Narty - skionline.pl
Skocz do zawartości

Ranking

  1. marboru

    marboru

    VIP


    • Punkty

      1 222

    • Liczba zawartości

      7 177


  2. tanova

    tanova

    VIP


    • Punkty

      664

    • Liczba zawartości

      2 752


  3. Zagronie

    Zagronie

    VIP


    • Punkty

      411

    • Liczba zawartości

      511


  4. waldek71

    waldek71

    Użytkownik forum


    • Punkty

      125

    • Liczba zawartości

      561


Popularna zawartość

Zawartość, która uzyskała najwyższe oceny od 27.02.2019 w Wpisy na blogu

  1. To teraz się pewnie narażę większości na forum Skitury są nudne! ...i żeby trochę złagodzić mój przekaz, po moim pierwszym doświadczeniu z takimi nartami, napiszę: dobrze, że są... ale to nie jest sport dla każdego. Mi podobało się średnio i jest ku temu kilka powodów. Mam nadzieję, że po takim wstępie zachęcę Was do tego by przejrzeć i przeczytać niniejszy wpis na blogu do końca. SKITUROWA WIERCHOMLA Zeszłotygodniowy wypad do Przyjaciół w Beskid Sądecki, to były dwa cele. Pierwszy: Ryterski Raj (plan na sobotę i poniedziałek), cel drugi, to wycieczka na nartach w niedzielę - dzień, w którym spodziewaliśmy się dzikich tłumów, w każdym z ośrodków, ponieważ pogoda w prognozach zapowiadała się znakomicie. Lekki mróz o poranku, a potem piękny, słoneczny dzień. Wybór padł na Wierchomlę ponieważ @Majkel miał przetestowaną tutejszą wypożyczalnię oraz na naszym debiucie postanowiliśmy połączyć turowanie trasowe, z poza trasowym. Za komplet sprzętu, na cały dzień płaciliśmy 70 PLN (narty, kije, buty). Tego dnia debiutowałem nie tylko ja, dla Pauli i dla Gosi (żony Michała) - to był również dziewiczy dzień na tego typu deskach. Jak wiecie uwielbiam chodzić po górach i moje nastawienie do tej przygody było bardzo, bardzo optymistyczne. Utwierdziłem się w przekonaniu, że jest to alternatywa dla SKI kochających gdy o poranku zobaczyłem jaka jest ilość narciarzy oczekujących pod stacją dolną kolei w tutejszym ON. Oczywiście jeśli chodzi o zasłanianie ust i nosa, dystans społeczny - absolutny brak. Brak nawet pozorów. Kilka minut na zapoznanie się z działaniem całej maszynerii, krótka chwila na zdjęcie spod kurtki jednej z warstw bielizny i ruszamy dziarsko w górę. Na trasie zjazdowej tłumy. Masa narciarzy bezkijkowych, masa narciarzy w jeansach 😮 Jestem zaskoczony niskim poziomem technicznym jeżdżących tutaj... chyba to wynika z faktu, że tutejsza górka jest raczej łagodna i przyciąga początkujących i lekko zaawansowanych. Gdy tak sobie klapałem do góry nie zauważyłem naprawdę dobrego narciarza No właśnie... ...mimo, że wyciąłem bystro do góry i szybko wyprzedziłem całą ekipę, to zauważyłem kilka niedogodności tego typu narciarstwa podchodzeniowego. Mimo, że niby lekki sprzęt, to nie jest wcale tak lekko. Buty choć miękkie i niby też lekkie, to wcale dużo nie odbiegają od wagi butów zjazdowych. Reasumując pierwsze spostrzeżenie - na taką górkę chyba lepiej byłoby podchodzić w nartach biegowych, mam wrażenie... i przekonanie (muszę spróbować koniecznie) o większych zaletach oraz większej przyjemności ze "śladówek". Drugie - niekomfortowe odczucie, to te buty moje nogi i piszczele bez komfortu (kilka par w wypożyczalni przetestowanych - optymalny wybór, z fajnym trzymaniem) ...a sama noga, choć ubrałem cienkie skarpety Sidasa szybko się spociła - pojawiły się lekkie luzy i obtarcia. Czy to fajne? Cóż? Z pewnością napiszecie, że sprzęt pewnie tani, słaby, źle dopasowany... pewnie po części racja. Pewnie napiszecie, że jestem książę i lubię komfort i wygodę - też pewnie częściowo racja. Moje wyobrażenie o biegówkach chyba jednak jest bardziej pozytywne po doświadczeniu skiturowym - nie mogę się doczekać próby na wąskich nartach Szybkość podchodzenia? Słaba...a przecież jestem wysportowany i w życiowej formie 😮 W zwykłych butach i w raczkach poruszałbym się o wiele szybciej.... baaa nawet w rakietach śnieżnych pod górę byłoby szybciej... Autor bloga: Zjawisko, z którego zdaję sobie sprawę tutaj... Jazda gromadna 😮 Ludzie jeżdżą na trasach zjazdowych w stadach. Jedzie stado, potem przerwa...i znowu stado. Co narciarzy skłania do takich zachowań, nawet początkujących? Brak stada - całkiem pusto Dochodzimy do tutejszej knajpki dosyć szybko. Robimy krótką przerwę i wymieniamy się swoimi spostrzeżeniami z pierwszych chwil na skiturach. Paula jest zachwycona, Gosia mniej... Michał jest gotów porzucić całkowicie zjazdówki...a ja sceptyczny... Wierny sztruksowi, twardym trasom i szybkości przemieszczania się, turystyki trasowo - wyciągowej. Paula: Przyjaciele W permanentnym i wiecznym sporze Nie tylko światopoglądowym ale również narciarskim Kilka chwil i jesteśmy na górze Idziemy w stronę Pustej Wielkiej. Za Michałem dzielnie kroczą panie... Odsłaniają się przed nami widoki I to jest to, co w turach jest świetne. Kilkaset metrów od ludzi i jest cisza, spokój i niezmącona niczym przyroda i zima... pytanie, czy koniecznie akurat na skiturach? - takie wątpliwości się pojawiają w mojej głowie jak mijają nas, raz po raz, narciarze biegowi. Atmosfera wycieczki jest doskonała. Uśmiechy pojawiają się na twarzy...a ja czekam niecierpliwie na pierwsze doświadczenia zjazdowe bez fok... z fokami, nawet z niewielkich górek przyjemność jest żadna. Narty hamują, człowiek musi się pilnować, bo na niezapiętych wiązaniach można paść szybko na kolana bądź na twarz Dobrze, że koordynacja ruchowa w człowieku jest duża. Dochodzimy do tego, co w Polsce i polskich ON jest tragiczne... upadek! Połączenie ze Szczawnikiem i tutejsze wyciągi, infrastruktura jest w ruinie. Żal i przykro na to patrzeć... Mijamy kapliczkę - piękna zima i dla oka coś klimatycznego. Oznaczenia szlaków pieszych, skiturowych i rowerowych jest świetne. Pora na kilka zdjęć z widokami Narty trzymają na powierzchni...a i kij?... a kij się zapada do połowy. marboru i @Majkel Robimy zjazd, w tym co widać za nami... Mimo, że jest nachylenie, to? To jest wolno... takie bujanie się. Fakt narta w takim śniegu wygląda fajnie jakby płynęła. Trzeba się pilnować i jechać coś na kształt śmigu. Czy to takie bardzo fajne i przyjemne? Normalne. Sam osobiście czerpię pokłady radości, adrenaliny i zabawy w jeździe na krawędziach na szybkim, a nawet zlodzonym stoku. Śmieję się do Michała, że to takie narciarstwo dla dziadków Mimo, że zjechaliśmy, to na górze jesteśmy szybciej niż dziewczyny (one piły herbatkę gdy "płynęliśmy" trochę na dół). Dochodzimy do skrzyżowania szlaków i kolejnej górnej stacji orczyka w upadku Rezygnujemy z Pustej Wielkiej...na necie sprawdzamy ten szlak i nie wydaje się atrakcyjny. Tyle dobra niewykorzystanego.... @Bumer wiem, że to miejsce jest Ci bliskie. Wygląda to, tak... @artix te ślady, to coś dla Ciebie. Mnie nie przekonasz jednak do jazdy poza trasą Jest zwyczajnie bardzo wolno 😮 Idziemy dalej. Po kawałku podejścia jesteśmy w górnej stacji Szczawnika. Znowu upadek...aż żal patrzeć, czy nawet robić zdjęcia Tu postanawiamy ponownie zdjąć foki i zawrócić by skierować się w stronę bacówki - mamy delikatny zjazd. Jeszcze widok na Jaworzynę Krynicką (przepraszam za nieostre foto): Ponownie mamy wolne zsuwanie... ...trochę kijkowania i ponownie myśli o biegówkach jak patrzę na ślad po kolejnych osobach na takich nartach. Klimaty i spokój... I za chwilę? Disco Polo Party... Kuligi, ogniska, grille, alkohol i głośne "majteczki w kropeczki"... Żal patrzeć... dramat! Mijamy "towarzystwo"...i dochodzimy do bacówki. Ludzi dużo, a w środku cisza i spokój. Zamawiamy zupy i pysznego schabowego na wynos. Popijamy herbatkę z termosów i staramy się odpocząć mając nieopodal dziki tłum. Tutaj też trochę upadku...zaniedbania... no ale dla kogo? Dla kogo, ktoś miałby to naprawiać? Dla fanów Zenka, czy Sławomira? Widoki rekompensują nam głośną muzykę i rubaszny klimat naszego społeczeństwa. Tatry tak blisko, a tak daleko... Zbieramy się do powrotu. Mamy dwa lekkie podejścia - już nie zakładamy fok. To bez sensu... zdjęta foka nie klei się do narty zbyt dobrze - roboty przy tym wiele. To dla mnie mega słabe jest w skiturach (kolejny minus). Że też ludzie nie znajdą jakiegoś prostszego sposobu na to? Ostatnie dość strome podejście - po prostu zdejmuję narty, biorę w ręce i podchodzę w butach. Dochodzimy do ostatniego zjazdu - trasowego. I? Słabo... Lekkie, "styropianowe" narty, to kompletny brak przyjemności z jazdy w dół. Zsuwanie się, lawirowanie pomiędzy malutkimi odsypami w taki sposób, by nie stracić równowagi... a na fragmentach lodowych totalna porażka. Obiecywałem sobie wiele po zjazdach...a tu rozczarowanie poza trasą, rozczarowanie na trasie. Sprzęt niezbyt wygodny, problematyczne foki, wiązania - zapinanie, przepinanie, klejenie, odklejanie - to wszystko jest zwyczajnie upierdliwe. Wrócę do stwierdzenia z początku tego wpisu: NUDY! Dla mnie narciarza sztruksowego, zjazdowego, to tylko jakaś odskocznia, odmiana. Skitury, to bardziej wycieczki, przygoda...ale i tutaj może się okazać, że szukając ciszy i spokoju trafimy na tłum i "Miłość w Zakopanem". Duży, fajny plus - integracja i spędzanie czasu w grupie... ale, czy do tego potrzebne jest uprawianie tego sportu? Nie. Muszę koniecznie zrobić test biegówek oraz chodzenia w śniegu w rakietach, czy raczkach, rakach. Na chwilę obecną, po pierwszym razie muszę napisać, że skitury nie są dla każdego. Jeśli chcecie spróbować, to weźcie sprzęt z wypożyczalni i spróbujcie - absolutnie odradzam jego kupowanie - podobno (nie sprawdzałem) na giełdach jest dużo prawie nie używanych tego typu nart, czy kijów - nie dziwię się. Można się rozczarować. Zaznaczę, bo niniejszy wpis jest dość kontrowersyjny - to co napisałem powyżej, to są moje subiektywne odczucia! Odczucia laika po debiucie i jednym skiturowaniu na średniej, bądź słabej jakości sprzęcie (na piszczelach siniaki), w terenie dość uczęszczanym przez ludzi. @JC mam nadzieję, że nie usuniesz tego wpisu Na koniec? Mimo wszystko było warto! Dla takich widoków... Czy wrócę do podchodzenia i tego sportu? Pewnie tak - to alternatywa dla weekendów w górach i tłumów przy wyciągach gdy jest piękna zima i dużo śniegu. ...ale nim to zrobię, to kolejnym razem wypróbuję narty biegowe Mapka naszej 11 kilometrowej wycieczki: Na koniec relacji żegnamy Wierchomlę ostatnim zdjęciem: Jak długo to miejsce będzie funkcjonować narciarsko? Po tym co zobaczyłem, to niestety rozwoju tu nie ma, a raczej upadek i dogorywanie. Żal... bo to przecież kultowe na narciarskiej mapie Polski miejsce. 30 dzień na nartach w sezonie 2020/21 zaliczony Pozdrawiam marboru
    32 punktów
  2. Po tym jak zacząłem sezon narciarski w Tyrolu, z utęsknieniem czekałem na mróz i początek nart w "płaskopolsce" Podobnie jak rok temu, pierwsza ruszyła Stacja Narciarska Kazimierz na Lubelszczyźnie. Start ON o godzinie 16stej, koniec pracy godzinę później i praktycznie parę minut potem siedzimy razem z Paulą w aucie i jedziemy na wschód. Temperatura na zewnątrz zero stopni, jest delikatny wiatr. Po godzinie jesteśmy na miejscu - o dziwo, na parkingu ok 20 samochodów. Pierwszy rzut oka na okoliczne zabudowania - czynny serwis z wypożyczalnią, kasy i mały bar na zewnątrz. Oczywiście obok tego małego punktu gastronomii, płonie ognisko. Miło, klimatycznie w wąwozie lessowym Rzut oka na krótki orczyk i fragment stromej trasy - jest częściowo pokryta białym Trasa dla dzieci i taśma - przygotowane do boju! Czynny jest główny zjazd: Ludzi niewiele. Z trzech bramek jedna, środkowa jest zamknięta - reżim Covidowy. Czynne są obydwa, długie orczyki. Lewy jest wolny, prawy szybki. Dystans społeczny wszyscy starają się utrzymywać, ruch na wyciągach przebiega sprawnie i szybko. Pan z obsługi zwraca uwagę jeśli maska jest za nisko w strefie "poczekalni". Warunki na trasie? Doskonałe! Armada armatek zrobiła swoje. Jest ok 30 cm, twardego ubitego śniegu. Równo, twardo i szybko - tak jak lubimy! Mamy karnety 2 godzinne - po pierwszym odbiciu okazuje się, że jazdę będziemy mieć do 21:20 Fajnie! Paulina jest tak szczęśliwa z rozpoczęcia sezonu, że nie czeka na mnie tylko ciśnie góra, dół. Ja po zrobieniu kilku zdjęć, gonię ją i po kilku zjazdach dopadam na górze, prześcigam...też mam głód jazdy! A jeżdżę jak Boruta spuszczona ze smyczy - ostro Błękitne strzały odebrane z serwisu trzymają jak szalone Ależ my to Kochamy!!! Debiutantka 2020 Czas mija nie wiadomo kiedy? Robię 25 kilometrów i po tej intensywnej jeździe jestem naprawdę zmęczony. Pozytywnie zmęczony. Ostatni rzut oka na górkę... ...i spadamy do domu, w którym jesteśmy o 23. Jutro będzie powtórka, może Bałtów (ma ruszyć)? ponownie Kazimierz? - jesteśmy głodni jazdy Pozdrowienia dla nizinnych narciarzy! marboru
    28 punktów
  3. Część 1: Czy w Czarnogórze można fajnie pojeździć na nartach? Ależ tak! Nadarzyła się okazja, aby podróż służbową przedłużyć o parę dni urlopu i zobaczyć, co ten niewielki kraik na Bałkanach ma do zaoferowania zimą. Największy ośrodek narciarski – Kolašin - położony jest o nieco ponad godzinę drogi z Podgoricy, do której z Polski i Berlina można dolecieć samolotem – są połączenia LOT-owskie z Warszawy i Ryanairem z Krakowa, Poznania i Wrocławia oraz z Berlina. Bilety w zimie są tanie – zaczynają się już od 10 euro. Mnie podróż wyniosła niewiele ponad 40 euro w obie strony plus bagaż rejestrowany (50 euro za sztukę w obie strony) i oczywiście dojazd na lotnisko w Berlinie. A że samolot lądował pod wieczór, więc nocowałam w Podgoricy i dopiero rano udałam się w dalszą podróż w góry. Z Podgoricy do Kolašina można dostać się pociągiem lub autobusem. Pociągiem jest bardziej malowniczo, ale rzadko jeżdżą i nie było pasującego połączenia rano. No cóż, może się uda w drodze powrotnej, bo ta linia kolejowa jest bardzo ciekawa – napiszę więcej na ten temat w poniedziałek. Autobusy jeżdżą często – co pół godziny do godziny, ale tylko do osiemnastej, a koszt na tej trasie to 6 euro za bilet. Rzeczywiście płaci się w euro – być może wiecie, że w Czarnogórze oficjalną walutą jest euro, wprowadzone jednostronnie przez miejscowe władze w miejsce marki niemieckiej. Piątkowy poranek w Podgoricy był bardzo deszczowy. Lało jak z cebra przez pierwszą godzinę jazdy autobusem, który mozolnie wspinał się szosą wzdłuż doliny Moračy do góry. W pewnym momencie deszcz zaczął przechodzić w deszcz ze śniegiem, a za chwilę zrobiło się całkiem biało – dookoła, ale również na drodze. Jakie to szczęście, że nie musiałam być kierowcą na zasypanych śniegiem górskich serpentynach! Parę minut po dziesiątej autobus dojechał do Kolašina. Tutaj mam zarezerwowaną kwaterę prywatną – umówiłam się z właścicielką – panią Ljubišą, że mogę wprowadzić się już przed południem. Szybkie przebranie w narciarskie ciuchy i już jestem gotowa na stok! No właśnie, ale który? Bo są tutaj dwa ośrodki narciarskie – starszy i większy Kolašin 1450 i nowszy Kolašin 1600, obydwa położone około 10 km od miasteczka. Są plany rozbudowy i połączenia obydwu stacji, ale na razie każda działa osobno – z osobnymi skipassami. Po krótkiej naradzie z gospodarzami decyduję się na Kolašin 1450. Niestety nie ma tutaj skibusa, ani żadnego innego busa – pozostaje samochód prywatny, albo umówienie się z gospodarzami na transport. Droga jest kompletnie biała, a dookoła zadymka. Droga? Nawet nie widzę, gdzie ona jest – na szczęście za kółkiem siedzi Milan, syn gospodarzy. Przy parkingu jest duży budynek, mieszczący kasy, wypożyczalnię sprzętu i restaurację: A tak to wygląda w srodku: Na taką pogodę jak wczoraj chciałam wypożyczyć jakieś szersze narty allmountain, ale niestety - nic z tego. Sprzęt jak widać - starsze roczniki, chyba z demobilu po jakiejś wypożyczalni w Alpach. W końcu decyduję się na Heady supershape i.magnum, 170 cm, chyba też jakaś przedpotopowa edycja sprzed co najmniej kilkunastu lat. Ktoś rozpoznaje rocznik? Buty na szczęście nieco nowsze, ale za to flex - maksymalnie 80. No cóż, jak się nie ma co się lubi, to się bierze, co jest. Komplet - buty, narty kije w wersji premium (tak, to wersja premium ) - 15 euro. Tyle samo za skipass dzienny. Cały ośrodek oferuje 14,5 km tras i pięć wyciągów - dwa krzesełkowe i trzy orczyki. Przewyższenie - ok. 400 metrów. Wczoraj chodziła sześcioosobowa kanapa Doppelmayera (to ta z prawej strony na mapce) Vilina Voda, obsługująca trzy długie trasy i talerzyk Jezerine na dole dla początkujących. Mapka: Ośrodek ma też swoją stronę internetową, również w wersji angielskiej. Ze dwa razy zjechałam orczykiem, żeby trochę ogarnąć narty, ale głównie jeździłam na kanapie - niestety bez osłon. Zgodnie z prognozami, śnieżyca od godzin południowych nieco słabła, a nawet czasami po południu próbowało trochę przedrzeć się słońce. Od czwartkowego wieczoru do piątkowego popołudnia spadło pewnie coś około 30-40 cm świeżego śniegu i był to pierwszy dzień w sezonie, w którym wreszcie były dobre warunki śniegowe. Dlaczego? Ponieważ stacja nie ma sztucznego naśnieżania - widziałam ledwie dwie mobilne armatki przy orczyku. Generalnie otwarte były dwie trasy długości ok. 1,5 km (czerwona - nr 1) i 2 km.(niebieska - nr 3). Trasy bardzo urozmaicone i dość szerokie. Początek niebieskiej: Niebieska z widokiem na nieczynne krzesełka Cupovi: I końcówka, przy dolnych stacjach wyciągów: Czerwona: Radość, że znów jestem na nartach i że jest taki świetny śnieg! Trzecia trasa, dostępna z wyciągu - czerwona nr 2, nie była w tym sezonie w ogóle udostępniona. Dziewiczy puch na pół metra. Kusiła, kusiła - w końcu wyczekałam przejaśnienie i pojechałam: Jazda po kolana w sniegu, ale jak cudownie! Nawet gleba w ten puch była całkiem spoko, tyle, że trochę trwało, zanim się z tych piernatów wygrzebałam. Fajne cztery i pół godziny na nartach, ludzi malutko - przy wyciągu cały czas na bieżąco. Narty-szrotówki dały radę. Nawet byłam pozytywnie zaskoczona, że tak dobrze to ciężkie cholerstwo szło w kopnym śniegu. Te miękkie muldy jakby po prostu nie istniały. A w perspektywie - kolejny dzień na nartach i to w słonecznej pogodzie. [cdn.]
    25 punktów
  4. Czekam długo, aż 9 miesięcy żeby znów stanąć na moich kochanych nartach. Po tym wszystkim co się dookoła dzieje nie miałam żadnych wielkich wymagań-po prostu chciałam pojeździć. Jak usłyszałam że otwiera się stok w Tyliczu to chciałam jechać na wszelki wypadek, zanim zamkną stoki, ale jednak ponad 140 km mnie trochę zniechęciło mnie, bałam się, że będzie dużo ludzi, a że ostatnio i z pieniędzmi słabiej, to stwierdziłam, że może poczekam chwilę i otworzą coś bliżej... Otworzyli Krynicę Zdrój 😂 Czasu nie było jednak na narty, praca itp. czekałam na otwarcie Kasiny, albo czegoś w pobliżu Krakowa... udało się. Kasina otwierała się przedwczoraj o 18. Narty już po serwisie czekały gotowe, buty i cała reszta już czekała od kilku dni, skończyłam pracę o 15, szybki obiad i pakowanie auta i w drogę. Na miejscu byłam koło 17.40 i stwierdziłam, że najpierw pójdę do kasy, bo aut niby nie dużo stoi, ale kupię sobie najpierw karnet. Potem się przebiorę i na stok. Idę do kasy, kolejka na 10 minut stania, za chwilę odwracam się, a tu samochodów coraz więcej, ludzi też... Przynajmniej na 30 minut stania. Udało mi się kupić karnet, szybko do auta ubrać buty i na stok. 3 bramki były czynne chyba z 6, wydzielone siatka żeby wszyscy nie stali w kupie. Większość jeszcze była w kolejce do kasy wiec pierwszy wjazd kanapa sama jechałam. Pierwszy zjazd po sztruksie no po prostu bajka, tego mi było trzeba. Za chwilę zaczęło pojawiać się coraz więcej ludzi przy wyciągu. Początkowo na krzesło wpuszczali po 3 osoby, połowa bramek była zaklejona, ale po jakimś czasie już 4 osoby wchodziły na kanapę. Pierwsze 3 czy 4 zjazdy byłam prawie sama na stoku. Wcześniej, w Krakowie, było strasznie zimno, więc ciepło się ubrałam, a tutaj niespodzianka, około zera i ciepło. Warunki na trasie bardzo dobre, śnieg się super trzymał, kolejka do wyciągu na max 2 czekania, niektórzy starali się zachowywać odstępy i mieć zasłonięte usta i nos, a część miała to w poważaniu. Po kilku zjazdach poszłam do auta po drugie narty. Na wiosnę kupiłam GSy z promieniem 21m. Wcześniej jeździłam na nartach o promieniu na 17m i chciałam je wypróbować, bo jeszcze nie miały okazji być na śniegu przez pandemie.... Pierwszy zjazd trochę dziwny wiedziałam, że muszę się rozpędzić żeby skręcały, na pewno musiałam użyć więcej siły. Prawie glebę zaliczyłam, ale uratowałam się 😂. Drugi i trzeci zjazd na nich już mi lepiej poszedł. Jako że kondycji zero, to po 3 zjazdach poszłam po moje stare narcioszki, żal mi było krawędzi też no i wolę się na nich objeździć na bramkach. Zrobiłam jeszcze kilka zjazdów na starych nartach i koło 20.30 zaczęłam myśleć o powrocie, zmęczona byłam po pracy, więc po co się męczyć jak jeszcze droga powrotną przede mną. Bistro było czynne na wynos, nie byłam w środku, więc nie wiem co i jak, ale widziałam, że ludzie jedli. Wypad bardzo udany, jestem szczęśliwa że udało mi się pojeździć w fajnych warunkach, bo wczoraj w Krakowie 12 stopni na plusie było.... Kilka selfie ze stoku...🙂 
    25 punktów
  5. Flachau, Wagrain, St. Johann - pierwszy dzień w SkiAmade Część 1 W pierwszy dzień zrobione ponad 100 kilometrów Obszar, który zwiedziliśmy: St. Johann, Wagrain oraz Flachau. Jak było? Było pięknie, było słonecznie i było poniekąd tak jak pisaliście - we Flachau trochę Białki i sporo Ludzi, w Wagrain było w cieniu...a St. Johann na koniec dnia - luźno. Dzień możemy zaliczyć do świetnych Trasy czarne - niesamowite i luźne...a nam było to na rękę! Nie będę się rozpisywał - niech zdjęcia mówią za siebie. Kto rano wstaje, temu? Sztruks! Mapka terenu, po jakim jeździliśmy: Prawie jak w Szczyrku Trasy: Marboru: A gdzieś tam dalej, kolejny ośrodek... Wiecie jaki? Panorama: W pierwszy dzień, było SL: Cudownie w Wagrain 😮 Lecimy do Flachau: Gondola Mocarta? Widoczek w stronę doliny - na niebie balony. Jest mróz - armaty działają! Długi zjazd, to i nogi bolą I do samego dołu... Kolorowo! Alpy Ekipa w komplecie: CDN
    24 punktów
