić udom, choć w tak dobrym (wzorcowym!) warunku zjazd nim to sama przyjemność; z kolei 2) czerwony daje dużo więcej przestrzeni na wariactwa i oddanie się prędkości . Generalnie, trasy w górnej partii trzymały się dobrze aż do końca dnia, pomimo lekko plusowych temperatur i popadującego do południa śniegu. Na trasach nr. 11, 40 i 41 (przebicie w stronę Signaue) było jednak sporo gorzej - na ściankach były już całkiem spore odsypy, a im niżej tym bardziej cukrowaty był śnieg. Miałem nawet wątpliwości czy na 41'ka zawitał w ogóle ratrak, ale koniec końców wydaje mi się, że po prostu na co trudniejszych fragmentach to narciarze tak mocno zdegradowali stok. Niekwestionowaną gwiazdą dnia była na pewno trasa 5a, gdzie można było grzać ile fabryka dała i ciąć zakręty do woli, bez oglądania się na to czy w kogoś wjedziemy (bo nie było w kogo ). Dobrze się też trzymał czarny wariant trasy nr. 3; niestety czerwoną 10'kę zamknęli nam slalomiści. Na dodatek, oprócz okazji do rewelacyjnej zabawy (skorzystaliśmy również ze slalomu na 5b) w końcu zaczęła nam sprzyjać pogoda! "Gwiazda dnia": Na koniec dnia wróciliśmy na Monte Elmo, gdzie aż do godz. 16 tłukliśmy warianty trasy nr... 16 (przypadek? ) Koniec końców dzień oceniam jako rewelacyjny. Po pierwsze, w nogi weszło aż 56,6 km zjazdu (to chyba mój osobisty rekord; łącznie z wyciągami wyszło ciut ponad 100 km) oraz 11 200 m verticala. Po drugie, popołudniowe słońce i panorama na Dolomity znajduję bardzo miłym akcentem na koniec wyjazdu. Minusy? Na pewno cena karnetu, 74 euro za dzień jazdy to sporo. Malutkim minusem kładą sie też plusowe temperatury i dosyć szybka i mocna degradacja południowych stoków; na szczęście te o północnym nachyleniu nadrabiały! Pozdro, Rumcayz
    32 punktów
  11. W weekend dotarłem z rodziną do ośrodka Hinterstoder w Górnej Austrii. Nastroje przed wyjazdem średnie, z uwagi na to co dzieje się na wschód od Polski i w sumie z żoną rozważaliśmy odwołanie tej całej eskapady, ale ostatecznie z uwagi na dzieci, postanowiliśmy nie zmieniać planów. Nigdy nie jeździłem wcześniej w żadnym ON w Górnej Austrii i szczerze mówiąc, gdyby nie relacje z Pucharów Świata, pewnie nie zwróciłbym uwagi na nazwę Hinterstoder. Do tego tak się złożyło, że jeden z moich klientów pochodzi z okolicy i nas tutaj zaprosił. Ośrodek jest dla mnie dużym zaskoczeniem na plus - generalnie nastawiłem się na stosunkowo kompaktowy, jak na warunki Austriackie (40 km tras) ON położony stosunkowo blisko Polski (z Krakowa wyjechaliśmy 5:20 rano, a przed 12tą zameldowaliśmy się w miasteczku na dole. To co mnie zaskoczyło, to fantastyczne widoki na pasmo Totes Gebirge (czyli w dosłownym tłumaczeniu Góry Martwe - chodzi o brak roślinności) z najwyższym szczytem Grosser Priel (trochę ponad 2,5 tys mnpm) i trasy - niby nie ma ich mega dużo, ale są naprawdę fajne. Zdjęcia z chmurami z wczoraj - te bezchmurne z dzisiaj: Zwłaszcza osoby lepiej jeżdżące docenią ten ON, bo nawet niebieskie w wielu innych miejscach oznaczone byłyby raczej kolorem czerwonym, a niektóre czerwone, to takie raczej bordowe. Sztandarową trasą jest trasa Pucharu Świata sygnowana imieniem i nazwiskiem Mistrza Świata Hannesa Trinkla. Jest też trasa oznaczona Inferno - z nachyleniem 70% - nie powiem, zrobiła na mnie wrażenie. Mieszkamy na wysokości ponad 1400 mnpm w enklawie domków (niem. Huette), gdzie z miasteczka Hinterstoder dociera się płatną blisko 10 km drogą, na której zimą co do zasady obowiązuje nakaz zakładania łańcuchów na koła. Latem jest to też fajny podjazd rowerowy (co zresztą widać na folderach): Plusem mieszkania na tej wysokości i w tym miejscu jest to, że wychodząc na stok przed 9-tą rano (wyciągi ruszają 8:45), człowiek zastaje taki widok jak poniżej na zdjęciu. To tutaj znajduje się serce tego ośrodka, z jego głównym wyciągiem 6-os kanapą. Z boku jest jeszcze jedna gondola - znacznie mniej dzisiaj oblegana oraz 2-osobowe krzesło, które na górze "spotyka się" z tą 6-os kanapą i być może z powodu tego, że trochę się dubluje - było wyłączone. Jest też trochę orczyków, gdzie trenowały m.in. kluby, bo tam mają trasy treningowe: Z tej 6-os. kanapy - z górnej stacji można w zasadzie dostać się do każdej trasy tego ON. Powyżej znajdują jeszcze dwa orczyki, obsługujące bardzo fajne niebieskie trasy z piękną panoramą gór. To są najwyżej położone trasy tego ośrodka - na ok. 2 tys. mnpm: ON oczywiście nie jest dla tych co lubią mieć setki kilometrów tras w zanadrzu, w zasadzie przez cały dzień można zwiedzić każdą trasę; jest ich jednak mimo wszystko na tyle dużo, że i są na tyle fajne, że mnie to w zupełności odpowiada. Jest też niemały teren dla najmłodszych - nazywa się Sunny Land - jeżeli dorosły ma karnet to za 4 EUR extra dziennie, maluch ma tam wstęp. Jak widać na zdjęciach pogoda dopisuje. Cały tydzień ma być dość pogodny. Zaskoczyły mnie bardzo dobre warunki śniegowe - o ile na dole w miasteczku śniegu może nie ma turbo dużo - jakieś 20-30 cm, to tutaj na górze jest go blisko półtorej metra. Do tego wiele tras do pewnego momentu, a niektóre w zasadzie przez cały dzień - są w cieniu, przez co mimo nie jakiś ogromnych wysokości nad poziomem morza, jak na Austriackie warunki, to trasy są jak stół. Szybkie, zmrożone, twarde. Na koniec jeszcze taka panoramka:
    32 punktów
  12. Mój ostatni wyjazd do włoskiego region Wipptal, który opisałem wczoraj tu: odbył się przy okazji kursu operatora ratraka Być może to kryzys wieku średniego, ale na ament zakochałem się parę lat temu w ratrakach i zacząłem uważać że nie ma wspanialszego zajęcia niż jazda ratatrakiem właśnie: - oszałamiające widoki "z biura" - można sobie słuchać muzyki jakiej się chce - wszyscy kochają efekty Twojej pracy - nikt Ci nie zawracać głowy, siedzisz sobie sam ze sobą i ratrakujesz. Do niedawna swoją miłość realizowałem jakoś tak: Ale w tym sezonie postanowiłem zapoznać się z ratrakami bliżej Ze względu na brak doświadczenia w operowaniu ciężkim sprzętem jak i brak siec kontaktów umożliwiającej skosztowania tej przyjemności, postanowiłem wykorzystać źródła komercyjne. Etap 1 - szkolenie teoretyczne Na stronie firmy Kassbohrer, producenta ratraków PistenBully znalazłem ofertę szkoleń teoretycznych dla nowicjuszy. Na szkolenie takie można wybrać się do Niemiec na 1 dzień (w październiku), lub skorzystać ze szkolenia online.Wybrałem opcję drugą i przeszedłem przez całe szkolenie, które ma postać interaktywnej prezentacji (nieco ponad 400 slajdów), zawierającej ponadto kilka filmów i testy końcowe online. Informacje są dość podstawowe, ale dają pewną podstawę wiedzy nt tego jak zbudowany jest i jak działa ratrak oraz jakie są zasady poruszania się nim. Ponadto są tam informacje o zasadach przygotowywania stoku, najczęściej popełnianych błędach, wyposażeniu dodatkowym (np. do zakładania śladów dla "biegówek") czy podstawowym serwisie. Kilka slajdów i dyplom: Etap 2 - na własne oczy Drugim etapem była jazda w fotelu pasażera. W tym celu udałem się do Czech, gdzie wykupiłem sobie jazdę podczas wieczornego przygotowywania tras w Spindlerovym Mlynie. Było to bardzo fajne doświadczenie, a dzięki kursowi online wiedziałem mniej więcej co się dzieje, dlaczego operator wykonuje takie a nie inne manewry, co i dlaczego robi ze śniegiem itd. Zwłaszcza że okazało się, że mój kierowca nie był zbyt rozmowny i nawet znajomość czeskiego niezbyt mi pomogła. Ratrak jaki wybrałem do jazdy to Prinoth Leitwolf, ponieważ już kilka dni później na takim własnie modelu miałem sam ćwiczyć. Etap 3 - praktyka Ostatnim etapem było szkolenie praktyczne. W tym roku włoska firma Prinoth ogłosiła nabór na szkolenia dla początkujących. Szkolenie trwa 1 dzień i składa się z 3 godzin teorii i 6 godzin praktyki na stoku. Odbywa się w siedzibie firmy w Południowym Tyrolu, w miasteczku Sterzing/Vipiteno. Praktyka odbywa się w ośrodku Ladurns. Jak się okazało, znów przydało się szkolenie online, ponieważ mój trener był świetnym kierowcą (przygotowuje m.in. trasy na puchar świata), ale nie był wirtuozem Power Pointa i przez prezentacje przeleciał dość pobieżnie, a w końcu dał mi je na pendrive z zaleceniem poczytania sobie samemu. Ten materiał w dużej mierze pokrywał się ze szkoleniem Pistenbully. Drugą częścią szkolenia jest wizyta w fabryce ratraków, co jest bardzo ciekawym przeżyciem. Obecnie Prinoth produkuje około 300szt rocznie, ale obok jest jeszcze zakład produkcyjny wyciągów Leitner, a w budowie jest fabryka armatek śnieżnych, więc cały kompleks jest bardzo rozległy. Obiad w czasie szkolenia je się w zakładowej stołówce Następnie przychodzi kolej na praktykę na stoku. Najpierw omówione zostały części i funkcje samego ratraka (Prinoth Leitwolf). Następnie wyruszyliśmy na trasę. Co ciekawe, praktyka odbywała się na stoku, tak więc sztruks, po którym jeździli narciarze następnego dnia, był ode mnie Bardzo fajne uczucie. Samo kierowanie ratrakiem to niesamowite przeżycie. Potężna maszyna, reagująca na najdrobniejsze korekty operatora. Dużym wyzwaniem było dla mnie, jako nowicjusza, korygowanie ustawień pługu z przodu i frezu z tyłu. Duże wrażenie robi też satelitarny system kontroli - grubość pokrywy śnieżnej w każdym punkcie nartostrady jest w czasie rzeczywistym przekazywana do ratraka, do wiadomości operatora. Ośrodki narciarskie mogą dzięki temu kontrolować prace nad śniegiem w całym ośrodku i sprawować nadzór nad pracą każdego ratraka. A potem tylko odbiór dyplomu i po zabawie Co dalej? Nie wiem... To miała być przygoda na ten sezon i spełnienie fantazji ale... chciałbym jeszcze! Poniżej film z zapisem jazdy - jako pasażer w Czechach i za sterami we Włoszech. I jeszcze mała, nienachalna reklama - można polubić mnie na Facebooku, gdzie wrzucam różne narciarskie zdjęcia i historyjki, kiedyś bardziej dla znajomych, a teraz bardziej publicznie https://www.facebook.com/skibumpl/
    32 punktów
