Narty - skionline.pl
Skocz do zawartości

Ranking

  1. marcinn

    marcinn

    VIP


    • Punkty

      6 692

    • Liczba zawartości

      4 683


  2. surfing

    surfing

    Użytkownik forum


    • Punkty

      6 181

    • Liczba zawartości

      3 828


  3. moruniek

    moruniek

    Użytkownik forum


    • Punkty

      6 007

    • Liczba zawartości

      2 511


  4. pawelb91

    pawelb91

    Użytkownik forum


    • Punkty

      5 782

    • Liczba zawartości

      2 943


Popularna zawartość

Zawartość, która uzyskała najwyższe oceny od 25.10.2019 uwzględniając wszystkie działy

  1. Wróciłem przedwczoraj więc info na świeżo. Ośrodek na przyzwoitym poziomie w skali 1...10 daję mocne 7. W Polsce możemy pomarzyć o takim ośrodku, jeśli ktoś szuka czegoś innego od Ischgl to polecam ,karnet 5 dni 120 euro. Los był dla nas bardzo łaskawy w 5 dni spadło około metra śniegu, codziennie świeża dostawa puchu . Miałem szerokie dechy i byłem w narciarskim raju w Serbii 👍👍
    38 punktów
  2. Dzień zaczął się niewinnie. Rodzinka śpi w hotelu, ja mam wolne dla siebie, więc wymykam się po cichu i udaje się ... wiadomo gdzie, KW. Ma być lampa 😀 Zdziwienie na parkingu w Kuźnicach że nikt nie chce ode mnie ani grosza , dziś free 😳 Walę więc pod kasy aby być na górze jednym z pierwszych. I tu się zaczyna😀 W kolejce toczą się rozmowy a obok nie stoi gość z szerokimi dechami. Sam też takie zabrałem. W kasie na pytanie czy jest skipas No Limit pan odpowiada że na szczęście nie ma. Pytam, na szczęście dla kogo? 🤔😡 W gondoli zaczynam rozmawiać z kolegą ze sztachetami i dowiaduje się że jest nastawiony tylko i wyłącznie na offpist, a po 12:00 zamierza uderzyć dalej w góry na turach. Kurna , jestem sam, facet ma plan i zna każdą linie na KW. Jest okazja 😉 Na górze pytam czy mogę z nim pojeździć? Zgadza się i jest moim przewodnikiem. Zaoralismy co się dało na Kasprowym po obu stronach. Las, zleby, pod wyciągiem. Mielismy plan na jeden poważny lajn ale służby parku stanęły na naszej drodze. To był dla mnie poligon. Puch na przemian z wywianym terenem w postaci lodu. Dałem radę i mam nowego kolegę poznanego przez ten piękny sport. Nawet była wspólna herbata i kabanosy w przerwie. Kolega Przemek miał wszystko w plecaku jak na skiturowca przystalo😀 Fotek nie ma wiele bo nie było czasu. Mam dostać parę filmów które Przemek kręcił w czasie przygody . Mam tyle.
    35 punktów
  3. Dojechaliśmy z dodatkowym noclegiem w aucie (bo Szwajcarzy zamknęli w nocy o 24:00 wszystkie drogi do Samnaun bo nie chciało im się odśnieżać). Na szczęście opady wynagrodziły ten "bonus" i cztery dni spędziłem na off piste. Parę fotek dla tych co lubią takie klimaty. Pozdro Wiesiek
    34 punktów