  6. Marzec 2004 Kasprowy po latach....(retrospekcja) Siedzimy w Koninkach. Za oknem piękna, wiosenna zima. Śniegu napadało ze trzydzieści centymetrów. I dalej sypie. Stok narciarski pusty. Kto by jeździł na takim śniegu? Wystarczy wziąć go do ręki, ścisnąć i robi się kulka. Kiedyś się walczyło i na takim. Teraz taki ubity i te karwingi - jadące krawędziach – to śmierć w oczach.... Żona czyta „W stronę Pysznej”, którą gdzieś wyszperała. Taka fajna książeczka o narciarskich wyrypach i wspinaczce przed wojną. Wiesz - mówi- jak patrzę na ten śnieg, to aż mnie skręca. Nie da się jeździć! Moja droga. Nawet w Białce. Pod spodem jest rozmiękły stary śnieg. Wymieszany z tą papką, powoduje, że raz jedzie się szybciej, raz - wolniej… Niebezpieczne! Zresztą boli cię kolano. Lekko szarpnięte parę tygodni temu na Zarze. Wjechała szybko w kopkę sztucznego śniegu. Szarpnęło nartą i kolano lekko boli z boku. Może by tak na Kasprowy...Mamy w szkole rekolekcje. Mogłabym urwać się we wtorek. W środę nie mogę. Szybka, myślowa analiza. Tam teraz też sypie. Meteo zapowiada od poniedziałku poprawę pogody. Pcha się wyż. Przejdzie nad Polskę. Ja jestem stary meteorolog. W końcu przepracowało się kiedyś te dwa lata w PIHM. Wtorek. Nie ma ferii, świąt, okresu przedświątecznego, żadnych zawodów. Może być nieźle...Słońce, świeży puch...i nie ma tłumów. Wczesna miejscówka na górę. Ech marzenia...Weźmy to jednak pod uwagę. Winien jestem żonie ten Kasprowy. Była już wiele razy wyżej i w trudniejszych sytuacjach. Ale Kasprowy to Kasprowy...Mamy w bloku sąsiada. Jeździ dość rzadko, ale tylko na Kasprowy. Biznesmen, wiec jeździ sobie w dzień powszedni. Często nas widzi ładujących narty na samochód. Dzień dobry, gdzie państwo jedziecie? Bo ja byłem w zeszłym tygodniu...Kompromitacja! Żona jeszcze nie widziała Kasprowego w zimie. W lecie owszem. Odbyliśmy wycieczkę szlakami narciarskimi z dokładnym moim opisem, gdzie tu się jeździ a gdzie spada... Z Kasprowym to jednak nigdy nic nie wiadomo. Góra nieobliczalna. W latach wczesnego Gierka mieliśmy w zakładzie machera od TKKF`u. Miał jakieś chody w Zakopanem i załatwiał miejscówki na Kasprowy. Co prawda nie te wczesne, ale zawsze. Wyjeżdżamy w niedzielę z Krakowa autobusem marki San. Piękne słoneczko. Mrozik. Będzie miejscóweczka. Dokupi się następne na giełdzie w holu kolejki. Życie jest piękne. Giełda w holu kolejki to było specjalne doświadczenie. Nie było jeszcze wyciągu na Goryczkowej. Gąsienicowa, pojedyńcze krzesełko, zakopiańskie klubowo-goprowskie wipy...podjeżdżające bez kolejki. Lepiej nie mówić ile tam się stało. Więc zdobyć ze cztery miejscóweczki na dzień. Cztery obroty przez Goryczkową. No, tak średnio, co półtorej godziny. Bez szaleństw. Tylko skąd te miejscówki. Kasa już dawno oficjalnie wszystkie wysprzedała. Ale holu jest giełda. Wpada facet, z jakiejś obisowskiej wycieczki, mającej załatwione miejscówki. Ktoś z wycieczki zrezygnował. Mam cztery na czternastą... Cztery na czternastą – przecież to zaraz będzie koniec jazdy, myśli niedoświadczony giełdziarz. Doświadczony kupuje wszystkie, zawsze się sprzeda. Ma się więc te cztery i można głośno krzyczeć – wymienię dwie na wcześniejsze... Komuś tam brakowało do kompletu czternastej a miał, powiedzmy, kilka na pierwszą...I tak można było zostać szczęśliwym posiadaczem kompleciku na cały dzień. Bilecik się kupowało bez problemu w kasie. Giełdziarz musiał być szybki i nieco brutalny. Stado hien otaczało zawsze sprzedającego. Najlepiej było być z przygotowanymi pieniążkami. W holu widywało się znane postacie. Wiele razy widziałem tam Alinę Janowską. Zapaloną narciarkę. Na ekranie wyglądała jednak lepiej... No wiec jedziemy tym Sanem. Drapie się on na Mały Luboń. Słoneczko świeci. Na horyzoncie pojawia się znany ząbek. Rzut oka na świerki, czy się ruszają. Jak się ruszają, to d...pa zbita. Wieje. Będzie w Kuźnicach przez głośnik znany komunikat. Kolejka na Kasprowy w dniu dzisiejszym z powodu silnego wiatru nie kursuje...Halny – a tu takie piękne słońce...Taki jest Kasprowy. Z Wadowic wyjeżdżamy o pół do szóstej. Po zmianie czasu, dopiero świta. Żona w obawie przed bezsenną nocą, zażyła sobie coś na sen. Chmury się rozrywają. To dobrze. Na Obidowej widać nasze góry. Promienie słońca oświetlają szczyty Tatr Zachodnich. Ale Wysokie pokryte są jednak czapą ciemnych chmur. W Poroninie widać już jasno oświetlone Czerwone Wierchy a na ich tle Śpiący Rycerz. Na Rondzie tylko kilka aut. Ale jest dopiero po siódmej. Elegancja, facet nam ładuje narty do kosza. Nie to, co stary Jelcz z koszem, który należało obserwować pilnie na każdym przystanku - z nosem przylepionym do tylnej szyby, czy moje narty nie zmieniły przypadkiem właściciela. A tu za dwa złocisze taki luksus. Pusto w Kuźnicach i lekki mróz. Na tablicy: Kasprowy minus dziewięć, na dole minus trzy. Nieźle. Co jest? Hol zamknięty! Aha – tylko z drugiej strony. Żona się śmieje – widać dawno tu nie byłeś. No tak około jedenaście lat. Byłem ze dwa razy. Drugim razem Kasprowy był łaskaw w stosunku jeden do siedmiu. Na osiem dni pobytu na Gąsienicowej, siedem wiało i nic nie jeździło. Góra zlitowała się w pierwszy dniu pobytu i pozwoliła na wyjazd na górę. Inaczej trzeba było nieść ciężki wór i narty przez Boczań na Halę. Byłem wtedy po ponad dziesięcioletnim niepobycie. Zwróciła wtedy moją uwagę całkowita zmiana twarzy. Jeżdżąc dawniej często na Kasprowy znało się twarze, szczególnie lepiej jeżdżących. Wielu gości z Krakowa poznawałem po twarzach, bo często tu bywali. Choć ich osobiście nie znałem. Nie ma cielętnika? Ale zmiany. Będąc na urlopie w mieście Zakopane, wyjeżdżało się pierwszym autobusem do Kuźnic. Coś przed szóstą. Z Jelcza wysypywało się kilkadziesiąt chłopa i biegiem do cielętnika. Kto pierwszy ten lepszy. Każdemu po dwie miejscówki, ale dopiero jak otworzą kasę, za jakieś dwie godziny. Aby tylko załapać się na zerówki. Następne miejscówki po południu. Reszta wyparowała. Ile tych zerówk jest? Cztery, pięć. Ale za to o dziewiątej jest się na górze. Kolejeczka niewielka. Za nami kilku małolatów w kaskach i z pokrzywionymi kijkami. Będzie jakiś zjazd? Nie....Supergigant! Francja-elegancja. Bilecik całodzienny za jedyne osiemdziesiąt siedem w promocji. Wyjazd na górę incl. Wagon jakby jeszcze starszy. Konduktor na siodełku ze swoimi dwoma, nieśmiertelnymi przyciskami. Człowiek czuje się jak w domu. Suchy Żleb rzeczywiście zarasta. Rośnie też jakiś mały lasek na brzegu pod schroniskiem. Na Myślenickich Turniach bez zmian. Ten zbiornik to do wożenia wody na górę - mówię do żony. Wsuwają go do kolejki, napełniają i wożą na górę- po zakończeniu normalnego ruchu. Tam nie ma wody. Stań tu przy szybie. Pokażę ci Żleb pod Palcem. Miałem przyjemność tu kiedyś zjechać. Nie mogę zaszpanować? To jest Turnia Palec. Wygląda jak postawiony w górę kciuk. Żleb ten jest znany ze skoku goprowca z Zakopanego Uznańskiego. Niemcy go dopadli i wieźli na Kasprowy, gdzie była placówka. Nie zrewidowali go i miał przy sobie broń. Miał też narty. Przy dojeździe ich, jak teraz się mówi, sterroryzował i skoczył do żlebu...W holu, na górze, żadnych zmian. Ta sama „boazeria”. Mamy czas. Dopiero po ósmej. A może po siódmej. Słońce prześwieca przez dziury w chmurach. Wiesz, spałem tu kiedyś w kurtce puchowej, o na tej ławie...Wybraliśmy się z kolegą, aby w kwietniu przejechać, prędzej przejść, grań polskich Tatr Zachodnich, od Kasprowego po Wołowiec. Tatry Zachodnie są prawda od Przełęczy Liliowe, ale to sobie podarowaliśmy. Wyjechaliśmy po południu na Kasprowy i pojechaliśmy granią w stronę Czerwonych Wierchów. Plecaki miały ponad dwadzieścia kilo. Namiot, materace gumowe, buty, żarcie...Rozbiliśmy namiot na przełączce pod Kopą Kondracką. Odciągi przymocowaliśmy do wbitych nart. Nie ma mojego puchowego śpiwora. Jasny szlag trafi! Śpiworek elegancki, kiloczterdzieści puchu, szyty przez panią Momatiukową. Idę z powrotem na Kasprowy, bez nart. Musiał zostać w holu. Zapadam się co chwila w śnieg. Trzeba było jednak wziąć narty. Po dwóch godzinach jestem na miejscu..Hol na szczęście otwarty. Ale zupełnie pusto. Żywego ducha i mojego śpiworu. Lepiej tu spać niż w namiocie bez spiwora. Zresztą było już ciemno. Może Wawrytko schował. Schował, schował. To Pana śpiwór? Mój – serdeczne dzięki. Fajnie, ale jesteśmy spóźnieni pół dnia. O tej porze powinniśmy już być na Czerwonych Wierchach. Nie doszliśmy do Wołowca. Skończyło się na Pyszniańskiej Przełęczy. Dwa dni zaplanowane na urlop to za mało. W trzy może by się przeszło. Zresztą Człowiek się więcej napodchodził. Zjazd z plecakiem dwudziestokilowym granią, nawet łatwą Tatr Zachodnich nie należy do największych przyjemności. Śnieg nie przypomina jakiegoś tam sztruksiku. Dzisiaj byłoby to też ciekawe. Narty Hagan`a, lekki namiocik, Red Bull...Przejść Całą grań Tar Zachodnich, łącznie z częścią Słowacką. Może na czas? Wawrytko już chyba umarł? Za oknem rusza duże koło. Zbieramy się. Jedziemy na Gąsienicową. Goryczkowa będzie po południu. Tam jest znacznie dłuższy stok i trudniejszy. Ale się nam udało. Kasprowy oświetlony słoneczkiem Lekki mróz to dobrze. Śnieg nie puści za szybko. W komunikacie na dole napisali warunki trudne i to po obu stronach. Lodoszreń. Nie jeździmy od kilku tygodni. Nogi zastane. Widać z góry, że w kotle wygłaskali dość szeroką traskę. Czy to jest lodoszreń? Może? Na trawersie, lekkie zgrzyty pod nartami. Nieco twardo. Ale mamy naostrzone, nasmarowane karwingi. Beta Race Carve! Beta to alfa, beta. Race się przyda . Carve jak najbardziej, dopóki nie zmięknie. Mnie zawsze ogarnia lekki strach, gdy przyjdzie zjeżdżać nieznanym, trudnym stokiem. Doświadczam go i tu. Ten stok jest znany, ale po tylu latach nieznany. Pierwsze skręty. Jest okey! Mniej stromo i można puścić narty. Lekko drgają na ratrakowej pralce. Co widzę? Taka szerokość i taka gładkość. Gdzie my jesteśmy? Co za piękne góry? Słoneczko, liczko dnia pięknego. Udeczka jeszcze nie rozgrzane. Nieco bolą. Ciekaw jestem jak sobie poradzili na dole, przy pierwszej podporze. Tam było zawsze ciasno. A park za żadne skarby nie pozwoli użyć spychacza. Nie jest źle i na dole. Węziej, ale w miarę bezpiecznie. Przy dużym ruchu można jedna wpaść na kogoś. Kolejne zjazdy są coraz lepsze i szybsze. Śnieg nieco puścił. Narty już tak nie drgają. Maksymalna oszczędność sił. Żadnych dodatkowych przyruchów. Krawędzie i mięciutkie, szybkie kiwnięcie. Do zatrzymania długi, miękki łuk a nie brutalne zatrzymanie. Szkoda ud. Jest po dziewiątej a przed nami cały dzień. Szesnasta czterdzieści pięć koniec jazdy. Prawda, czy nieprawdopodobne! Pytam się wyciągowego, li to prawda! No, no! Gdzie te czasy, gdy pół do czwartej było nieprzekraczalnym końcem. A jak zawiało to dwie godziny odkopywali wyciąg. Małolatom ustawili ten niby supergigant. Od połowy kotła. Po prawej stronie stoku, patrząc z wyciągu. Od strony „turystycznej” odgrodzony powiewającymi chorągiewkami. Kończą na znanym wypłaszczeniu, gdzie zawsze była meta w razie zawodów. Pełny szpan z pomiarem czasu. Jako żoniny ekspert wyjaśniam, że przy przejedzie są zasadniczo dwa miejsca trudne. Stromy stok, strome ścianki, gdzie facet się obślizguje na bramkach i wypłaszczenia, gdzie trzeba umieć się ślizgać. To jest też sztuka. Żadnej brutalności. Należy nartom pozwolić jechać. My też musimy tak dzisiaj tu jeździć, bo należy te osiemdziesiąt siedem złotych wykorzystać. W końcu jestem z Krakowa. Facet jedzie w Alpy. Kupuje drogi karnet i głównie pije piwo w ładnym miejscu. Drogie piwo, ale to jego sprawa. Może i lepiej, bo jest mniejszy tłok na stoku. To była budka starego wyciągu - wyjaśniam mojej damie. Kolejki, stojącej przed nią, nie potrzebuję ci opisywać. Z tej strony podjeżdżali lepsi goście. Głównie zakopiańscy zawodnicy, goprowcy. Ale pierwszy wyciąg miał dolną stację tam wyżej - wtrąca się starszy pan. Starszy pan? Ja też jestem starszy...Widać tam jakieś znane od lat ruiny, ni to domku. Coś mi się obiło kiedyś o uszy. Nie znam tego wyciągu. Jak tu zacząłem jeździć w sześćdziesiątym czwartym to go nie było. Postawili go w czterdziestym siódmym. Ja już sześćdziesiąt sześć lat na nartach - mówi. Pogratulować! Przepraszam, może nieco niedyskretnie, ile lat? Zacząłem jak miałem pięć. I jak tu nie lubić nart. Kochajcie artystów - mówi często Jasiński w czasie benefisów w teatrze Stu. Kochajcie narty!!! Jest jedenasta a zaliczyliśmy już z dziesięć zjazdów. Muszę w tym miejscu odszczekać swoje wątpliwości odnośnie liczby zjazdów. Wątpliwości, które miałem w czasie dyskusji na tym forum. Faktycznie. wyciąg jedzie teraz szybciej. Z góry nie śpiesząc się można zjechać za trzy minuty. Kto jedzie szybciej wyrobi się w dwóch minutach. Zmęczenie jest minimalne, przy długich łukach i na dzisiejszych nartach. My zawsze odpinamy klamry u dołu a zapinamy je na górze. Robimy się też przerwy na trasie. Bo i gdzie się spieszyć. Lepiej szybciej, porządniej, ujechać kawałek i odpoczynek minuta. Nad techniczną jazdą trzeba nieustannie czuwać. Zmęczenie jest wrogiem poprawnej jazdy. Tak, więc gość ze zdrowymi nogami, bijący rekordy, przy dobrym śniegu zjedzie od dziewiątej do końca jazdy, może ze czterdzieści a nawet więcej razy. Tylko, po co? Wyjeżdżam trawersem na Beskid. Na zryty, nieubity stok. Zjeżdżam w stronę dna kotła. Da się jeździć, choć śnieg jest już przewiany i trzeba się przyłożyć do skrętu. Nóżki to jednak zaraz czują. To nie jazda po tej gładziźnie niżej. Przewijam się na wschodni stok Beskidu. Tu jeszcze gorzej. Śnieg jest mokry. Świeżo spadły, z przed kilku dni. Jeszcze nie firn. Niżej jeszcze gorzej. Lekka szreń łamliwa na powierzchni. Wczoraj go przytopiło i w nocy zamarzł. Wracam na ubitą trasę. Adio dziewcze śniegi. Mam to już za sobą. Należy teraz korzystać z ratrakowo-karwingowej tiochniki. Speed, speed, na miarę możliwości. To jest rausz. No, może z wyjątkiem puchu na wyrównanej trasie, ew. firnu lekko puszczonego. Ale to są rzadkości. Co by się jednak nie powiedziało, to do jazdy po dziewiczych śniegach najlepsza jest deska. Leci toto po wierzchu. Przejedzie po kamieniu i kosodrzewinie. Narta się zawsze zagłębi. Nie jest możliwe całkowite, równomierne, w każdym momencie, obciążenie obu nart. To jest brutalna prawda towarzysze...Chcąc jeździć po dziewiczym terenie, ucz się raczej na desce... Siedzimy sobie w pobliżu trawersu na Goryczkową. Poważne zmiany. Szeroka aut...-nartostrada. Porządna siatka. Gdzie te słupy, jak telegraficzne. Gdzie siatka, nieraz przysypana śniegiem. Teraz bracie nie wpadniesz do Cichej. I nart sobie nie zniszczysz na kamyczkach. Lampeczka! Piramidalny Krywań na horyzoncie. Kiedyś uważany za najwyższą górę w Tatrach. Dopóki nie zaczęto naukowo mierzyć. Widzisz te trzy szczyty. Kiedyś tam sobie szliśmy. Na ich tle widać taki szczyt ze stokiem w północną stronę. Od naszej strony ma pas skał. To Kościelec. A ten pas - to zachodnia ściana Kościelca. Tu zginął Świerz. O którym czytałaś w „W stronę Pysznej”. Od dołu jest komin Świerza, w którym poleciał. Podobno partner miał szanse go uratować, tylko się zagapił. Zdziwił się,że Świerz leci z kawałkiem skały w dół. Przecież Świerz nigdy nie lata. Lina mu leciała przez palce. Jak zaczął ją wyhamowywać, to Świerz już miał taką szybkość, że trzasła. Zmarł przy znoszeniu przez TOPR. Na dole śnieg przytopniał, szczególnie w miejscach lepiej wystawionych do słońca. Mołolaty skończyły swój trening. Spróbujemy Goryczkową. Jak będzie źle to się wrócimy. Czasu mamy jeszcze parę godzin do zamknięcia wyciągów. Ale po tamtej stronie wyciąg nie jest taki fajny. Twarde krzesła i jedzie dłużej. Buźki będziemy mieli wystawione na słońce. Trawers na Cichą, do grani w stronę Pośredniego Goryczkowego. Półeczka od wyciągu do grani. Nowa półeczka do góry kotła. Szeroko jak na warunki terenowe. Wszystko ogrodzone siateczkami. Co za luksusy? Nic tylko śmigać. Kociołek równiutki. Ale czym bliżej szyjki, to śnieg bardziej miękki. Po południu już tu przypiera się słońce. Widzisz to jest szyjka. A to jest stok Pośredniego Goryczkowego. Stok poryty esami śladów od samej góry. Deskarze!. Trawers do Świńskiego Kotła też założony. Dzisiaj jest śnieg raczej dość pewny. Podłoże było stare i dość cienkie. Nie napadało zbyt dużo śniegu i wiązał się z podłożem. Lawina raczej nie poleci. Nie znaczy to, że w innym miejscu w Tatrach lawiny nie polecą. Taką prywatną prognozę można sobie zawsze robić. Zatrzymujemy się na Bulce. Ooo! Jaki szeroki stok poniżej.? Siata jak z PŚ. Cuś jednak za mało śniegu. Tu trzeba uważać, bo sporo tu kamieni. Trasa fajna, urozmaicona, ale warunki gorsze niż na Gasienicowej. Śnieg jest mokry i ciężki. To jest słynny mostek. Jak brakuje śniegu, to tym żlebem można dojechać aż do tego miejsca. W żlebie jest go zawsze więcej. Koniec! Ale gorąco! Jedziemy na górę. Niziutkie krzesełko. Czasami jeździło się od Bulki, tędy, obok tej podpory. To jest taki mały żlebek. Ale już zarósł świerkami. Tu na Goryczkowej jest zimno, często wieje. Jak uruchomili ten wyciąg to dawali tzw. ornaty. Były to dwa, zszyte krótszymi bokami, koce. W środku była dziura na głowę, taki ornat. Wiara wtedy nie miała tych różnych gorteksów. Jeździło się w portkach elastycznych. Na górze oddawało się ten ornat. Jak padał śnieg to ornaty nasiąkały nim? Zamarzało to wszystko, sztywniał ornat i stały takie postacie w kolejce do wyciągu. Z góry ornaty jechały na dół na krzesełkach. Ładowali to na kupę i nieraz spadały po drodze. Po kilku latach zrezygnowano z nich. Zresztą pojawiły się kombinezony narciarskie. Szczyt mody.Widzisz ten żleb. Z tego żlebu zeszła lawina. Przeszła przez las i zasypała schronisko na tej polanie. Zginęli prowadzący schronisko - małżeństwo Polakowie i zdaje się trzech żołnierzy służby granicznej. Wyciąg sobie jedzie. Właśnie w tym miejscu, jak jechałem, usłyszałem takie charakterystyczne stęknięcie. Mówiłem ci o tym. Całe to zbocze się zmarszczyło i zaczęło zsuwać do szyjki. Zasypało kogoś? Nie, bo lawina była bardzo wolna. Czoło zatrzymało się niedaleko Bulki. Gdyby doszła do tego żlebu mogłaby się rozpędzić i rejonie mostka mogłoby być źle. Zrobimy sobie taki portrecik na tle Świnicy. Bliżej tego sznurka. Nie bój się. Tu nie ma nawisu. Nie wpadniesz z nim do Cichej. We mgle ktoś dawniej tam mógł zacząć zjeżdżać, albo pojechał na ubraniu po stoku. Do ludzi drogę miał długą. Dolina jest długa. Znowu jesteśmy na dole. Wiesz co, ja już nie jadę - mówi żona. Boli mnie kolano. Dobra odpoczywamy. Kawka? Wysokogórska? Cena też wysokogórska. Ale upał. Jestem wycięta. Na Gąsienicowej z piętnaście. Tu dwa. Dla mnie dość. Wiesz - mówię- tu się przychodziło z Kuźnic, jak uruchomili wyciąg. W niedzielę, jak się przyszło od dziewiątej, to w ciągu dnia można było zjechać pięć, sześć razy. Kolejka zaczynała się oo, za tamtą podporą, szła łukiem przez polanę, następnie od dołu stacji i do krzesełka. Ile się stało? Godzinę, półtorej. Ale można się było ładnie opalić. Kasprowy to historia polskiego narciarstwa. Tak historia. Kto dawniej jeździł w Alpy z Polski? To jest jedyna taka alpejska góra. Jeździł tu Bachleda, gdy był jednym z najlepszych na świecie. Później jeździły Tlałkówny. Nawet mam pewien wątek rodzinny związany z tą górą. Rodzice pobrali się w Zakopanem. Mam parę zdjęć z ich ślubu. Na nich miejscowi w tradycyjnych strojach. Tato przywędrował do Zakopanego z bratem, z dalekiej wsi. Rozeszła się wtedy po Polsce pogłoska, że budują kolejkę na Kasprowy i można zarobić. Pracował przy tej budowie. Później budował stare schronisko w Dolinie Pięciu Stawów. Tu poznał mamę. Niestety wojna spowodowała, że musieli opuścić Zakopane i stracili oszczędności, za które zamierzali kupić dom. Skoczę na górę. Zjadę ze dwa razy. Ostatni zjazd. Moje kolano zaczęło lekko boleć w tym samym miejscu, co żonie. Zaraźliwe? Muszę uważać. Na trawersie do kotła mały tłumek z przedszkola. Przedszkole nosi nazwę Małgorzata Tlałka-Szkoła Narciarska. Poniżej esa, na nartostradzie, ładny widoczek na góry. Mam jeszcze jedno zdjęcie w aparacie. Szybciutko, bo słońce schowa się za chmurą. Aha. Tędy na Kalatówki. Tu na Kondratową. A tu się zabił goprowiec z Zakopanego. Stok żaden. Gość doświadczony. Były tu takie belki. Wpadł na nie... Było nieźle, Było świetnie. Kiedy tak świetnie się mi jeździło, jak dzisiaj na Gąsienicowej? Na pewno nie w zeszłym roku na początku maja na Kicusiu. Rano było tam, owszem, równo, ale tylko przez chwilę. Później słońce i tłum robił swoje. Kilka lat temu w Val di Sole, ale tylko w jednym miejscu w Ponte di Legno. Ale wtedy nie miałem karwingów. Śnieg, dzisiaj, miał być trudny? A jak będzie, gdy warunki będą bardzo dobre? Musimy tu parę razy w zimie wpadać, jak Hausner, albo inny nie pozbawi nas przyszłych, pewnych dochodów. A teraz ciekawostka. Lawina na Goryczkowej. Czternasty kwietnia, godzina druga po południu. Jedziemy z moją ŚP żoną wyciągiem do góry. Słyszę takie głuche „stęknięcie”. Odwracam instynktownie głowę w prawo i widzę, że całe zbocze Pośredniego Goryczkowego się marszczy i urywa nieco poniżej szczytu. Granicą obrywu był wyżłobiony trawers do Świńskiego Kotła, do którego tu też często jeździłem. Być może wcześniej w tym dniu…
    23 punktów