  13. To teraz się pewnie narażę większości na forum Skitury są nudne! ...i żeby trochę złagodzić mój przekaz, po moim pierwszym doświadczeniu z takimi nartami, napiszę: dobrze, że są... ale to nie jest sport dla każdego. Mi podobało się średnio i jest ku temu kilka powodów. Mam nadzieję, że po takim wstępie zachęcę Was do tego by przejrzeć i przeczytać niniejszy wpis na blogu do końca. SKITUROWA WIERCHOMLA Zeszłotygodniowy wypad do Przyjaciół w Beskid Sądecki, to były dwa cele. Pierwszy: Ryterski Raj (plan na sobotę i poniedziałek), cel drugi, to wycieczka na nartach w niedzielę - dzień, w którym spodziewaliśmy się dzikich tłumów, w każdym z ośrodków, ponieważ pogoda w prognozach zapowiadała się znakomicie. Lekki mróz o poranku, a potem piękny, słoneczny dzień. Wybór padł na Wierchomlę ponieważ @Majkel miał przetestowaną tutejszą wypożyczalnię oraz na naszym debiucie postanowiliśmy połączyć turowanie trasowe, z poza trasowym. Za komplet sprzętu, na cały dzień płaciliśmy 70 PLN (narty, kije, buty). Tego dnia debiutowałem nie tylko ja, dla Pauli i dla Gosi (żony Michała) - to był również dziewiczy dzień na tego typu deskach. Jak wiecie uwielbiam chodzić po górach i moje nastawienie do tej przygody było bardzo, bardzo optymistyczne. Utwierdziłem się w przekonaniu, że jest to alternatywa dla SKI kochających gdy o poranku zobaczyłem jaka jest ilość narciarzy oczekujących pod stacją dolną kolei w tutejszym ON. Oczywiście jeśli chodzi o zasłanianie ust i nosa, dystans społeczny - absolutny brak. Brak nawet pozorów. Kilka minut na zapoznanie się z działaniem całej maszynerii, krótka chwila na zdjęcie spod kurtki jednej z warstw bielizny i ruszamy dziarsko w górę. Na trasie zjazdowej tłumy. Masa narciarzy bezkijkowych, masa narciarzy w jeansach 😮 Jestem zaskoczony niskim poziomem technicznym jeżdżących tutaj... chyba to wynika z faktu, że tutejsza górka jest raczej łagodna i przyciąga początkujących i lekko zaawansowanych. Gdy tak sobie klapałem do góry nie zauważyłem naprawdę dobrego narciarza No właśnie... ...mimo, że wyciąłem bystro do góry i szybko wyprzedziłem całą ekipę, to zauważyłem kilka niedogodności tego typu narciarstwa podchodzeniowego. Mimo, że niby lekki sprzęt, to nie jest wcale tak lekko. Buty choć miękkie i niby też lekkie, to wcale dużo nie odbiegają od wagi butów zjazdowych. Reasumując pierwsze spostrzeżenie - na taką górkę chyba lepiej byłoby podchodzić w nartach biegowych, mam wrażenie... i przekonanie (muszę spróbować koniecznie) o większych zaletach oraz większej przyjemności ze "śladówek". Drugie - niekomfortowe odczucie, to te buty moje nogi i piszczele bez komfortu (kilka par w wypożyczalni przetestowanych - optymalny wybór, z fajnym trzymaniem) ...a sama noga, choć ubrałem cienkie skarpety Sidasa szybko się spociła - pojawiły się lekkie luzy i obtarcia. Czy to fajne? Cóż? Z pewnością napiszecie, że sprzęt pewnie tani, słaby, źle dopasowany... pewnie po części racja. Pewnie napiszecie, że jestem książę i lubię komfort i wygodę - też pewnie częściowo racja. Moje wyobrażenie o biegówkach chyba jednak jest bardziej pozytywne po doświadczeniu skiturowym - nie mogę się doczekać próby na wąskich nartach Szybkość podchodzenia? Słaba...a przecież jestem wysportowany i w życiowej formie 😮 W zwykłych butach i w raczkach poruszałbym się o wiele szybciej.... baaa nawet w rakietach śnieżnych pod górę byłoby szybciej... Autor bloga: Zjawisko, z którego zdaję sobie sprawę tutaj... Jazda gromadna 😮 Ludzie jeżdżą na trasach zjazdowych w stadach. Jedzie stado, potem przerwa...i znowu stado. Co narciarzy skłania do takich zachowań, nawet początkujących? Brak stada - całkiem pusto Dochodzimy do tutejszej knajpki dosyć szybko. Robimy krótką przerwę i wymieniamy się swoimi spostrzeżeniami z pierwszych chwil na skiturach. Paula jest zachwycona, Gosia mniej... Michał jest gotów porzucić całkowicie zjazdówki...a ja sceptyczny... Wierny sztruksowi, twardym trasom i szybkości przemieszczania się, turystyki trasowo - wyciągowej. Paula: Przyjaciele W permanentnym i wiecznym sporze Nie tylko światopoglądowym ale również narciarskim Kilka chwil i jesteśmy na górze Idziemy w stronę Pustej Wielkiej. Za Michałem dzielnie kroczą panie... Odsłaniają się przed nami widoki I to jest to, co w turach jest świetne. Kilkaset metrów od ludzi i jest cisza, spokój i niezmącona niczym przyroda i zima... pytanie, czy koniecznie akurat na skiturach? - takie wątpliwości się pojawiają w mojej głowie jak mijają nas, raz po raz, narciarze biegowi. Atmosfera wycieczki jest doskonała. Uśmiechy pojawiają się na twarzy...a ja czekam niecierpliwie na pierwsze doświadczenia zjazdowe bez fok... z fokami, nawet z niewielkich górek przyjemność jest żadna. Narty hamują, człowiek musi się pilnować, bo na niezapiętych wiązaniach można paść szybko na kolana bądź na twarz Dobrze, że koordynacja ruchowa w człowieku jest duża. Dochodzimy do tego, co w Polsce i polskich ON jest tragiczne... upadek! Połączenie ze Szczawnikiem i tutejsze wyciągi, infrastruktura jest w ruinie. Żal i przykro na to patrzeć... Mijamy kapliczkę - piękna zima i dla oka coś klimatycznego. Oznaczenia szlaków pieszych, skiturowych i rowerowych jest świetne. Pora na kilka zdjęć z widokami Narty trzymają na powierzchni...a i kij?... a kij się zapada do połowy. marboru i @Majkel Robimy zjazd, w tym co widać za nami... Mimo, że jest nachylenie, to? To jest wolno... takie bujanie się. Fakt narta w takim śniegu wygląda fajnie jakby płynęła. Trzeba się pilnować i jechać coś na kształt śmigu. Czy to takie bardzo fajne i przyjemne? Normalne. Sam osobiście czerpię pokłady radości, adrenaliny i zabawy w jeździe na krawędziach na szybkim, a nawet zlodzonym stoku. Śmieję się do Michała, że to takie narciarstwo dla dziadków Mimo, że zjechaliśmy, to na górze jesteśmy szybciej niż dziewczyny (one piły herbatkę gdy "płynęliśmy" trochę na dół). Dochodzimy do skrzyżowania szlaków i kolejnej górnej stacji orczyka w upadku Rezygnujemy z Pustej Wielkiej...na necie sprawdzamy ten szlak i nie wydaje się atrakcyjny. Tyle dobra niewykorzystanego.... @Bumer wiem, że to miejsce jest Ci bliskie. Wygląda to, tak... @artix te ślady, to coś dla Ciebie. Mnie nie przekonasz jednak do jazdy poza trasą Jest zwyczajnie bardzo wolno 😮 Idziemy dalej. Po kawałku podejścia jesteśmy w górnej stacji Szczawnika. Znowu upadek...aż żal patrzeć, czy nawet robić zdjęcia Tu postanawiamy ponownie zdjąć foki i zawrócić by skierować się w stronę bacówki - mamy delikatny zjazd. Jeszcze widok na Jaworzynę Krynicką (przepraszam za nieostre foto): Ponownie mamy wolne zsuwanie... ...trochę kijkowania i ponownie myśli o biegówkach jak patrzę na ślad po kolejnych osobach na takich nartach. Klimaty i spokój... I za chwilę? Disco Polo Party... Kuligi, ogniska, grille, alkohol i głośne "majteczki w kropeczki"... Żal patrzeć... dramat! Mijamy "towarzystwo"...i dochodzimy do bacówki. Ludzi dużo, a w środku cisza i spokój. Zamawiamy zupy i pysznego schabowego na wynos. Popijamy herbatkę z termosów i staramy się odpocząć mając nieopodal dziki tłum. Tutaj też trochę upadku...zaniedbania... no ale dla kogo? Dla kogo, ktoś miałby to naprawiać? Dla fanów Zenka, czy Sławomira? Widoki rekompensują nam głośną muzykę i rubaszny klimat naszego społeczeństwa. Tatry tak blisko, a tak daleko... Zbieramy się do powrotu. Mamy dwa lekkie podejścia - już nie zakładamy fok. To bez sensu... zdjęta foka nie klei się do narty zbyt dobrze - roboty przy tym wiele. To dla mnie mega słabe jest w skiturach (kolejny minus). Że też ludzie nie znajdą jakiegoś prostszego sposobu na to? Ostatnie dość strome podejście - po prostu zdejmuję narty, biorę w ręce i podchodzę w butach. Dochodzimy do ostatniego zjazdu - trasowego. I? Słabo... Lekkie, "styropianowe" narty, to kompletny brak przyjemności z jazdy w dół. Zsuwanie się, lawirowanie pomiędzy malutkimi odsypami w taki sposób, by nie stracić równowagi... a na fragmentach lodowych totalna porażka. Obiecywałem sobie wiele po zjazdach...a tu rozczarowanie poza trasą, rozczarowanie na trasie. Sprzęt niezbyt wygodny, problematyczne foki, wiązania - zapinanie, przepinanie, klejenie, odklejanie - to wszystko jest zwyczajnie upierdliwe. Wrócę do stwierdzenia z początku tego wpisu: NUDY! Dla mnie narciarza sztruksowego, zjazdowego, to tylko jakaś odskocznia, odmiana. Skitury, to bardziej wycieczki, przygoda...ale i tutaj może się okazać, że szukając ciszy i spokoju trafimy na tłum i "Miłość w Zakopanem". Duży, fajny plus - integracja i spędzanie czasu w grupie... ale, czy do tego potrzebne jest uprawianie tego sportu? Nie. Muszę koniecznie zrobić test biegówek oraz chodzenia w śniegu w rakietach, czy raczkach, rakach. Na chwilę obecną, po pierwszym razie muszę napisać, że skitury nie są dla każdego. Jeśli chcecie spróbować, to weźcie sprzęt z wypożyczalni i spróbujcie - absolutnie odradzam jego kupowanie - podobno (nie sprawdzałem) na giełdach jest dużo prawie nie używanych tego typu nart, czy kijów - nie dziwię się. Można się rozczarować. Zaznaczę, bo niniejszy wpis jest dość kontrowersyjny - to co napisałem powyżej, to są moje subiektywne odczucia! Odczucia laika po debiucie i jednym skiturowaniu na średniej, bądź słabej jakości sprzęcie (na piszczelach siniaki), w terenie dość uczęszczanym przez ludzi. @JC mam nadzieję, że nie usuniesz tego wpisu Na koniec? Mimo wszystko było warto! Dla takich widoków... Czy wrócę do podchodzenia i tego sportu? Pewnie tak - to alternatywa dla weekendów w górach i tłumów przy wyciągach gdy jest piękna zima i dużo śniegu. ...ale nim to zrobię, to kolejnym razem wypróbuję narty biegowe Mapka naszej 11 kilometrowej wycieczki: Na koniec relacji żegnamy Wierchomlę ostatnim zdjęciem: Jak długo to miejsce będzie funkcjonować narciarsko? Po tym co zobaczyłem, to niestety rozwoju tu nie ma, a raczej upadek i dogorywanie. Żal... bo to przecież kultowe na narciarskiej mapie Polski miejsce. 30 dzień na nartach w sezonie 2020/21 zaliczony Pozdrawiam marboru
    32 punktów
  14. W tym roku ze względów osobistych nie mam okazji jeździć na narty, więc gdy pojawiła się szansa na kilkudniowy wypad, postanowiłem odwiedzić jakieś ciekawe miejsce. Po ubiegłorocznej, udanej przygodzie na wulkanie Etna, o czym pisałem tutaj: tym razem moją uwagę przykuła Grecja i największy, działający tam ośrodek narciarski: Parnassos. \ Ośrodek położony jest na zboczach masywu Parnas, ok. 200km na północny zachód od Aten. Jest on całkiem dostępny komunikacyjnie z Polski: z Katowic do Aten w 1 godz. 50 min. dolecimy Ryanairem, a podróż samochodem z Aten do ośrodka zajmuje ok. 2,5 godz. (częściowo płatną autostradą, której koszt to ok. 10 euro w jedną stronę). Największą bliską, większą miejscowością Arachova, stanowiąca sporą bazę noclegową (czas przejazdu do ośrodka to ok. 25-35 min). Jest tam też sporo restauracji i sklepów z pamiątkami, a także sklepów i serwisów narciarskich. W weekend miasteczko jest oblężone, w tygodniu spokojne i senne, w związku z czym sprzedawcy chwytają gościa za gardło już w progu i nie sposób stanąć tak, by nie wyrósł przed tobą, zachwalając jakieś trzymane w dłoni lokalne cudo. Sam ośrodek oferuje ok. 35km nartostrad (niebieskich i czerwonych), obsługiwanych przez wyciągi gondolowe (częściowo połączone z 6-osobową kanapą), 2- i 4- osobowe kanapy, Pomy i wyrwirączki. Składa się z dwóch połączonych mniejszych stacji: Fterolaka i Kellaria, położonych między 1650 a 2250 m.n.p.m. Całodniowy karnet kosztuje 20 euro, a karnety wielodniowe można nabywać tylko na okres piątek-niedziela. Kellaria jest nieco większym ośrodkiem i tu działa dużo większy parking oraz wypożyczalnia i serwis. Wypożyczenie nart i kijków (buty miałem swoje) kosztuje 10 euro za dzień, przy czym sprzęt sprawia wrażenie, hmmm, mocno już zamortyzowanego 😉 Ponadto na stacji pośredniej znajduje się bar, restauracja i druga wypożyczalnia (w opinii personelu wypożyczalni z dolnej stacji – „dużo gorsza”). Trasy mają bardzo fajny profil – położone są ponad linią drzew, są szerokie i przyjemnie nachylone. Tylko te prowadzące do dolnych stacji są nieco węższe. Ilość śniegu i białych szczytów – nawet jak na lichą, tegoroczną zimę – zaskakuje i ukazuje nieco mniej znane oblicze Grecji. Z jednej stacji do drugiej dostać można się gondolowym łącznikiem, z którego rozpościera się ładny widok na Zatokę Koryncką. Ciekawy klimat stacji tworzy jej „antyczna” otoczka. Sam Parnas to mitologiczna siedziba Apolla. Nartostrady mają nazwy zaczerpnięte z mitologii: „Afrodyta”, „Herakles”, „Hera”. Ponadto, około 10 minut jazdy od Arachovy znajdują się Delfy, gdzie można odwiedzić muzeum archeologiczne jak i ruiny starożytnych budowli, w tym świątyni Apolla i świetnie zachowanego amfiteatru. To tutaj działała sławna „wyrocznia delficka”. Można jeszcze wspomnieć o karygodnym poziomie obsługi klienta, choć z drugiej strony trzeba przyznać, że w 8-osobowej gondoli znajomości zawierane są bardzo sprawnie i wagonik często szybko staje się miejscem żywych dyskusji. Sam masyw jest skalisty i pozbawiony roślinności, więc w czasie takiej zimy jak teraz – ubogiej w opady – problemem są kamienie na stokach. Ja podczas pierwszego dnia wjechałem w imponujący głaz, który odłupał spory kęs ślizgu i wygiął krawędź. Na szczęście w wypożyczalni nie przejęli się tym zbytnio 😉 Problem rozwiązałoby naśnieżanie, ponieważ od zmierzchu do świtu temperatura regularnie spada poniżej zera, jednak – podobnie jak Etna – Parnas działa wyłącznie dzięki naturalnym opadom. Reasumując- pewnie niewielu zdecyduje się na narciarski urlop w Grecji, ale podczas zwiedzania Grecji zimą z Ryanairem i wizyty w sławnych Delfach warto pomyśleć o poświęceniu jednego dnia na odwiedzenie greckich stoków Strona internetowa ośrodka: https://parnassos-ski.gr/ Warto też zajrzeć na fanpage na Facebooku, gdzie administratorzy psioczą na prognozy pogody, które chybionymi prognozami silnych wiatrów odstraszają potencjalnych gości, a sami goście psioczą na kamienie i obsługę 😊 https://www.facebook...arnassosski.gr/ A koniec mała reklama - można polubić mnie na facebooku, gdzie na moim niekomercyjnym fanpage opisuję różne narciarskie przygody. Zapraszam https://www.facebook.com/skibumpl/
