Narty - skionline.pl
Skocz do zawartości

Ranking

  1. tanova

    tanova

    VIP


    • Punkty

      9

    • Liczba zawartości

      2 752


  2. Cosworth240

    Cosworth240

    Użytkownik forum


    • Punkty

      2

    • Liczba zawartości

      1 655


  3. paolomario

    paolomario

    Użytkownik forum


    • Punkty

      1

    • Liczba zawartości

      452


  4. WojtekM

    WojtekM

    Użytkownik forum


    • Punkty

      1

    • Liczba zawartości

      1 976


Popularna zawartość

Treść z najwyższą reputacją w 13.07.2019 uwzględniając wszystkie działy

  1. Ostatni dzień w Szkocji i dalsze zwiedzanie Skye Tym razem dwie wędrówki po południowej części wyspy. Najpierw szlak do wodospadów Fairy Pools u stóp największych wzgórz wyspy – Cuillins. Po drodze jeszcze rzut oka na malowniczą dolinę – chyba Glen Brittle (?) Szlak wzdłuż kaskad Fairy Pools to godzinka marszu po spokojnej ścieżce, z surowymi, granitowymi górami w tle. Kilka szczytów przekracza 900 m npm., byłoby więc gdzie się powspinać, gdybyśmy mieli więcej czasu do dyspozycji. Bardzo ładnie, choć w porównaniu do Quiraing nie aż tak spektakularnie. Po prostu inaczej. Powrót mieliśmy zaplanowany inną drogą – promem z Armadale do Mallaig, późnym popołudniem. Czasu zostało jeszcze na tyle, aby dojechać na południowe krańce Skye do Aird of Sleat, w pobliżu przystani promowej. Ostatnie kilometry jedzie się „single trackiem” - bardzo wąską i krętą drogą na jeden samochód, jakich sporo jest na wyspie. Raz na jakiś czas są mijanki – nieco szersze zatoczki, ale generalnie to trzeba być czujnym . Droga kończy się niewielkim parkingiem przy farmie, z którego można powędrować w stronę najbardziej wysuniętego przyczółka – Point of Sleat. Sielskie widoczki ze szlaku: Znów te włochate kameleony 😛! Po jakimś czasie szlak skręca zakosem po wzgórzu, a po chwili naszym oczom ukazał się taki widok: To nie Grecja, nie Chorwacja – tak wyglądają plaże Północy 🤩! A gdy jeszcze wyszło słoneczko i po raz pierwszy zrobiło się naprawdę ciepło, to żałowaliśmy, że nie mamy strojów kąpielowych. Musiało nam wystarczyć moczenie nóżek w krystalicznie czystym, choć chłodnym morzu. Taka jest właśnie Szkocja – we czwartek żałowałam, że nie zabrałam kalesonów i ciepłej czapki, a w niedzielę – bikini. Niestety nie było już czasu, aby pójść kawałek dalej, do latarni morskiej, bo musieliśmy wracać, aby zdążyć na prom. Wsiadaliśmy z wielkim uczuciem niedosytu, a nad Skye zaczęły zbierać się czarne chmury. Tyle jeszcze pięknych miejsc zostało do odkrycia! Po drodze z Mallaig do Edynburga zatrzymaliśmy się jeszcze w Glenfinnan, przy zabytkowym wiadukcie kolejowym, przez który jeździł pociąg do Hogwartu - fajna traska na rower byłaby pod tym wiaduktem … Zresztą na bocznicy w Mallaig stoi parowóz, który bodajże raz w tygodniu wozi nie tylko wielbicieli Harrego Pottera malowniczą trasą przez dolinę: Następnego dnia rano Edynburg żegnał nas strugami deszczu na lotnisku i temperaturą +13 stopni. I tak skończył się nasz szkocki trip.
    2 punkty
  2. O tym jak góry mogą spłatać figla i ludziach bez wyobraźni dodaję ten pełen rozpaczy wpis do "trochę do śmiechu" bo chyba to śmieszna historia.
    1 punkt