  7. <Dzień 0> Kicha kompletna z sezonem. Polityka pozazdrościła wirusowi zjadliwości i zrobiła w Polsce chaotyczny, niekonsekwentny i trudny na razie do przewidzenia burdel. Taka polska myśl trenerska. Wszystkie moje listopadowe i grudniowe plany zmiotła druga fala, a teraz podobny los spotkał plany styczniowe, przy czym szkodnik jest znany i widoczny, zbyt widoczny. Żeby cokolwiek uratować wybraliśmy się do jedynego miejsca, gdzie ten zakazany, straszliwie niebezpieczny, zagrażający ludzkości, a może nawet i wszechświatowi sport jest jeszcze dozwolony. Koszty szwajcarskie są słynne ze swojej toksyczności, ale jak sobie policzyłem ile pieniędzy nie wydałem... to zrobiło się trochę lżej. Wybór Matterhornu był przypadkowy, nigdy nie jeździłem na nartach w Szwajcarii i zamiast researchu poczytałem kilka forów i stanęło na Zermatt. Start z domu, godzina nienormalna: Jadąc na zachód wschód mieliśmy za plecami: W Niemczech pusto, mało samochodów, zero policji, w CoffeeFellows pusto, kawa jak zwykle beznadziejna. Tranzyt przez Niemcy nie podlega żadnym reglamentacjom, nikt niczego nie chce, o nic się nie pyta. ON za 1,06 euro na każdej stacji benzynowej w każdej dziurze po zjechaniu z autostrady. Wjazd do Szwajcarii z korytarza nieposiadających winietki prowadzi do sympatycznej pani z maseczką, która z gracją strażnika więziennego tylko pyta w którym rogu po lewej przykleić winietę, po czym przykleja ja osobiście (w zasadzie przybija), kasuje 40 franków i jesteście wolni. Natomiast zero pytań o gorączkę, objawy, skąd jedziecie, dokąd, po co? Pełny spokój. W międzyczasie przed nami zachód, taki szwajcarski: Jadąc na południe przejeżdżając Berno dojeżdżamy do Kandersteg i dojeżdżamy do okienek, takich jak na przykład na Brennero. Płacimy 29,5 franków za jakiś przejazd, jedziemy dalej i wjeżdżamy na platformę, nagle stajemy i nic. Panamera przed nami gasi silnik. Nie można wyjść z auta, bo nie można otworzyć drzwi na tyle szeroko. Po 5 minutach coś zgrzytnęło, szarpnęło i cała ta długaśna platforma ze śmiesznymi daszkami zaczyna się ruszać. Scena jak z Top Secret. Prawdę mówiąc, coś tam wiedziałem mniej więcej co mnie czeka, kilka dobrych rad usłyszałem przed wyjazdem, ale dla dodania dramatyzmu to tak jakbym nie wiedział. j Jazda pociągiem prowadzi z Kandersteg do Goppenstein i trwa kilkanaście minut, platforma jeździ co pół godziny. A to wszystko dlatego, że nie ma drogi przez przełęcz Lötschen. Jakieś pół godziny przed naszą kolejową przygodą przywitały nas wysokie góry: Podróżując do Zermatt można dojechać swoim samochodem najdalej do miejscowości Täsch dwa kilometry przed naszym celem. W Zermatt jeżdżą tylko pojazdy elektryczne. Śmierdzące spalinowozy zostają na kilku parkingach w Täsch. Potem trzeba swoje bagaże wziąć na plecy i albo załadować się do taksówki, bądź busa, akurat w niedzielny wieczór nie przewidziano takowej, albo kupić bilet na Zermatt Shuttle, czyli na pociąg za 8,20 i po kilku minutach wysiąść w Zermatt. Zdecydowanie jedziemy do Zermatt: To tyle na razie, jest 20.00. Cała podróż z tankowaniem, jedzeniem, sikaniem, doświadczeniami kolejowymi trwała 15 godzin. Ale czego się nie robi.
    23 punktów
  8. Tak! Do tej pory nie byłem nigdy na Stubaiu 😮 Odwiedziłem wszystkie lodowce w Austrii ale nie ten, do dzisiaj I? I muszę Wam napisać, że bardzo mi się podobało! Inny niż pozostałe, z urozmaiconymi trasami, rozległy i posiadający dużą ilość tras. Widoki z najwyższych miejsc ON - zachwycające, sięgające włoskich Dolomitów. Nawet sama dolina jakby inna, bardziej zielona i otoczona wieloma malowniczymi wodospadami (może jutro uda się sfotografować?). Warunki jakie dzisiaj były do nartowania - doskonałe! Duża ilość śniegu, lekki mróz i słoneczko. Od jutra czynne będą również skrajne wyciągi i trasy (dzisiaj były przygotowywane) po wschodniej i zachodniej stronie terenu. Nim zawitałem na Stubai, to z Polski dochodziły do mnie i do @JC niepokojące sygnały... że COVID zamknął turystykę w tym regionie Austrii... i na szczęście okazało się, że te informacje mają niewiele wspólnego z rzeczywistością. Czerwona strefa nie obejmuje doliny (dotyczy Innsbrucka), a samych chorych jest tutaj, razem ok 20 osób (dane na wczoraj) na cały rozległy teren doliny z wieloma miejscowościami. Wg mojej opinii jest tutaj o wiele bardziej bezpiecznie niż w Polsce. Oprócz tego jest masa środków ostrożności, które dają w ośrodku poczucie bezpieczeństwa. Jakie one są? Te same co w Polsce: maseczki w pomieszczeniach zamkniętych i na wyciągach (mogą być buffy i kominy), dezynfekcja rąk, ograniczona liczba korzystających z wyciągów. Oprócz tego - w restauracjach kierowanie ruchem do stolików przez kelnerów i dodatkowo rejestracja korzystających z gastronomii (papierowa, bądź elektroniczna - kod Qr). Generalnie jest spokojnie. ...no ale wróćmy na trasy. Stubai, to nie jeden, lecz kilka małych lodowców "spiętych" w jeden teren narciarski. Ile ich jest? Jak dobrze naliczyłem, to 5 - jeśli źle, to poprawcie mnie proszę. Ilość narciarzy jaką dzisiaj zastaliśmy była niewielka, a popołudniu, podobnie jak na innych lodowcach, które odwiedziliśmy, gdy treningi zakończyły szkółki i teamy narciarskie - pustki 😮 Tak więc byłem na wszystkich lodowcach w Austrii... pewnie zapytacie jak bym je ułożył pod względem atrakcyjności? Zastanowię się by napisać o moich własnych odczuciach i preferencjach, generalnie jest to fajny temat do dyskusji. Widok w stronę Dolomitów - piorunujące wrażenie!!! Miód dla oczu... Może to i dobrze, że nie pojawiłem się tutaj wcześniej? Nagrodą za moją opieszałość jest jazda w górę i w dół nową, tutejszą gondolą. Szkoda, że na razie nie da się zjechać na nartach na sam dół, do parkingu. Przygotowane trasy (na dole jeszcze dosyć mało śniegu i ciepło) są do stacji pośredniej, powyższego wyciągu. Tutejsze schronisko zachęca do odwiedzin tego miejsca w sezonie letnim: Świetne przygotowanie tras i masa naturalnego śniegu Myszkowałem aparatem na dużych przybliżeniach i wypatrzyłem niesamowity lodowiec i szczyt. Czy ktoś jest w stanie napisać, co to są za punkty na mapie? Oj można było pokręcić carvem, oj pokręciłem trochę z radością na twarzy Na szczęście nie będę musiał długo czekać by ponownie zażyć tras narciarskich na Stubaiu Jutro ponownie tam zawitamy z Jackiem! Głównym celem będą trasy i wyciągi, których dzisiaj nie mieliśmy okazji objechać. Zachęcam Was do obejrzenia dość sporej ilości zdjęć z dnia dzisiejszego - wiszą już w galerii, na forum, pod poniższym linkiem: Niebawem postaram się uzupełnić niniejszy wpis na blogu, o kolejne fotografie i opisy. Tym czasem... ...po tych kilku dniach na nartach? Nogi bolo!!! Pozdrawiam marboru
    23 punktów
  9. Początek sezonu narciarskiego w październiku? Czemu nie! Wszystko się zaczęło od telefonu 😮 Ten otrzymałem dosłownie kilka dni temu... - cześć, co robisz za tydzień? - hej, jak to co pracuję! - a możesz wziąć urlop? - nie wiem, ale w ciągu godziny się dowiem... I co? I jestem w Tyrolu Dzięki Szefie za urlop! Dzięki @JC za zaproszenie do Tyrolu! Tourne po pięciu lodowcach dzisiaj zaczęliśmy od najdalej położonego Kanunertala. Było wiele obaw. Covid, granice, a na końcu pogoda. Raz się żyje! Pierwszy chorobowy problem? Przecież w tej chwili ryzyko pobytu w Polsce jest dla mnie równie wysokie, jak nie wyższe? Przecież w domu farmaceuta... Problem drugi? Jeśli zamkną Czechy, to będzie Słowacja...jak tą zamkną, to są Niemcy...a jak i tu będzie close, to... to? Najwyżej zostaniemy dłużej w górach ...no albo spróbujemy przez Węgry i Ukrainę W rzeczywistości okazuje się, że wszystkie obostrzenia covidowe w Austrii są podobne jak w Polsce, liczba zachorowań niższa niż u nas, bądź podobna - zależy jak na to patrzeć. Na miejscu, w hotelu i na lodowcu mniej ludzi niż w osiedlowej Biedronce. Granice? Luz! Wiecie, że z @JC pobiliśmy rekord braku sikania po drodze Ponad 900 kilometrów Pierwszy ogień - Kaunertal! Ojjj ostatnio marzyłem o podjeździe rowerowym pod ten lodowiec... i co? Drałuję tam suvem Po drodze klimatyczne jezioro: Na wysokości 2750 metrów, przy dolnych stacjach gondoli temperatura -3, na samej górze -7. Pełnia zimy! Śniegu w brud - dosypało ostatniego dnia i przez kilka ostatnich dni. Czynne: gondola 8mka, nowy "Zwierz", orczyk oraz krzesło od stacji pośredniej. Przygotowane trasy prawie wszystkie: wariant przez tunel nieczynny, końcówka zjazdu pod krzesłem i trasy oraz orczyk po najbardziej wysuniętej na wschód części ośrodka. Niestety przez pół dnia trudne warunki ze względu na widoczność i kontrast, później zaczęło się przejaśniać. Pusto i fajnie!!! A po obiedzie gdy szkółki narciarskie zjechały na dół - mieliśmy ośrodek praktycznie dla siebie. To były trochę inne narty dla mnie. Sporo spotkań z włodarzami ON, dużo pracy kamerą i wspomaganie Jacka w jego pracy. Było fajnie i rozwojowo! Szkoda tylko, że plenery zdjęciowe były skryte To była moja druga wizyta w tym miejscu. Pierwszym razem miałem Amerykę... co zresztą pokazywałem Wam kilka sezonów temu w poniższym klipie... zresztą moim ulubionym, zrobionym tuż przed operacją kolana: Lód lodowca z bliska: No i szkoda, że tym razem Paula nie mogła ze mną przyjechać. Te kilka sezonów temu telepaliśmy się jeszcze długim orczykiem... a teraz? Wyciąg niczym na Kasprowym 😮 Zwierz, który może pomieścić 100 narciarzy - w czasie epidemii jeździ skład max 70, 80 narciarzy. Pyszny obiad, kawa, po przerwie kilka chwil na śniegu i dzień się skończył. Szybko! Cóż? Wszystko, co dobre szybko się kończy... na szczęście jutro również jest narciarski dzień Jesteśmy już w dolinie Pitztal i to właśnie lodowiec z tej doliny będzie naszym kolejnym celem. Dla mnie jest on sentymentalny... to na nim był mój debiut narciarski 10 kwietnia 2010... wiadomo, co się wówczas wydarzyło Tym razem mam nadzieję, że na stoku będę myślał tylko o nartach Obserwujcie wątek online na forum, postaram się coś tam wrzucić w ciągu dnia. Zaplanowana jest również relacja LIVE @JC z „najwyższego lodowca” W Austrii - zobaczymy, czy da się to ogarnąć technicznie? Trzymajcie kciuki! Dla wszystkich ciekawych większej ilości zdjęć podaję link do galerii, która jest powieszona na forum pod linkiem: Pozdrawiam serdecznie marboru
    23 punktów
  10. Sygryda Storrada, czy ktoś zna tą postać historyczną? Córka Mieszka I i Dobrawy Przemyślidanki czeskiej księżnej, siostra Bolesława Chrobrego, ale przede wszystkim spleciona losami z kilkoma państwami europejskimi. Królowa szwedzka, duńska, norweska i angielska. Na przełomie X i XI wieku, jedna z najbardziej wpływowych postaci ówczesnego świata. Jej polskie imię Świętosława. Skandynawski przydomek Storrada - „Dumna”, "Harda". Nassfeld – zaskakuje podobnie jak polskiego pochodzenia, wpływowa, historyczna Królowa. Karyntia może być dumna posiadając taki ośrodek i śmiało mogę napisać, że jest to diament w koronie stacji narciarskich tego regionu Austrii. Drugi dzień jest równie radosny jak pierwszy. Wstajemy rano i czujemy się rozgrzani, pełni wigoru i chęci do dalszej jazdy. Śniadanie jemy w pośpiechu, cieszymy się słonecznym porankiem i to jeszcze bardziej nas pobudza do działania. Kawa… tak, ta chwila z magicznym napojem jest jedynie chwilą, krótkiej pauzy i zadumy. Jedziemy! Z Villach do celu mamy ponad godzinę drogi. Wykorzystujemy ten czas na posłuchanie audiobooka „Królowa” drugiej części, po „Hardej” powieści Elżbiety Cherezińskiej. Na miejscu, w Tropolach jesteśmy tuż przed uruchomieniem tutejszej gondoli. I całe szczęście, bo Nassfeld jest sporym ośrodkiem, i by dostać się na górę szybko, trzeba być wcześnie, by nie wpaść w dużą kolejkę do gondoli. Na parkingu również byliśmy jednymi z pierwszych i mimo, że mieliśmy niewielką drogę do pokonania, do stacji dolnej, to podwozi nas te kilkanaście metrów kolorowy wagonik podpięty do olbrzymiej maszyny Catepilara. Nassfeld - cześć 1 Jesteśmy na górze! Minęliśmy dwie stacje pośrednie i wspięliśmy się do Kofel Center. Tutaj przywitały nas monumentalne, brązowe "kloce". Widok w stronę doliny, z której przybyliśmy: Gondola: Rozglądamy się po okolicy i już wiemy, że będzie to świetny narciarsko, ale również krajobrazowo dzień. Ruszamy na trasy. Paula po każdym zakończonym fragmencie zjazdu uśmiecha się i cieszy jak dziecko. Narty trzymają, jest doskonale! W którą stronę jedziemy? Kierujemy się do wschodniej części ośrodka, w stronę terenów wokół Gartnerkofel 2195 m npm. Tutejsze trasy narciarskie robią na nas kolosalne wrażenie. Jazda na nich jest szybka, bezpieczna, długa. Jest szeroko, a trasy wypieszczone przez ratraki. Wciągamy się w stronę imponujących swą urodą skał. Znajdujemy się teraz w punkcie, z którego widać niemalże wszystkie tereny narciarskie Nasffeld. Nasz wzrok przykuwają widoki, tutejsze przestrzenie oraz horyzont olbrzymich gór po stronie włoskiej tutejszej granicy. Nie bylibyśmy sobą gdybyśmy się nie wcisnęli w tutejszą panoramę Potężne szczyty i granie w oddali powodują, że robimy dłuższą przerwę by wczuć się w miejsce. Cieszymy się napełnieni pozytywną energią gór. Sięgamy wzrokiem i obiektywem aparatu fotograficznego daleko, daleko do Italii. Przyciąga niczym magnes najbliższa nas formacja skalna Gartnerkofela... Z innej perspektywy wygląda imponująco! Brązowe, masywne, olbrzymie skały... Wychwytujemy wzrokiem dzieło doskonałego rzeźbiarza jakim jest natura. Jeździmy na nartach w obrębie tej części stacji narciarskiej. Kilka razy pokonujemy tutejsze trasy. Robimy zdjęcia ale również kręcimy ujęcia do naszego klipu z wyjazdu. Przyśpieszamy, bo do odwiedzenia inne trasy, inne miejsca w ośrodku. CDN
    22 punktów
  11. Bad Hofgastein Obudziła mnie dzisiaj o czwartej nad ranem wichura. Oho – huragan Ciara vel Sabina rozrabia również w naszej dolinie! Rano dalej wiało, a na dodatek za oknem śnieżyca. Rzut oka na prognozę – mocny wiatr zachodni, ale od godzin południowych przynajmniej opady śniegu mają zanikać. Rzut oka na mapę – co tu mamy osłoniętego od zachodu? Całkiem blisko – Bad Hofgastein. Na taki wybór bardzo nas dzisiaj namawiała też nasza gospodyni. No i nie trzeba odśnieżać samochodu, bo mamy pod nosem skibusa! Nie śpieszyliśmy się za bardzo ze śniadaniem i przygotowaniami na stok, widząc poranną pogodę. Tak było rano: Wczoraj większość wyciągów w Bad Hofgastein i Bad Gastein stała, bo wiatr był południowy, dziś rano na stronie internetowej wyświetlał się status „w przygotowaniu”, ale koło dziewiątej stopniowo zaczęły pojawiać się zielone „ptaszki”. Z domu wyszliśmy dopiero za piętnaście dziesiąta, a że pierwszy przyjechał skibus do Bad Hofgastein, a nie do Angertal, to nim pojechaliśmy – zaliczając jeszcze po drodze rundkę krajoznawczą po miasteczku. Autobus dowiózł nas do nowego, zadaszonego terminalu autobusowego, z którego tylko dwa kroki do dolnej stacji Schlossalmbahn i całego centrum informacyjno-usługowego dla narciarzy. Wszystko jeszcze pachnie tu nowością, bo cała inwestycja została oddana do użytku z początkiem sezonu 2018/2019. Kilka zdjęć pstrykniętych na szybko, w niezbyt fotogenicznych okolicznościach atmosferycznych, ale jako, że @JC pytał ostatnio, to niniejszym zaspokajam jego ciekawość. Dolna stacja, widziana z peronu autobusowego: W środku dominują pomarańczowe akcenty i dużo luster: Same gondole przestronne i wygodne. Dobre i to, bo przyszło nam niestety spędzić w nich więcej czasu, niż byśmy chcieli. Jakieś 200 metrów przed górną stacją utknęliśmy na dobre dwadzieścia minut z jakichś przyczyn technicznych. Za to na górnej stacji dostaliśmy jako rekompensatę vouchery do wykorzystania w dowolnej restauracji w ośrodku. Miły gest. Na górze zadymka, zawieja i mnóstwo świeżego puchu. Prawdziwy powder day! Wiadomość – jak dla mnie – średnia, bo jazda w kopnym śniegu, gdy jeszcze nic nie widać i nie mam orientacji w ośrodku, to nie do końca moja bajka. Pierwszy zjazd trasą H4 bardzo deprymujący – co chwila wjeżdżam w jakąś zaspę, mało co widzę, kiepsko jadę, bolą mnie nogi. Zaczynam się zastanawiać, czy nagle całkiem zapomniałam, jak się jeździ na nartach, czy może dopadł mnie pesel? Postanawiam przenieść się gdzieś na niebieską, najlepiej nieco niżej i na spokojnie unormować sytuację. Dzieci zostają na trasach czerwonych, bo im akurat taki freeride bardzo się podoba, a my z Darkiem zjeżdżamy na H3 i H31 – spokojną nartostradę do Angertal, choć mocno oblodzoną w dolnym odcinku. W międzyczasie na niebie zaczynają się pojawiać pierwsze, nieśmiałe przebłyski słońca. Wsiadamy więc w gondolkę Kaserebenbahn i postanawiamy objechać dzisiaj trasy po północnej stronie ośrodka, czyli Bad Hofgastein. Działały prawie wszystkie wyciągi – oprócz najwyższych krzesełek Hohe Scharte oraz orczyka Schlosshochalmlift. Przy dolnej stacji Kasererbahn - brokuł ze śniegu. Ot, sztuka ... Widok na drugą stronę ośrodka (Bad Gastein) i szczyt Stubnerkogel: Bardzo przypadła nam do gustu czerwona H32, biegnąca początkowo grzbietem wzniesienia, a potem dwiema szerokimi i nachylonymi przecinkami w lesie. W międzyczasie jakoś ogarnęłam jazdę w świeżym śniegu – może dlatego, że zdecydowanie poprawiła się widoczność. Na trasach sporo muld, ale miękkich i sypkich – jeździło się w sumie przyjemnie, a widoki – bajkowe! Dobre warunki na obydwu wariantach H5a wzdłuż krzesełek Weitmoser oraz na trasie H2, którą jeździliśmy pod koniec dnia. Weitmoser: H2: Ta trasa też nam się bardzo podobała, bo jest urozmaicona terenowo. Dzieci zjechały również trasami do doliny, do samego Bad Hofgastein, ale warunki na dolnych odcinkach ponoć nieciekawe – lód i topniejący śnieg, więc my sobie podarowaliśmy. Kolej linowa Pendelbahn Schlossalm: I autorka bloga: W lutym wszystkie wyciągi działają już do 16.00, choć pod koniec dnia panuje już lekki półmrok. Wciągamy się jedną z ostatnich gondolek Schlossalmbahn II i kończymy dzień dobrze po 16.30 ostatnim zjazdem nartostradą do Angertal przy znów pogarszającej się pogodzie i powrotem skibusem do domu - już przy wietrze i opadach śniegu. Dystans – 57,5 km wg endomondo, 31 km zjazdów wg Skiline. Pozdrawiam.
    22 punktów
  12. Bad Hofgastein & Bad Gastein Część 1 Bosko!!! Po prostu bosko... Obydwa "Złe" ON, nie są złe - są fantastyczne! Bad Hofgastein & Bad Gastein, to miejsce dla narciarzy, którzy uwielbiają długie trasy i szybkie gondole. Mocna czerwień, szerokość i GS = doskonały dzień na nartach. Słoneczko, lekki mróz... Pięknie było! Poniżej fotorelacja No to start! Flota 😮 Mapa narciarska: I znowu...kto rano wstaje, temu? Sztruks! O godzinie 8:30 i przez cały w sumie dzień - pustki 😮 Takie nartowanie, to my lubimy! Wciągamy się na Hohe Scharte 2300 m npm. Ostatnie krzesło na horyzoncie. Jedziemy trasą H1 i H2 - na mapce pisze: "Eine der langesten Abfahrten der Ostalpen" Początek: No to sru, po dziewiczej trasie, nie zmąconej nartą narciarza... Kilka kilometrów w takich warunkach 😮 Żyć nie umierać Klimaty... Dalej jest równie dobrze! Końcówka zjazdu jest pod klimatycznym mostem 😮 Znowu gondola - zwiedzamy środkową część Bad Hofgastein. Po drodze mijamy "Zwierza" - nie mieliśmy przyjemności nim jechać. Szybsza była 10siątka! Trasy szerokie, garbate - to co lubimy! Jeszcze tylko gigant... Paula czas: 28:00 Marboru: 26:00 Spadamy do drugiej część ON. Bad Gastein. CDN
    22 punktów
  13. To był świetny pomysł, aby zaplanować wyjazd na pełne siedem dni 👍. Wczorajsza sobota w regionie Snow Space Salzburg to była bowiem prawdziwa cremé de la cremé i najlepszy narciarsko dzień z całego tygodnia . Wspaniała, słoneczna pogoda, świetny śnieg i piękne trasy - czego narciarskie serce może pragnąć więcej ? Ale po kolei: Rano opuściliśmy apartament w Bad Hofgastein i po około trzech kwadransach jazdy autem dotarliśmy pod dolną stację kanapy Gernkogelbahn (czy też macie kulinarne skojarzenia z Germknödelbahn?) w Alpendorfie. Znaleźliśmy serwis i rental narciarski przy dolnej stacji gondoli, żeby ogarnąć córce sprzęt na ostatni dzień jazdy. Okazało się, że w Alpendorfie nie bawią się w wypożyczanie samych wiązań, więc wzięliśmy całą deskę snowboardową - nieco twardszą niż ta, którą Młoda miała do tej pory. Przynajmniej miała okazję popróbować jazdy na trochę bardziej wymagającym sprzęcie. Koszt - 25 euro/dzień. Nad doliną z początku jeszcze wisiały gdzie nie gdzie niskie obłoczki, co z góry fajnie wyglądało. Wciągnęliśmy się na Germkogla gondolką i niebieskimi krzesełkami. Widok szpeci trochę wieża przekaźnikowa i niebieskie pseudo-smerfy, ale co zrobić - staramy się patrzeć w nieco dalszą perspektywę i przemieścić w stronę Flachau. Nie jest to trudne, bo kierunek transferu do Flachau i odwrotnie - z Flachau do Alpendorfu - są bardzo dobrze oznaczone na tablicach informacyjnych i na mapkach. Jakie wrażenie z ośrodka? Bardzo duże zagęszczenie nowoczesnych wyciągów o dużej przepustowości: długie gondole i krótsze, ale szybkie krzesła, nawet tam, gdzie spokojnie wystarczyłby mały orczyk (np. Hachaubahn - kto im wymyśla takie nazwy?). Szerokie trasy - i całe szczęście, bo ludzi naprawdę masa, szczególnie na tych łatwiejszych stokach. Ale kolejki przy wyciągach się nie tworzyły, a urozmaicenie i mnogość tras sprawiały, że całe towarzystwo jakoś się równomiernie rozkładało po całym ośrodku. Nie natknęłam się na żadne "wąskie gardło", gdzie tworzyłyby się zatory, nawet przy wagonie G-Link szło na bieżąco. Czarna trasa "Hexenschuss" (czyli strzał czarownicy albo ... atak lumbago Można go objechać niebieską trasą, albo ... diabelską drogą - wąską, stromą, o ostrych zakrętach. Może faktycznie na miotle byłoby sprawniej? Dalej było po prostu niebiańsko! Uśmiech od ucha do ucha nie schodził nam z twarzy, chyba nic dziwnego? Widok na Wagrain z trasy nr 22: O ile infrastrukturę w Sportgastein określiłabym jako przemyślany minimalizm dla koneserów, tak tutaj jest to perfekcyjnie zorganizowany przemysł turystyczny, który zadowoli możliwie maksymalną liczbę narciarzy o zróżnicowanych umiejętnościach. A śnieg? Śnieg wczoraj to atłas i czysta poezja ! Żadnych lodowych kartofli, żadnych zasp. Mimo iż ośrodek jest niezbyt wysoko położony (650-1850 m npm.), to północna ekspozycja stoków sprawia, że trasy długo trzymają się w dobrym stanie. Jeździło się świetnie i lekko. Tylko sam dół trasy 36 w Alpendorfie pod koniec dnia puścił i przy temperaturach rzędu +10 stopni była tam miejscami walka o życie - zryta śnieżna breja, przetopy i muldy. Nie dotarliśmy do samego Flachau - z przyczyn czasowych - robiąc nawrotkę na gondoli Rote 8er do Wagrain i trasie nr 12. Cóż - może zostanie na następny raz, jeśli będę ponownie w Ski Amadé. Gondolka w papuzich kolorach to Flying Mozart - trochę oldschoolowa: Trasa nr 17 - z powrotem do G-Link: Końcówkę dnia spędziliśmy na długich i fajnych trasach w Alpendorfie, z których czerwona 34 do Buchaubahn chyba najbardziej mi się spodobała. Po zamknięciu wyciągów - pyszna pizza w pizzerii Alpina przy dolnej stacji gondolki i jedziemy na nocleg do Salzburga. Z lotniska w Salzburgu nasz syn miał mieć rano samolot do Londynu, ale niestety lot został odwołany z powodu wiatru. Przynajmniej tyle dobrze, że dało się przebukować na popołudniowy lot z Monachium. Do Ski Amadé na pewno jeszcze kiedyś wrócimy - pozostała nam jeszcze do poznania cała wschodnia część regionu. Regionu, który urzekł nas swoją różnorodnością - tras, krajobrazów i ośrodków. Bardzo udany narciarsko tydzień - pomimo pogody "w kratkę". Pozdrawiam serdecznie, już z domu.
    21 punktów