    32 punktów
  15. Drugi dzień świąt, zamiast polewać się wodą postanowiliśmy spędzić na nartach. Ponieważ nie miały to być skitury, wybór był ograniczony do miejsc, Pradied i Harrachov. Padło na Harrachov, dawno tam nie byliśmy. Ktoś powie, że to przecież Czechy, dla mnie niekoniecznie. Od granicy w Jakuszycach do wyciągu jest 5 km, a na szage przez las i góry jeszcze bliżej. Prawie wszędzie można płacić złotówkami (poza karnetami) i co najmniej połowa narciarzy to Polacy. Do tego wystarczy popatrzeć w stronę Polski i na horyzoncie widać Schronisko Szrenica i Trzy Świnki (skały)... Zawsze mnie intrygowało, że Harrachov leży na wysokości 665 m a górna stacja Certova Hora na 1022 m.n.p.m. mimo to jest obok Pradziada (dużo wyżej jednak położonego) jednym z 2 najdłużej działających ośrodków narciarskich w Cz. Mi oczywiście to pasuje... Warunki w poniedziałek bardzo dobre. O ósmej temperatura na górze 6 stopni, w nocy było koło 0, bo pierwsze zjazdy były po twardym podłożu. Dopiero po 10 śnieg miękł. Kolejki do wyciągów nie było, większość kupowała karnety do 10. Na szczęście w ośrodku nie ma jeszcze pazernego kapitalizmu i do wyboru było sporo konfiguracji czasowych karnetów... Od kiedy pojawił się w Czechach TMR niektórzy powoli wprowadzają zmiany (zwłaszcza Spindleruv Mlyn) i wybór to karnet całodzienny, co nie wszystkim pasuje... Jeździło się naprawdę wybornie. Prawie 1900 m trasy, początek i koniec łagodny, środkowa część to solidna czerwona. Na trasie tradycyjnie (tutaj) brak kamieni, w 2,3 miejscach trochę trawy... Jak ktoś lubi twarde warunki wystarczy trzymać się prawej strony (od góry) przy lesie, tam jeszcze do 12 było dość twardo. Ja od początku jeździłem po prawej i środkiem, lubię takie warunki Po jedenastej już zdecydowanie mniej narciarzy i można było się już solidnie napędzić bez ryzyka... Niestety poniedziałek był ostatnim dniem działania stacji, w Czechach pozostał jeszcze Pradied czynny w weekendy, tam jednak sezon zamykają zawsze z ostatnim dniem kwietnia. Pozostają tylko (a może aż) skitury... @Annaa dzięki za jak zwykle poświęcony czas na świetne zdjęcia🤗 ostatnie szusy po cervenej I to by było na tyle, ale nie na pewno... Pozdrawiam serdecznie! zadowolony😁😁🤣
    32 punktów
  16. Luty na Hintertuxie był mocno słoneczny i temperatury odpowiednie, większość dni na solidnym minusie. Były ostatnio ze trzy dni w chmurach, ale za to z opadem śniegu, którego zawsze chciałoby się więcej. Od wczoraj ponownie przeważnie słońce. Dzisiaj się wydawało, że cały dzień będzie bezchmurny Narciarzy średnio od 1500 do 7000 dziennie, czyli dało się jeździć całkiem swobodnie, zwłaszcza gdy często wybierałem się poza nartostrady. W gondoli między Sommerberg a Fernerhaus często byłem sam Na trasach zero lodu, albo twardo albo odsypy nie utrudniające jazdy. Krajobrazowo (widokowo) oczywiście pierwsza liga alpejską Osobiście wolę gdy niebo nie jest bezchmurne i takich dni nie brakowało Było kilka dni z ograniczoną widzialnością Na szczęście jest sporo rozstwionych tablic w newralgicznych miejscach Na dolną stację zaglądałem doś często Widok z Tuxa w kierunku Hintertuxa Domki koło Sommerbergu Nic mnie tak nie wnerwia jak niszczenie pięknego puchu, jak można robić to przede mną... Niszczenie sztruksu jest mi bardziej obojętne Nie ma to jak po opadzie brać się do roboty Pozdrawiam.
    31 punktów
  17. Czas na małe podsumowanie. Piękna pogoda, i to ona niewątpliwie przekonała wahających się… parkingi pełne, ale tak jak to już było wcześniej opisywane, do bramek bez kolejek przez cały dzień. Trasy w SMR bardzo dobrze przygotowane, z upływem dnia, coraz więcej łat lodowych i odsypów. Przeskok do COS, w końcu bez pośrednictwa skibusu. Na Ondraszku pierwsze minerały, ale do ominięcia, zamknięty FIS bardzo fajny, a jedyną niedogodnością to działające armatki. Powrót na parking pod gondolą zamkniętą 3-ką, przejezdna, ale należy ją traktować tylko jako ostateczność. Dzisiaj niestety GOPR miał znowu sporo pracy, kilka razy widziałem ich w akcji... Bardzo udany dzień na nartach.
    31 punktów
  18. W tym roku postanowiłem pojeździć na nartach w miesiącach, w których nie miałem jeszcze okazji tego robić. Lipiec był jednym z nich więc w ubiegłym tygodniu spędziłem 3 dni w Zermatt. Oto garść refleksji O logistyce Samotna podróż z Polski do Zermatt autem to finansowe morderstwo i duży wysiłek;) Na szczęście moja siostra mieszka ok. 100km przed Szwajcarią po drodze z Wrocławia, więc mogłem podróż tam i z powrotem podzielić sobie na dwa dni. Ale koszty paliwa, winiety (40CHF) musiałem już ponieść sam. Do i ze Szwajcarii wjeżdżałem przez Bazyleę. Okazało się jednak, że nawigacja prowadzi mnie do przeprawy pociągiem (dodatkowy koszt) i w ostatniej chwili przeprogramowałem nawigację, co zaowocowały dłuższą ale nieprawdobodobnie malowniczą podróżą przez Grimselpas i wjazdem samochodem na ponad 2100mnpm. W drodze powrotnej od razu odpowiedni ustawiłem nawigację i wracałem autostradami, najpierw jadąc na zachód w stronę Lozanny, a następnie przez Berno. O miejscowości Zermatt jak wiadomo wyłączony jest z ruchu samochodowego, więc samochód zostawiłem na parkingu w Tasch (54CHF za 3 noce) i do Zermatt dojechałem z tobołami pociągiem (16CHF za podróż w dwie strony). Na miejscu po miasteczku poruszają się niemal wyłącznie elektryczne taksówki i dostawczaki, a większość hoteli oferuje transfer z i do dworca. Miejscowość położona jest pięknie, między stromymi ścianami doliny, a z góry groźnie spogląda na nie Matterhorn. Hotel Jagerhof, w którym się zatrzymałem i który z czystym sumieniem mogę polecić, położony był bardzo wygodnie, 5min pieszo od centrum a 10min od stacji wyciągu. O ośrodku narciarskim. W lecie wyciągi ruszają o 7.15 a jazda na nartach możliwa jest do 13.00. W górnej części miasteczka znajduje się stacja, z której baaardzo długą gondolą wjeżdża się na ok 2800mnpm, a stamtąd wagonikiem na 3880 gdzie wskakuje się już w narty. Zasadnicza część ośrodka to Plateau Rosa, gdzie znajduje się kilka równoległych orczyków i kilka równoległych tras, długich na ok. 1800m. Po włoskiej stronie znajduje się jedna trasa (7) Nie jest to jakaś ekscytująca jazda, ale ze względu na porę roku nie narzekałem Ośrodek chwali się 23km tras, ale wlicza to pewnie dojazdówkę ze szczytu do orczyków i zjazd z Plateau Rosa do dolnej stacji wagonika. Ta ostatnia część jest dość płaska, a w dobrym stanie jest tylko w godzinach porannych, potem robi się grząska i miękka. Wydaje mi się że o tej porze roku ciekawsze trasy oferuje jednak Hintertux, ale ze względu na wysokość trasy na Plateau Rosa dobrze się trzymają, a nawet podczas upalnych dni w dolinach, popołudniowe burze przynosiły w okolicach szczytu warstwę świeżego śniegu. W zasadzie to jazda w Zermatt nie różniła się zbytnio od mojej kwietniowej wyprawy na czeskiego Pradziada. Podobieństw jest wiele: - do obydwu ośrodków nie dojechałem autem - kilka równoległych, prostych tras - orczyki - widok na majestatyczną górę - jazda do 13.00 - miękki, wiosenny śnieg Skoro zatem Pradziad nazywany jest "Morawskim Lodowcem", to ja niniejszym mianuję Zermatt "Szwajcarskim Pradziadem" A cały letni zjazd można zobaczyć tu: Drugiego dnia sprawdziłem zjazd z Plateau Rosa możliwy na stronę włoską (Cervinia). Dzień wcześniej pani z obsługi wyciągów po szwajcarskiej stronie nakłamała mi, że po stronie włoskiej nic nie ma. A tymczasem trasa ta strasznie mi się spodobała! Długa na blisko 3km, szeroka, ze śniegiem w całkiem dobrej kondycji. Dodatkowo prawie nikt po niej nie jeździł. Być może dlatego, że jej minusem jest utrata czasu potrzebnego na wjazd powrotny. Jak się okazało, wyciągi po włoskiej stronie mają oprócz statusu "open" i "closed" tryb "stand by". Wygląda to tak, że po zjeździe na włoską stronę na stacji nie zastałem nikogo - ani turystów, ani obsługi, a wszystkie wyciągi stały nieruchomo. Musiałem znaleźć pana i panią z obsługi, którzy specjalnie dla mnie odpalili wyciąg i kilkudziesięcioosobowym wagonikiem wwieźli mnie z powrotem na górę. Jeden zjazd/wjazd zajmował prawie 30min, więc przy krótkim czasie otwarcia ośrodków szkoda mi trochę było czasu. 3 dniowy karnet (181CHF) ważny jest zarówno po stronie szwajcarskiej jak i włoskiej. Cała "włoska" trasa: Subiektywnie reasumując. Podobało mi się bardzo - dobre warunki śniegowe jak na lipiec, brak tłoków (głównie kluby/zawodnicy, narciarzy rekreacyjnych - niewielu) i niesamowite widoki. Na regularne wizyty w Szwajcarii raczej sobie nie pozwolę, ale kiedyś chętnie wrócę, może na jakąś końcówkę sezonu, kiedy liczba otwartych tras jest jeszcze spora a pogoda już wiosenna
    31 punktów
  19. Dzisiaj po raz drugi byłam na naszej lokalnej oślej łączce, czyli Szczecińskiej Gubałówce. Mimo iż przyjechałam kilkanaście minut po dziewiątej, to byłam pierwsza i to dla mnie włączono wyciąg . Królową stoku byłam gdzieś przez pierwsze pół godziny, potem zaczęli schodzić się ludzie i pod koniec - przed 11.00 jeździło coś koło dwunastu osób. Pogoda i warunki nawet fajniejsze niż tydzień temu: +1 stopni, sztruksik przyprószony centymetrową warstewką świeżego śniegu, który przepadał w nocy, słoneczko, sceneria zimowa. Pod koniec już trochę odsypów - wyjeździłam 22 wjazdy i do domu. Sprzęt: Stok o poranku: Jako, że to zajęcia edukacyjne polegające na nauce jazdy slalomem, to i slalom ustawiono: Pozdrawiam
    30 punktów
  20. I ostatnia część. Dziś mój nr 1 to Pośredni. Fenomenalne warunki śniegowe, około 30-40 naturalnego śniegu, do tego miejscami sporo sypnięte lancami i armatami. Ilość śniegu. Hala Hala cd. I tak. Tak też. Taki widoczek. Na górze jakby więcej miejsca. Nowa knajpka w dole. Pod Rudym Kotem - czynne.