  3. No nie powiem - widziałem powtórkę dzisiejszego etapu TDF i znowu wygrywa Jumbo Visma - nieźle. Ciekawe, czy Wout van Aert coś zgarnie. Raz był już drugi. Sagan umocnił pozycję w zielonej koszulce. Jutro podobno etap, w którym często udaje się dojechać uciekinierom - może CCC pokusi się o tryumf.
    1 punkt
  4. Jeśli chcesz odpocząć od polskich upałów, a nad uroki tłocznych, wakacyjnych kurortów przedkładasz surowe piękno majestatycznej przyrody – jedź do Szkocji! Tak zrobiliśmy – we wtorek przed Bożym Ciałem wylecieliśmy z Darkiem i naszą córką do Edynburga, żeby kolejne sześć dni spędzić na włóczędze po szkockich wyżynach północnej Wielkiej Brytanii. W Edynburgu wynajęliśmy samochód – co prawda do większych miejscowości, takich jak Fort William czy Inverness, można dojechać pociągiem z Glasgow, czy właśnie Edynburga, ale już przemieszczanie się po Highlandsach bez własnego transportu jest dość problematyczne. A do jazdy po lewej stronie można się przyzwyczaić. Ruszyliśmy wypożyczoną astrą na północ, do niewielkiej miejscowości Aboyne, we wschodnich Highlandsach, gdzie byliśmy umówieni na spotkanie z synem, który miał nam również towarzyszyć w dalszej wycieczce. Ledwie zjechaliśmy z autostrady, to zaczęły się takie widoczki:😀 Stara droga militarna prowadziła przez góry i przełęcz Cairn O’Mount W Aboyne czekała nas nie lada atrakcja – mieliśmy okazję polatać szybowcem w klubie, w którym szkoli się nasz syn. Piękne tereny, piękna pogoda – słońce i baranki na niebie, więc było bardzo dobre noszenie i świetna widoczność. Temperatury za to raczej rześkie - w słoneczny dzień tak z 15-20 stopni. Jak u nas w kwietniu . Darek załapał się jeszcze na lot we wtorek, a my z córą następnego dnia. A szybowce … z Bielska Białej 😏 – dwa Puchacze (chwilowo w naprawie) i jeden Perkoz No to lecę, pierwszy raz w życiu! 😀😀😀 W dole malownicze zakola rzeki Dee, góry i łąki. Ale super! 🤩 Nawet miałam okazję zakosztować trochę aerobatyki – jakieś loty nurkowe, pętle, takie tam. No, ciekawe uczucie . Ale prawdziwe „wesołe miasteczko” to instruktor urządził naszej Młodej – chyba się jej jednak podobało. 😀 [cdn.]
    1 punkt
  5. Hehe, Jeeb, z każdej górki widoki są piękne Dwóch identycznych nie ma. A nie wiesz, jak nie mogę się doczekać, by wrócić na tatrzańskie szlaki @tanova My trochę z urlopami uwiązani jestesmy do przerw szkolnych córki. Ale byliśmy w Szkocji dwa lata temu w październiku i pogodę mieliśmy przepiękną. Wiadomo, pogoda zmienną jest. I tak, jak zwykle będę planował na ostatnią chwilę, więc adekwatnie do prognoz pogody Tak, jak i Ty, Szkocję wszystkim polecam, a dla niezdecydowanych kilka obrazków (nie moich, niestety, ale pewnie kiedyś... )
    1 punkt
  6. W końcu rusza budowa ośrodka narciarstwa biegowego na Jakuszycach
    1 punkt
  7. Jesteś ekoterrorystą? 😈
    1 punkt
  8. Na specjalną prośbę @MarioJ i aby nie zaśmiecać wątku o relacjach rowerowych stworzyłem niniejszy wątek, gdzie można pogadać o obecnie rozgrywanym Tour de France i kolarstwie w różnych wymiarach.
    1 punkt
  9. Myślę nawet, że forum może być bardzo łatwym miejscem namierzania przez ekologów tego, co się gdzieś dzieje. Obserwuję, że wiele mniejszych inwestycji powstaje ... w ciszy. I chyba nijak inaczej się tego nie da robić, choć trudno utrzymać tę ciszę w górach, po których chodzą setki tysięcy (a może i więcej) pieszych turystów, w tym nasze grono zapalonych i zainteresowanych narciarzy.