  14. Po dziesięciu latach ponownie dzisiaj odwiedziłem Pitztal, najwyższy lodowiec w Austrii - 3440 m npm. Moje wrażenia? To miejsce pozytywnie i górsko przytłacza! Ogrom gór, trasy lotniska, masa śniegu i lodu - to coś niesamowitego! Co się zmieniło? Została wymieniona główna gondola, która wozi narciarzy na najwyższy punkt ośrodka. Kiedyś to był, żółty, potrójny i posiadający stację pośrednią, "stojący" wyciąg. Teraz jest nowoczesna, szybka 8ka, w której można sobie swobodnie usiąść Mam wrażenie, że u góry wytyczono jeden, bądź dwa nowe warianty zjazdu...mogę się mylić. marboru come back to Pitztal Pogoda jaką dzisiaj trafiliśmy z @JC? Kosa!!! Delikatny mróz, piękne słońce, białego dostatek - mimo niedzieli niewielu narciarzy 😮 Trasy puste, kolejek do infrastruktury brak, pod nartą równo i masa naturalnego śniegu! Cudownie i bajecznie! Najwyższy szczyt Tyrolu i drugi szczyt Austrii, Wildspitze 3768 m npm... i dzisiaj było tam kilku skiturowców Takie tury, to ja rozumiem! 😮 Widok w stronę szczytu, z kosmiczną restauracją po lewej, która również pojawiła się w między czasie, kiedy gościłem na Pitztalu pierwszy raz. I zbliżenie na obydwa wierzchołki - ten wyższy, właściwy z krzyżem. Gdy przybyłem na lodowiec po raz pierwszy, w kwietniu 2010, to pokochałem poniższy wyciąg i trasy biegnące po wschodniej części ON. To tutaj w zasadzie nauczyłem się w miarę przyzwoicie jeździć na nartach Mam duży sentyment do tych czerwonych wagoników: Najdłuższy z orczyków od zachodniej strony niestety nie zostanie zastąpiony czymś innym - lód nie pozwala. Jaka szkoda, że moje GS zostały w domu Dzisiaj był idealny dzień na długą nartę - zabrać mogłem jedną parę. SL dzisiaj też fajnie się jeździło - było kręcone i było też szybko jeżdżone - GPS pokazał maksymalną prędkość nieco ponad 76 km/h. Aż strach pomyśleć, co by było na moich czerwonych strzałach 😮 Niestety świetne, szybkie trasy, to też wypadki Bez ubezpieczenia nawet drobny uraz może sporo kosztować, jeśli człowiek się nie zabezpieczy odpowiednio. Drugi dzień, drugi lodowiec odwiedzony W tej chwili jesteśmy z Jackiem już w dolinie Otztal - jutro będziemy sprawdzać, czy ktoś ze startujących w PŚ nie zgubił narty. ...ehhh szkoda, że nie było dzisiaj ze mną Pauli Muszę ją koniecznie tu zabrać ...i może dobrze! Będę miał kolejny powód do odwiedzin Pitztalu. Kończę ten wpis jak zwykle zapraszając Was do obejrzenia wszystkich zdjęć z tego dnia, które są zamieszczone w galerii forumowej, do której link niżej: Pozdrawiam serdecznie i już teraz zapraszam do mojego bloga jutro, na kolejny wpis i kolejny tyrolski lodowiec... a w zasadzie dwa marboru
    20 punktów
  15. Może tym razem się uda, bo wczoraj miałam problemy techniczne z umieszczeniem relacji. Sportgastein Pierwszy dzień naszego narciarskiego tygodnia w dolinie Gastein i przyległościach spędziliśmy w ośrodku Sportgastein. O takim wyborze zadecydowały dwa czynniki - po pierwsze stabilna, słoneczna pogoda bez silnych wiatrów. Sportgastein jest najwyższym ośrodkiem regionu Ski Amadé, leżącym w prawdziwie wysokogórskiej scenerii, w związku z tym trasy i wyciągi są nie osłonięte i przy silnym wietrze stacja nie działa. Po drugie - piękna pogoda zapewne wyciągnęła z domu jednodniowych/weekendowych narciarzy. Mieliśmy nadzieję, że nie dotrą do trudniej dostępnej, kameralnej stacji na końcu doliny, lecz zostaną w Dorfgastein lub Bad Hofgastein-Bad Gastein. I słusznie - na parkingu sporo miejsca, nawet ok. 9.30. Do Sportgastein prowadzi płatna droga że szlabanem, ale narciarze wpuszczani są za darmo. Kupiliśmy skipassy - przy kasie kolejek brak. Warto też zapytać w kasie o zniżki dla studentów, jeśli macie w swoim gronie osoby z ważną legitymacją studencką - mimo iż nie ma ich w oficjalnym cenniku, to kolejny ośrodek, gdzie taką zniżkę dostaliśmy. Podoba mi się koncepcja ośrodka - od parkingu na szczyt Kreuzkogel narciarzy wwozi długa gondola Goldbergbahn. Wzdłuż niej wytyczono osiem tras - pięć w górnym piętrze, do stacji pośredniej i trzy w dolnym, co daje sporą ilość wariantów zjazdu o kilkukilometrowej (ok 5km) długości. Oprócz tego jest jeszcze orczyk wzdłuż fragmentu trasy gondoli, wspomagający ją zapewne w bardziej zatłoczonych okresach. Efektem takiego rozplanowania jest również mała ilość ludzi na trasach, które świetnie się trzymały do późnego popołudnia. Przy górnej stacji gondoli - fantastyczne widoki na morze gór i oczywiście Foto Point. W dół biegnie (ciemno) niebieska trasa S1, trzy czerwone oraz jedna skiruta po muldach, którą nie jechaliśmy. Najbardziej przypadła nam do gustu czerwona S6 - ciekawie poprowadzona urozmaiconym terenem, z fragmentem wśród skałek. Przy stacji pośredniej knajpa i trzy trasy na sam dół - czerwona dość wąska i bardzo pokręcona nartostrada oraz dwie czarne z bardzo konkretnymi ściankami ok. 70 procent. Ogólnie trasy raczej wymagające - kondycyjnie i technicznie też. Nie widzieliśmy prawie wcale osób początkujących. Do gondoli kolejek nie było, cały dzień jazda na bieżąco. Wszystkie trasy objechać można w ok. 2 godziny, ale my zostaliśmy cały dzień, bo nie chciało się nam przenosić. Przy pięknej pogodzie i twardych, zmrożonych stokach wcale się nie nudziliśmy. Jeżdziliśmy od ok. 9.45 do 16.30, z przerwą na lunch w drugiej knajpce - przy dolnej stacji. Mnie Endomondo pokazało blisko 90 km, a to i tak najgorszy wynik w rodzinie 😉. Po południu wrzucę więcej zdjęć, bo teraz zbieramy się na stok. Dzisiaj Dorfgastein
    20 punktów
  16. Dzisiaj karty rozdawała pogoda. Nam dostało się tak średnio - chyba dama i to taka mocno kapryśna, bo w separacji . Huraganowe wiatry mocno okroiły ofertę ośrodków narciarskich w okolicy. Sportgastein nie działał w ogóle, w Schlossalm-Angertal-Stubnerkogel tylko pojedyncze, dolne wyciągi . Na placu boju pozostał Dorfgastein albo jakieś opcje w ośrodkach poza doliną. Dorfgastein bardzo nam też polecała nasza właścicielka, jako dobrą alternatywę na wietrzną pogodę. Cały ośrodek ma około 70 km tras – głównie czerwonych i niebieskich. Jeździ się do wysokości 2033 m npm., więc niżej w Sportgastein i w bardziej osłoniętym terenie. Niestety nie było udostępnione połączenie między Grossarltal a Dorfgastein, więc na dobrą sprawę mogliśmy jeździć tylko po połowie ośrodka. Separacja - jakby nie patrzeć . Działała dolna sekcja gondoli, kanapa z osłonami Wengeralmbahn i kanapa bez osłon Gipfelexpress plus jakieś orczyki w dolinie dla początkujących, z których nie korzystaliśmy. Wengeralmbahn: Niestety było też multum ludzi w ośrodku. Rano do gondoli staliśmy chyba z dwadzieścia minut. Następne z dziesięć do Wengeralmbahn. Początek dnia był jeszcze słoneczny, ciepły – kilka stopni na plusie, śnieg miękki. Na trasach szybko zaczęły się robić odsypy. Krzesło Gipfelexpress ruszyło z pewnym opóźnieniem, bo dopiero przed jedenastą, ale za to tam warunki śniegowe były chyba najlepsze i tam spędziliśmy najwięcej czasu na kilku wariantach tras – głównie czerwonych i jednej niebieskiej. Gipfelexpress tuż przed otwarciem: Roztaczał się też stamtąd wspaniały widok na góry, dolinę i dziejący się na naszych oczach spektakl natury, kiedy to nadciągające chmury frontowe niechybnie zapowiadały zmianę pogody. Trasa D2: I autorka bloga : Z niebieskiej trasy D7a bardzo blisko już do Grossarl i bez problemu można byłoby przejechać na nartach, ale pracownik ośrodka z ratrakiem - chyba dla powagi urzędu - z uśmiechem odsyłał narciarzy z powrotem na swoją stronę, gdyż w każdej chwili pogoda mogła się pogorszyć na tyle, że znów trzeba byłoby zatrzymać górne krzesełka i ludzie zostaliby po złej stronie, a drogą to 50 km objazdu! Po godzinie dwunastej zaczęło przelotnie prószyć śniegiem, a przed czternastą zrobiła się prawdziwa zadymka śnieżna i na samej górze nic już nie było widać. Wyciągi raz chodziły, raz nie chodziły. Zjechaliśmy niżej do Wengeralm – tutaj widoczność lepsza, ale za to śnieg przechodzący w śnieg z deszczem, a niżej to już prawdziwa ulewa. No cóż – około wpół do trzeciej zwinęliśmy żagle i postanowiliśmy narciarski dzień zakończyć w pizzerii Ramazotti w Bad Hofgastein, gdzie sześć lat temu w lecie bywaliśmy parę razy. Pizza wciąż jest tam pyszna, a klimat równie sympatyczny, co kiedyś. W sumie 50 km (łącznie na nartach i wyciągach) zrobione. Nie jest to wynik imponujący i nie wyjeździłam się tak jak wczoraj, ale jeszcze parę dni przed nami, więc pewnie zdążę to nadrobić. Za oknem szaro, buro i ponuro, ale jutro od południa pogoda ma się poprawiać. Pozdrawiam serdecznie !
    20 punktów
  17. Hochkonig - wisienka na torcie? Część 1 Co tu dużo gadać?... Hochkonig rozwaliło system! Wg naszej opinii najlepszy, ośrodek SkiAmade w jakim byliśmy. Najlepsze trasy, najlepsze widoki...najlepsza pizza Czy jutrzejszy lodowiec przynajmniej w kategorii "widoki" wygra? To się okaże jutro. Jaka dzisiaj była pogoda? Nie napiszę, bo to chyba już na forum zaczyna być drażniące?... Kiedy nie pojedziemy w Alpy, to Słońce, lekki mróz i świetna przejrzystość powietrza. Cóż? Tak mamy... i obyśmy mieli w przyszłości. Mapka: Kto pierwszy? Nie napiszę, kto ostatni na stoku... No to zaczynam znęcanie... Praktycznie wszędzie, z różnych pozycji masyw Hochkonig z najwyższym szczytem na wysokości 2941 m npm. Czy to najlepszy sztruks z dzisiejszego dnia? No tak...stałem się specjalistą w tej dziedzinie fotografii Trasy? Proszę! Gdzieś na horyzoncie... Jeszcze trasy?... Wróć! To zła nazwa - to są lotniska narciarskie! Tylko po co na środku takie tam przeszkody? Ludzi? Masa... Śniegu? Mało... A może w tych okolicach ktoś dzisiaj był na nartach? Zgadniecie, jaki to, najwyższy szczyt z poniższego zdjęcia? Nasze wierzchołki dzisiaj nie były imponujące...ale za to narty?... narty, to mieliśmy bajeczne! Kolejne trasy... Klimaty... I znowu pasy startowe...pasy startowe dla GS Uroczo! Przerwa na kawę... I jedzonko! Pizza najlepsza jaką jedliśmy w SkiAmade Salame... CDN
    20 punktów
  18. Minęły dwa lata od ostatnich – jeszcze przedpandemicznych – rodzinnych nart w Alpach. Wtedy, w 2020 r., zainstalowaliśmy się w dolinie Gastein i objechaliśmy tamtejsze ośrodki oraz Hochkönig i Snow Space Salzburg (częściowo). Nie było okazji pojeździć we wschodniej części regionu – dobry powód, aby wybrać się na kolejny wyjazd. Pomimo pewnych trudności – o których później – ostatecznie wszystko się spięło i wczoraj dojechaliśmy do Radstadt. Przez pierwszą połowę podróży szalał huragan, ale gdy tylko przekroczyliśmy granicę Bawarii, pogoda w miarę uspokoiła się. W miarę – bo aura nadal dynamiczna i wieje, ale nie tak jak u nas. Co wybrać na niedzielną aklimatyzację przy takich prognozach? Ośrodek w miarę osłonięty, niezbyt wysoko położony, więc albo kameralne Radstadt-Altenmarkt, albo Schladming-Dachstein. Wybór padł na drugą opcję. Zaskoczyła mnie duża ilość ludzi – otwarte cztery okienka kasowe w Gleiming i mimo tego kilkanaście minut oczekiwania na kupno skipassów. Pani przez szybę skanuje każdemu kody QR, trochę waha się przy jednej osobie, która miała nietypowy schemat szczepień, ale załatwiamy wszystkie formalności pomyślnie. Przy kasie jest też informacja, że są zniżki m.in. dla studentów – nie ma ich w oficjalnym cenniku Ski amadé w internecie, ale jeśli kupuje się karnet dla osoby studiującej do 25 roku życia, to warto dopytać na miejscu. Objechaliśmy trasy na Reiteralm i Hochwurzen, czyli dwie góry z czterech, tworzących huśtawkę narciarską. Ośrodek chyba większości z Was znany i niejednokrotnie opisywany na forum, więc nie ma co się rozpisywać o topologii czy statystykach. Pogoda przeplatana – trochę słońca, trochę chmur. Na dole temperatura w ciągu dnia doszła do +7 stopni, więc trasy się zdegradowały. Na górze dużo lepiej – zwłaszcza na Reiteralm. Zaczynamy od trasy pucharu świata – nr 1. Dla mnie osobiście to rzeczywiście numer jeden tej części ośrodka: widokowa, szeroka, o zmiennym nachyleniu i fajnie pozakręcana. Potem czarna 3a. Tutaj jeszcze spoko – miejscami tylko wiatr nawiał trochę szyszek i gałązek. Dojechałam za zakręt, na skraj ścianki i coś mnie przyblokowało, kolana mi zmiękły. Stoję, stoję, co jest? W końcu pomyślałam – przecież umiem jeździć na nartach – i zjechałam, ale trochę mnie zaskoczyła ta moja reakcja. Ośrodek bardzo widokowy, choć masyw Dachsteinu początkowo spowity był gęstymi chmurami. A tutaj już Hochwurzen: I widok z góry na Schladming Końcówka znów na Reiteralm – przy pięknej, słonecznej pogodzie. Dachstein w końcu się odsłonił Zjazdy do doliny okazały się dla mnie rzeźnią przy tych temperaturach. Dały się we znaki też braki kondycyjne – ostatnie dwa tygodnie siedzenia w domu przez wiadomego wirusa nie przysłużyły się do budowania formy i stawiały do ostatniej chwili cały wyjazd pod znakiem zapytania. Po niespełna 70 km w pierwszy dzień zjechałam do auta nieźle styrana, ale baaardzo szczęśliwa. [cdn.]
    19 punktów
  19. Wczoraj wieczorem dojechaliśmy do Santa Cristiny (Val Gardena). Na drodze z Polski (przez CZE i AUT) pustawo, dość dużo polskich samochodów. Kontroli żadnej brak, jedynie przy wjeździe do Niemiec za Salzburgiem tradycyjnie od 2015 roku zwolnienie (kontrola wizualna). Na miejscu w pensjonacie kontrola greenpassów, pouczenie na tematy epidemiologiczne, długi wykład na temat zasad segregacji śmieci. Miłą niespodzianka był voucher Superpremiere, który dał nam możliwość kupienia 6-dniowych skipassów w cenie 5. Licząc na 3 osoby to 105 euro. Kupno karnetów w kasie, covidpass niezbędny, potem już nikt niczego nie chciał. Codziennie rano trzeba aktywować skipass za pomocą aplikacji. Jako, że plan zabawy jest wypadkową woli wszystkich osób, to w pierwszym dniu stanęło na Alpe di Siusi. Nie będę przynudzać, ten kto wie, to wie. Dla tych, którzy jeszcze nie wiedzą, to jest to około 60 km raczej łatwych, średniodługich tras. Przyjemnie, łatwo, za to dużą rekompensatą są widoki Sassolungo z kolegami, masywu Schlern, wychylającego się zza Sassolungo Gruppo di Sella i postrzępionego Odle (Seceda). Wjeżdżaliśmy czerwoną gondolą z Ortisei, pod którą od niedawna można zjechać na dół do dolnej stacji gondoli. Trasa nazwana Pilat, z szumnie dodanym przymiotnikiem "legendarna". Nie wiem, nie jestem ośrodkiem opiniotwórczym, ale: trasa jest bardzo wąska, posiada kilka ostrych zawijek, o godzinie 15.30 leży w głębokim cieniu (strona północna). Oczywiście zjechałem nią i zjadę jeszcze raz (jeżeli kiedyś jeszcze wrócę do Alpe di Siusi na nartach), ale nie wiem w czym jest legendarna. Ośrodek Alpe di Siusi w gronie tzw. "wytrawnych narciarzy" (cudzysłów zamierzony, chyba się do nich nie zaliczam) wzbudza pogardliwy rechot i krótki komentarz, że to dla rodzin i uczących się. OK. To nie Sasslong, czy GranRisa, ale jeździ się fajnie i miło, zwłaszcza, że ludzi było mało, a dzisiaj była niedziela. Mam Alpe di Siusi przebiegane, objeżdżone rowerem zwykłym i e-bikem i objeżdżone na nartach, i powiem krótko: fantastyczne miejsce na aktywny urlop o każdej porze roku. Na północnym zakątku Alpe di Siusi mieści się mikroregion Puflatsch (dwie czarne 77 i 78, jedna czerwona). Trasa 77, powiedzmy: jasno czarna, ale bardzo fajna, tylko przykrótka. 78 nie poznałem, była zamknięta na zawody SG, nie wiem jaka była ranga tych zawodów. Polecam restaurację Puflatsch, bardzo dobre jedzenie, a widoki przepiękne i ten Schlern jedzący z ręki... Ogólnie na tydzień przed zjazdem i SuperG mężczyzn w PŚ na Sasslongu raczej pusto i nie ma należnej atmosfery😜. Śniegu dużo, wg oficjalnych informacji powyżej 60 cm. Gdzieniegdzie naturalny, w innych miejscach dosypane sztucznego. Ogólnie dość twardo (ujemne temperatury i mała ilość ludzi nie zdegradowała tras). Na trasach północnych w pobliżu górnej stacji gondoli do Ortisei bardziej twardo, miejscami bardziej, niż bardziej. Plan na jutro zależny od pogody, raczej eksploracja północnej strony SellaRondy (szarotki, Alta Badia), w planach oba kierunki SR, Seceda i pewnie Belvedere do upojenia, i Plan de Gralba. Zobaczymy, na razie wrzucam garść fotek. Pozdrawiam Waldek
    19 punktów
  20. Klip z wyjazdu do SkiAmade gotowy! Kilka dni montażu i jest Jak wyszło? Obejrzyjcie i dajcie znać, czy się podobało. Będzie mi miło jeśli dostanę łapkę w górę na YT Dzięki! Zapraszam: Wszystkie ujęcia kręcone kamerą GoPro Hero 8 Black. Pozdrawiam marboru PS. @Piotr_67 co myślisz?
    19 punktów
  21. Schladming - 4 BergeSki Część 1 Dzisiejszy dzień, to był chyba narciarsko najlepszy dzień w naszym życiu! Dlaczego? Rekord dystansu wg Endomondo... Nigdy nie mieliśmy aż tyle 😮 Kolejne dlaczego? Słońce - długie, szerokie lotniska! Warunki? Doskonałe!!!!! Rano -10, później +6 - nartowanie jak na wiosnę Rozpoczęliśmy w Gleiming, a potem wszystkie tutejsze "Górki" - zaliczyliśmy niemalże wszystkie wyciągi i większość tras. Niektóre, po dwa razy (nie liczę licznych niebieskich przejazdówek - choć wszystkich nie udało się pominąć). Paula: GS marboru Najpiękniejsze zdjęcie dzisiaj? Jak myślicie? Przedzieramy się po zaliczeniu kilku tras pod naszą pierwszą gondolą. Na dole... Zakochałem się w moich nartach... ...albo one zakochały się w tutejszych trasach! Knajpka na szczycie: Pędzimy ku kolejnej górce... Klimat: Nieliczne zdjęcie pod słońce...ciemne I prawie na 4 wzniesieniu I już prawie najwyżej... Jedziemy tam - przed nami jest najwyżej!!! Na widocznej trasie mam dwa filmiki nagrane z jazdy Świetna! Ze szczytu w drugim kierunku... Hauser Kaibling 2015 m npm. Tu krótka sesja i kręcenie widoków. A może to najlepsze zdjęcie z dnia dzisiejszego? Jedziemy w dół! CDN
    19 punktów
  22. Cisza, spokój, kilku znajomych emerytów, trochę dzieci z przedszkola narciarskiego...kameralna, malutka stacja narciarska w wielkim miejscu. Dlaczego w wielkim? To tutaj, na samej górze znajduje się ważny z punktu widzenia geografii, ale również historii punkt, granica trzech Państw” Austrii, Włoch i Słowenii. Co oprócz tego? Wspaniałe widoki na każdą ze stron. Austriacka, charakterystyczna Karyntia, włoski posmak Dolomitów oraz urok okolic Krańskiej Gory. Narciarsko? Jedna główna trasa i wyciąg krzesełkowy – wyprzęgana, stara trójka. Na dole orczyk, taśma i wyrwirączka, czyli tereny narciarskiego przedszkola. U góry pięć wyciągów orczykowych z krótkimi trasami zjazdowymi – w czasie naszego pobytu, czynne były tylko trzy – niestety warunki śniegowe jakie są każdy widzi. Ostatni dzień wyjazdu, gdy auto spakowane, my wykwaterowani, to zawsze poznawanie przez nas miejsc małych, klimatycznych – takich do szybkiego zwiedzania, szybkiego pojeżdżenia na nartach. I dokładnie taki to jest ośrodek, po polsku” „Trzy Granice”. Do jazdy na pół dnia, góra jeden dzień. Czy warto? Oczywiście warto! I turystycznie, i narciarsko czas spędzony (od rana, do 14) w opisywanym miejscu spędziliśmy świetnie! Dreiländereck - część 1 z 3. No, to zapraszam do fotorelacji i gruntownego zwiedzenia opisywanej stacji narciarskiej. Na początek mapa tras oraz wyciągów: Parking oraz frekwencja o poranku... Dolna stacja oraz kasy: ON jest bardzo przyjazny dla narciarzy skiturowych - wyznaczonych jest w okolicy kilkanaście tras do uprawiania tej dziedziny narciarstwa. Dolna część, to 300 metrowa płaska łąka. Po jej obydwóch stronach znajdują się trzy wyciągi dla dzieci - orczyk, taśma i wyrwirączka. W czasie naszego pobytu przyjechał autobus przedszkolny i na narty przyjechały tutejsze dzieci. Wiek ok 3, 4 lat - strasznie małe bąki. Miały zawody, zabawy na śniegu i świetnie zorganizowany czas przez opiekunów i rodziców, aż miło było popatrzeć Dolna stacja od strony trasy narciarskiej. Jest tutaj mała pizzernia, toalety, kilka ławek oraz bramki do krzesełka. Na narty startujemy tutaj z wysokości ok 700 m npm - stacja górna, to wysokość ok 1500 m npm. Śniegu niestety na części ON nie było dużo - taśma, wyrwirączka już bez śniegu Jak przed chwilą spojrzałem...ośrodek w chwili obecnej w całości został zamknięty (na dole było nie więcej niż 10, 15 cm śniegu podczas naszego pobytu) Także jeśli chcecie go odwiedzić, koniecznie wcześniej sprawdźcie, czy funkcjonuje! Ktoś tu czeka na otwarcie Krzesełka z bliska: Główna trasa - dół, na fotce również sprzęt do naśnieżania. Łagodna część trasy (dla dzieci) widziana z góry: Rozstawiony slalom dla dzieciaków - Paula kończy pierwszy zjazd: Jedziemy w górę. Wyciąg choć wyprzęgany, to jedzie się dosyć długo - długość wyciągu, to ok 2300 metrów. Długość głównej trasy zjazdowej ok 3000 metrów. Pierwsze co, to z Ludkiem "Trzygranicznikiem" zrobiłem sobie foto Widok w stronę Italii - jedziemy zwiedzać krótkie trasy części szczytowej. Stodółka: Widok i trasa w stronę Słowenii. Po lewej stronie widoczny, krótki, czarny stok wraz z nieczynnym już orczykiem. Południowa górka z wyciągiem: Górna stacja z restauracją. To tutaj większość tubylców po 70siątce, po wykonaniu kilku zjazdów odpoczywało, opalało się i piło sznapsy Taka emerytura, to ja rozumiem... W oddali Gerlitzen I chyba nasz hotel gdzieś przy jeziorze? CDN
    18 punktów
  23. Pogoda dzisiaj przeplatana - trochę śniegu, trochę chmur i trochę słońca, ale generalnie warunki dużo lepsze, niż wczoraj. Objeździliśmy prawie wszystkie trasy w Bad Gastein, a na koniec dnia wróciliśmy do Bad Hofgastein, aby dokończyć nasze porachunki z Hohe Scharte i zaliczyć zjazd z samej góry na sam dół. Zaczynaliśmy dziś trochę wcześniej - bo po dziewiątej - w Skizentrum Angertal, do którego również dzisiaj dojechaliśmy skibusem: Wciągnęliśmy się gondolką Senderbahn na szczyt Stubnerkogel, a na górze sztuka - świecka i sakralna. Zastanawialiśmy się, co to za zwierzę? A kawałek dalej kapliczka ze śniegu: Najpierw zaliczyliśmy dwa warianty zjazdu do Bad Gastein B16 i B14 wzdłuż drugiej gondolki Stubnerkogelbahn: Objechaliśmy sympatyczne, czerwone traski przy krzesełku Jungeralm: O, tutaj Darek ustrzelił mnie w akcji: Dzisiaj świetny śnieg - ubity, naturalny, twardy, z warstewką świeżego puszku na wierzchu. Stoki w większości równe, tylko w kilku miejscach "ściany płaczu" z muldami. Pomimo braku lampy na niebie i lekko prószącego śniegu - bardzo dobre warunki, dobra widoczność i przyjemna jazda. Ludzi - umierkowana ilość. Bardzo fajny narciarski dzień! Czarna trasa B20: Około trzynastej mieliśmy z grubsza objeżdżoną stronę Bad Gastein, postanowiliśmy więc "dokończyć" Bad Hofgastein - a dokładnie mówiąc Hohe Scharte, na którą wczoraj wyciąg nie chodził, a dzisiaj tak. Dolna stacja: Górna stacja - marnie wyglądają te drewniane budki dla wyciągowego: Raz zjechaliśmy wzdłuż krzesełek Hohe Scharte po raczej nieprzygotowanej trasie, a drugim razem przeskoczyliśmy na drugą stronę przełęczy i piękną trasę H1: Dalej znanym nam kawałkiem H2, a potem zjechaliśmy do samego dołu, do gondoli Schlossalmbahn. Dzisiaj bardziej mroźno, więc dolny odcinek trasy lepiej się trzymał, tylko w okolicach mostu kolejowego zrobiło się pole bitwy: A na koniec jeszcze wjazd Schlossalmbahn i powtórka z wczorajszego dnia - zjazd H3 oraz H31 do Angertal. Wieczór spędziliśmy w Alpentherme Bad Hofgastein. Termy jak termy, fajnie - choć szału nie ma. Woda jednak dobrze nam zrobiła - fajna regeneracja na półmetku jazdy na nartach. Pozdrawiam serdecznie.