    30 punktów
  21. Po testach - Bad Kleinkirchheim Ski Area. Część 2 Na dole gondola i niestety w dużej części wytopiona trasa Niestety jest już późno i słońce zrobiło swoją robotę. Po paru minutach jesteśmy na górze. Tutaj zdecydowanie fajniejsze widoki I znowu ludzi brak 😮 Nawet w knajpce, gdzie robimy przerwę kawową, luz. Puste stoliki, puste leżaki! Jacek kręci vloga, my sobie robimy żarty - jest fajnie! No i? Sztruks 😮 Tak - po tej stronie jeździmy kilkoma trasami gdzie do tej pory jeszcze nie było żadnego narciarza. Nie do wiary, a jednak fakt! Niektóre zjazdy, w szczególności o południowej i zachodniej ekspozycji mocno zmęczone ciepłem. Rzut oka na trasę wcześniejszego WST sprzed kilku lat: Początek czarny, a potem czerwień przechodząca w niebieski - naszym zdaniem sporo lepsza, dłuższa i bardziej urozmaicona trasa niż na tegorocznym WST. Dolna stacja: Wciągamy się na górę skąd taki oto widoczek: Widok w stronę jeziora i w stronę odległych Dolomitów. Tutaj też trasa "niechciana" przez narty 😮 Dojeżdżamy do starej gondolki Malownicza i od pierwszego wejrzenia ją polubiliśmy. Jedziemy dalej orczykiem po bardzo łagodnej części ośrodka. Na tym terenie dzieciaki mają swój narciarski raj Tutaj na szczycie robimy krótką pauzę i postanawiamy wracać - czas nagli. Jedziemy z Jackiem i Paulą gigant na czas i udaje się wygrać Zachwycamy się widokami. Tam gdzieś na horyzoncie najwyższy szczyt Austrii. Płotki lubię fotografować Testujemy kompletnie pustą trasę czerwoną w stronę jeziora: Widoczek: Wciągamy się na górę... I nawracamy... Zaliczamy trasę dawnego WST: Wciągamy się krzesłem w stronę gondoli, którą tu przybyliśmy i zaliczamy ostatni zjazd taką oto traską: Góra i środek - świetne... dół - manewrowanie pomiędzy przetopami. Ludzi nie spotkaliśmy żadnych 😮 Ponieważ do skibusa mamy nieco czasu, spędzamy miło czas dzięki @JC marboru w zatłoczonej knajpce 😮 Trzech Muszkieterów na przystanku skibusa Chyba się nie zgubiliśmy? Paula Kończymy ten świetny dzień Chłopaki jutro rano jadą do Polski, a my pakujemy auto i wracamy w to samo miejsce - by zaliczyć całość tras, których dzisiaj nie udało się zaliczyć. No i przejażdżka gondolką retro Po nartach przekwaterowanie i kolejne ośrodki... Pozdrawiamy serdecznie! PS. Nie wiem, czy będziemy mieli internet, więc jakby co, to dokończymy z Polski!
    30 punktów
  22. SZRENICA Las już się skończył. Nie ma za czym się chować. Ostatni odcinek, śnieg do zjazdu wspaniały...
    30 punktów
  23. Środa – Rendl w Sankt Anton Środa już nie taka słoneczna jak wtorek – pogoda zapowiadała się „dynamiczna” i taka była. Trochę prószącego śniegu, trochę przejaśnień i kilka gwałtownych śnieżyc – sama kwintesencja zimy . Idąc za bardzo dobrą radą @Cosworth240 uderzyliśmy na Rendl. Rzeczywiście bardzo fajna góra i nie tak oblężona jak Galzig i Gampen. Czas oczekiwania do gondoli – max. 5 minut, przy krzesełkach szło na bieżąco 😀😀😀. Rendl jest po drugiej stronie drogi, ale stacja jest prawie w centrum miasteczka. Z trasy zjeżdża się mostkiem nad szosą. A trasy – bajka! Fantastyczna 1 (również z wariantem nr 2) do doliny Twarde podłoże, na tym kilka cm świeżego śniegu. Szeroko, szybko i pusto. Cud-miód! Na początku – dopóki mocno sypał śnieg – ujeżdżaliśmy głównie właśnie 1 i 2 oraz czarną i czerwone wokół kanapy Gampergbahn, która jako jedyna ma osłony. Przy górnej stacji gondoli i przy jednej ze stacji szlaku Run of Fame Darek zjeżdża do Gamperbahn Oprócz Gampergbahn są tutaj jeszcze trzy stare, wolne podwójne krzesełka Maas, Riffel 1 i Riffel 2 – które krzyżują się ze sobą, a przy nich przyjemne, niebieskie trasy. Polecam, ale tylko przy ładnej pogodzie, a dlaczego? - o tym za chwilę... Riffelscharte 2645 m npm. to najwyższy punkt ośrodka. To tutaj zaczyna się i kończy Run of Fame. W dół prowadzi właściwie tylko jedna trasa, a w zasadzie skiruta nr 16 – wytyczona, ale nie preparowana. Obiadek w Bifang Alm - tłoczno koło trzynastej, ale pół stolika znalazło się praktycznie „z marszu”. Najpierw przystawka 😛 Potem danie główne Wystrój wnętrza: I jeszcze kilka landszaftów I pamiątkowe fotki z Sankt Anton 😀 Mieliśmy również okazję przekonać się na własnej skórze jak gwałtownie potrafią się zmienić warunki w górach. Wsiadaliśmy na krzesełko Riffel 1 około piętnastej przy całkiem ładnej pogodzie, w trakcie jazdy nagle zrobiło się szaro i zerwał się wiatr. Stwierdziliśmy więc, że trzeba spadać na trasy przy gondoli i kanapie z osłoną. Ledwie wysiedliśmy na górnej stacji to zrobiła się taka zamieć, że praktycznie nie było widać własnych butów. Wszystko stanęło – wyciągi z ludźmi i ludzie na trasach. Trwało to dobre pół godziny, na szczęście były momenty, że zadymka trochę odpuszczała i dało się dostrzec tyczki przy trasach. Dobrze, że trasę mieliśmy już przejechaną i mniej więcej orientowaliśmy się w topografii – powolutku zjechaliśmy do górnej stacji gondoli, gdzie ratownicy zamykali właśnie górną część ośrodka i wyjeżdżali już skuterami po narciarzy, którzy nie do końca radzili sobie w tych warunkach. Do końca dnia otwarte były tylko 1 i 2 do doliny. Dzisiaj wracamy do domu, a ja już myślę, gdzie się wybrać na następny wyjazd na narty .
    30 punktów
  24. Brandnertal - wiosennie cz.2 Niebieską 26 trawersujemy zbocze do dolnej stacji przedpotopowych podwójnych krzesełek Loischkopfbahn. Generalnie infrastruktura w Brandnertal jest trochę stara, ale trasy są super – bardzo podoba mi się, że są wkomponowane w otoczenie wykorzystując naturalne ukształtowanie terenu, nawet jeśli czasem oznacza to konieczność poodpychania się kijkami na wypłaszczeniach. Prawie wszystkie trasy są niebieskie i czerwone (niektóre ciemnoczerwone – w innych ośrodkach spokojnie mogłyby uchodzić za czarne). Czarna jest tylko jedna trasa – nr 18, właśnie wzdłuż krzesełek Loischkopfbahn, ale za to jaka to trasa! Od większości wyciągów poprowadzono kilka wariantów tras, bardzo sensownie. Czerwona trasa nr 21, również z wariantem do tych samych krzesełek. Mimo coraz lepszej pogody – pusto. Pomyślałam sobie o ponoć gigantycznych kolejkach i brązowym śniegu w Szczyrku …🤔 No dobra, żeby nie było. Porywisty wiatr naniósł trochę śmieci z drzew na trasy przez las, a jest ich tam sporo. Z drugiej strony drzewa dają jednak pewną ochronę przed wichrem, co w taki dzień jak dzisiaj jest pozytywem. Po czternastej, gdy pogoda się wyklarowała, stwierdziliśmy, że wracamy do Brand i spróbujemy objechać trasy z Glattjoch. Powrót jest możliwy na nartach, nie trzeba korzystać z Panoramabahn. Czerwoną 19 zjeżdża się do orczyka, a z niego niebieską – dość płaską, ale widokową, niebieską 25 można dojechać do Brand. Nawiasem mówiąc czerwona 19 prowadzi dalej przez las w dół, ale nie polecam – trasa na biegówki, albo skitury, przez cały czas. Kto ją oznakował na czerwono i według jakiego klucza – pozostaje dla mnie wielką zagadką. Widok z trasy 25 A w Brand tęcza – chyba w nagrodę za jeżdżenie w porannym deszczu: Niestety kanapa na Glattjoch po południu została wyłączona ze względu na silny wiatr. Tak więc dokończyliśmy dzień w niższych partiach. Warunki do końca dobre – pomimo +12 stopni w dolinie i +7 na stoku. Śnieg o konsystencji sorbetu – miękko, ale muld praktycznie nie było. Po prostu nie miał kto ich zrobić! Pod koniec dnia trasy wyglądały tak: A potem znów w drogę – przez przełęcz Arlbergpass do Sankt Anton. W Arlbergu – jeszcze zima w pełni, zupełnie inne klimaty i pogoda. Deszcz ze śniegiem. Jutro ma przymrozić i solidnie sypnąć. Tak więc chyba palenie Marzanny tutaj nie poskutkowało 😉. Mieszkamy centralnie, przy Fangbahn, w sercu miasteczka. No to do jutra, a właściwie to już do dzisiaj …
    30 punktów
  25. Myślę, że dzisiejsze warunki mogły zadowolić zdecydowaną większość…, kilka stopni mrozu, sporo słońca, no i w końcu przygotowanie tras na mocną 4-kę. Zdarzały się co prawda gdzieniegdzie pojedyncze kamienie, samo „ratrakowanie” też pozostawiało sporo do życzenia (są miejsca, gdzie gdyby nie przejechali ratrakiem byłoby zdecydowanie lepiej), ale to problem czysto ludzki - nie wystarczy jeździć, trzeba jeszcze umieć wyrównywać. Do godziny 11 wszystkie trasy poprawne, niechlubnym wyjątkiem może być tradycyjnie już 10-ka, a właściwie „ścianka” - tam już rano wychodziły kamienie, Małe Skrzyczne bajkowe, naturalny śnieg pod nartami i zimowa aura. 7-ka to mój dzisiejszy faworyt - dla mnie doskonała. Od 11 sporo ludzi, i spore kolejki do kanap i gondoli - wyglądało to tragicznie, ale tak naprawdę stania było do żółtej 15 minut, do gondoli poniżej 10 (może ja miałem tyle szczęścia, a inni stali dłużej ). Od 12-ej zauważalna degradacja tras, szczególnie 4-ki i 3-ki, oczywiście te newralgiczne miejsca (ścianki) - to najbardziej oblegane trasy, no i w konsekwencji najwięcej muld, odsypów i łat lodowych. Podsumowując: zdecydowana poprawa w stosunku do warunków, które były jeszcze tydzień temu, mocno śnieżą Golgotę, a 8-ka tylko do „wyratrakowania” - od przyszłego tygodnia powinno być mniej ludzi i jeszcze lepsze nartowanie.
    30 punktów
  26. Mała relacja z legendarnego stoku jakim jest Nosal. Obecne zamknięty, a wywiad z lokalesami dał mi info iż główna blokadą aby przywrócić stok do życia jest Park. Są też podobno zawiści które nie chcą pozwolić aby konkurencja zaczęła ponownie działać. Syn jest w szkółce pod nosalem, więc nie mogłem przegapić takiej okazji. Miałem dwie godziny na tą wyprawę więc trzeba było się uwijać. Ze specjalną dedykacją dla naszego forumowego experta @leitner 😀 Powinienem był zabrać ze sobą nart bo warunki pozwalają na zjechanie do samego dolu. Cdn.