    1 punkt
  10. The Quiraing A pod wieczór jeszcze lekki trekking fantastycznym okrężnym szlakiem Quiraing. W sumie 7,5 km. To miejsce, to dla mnie absolutny cud świata, a widoki są takie, że klękajcie narody 😀. Od parkingu najpierw idzie się ścieżką trawersując zbocze: Owieczki się pasą … Potem szlak biegnie dnem doliny, u stóp malowniczych formacji skalnych: No jak tu nie zapozować w takiej scenerii? Młodzież też pstryka fotki 😉 Następnie ścieżka wspina się do góry na grań I naszym oczom ukazują się takie widoki. Dech zapiera! 🤩 Idziemy teraz równolegle do dna doliny, ale górą. O dziwo – trawiaste kopuły są podmokłe i nieraz musimy przechodzić przez mokre błoto albo stojącą wśród traw wodę. Ale kto by tam się przejmował, mając wokół takie pejzaże! Darek na szlaku: I znów wszędobylskie owieczki w pięknych okolicznościach przyrody: Wieczorem objeżdżamy jeszcze autem półwysep Trotternish z drugiej strony i pełni wrażeń jedziemy na nocleg. Następnego dnia ciąg dalszy zwiedzania Skye. [cdn.]
    1 punkt
  11. Skye to - jak wiadomo - jedna z wysp archipelagu Hebrydów Wewnętrznych, na zachód od Szkocji „kontynentalnej”. Jedna z większych i bardziej znanych. Podobno jej nazwa po gaelicku (którym to językiem wciąż posługuje się około 1/3 mieszkańców) oznacza „Wyspa Mgieł”, ale celtyccy bogowie tym razem byli dla nas łaskawsi i mogliśmy podziwiać zachwycające i niesamowite pejzaże Skye przy przepięknej, słonecznej pogodzie 🤩. Dostać na Skye można się promem lub mostem, łączącym miejscowość Kyle of Lochalsh w Szkocji „kontynentalnej” z wioską Kyleakin na wyspie. Podróż autem z Glasgow trwa około 5 i pół godziny, ale przez bardzo piękne tereny. Znów mijaliśmy Loch Lomond, Glen Coe, a dalej na przykład niezwykle malowniczy zamek Eilean Donan: W ostatniej miejscowości przed mostem na Skye – Kyle of Lochalsh – mieliśmy zabukowany apartament. Pomimo, że całą logistykę ogarnialiśmy z półtoramiesięcznym wyprzedzeniem, to noclegi na wyspie w weekend były już wtedy praktycznie w 100% wyprzedane, a te, które zostały, miały horrendalne ceny 😟. Nawet ten apartament był naszą najdroższą miejscówką na całym wyjeździe, ale chyba najfajniejszą – no i taki widok z okna 😀! W sobotę objechaliśmy wschodnie wybrzeże wyspy i półwysep Trotternish. Będzie dużo zdjęć – nie mogłam się zdecydować na selekcję. Widoczki po drodze – obłędne: Zatrzymaliśmy się przy pastwisku na sesję fotograficzną z Highland cattle, czyli krowami szkockiej rasy górskiej. Czyż nie są urocze ? Kolor włosów i fryzura jakby nieco podobna … A potem zajechaliśmy do Portree – największego miasteczka i centrum administracyjnego wyspy, z urokliwym portem. Trafiliśmy akurat na porę odpływu i obiadu – więc usiedliśmy sobie nieopodal, w niewielkim barze na „fish and chips”. Sielanka! A potem – na półwyspie Trotternish – było jeszcze piękniej: Powyżej widok na Loch Leathan i grupę skalną The Old Man of Storr – jeden z bardziej spektakularnych i bardzo popularny motyw fotograficzny na Skye. Prowadzi tam z głównej drogi również krótki i dość prosty szlak turystyczny. Wodospady Lealt: Ach, jak tu romantycznie … Wodospad Mealt Falls, a w oddali Kilt Rock, wow! 🤩🤩🤩 Widok na drugą stronę niewiele gorszy: Miejsce jest trochę komercyjne – na parkingu stoją busy z wycieczkami – Chińczycy w klapkach i Chinki w sukieneczkach i sandałkach. Jest więc i dyżurny dudziarz, a jakże! [cdn.]