    18 punktów
  24. Zauchensee & Kleinarl Część pierwsza - Zauchensee Dzień dzisiejszy, był ostatnim dniem życia moich SL Salomona Nim deski się rozsypały, to brały intensywnie udział w ujeżdżaniu dwóch mini ON w SkiAmade: Zauchensee i Kleinarl. Sporo ich było również w obiektywie kamery GoPro Hero 8. Tak, to był dzień filmowy. Na tyle intensywny, że Paula mi się zbuntowała 😮 Ciekawe, co z tego kręcenia wyszło - jeszcze nie oglądałem efektu w kompie. Dzięki @kmarcin za rady. Miejscami gdzie filmowaliśmy jazdę były trasy numer 9 oraz czarnuchy między pośrednią gondolą, a miasteczkiem. Na początku - oczarowani dolną stacją gondoli we Flachauwinkl 😮 Jednym słowem przepych...a kto był dzisiaj pierwszy do wyjazdu w górę? Proszę... Mapka ON: Przed uruchomieniem wyciągów: Czy da się zrobić zdjęcie sztruksu z bliższej odległości? Nie - aparat postawiłem na śniegu Jedziemy w górę. Warunki na stacji pośredniej... Temperatura -6. Dobrze, że zabrałem do auta jednak cieplejszą kurtkę i zdążyłem się przebrać z lekkiej kurteczki. Zmarzłbym! Widoczek z samej góry - zoom x30. Podążamy dalej "w prostej linii" Okolice RoBkopf 1929 m npm, to masa niebieskich wariantów zjazdu (wiem @tanova znowu błąd z "B"): Trasy przy orczyku - cud, miód, malina!!! Docieramy do czerwonej gondoli i trasy numer 9. U góry niestety "pociąg" nie działa Nasz środek transportu: Jechać, nie jechać? Kilka zjazdów i praca z kamerą Fantastyczna trasa!!! Gdy nam się znudziło pojechaliśmy na czarną z Tauernkar 1890 m npm. Dwa przejazdy niebieską 9: Widoki, klimat? 9tka z oddali - jak wygląda? Świetnie! Druga, niebiesko-czarna strona Zauchensee: I z bliska kolejna arena naszych dzisiejszych klipów: Z tej trasy, miasteczko wygląda tak: Kilka hoteli, knajp i nic więcej prócz kilku stacji wyciągów... Trochę zabawy zdjęciami ze statywu Moje "Serce" Z widokiem... No i chyba najlepsze zdjęcie z "grzebieniem" z tego wyjazdu 😮 ??? Jak myślicie? Jedziemy na sam dół - koniec Zauchensee. Czy nam się podobało? Podobało! Ale w innych stacjach regionu, w których dotychczas byliśmy - było lepiej. Jak dla nas za dużo niebieskich tras. CDN
    18 punktów
  25. Wejście na Czerwoną Ławkę 2309 m npm, to dla Słowaków podobno najtrudniejszy szlak w Tatrach. Naszym zdaniem jest kilka innych, trudniejszych i bardziej wymagających choć, generalnie, nie było łatwo. Łańcuchy, klamry i główkowanie gdzie postawić nogę, a jak chwycić skałę. Dla kogoś kto ma lęk wysokości, pionowe ekspozycje zmroziłyby krew w żyłach. Nasz czwartkowy, 32 kilometrowy trekking wiódł dwiema urokliwymi dolinami Studeny Potoku. Jak było? Tatry za każdym razem zachwycają i witają nas bajkową, piękną pogodą! Opisać napotkane piękno, trudno. Mogę jedynie pokazać w fotorelacji i nowym wpisie na blogu Zapraszam. Początek dnia, tuż po deszczu. Idziemy szlakiem żółtym wzdłuż Studeny Potoku. Teraz trochę fotek wspomnianego cieku wodnego W lesie czuliśmy się jak w puszczy amazońskiej - wilgotność pewnie coś ok 90%. Urokliwe miejsca I co? Burza... Pół godzinki, kieliszeczek prądu i poszliśmy dalej. Poniżej nasza "spelunka" I ponownie spotkanie z "białą" wodą. Idziemy w górę. Wchodzimy w Małą Dolinę Studeny Potoku. Niebo się odsłania... ...jest pięknie! Paula na szlaku: Kwiatki numer 1: I kolejny wodospad z bliska: ...i jeszcze jeden: Dolina Spiskich jezior, powinna mieć inną nazwę...miliona wodospadów Pod Teryho Chatą. Widoki magiczne - gra światła i chmur. Mordor? Lodowa Przełęcz... tam byliśmy wczoraj (kolejny blog niebawem). Nasz cel - Czerwona Ławka: Gzie idziemy? Na jedną, czy na drugą przełęcz... oczywiście - Czerwona! ...a potem ta druga Śniegu Ci tutaj dostatek No, to co? w górę? Żelastwo w garść i w górę! Michał i Paula już walczą ...a ja za nimi. Halo!!! Kto to? I po klamrach, ku niebu! Po drodze czas na kontemplację otaczającej nas przyrody... Poniższe zdjęcie z tego dnia podoba mi się najbardziej Wam też się podoba? Wiecie dlaczego "Czerwona Ławka"? Od koloru skał... A na przełęczy... kwiatuszki i zlot motyli. 2309 m npm zdobyte... można schodzić Widok w stronę Gerlacha - w drugiej linii z chmurkami. Tą to zawsze do śniegu ciągnie Tak, tak - narty by się przydały. Przypomnę - mamy połowę lipca. Widok na dół z żółtego szlaku prowadzącego do Zbójnickiej Chaty. Już na dobre w Wielkiej Studeny Dolinie Zbójnicka na horyzoncie...i piwko Już kiedyś robiłem temu czemuś zdjęcie Na powrocie z Małej Wysokiej... Czerwony Kapturek Komu bije dzwon? I teraz tradycyjnie, fotki z GoPro Od początku naszej wędrówki. Perspektywa się zaokrągla Marboru na szlaku: A za plecami jakieś barany... Paula Ciągnie i mnie do śniegu... W środku wodospadu. T Chata Jeziorko, jedno ze "Spiskich" Będzie przerwa? Była! Kwiatki numer 2 a nawet 3. Moje ulubione Kolejne jeziorko: Pod słońce: Inna perspektywa: I jeszcze inna... Idą... Trzy w jednym - z wysokości: Marboru tuż przed rozstajem szlaków. I są. Łańcuchy na Czerwoną Ławkę - początek szlaku. No to idę Na klamrach: Przełęcz Czerwona Ławka zdobyta! Teraz zejście: Jak ja to lubię, wielkie klocki... ...może nie takie jak w Dolomitach, ale zawsze jakieś Droga powrotna... ...w środku lata prowadziła przez śnieg No i zleciało 72 zdjęcia z niezwykłej wędrówki. Nogi oczywiście bolały. 32 kilometry i droga od godziny 6 rano, do 20 wieczorem. Lekko, nieśpiesznie i z dwoma długimi przerwami z powodu deszczu, w schroniskach. Było niezwykle fajnie! Dzisiaj odpoczywały, po wczorajszej Lodowej Przełęczy...a jutro kolejne wyzwanie. Jakie? Zaprasza wkrótce do odwiedzin mojego bloga. Pozdrawiam serdecznie marboru
    17 punktów
  26. Ryterski Raj... raj zaginiony - narciarski raj! Od wielu lat planowałem odwiedzić Rytro i tamtejszy ośrodek narciarski. Wiele razy zapraszał mnie do siebie mój przyjaciel @Majkel, który mieszka niedaleko, w Starym Sączy i jakoś... albo zima nie dopisała, albo trudno było zgrać terminy... a w zeszły, przedłużany weekend wreszcie się udało! Hura Jeździliśmy na nartach, w tym miejscu, dwa dni: w sobotę, a potem w poniedziałek - dokładnie tydzień do tyłu. Dlaczego w tytule użyłem nazwy: Paradise Lost? Dlatego, że to miejsce jakby oderwane od polskiej rzeczywistości narciarskiej - bez tłumów, bez zgiełku. Świetnie przygotowane trasy, trasy czerwone, bystre. Widoki piękne! Dobra kuchnia, górski klimat. Cóż? Zaczynamy fotorelację z tego raju Mapa tras ośrodka nadszarpnięta zębem czasu: Poranne przygotowanie? Proszę... Karnety 4 godzinne kosztują 80 PLN. Do góry jeździ się krzesłem czteroosobowym niewyprzęganym. Górna stacja: Dla chętnych - na szczycie znajduje się klimatyczny domek, który można sobie wynająć i spędzić dosłownie na stoku kilka dni Super miejscówka - mega klimat! Trasy...a właściwie trasa jest tutaj jedna - jest krótka, ok 800 metrów ale nachylenie jest świetne i są tutaj dwie fajnie nachylone ścianki - Rytro jest GS Paula: U góry są dwie odnogi: czerwona od strony domku (była nie zrobiona - zjechaliśmy raz na dziko) oraz z drugiej strony wokół skałki. Na dole, patrząc od góry, znajduje się lewy wariant zjazdu gdzie jest drugi wyciąg talerzykowy, a za rzeczką, przy kasach - taśma i ośla łączka dla "zielonych" Widok w stronę miasteczka wraz z naszym towarzyszem, tubylcem i świetnym Gościem i narciarzem @pawelb91 Foto z naszym Gospodarzem i jego synem Wiktorem @Bumer spójrz jak chłopak wyrósł 😮 Z samej góry można podziwiać z oddali Zamek w Rytrze. @tanova zdjęcie specjalnie dla Ciebie Lecimy w dół - najpierw wariant czerwony wokół skał: Fajnie! Ta trasa łączy się z głównym wariantem zjazdu i górną, małą ścianką: Zbliżenie na ten fragment... Oj fajnie tutaj się wchodzi w pierwsze skręty! Po prawej stronie często trenują zawodnicy - w ciągu naszych dwóch dni w Rytrze był GS, był również SL. Szkółki, dzieciaki ale również dorośli - sporo świetnych i dobrych narciarzy. Po tym fragmencie, dość równie nachylonym, jest chwila płaskiego i dwie odnogi - na wprost ścianka (widoczna ze sztruksem z początku tego wpisu) oraz wariant przy orczyku: Bardzo fajne miejsce do szlifowania techniki dla lekko zaawansowanych W końcówce tego zjazdu, na dole widoczny jest tutejszy hotel i baza noclegowa - można spać na terenie ON. Ostry zakręt w prawo... Trochę płaskiego, zwężenia, mostek i jesteśmy przy dolnej stacji krzesła. Tuż obok kas jest restauracja z pyszną pizzą oraz fajnymi burgerami. To pierwsze danie niczym z Pizzy Hut. Tutaj znajduje się również taśma i ośla łączka. Przygoda z Rytra? Chwila nieuwagi, upadek i uderzenie narta o nartę...lot 100 metrowy w dół 😮 Wiem, wiem @Mitek całkowicie moja wina i nieuwaga...brak skupienia i mogło być nieszczęście. Trochę przerumakowałem i diupa Na szczęście nic się nie stało poza uszczerbkiem w błękitnej strzale Jest nauczka dla barana @marboru Niestety górna warstwa narty pęknięta i pracuje jak zawias (trzeba to zrobić, bo się urwie), złamana jest, w dwóch miejscach, górna krawędź, lekko naruszona drewniana, wierzchnia warstwa rdzenia Dzięki @lski@interia.pl za poradę dotyczącą serwisu - niestety czasu brakło i będę musiał deskę zrobić w Warszawie, bądź sam. Mam nawet pomysł... żywica, ścisk stolarski... zastanawiam się tylko, czy tego nie skopię? Kończymy jazdę w Ryterskim Raju wspólną fotką ekipy: Świetne miejsce na narty, na narciarskiej mapie Polski! Serdecznie polecam Prawdziwy Paradise Lost!!! Rytro z pewnością odwiedzimy nie raz. Pozdrawiam marboru
    17 punktów
  27. Wybraliśmy się do ośrodka w skrócie nazywanego Laax w Szwajcarii (Gryzonia). Jego pełna nazwa to Flims-Laax-Falera i oferuje 224 kilometrów tras zjazdowych obsługiwanych przez 28 różnego rodzaju kolei. Do tej pory nazwa Laax kojarzyła mi się raczej z reklamówkami Zero Gravity, widoczkiem kwadratowych brązowych domków z żółtymi oknami i free-stylem. Dlaczego pojechałem do Laax, a nie do najczęstszych wyborów, czyli Lanzerheide-Arosa, St. Moritz, Lank-Adelboden, Andermatt, Verbier, Samnaun, Scuol? Nie wiem. Tak wyszło, w grę wyszło kilka czynników, jedne merytoryczne, inne pozamerytoryczne. Na początku powiem, że ośrodek z pewnością musi być bardzo dobry i musi spełniać wszelakie najbardziej oryginalne wymagania. Musi, a czy spełnia? Tego niestety nie wiem😀. Pokrótce wytłumaczę i na końcu sporządzę wnioski. Ośrodek terytorialnie jest bardzo duży i rozległy. Nad poziomem morza sięga od 1100 m do 3018 m. Wjazd następuje z trzech miasteczek: Flims (1100 m npm) gondolą ArenaExpress oraz 3 os dwusekcyjnym krzesłem, z Laax (1100 m npm) dwoma gondolami oraz z Falery (1220 m npm) 4 os krzesłem. Widok na Flims: Okolice dolnej stacji obu gondol w Laax wyglądają natomiast tak: I trochę z oddali: Falera natomiast, najbardzej urokliwa ma taką oto urodę: Zdjęcia zdradzają nieco kulisy pogodowe, ale o tym później. Głównym terenem narciarsko-logistyczn-kulturalnym jest Crap Sogn Gion (2252 m npm), to płaskowyż, w którym obok obowiązkowego dużego molocha zawierającego restauracje, wypożyczalnie, depozyty, masę innych rzeczy, ogromną szafę pełną winyli, drugą szafę ze sprzętem do ich słuchania jest rozległy obszar free-stylowy: różne half-pipe'y, skiparki i inna infrastruktura niekoniecznie trasowa. Notabene w sobotę 23. stycznia kończyło się właśnie LaaxOpen 2021. Główny budynek jest bardzo efektowny i budzi przeróżne skojarzenia od dziecięcych klocków do bunkra. Mi się podoba i już. Inne obrazki z Crap Sogn Gion: Innymi regionami są Naraus-Foppa (maks. 1842 m npm), La Siala z Mutta Rodunda i Grauberg (maks. 2810 m npm), Vorab z wyjazdem na lodowiec o tej samej nazwie (3018 m npm) oraz Fuorcla da Sagogn z Crap Masegn (maks. 2528 m npm). Podział jest mój i wynika z analizy mapki i częściowo z ich funkcjonalnym połączeniem. Ci, którzy wciągają się z Flims mogą dotrzeć gondolą do punktu przesiadkowego Plaun (1630 m npm), skąd wjechać można do Crap Sogn Gion lub drugą sekcją gondoli do Nagens lub krzesłem do Naraus. Nie ma powrotu narciarskiego bezpośrednio z Plaun do Flims. Trzeba wciągnąć się na Nagens i tam kombinacją tras 12-18-10 można zjechać pod gondolę. To jest sześć kilometrów w sumie fajnego zjazdu sekwencją niebieska-czerwona-niebieska, trochę wąsko, ale nie ma kłopotu. Dolna stacja gondoli Flims: Gondola ArenaExpress produkcji firmy Garaventa: Plaun: Z kolei wjazd z Laax dużą, nowoczesną gondolą jest zapewniony do Crap Sogn Gion, a starszą, drugą, mniejszą do kolejnego centrum przesiadkowego Curnius (1644 m npm). Uwaga!- fajna knajpka, która w czasie pandemii zorganizowała polową kuchnię z nienajgorszym jedzeniem. Na dół prowadzi czerwona trasa 64 znakomita od początku do końca i czarny wariant nr 65. Jeszcze zdjęcia Laax: Curnius (za mną restauracja Curnius Bar): Kilka strzałów trasy nr 64: Od strony Falery wjazd jest tylko wolnym starym krzesłem firmy Garaventa, które mocno trąci myszką, ale jest oldskulowe i ma przyspawany z boku uchwyt na narty, więc jedziemy na krześle bez nart. Na marginesie obecnie Garaventa występuje łącznie z Doppelmayerem. Jedyna trasa z góry do Falery jest długa, baaardzo niebieska, wąska, nie nadaje się w zasadzie do niczego tylko do kontemplacji otoczenia, a to w okolicy tej trasy mocno przypomina Alpe di Siusi, piękne wrażenia. Jak widać na zdjęciach można odnieść wrażenie, że pogoda była w kratkę, że były piękne słoneczne dni i takie urokliwie pochmurne. Otóż w pierwszym dniu było słońce, fantastyczna widoczność, żeby zapoznać się z trasami, w drugim dniu słońce walczyło dzielnie rano, by polec bezpotomnie po południu i już do samego końca było tak: I wtedy wyszedł z ukrycia prawdziwy target takich warunków, ludzie z szerokimi nartami i snowboardziści. Trzeba jeszcze dodać, że ośrodek ma pokaźną ofertę tras żółtych czyli free. Ja też na taki monstrualny powder alert zareagowałem z entuzjazmem, po czym w miarę moich umiejętności używałem już tylko drugiej pary swoich nart 80 mm pod butem. I zabawy było co niemiara, chociaż z upływem dni śniegu przybywało, a widoczności ubywało. Rano witał nas taki obrazek na balkonie: W związku z tym nart SL używałem tylko w pierwszym dniu, pozostałe dni należały do nich: Jeszcze kilka obrazków, gdy coś było widać: Dlaczego moja ocena musi być mocno subiektywna? Otóż dlatego, że w zasadzie większej części ośrodka nie miałem szans zobaczyć. Z uwagi na warunki pogodowe z 224 kilometrów tras w pierwszym dniu otwartych było 170, potem 100, w ostatnim dniu 15. W ostatnim dniu padał ulewny deszcz na dole, a na stacji pośredniej sypał grubopłatowy śnieg. Większość wyciągów nie chodziła, stąd do eksploracji Vorab, jego lodowca, La Siala, Fuorcla de Sagogn w ogóle nie doszło. Z tego co widziałem, to: 1. Trasy są długie, długaśne. Na warunki dolomickie wręcz nieprzyzwoicie długie. 2. Miejscami bywają wąskie (w niskim sezonie to nie problem). 3. Bogata sieć gastronomiczna (w okresie pandemii to wniosek niestosowny) 4. Dość nowoczesna infrastruktura Ciężko polecić szczególnie konkretne trasy, większość wymagających tras była zamknięta. Mi osobiście przypadły do gustu dwie fajne długie, ciekawe czerwone. Nr 64 z Crap Sogn Gion do Laax i nr 66 z Crap Sogn Gion do Plaun. Dla mnie (subiektywnie!!!) pod względem narciarskim ośrodek absolutnie spełnił wymagania, które mógłbym ustanowić. Było tam wszystko, co mógłbym chcieć, plus to o czym nawet nie mogłem marzyć, czyli sposobność potrenowania do upojenia jazdy w głębokim śniegu. Oczywiście biorąc pod uwagę, że nie miałem narty free, tylko AM z genem free. Było jedno miejsce, które urzekło mnie szczególnie, i o którym zrobię osobny wpis w ciągu kilku dni. Oprócz mnie było też jedno super zadowolone z takiego rozwoju sytuacji stworzenie: Polecam ten ośrodek, jeżeli nawet tylko zbadałem jego "dolną" część. Pozdrawiam Waldek
    17 punktów
  28. Nie mogłem w piątek (praca), nie mogłem w sobotę (praca), to w końcu mogłem w niedzielę. To ważne. W końcowej części tego wpisu będę trochę narzekać na ilość ludzi, niech to będzie okolicznością łagodzącą. Sezon, tak jak cały rok, gówniany jak się patrzy. Wszystkie plany zostały zmielone w pył. Jeżeli miałem jeszcze jakieś pomysły na końcówkę roku 2020 to Bundesrat szwajcarski się o tym dowiedział i w piątek specjalnie dla mnie podjął pewne decyzje😉. Jako, że kwestia narciarska jako taka ostatnimi czasy trzyma mnie przy życiu, postanowiłem wdrożyć plan B i pojechać do najbliższego mi miejsca terytorialnie z otwartymi wyciągami. Jest nim na chwilę obecną Zieleniec. Wyciągi otwierają się o 9.00, więc już o 7.00 wyruszyliśmy z domu. My, czyli ja i mój młodszy syn. Starszy jechał tam z Wrocławia. Zgodnie z prawami Mendla gen narciarstwa jako superdominujący allel został przekazany obu rzeczonym panom ergo jak przyjdzie mi odejść z tego świata, to przynajmniej wiem, że zostawiam dwóch ukształtowanych narciarzy. I ten optymistyczny akcent, okazało się, towarzyszył mi cały dzień. Zaczęło się od Spotify. Włączyłem "Pornography" Cure, bo ostatnio moją rozrywką jest sprawdzanie czy młodzieńcze fascynacje trącą myszką bardzo, czy tylko trochę. Płyta się skończyła i potem Spotify zaczął sam proponować, i zaczął się przejazd po latach '80: Siouxsie, New Order, Joy Division, Psychedelic Furs, Cocteau Twins itd. Powrót do liceum zabrał mi te dwie godziny, które zajmuje podróż do Dusznik (albo Duszników). Ogólnie wiosna. Po wjechaniu do samego Zieleńca można było zobaczyć naśnieżone trasy (bodajże 4 otwarte w całym ośrodku). Przy temperaturze 6 stopni C już z odległości ulicy było widać przetarcia. Ale przyjechali twardzi zawodnicy i wszystko było w porządku. Po kolei od wjazdu otwarty był stok na Winterpolu, potem coś na Gryglówce i na końcu ośrodka Alpina na Nartoramie. Wiadomo było, że celujemy w brzeżne ośrodki. Stanęliśmy na parkingu pod Winterpolem i stanęliśmy w błocie. No cóż, wytrzymam wszystko na nartach: zero widoczności, deszcz, ciepło, zimno, wszystko, tylko nie błoto na parkingu. Dobra, jedziemy na Nartoramę. A tam elegancki żwirek i blisko do kasy😀. Wyglądało to tak: i tak: oraz tak: Bardzo blisko był też kibelek. Jeżeli chodzi o ceny, to popełniliśmy klasyczny błąd stęsknionego za jazdą narciarza i kupiliśmy karnety 7-godzinne (o ho! ho!). Kosztuje on 65 pln w niskim sezonie. Pomysł był taki, że pojeździmy Alpiną, tak nazywa się ten 950-metrowy czerwono-niebieski stok, a potem górą przemieścimy się ewentualnie na Gryglówkę. Sześcioosobowa kanapa, ta z niebieską osłoną, wyniosła nas na górę i już tam zrozumieliśmy, że nasze zakontraktowane siedem godzin spędzimy na Alpinie, chyba, że z buta kopniemy się asfaltem do Gryglówki. Górna przecinka była nienaśnieżona. No chyba, że z buta pójdziemy tą przecinką. Ale, ale 950 metrów fajnej trasy to przecież sam miód. Teraz nastąpi szczegółowy opis warunków, przy czym żeby było jasne, było fajnie, ani jedno słowo krytyczne słowo nie odnosi się do służb ośrodka i na pewno dzień był udany. A więc: od górnej stacji prowadzi kawałek płaskiej dojazdówki do pierwszego załamania terenu. Śnieg ciężki, niespecjalnie mokry, ale kaszowaty, oporny z przetarciami. Górna stacja: Po pierwszym przełamaniu następuje wypłaszczenie po czym łukiem w lewo przychodzi drugie nachylenie, które po około 200-300 metrach znowu się wypłaszcza, następuje wjazd na mostek, potem już tylko dojazd do dolnej stacji krzesła. Około 09.30 przejazd przez był bezproblemowy, owszem śnieg, był jaki był, na mostku był poprzeczny roztop, ale dało się spokojnie zjechać. Ludzi było umiarkowanie dużo, w większości słabo jeżdżących. Dwa pierwsze zjazdy zrobiliśmy w takich warunkach, że uwierzyliśmy w swój 7-godzinny plan. Potem z każdym wjazdem śnieg był gorszy, ludzi było więcej, a degradacja trasy postępowała. Po jakimś 10. wjeździe warunki były już bardzo ciężkie, przetarcia się powiększały, odsypy rosły, a linia wody na mostku powiększała się. Po 17. wjeździe uznaliśmy, że się wyjeździliśmy i zakończyliśmy udany dzień narciarski po 2,5 godzinie zabawy. Dolna stacja: Dojazd do krzesła: Mostek: Widok na końcówkę drugiego przełamania: Warunki: Nieco przewidując warunki wziąłem swoje "zabawkowe" AM i to był dobry wybór, nie było mowy o puszczeniu się pełnym skrętem, chyba że ostatnie 200-300 metrów. Oto one: A to nosiciele mojego genu narciarstwa: W ciągu ok. 2,5 godziny jeżdżąc góra-dól bez odsapki zrobiliśmy 16 kilometrów w dół. Uznaliśmy to za dobry wynik w takich warunkach. Jeżeli chodzi o kwestie epidemiologiczne, to oprócz dosłownie kilku oportunistów było bardzo w porządku. Na krześle 6-osobowym siedziały 3 osoby (pełna kontrola obsługi), ogromna większość narciarzy z zasłoniętymi twarzami. A teraz wracając do problematyki lat osiemdziesiątych. Obecny Zieleniec jest wyludniony, narciarze na trasach, ewentualnie ktoś na nogach z nartami przechodzi od stacji do stacji. Restauracje zamknięte, cisza i spokój. Przez cały czas nie mogłem się pozbyć wrażenia powrotu w czasie do początku lat '80, gdy w Karpaczu uczyłem się stania na nartach i utrzymania orczyka na tyłku. Tam też narciarstwo było tylko na trasie. Nie było całej tej otoczki, łopoczących na wietrze reklam, rewii mody, apres-ski itd. Cofnąłem się do Bierutowic, czyli Górnego Karpacza. Między ośrodkiem Orlik, a wypasionym hotelem Orlen (dzisiaj hotel Piecuch) była górka z orczykiem Michałek. To tam się wszystko zaczęło. To wtedy zostałem zabrany pierwszy raz na Kopę, a stamtąd odbyłem wielkie ski safari na Złotówkę. Zjeżdżając już w dół umierając z głodu dostałem jabłko- później już nigdy żadne tak nie smakowało. Z powrotem w samochodzie oczywiście Spotify nadal katował latami osiemdziesiątymi. Kiedy wrócę do Zeleńca? Za kilka dni, za tydzień podobno na spaść śnieg. Przy takiej pogodzie za dwa, trzy dni nie będzie po czym jeździć. Waldek
    17 punktów