    29 punktów
  27. Dzień 3 Trzeci dzień to trzeci ośrodek, tym razem wybór pada na Sillian - ośrodek czynny od 8:30 i klasycznie jesteśmy jeszcze na chwile przed otwarciem. Łącznie czekających jest może 12 narciarzy i dwie osoby z obsługi. Dzisiaj do południa pochmurno, czasem słaby kontrast, ale da się jeździć. Rano ludzi jak na lekarstwo, około 10:00 dojechało trochę szkółek, ale jeździli bodjaże maks. do 13:00, bo nagle zniknęli. Trasy w ośrodku mają ekspozycję głównie wschodnią i północno wschodnią. Jedynie zjazd na sam dół jest na południe. Stąd pierwsze szusy wykonujemy właśnie na sam dół. Trasa jest przepiękna, pokręcona, z wieloma naturalnymi garbami. W głównej mierze położona w lesie, dopiero ostatni kilometr wyprowadza nas na łąki. W ośrodku są 3 krzesła z czego jedno wolne niewyprzęgane - Gadein. Sillian to dla mnie przykład jak należy budować ośrodki narciarskie. Tylko z jednego krzesła Thurntaler mamy 7-8 możliwości różnych kombinacji zjazdów trasami 1a, 2, 3, 4, 5 i 5a. Do tego dołożyć szybkie krzesło Auservillegraten i trasę nr 6 (6a była nieczynna) i nie sposób się nudzić przez cały dzień. Dodatkowo taki układ powoduje, że właściwie nie ma szans na tłok na trasie - nawet jakby były spore kolejki do kolejek. Widokowa trasa 1a poprowadzona granią. Przed 11:00 mały odpoczynek. Jak zwykle dopada nas syndrom trzeciego dnia, gdzie skumulowane zmęczenie daje o sobie znać. Ale wcinamy trochę kalorii i od razu humory się poprawiają:-) Jeden z najlepszych apfelstrudli jakie jadłem, a zwłaszcza sos waniliowy o konsystencji gęstej śmietany - pyszności. Do dostania w knajpce przy dolnej stacji krzesełka Auservillegraten. Do tego dochodzi przemiła obsługa no i najniższe ceny - niecałe 5 euro za porcję dolna stacja krzesełka Auservillegraten Końcówka trasy nr 6 Po południu już pełna lampa - po godz. 15:00 już zupełne pustki na stokach:-) Młody po 15:30 zmęczony rezygnuje z dalszej jazdy i wraca gondolką na sam dół. Ja robie jeszcze raz pętelke bubliną i jadę na nartach do stacji pośredniej, a później już gondolką na dół - jakby to @marboru powiedział "nogi bolo":-) Na tym zdjęciu widać fajnie różnicę pomiędzy zboczami z ekspozycją południową i północną:-) Jeszcze tylko małe zakupy w Lienzu. Chciałbym mieszkać w miejscu, gdzie nawet wychodząc z supermarketu ma się takie widoki:-) Dzień czwarty Rano szybkie pakowanie i pożegnanie z przemiłą właścicielką i jedziemy do ostatniego już ośrodka w naszym skisafari - St. Jakob im Defereggental. Jak zwykle jesteśmy na około 20 minut przed otwarciem, więc bez problemu parkujemy samochód w pobliżu gondolki. Mamy jeszcze chwile czasu na małe obfotografowanie okolicy Klasycznie już czekamy parę minut jako jedni z pierwszych na otwarcie wrót do raju:-) Dość krótka gondolka (niecałe 700m przewyższenia) wyprowadza nas do dolnej stacji krzesełka Mooserberg. I to krzesełko jest chyba jedyną wadą ośrodka:-) Niestety niewyprzęgane i podróż chwilę trwa, a przy nim są fajne trasy nr 1, 2 i 3. Początek czarnej trasy T Wjeżdżając na górę zauważamy, że krzesełka Weißspitzbahn są zdejmowane. Mocno nas to martwi, bo to kluczowa kolejka w tym ośrodku. No nic, na razie musimy sobie radzić i jeździmy trasami 2 i 3. Około 10:00 rusza krzesełko Weißspitzbahn więc jedziemy na tamtą stronę i katujemy trasy 7,8 i 9 O dziwo jazda tymi trasami nie jest zbyt fajna, z uwagi na dość mocny przeciwny wiatr, który na wypłaszczeniach powoduje mocne zwolnienia, a czasem prawie zatrzymania. Stąd wracamy z powrotem na wolne krzesełko i trasy 1 i 2. Przed 12:00 ponownie lądujemy na trasach 7, 8 i 9. Obserwujemy też jeżdżących na czarnych trasach przy nowym krzesełku Leppleskofelbahn. I w końcu też się skuszamy na te trasy. Są świetne, choć krótkie (około 1300m długości). No i na początkowej ściance przy 10-tce wychodzi trochę kamieni. po około 2h wracamy na trasy przy krzesełku Weißspitzbahn, wiatr ucichł i tam już jeździmy do końca dnia. Ludzi w ośrodku jest mało - poniżej zdjęcie z godziny 13:00. Około 14:00 zjeżdżamy ostatni raz i jedziemy czerwoną T na sam dół. Zamierzaliśmy zjeść w Eggenhutte, ale przejeżdżamy zjazd do niej i jedziemy na sam dół. No ale jeść trzeba więc w drodze powrotnej zatrzymujemy się w Matrei w klimatycznej knajpce Wirtshaus, gdzie wpada nam na talerze klasyka gatunku czyli TirolerGrostl Po jedzeniu wsiadamy do samochodu i wracamy do domu. Dojeżdżając do Salzburga obserwujemy ogromny korek mający minimum kilkanaście kilometrów - dobrze, że jedziemy w przeciwnym kierunku. Cała podróż przebiega bezproblemowo, choć od Salzburga do okolic Sankt Polten ruch jest bardzo duży. W domu meldujemy się tuż po 2:00 w nocy zmęczeni, ale szczęśliwi. Podsumowując wyjazd bardzo udany, nie sądziłem, że w sezonie uda się pojeździć praktycznie bez kolejek. Właściwie każdy z tych ośrodków jest warty odwiedzenia i zapewne zawitam do nich jeszcze nie raz. Najsłabsze wrażenia mamy z Heiligenblut, ale w odbiorze tego ośrodka nawarstwiło się kilka rzeczy: głównie zmęczenie całonocną podróżą, temperatura i położenie stoków. Na pewno będę chciał tam wrócić w bardziej mroźnej aurze. Za najlepsze uważamy Sillian i Kals, choć St Jakob też absolutnie warto odwiedzić.
    29 punktów
  28. Czy warto jechać na narty latem, pewnie ilu narciarzy tyle opini. Jednak moim zdaniem warto. Nie ma tłoku, dla mnie to jeden z ważnych argumentów. Dużo słońca jak się trafi z pogodą, choć wyjeźdżałem z myślą o jeździe w deszczu i burzami. A miałem dwa dni naprawdę ładnej pogody. Jutro to już raczej o dobrej pogodzie mogę tylko śnić. Wyjechałem z myślą o jeździe po trasach, ale zabrałem narty na miękki śnieg i tak bez sensu sprzęt skiturowy, miejsce w aucie było, to co mam sobie żałować. Za Monachium zamiast na Kufstein zjeżdżam z 8 na Holzkirchen i 318 oraz 307 kieruję sìe na Achenwald. Po drodze zachaczam o Tegernsse. Moim zdaniem bardzo ładne jezioro i piekna panorama na góry. Hintertux wita letnią pogodą, na dole lato w pełni Ale widać, że góra jeszcze daje radę jeśli chodzi o warunki narciarskie Im wyżej tym lepiej, na Sommerbergalm czuje się już powiew zimy warunki mieszkaniowe na 2660 m bardzo dobre Wreszcie w punkcie docelowym, na właśiwym miejscu... Niestety w wysokich górach problemy z internetem dokuczają, może w nocy będzie lepiej. Pozdrawiam serdecznie.
    29 punktów
  29. Drodzy Forumowicze, przed nami święta, w tym roku moje życzenia dla Was w troszkę innej formie
    29 punktów
  30. PIEKŁO NA STELVIO 48 zakrętów, ca. 1850m przewyższenia przy średnim nachyleniu 7,4% na odcinku 24km od Prato allo Stelvio (Prad am Stilfserjoch) – taką trasę wybraliśmy, jest jedną z trzech wariantów podjazdu – prawdziwe PIEKŁO KOLARZY. To był kolejny dzień po rozgrzewce, nasz drugi dzień pobytu w Alpach. „Ta góra jest chora” – powiedział do mnie kolega od żółtej szosy. Ja popłakałam się jak byłam już na szczycie. Wspinaczka zajęła mi jakieś 7,5h łącznie z postojami. Spore rozczarowanie spotkało mnie już na początku wspinaczki, kiedy zorientowałam się, że nie mam już lżejszego biegu 😄 (tarcze:46/30, kaseta:11-34). To był mój pierwszy pobyt w górach na rowerze. Pierwszy raz jeździłam na takiej wysokości i nie spodziewałam się, że jestem AŻ tak słaba ! Nie byłam w stanie utrzymać koła grupki niemieckich turystów w czerwonych koszulach..hehe, już na samym początku podjazdu – na pierwszej serpentynie z numerem 48. Trasę można podzielić z grubsza na dwa etapy – odcinek o mniejszym nachyleniu w lesie i odcinek poza lasem gdzie zaczyna się R Z E Ź. O ile w lesie każdy jeszcze wygląda jako tako, to z biegiem redukcji ilości zakrętów (numeracja maleje od podstawy podjazdu do szczytu) lwia część uczestników tego szalonego czynu zaczyna przypominać rozgrzany piec. Każdy wylewa siódme poty, każdy uprawia trening mentalny - prawdziwą walkę ze samym sobą i z tą piekielną górą. Dla mnie najtrudniejszy był odcinek w lesie. Człowiek nie widzi końca a zakręty mijają bardzo wolno z uwagi na długie odcinki drogi po między nimi. Niby nie widzisz nachylenia, niby jest niewielkie, a jednak płuca się wypluwa. Zresztą, zobaczcie sami jak to wygląda: Jednak im wyżej tym częściej drzewa ustępują i pojawiają się takie momenty: Wyjechałam z lasu i to był moment pierwszego wzruszenia – tak, jest !!! Widzę już szczyt. Mam nawet zdjęcie z tego miejsca – to była piękna chwila !!! Telefon mówi, że zdjęcie zostało wykonane o 13:48, wiec zostało mi jeszcze około 2h wspinaczki, gdzie procent nachylenia wynosił 8-12%. Jest już coraz wyżej i brak tlenu daje się mocno we znaki. Zdecydowana większość rowerzystów pozdrawia się nawzajem i wspiera się na tej morderczej trasie. Jak już byłam trochę wyżej i widziałam dokładnie wszystkie curviątka, które prowadzą na szczyt – wiem, bo je wtedy policzyłam ! Zobaczcie, jednak nie wszyscy wyglądali jak piece. Byli tacy, którzy prezentowali się niczym Vincenzo Nibali na Giro :-D: Trasa ponad lasem jest trudniejsza. Są dużo większe przewyższenia i ekspozycja słoneczna, nie ma się gdzie schować. Jest naprawdę gorąco. Pokonywanie kolejnych serpentyn idzie jednak sprawniej, odcinki pomiędzy nimi są krótsze. Zdecydowanie wolę tą formę wspinaczki. Jednak nadal się bardzo ciężko. Pamiętam jak, stanęłam na jednym z zakrętów , spojrzałam w górę i pomyślałam – „o jprdl, przecież to nie jest możliwe, żeby tam podjechać” – jedna z serpenty wisiała mi dosłownie nad głową :-D. Na szczęście można było zatrzymać się na chwilkę pod pretekstem wykonania dokumentacji fotograficznej hehe. Widoki zapierały dech w piersiach: Wreszcie byłam coraz bliżej szczytu. Tak sytuacja przedstawia się tuż tuż prze końcem (acha, tam gdzie widać pasmo drogi które zawija się za zboczem wypada mniej więcej 2/3 podjazd, licząc od dołu – czyli najdłuższego odcinka leśnego po prostu nie widać) : Na szczycie czekał na mnie kolega od żółtej szosy: Wjechaliśmy razem, ale w innym czasie. On wyprzedził mnie o jakieś 1,5h, a ma dużo twardsze przełożenie. Szacun dla niego, bo połowę podjazdu zrobił stojąc na pedałach. To jest widok ze szczytu najbardziej stromej części podjazdu: Zdobycie szczytu tej przełęczy, a w szczególności emocji, które temu towarzyszą, atmosfery morderczego podjazdu, a także wsparcia innych rowerzystów, motocyklistów oraz kierowców samochodów osobowych nie da się opisać – wszyscy kibicują !!! Na każdym kroku widzisz podniesione kciuki i słyszysz dopingujące klaksony. Coś niesamowitego !!! Jak wreszcie zakończyłam już wspinaczkę i byłam na szczycie, to zachowywałam się tak jak Mark Cavendish, który w tym roku wygrał swój pierwszy etap na TdF. Łzy szczęścia i niedowierzanie, że to mi się udało !!!!! Miałam też wrażenie, ze gratulacje spływają do mnie z całego świata (chociaż były to smsy od najbliższego grona znajomych ). O pracy mentalnej, którą wykonałam w czasie podjazdu mogłabym założyć chyba osobny watek na skionline O Stelvio dowiedziałam się dwa miesiące przed wyjazdem, od koleżanki. Wpisałam wtedy nazwę do Googla i już wiedziałam, że chcę tam pojechać. Wszystko zaczęło się od zakupu nowego roweru pod koniec zeszłego roku. Potem włączyłam przez przypadek Eurosport i natknęłam się na któryś z początkowych etapów Giro – no i poszło….. Teraz planuje zakup szosy. Chciałabym pokonać Stelvio właśnie na szosie, tak jak robi to Grande Giro. To moje kolejne marzenie. Mogę Was zapewnić, że było bardzo ciężko, ale życzę Wam wszystkim, abyście choć raz w życiu pokonali tą przełęcz. Po wyczerpującej wspinaczce czekał mnie jeszcze bajeczny, lecz ekstremalny zjazd. Wybraliśmy wariant przez Szwajcarię, zamykając trasę w pętlę. Strona Szwajcarska wygląda tak: Wyjechaliśmy z domu o 8:30, około 9:00 zaczęliśmy się wspinać. Ja ukończyłam walkę o 16:15, kolega o 15:00. Zjazd zajął nam około godziny. W domu byliśmy w okolicach 9:30. Zmęczeni, ale bardzo szczęśliwi :))) Dziękuję za uwagę 🙂 Do następnego razu !!