    1 punkt
  12. Kolejnego dnia mieliśmy uroczystość rodzinną w Glasgow, do którego dojechaliśmy przez bardzo malowniczą dolinę Glen Coe i brzegiem jeziora Loch Lomond. W Glen Coe krajobraz jest bardziej zielony, a góry jakby bardziej masywne niż w Cairngorms. Tutaj również poprowadzono wiele szlaków pieszych, choć okolica jest prawie niezamieszkała. W oddali ośrodek narciarski Glencoe – ok. 1 km od głównej drogi Loch Lomond: A wieczorem, po uroczystości zrobiliśmy sobie krótką wycieczkę po Glasgow rowerami miejskimi, które - podobnie jak szczecińskie - są w systemie nextbike, więc można korzystać z tego samego konta. Wycieczka wiodła bulwarami wzdłuż rzeki Clyde, następnie zielonymi terenami wdłuż jej dopływu - niewielkiej rzeczki Kelvin, kanału Forth and Clyde, a potem kawałeczek przez centrum miasta. W sumie 22 km. Most na rzece Clyde: Pub nad Kelvin Dojechaliśmy do dzielnicy Kelvindale, gdzie znajduje się ciekawe skrzyżowanie - dołem płynie sobie rzeczka Kelvin, a górą poprowadzono kanał Forth and Clyde Canal, przecinający w poprzek centralną Szkocję. Ogólnie to bardzo mało jest typowych dróg dla rowerów, raczej jeździ się jezdnią, albo alejkami pieszo-rowerowymi, ale kierowcy raczej respektują rowerzystów. Szlaki są wytyczone, oznaczone, ale nie wydzielone jako infrastruktura. Odległości oczywiście w milach 😉 Taka panorama to kwintesencja Glasgow - przemysłowe, duże miasto z kilkoma zabytkami i ładnymi miejscami: Lofty nad kanałem: Okolice katedry Św. Munga: People's Palace i zabytkowa szklarnia w parku Glasgow Green - tak zabytkowa, że aż zamknięta, bo szyby ze starości lecą ludziom na głowę ;-). A nazajutrz znów w drogę na północ – tym razem na wyspę Skye . [cdn.]
    1 punkt
  13. Ben Nevis Rano – leje i zimno, +11 stopni. Główna ulica w Fort William wyglądała tak – legendarne szkockie lato : Rzut oka na prognozę – cóż, po 11.00 opady mają przechodzić w nieciągłe, istnieje możliwość przejaśnień, a późniejszym popołudniem deszcz ma zaniknąć 🤔. Jest więc jakaś nadzieja. Generalnie w tamtych górach pogoda klaruje się na ogół w ciągu dnia – inaczej niż np. w Tatrach. A że w czerwcu jest jasno do ok. 23.30, to z wychodzeniem na trekking nie trzeba się tak bardzo śpieszyć. No to idziemy najpierw na śniadanie do pubu: Po śniadaniu niebo wygląda tak jak powyżej, tak więc decyzja zapada – idziemy na Ben Nevis, najwyższy szczyt w Wielkiej Brytanii – 1352 m.n.p.m . Najpopularniejszy szlak – Mountain Path – prowadzi z doliny Glen Nevis, a startuje się praktycznie z poziomu morza, bo ok. 60 m., z parkingu w pobliżu centrum informacji turystycznej Ben Nevis Visitor Centre i mostka na potoku Nevis. Zlało nas zaraz za mostkiem, na szczęście był jeszcze jakiś zagajnik, w którym można się było trochę schować. Szlak nie jest oznaczony – spotkaliśmy tylko dwa takie drogowskazy na rozwidleniu, ale czytelny w terenie, zwłaszcza w dolnym odcinku. I nawet w tak nieciekawą pogodę wędruje nim sporo ludzi. Na dole zielono, malowniczo i pasą się owce – jak wszędzie