  29. Czy James Bond ma lodowce? Ma!!! Rettenbach i Tiefenbach wraz z drogą prowadzącą na nie Tak, tak - można lubić, bądź nie człowieka do zadań specjalnych brytyjskiej Królowej, ale jedno jest pewne: sceny ze Spectre będą zawsze kojarzone z nartami i Soelden Zatem już wiecie, którymi tyrolskimi lodowcami były te, które dzisiaj odwiedziliśmy razem z @JC Jak było? Było bosko! Na niebie żadnej, nawet najmniejszej chmurki, słońce i delikatny mróz, taki max -6 z rana. Trasy przygotowane z finezją, równe, wygłaskane i twarde - szybkie! Jestem zachwycony taką jesienią w Alpach ...i wydaje mi się, że już na stałe w moim kalendarzu narciarskim jesień będzie ważną porą na narty. Dlaczego? To tak pokrótce i w szczegółach. Bo można uchwycić okno pogodowe, wyż, który da nam pełnię pogodowego, narciarskiego szczęścia! Po drugie? ...ilość narciarzy na trasach - ich po prostu nie ma. Kilka szkółek, kilka teamów trenujących na tyczkach i nikogo więcej. Po godzinie 13stej, bez zawodników, każda z tras, to zwyczajnie samotnia, pustelnia, czy jak chcecie nazwać miejsce gdzie jest cisza, spokój i żywego ducha. Klimaty jakie dzisiaj mieliśmy były niczym Słoneczniki Van Gogha. Spójrzcie na poniższe zdjęcie. ...albo na to: Jakże było miło spotkać dzisiaj Team B, czyli @Piotr_67z Małżonką. Krótkie, ciepłe i niezwykle miłe spotkanie - ależ się ucieszyłem Moi Drodzy, że Was spotkałem! Ściskam raz jeszcze i czekam kolejnego, tym razem dłuższego nartowania. W ośrodku, można powiedzieć, że były czynne wszystkie trasy - jeden, czy dwa krótkie łączniki może nie zostały jeszcze uruchomione, reszta działała w pełnej krasie - doskonała! I sztruks, który nam towarzyszył przez cały dzień! Tak, tak - nawet o godzinie 15:30 można było znaleźć sporo miejsca nie ruszonego nartą. Prawdziwą atrakcją było poszusować, dzień po Pucharze Świata trasą zawodów. Konkretna lufa!!! Charakterystyczne miejsce poniżej. ...mi się z czymś kojarzy, ale nie będę pisał z czym Moja druga w życiu wizyta na lodowcach w Soelden - była podobnie jak pierwsza, bardzo udana. Pamiętasz @artix? Na moje szczęście, jutro również będziemy szusować po tutejszych ski lotniskach! Kolejny, fantastyczny dzień w Tyrolu!!! Jak dobrze, że jeszcze kilka przed nami. Na koniec zapraszam Was do obejrzenia galerii fantastycznych klimatów uwiecznionych w obrazie cyfrowym - link do galerii poniżej: Z narciarskim pozdrowieniem marboru
    17 punktów
  30. Słowacka „Orla Perć”, to był nasz kolejny cel, który osiągnęliśmy w zeszły piątek. Ok 27 kilometrów, graniowego szlaku w Tatrach Zachodnich i mniej więcej 2200 metrów przewyższeń, również po łańcuchach, i po mocno eksponowanym terenie skalnym. Całość zajęła nam 13 i pół godziny, a cała trasa w składzie ma 13 dwutysięczników i 3 niższe szczyty. Rakoń 1879 m npm Wołowiec 2064 m npm Ostry Rohacz 2084 m npm Rohacz Płaczliwy 2125 m npm Nohavica 2051 m npm Trzy Kopy, w której skład wchodzą: Przednia Kopa 2150 m npm Drobna Kopa 2090 m npm Szeroka Kopa 2090 m npm I następnie: Hruba Kopa 2166 m npm Banikov 2178 m npm Pachoł 2167 m npm Spalena 2083 m npm Mały Salatyn 2046 m npm Salatyn 2048 m npm Telaciarky 1936 m npm Przedni Salatyn 1624 m npm Zapraszam, do kolejnej, niemałej, ale obfitującej w piękne widoki, tatrzańskiej fotorelacji poniżej Auto zostawiamy na parkingu ośrodka narciarskiego Rohacze, ruszamy na szlak i po krótkim trawersie zielonym szlakiem, wchodzimy na odcinek asfaltowy... ...aż do... jak, to nazwałem "Tatusiowego" Schroniska Tutaj podchodzimy w stronę przełęczy. Jest pusto o poranku, a pogoda zapowiada się bombowa!!! Robimy sporo zdjęć i na każdym z nich znajdują się szczyty, które później będziemy zdobywać 😮 Jesteśmy na przełęczy! Zdobywamy Rakoń. W oddali? Tatry Wysokie - nie tak dawno je eksplorowaliśmy Od lewej Wołowiec, później pojawiają się Rohacze - Ostry i Płaczliwy, a w dalszej części kolejne nasze cele. Zbliżenie na drugą połowę naszej wędrówki: Bojowe nastawienie Pauli! W dole Rohackie jeziora: Wołowiec mamy szybko I idziemy dalej... Ku Rohackiemu Koniowi 😮 Spotykamy Kozice...tym razem w grupie W ogóle się nas nie boją 😮 I jeszcze raz pierwsza ambitna część szlaku przed nami. Ostry...a na dole przyjazne stadko Wchodzimy coraz wyżej. I pojawiają się pierwsze łańcuchy. Widok w dół? Proszę: Charakterystyczna grań na słowackiej "Orlej Perci": Paula walczy! Generalnie ma sporo szacunku dla graniowych fragmentów szlakowych u niej...rozmawiamy potem i okazuje się, że woli te bardziej pionowe wspinaczki Radość z pokonanego, eksponowanego fragmentu: Kolejność zdjęć w fotorelacji jest następująca... najpierw moje z aparatu, a w drugiej części będą Pauli, robione kamerą Kolejny cel - Płaczliwy! Zejście z Ostrego: Gdzieś w oddali kolejne ambitne cele Spojrzenie w tył (przed chwilą tam byliśmy): ...a na Słowacji gdzieś chyba wybuchła mała bomba atomowa...? Oto pozostałość... Zdobywamy Rohacza Płaczliwego Zbliżenie w dal...i zachwyt... ...tak... Pani też to czuje Marboru w charakterystycznym miejscu płaczącej góry: Chwila przerwy i idziemy dalej... W dole ponownie Rohackie Plesa: Nasza dotychczasowa droga... Widok w stronę Słowacji i po lewej stronie, skryty w chmurach kolejny cel naszych wędrówek tatrzańskich. Przedzieramy się dalej... ...i jest adrenalina!!! Są łańcuchy i są ekspozycje 😮 Paula radzi sobie doskonale w takich miejscach! Dochodzimy do "Narciarskiego Szczytu" Kto zgadnie, co to za wierzchołek? Tu czuję się jak u siebie Dalej? Igła... Kolejna graniówka - Paula już w przeciwwietrze oraz w kapturze. Wieje coraz mocniej. Tuż przed kolejną zdobyczą... ...i jest! Najwyższy punkt naszej wyrypy. ...i lecimy dalej! Pachoł!!! Widać od razu... ...i co? I idziemy dalej. Daleko, daleko... Krywań! Piękny jest skubaniec. ...i inne tatrzańskie kolosy. No ale komu w drogę, temu czas... trakt czeka. Niby łatwo, a łatwo nie jest. Pojawiają się łańcuchy i trochę terenu lekko wspinaczkowego. Ważne, że praktycznie sami w okolicy i to, że droga się nam skraca W oddali górna stacja w Rohaczach: Mijamy Salatyny... Serduszko... wiadomo! Schodzimy. Łagodnie, skiturowo. I w dół, i w dół...i kolejne punkty odhaczone na trasie... ...tak!!!! Można się zachwycić tym gdzie byliśmy, jak to wygląda z oddali. Panorama całego naszego szlaku - od Rakonia...aż do Salatyna: Jeszcze ostatni punkt i schodzimy na sam dół. A teraz pora na zdjęcia z GoPro Hero 8. Ręka Pauli Marboru w drodze na Wołowiec: Widok z Wołowca na Rakoń i dalej...po horyzont! W stronę Tatr Wysokich i Polski: Wołowiec i słup graniczny: Walka na Ostrym! Krew płynie wyraźnie szybciej w człowieku. Piękna grań Konia! I jestem na szczycie Teraz zejście. I kolejny wierzchołek... jest radość!!! ...i ponownie w dół ...tym razem w górę Chwila na nawodnienie i sekunda zadumy... I jest pięknie!!! Ja zdecydowanie wolę iść ku niebu, niż ku piekłu, czyli w dół Razem up...!!! Chwila płaskiego: I ponownie up, up!!! Cudownie!!! I lubiane miejsce przez Skiturowców Na koniec mapa naszej wędrówki Dotrwaliście do końca? Nam było kondycyjnie trudno, ale daliśmy radę!!! Cóż? Ponownie nogi bolo!!!! 😮 Kiedy kolejny raz odwiedzimy Tatry? Mam nadzieję, że już we wrześniu. Jesteśmy oczarowani tymi turniami... Pozdrawiam serdecznie marboru PS. Link do galerii zdjęć:
    17 punktów
  31. Z perspektywy kanapy i z domu, optyka na wyjazd narciarski jest inna. Tęsknimy za pobytem w górach. Tak, dopiero co wróciliśmy i już pojechalibyśmy ponownie. Przestrzeń… Tego narciarzowi brakuje najbardziej. Tego gdy zsiądzie z krzesełka, wyjdzie z gondoli, na górnej stacji kolejki, tam gdzie już nie ma drzew, a dookoła jest właśnie przestrzeń. Szpiczaste szczyty, linia lasu, doliny...a w dole domy, rzeki, drogi, domy. Linia horyzontu oddala się od nas i możemy spojrzeć dalej, szerzej, pełniej. Powietrze nabierane do płuc jest inne, czyste, rześkie. Żyjemy w pełni. Kawa? Tak, poproszę. Ten magiczny napój trochę koi i jest substytutem. Ten pierwszy łyk jest jak chwila tuż przed pierwszym zjazdem. Lubicie tą chwilę? Narty na nogach, kije w rękach i pierwsze kroki do linii spadku… Jeśli jechaliście jako pierwsi wyciągiem – cały stok Wasz. Powtórzę: lubicie tą chwilę? Nim jednak to nastąpi w domu przeżywamy i rozpoczynamy każdy wyjazd inaczej. Rwetes! Sezon tuż, tuż… Gdzie jechać, jak, noclegi? Planowanie jest również przyjemnością, w szczególności gdy liczbę dni na nartach mamy w każdym roku ograniczoną. Liczbą dniu urlopowych, pracą, dziećmi i mnóstwem przyziemnych spraw. Narty, wyjazd narciarski jest świętem w domu narciarza. Droga, cel, realizacja. A po przyjeździe do domu? To samo...jeszcze tej zimy, a może w następną? Milion myśli, setki, tysiące ośrodków narciarskich. To wszystko, to również przyjemność. Ktoś mądry kiedyś powiedział, a potem napisał – droga jest celem, to droga jest największą przyjemnością. A potem.. ...a potem gdy ruszymy, i nasze narty tną równy, wyratrakowany stok. Nabieramy prędkości, a nasze ciało podąża zgodnie z promieniem skrętu desek. Euforia? Tak. Spełnienie? Tak. Taki jest właśnie żywot nartoholika. To uzależnia i za każdym razem gdy wrócimy do domu, i wracamy do perspektywy kanapy – to piękny, słoneczny i zimowy dzień przyciąga nas tam gdzie przestrzeń i to, co kochamy. Drugi łyk kawy. Piszę ten tekst, w zasadzie będzie to wspomnienie mojego i Pauli pięciodniowego pobytu w Karyntii, a myślami jestem już w Tyrolu. W marcu. Już planuję i ponownie rozpoczynam w głowie przygodę. Wspomnienie ze SkiSafri po Karyntii. Gerlitzen – część 1 Ten ośrodek narciarski mijaliśmy autem w zeszłym sezonie, już nty raz. Tak powstał plan...i dlatego, to był pierwszy wybór na ponowny nasz kontakt z Karyntią. To już trzeci pobyt w Regionie. Autem docieramy do Klosterle. Stąd zaczynany nasz pierwszy dzień w Karyntii z nartami. Jesteśmy jak zwykle z samego rana, po to by poczuć magię pierwszego zjazdu, po pustym stoku. Mapę ośrodka każdy może sobie sprawdzić na internecie...ale jak wyglądają, te niebieskie, czerwone i czarne linie na nich, w rzeczywistości? Rozpoczynając jazdę po ośrodku, w którym dotychczas nie byliśmy, zawsze rodzi się ciekawość. Pierwszy wjazd wyciągiem i szukamy wzrokiem naszej trasy, późniejszego powrotu. Niby wiedzieliśmy, widzieliśmy zdjęcia innych ale ta ciekawość jest jakby w nas zaszyta. Chcemy sami, na własne oczy zobaczyć, sprawdzić. Tego dnia, trasa naszego powrotu nas oczarowała! Wyłoniła się na początku nieśmiało... ...ale potem, gdy w pełni się nam pokazała wiedziałem, że tego dnia popełniłem błąd. Zamiast nart GS, na nogach SL... Magia poranka, to również puste, ciche i spokojne knajpki. Jeszcze nie ma innych narciarzy, gwaru, zgiełku i kolorowych nart złożonych na stojakach, bądź bezpośrednio na stoku, w szpalerze kolorowych linii, smukłych desek i kijków. Nie pachnie jeszcze jedzenie, kominy nie dymią... Jesteśmy na górze. Szczyt jest kopułą pełną śniegu i infrastruktury narciarskiej. Biel, błękit nieba i kolory - tu kolory właśnie wyglądają inaczej, pełniej i ostrzej. Harmonia w mózgu każdego narciarza, to właśnie taki kontrast kolorystyczny. Powiecie, napiszecie, pomyślicie, że przesadzam? Być może... Szczyt Gerlitzen Gipfel 1911 m npm. Czy ma swój urok, jeśli nie jest wyeksponowaną skałą, głazem? Ma! Oznaczenie szczytu, kopuła mini obserwatorium i przestrzeń, o której pisałem, horyzont gdzieś daleko... ...bajka! Inna perspektywa: Czy lubicie "klaśnięcie" nart o przygotowany, równy i twardy stok? Rzucacie narty w ten sposób, czy kładziecie delikatnie by nie mącić ciszy, która Was otacza w górach? Czy kiedyś pochyliliście się do tej doskonałej, w oczach każdego narciarza, powierzchni? Poczuliście kiedyś chłód stoku na policzku, w czasie robienia fotografii sztruksu? Jeśli nie, to spróbujcie. Doświadczcie tego uczucia, a może już zawsze będziecie chcieli rozpoczynając narciarski dzień, to poczuć? A w dole, co? Normalne życie. Tysiące spraw, pęd i szara codzienność... My, z Paulą wolimy być u góry Villach: Drugi zjazd jest równie dobry jak pierwszy Po pokonaniu pierwszej trasy, serce jeszcze mocniej rwie w górę... ...bo na dole nadal spokój i cisza. To jedziemy w górę! Orczyk? Czemu nie - wszystko jedno, czym...byle w górę!!! I znowu to... I znowu serducho rośnie! Gerlitzen oczarowuje nas nieśpiesznie, by na koniec dnia pochłonąć w całości. Jeździmy i mamy doskonałe warunki narciarskie. Błękit nieba, biel śniegu...i powoli zapełnia się stacja innymi narciarzami... ...ale, to już nam nie przeszkadza. Tą chwilę, najważniejszą z każdego dnia mamy już za sobą. Skonsumowaliśmy ją! Zaczynamy jazdę na całego. Raz tu, raz tam. Zaliczamy kolorowe linie z mapy narciarskiej! "Konsumujemy" ośrodek. Malujemy się na jego tle uwieczniając swoje postaci Jest ciepło. Luty, a po kilku godzinach jak w końcówce marca. Dobrze, że w pierwszej kolejności poznawaliśmy stoki o ekspozycji bardziej słonecznej. CDN
    17 punktów
  32. Rano na zewnątrz naszej kwatery - położonej nieco powyżej doliny - delikatnie prószył śnieg. Nie jest źle - widać góry, nie ma mocnego wiatru, ale prognozy na dzień takie sobie. Nie było sensu wybierać się dziś daleko poza dolinę, postanowiliśmy więc po raz drugi pojechać do Dorfgastein, aby tym razem objeździć trasy po drugiej stronie gór Fulseck i Kreuzkogel - czyli w Großarl. Gdy dojechaliśmy pod gondolę w Dorfgastein - śnieżek zamienił się w syfiasty deszcz . Siedzimy w aucie bijąc się z myślami - wysiadać czy nie wysiadać? Wysiadamy i pakujemy się do gondoli - może na górze nie będzie przynajmniej lało. Nie lało - była zadymka . Ale połączenie do Großarl otwarte, więc z nadzieją na zapowiadaną poprawę pogody suniemy niebieskim łącznikiem do drugiej części ośrodka. Großarl jest dość dobrą opcją na kiepską pogodę, bo ma dwie gondole i dwie kanapy z osłonami, a większość tras przebiega poniżej górnej granicy lasu, więc widoczność jest w miarę dobra. Dominują trasy czerwone - dość szerokie i urozmaicone, są też dwie długie niebieskie nartrostrady z samej góry do doliny. Na samym dole śnieg już rozmiękły, o konsystencji sorbetu. Ale powyżej - świeży, fajny i sypki, na twardym podłożu. Opady śniegu - większe lub mniejsze - towarzyszyły nam co prawda dzisiaj cały dzień, ale widoczność trochę się polepszyła z czasem. Chwilami nawet próbowało przedrzeć się trochę słońce, ale bez większego sukcesu. Zdjęć dzisiaj nie robiłam zbyt wiele - mało fotogeniczna pogoda. Kanapa Kreuzkogel: Dolny odcinek niebieskiej trasy nr 3b: Widok na dolinę Großarl: Węzeł tras i wyciągów przy pośredniej stacji gondoli Panoramabahn. Są tu dwie knajpki - jedna o ciekawej nazwie Alpentaverne - taki narciarsko-morski mix. Mają tam ponoć również noclegi w przystępnych cenach - jak głosi baner: Ciekawostka na dolnej stacji Panoramabahn - ruchoma makieta kolejki linowej: Czerwona trasa nr 10 ze szczytu Kreuzkogel: Ta trasa, jak również czerwona 4, bardzo się nam podobały: Trasa 4a do dolnej stacji gondoli Hochbrandbahn: Przebłyski słońca: Z uciech podniebienia - na narciarskim wyjeździe nie mogło zabraknąć Kaiserschmarrn! Pycha! Ostatnie półtorej godziny jazdy, po obiedzie, spędziliśmy po stronie Dorfgastein, objeżdżając trasy, które w poniedziałek były zamknięte i kilka tych, które już znaliśmy i nam się podobały. Niestety pod koniec dnia mieliśmy pewną awarię techniczną. Córce odłamał się pasek od wiązania snowboardowego, mocujący śródstopie. Na szczęście tylna noga, więc mogła ostrożnie dokończyć dzisiejszą jazdę. W serwisie poradzono wypożyczenie wiązania - nawet nie wiedziałam, że można wypożyczyć samo wiązanie. I chyba tak zrobimy jutro, ale w Alpendorf, bo tam zamierzamy jeździć, z tym że nie wracamy już do naszego apartamentu po nartach, a nocujemy w Salzburgu. Relację z jutrzejszego dnia pewnie napiszę dopiero po powrocie, albo w drodze powrotnej. Pozdrawiam walentynkowo!
    17 punktów
  33. Dzisiaj jeździliśmy poza doliną Gastein, a mianowicie w ośrodku Hochkönig. Najbliżej mieliśmy do Dienten, choć dojazd prowadzi dość krętą i wąską drogą przez ciasną, ale za to bardzo malowniczą dolinę. Na zadaszonym parkingu dość ciasno, pojechaliśmy więc kawałek dalej i zostawiliśmy auto przy drodze, koło Baby Liftu, od którego niebieską trasą 14a można było bez problemu podjechać do dolnej stacji gondoli Gabühelbahn, którą z krzesełkami Bürgalm łączy mostek nad drogą. Po drodze takie sielankowe widoczki z kościółkiem na wyniesionej skałce: Plan był taki, aby dostać się do skrajnego punktu w Maria Alm i spokojnie pozwiedzać sobie warianty tras w drodze powrotnej. A potem wypuścić się jeszcze w stronę Mühlbach – jeśli czas pozwoli. Można to zrobić korzystając z wytyczonego pomarańczowego i żółtego wariantu szlaku Königstour, ale my w powrotnej rundce woleliśmy bardziej systematycznie objeździć trasy po kolei. Mapka ośrodka: Zaczynamy czerwoną trasą nr 30 z płaskiej kopuły Gabühel, z takimi widokami: Trasy bardzo twarde szerokie, równe i zmrożone, jednak zamiast nieskazitelnego sztruksu - bardzo liczne lodowe "kartofle", na które trzeba było mocno uważać. Przy górnej stacji krzeseł Schwarzeckalm odbijamy na szeroką nartostradę nr 10 A następnie gondolką Sonnbergbahn przemieszczamy się do Maria Alm. Tutaj ze wzgórza o nieco chemicznej nazwie - Natrun - zjeżdżamy dwoma wariantami do Maria Alm. Nasze dzieci na trasie z widokiem na Maria Alm: Potem wracamy i trochę czasu spędzamy na fajnych traskach ze szczytu Arberg. Niebieska; Widok z dołu na niebieską i dwie czarne - te były w bardzo dobrym stanie. Następnie wracamy czerwoną 19 i gondolą na Gabühel: Urocza kapliczka na szczycie; I obowiązkowa fotka z logo ośrodka: Obiadek jemy w Hochmaisalmhütte - polecamy! Do knajpki można dojechać czerwoną 29, która wyglądała tak: Placek ziemniaczany Rösti z grzybami, szpekiem i sadzonym jajkiem. Mhm ... Zjeżdżamy z powrotem do Dienten czerwoną 21, która w międzyczasie mocno się zmuldziła, a na dole śnieg w słońcu puszczał. A potem kanapa w górę, w stronę Mühlbach: Na górze tablica informacyjna. Dziwnie rosną tu drzewa ... Niebieska trasa nr 3, obok snowparku: Tutaj zawracamy, żeby wyrobić się do 16.15, przed zamknięciem wyciągów. Po południu jeszcze taki romantyczny widok: Co prawda nie objechaliśmy całego ośrodka, ale jednak znaczną jego część - mój dzisiejszy dystans wg endomondo to ponad 84 km. Trasy oceniam jako łatwiejsze niż w dolinie Gastein. Pewnie dlatego też dużo tutak szkółek i osób uczących się. Jutro znów pogorszenie pogody, więc pewnie nie będziemy wyjeżdżać daleko. Może Großarltal? Pozdrawiam
    17 punktów
  34. Do ostatniej chwili się zastanawialiśmy gdzie jechać? Po wyjściu z kwatery i spakowaniu auta było już dla nas pewne, że nie będzie to udany narciarsko dzień. Mgła się powiększyła, zaczęło sypać dużymi płatami śniegu. Temperatura w okolicach 0 stopni. Ponieważ, na naszym SkiSafari po SkiAmade, się wyjeździliśmy narciarsko już "po byku" postanowiliśmy, trochę odpuścić i zrobić sobie więcej turystyki niż nart. I to była doskonała decyzja. Po drodze gdy mijaliśmy okoliczne ośrodki narciarskie - nie było dobrze nie przez śnieg - przez mgłę i duże parowanie z lasów. Wilgotność była bardzo duża. Czy nisko, czy wysoko było zatem pewne, że jazda będzie po omacku - bez kontrastu i widoczności. Dachstein!!! Jedziemy na kolejny nasz lodowiec! Mamy trochę hopla na ich punkcie W Austrii nie byliśmy tylko w zasadzie na Stubaiu - wstyd 😮 ...i koniecznie trzeba to nadrobić. Przy wjeździe? Szlaban - droga płatna 14 EUR. Mamy wybór - czekać na skibus, czy jechać autem? Mimo, że nie znam drogi, a na drodze biało mając łańcuchy w bagażniku podejmuję ryzyko wjazdu pod dolną stację kolejki. Zainwestowałem walutę i pnę się w górę! Duże zaskoczenie - asfalt jest czarny. Mocno posypane solą i małymi kamyczkami - docieram na miejsce bez konieczności używania swojego nowego sprzętu samochodowego. Jesteśmy na miejscu ok 8:10 i pełne zaskoczenie...tu nie ma nikogo!!! Parking pusty, zero ludzi... ...zdziwieni idziemy do stacji sprawdzić o co chodzi? Po drodze mapka tras narciarskich: Kasa czynna ale też nie ma nikogo 😮 Wchodzimy na piętro a tam dwóch pracowników obsługi gondoli. Mówią nam, że wyciąg rusza za jakieś 20 minut. Wracamy zatem do auta...a po drodze? Nieszczęśliwie się poślizgnąłem i... ...i znowu operowane kolano przeszło próbę Upadam całym impetem na bok, a staw się groźnie wygina!!! 😮 Boli Wytrzymał! Paula podaje mi rękę i się podnoszę. Chwila wytchnienia na fotelu kierowcy, i możemy ruszać - chyba nic poważnego się nie stało (później w domu okazuje się, że na całym półdupku krwiak, a kolano nadciągnięte i spuchnięte...ale to chyba tylko tyle - będę żył i wszystko będzie ok). Moja wina, bo zamiast iść środkiem poniższej drogi, poszedłem białym i bokiem. Pod przyprószonym śniegiem był lód. Trochę się przejaśnia - widać okoliczne szczyty: Jesteśmy po kilku minutach przy bramkach. Czekamy sami. Obsługa nas informuje, że jeszcze chwilę trzeba poczekać. Robię fotki: Stara kabina: Nowa wygląda tak: Dachstein, to doskonałe miejsce na trekking, narty biegowe i wspinaczkę w lodzie. Jedziemy w górę sami, z Panią, która obsługuje kolej. Wysiadamy i? Mgła, spory śnieg, wiatr (gondolą pod szczytem nieźle bujało 😮 ). Uwaga!!! Wszystkie zdjęcia mocno obrobione (kontrast, przejrzystość i jasność) - gdyby nie to, to pewnie niewiele byłoby widać. Ponieważ pogoda nie jest narciarska - nie śpieszymy się na stoki. Robimy fotki Specjalnie dla @tanova No cóż idziemy jeździć... Wyciągi chodzą, obsługa jest - a narciarzy na ośrodku 2 sztuki 😮 Kilka orczyków i jedno krzesło oraz taśma: Widoczność jest fatalna. Mleko, zero kontrastu i jazda trochę po omacku. Zaliczamy pierwsze zjazdy. Pod kilku centymetrowym puchem jest twardo. Widok w stronę górnej stacji - na pierwszym planie taśma... w drodze powrotnej okaże się, że by po nartach przedostać się z powrotem na górę, to trzeba dobre 50 metrów podejść pod ten wyciąg z buta. Kilka tras oznaczonych jako czerwone (ze względu na szerokość) tak naprawdę powinno być z oznaczeniem niebieskim. Jest płasko. W puchu, narty hamują i trudno jest dojechać nawet pod wyciąg. Trzeba na zjazdówkach jechać niczym na nartach biegowych. Sporo kijkowania 😮 Ta trasach ratrak: Najostrzejszy fragment lodowca, to trasa 9, choć ostrością bym tego nie nazwał. Jedziemy dalej, pod krzesło. Paula na trasie Marboru w końcowej fazie najdłuższej trasy, która nie jest w sumie taka długa... Komunikacyjnie ośrodek jest fatalnie zrobiony... Najdłuższa trasa, w warunkach takich jak mieliśmy w pewnym momencie jest pod górkę - trzeba podchodzić ok 100 metrów, bo w puchy niestety narty całkowicie wytracają prędkość. Do dolnych stacji orczyków też nie da się podjechać swobodnie, tylko są delikatnie pod górkę 😮 Przy twardych, szybkich stokach pewnie, to nie jest problem. Górna stacja krzesła: CDN
    17 punktów