    29 punktów
  31. Sankt Anton am Arlberg – zimowo, nawet bardzo! Chciałaś, kobieto, zimę – to masz ! W najbardziej zimowej odsłonie – czyli mróz, śnieg i zadymka 😯. Tak tutaj jest dzisiaj cały dzień. Górne wyciągi nie działały, a bardziej eksponowane ośrodki regionu Ski Arlberg– takie jak Sankt Christoph oraz Warth-Schröcken w całości były wyłączone. Rano mieliśmy spotkanie z tutejszym przewodnikiem narciarskim – Andym – i wstępny rekonesans ośrodka, z konieczności ograniczony do Sankt Anton i to w zasadzie do dwóch gór – Galzig (na którą kursowała tylko gondola) oraz Gampen (tutaj otwarte praktycznie wszystkie wyciągi). Na początku chodziły jeszcze krzesła na Kapall i nawet raz nimi wjechaliśmy, ale warunki na górze – tragedia. Nic nie widać i zacinająca lodowata zamieć. Krótko po tym je zamknęli. Była okazja pogadać z przewodnikiem o ośrodku, atrakcjach i różnych zwyczajach narciarskich . Sympatyczny gość. Z Andym przy dolnej stacji Galzigbahn Na stokach multum ludzi – pewnie przy innej pogodzie całe towarzystwo rozdziela się na różne trasy i wyciągi, ale dzisiaj kumulowało się to przy trasach z Galzigbahn i Gampenbahn (jedyne krzesła z osłoną po tej stronie ośrodka). Słychać głównie angielski, niemiecki, czasem holenderski i rosyjski. Trzeba bardzo uważać na innych narciarzy, którzy różnie sobie radzą w takich warunkach. Wcześniejszy śnieg – rozmiękły w plusowych temperaturach – zamarzł na beton, a na tym świeży z dzisiejszego opadu. Dobrze, że mam narty po serwisie i ostrzeniu, to było nie najgorzej. Przy górnej stacji Gampenbahn: Czarna trasa nr 52 Kandahar Galzig I jej dolny odcinek Po południu jeszcze kilka razy zjechaliśmy niebieskimi 27 i 31. Niebieska 27 to Hoppelweg - edukacyjna trasa dla dzieci, na której dzięki pomysłowym tablicom i różnym atrakcjom mogą nauczyć się zasad prawidłowego poruszania się i zachowania na stoku. Miś 🐻 Darek Na trasie Wytrwaliśmy prawie do 15.00. Zimno, a my wciąż walczymy z pozostałościami infekcji – jedno na zatoki, drugie na oskrzela. Szkoda gadać 🙄. Grzejemy się pod kołdrą, mam nadzieję, że do jutra nam przejdzie.
    29 punktów
  32. Civetta część 2 Trasa czarna z lewej strony, z góry wygląda tak: I z widoczkiem Eksplorujemy tę część ośrodka zaliczając prawie każdą z tras. Jest super i mimo tego, że ciepło, to większości tras nie jest zdegradowanych. Wiadomo - pić się chce 😮 Foto z dedykacją dla @artix: Krótka przerwa i dalej na stok... Paula ze ścianą monumentalnego dolomitu... Z bliska wygląda tak: Albo tak... Nie forsujemy się i staramy się jeździć ostrożnie. Do czasu... I jeszcze raz do czarnej 31... ...i na sam dół. A tu? Zawody biatlonowe I wytopiona południowa trasa Takich tras było dzisiaj kilka...z tego co naliczyłem, to chyba 5 Trochę piękna I tras... Czyż nie malowniczo? Pora na dłuższą przerwę i mały lunch. Kawa, bombardino i cola - nasze ulubione napoje Danie główne Pysznie! A jedzone było, tu: Jazda była do mniej więcej 15:30. Po moim upadku kicha. Bardzo mocno stłuczony nadgarstek lewej ręki. Wizyta w aptece po przeciwbóle i opaskę uciskową i lipa. Siedzę teraz pisząc relację i ręka słabiutka i boli Siły w niej nie ma praktycznie wcale. Ciekawe jak będzie rano z trzymaniem kija i chwytaniem. Nie widzę tego w różowych barwach Choć przez noc, po smarowaniu maścią przeciwbólową, zapalną i od stłuczeń może będzie lepiej? Pocieszające jest to, że nic nie puchnie oraz kość cała... Mamy nadzieję, że to jedynie mocne stłuczenie - cały impet upadku wziąłem na tą właśnie rękę. Narty i kije zwiozła Paula i bardzo ładna włoszka. Jeszcze dwa zdjęcia z rana... I nieszczęsna łapa, po opatrzeniu: Gdzie jutro? Jeszcze nie wiemy. Będzie niespodzianka... Podsumowując dzisiejszy dzień od 8:30 do 15:30, wg endomondo 92 km. ...no i oby nie szpital. pozdrawiam marboru
    29 punktów
  33. Hej, Bylem dziś, zapowiadało się niezłe. Mało ludzi - nawet bylem jednym z pierwszych na miejscu. Na dole o 8:00 klimat pięknie zimowy, pusty parking naprawdę obiecująco. Wyjechałem na Miziową (Pilsko standardowo niemal ruszyło pół godziny później) gdzie zaczął padać deszcz i śnieg z deszczem i ta cały dzień... Ilość śniegu wszędzie (od Pilska do Szczawin) ok, jednak drobny deszcz dawał się bardzo we znaki. o 12:00 poddałem się i postanowiłem wracać. Czułem ze jestem przemoczony miejscami do bielizny wiec postanowiłem zjechać 5 do parkingu. To co najważniejsze czyli warunki. Śniegu sporo od Pilska do Szczawin nie widziałem kamieni ( przetarcie na Miziowej kolo stacji górnej ale to ratrak zrobił) Talerzyk koło GOPR-owki nie chodzi i trasy nie są przygotowane. 6 i 4 zamknięte oficjalnie ale ratrakiem przejechane od polany poniżej GOPR-owki aż do Szczawin. Zjechałem 5 do parkingu po po 4 godzinach bylem przemoczony i na krzesełku bym zmarzł. Nie polecam jednak tej opcji trzeba bardzo kombinować miedzy kamieniami a ostatnia ściankę z buta. No chyba ze nie zależy wam na nartach to wtedy trasa przejezdna Widoczność od Pilska do Miziowej słaba/bardzo słaba (mgła) + deszcz/mokry śnieg na goglach. Od Miziowej ok ale deszcz/mokry śnieg ciągle ten sam. Snieg ciężki, zbity, hamujący. Przydało by się ciut mniej stopni. Ludzi mało. No i zdjęcia: Parking przed 8:00 Bramki przeniesione za róg Uwaga na karnety z Grupona: Z czarnej 7 ratrak zbierał śnieg i "magazynował" chyba na miejsca pod orczykami Czarna 7 - raczej słabo ze sniegiem Zamknięta 6 i 4 Po talerzykach pozostała tylko pusta lina: 5 widok z Miziowej I tak cały dzień..:
    29 punktów
  34. Kilka osób z forum kojarzyło , że w lutym miałem w planach skiturowy podbój Macedonii , więc mam nadzieję , że przynajmniej one są zainteresowane relacją z tej eskapady . Wyjazd został zaplanowany od 08 do 13 lutego . Ekipa w komplecie zebrała się w czwartek późnym popołudniem w Bielsku Białej i stąd już w pełnym pięcioosobowym składzie – Tomek , znawca regionu ,świetny przewodnik i organizator tego wyjazdu oraz reszta czyli Aga , Krzysiek , Filip i ja ruszamy na południe Europy . Jedziemy przez Słowację , Węgry i Serbię . W piątek ok. 8 rano przekraczamy granicę serbsko-macedońską . Wokół zielono , ale na szczęście , gdzieś na horyzoncie widać już ośnieżone szczyty macedońskich dwutysięczników . Kierujemy się do Mavrova gdzie mamy zarezerwowane noclegi . Po drodze miałem małego zonka , bo okazało się , że zapomniałem moich skiturowych spodni . Szybka narada i postanawiamy , że w Skopje ( stolica Macedonii ) zrobimy trochę dłuższy postój i oprócz krótkiego zwiedzania centrum poszukamy jakiegoś sklepu z branży outdoorowo-skiturowej . Zwiedzanie stolicy dostarcza nam wielu wrażeń , a w ilości pomników w okolicach ścisłego Centrum , to można śmiało zacytować klasyka : mają rozmach sk…….. . Znalezienie sklepu sportowego również kończy się sukcesem w postaci zakupu spodni . Około południa decydujemy się , że dzisiaj , tak na rozgrzewkę zrobimy coś w paśmie Sar Planiny , czyli kierunek Popova Sapka . Po dotarciu ok. 13-tej do najwyżej położonego parkingu obok hotelu Scardus ( ok. 1300 m n.p.m ) za cel obieramy Sin Vrv 2510 m n.p.m. . Szybki gramoling na parkingu w pięknym słońcu i dawaj do góry W dolinie była wiosna , tutaj pełnia zimy i śniegu nie brakuje . Te kontrasty są niesamowite . Niestety , cała noc w podróży i dosyć późna pora rozpoczęcia skitury powoduje , że wchodzimy mniej więcej na 1900 m n.p.m . . Zachodzące słońce i zmęczenie skłania nas do podjęcia decyzji o powrocie do parkingu . Na horyzoncie widać już niestety nadchodzący front , który skutecznie , jak się później okazało , pokrzyżował nam plany . Zjazd na początku OK , niżej zamienia się w walkę z lodoszrenią łamliwą , gdzie priorytetem jest nie zaliczyć dzwona . Trochę szkoda , bo przy dobrym śniegu teren ten jest wręcz wymarzony do zakładania własnych linii . Po tej pierwszej macedońskiej skiturze lecimy do Mavrova do naszego Ski Hut . Po zakwaterowaniu , jedziemy jeszcze do Gostivaru , gdzie na kolację jemy pyszne burki ,wypiekane na jak za dawnych czasów na specjalnych paleniskach , potem podziwianie klimatów , których w UE już raczej nie zobaczymy jeszcze tylko zakup wina na wieczór i tak kończy się pierwszy dzień naszej wyprawy .
    29 punktów
  35. Pandemiczna Biała Szkoła Jak sygnalizowałam już przy kilku okazjach, w okresie 8-15.01.2022 udało nam się wyjechać na Białą Szkołę do Val di Fiemme. Mieliśmy za sobą już jeden taki wyjazd zorganizowany w styczniu 2020. Po raz kolejny skorzystaliśmy z usług BP Wygoda Travel z Krakowa. Akcja zapisów ruszyła w październiku. W opisie wyjazdu musieliśmy zawrzeć szczepienie jako warunek konieczny uczestnictwa. Z bijącym sercem wcisnęłam ‘wyślij” i poszło to do prawie 200 adresatów. W zaledwie kilka dni osiągnęliśmy zakładaną maksymalną liczbę 50 uczestników, a zgłoszenia wciąż napływały. Po kilku rozmowach z BP udało się znaleźć drugi hotel w Val di Fiemme, który przyjmie kolejne osoby. Ostatecznie uformowała się grupa 67 licealistów, którym towarzyszyło 5 nauczycieli. BP zapewniło kadrę 7 instruktorów. Ostatnie tygodnie przed wyjazdem były dla mnie jako kierownika wyjazdu emocjonalnym rollercoasterem. Coraz trudniejsza sytuacja covidowa, pojawienie się Omikrona, zmiana zasad wjazdu do IT, lokalne obostrzenia – wszystko to musiałam komunikować Rodzicom, sporządzać szczegółowe instrukcje, wynajdować kody rabatowe na testy antygenowe. Do tego ubezpieczenia od rezygnacji, od zachorowania… Było to niemałe wyzwanie organizacyjne i ogrom pracy. Miałam wrażenie, że do mojego półtora etatu nauczycielskiego doszedł kolejny – prowadzenie szkolnego biura podróży. W sobotę, 08.01, od godzin popołudniowych zaczęły spływać wiadomości „Proszę Pani, wynik negatywny, jedziemy!”. Z wyjazdu odpadła nam jedna osoba, o której pozytywnym wyniku wiedzieliśmy już wcześniej. Pozostałe 66 stawiło się na odprawę w kompletem dokumentów (test, PLF, etc). Tetris z bagaży i sprzętu został zapakowany i ruszyliśmy. Cały wyjazd to była bajka. Dopisało wszystko – rewelacyjna pogoda, minimalne obłożenie stoków. Młodzi ludzie mieli okazję doskonalić swoją technikę i pracować nad złymi nawykami. Mnie szczególnie cieszyło obserwowanie grupy zerowej, niesamowite jaki progres można zrobić pod okiem instruktora w zaledwie pięć dni. Momentem grozy był niewątpliwie wypadek jednego z uczniów jeżdżących na snowboardzie, konieczność transportu helikopterem do szpitala w Bolzano, (nie)przyjemność mojej wizyty w tymże, rozmowa z lekarzem, rozmowy z Rodzicami, konieczność podjęcia szybkich decyzji. To był chyba jedyny ciemny punkt naszej wyprawy. Cała reszta była tak piękna, że aż nierealna po tych dwóch dziwnych latach izolacji społeczności szkolnej, siedzenia w domu i tzw.nauki zdalnej. Wiele osób powiedziało wprost, że był to ich najlepszy w życiu szkolny wyjazd i przez ten tydzień stało się w ich życiu więcej niż przez całe liceum, a niektórzy są już w nim trzeci rok. Bo co może być lepsze niż kombinacja jednego z najpiękniejszych zimowych sportów uprawianego w idealnych warunkach z byciem młodzieży razem, ze sobą, tak po prostu. Otrzymałam też ogrom podziękowań od rodziców, przede wszystkim za determinację w organizacji tego wyjazdu, ale też za to jak uszczęśliwił ich dzieci. Czy było to warte czasu i wysiłku? Zdecydowanie TAK!