w Szkocji. Schronisk na szlaku nie ma, tylko na początku szlaku jest jakaś gospoda z gastronomią, widoczna na pierwszym zdjęciu poniżej: Wkrótce szlak skręca w lewo i trawersem skalistej dolinki bocznej dochodzimy na przełęcz, z której widać malownicze jeziorko Loch Meall an t-Suidhe: Jesteśmy mniej więcej w połowie drogi na szczyt, spowity w ciężkich, gęstniejących chmurach. Niedaleko jeziorka jest nieoznaczone rozwidlenie szlaków – ścieżka na północ prowadzi do osady Torlundy. Szlak dość łagodnie pnie się po kamiennym cielsku Ben Nevisa – widoki super, póki jeszcze są 😏. Wyżej idzie się kamiennym rumowiskiem - niestety znów zaczyna padać i nic nie widać. 🙄 Widoczność szlaku trochę poprawiają stojące co jakiś czas kamienne kopczyki Jest i śnieg na ziemi … … i sypie się z nieba … Jest lodowato – temperatura odczuwalna bliska zeru, a ja żałuję, że nie mam bielizny termicznej i rękawic. Na szczycie ruiny obserwatorium astronomicznego z XIX wieku nie dają niestety żadnej osłony przed siekącym deszczem ze śniegiem. Pstrykamy fotki i spadamy. Schodzi się tą samą drogą, można wybrać też szlak do Torlundy granią Carn Mor Dearg Arete – ale nie w taką pogodę! Jest zimno, strasznie zimno i mokro 🥶🥶🥶. Po czterech godzinach marszu poddają się nawet nowe buty trekkingowe z membraną i przemakają 😢. A na dodatek musiałam sobie chyba przemrozić w mokrych spodniach staw kolanowy, bo przy zejściu w pewnym momencie dostałam strzałę – kolano zesztywniało i zaczęło boleć. Do tego stopnia, że nie byłam pewna, czy dam radę do końca zejść o własnych siłach. Ale jakoś je rozchodziłam, a niżej temperatura też była nieznacznie wyższa, na tyle, że ból trochę odpuścił. Pod sam koniec na dole nawet przestało padać, ale już mi się nie chciało robić zdjęć. Noż taka g**niana górka jak nie przymierzając Szrenica albo Turbacz, a tak nam dała przez tę pogodę w kość 😬! Oj, dawno tak w tyłek na żadnym trekkingu nie dostaliśmy, jak na tym Ben Nevisie. Nie wiem, może czymś rozgniewaliśmy jakichś celtyckich bogów, że tak nam dali popalić 😏. Ale przy lepszej aurze – pewnie jest inaczej, bardziej malowniczo, ale pewnie i bardziej tłoczno. Szczegółowy opis tego szlaku wraz z mapkami można znaleźć tu: Jest to, nawiasem mówiąc, bardzo fajnie zrobiona stronka do turystyki pieszej w Szkocji. Czas wędrówki jednak mocno zawyżony – w tak paskudną pogodę, z przerwami na przeczekanie deszczu, na jedzenie, robienie zdjęć i z lekką kontuzją zajęło nam to niecałe 5 i ½ godziny w nieśpiesznym, turystycznym tempie. Spokojnie można zrobić ten szlak w ok. 4 ½ - 5 godzin przy przeciętnej kondycji.
    1 punkt
  14. Po drodze do Fort William, gdzie mieliśmy zabukowany następny nocleg, zrobiliśmy jeszcze dwa przystanki – przy Loch Ness i w Fort Augustus. Loch Ness to strasznie długie i głębokie jezioro, leżące w uskoku tektonicznym – podobnie jak następne trzy, nieco mniejsze „lochy”. Wszystkie połączone są Kanałem Kaledońskim, umożliwiającym żeglugę z północno-wschodniego wybrzeża Szkocji w kierunku południowo-zachodnim lub odwrotnie. Zamek Urquhart nad brzegiem Loch Ness – nie zwiedzaliśmy w środku, bo było za późno Widok na jezioro z południowego końca w Fort Augustus A z drugiej strony przesmyku – Kanał Kaledoński Im bliżej wieczora i Fort William, tym bardziej psuła się pogoda i gdy dotarliśmy na miejsce, deszcz lał się z nieba strumieniami . Z nienajlepszymi przeczuciami – bo na następny dzień mieliśmy zaplanowany trekking w górach – kładliśmy się spać w nieco ponurawym pensjonaciku. [cdn.]