  35. Udało się i nareszcie przyjechał! ...tak! Ultramaratończyk miał dwie zaległe wizyty u mnie i postanowił jedną nadrobić! Po przejechaniu tysięcy kilometrów na rowerze, w deszczu, pośród wiatrów i przeciwności losu odnalazł port do odpoczynku na ziemi radomskiej @johnny_narciarz, nasz forumowy Gladiator! Dzień pierwszy spędziliśmy goszcząc się po polsku oczywiście do późnych godzin nocnych... ...na drugi dzień lekko niedysponowani ruszyliśmy eksplorować okoliczne atrakcje turystyczne. Cel numer jeden - Iłża. No i Maciek od razu popadł w tarapaty Miejscowi go uwięzili za przekraczanie na rowerze granic międzygminnych bez zezwolenia Niemal nie zszedł z tego świata 😮 Kazamaty iłżeckie... Na szczęście niewiasty zdołały go uwolnić i co? I plażowy odpoczynek... Rzeka Iłżanka i jej tutejsze rozlewisko: Zamek w Iłży...niestety remontowany i tylko z daleka w pięknych okolicznościach przyrody: Trochę mazowieckich górek i podjazdów...rowerzyści zawsze znajdą sobie cel i wyzwanie Było również trochę gadane o malinowym chruśniaku: A później... ...później było ognisko, kiełbaski i spacer nad Radomką! Fotkę mam tylko z rzeką: Wieczorem walki MMA, drugie starcie Polaków i lulu... ...rano śmieszny, francuski film o Putinie i kolejne wycieczki. Góra Zelejowa - na pierwszy ogień...a po drodze kolory jesieni: Krok po kroku i zbliżamy się do tutejszego kamieniołomu. Pierwsze skałki na szlaku: Kamieniołom: I widoki na ziemię świętokrzyską... W oddali Zamek Królewski w Chęcinach: Trekking na grani - tutejszej "Orlej Perci": Tabliczka pamiątkowa: Jest klimat, a nasi Goście oczarowani miejscem! Skaliście... Pogański ołtarz ofiarny? Patrząc w górę: Cudownie! Kolory? Piękna, złota jesień, w niecodziennym miejscu: Rzut obiektywem jeszcze lekko w lewo... I graniówki ciąg dalszy... Miło... Widoki z grani na trasę krajową numer 7: Paula na szlaku: Ostatni rzut oka na skały i... ...i kończymy pierwszą część wycieczki! Cel numer 2 - Pałac Starostów Chęcińskich To rzut beretem od widzianego już z oddali Zamku Królewskiego w Chęcinach...tylko, że z drugiej strony: Cudowne miejsce, ze świetną kuchnią w tutejszej Restauracji (uwaga - czas oczekiwania na potrawy bardzo długi): Brama Jana III Sobieskiego: Historia... ...i aleja: Pałac od strony ogrodu wygląda cudownie: Lecimy dalej! Do Zamku Królowej Bony... Góry Świętokrzyskie i armata Baszta: Dziewoje Kolory... Zamek w pełnej krasie! Świętokrzyskie...jakie piękne!!! Weekend jak szybko się zaczął, tak szybko się skończył. Czas z Przyjaciółmi bezcenny - udało się naszym Gościom złapać nas jeszcze w domu w mieście...niebawem będziemy mieszkać na wsi, wówczas nastąpi powtórka i totalnie inne, wspólne przygody @johnny_narciarz dziękujemy za odwiedziny i zapraszamy ponownie! To były świetne dni razem. Całusy dla Izy i do zobaczenia marboru PS. Jak masz fotki z ogniska i inne, to dawaj
    16 punktów
  36. Szwajcaria Bałtowska po raz kolejny otworzyła pierwsza sezon narciarski w świętokrzyskim! Było to dzisiaj, a nas nie mogło tam zabraknąć Oczywiście przyjechaliśmy zaraz po pracy na wieczorną jazdę. Mało ludzi, temperatura powietrza +3, jazda do godziny 21 i bardzo fajne warunki narciarskie! Zabezpieczenia Covidowe - zbudowane tunele do wyciągu i bramek...na poniższym zdjęciu widać jakie były kolejki o godzinie 19stej 😮 Na stoku i na orczykach kilku narciarzy 😮 Tak się zastanawiam... Kiedy tu zawita @Góral spod Skrzycznego? Obiecał przyjechać i nic...nawet nie zadzwoni Hallo, hallo narty czekają! Czynne są na razie dwa wyciągi orczykowe i obydwie trasy przy nich. Krzesło i główny zjazd czekają na mrozy. Twardo i jakże dynamicznie!!! Uwielbiam takie warunki, bo nawet na krótkim stoku można dać z siebie wszystko i nieźle powariować na krawędziach! Uroki wieczornej jazdy w dzień roboczy widać praktycznie na każdym zdjęciu. Pustki i mega komfortowe szusowanie! Wokół lasu - końcówka: "Ośla łączka" jeszcze nie jest gotowa, więc uczący się muszą korzystać z płaskiej końcówki połączonych tras w dolnej części ON. Na razie można tutaj dzieci zabrać jedynie na sanki, a i tak trzeba uważać na ratraki. Restauracja podaje jedynie dania na wynos. Ludzie w dolnej części stacji starają się trzymać w swoim towarzystwie. Wokół lasu - początek zjazdu: "Ścianka": ...i wypłaszczenie: I mi, i Pauli czas minął znowu niezwykle szybko 😮 Pośmigane na całego i człowiek po całym tygodniu pracy może powiedzieć, że wreszcie odetchnął świeżym powietrzem Ponownie, nasz codzienny, alpejski ośrodek nie zawiódł. Doskonały start sezonu, świetne nartowanie! Czy jutro znowu gdzieś pojedziemy? Jeszcze decyzja nie zapadła...z pewnością w niedzielę z samego rana, o 8smej będziemy w Kazimierzu. Ktoś wpadnie na poranne szusy? pozdrawiam marboru PS. Paula oczywiście doczytała tą Paulinę z wczorajszego wpisu... i był ochrzan ...a nie mówiłem
    16 punktów
  37. Dlaczego kielecki Telegraf jest kultowy? Myślę, że odpowiedź na to pytanie jest złożona... ...bo przypomina zakopiański Nosal, bo to najbardziej ostry stok narciarski w świętokrzyskim - odpowiedzi pewnie jest wiele choć zacytowane przed chwilą dwie, wg mojej opinii są kluczowe. Jak co roku (taka tradycja), postanowiliśmy z Paulą odwiedzić Kielce i to miejsce. Po cichu liczyłem, że spotkamy @mifilim na nartach, ale nie było go Był za to @kmarcin, który rzadko odwiedza forum - złapaliśmy się na chwilę i rozmawialiśmy może ze dwie minuty - Marcin zaczął jazdę i szkolił młodszego syna, a my już kończyliśmy jazdę - fajnie było się zobaczyć! Dojechaliśmy autem pod górkę przed 10:00 - oficjalnie ON o tej godzinie się otwiera...a mimo to, narciarze już śmigali (szkółka), wyciąg był już uruchomiony. Temperatura -5, na niebie chmury. Karczma zamknięta Cena karnetu na dwie godziny, to 60 PLN. Mała, klimatyczna kasa... za kasą lodowisko, a na ławeczce nasze narty - świeżo po serwisie, czerwone i błękitne SL. Tutejszy ratrak lata świetności ma już za sobą Kielecki Nosal Kolejka do wyciągu orczykowego na poniższym zdjęciu Po prawej stronie widoczne pozostałości po wyciągu krzesełkowym (4o), który został zdemontowany i sprzedany do Chrzanowa na Roztoczu. Drugi tutejszy wyciąg, to też talerzyk - obsługuje on, dolną i płaską część trasy. To wariant dla uczących się i dla dzieci. No to w górę!!! Błękitne strzały Górna część trasy: Dół: Obecny wyciąg kończy się niestety nie na samym szczycie, ale kilka metrów niżej i przez to, trasa jest krótsza o jakieś 50 metrów Szkoda, że tak zakończył się los fajnej kolei Była wygoda, była cywilizacja, a teraz trochę to marnie wygląda Kultowy "Telegraf" i pozostałości po górnej stacji krzesła: Świętokrzyskie klimaty po szczycie przechodzi jeden ze szlaków - trzeba będzie się kiedyś wybrać tutaj na pieszą wędrówkę, a może rowerową? Oprócz szlaku pieszego, masa tutaj tras rowerowych MTB. Sprzęt do naśnieżania również najlepsze lata ma już za sobą - foto poniżej. Ustawiony GS po godzinie 10siątej został zwinięty, szkółka skończyła trening i tyczki zostały usunięte. Warunki do jazdy dzisiaj były świetne!!! Masa naturalnego śniegu, równo, szybko, wspaniale!!! Widok na zjazd z samej góry: Jeździmy góra, dół, góra, dół. W pierwszej godzinie zero kolejek, później maksymalnie 5 osób przed człowiekiem - bajka! Dzwoni @Góral spod Skrzycznego - miło, ale czasu nie ma gadać, odebrać nie ma jak - na powrocie do domu zdzwaniamy się i jak zwykle spędzamy kilka chwil na miłej rozmowie Pozdro Darku!!! Mega miło, że pamiętasz o nas i się odzywasz od czasu, do czasu Paula dzisiaj zalicza glebę 😮 Na szczęście nic się nie stało, chodź narta po upadku została jakieś 50 metrów wyżej 😮 Dziwne, że nikt nie reaguje i nie pomaga mojej drugiej połówce (cóż za kultura innych użytkowników stoku - zero zainteresowania, zero chęci pomocy)... dopiero jeden, miły Pan jadąc na orczyku obiecuje zwieść nartę po tym jak dotrze na górę i po kilku minutach narciarka kontynuuje jazdę (pozdrowienia i dziękujemy). @Mitek niestety, to kolejny przykład na to, że kultura narciarska schodzi na psy? Całe zdarzenie obserwuję z wyciągu. Autor Bloga na kultowym Telegrafie: Dwie godziny minęło szybko. Było świetnie i sportowo. Narty dzisiaj trzymały doskonale i było trochę szaleństwa w jeździe 27 dzień sezonu 2020/21 zaliczony. Gdzie nas zawieje kolejnym razem? Zobaczymy... Pozdrawiam serdecznie marboru
    16 punktów
  38. Góra, dół, góra, dół. Zieleń, żółty rzepak, a na horyzoncie Łysica, Skała Agaty, Święty Krzyż - główne pasmo Gór Świętokrzyskich...i cudowne, wiosenne, słońce, szosa i szum gum. To był bardzo dobry dzień Co tu robić w weekend? Gdzie pojedziemy? Dyskutowaliśmy wczoraj wieczorem w domu i tak jakbyśmy ściągnęli myślami Grześka, Kumpla z Kielc. - co robicie jutro? Przyjedziecie do nas, do Kielc? Jest stówka po górkach do zrobienia. - Jasne!!! I w taki sposób zjawiliśmy się późnym popołudniem w stolicy województwa świętokrzyskiego. Od początku miało być lekko, wycieczkowo. I w sumie tak było. Towarzysko i przygodowo... ...a na dodatek, tym najsłabszym okazałem się ja Chyba mnie koronawirus zaatakował, bo siły dzisiaj kompletnie nie miałem Już pierwsze dwa kilometry i spory skok tętna oraz kompletny brak mocy. Źle się czułem w zasadzie cały trip... ale dałem radę Ruszamy spod świetnego sklepu rowerowego, w którym pracuje Grzegorz. Tak, to tutaj kupiliśmy i serwisujemy swoje maszyny. Ruszamy w dwie pary. Oprócz nas jadą jeszcze Aneta i Paula Klimaty i okolice rewirów MTB @mifilim. Kopalnia: Nowa stylówka mojej Najdroższej Podoba się strój rowerowy "od Pszczółki"? Podjazdy, zjazdy, podjazdy, zjazdy...dzisiaj tego było dużo. Najszersza opona dzisiejszej wyprawy Garmin dzisiaj wskazał kilka razy 11%...więcej nie zauważyłem. Generalnie, po wgraniu tracka z trasą przejazdu nasze urządzenia, każdy podjazd świetnie opisywały w trakcie jazdy. Początek podjazdu, średnie nachylenie, ilość metrów w pionie, odległość do szczytu i wszystko w czasie rzeczywistym. Byliśmy malutkim trójkącikiem na schemacie wzniesienia - świetna opcja. Wszystkie górki całej, 100 kilometrowej pętli, były również ponumerowane. Podjazdów mieliśmy 12. Łączne przewyższenie 1345 metrów. Świetna pogoda, miłe towarzystwo - jest banan na twarzy Gdzieś po drodze charakterystyczny kościół. Generalnie nie dosyć, że się ociągałem, to jeszcze od czasu do czasu przystawałem by zrobić zdjęcie. Pasmo Łysicy w oddali: Jest żółte i widoczek, jest krótka sesja zdjęciowa! Dziewczyny się cieszą chwilą Piękne, świętokrzyskie klimaty... Kolejny podjazd ze świetną, krótką ale dość nieźle nachyloną ścianką. Na asfalcie widać, że przebiegają tędy zawody rowerowe. Docieramy do charakterystycznego miejsca: Miejsce Pamięci: Gdzieś za poniższymi wzniesieniami i lasem... Starachowice @Bumera. I znowu na mnie czekają...czekają? To i mają fajną, pamiątkową fotkę. Gregory i jego Venge: Metrobikes Team ujęcie romantyczne Ustawiam statyw...i przeszkadzam w wygrzewaniu się takiemu oto zwierzowi 😮 Foto grupowe Kilka kilometrów i przerwa na uzupełnienie bidonów oraz kalorii. Rodzina Specialized Od lewej: damska Amira, Venge Aero Grześka, Tarmac Pauli i na końcu mój Roubaix. Jedziemy dalej...i mamy coraz ładniejsze widoki 😮 W oddali po lewej stronie Święty Krzyż. Szkoda, że nie wziąłem jednak aparatu... GoPro spłaszcza strasznie zdjęcia Podjazd pod Bukową Górę: I po podjeździe na Pasmo Klonowskie...cudowny widok na Łysicę Razem z Grzechem Do Kielc docieramy już po 20stej...późno, i wieczorem jako jedyny z paczki, bez rękawków - zmarzłem Mapa całej, 100 kilometrowej trasy wraz z ukształtowaniem terenu: Pauli bardzo spodobało się jeżdżenie w górach...tak więc, pewnie niebawem znowu odwiedzimy z szosami Góry Świętokrzyskie Mam nadzieję, że wówczas będę miał dużo lepszy dzień Pozdrawiamy serdecznie marboru i Paula
    16 punktów
  39. W Kolašinie deszcz padał całą noc i ociepliło się. Gdy rano wyjrzałam przez okno - po śniegu w miasteczku nie zostało ani śladu! Tylko gdzieś na szczytach gór jeszcze bieliły się nieliczne miejsca. Aż trudno uwierzyć, że jeszcze w sobotę była taka bajkowa zimą, a teraz - nic. Po śniadaniu gospodarz zawiózł mnie na stację kolejową, z której miałam pociąg do Podgoricy. Górski odcinek Kolašin-Podgorica jest ponoć najbardziej malowniczym fragmentem trasy Belgrad-Bar, zbudowanej w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku i uważanej za jedną z piękniejszych linii kolejowych w Europie. Zarówno w Serbii jak i Czarnogórze nazywana jest "koleją snów". Sam pociąg, który nadjechał, to z pewnością sen o przeszlości - zdecydowanie pamiętał jeszcze czasy Jugosławii . Ale ta trasa - to dopiero piękny sen ... zobaczcie sami, jakie widoki! Stacyjka, gdzieś w górach: Rzeka Tara: Mijanka w miejscowości Trebešica Po drodze liczne tunele i mosty kolejowe Góry dokoła, droga samochodowa i kanion Moračy w dole ... W tle estakada nowo budowanej autostrady: Zbliżamy się do Podgoricy Takie wspaniałości za jedyne 3 euro .! Dojeżdżamy do Podgoricy, która wita nas słońcem i temperaturą +18 stopni. Szok! Przecież jeszcze wczoraj jeździłam na nartach ! Pozdrawiam.
    16 punktów
  40. Była przestrzeń, był diament, trzeciego dnia przyszła kolej na złoto Karyntii. Trzeci dzień wyjazdu narciarskiego, nie jest już na pełnej świeżości fizycznej – są jeszcze olbrzymie pokłady świeżości duchowej! Głód widoków, głód tras i jazdy na nartach jest nadal silny. Jesteśmy już bardziej spokojni, bardziej pewni w jeździe, rozgrzani i mamy świadomość, że jeszcze sporo jazdy przed nami. Skisafari ma to do siebie, że daje nam możliwość poznawania nowych miejsc, nowych widoków, nowych tras zjazdowych. Każdy ośrodek narciarski jest przecież inny. Wiem, wiem – wielu z Was nie lubi zmian, generalnie ludzie nie lubią zmian...nawet podobno jeśli chodzi o muzykę, to wolimy już wcześniej znane melodie. My z Paulą wolimy żyć w zmianie. W ruchu. Kochamy różnorodność i nowe miejsca, choć rozumiemy tych wszystkich, którzy mają inaczej. Z drugiej strony są miejsca, do których uwielbiamy wracać – kochamy Dolomity i tam przecież byłem już cztery razy...i mi wciąż mało. Złoto Karyntii, czy złota nazwa jest tylko z nazwy złota? Bodajże Michał w swojej relacji napisał „nie wszystko złoto, co się świeci”… Nie zrażeni tą opinią, a wręcz zachęceni… bo napisał również, „trasy dla takich ścigantów jak marboru”, postanowiliśmy odwiedzić opisywane miejsce. Niewielki, kameralny, ale trasowo podobno świetny ośrodek narciarski...jak się nazywa? Goldeck – część 1 Napiszę od razu – dla nas Goldeck, to prawdziwie złote miejsce! Mimo tego, że tras jest tutaj 12...i to jest bardzo naciągana cyfra, to nam podobało się bardzo. Dlaczego? Bo główne trzy możliwości zjazdu 5, 4 i 2+3 jako jedna trasa, to ok 3 kilometrowe, szerokie, świetne miejsca by poszaleć na nartach. Ojjj gdyby nieczynna trasa prowadząca na sam dół (8) była przygotowana – to byśmy się prawdziwie zakochali w tym ON. Jaka jest tutaj infrastruktura? Ośmioosobowa gondola z samego dołu, dwa szybkie i wyprzęgane krzesła oraz dla osób uczących się oddzielny teren narciarski z trzema krótkimi orczykami. Jaką trafiliśmy pogodę? Zmienną. Do południa było ciemne niebo, z nisko przemieszczającymi się po ośrodku chmurami i padającym śniegiem, a popołudniu wyszło słońce i pojawił się błękit nieba. Było chłodno i temperatura oscylowała wokół 0 do +4. Spora wilgotność powodowała, że uczucie chłodu było spore. Jakie jest najwyższe miejsce w Goldecku? Oczywiście szczyt Goldeck 2142 m npm z charakterystyczną wieżą, przy której swoją górną stację ma jedno z wspomnianych wcześniej krzeseł. Jak dojechać do ośrodka? – należy kierować się do miejscowości Schwaig. To cóż? Zaczynam swoją fotorelację. Mapa tras narciarskich: Budynek kas, wypożyczalnia i inna infrastruktura przy dolnej stacji gondoli. Jak widać na dole nie ma śniegu nic Dolna stacja, nowoczesnej kolejki 8 osobowej. Kto jest pierwszy do wyciągu? Paula Małe, kameralne miejsce, a jest tu polski akcent - reklama 4F 😮 Godziny otwarcia ośrodka, z poniższego zdjęcia, nie są do końca pilnowane z austriacką precyzją. Uruchomiono wyciąg i bramki o godzinie 8:40, zjeżdżaliśmy na dół ok 16:20. Zima jaka jest każdy widzi... niestety główna trasa numer 8, którą można zjechać z góry na dół nie jest czynna Całkowity zjazd tutaj, to było by coś ok 8, do 10 kilometrów 😮Szkoda, że jej nie naśnieżono, bo z pewnością z tym zjazdem cały ośrodek zdecydowanie zyskałby na naszej, jeszcze lepszej ocenie. Jesteśmy na pierwszym z krzeseł - jedziemy na górę. W tej części ośrodka śniegu nie brakuje. Spojrzenie na górną część stacji. Na razie widoki są ograniczone...ale, to się zmieni w ciągu tego dnia Górna stacja nieczynnego już, starego wyciągu - krzesła dwuosobowego, można by to zdemontować... Dolna stacja drugiego krzesła, którym dojeżdżamy pod samą wieżę i szczyt góry. Jest gdzie tu pojeździć Jeśli chodzi o część kulinarną, to mamy tutaj trzy miejsca. Restaurację widoczną na powyższym zdjęciu w tle...i tą polecamy - tutaj wybór dań jest spory. Malutki bar przy dolnym krześle - tym z centralnej części całego, tutejszego areału. Bądź niewielki bar, pomiędzy trasami jednego i drugiego krzesełka - tutaj warto wpaść na kawę i zupkę Jazda jest świetna, trasy przygotowane bardzo dobrze. Równo, twardo i w zasadzie do końca dnia tak jest - warunki utrzymują się w optymalnym stanie do zamknięcia ośrodka. Zero muld, zero lodu - jazda na całego i na maksa. Kolejek przy wyciągach brak - stoki luźne. Narciarsko jest doskonale. Widoki ze zbliżenia... ...na wprost: Na wschód: Raz, po raz jeździmy w chmurze. Na trasie, na grani jeszcze po dwóch godzinach od otwarcia można znaleźć sztruks Widok na niższe krzesło, z wyższego: Zbliżenie I jak, warto tu przyjechać? Widok na zabudowania szczytowe, po prawej stronie widoczny krzyż, którym oznaczony jest najwyższy punkt na Goldecku. Inna perspektywa...prawda, że przy takim świetle jest tutaj niesamowity klimat? CDN
    16 punktów
  41. Grobarltal - Dorfgastein Część 1 Nie wiem jak to jest, że czas płynie tak szybko 😮 ??? Za nami już 4 dzień na nartach w SkiAmade. Wiem, wiem - jesteśmy parą urodzoną w alpejskim słońcu Taka jest prawda. Pogoda z tego dnia: lampa! Rano mróz a ok godziny 14, na górze ok +10. Normalnie jak w marcu... Po co ja kupowałem te łańcuchy na koła? No tak... bałem się śnieżyc i tęgiej zimy - tym czasem dzisiaj zgrzałem się tak, że jutro chyba zakładam softshel. Miało być kamerowanie - i było dużo kamerowania! Miał być odpoczynek...odpoczęliśmy w gondolach... w sumie dzień miał być lekki, a wyszło jak zawsze 😮 Poniżej mapa i dane z Endo oraz fotorelacja. Na tapecie Ośrodek Narciarski, o bardzo brzydkiej jak dla mnie nazwie: Grobarltal - Dorfgastein. Na parkingu nie jesteśmy pierwsi... na horyzoncie świeci jeszcze Księżyc. Widok dolnej stacji w miejscowości Grobarl trochę nas niepokoi... Czyżby Dzieci z doliny miały dzisiaj wszystkie W-F? Na szczęście na trasach nie spotykaliśmy w ogóle tych szkółek - nie wiem, gdzie one pojechały? 😮 Jesteśmy na górze... Górna stacja krzesła (druga część od drugiej gondoli): Jedziemy! Z góry - pierwsza nasza trasa... początek wąski...a? ...a potem lotnisko 😮 Chyba z 10 pierwszych zjazdów kręcimy klipy z jazdy - materiał pamiątkowy z wypadku do SkiAmade, w postaci video, musi być! Poranek? GS i stok... Lądujemy w drugiej gondoli. Urocza, błękitna + krzesło razy 2 i jesteśmy na szczycie. A tu? Widoki! Widok oczywiście na stare, niewyprzęgane krzesło. Coś chcę ustrzelić dla @leitner, ale nic ciekawszego dzisiaj nie było jak ta górna stacja... Paula - chodząca reklama firm: Kask, Leki, Rossi, Phenix Niesamowite miejsce - popatrzcie... Na początek fotka ośrodka, w którym już byliśmy HofGastein. Moim zdaniem, poniżej jest co najmniej jeden 3 tysięcznik 😮 Z innej beczki... Poniższy masyw można by z buta zrobić Najpierw po lesie, po lesie... potem, granią, granią i szczyt byłby zdobyty - na moje oko jednak poniżej 3000 m npm. Szeroka perspektywa: I zbliżenie Z tego co, dzięki @MarioJ wzrokowo ogarnąłem jest, to masy Gastein... ??? Jedziemy dalej...a dalej zero narciarzy na stokach - luz, bluz cudowne warunki narciarskie! Pora na drugą część ośrodka, tą od doliny Gastein. To skręcamy CDN
    16 punktów
  42. Umarła Slalomka, niech żyje Slalomka! W SkiAmade swoje ostatnie chwile, w pełnej sprawności przeżyły moje stare slalomki - Salomony XRace Ti 2014. Dzielnie służyły mi 6 lat i były świetne! Tą nartę do dzisiaj darzę olbrzymim sentymentem. To na nich doskonaliłem jazdę i to na nich jeździłem w kilkudziesięciu ośrodkach narciarskich w Alpach na niezliczonej ilości tras. Dziura w ślizgu została pokryta wklejką... drobne pęknięcie krawędzi dzielnie jeździło nie pękając do końca jeszcze...aż? Rozwarstwiła się jedna z nart Długo walczyły...oj długo i wiele kilometrów pokonały. Cóż? Będą to teraz moje szrotówki Przyszło nowe! Błękitne strzały - STOCKLI Laser SL SRT12 Carbon. Dlaczego akurat te deski? Jeździłem na nich kilka razy. Ostatni raz na roczniku 2020/2021 na WorldSkiteście... Oczarowały mnie! Czym? Świetnym trzymaniem krawędzi, bardzo dobrym prowadzeniem w krótkim ale i w dłuższym skręcie. Dynamiką jazdy i energią. Długość pozostała bez zmian. Moje nowe SL mają 165 cm oraz promień skrętu 13,6 (XRace miał 13). Numer seryjny mojego nowego zakupu Wykończenie tyłów nart - metalowe. Może nie rozwarstwią się tak jak Salomony? Wiązania SRT12: Tyły wiązań są takie: Przód wraz z karbonową najbardziej sztywną płytą: Podobno ta płyta zbliża tę nartę i to bardzo do charakterystyki nart komórkowych... Cóż? Niebawem się przekonam, czy dzięki płycie narta jest bardziej sztywna od dwóch innych płyt: Speed i MC? Na tych jeździłem. No to mam szwajcarski komplet GS i SL Stockli. Niebawem dogłębne testy z jazdy, o których w niniejszym wątku na blogu napiszę. Pozdrawiam marboru PS. @Piotr_67 pamiętasz tą nartkę?
    15 punktów