    28 punktów
  36. Cześć! Witam po dłuższej przerwie i jest mi bardzo miło, że nie zostałem zapomniany. 😇 Przede wszystkim baaardzo dziękuję za doping i wsparcie, to się czuje! Dziękuję też za dopingowanie na trasie Krzyśkowi i Mariuszowi (mój wspaniały trener). MRDP to najtrudniejszy ultramaraton w Polsce, do tego mieliśmy wyjątkowo paskudna pogodę - 7 dni w deszczu, a jak już nie lało, to było zimno. Wyobraźcie sobie, że kawałek przed Podhalem zobaczyłem przymrozek nad ranem! Szron, pozamarzane szyby w samochodach, po prostu szok! Swoje dołożył jeszcze wiatr, zwłaszcza w końcówce. Sam nie wiem jak to możliwe, żeby mając w nogach blisko 2700 km w ciągu niecałych 28 godzin, jadąc w deszczu i pod silny wiatr, zrobić ok 540 km. Zyskałem spore uznanie nawet wśród czołowych zawodników. 😇 Odpowiadając na pytanie "czemu zawodnicy jeszcze jadą, skoro limit czasu się skończył". Dla niektórych samo przejechanie trasy jest sporym wyzwaniem i dojechanie nawet po limicie da sporo satysfakcji. Inni, którzy nie dotarli na czas, przeszli w "tryb turystyczny" - trasa jest bardzo malownicza. Do tego ta ciągła zmiana klimatów - najpierw morze, za chwilę Mazury, Bieszczadu, Tatry itd. Mi się udało, dojechałem w limicie w czasie 9 dni 22 godziny i 38 minut. Przy okazji w całym cyklu 4xMRDP (Zachód, Góry, Wschód i cała pętla MRDP) zająłem 3 miejsce. Taki mały sukces na zakończenie moich startów. Tyle na razie, dopiero dochodzę do siebie. Jestem cały popuchnięty i ze sporym deficytem snu. Czasem słabo kontaktuje... 😉 Jak macie pytania, to chętnie odpowiem i poopowiadam. Ale potrzebuję kilku dni na powrót do normalności. Jeszcze raz bardzo dziękuję i serdecznie pozdrawiam wszystkich na Forum.
    28 punktów
  37. Po tym jak zacząłem sezon narciarski w Tyrolu, z utęsknieniem czekałem na mróz i początek nart w "płaskopolsce" Podobnie jak rok temu, pierwsza ruszyła Stacja Narciarska Kazimierz na Lubelszczyźnie. Start ON o godzinie 16stej, koniec pracy godzinę później i praktycznie parę minut potem siedzimy razem z Paulą w aucie i jedziemy na wschód. Temperatura na zewnątrz zero stopni, jest delikatny wiatr. Po godzinie jesteśmy na miejscu - o dziwo, na parkingu ok 20 samochodów. Pierwszy rzut oka na okoliczne zabudowania - czynny serwis z wypożyczalnią, kasy i mały bar na zewnątrz. Oczywiście obok tego małego punktu gastronomii, płonie ognisko. Miło, klimatycznie w wąwozie lessowym Rzut oka na krótki orczyk i fragment stromej trasy - jest częściowo pokryta białym Trasa dla dzieci i taśma - przygotowane do boju! Czynny jest główny zjazd: Ludzi niewiele. Z trzech bramek jedna, środkowa jest zamknięta - reżim Covidowy. Czynne są obydwa, długie orczyki. Lewy jest wolny, prawy szybki. Dystans społeczny wszyscy starają się utrzymywać, ruch na wyciągach przebiega sprawnie i szybko. Pan z obsługi zwraca uwagę jeśli maska jest za nisko w strefie "poczekalni". Warunki na trasie? Doskonałe! Armada armatek zrobiła swoje. Jest ok 30 cm, twardego ubitego śniegu. Równo, twardo i szybko - tak jak lubimy! Mamy karnety 2 godzinne - po pierwszym odbiciu okazuje się, że jazdę będziemy mieć do 21:20 Fajnie! Paulina jest tak szczęśliwa z rozpoczęcia sezonu, że nie czeka na mnie tylko ciśnie góra, dół. Ja po zrobieniu kilku zdjęć, gonię ją i po kilku zjazdach dopadam na górze, prześcigam...też mam głód jazdy! A jeżdżę jak Boruta spuszczona ze smyczy - ostro Błękitne strzały odebrane z serwisu trzymają jak szalone Ależ my to Kochamy!!! Debiutantka 2020 Czas mija nie wiadomo kiedy? Robię 25 kilometrów i po tej intensywnej jeździe jestem naprawdę zmęczony. Pozytywnie zmęczony. Ostatni rzut oka na górkę... ...i spadamy do domu, w którym jesteśmy o 23. Jutro będzie powtórka, może Bałtów (ma ruszyć)? ponownie Kazimierz? - jesteśmy głodni jazdy Pozdrowienia dla nizinnych narciarzy! marboru
    28 punktów
  38. Pozdrowienia z Lenk-Adelboden. Jest cudownie - piękna jazda od rana ❤️🌞
    28 punktów
  39. Jak w minionym czasie, 7,50 jadę przez Szczyrk. Pusto, -1 na termometrze za oknem, muzyczna gra: Nikt nie wstał, osobista ochrona - moja żonka w pracy. Cóż jakoś przemęcze sam te dwie godzinki na stoku. Biały Krzyż, temperatura -2,2 , śniegu 5 - 20cm. Wystarczająco, tutaj jest stok trawiasty. Nartom nic nie grozi. Warunki dobre, ludzi z każdym kwadransem przybywa. po 9,00 kolejka już na 10 min. Ostatnio to mi nie przeszkadza. Cierpliwie przygotowywane i przeszywane koszulki, spodnie świetnie trzymają sprzęt umożliwiający mi wogóle jazdę na nartach. Będę śmigał w tym roku. Testy wyszły pozytywnie. Kilka zdjęć poniżej:
    28 punktów
  40. Ciągle staramy się dopracować "najlepszą" formułę wyjazdową. Kiedyś chodziliśmy trawersy (np Ortlera, Silvretty). W zeszłym roku zrobiliśmy parodniowy wyjazd w oparciu o jedno schronisko (Branca) co było bardzo wygodne. Tym razem wyjazd miał być długi i oparty o dwie doskonałe miejscówki. Pierwszą było bardzo znane schronisko Franz Senn Hutte. Można z niego zrobić pewnie z 6 doskonałych celów. Dzień 1 Ten pierwszy to był dojazd i dojście. Odległość jest bardzo zbliżona do lodowcowego ośrodka Stubai. W Neufstift skręca się do Barenband a dalej wąską drogą do parkingu gdzie trzeba założyć foki (i plecak) Dojście jest całkiem konkretne - 740 m vertical i ponad 7 km. Trzeba liczyć 3 godziny. O schronisku napiszę innym razem. Dzień 2 Naszym celem będzie Hinterer bądź Vorderer Wilder Turm (ewentualnie Wildes Hinterbergl). To grupa leżących obok siebie szczytów zlokalizowanych na południowy-zachód od schroniska. Zrobimy to w formie pętli tak aby podchodzić łagodniej a zjeżdżać stromszym lodowcem Lisense. Od rana lampa i widoki na doskonałą jazdę. Idzie się łagodną dość doliną z kolejnymi stromymi progami. W pewnym miejscu skręca w prawo dochodząc do skalistego brzegu kotła. Najciekawsze jest wyjście na lodowcowe platou. Przyjemna ścianka do przejścia i otwierający się widok. Z lewej strony kusi Hinterer Wilder Turm. Z jego zbocza lodowcowe wypłaszczenie wygląda przepięknie... Pora na przepinkę i jazdę. Z początku jest łagodnie ale później robi się w sam raz. Tak jest do samego dołu do miejsca zamknięcia pętli gdzie wjeżdżamy w dolinę. W statystykach wyszło 15 km (całość) i 1150 m vertical. Na mapie są obydwa dni. cdn. Pozdro Wiesiek
    28 punktów
  41. Dzisiaj zakończyłam sezon narciarski w Białce Tatrzańskiej. Czynne co prawda tylko dwie kanapy, ale warunki całkiem dobre i nawet trochę ludzi,ale bez kolejek do wyciągów. A z rana było tak: Spotkałam ekipę narciarzy z Hongkongu 😛 Oraz grupę telemarkową 😊 Po nocnym przymrozku stok trzymał do ok. 10, potem miękko, ale bez muld, tylko trzeba było uważać na pojawiające się przetopy Od południa totalny chillout i plażing na nartach😎😀 Skończyliśmy ok. 14.00. Białka dzisiaj działała ostatni dzień. Pozdrawiam z podróży powrotnej do Szczecina 😊.
    28 punktów
  42. Dzisiaj umówiliśmy się z Maćkiem na COS i SMR czyli na jazdę w Szczyrku. Od 8 do 11 godz. piękny wiosenny zmrożony sztruksik. A, że jeździło nas bardzo mało to wielu miejscach długo nie znikał. Otwarte trasy na COS, gdzie zaczęliśmy przygotowane perfekcyjnie. Do Jaworzyny żadnych przetarć. Na Dolinach tam gdzie był śnieg także stół. Na Ondraszku można było uprawiać bieg zjazdowy na jajo do samego dołu, po prostu byliśmy na nim sami. Freeraidzik też jeszcze możliwy między kujokami. Przed południem przenieśliśmy się do SMR. Kopa i Małe Skrzyczne perfekcyjne - tutaj także niemal sami na trasie, czyli cała szerokość dla nas. Przygotowania do jutrzejszego splasha widoczne. Od Hali do Soliska oraz do dolnej stacji gondoli już miękko. Trzeba uważać na połacie bez śniegu w dolnych częściach. Jedynka przejezdna do połowy, a potem powrót do trójki przez las. Jazda pod gondolą u góry możliwa, bezpieczna i przyjemna. Przed 13 powrót do COS i jakże inne warunki niż przed południem - już wszędzie miękko. O 13 zakończyłem, a Maciek jeszcze został pokatować stoki - On uwielbia takie wiosenne warunki. Podsumowując to dzisiaj był świetny dzień ze względu na warunki i minimalną ilość narciarzy. 55 dniem na deskach w tym sezonie chyba zakończyłem jazdę w PL. Może jeszcze jakiś Chopok się zdarzy.