    1 punkt
  15. Tymczasem ze skrzydeł znów przesiedliśmy się w cztery kółka i ruszyliśmy w drogę. Z Aboyne jest całkiem niedaleko do zamku Balmoral – letniej posiadłości brytyjskiej królowej. W okresie, gdy nie korzysta z niej rodzina królewska – od kwietnia do końca lipca - rezydencja jest udostępniona zwiedzającym – ogród i park w zakolu Dee oraz niektóre pomieszczenia. W jednym z budynków jest wystawa fotograficzna, dokumentująca coroczne odwiedziny Elżbiety II i jej rodziny w Balmoral – od roku 1952 do czasów obecnych. Balmoral leży w granicach parku narodowego Cairngorms – największego w Wielkiej Brytanii. Cairngorms to jednak przede wszystkim góry – surowe i prawie bezludne połoniny, ciągnące się po horyzont przez dziesiątki mil. Tylko z rzadka rozproszone są ludzkie siedliska A jak góry – to i narty . Może nie w czerwcu, ale w zimie jest to możliwe, choćby w położonym na przełęczy ośrodku The Lecht 2090, przez który przejeżdżaliśmy. Nazwa pochodzi od wysokości dolnej stacji – 2090 ale nie metrów, lecz … stóp n.p.m. (to jest około 637 metrów) . Tablice informacyjne po angielsku i po gaelicku: A sam ośrodek to rozległa, łagodna polana - jak w Zieleńcu, a na niej 18 km tras, obsługiwanych przez 11 wyciągów orczykowych, pamiętających chyba lata 70-te lub 80-te i jedno archaiczne krzesełko Poma, z kolorowymi siedziskami. Jakoś mi tak ten wyciąg przypomina place zabaw z czasów mojego dzieciństwa... 😏 Ośrodek jest na środku pustkowia – do najbliższej miejscowości jest ok. 10 km, nie ma też jakiegoś specjalnego zaplecza noclegowego, a droga przez przełęcz ponoć często w zimie jest zamykana ze względu na lawiny i zaspy. Generalnie w Szkocji można pojeździć na naturalnym śniegu w pięciu ośrodkach – trzech we wschodnich Highlandsach (Glenshee – największy z 40 km tras, Cairngorm oraz właśnie The Lecht - najmniejszy) oraz dwóch w zachodnich (Glencoe - najstarszy, bo założony w latach 50-tych i Nevis Range – niedaleko Fort William i najwyższego szczytu w Szkocji). Ośrodki nie są jednak duże, infrastruktura jest mocno przestarzała, a kapryśna pogoda i krótki dzień w zimie sprawiają, że większość Brytyjczyków chyba woli latać samolotem w Alpy, niż tłuc się do dość odludnych, narciarskich skansenów w Szkocji ze słabym zapleczem. Ostatni sezon ponoć mieli katastrofalny – brak śniegu, wietrzna pogoda, która unieruchamiała wyciągi, jakieś spory instytucjonalne w Cairngorm – wszystko to sprawiło, że niektóre ośrodki działały tylko dwadzieścia parę czy trzydzieści dni w sezonie i to dopiero w marcu-kwietniu. Paradoksalnie najlepiej było ponoć właśnie w Lecht – orczykom porywiste wiatry tak nie szkodzą, a śniegu było tam tyle o ile.
    1 punkt
  16. Masakrę tu Panowie @Jeeb @marionen uprawiacie.
    1 punkt
www.trentino.pl skionline.tv
partnerzy
ispo.com WorldSkiTest Stowarzyszenie Instruktorów i Trenerów Narciarstwa PZN Wypożyczalnie i Centra testowe WinterGroup Steinacher und Maier Public Relation
Copyright © 1997-2021
×
×
  • Dodaj nową pozycję...