  43. Jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się chyba inaugurować sezonu narciarskiego tak wcześnie - no może w czasach zamierzchłego PRL-u, gdy były zimy, że hej! Ale w niedzielę tydzień temu w Szczecinie spadł śnieg, przyszedł mróz i trzymał, trzymał, aż ja nie wytrzymałam i we środę zapadła decyzja - jedziemy w góry! Szczęśliwym zbiegiem okoliczności mam wolny weekend, a nawet weekend z małym marginesem. Tak więc dzisiaj rano wczesna pobudka, bo o 5.30, aby jeszcze przed południem zameldować się w Szklarskiej Porębie, a dokładniej - na Polanie Jakuszyckiej. Dojazd dobry, S3 ukończona, jezdnia czarna - nie to, co wczorajsza śnieżyca. W Jakuszycach dwa pierwsze parkingi pełne, ale udało się załapać na jedno z ostatnich miejsc na parkingu przy hotelu Biathlon, więc całkiem blisko na trasy. Ludzi naprawdę sporo, ale nie przeszkadza to tak bardzo, jak na trasach zjazdowych. Pogodowy mix - trochę chmur, trochę słońca. Temperatura od -3 do -5, więc idealnie. Późniejszym popołudniem całkiem się przetarło i poprawiła się widoczność. Zrobiło się bajkowo. Aktualnie wyratrakowanych jest ok. 40 km tras. Dzisiaj udało się zrobić pętlę do schroniska Orle przez Rozdroże pod Cichą Równią i Rozdroże pod Działem Izerskim, a na koniec dobiliśmy jeszcze przez Górny i Dolny Dukt. 18.5 km. Kilka zdjęć z dzisiejszego dnia: Na Rozdrożu Pod Cichą Równią Schronisko Orle Schronisko Orle. W schronisku trochę zmian - bufet na piętrze nie działa, a jadalnie na górze zamieniono na sypialnie. Dzikie tłumy i kolejka do bufetu na parterze aż do wyjścia. Wybraliśmy własne kanapki. Na trasie Spacerowej: Na Górnym Dukcie: Z widokiem na Wysoki Kamień: I jeszcze jedna ciekawostka - pojawiła się nowa opcja w aplikacji Mapy.cz: wyratrakowane trasy biegowe zaznaczone są na bordowo.
    15 punktów
  44. Święta Góra Słoweńców (jest na herbie i na fladze kraju)... trzygłowy szczyt symbolizujący Ziemię, Wodę i Podziemie - dzisiaj zdobyty!!! 2864 m npm - Triglav, zaliczany do Korony Europy, odhaczony w naszym pamiętniku Rekord wysokości, a przede wszystkim mordercza wyrypa... ...pobudka o 2 w nocy, na szlaku o 3:40 (z czołówkami na głowie) - po 13 godzinach... padł Gdybyśmy nie pobłądzili przed świtem (słabo oznaczone szlaki), to spokojnie w 12h, byśmy pyknęli - normalni ludzie robią to na dwa dni, z noclegiem w schronisku na wysokości 2200 m npm Zrobione 3 Via Ferraty (B, B oraz C) oraz łączne przewyższenie 2750 metrów. Wiecie jak po takim dniu smakuje piwo? Bosko! Trochę księżycowych klimatów oraz znikający Lodowiec Triglav przed Wami, w foto relacji - zapraszam. Dzisiaj niedziela, więc wszyscy walą na Triglav - jest trochę turystów, ale w porównaniu z Rysami, to jest normalnie - bez większych korków. Okienko przed szczytem Lodowiec Triglav Globalne ocieplenie i zostały pojedyncze czapy śniegu... pewnie za kilka lat i to znikać będzie w lecie. Szczęśliwi po zdobyciu szczytu zaliczanego do Korony Europy - najwyższa góra Słowenii i Alp Julijskich. Triglav 2864 m npm. Schronisko na ok 2200 m npm. Wschód słońca... Dzisiaj byliśmy o czasie wg wskazań tabliczek szlakowych. Kloce 😮 Na terenie dawnego lodowca...przed nami nasz cel! Zoom X30: Ferratowanie Jeszcze raz widok na lodowca, którego prawie już nie ma. Tabliczka gdzieś przy żelaznych linach: Widoki: Drugie schronisko z bliska: Są góry, jest radość! Pośród pustki i kamieni... kwiatuszki Na powrocie: Początek szlaku - po ciemku prawie niewidoczny - foto po zejściu. Jeszcze jedno foto ze wschodu słońca: 6 rano i chwila zadumy, podziwianie piękna. Śnieg specjalnie dla @JC Pnę się Na grani, a w tle nasz cel! Się zasapałem Zakochana para na wierzchołku Jeszcze jedna panorama: Climbing Woman A tak naprawdę, dostała dzisiaj w kość... już śpi marboru na powrocie Kolejny cudowny dzień w Słowenii za nami. Nieustannie oczarowani!!! Nogi bolą ale do snu pójdę z uśmiechem na ustach. Pozdrawiam serdecznie marboru
    15 punktów
  45. Zaliczone 2058 metry nad poziomem morza, czyli rowerowy, najwyższy podjazd w Słowenii, szosa pod Górę, na której niedawno byliśmy - Mangart 2679 m npm. Nasz nowy rekord oraz spektrum, dzisiejszych naszych, kolarskich fotografii. Zapraszam do fotorelacji. Nasza trasa wiedzie przez Italię... a tam? Pięknie! Paula tuż przed końcem naszej dzisiejszej udręki Zawsze chciałem mieć zdjęcie jak z kalendarza kolarskiego Jesteśmy na 2058 m npm - to od dzisiaj nasz rekord wysokości na rowerze szosowym ...a z tyłu, góra, którą niedawno zdobyliśmy (zapraszam do przejrzenia poprzednich wpisów ze Słowenii): 27,7% tyle pokazała nam Strava - największe pochylenie drogi... wnioskuję, że to tu - na poniższym zdjęciu. Dla mnie, czy jest 15%, czy ponad 27... nie ma różnicy i tak jadę nie szybciej w takich warunkach jak 5 km/h. Granica włosko-słoweńska... ...i jakaś tam warownia po stronie tych drugich: Z tunelu... ...a tuneli naliczyłem 6 - zimno w nich było, że szok! Widoki: Kolejne kalendarzowe foto - tym razem Paula Tu też ona - z oddali Z przodu... ...i z tyłu Kolejna panorama na okolicę: I ciśniemy do góry!!! ...ale potem również w dół Jak jest szosa szeroka, to śmiało można pocisnąć - zjazd z głównego podjazdu raczej na hamulcach. Zakręty ostre i spory ruch aut oraz motocykli - trzeba bardzo uważać. Turkusy tutejszych jezior powalają! Okoliczna, włoska, mieścina... Fortyfikacje na granicy: Wodospad tuż przed rozpoczęciem głównego podjazdu na Mangart: Zakochana para Zdobywca... upocony... Zjazd choć z rękawkami - był lodowaty. Taki widok z tunelu: Z podjazdu: I szersza perspektywa... tak, tak - ten kolarz to ja Wysiłek? Jak było ok 8%, to człowiek czuł, że żyje Takie tam z garmina: Jeszcze spokojnie... To był kolejny świetny dzień w Słowenii. Ten kraj nas rozwala - tu jest po prostu bajkowo!!! Pozdrawiam marboru
    15 punktów
  46. Podobno każdego roku powinno się spróbować dwóch nowych rzeczy – wygląda na to, że w tym roku jedną z nich będzie dla mnie narciarstwo biegowe. A gdzie zaczynać, jak nie w Szklarskiej Porębie, w Jakuszycach - stolicy polskich biegówek ? Myśl, żeby kiedyś popróbować takich innych nart, nachodziła mnie od czasu do czasu, ale jednak mijał rok za rokiem, zima za zimą, a ja jeździłam tylko na zjazdówkach. Aż przyszła covidowa zima 2020/2021 i trzy kolejne plany wyjazdu w Alpy rozwiały się jak pył gwiezdny i sen złoty. Pomyślałam, że to jest właśnie ten moment, żeby się przekonać, czy nadaję się na biegaczką narciarską? Znalazłam pięciodniowy kurs z zakwaterowaniem i instruktorem w Szklarskiej Porębie no i jestem, razem z Darkiem. Jutro zaczynamy. Zabraliśmy jednak też zjazdówki z nadzieją, że uda się coś pośmigać w Karkonoszach w następny weekend. Był też pomysł, żeby dzisiaj po drodze zajechać do Karpacza, do Białego Jaru. Ale drogę od Zielonej Góry mieliśmy w śnieżnej zadymce i ślizgawicy, więc zamiast cztery i pół jechaliśmy sześć godzin . W międzyczasie popatrywałam na kamerki w Karpaczu – ludziów jak mrówków. Eee niee, może wyskoczymy lepiej w tygodniu, gdy nie będzie sypać, na nocną jazdę? No to na koniec wpisu kilka impresji przednarciarskich z mroźnego (-10 stopni) popołudnia w zasypanej śniegiem Szklarskiej.
    15 punktów
  47. Nigdy nie przypuszczałem, że będę we wnętrzu lodowca 😮 A dzisiaj byłem! Nie tylko na lodowcu i na nartach, ale również w jego malowniczym środku. Hintertux, był w tourne po tyrolskich "zmarźlinkach", ostatnim celem. Kilka lat temu, ze sporą ekipą Forumowiczów nartowaliśmy w tym miejscu i mam świetne wspomnienia z tego wyjazdu. Wtedy pogoda była przepiękna, dzisiaj tak nie było, choć nie było również bardzo źle - dało się trochę pojeździć, ale również przez słabszą pogodę, był czas na inne atrakcje tego miejsca. W hotelu mieliśmy z Jackiem jedno śniadanie... ...a zaraz po wyjechaniu na górę. Mieliśmy niespodziankę i kolejne, drugie śniadanie Pełen wypas w gondoli. Masa jedzenia, masa picia i kilka okrążeń w kółko wyciągiem. Ile coś takiego kosztuje? 28 EUR od osoby. Naprawdę warto, bardzo fajne doświadczenie jak buja kawą i trzeba ją upijać jak wiatr zawieje Początek dnia był pogodny. Sporo słońca i błękitnego nieba. Później porywy, podmuchy przywiały chmury. W najwyższym punkcie Hintertuxa i na tarasie widokowym: Warunki na stokach były świetne! Twardo, i w zasadzie na wszystkich trasach, mimo temperatury oscylującej wokół zera, trzymało. Później brak widoczności zdecydowanie utrudniał jazdę. W pewnym momencie było takie mleko, że ześwirował mi błędnik i zaliczyłem lekką glebę 😮 Kilka wyciągów i tras było nieczynnych. Chodziło jedno krzesło, to najwyższe - inne stały. W dolnych partiach, oraz zjazd z lodowca bez warunków śniegowych. Z samego rana sporo szkółek narciarskich. @JC na trójce! Spotkaliśmy sporo rodaków, którzy nas rozpoznawali 😮 To, że naszego Vlogera, to nie jest zaskakujące, ale że mnie? To mała niespodzianka! Bardzo fajne spotkania i rozmowy - super zapaleni narciarze i pasjonaci! Po godzinie 14stej już kompletnie nie było nic widać. Postanowiliśmy zwiedzić wnętrze lodowca 😮 I nie żałuję tej wycieczki! To była niezła gradka. Pewnie się zdziwicie, że w lodzie powstają duże szczeliny, jest woda, stalaktyty i stalagmity lodowe... ja byłem zaskoczony. Jest nawet studnia pełna wody o głębokości ponad 50 metrów 😮 Zdziwienie również tym, że w szczytowej warstwie Hintertuxa powierzchnia jest statyczna - zasługa tutejszych, przytrzymujących skał. Olbrzymie zaskoczenie, że w środku istnieje rzeka pełna wody, po której można się przepłynąć pontonem 😮 Ciekawe doświadczenie, i dość ryzykowne - sporo drabinek, po których trzeba było się wspinać w butach narciarskich. Koszt tego zwiedzania? 26 EUR od osoby. Moim zdaniem - warto! Po nartach jeszcze jedna atrakcja - wodospad! Piękny, monumentalny i wart odwiedzenia. Gdzie on jest i jak się nazywa? Oglądajcie Vlogi Jacka, bo będzie niespodzianka związana z tym miejscem Żegnamy Tyrol, żegnam Tuxa... Jakoś tak szybko zleciało, jakoś tak żal wyjeżdżać. Tradycyjnie zamieszczam link do pełnej galerii zdjęć z dnia dzisiejszego: Oby ten sezon nie był pokrzyżowany przez czynniki zewnętrzne - COVID, granice. Zaczął się dla mnie świetnie i jak wszystko dobrze pójdzie, to będzie bardzo ciekawy, bo jest kilka pomysłów na SkiSafari Pozdrawiam serdecznie marboru
    15 punktów
  48. Spakować sakwy i jechać gdzieś, gdzie pięknie. Wyruszać rano, nie wiedząc, gdzie będę spała wieczorem. Taką włóczęgę rowerową uwielbiam i tak spędzam aktualnie długi weekend. Weekend zaczął się dzisiaj wczesną pobudką, bo o 9.06 odjeżdża polregio do Szczecinka, a mam na dworzec 17 km. Początkowo mieliśmy z Darkiem startować właśnie że Szczecinka, ale koncepcja zmieniła mi się jeszcze raz dzisiejszej nocy, po lekturze map i prognoz. W efekcie zaczęliśmy objazdówkę ze Złocieńca. Chcemy pojechać nad morze Starym Kolejowym Szlakiem R15, a potem z Mielna do Świnoujścia R10, czyli Velo Baltica i wrócić zachodnią stroną Zalewu Szczecińskiego. Ledwie wysiedliśmy z pociągu, a tu zaczęło mżyć. Schowaliśmy się pod wiatą, pogapiliśmy na procesję, a tu siąpi i siąpi. Trochę przestaje i znów kropi. Pokręciliśmy się po Złocieńcu - ładne miasteczko. W Złocieńcu R15 krzyżuje się z R20 czyli Trasą Pojezierzy Zachodnich. Stąd prowadzi również jeden ze starszych szlaków rowerowych - do Połczyna-Zdroju, zbudowany jeszcze w latach 90tych na nasypie dawnej linii kolejowej i włączony jako odcinek do długodystansowego Starego Kolejowego Szlaku. Dawne budynki kolejowe i infrastruktura turystyczna: Pierwsze 20 km jechaliśmy chyba trzy godziny, bo co trochę padało, czasem nawet mocno. Na popołudnie prognozy były trochę lepsze, postanowiliśmy więc przeczekać deszcz przy obiedzie. Trafiliśmy do sympatycznej agroturystyki z karczmą w miejscowości Toporzyk, nad rozlewiskiem, w którym właściciele hodują ryby. Pstrąg faszerowany warzywami i sielawa były pyszne i świeżutkie, a jeszcze piwo z lokalnego browaru z miodem drahimskim. Mhmhm 😋... No i prawie przestało padać. Dla odmiany świat spowiła tajemnicza mgła. Takie klimaty: Czyż to nie jest wymarzona pogoda, aby jechać nad morze? No to jedziemy dalej. Połczyn-Zdrój: Za Połczynem jeszcze kilka km nowej, "kolejowej" ścieżki: Druga połowa odcinka szlaku że Złocieńca do Białogardu prowadzi bocznymi, mało uczęszczanymi asfaltami, po bardziej pofałdowanym terenie. Trochę odmiany. Z atrakcji mieliśmy jeszcze taką W sumie odcinek Złocieniec-Białogard ma 70 km, nam wyszło trochę więcej, bo kręciliśmy się jeszcze trochę po okolicy. Łącznie z dojazdem na pociąg zrobiliśmy blisko 100 km. (cdn.)
    15 punktów
  49. Montaż klipów narciarskich nie jest łatwy. Tym bardziej jest trudno, gdy materiału nakręconego ma się nie za dużo... Tym razem wykorzystałem niemal wszystkie ujęcia, które przywiozłem ze sobą do Polski ze słonecznych stoków Austrii. Montaż zajął 30 godzin 😮 Efekt? Zapraszam Was na niespełna trzy i półminutową podróż po Karyntii. Proszę o komentarze, uwagi... wskazówki @Piotr_67. @kmarcin - Wy trochę montujecie, bawicie się w te klocki, na waszej opinii i fachowym zdaniu mi bardzo zależy @Mitek jakieś uwagi do jazdy? Dzięki i pozdrawiam serdecznie marboru
    15 punktów
  50. Trochę alpejskich wspomnień - inspiracja przed sezonem. Blog? Zapytałem Jacka, by się upewnić gdy do mnie zadzwonił. Na Skionline? Tak, tak! Potwierdził. Będziesz pisał? Chwila milczenia...jasne! Piszę, pisałem i będę pisał. A co z dorobkiem z wątku "Marboru - relacje"? No fajnie gdyby je tak jakoś przenieść do bloga... hmmm Jak? No ręcznie. Konsternacja. Myślałem, myślałem, czasu na co dzień coraz mniej - cholera, jak to zrobić? Na początku podszedłem do tematu ambitnie - dobra, siądę, pogrzebię w galeriach zdjęć na kompie, powspominam i stworzę taki remake relacji po latach i uzupełnię wstecznie bloga o swoje wyjazdy. Potem spojrzałem na forum i w swój stary, forumowy kącik i się załamałem - nie jestem w stanie 😮 Nie ogarnę tego, bo przecież trzeba zarabiać na przyszłe narty, budowa domu rozgrzebana, treningi kolarskie trzeba uskuteczniać - poddałem się. No dobra jak nie tak, to jak tu podejść do tematu? I wymyśliłem - zrobię pierwszy blogowy wpis jako ten wspomnieniowy. Podeprę się swoimi klipami, a przy okazji może kogoś zainspiruję przed rozpoczynającym się sezonem, co do miejsca przyszłych wyjazdów? No dobra, może się uda w ten sposób rozpocząć moją działalność w nowym, forumowym miejscu Gdzie i "Wilk JC" będzie syty, a i marboru "będzie cały" A w przyszłości, po narciarskich wspomnieniach już na bieżąco będę Wam opisywał miejsca, które odwiedzam. Będą to wpisy różne, różniaste - nie koniecznie związane z nartami. Od czego rozpocznę wspominki? Dolina Zillertal Pierwsza przygoda z kamerą GoPro Hero 4 Silver i wspaniały wyjazd z Forumowiczami. @johnny_narciarz, @Bumer, @KP, @artix oczywiście moja @Paula ale także "ukryty" na forum Michał z Wiktorem, Paweł z roboty. Krótkie spotkanie tutaj zaliczamy również z Piotrem @Piotr_67. Parszywe pokoje z upadłego Necermanna i ambicja odwiedzenia jak największej ilości ośrodków w Dolinie. Co się udało zrobić? Zillertal Arenę, Mayrhofen Zillertal, Hoch Zillertal oraz lodowiec Hintertux. Jak pamiętam ten wyjazd? Poznanie na "żywo" Artixa, skręcona noga w kolanie Pawła i w kostce Krzyśka "KP". Hahaha nie tylko negatywy (Artur to akurat nie o Tobie ) - świetna atmosfera, wesoło i nie licząc jednego dnia ze śnieżycą - 5 słonecznych dni. Dowcipy Bumera? Bezcenne! Nie tak dawno Jacek opublikował Vloga z Lodowca Hintertux...moje wspomnienie z tego miejsca? Świetne! To był jeden z tych magicznych dni na nartach! Jak było tam 4 lata temu? Proszę - możecie porównać obraz z produkcji JC z września 2019 oraz marca 2015. No i ta westernowa muzyka Enio... Maciek odważnie podążał za riderem marboru niczym amerykański szeryf za banitą, kowbojem a marboru jeszcze kaleczył jazdę na nartach Muzyka ze spaghetti filmów, to również podkład z naszej wizyty w Hoch Zillertal! Do dzisiaj właśnie ten ośrodek z doliny najbardziej wspominam (poza Tuxem, który jest rewelacyjny!). Świetne, szerokie trasy, piękne widoki, pająk i krótki gigant Ależ miałem wówczas samozaparcia do kręcenia kamerą... Jeden wyjazd i trzy klipy 😮 Było bosko! Tą zimę, w 2015 zakończyłem w Alpach na WorldSkitest razem z @Piotr_67...oczywiście na zaproszenie Skionline. WST SkiWelt 2015 Debiut na tego typu imprezie. Oszołomiony ilością i różnorodnością nart, świetnymi narciarzami i zawodnikami. Pogoda trochę nam nie dopisała, bo było ciepło i miękko. W ostatni dzień w strugach deszczu zjeżdżaliśmy na sam dół z Piotrem. Jakże byliśmy szczęśliwi gdy wracaliśmy do Polski Yarisem - prawda Piotr? Z tego wydarzenia powstał króciutki klip z @JC w roli głównej... Zima była długa roku pańskiego 2015... Spotkanie Forumowiczy na Kasprowym Wierchu! Ach cóż to było za wydarzenie! @johnny_narciarz, @Góral spod Skrzycznego, @expat, @Bumer, @Bończa, @marionen, @Annaa, @miraz, @artix… i jeszcze wiele innych osób. Listę zrobiłem po klipie, a pamięć zawodzi i cholera już nie pamiętam. Przypomni się kto jeszcze był? Oj dawno na Kasprowym nie byliśmy razem z Paulą! Może byśmy wrócili do tradycji spotkań na Kasprowym, w roku 2020? Rok 2016 w Alpach rozpoczęliśmy w... SKICircus styczeń 2016 Kolejny raz super ekipa i pełna austriacka chata! Pierwszy dzień - śnieżyca i wyjazd niestety rozpoczął się kontuzją Andrzeja - pęknięta torebka stawowa... Ale cóż był, to za dzień? Puch jakiego do dzisiaj nigdy w górach nie spotkałem. Lekki, mięciutki, suchy... ...ależ było wspaniale @artix ? Jazda tyłem i eksperymenty z montażem. Fantastyczny ośrodek, masa śniegu i siarczysty mróz! No i nawet mi się udało Hallo uchwycić w obiektywie... Z tego wyjazdu powstały dwa klipy. Drugi, razem z Paulą. Muzyka z mojego ulubionego filmu "Niepamięć". Ciekawe, kto przebrnął do tego momentu w tym wpisie? To co jeszcze zapamiętałem z tego wyjazdu? Długie, wieczorne posiadówki i wesołe rozmowy Polaków To był również pierwszy nasz wyjazd, gdzie na nartach jeździliśmy 7 dni w czasie tygodniowego pobytu. Swoją drogą - do dzisiaj się zastanawiam dlaczego wcześniej nie wpadłem na pomysł jazdy w ostatni dzień, do południa? Od tamtego wyjazdu - już się zdecydowanie poprawiliśmy z Paulą w tej kwestii. Niestety, tu przerwało mi się moje pisanie i opublikował się niepełny post... Piszę dalej - na szczęście jest edycja. Hochgurgl / Soelden / Kuhtai - Ski Adventures Marzec 2016. Romantyczna podróż - we dwoje z moją "Drugą Połówką". Dolina Otztal. Ten pobyt mogę podsumować w kilku słowach: Słońce, rewelacja w Hochgurgl, na lodowcach, w Kuhtai...rozczarowanie Soelden. Choć miejsce pobytu agenta 007 miało coś w sobie Gdyby ktoś mnie zapytał o najlepsze trasy narciarskie w Alpach? Z pewnością pokazałbym mu poniższy klip... Rok 2016 kończymy razem z Maćkiem @johnny_narciarz Kolejny wypad na WorldSkitest. WST Karyntia Zupełnie inaczej wyglądające Alpy... Trasa A1 i kolejne emocje związane ze sprzętem, gwiazdami światowego narciarstwa. Karyntia...wtedy nie zachwyciła mnie za bardzo - to się zmieniło ostatniej zimy przy okazji trzeciego WST - ale to zupełnie inna historia To co zapamiętałem? Umykający czas niczym w kalejdoskopie i nasze z Maćkiem dyskusje związane z ośrodkami w Alpach a Chopokiem Do dzisiaj na Chopoku nie byłem hahaha - ciekawe, kiedy to się zmieni? Ski Arlberg czyli narty w St. Anton / Lech / Zurs / Warth / Klosterle początek roku 2017 Miały być tłumy ludzi - nie było. Miał być przepych i splendor - był! Miało być dużo jazdy - była świetna jazda Śniegu masa, mróz i eksploracja potężnego ośrodka narciarskiego ze sławnym St. Anton. Takkk to był wypasiony rok! W marcu bowiem po raz pierwszy na narty, do raju zabrałem Paulę... Pierwsza odsłona SkiSafari po Dolomitach 2017 Kolejny wypad z @Piotr_67 z gronem Przyjaciół! Pogoda? Lampa, lampa, lampa... Miejsca jakie odwiedziliśmy: Cortina d'Ampezzo, Lagazuoi, lodowiec Marmolada, Sella z Arabbą i Val Gardeną, Ciampac...i ulubione miejsce Piotra, kameralne miejsce...ale, to może niech pozostanie tajemnicą. Tutaj było sporo kręcenia - kilka kamer, stabilizator, aparaty i masę ujęć. Obraz wyszedł zadowalający - do dzisiaj poniższy filmik jest wśród naszych wspomnień najczęściej oglądany W roku 2018...był złamany obojczyk Pauliny...była operacja mojego kolana (łąkotka załatwiona w Dolomitach, ACLa nie było już dawno) - wyjazd zaliczyliśmy jeden. Narty w Tyrolu / Serfaus-Fiss-Ladis / Nauders / Venet / Kaunertal 2018 Jeden wyjazd i tym razem skisafari po Tyrolu. Było znowu romantycznie, bo we dwoje...było trochę emocji, bo w dwa pierwsze dni, każdego spadło po metrze śniegu... ...i z tego wyjazdu powstał klip, którego celem było pokazanie Słońca i "słonecznej" Pary Jak wyszło? Zapraszam do obejrzenia tych, którzy jeszcze nie widzieli: Z tego wyjazdu najbardziej utkwił nam w pamięci Lodowiec, ale również małe Nauders i Venet. Było bosko! 2 dni pełne śniegu, 5 dni pełne promieni No i powoli zbliżam się do końca swojego pierwszego wpisu na blogu... rok 2019. Aosta 2019 Marzenia - te spełniliśmy w zeszłym sezonie. Jazda na nartach w cieniu sławnego Matterhorna, jazda na nartach pod najwyższą górą Europy Mont Blanckiem Skisafari po dolinie Aosty i odwiedzone następujące ośrodki: Pila, Monterosa, Cervinia, La Thuile wraz z La Rosiere oraz Courmayeur. Na wesoło: I klip z trochę szybszą jazdą marboru Cudowne miejsca, mało czasu - z pewnością tam wrócę, wrócimy! Za mało czasu na tak niesamowite ośrodki narciarskie. Tylko liznęliśmy...i nam jęzory zwyczajnie przymarzły do lodu Po niepełnym sezonie "chorobowym"...koniec roku mieliśmy naprawdę mocny! SkiSafari Dolomity 2.0 Odwiedziliśmy Civettę, Carezzę, San Martino di Castorozzę, Alpe Lusię, Predazzo, San Pellegrino oraz Cortinę d'Ampezzo. Bardzo na bogato jeśli można tak napisać. Było kameralnie, była Cortina...było sporo jazdy autem...ale jeszcze więcej na nartach! 7 dni i 7 ośrodków! Warunki, pogoda? Słońce, twardo i przede wszystkim widokowo. Zachwycaliśmy się każdego dnia, każdego dnia byliśmy w raju. Ten wyjazd, to również kontuzja nadgarstka w pierwszym dniu. Ból i trochę pokory później. Debiut z GS na nogach był dla mnie dość bolesny - zakończony na szczęście dobrze. Po tym wyjeździe jesteśmy zakochani we Włoszech i Dolomitach na zabój! To było dla mnie w sumie już 4 raz w tej okolicy...ale chyba najpełniejszy, najwspanialszy w cudnych okolicznościach przyrody na wspaniałych trasach! Sudtirol rządzi! Więcej klipów wspomnieniowych nie mam Mam nadzieję, że Was nie zamuliłem ilością materiału i że kogoś może zainspirowałem, by podążyć śladami marboru. Dziękuję wszystkim, którzy przebrnęli Jeśli macie jakieś pytania, co do pokazanych przeze mnie miejsc, ale nie tylko, to piszcie - będzie mi niezwykle miło jeśli ten mój blog nabierze życia Pozdrawiam serdecznie Mariusz
    15 punktów
www.trentino.pl skionline.tv
partnerzy
ispo.com WorldSkiTest Stowarzyszenie Instruktorów i Trenerów Narciarstwa PZN Wypożyczalnie i Centra testowe WinterGroup Steinacher und Maier Public Relation
Copyright © 1997-2021
×
×
  • Dodaj nową pozycję...