    28 punktów
  43. SZRENICA Pogoda dopisała do końca. Fajnie, że udało mi się iść po śladach, które zostawiło parę osób... Wygląda, że śniegu jeszcze jest sporo, nawet przy barze (sklepiku) na pośredniej nie brakuje... Myślałem, że będzie trudniej, ale 4 godzinny spacer (z 2 przerwami) nie był ponad moje siły. Przez 3 godziny podejścia ścianą spotkałem tylko 2 osoby (deskarz i freerider, którzy pod krzesłem robili sobie skocznię. Chyba teraz się cieszę, że wiało i odwołali zawody. Ściankę znam ponad 40 lat, ale takiego warunku jak dzisiaj nie miałem nigdy... Rzut oka na Jelenią i Szklarską i można wspinać się na ostatnim odcinku Ostatnie strome podejście, ale po śladach to nie ekstremalny wysiłek... Po raz ostatni robię przerwę, wykańczam herbatę i bułkę, zawsze to trochę mniej do dźwigania... Wychodzę na otwarty teren przy górnej stacji 2 sekcji, wiatr mnie powala, bo to tu wieje najmocniej (później okazało się, że najmocniej wieje przy Schronisku Szrenica). Postanawiam dojść do schroniska, by tam chwilę odpocząć, coś chlipnąć ciepłego i w spokoju przygotować się do zjazdu... Schody przy schronisku oblodzone i ledwo wlazłem po nich. Ludzi w barze mało,chodź kilku turystów było, do tego weszło jeszcze 2 freeriderów (voelkle vta 88 i wiązania solidne Dynafita ) Zamawiam pomidorową z makaronem za dychę, makaron spoko, reszta słaba (z torebki byłaby lepsza chyba). Pocieszam się tym, że kiedyś jadłem dużo gorszą zupę i dużo droższą (w Spindleruv Mlyn w górnej restauracji na Sv, Piotrze, już za czasów TMR - więcej tam nie pojechałem). No i koło 14 to na co czekałem cały dzień, jazda na dół po Fisie... Najpierw koło kamieni przy Szrenicy (zapomniałem jak się nazywają) Sama jazda po ściance fantastiko, tylko dlaczego jeden raz. No mam pamiątkę na resztę życia, pamiętam każdy skręt, nie da się jechać w lepszych warunkach. Jakby mnie ktoś dzisiaj spytał czy to trudna trasa, to moja odpowiedź: jedna z najłatwiejszych na jakich jeździłem. Cały zjazd do Puchatka oczywiście nikt mi nie przeszkadzał. O wiele trudniejsza była dzisiaj jazda na Puchatku (ludzie plus ciapa i brak przyjemności z jazdy) Puchatek niebieski, ściana czarna i co z tego, a na ściance piękny firn, ubity przez ratraki i nikt tego nie degraduje. Kolejny doskonały przykład na to, że nie kolor decyduje o trudności trasy (to tak w nawiązaniu do dyskusji, która kiedyś była na forum o Kasprowym i chyba Szczawnicy, czy coś podobnego)... O 14 na trasie ślady moje i może jednej lub 2 osób, tego już chyba nie powtórzę... Na koniec jeszcze zdjęcie Śnieżnych Kotłów, jakoś tak od ponad roku szukam jakiejś możliwości zjechać tam jakąś ciekawą linią... A był moment, że chciałem wracać do domu przed 9. Warto jednak czasami szukać planu B, nawet jak się nie jest dobrze do tego przygotowanym... Pozdrawiam serdecznie, spełniony i radosny Marionen
    28 punktów
  44. San Pellegrino - Święty Pielgrzym, część 2 Kolejne dla nas kultowe miejsce w Dolomitach ze świetnymi trasami i niesamowitymi widokami! To teraz poznęcam się widokami tras, po których najlepiej nam się jeździło Warunki na stokach były po prostu boskie dzisiaj! Znowu żałowałem, że nie wziąłem narty GS Widoczek ze szczytu Col Margharity - początek chyba czterech różnych tras? Widoczek raz jeszcze - cóż za góry! I nasze ulubione: Nawet dzisiaj się załapaliśmy na orczyk wraz z zawodami dla dzieci Na tej czerwonej - zero ludzi...czemu? Przerwa na lunch na przełęczy San Pellegrino. Doskonała pizza i? A jak by ktoś chciał zostać tu instruktorem narciarstwa, toooo…. Sam osobiście zazdroszczę 😮 Druga strona - zaliczone wszystkie trasy... … I szybki powrót do naszego dzisiaj głównego środka lokomocji i trzech niesamowitych czterdziestek: 40, 41, 42! Kończymy dzień z przebiegiem (Endomondo) 112 kilometrów. ...aaa! Auto nalepiej postawić przy drodze i przy tym muzeum w Falcade: Jutro na powrocie? Szósty dzień w Dolomitach, sześć ośrodków...jutro siódmy! Strona Cortiny, na której nie byliśmy - po nartach powrót do domu, więc relacja z ostatniego dnia pobytu zostanie opublikowana w niedzielę. Pozdrawiamy marboru i Paula
    28 punktów
  45. Stok Konary - narty w cieniu Zamku Krzyżtopór Uwielbiam to miejsce! Kameralnie, z daleka od dużych miast, brak kolejek do wyciągów, dbałość o trasy i o teren ośrodka - świetne miejsce by uciec od komercji...no i przy okazji budowla, która mnie fascynuje: Zamek Krzyżtopór! Zmęczony jazdą na nartach z masą narciarzy wokół, zmęczony kolejkami do wyciągów, dzisiaj chciałem się wyjeździć i poczuć trochę samotności na nartach. Zwyczajnie potrenować, zmęczyć nogi, odetchnąć od tłumów i poczuć klimat świętokrzyskich przestrzeni. Zbierałem się w zeszłym roku, zbierałem i w tym...i nareszcie udało się odpowiedzieć na zaproszenie właścicieli ośrodka - Piotra i jego Taty, Ireneusza. Pojechałem do Konar, perełki, tajnego miejsca z duszą gdzieś na rubieżach Gór Świętokrzyskich. Były narty ale również rozmowa, wywiad z gospodarzami - chciałem poznać historię tego miejsca, chciałem zrozumieć ludzi, którzy gdzieś pośród pól, gdzieś w kompletnie nienarciarskim miejscu budują ośrodek narciarski. Wstałem o 5:30, by być na miejscu tuż przed otwarciem, by mieć kilka chwil na kilka zdjęć i chwilę zadumy. Jak to dobrze, że mamy w Polsce takie miejsca. Miejsca gdzie czas wyraźnie zwalnia, gdzie serce i całe ciało w ciszy może ładować akumulatory chłonąc klimat. O poranku zatrzymując się przy drodze można zaczerpnąć czystego powietrza wolnego od smogu, zwyczajnie zachwycić się widokiem. Krzyżtopór. Po chwili zadumy, pokonaniu kilku kilometrów docieram do Konar. Trzy jęzory śniegu pośród świętokrzyskich pól. Trasa główna - szeroka i bardziej stroma, po środku trasa niebieska, łagodniejsza i po zewnętrznej, lewej stronie - ośla łączka dla uczących się, początkujących narciarzy. Na dnie dolinki, urocza i krystalicznie czysta rzeczka - Kujawska. Jest właściciel, Pan Irek, jest kilka osób z obsługi i jestem ja pół godziny przed otwarciem - pierwszy narciarz na stoku, z nadzieją na kilka skrętów. Dostaję karnet, Panowie włączają wyciąg - jadę na górę. Jestem sam. Nie śpieszę się, robię kilka zdjęć i rozglądam po okolicy. Kładę się, śnieg jest twardy, czuję zimno. Chłód przyjemnie przeszywa moje ciało. Krawędzie nart skrzypią przyjemnie drażniąc ucho pasjonata narciarstwa. Na górnej stacji jeszcze nie ma nikogo. Samotna budka na białym wzgórzu. Dwa wyciągi i szum jednego z nich. Puste talerzyki przesuwają się czekając na narciarzy... Gdy byłem tu ostatnim razem, rok, może dwa lata temu jeszcze nie było drugiej trasy. Teraz jest, łagodniejszy wariant dla słabiej jeżdżących narciarzy. Dzisiaj niestety nie jest czynny - kilkudniowa odwilż i późniejszy mróz spowodowały, że na tym stoku jest lity lód. Armaty czekają, by naśnieżyć ten zjazd...ale, czy przyjdzie odpowiednia temperatura? Koniec lutego a zima jakby zapomniała, że ma mrozić Jadę. Jest szybko, twardo, doskonale! Krawędzie trzymają fantastycznie, narty jadą z pełną prędkością! Takie szusy, takie dni powodują, że jeszcze mocniej zapadamy się w swojej pasji, chłoniemy ją. Kilka zjazdów i mogę przerwać, skupić się na okolicy i miejscu, dostrzec szczegóły. Czy pomieszczenie na armaty śnieżne może być z gustem? Może. Czy nienowy już przecież ratrak może doskonale przygotować stok? Może jeśli jeden ze współwłaścicieli sam, osobiście dosiada mechanicznego potwora i gładzi, głaszcze tutejszy śnieg. Ośla łączka ma swój wyciąg - wyrwirączkę. Pojawiają się narciarze. Grzecznie, w milczeniu, bezgłośnie poruszają się do góry...a potem w dół na nartach. Mimo siatek ochronnych chcę zjechać zamkniętą dzisiaj częścią ośrodka. Najpierw kijek, potem narta plączą mi się w tkaninie. Powoli, nieśpiesznie wyplątuję się z tej pajęczyny, udaje mi się przedostać na lodową taflę. Sunę oglądając trasę, jadę uważnie i trochę żałuję, że nie mogę tutaj normalnie pojeździć. A może to i lepiej? Będzie powód do tego, by przyjechać do Konar raz jeszcze. Widok w górę ze środka tego wariantu: Końcówka: Mimo tego, że kilku zapaleńców już szusuje - kolejka do wyciągów wygląda tak: Może reszta narciarzy jest na śniadaniu i na kawie w tutejszym barze? Chyba nie...w barze, przez szybę widać jedynie krzątającą się obsługę. Z bliska trzy śnieżne jęzory: Tylko słońce dzisiaj nie chce przebić się przez chmury Poza tym? Jest doskonale! Narciarz jeździ i wojowniczo podchodzi do sprawy! To narty, czy narciarz...a może narciarz + narty w ślizgu stanowią jedność, monolit? Tak... chyba tak. Kończę. Trzy godziny jazdy, trzy godziny doskonałej zabawy i spełnienie pasji. Teraz kilka chwil z właścicielem, kawa, ciastko i ciekawa opowieść. Historia miejsca, plany na przyszłość, opowieść o tym, że produkcja śniegu, to nie jest byle co... Tutaj produkuje się suchy, drobny, biały pyłek. Dba się o to, by w czasie naśnieżania nie było kuleczek lodu. Później z pietyzmem ratrakuje i przygotowuje zmrożony rano sztruks. Jak powstały Konary? Przez syna, Piotra. Dlaczego? Bo od dziecka kochał narty...potem pokochał deskę i na końcu stał się deskarzem carverem. Zaraził ojca, a dobry tata w sezonie zimowych, gdy jego firma budowlana nie miała prac - postanowił wybudować dla syna i siebie (pasja trwale zaraża i powoduje nieodwracalne zmiany) ośrodek narciarski. Długo borykali się ze znalezieniem odpowiedniego miejsca oraz mechanizmami biurokratycznymi ale byli wytrwali. Potrafili zjednać sobie tubylców i odkupić od kilku właścicieli grunty. Przekonali okolicznych mieszkańców, że odmienią w pozytywny sposób to zapomniane przez Boga a niezwykle urocze tereny. Ileż mieli przy tym cierpliwości i jak byli wytrwali! Szacunek! A teraz? Teraz myślą co dalej zrobić, by Konary tętniły życiem również w sezonie letnim. Czy mają na to pomysł? Mają! Trzymam kciuki, by wszystko się udało...bo jak się uda, to kto wie, czy kiedyś w przyszłości ośrodek się nie powiększy - po drugiej stronie od wyciągów, za laskiem jest jeszcze przestrzeń. Tato Irek, syn Piotr...jak mają tylko chwilę... to każdy wolny czas wykorzystują, by jeździć. Konary, to ich pasja! Dziękuję, że mnie zaprosiliście Kończę dzień wizytą na zamku. Krzyżtopór... ...kiedyś czyjeś niedokończone marzenie. Panowie z Konar marzenia realizują! Realizują, by tacy jak ja mogli uciec z narciarskiego, wielkiego świata i poczuć, że rzeczy nierealne można zrealizować. pozdrawiam marboru
    28 punktów
  46. Dzień dobry, Przyszedł dzień, kiedy podjęłam decyzję o zalogowaniu się na forum. To dzisiaj W rodzinie Skionline tak naprawdę jestem już od wielu lat. Do tej pory znaliśmy się, z wieloma z Was jedynie ze świata realnego, teraz będzie też wirtualny. Pewnie nie wszyscy kojarzą, więc mała podpowiedź Paula "Różowe Portki", druga połówka Marboru. Witam wszystkich 😃
    28 punktów
  47. Wisła -Skolnity. 22i23.01.18.W poniedziałek piękna pogoda (-5 do -2C) i warunki bardzo dobre, jak na bieżącą zimę, czyli bez przetarć , kamieni i większych placków lodowych.. Jazdę trochę utrudniały pracujące armatki . Ludzi dosyć mało, bez kolejek. Wtorek pochmurno (-4 do 0C). Od poniedziałku armatki naprodukowały sporo śniegu i pracowały cały czas dopóki temperatura pozwalała. Jazda jak w czasie opadów śniegu, czyli czasami śniegiem po goglach ,ale ogólnie dobrze ,a na trasie luz. W dzień ceny mają dosyć wysokie bo za 4 godziny , za jazdę na jednej czynnej trasie trzeba zapłacić 65 zł. Mnie wychodzi 52 zł bo za 4*4godz, na wiślańskim skipassie zapłaciłem 208zl. Biorąc pod uwagę przebieg tegorocznej zimy bardzo udane rozpoczęcie sezonu ,chociaż przez 8 godzin ,,katowałem'' jedną trasę o długości 1km.Wolę luz na jednej trasie od tłumu na kilku jak to obecnie ma miejsce w szczyrkowskim resorcie. Szczyrk nie ma karnetów na 4 godziny i dopóki tego nie wprowadzi to będę tam w sezonie raz. W poprzednich latach bywałem w SON 3-7 razy i jeździłem na karnecie punktowym za 50-60 zł. (4-5godzin bez pośpiechu) Tej opcji chyba tez już nie ma. Dojazd bardzo dobry jak na narciarza bez auta. I tak: autobus MZK Tychy nr 82 sprzed domu w Rudzie śl. -Halemba o7:00 w Tychach dworzec PKP jest o godz. 07:40. Pociąg K.S. o 08:04 z Tychósw w Wiśle Uzdrowisko jest o 09:57. Później spacer do S.N. Skolnity. Pod dolną stację kolejki zajmuje 15 minut. Nartowanie 10:30-14:30 Od dworca PKP S.N. Skolnity jest oddalona o około 800m i żaden dodatkowy przystanek nie jest tam potrzebny. Uważam ,ze również skibus wożący narciarzy z parkingu pod dolna stację to rozbestwianie narciarzy. Korzystałem z niego tylko jak byłem z córkami na nartach bo młodzież teraz jest bardzo wygodna Droga powrotna. 15:20 busik ( firma Bus brothers) kursujący regularnie według rozkładu. W Mikołowie godz. 17:00 Z Mikołowa autobus 82 godz.17:17 ,w domu (Halemba) o 17:50 ,czyli 2,5 godziny w jedną stronę . Do Wisły jechałem w towarzystwie narciarza z Katowic. Też bez auta i też narzekał na nowe porządki w SONie (SMR) ,szczególnie na nowe taryfy i brak karnetów godzinowych. To tyle. Teraz to mnie martwi nadmiar śniegu w Tyrolu gdzie mam jechać z początku marca (lawiny, możliwe duże roztopy i nawet powodzie). Może trochę panikuję. Pozdrawiam Wszystkich.
    28 punktów
  48. Drugi dzień świąt dobiegł końca na Pilsku Najprawdopodobniej to był ostatni dzień funkcjonowania stacji w tym sezonie Fajnie że mogliśmy zakończyć tu sezon w Polsce 😀 Warunki ok aczkolwiek śnieg nie tak szybki jak wczoraj
    27 punktów
  49. SZRENICA Dzisiaj warunki na Szrenicy idealne. W nocy mróz, twardo, powoli zamienia teraz w firn. To mój ulubiony śnieg Najlepsze jest to, że nie ma ludzi, brak kolejek do wyciągów. Gdyby nie zawody to by było prawie pusto.
    27 punktów
www.trentino.pl skionline.tv
partnerzy
ispo.com WorldSkiTest Stowarzyszenie Instruktorów i Trenerów Narciarstwa PZN Wypożyczalnie i Centra testowe WinterGroup Steinacher und Maier Public Relation
Copyright © 1997-2021
×
×
  • Dodaj nową pozycję...