  4. No to w ramach oddechu świeżym górskim powietrzem, w ramach odejścia od kłótni na temat koronawirusa, małe przenosiny na Kasprowy Wierch Co prawda z poniedziałku, ale i tak wiele pewnie nie zmieni się w najbliższym czasie. Dla mnie ten poniedziałkowy dzień to był masochizm w najczystszej postaci, bo być tam i nie jeździć na nartach to grzech No ale byłem w pracy, byłem pod koniec dnia, zdjęcia robiłem, a przy okazji zrobiłem i kilka takich luźnych zdjęć jak poniżej Co prawda zwędziłem jednej miłej Pani z Portalu Tatrzańskiego na kilka chwil jej narty i kije, ale tylko po to, żeby sobie z nimi zrobić pamiątkowe zdjęcie Dzień słoneczny, przepiękny, praktycznie bezwietrznie. Z tego co pytałem kilku narciarzy, to warunki świetne, a zjazd na dół do Kuźnic bezproblemowy, jedynie z małymi przetarciami na dole, ale przy odrobinie uwagi da się przejechać. A popołudniowy Kasprowy w poniedziałek wyglądał tak:
    34 punktów
  5. Hej, Jako ze jestem jeszcze świeżo po, to wrzucam pokrótce swoje wrażenia z wyjazdu do Karyntii. Myślę, że o tyle warto, że nie każdy wybór był oczywisty. Założenia takie jak to prawie zawsze w moim przypadku: każdego dnia zwiedzamy inny ośrodek i objeżdżamy go ile tylko sił w nogach W planach było Nassfeld i Gerlitzen, reszta do ustalenia w trakcie wyjazdu, w zależności od fantazji, obłożenia, pogody, itp. Od razu zastrzegam, że każdy z opisywanych ośrodków odwiedziłem pierwszy raz, więc żadnych porównań względem innych warunków/aury/pory roku nie mam. Do meritum: wyjazd z Warszawy w piątek 22.03 chwilkę po 6, pomimo praktycznie bezustannego deszczu trasa idzie sprawnie bo chwilę po 13 jesteśmy pod Wiedniem, a koło 18 dojeżdżamy do Villach (wybraliśmy przejazd przez austriackie S6, S36 i dojazd do Kalgenfurtu przez S37). Schody zaczęły się za Klagenfurtem, bo zaczęło sypać gęstym śniegiem. Niby fajnie, ale przez paraliż na drogach oraz konieczność założenia łańcuchów na 3 km przed metą (w Matschiedl) pod nocleg zajechaliśmy dopiero koło 19:30. Tak, czy tak, nie ma tego złego, przez noc nasypało jakieś pół metra świeżego, choć komunikaty w Nassfeld mówiły nawet o 90 cm opadu. No właśnie, Dzień 1 (sobota), Nassfeld Trochę czuliśmy, że to niekoniecznie najlepszy pomysł, ale uznaliśmy, że gdzie indziej wiele lepiej (puściej) w weekend nie będzie, a w Nassfeld, przynajmniej w teorii jest gdzie się ludziom rozjechać. Na dodatek poranek przywitał nas bardzo obiecująco, więc i perspektywa jazdy w towarzystwie malowniczych widoków utwierdziła nas w wyborze: Niestety, im dalej w las tym gorzej. Na dodatek, pomimo iż pod ośrodkiem jesteśmy w sobotę o 8:30, to przez zamieszanie przy kupnie karnetów oraz sporą kolejkę do gondolki w Tröpolach, nartować zaczynamy dopiero w okolicach godziny 9:30. W górnych partiach ośrodka widoczność sięgała pewnie nie więcej niż 50 metrów do przodu, do tego trasy przykryte był całkiem grubą i stale powiększającą się (znów zaczęło sypać) warstwą świeżego śniegu. O ile dla mnie to nie był żaden problem, bo wziąłem swoje Thunderbolty, to chłopaki (brat + kumpel) na slalomkach trochę marudzili. Niemniej jednak, nie ma to tamo, przyjechaliśmy tu pojeździć a nie marudzić! Pierwsze kilka zjazdów zrobiliśmy po trasach 21, 23 i 40. Jazda z gatuknu tych "czujnych" - raz, że trzeba było uważam żeby na kogoś nie wpaść, dwa że jednak błędnik też momentami trochę w tym mleku wariował. Na szczęście im bliżej południa tym bardziej jaśniało, a zarazem coraz bardziej kusiła wschodnia część ośrodka (lewa strona mapy), ta za drogą na przełęcz. "Kusiła", bo od rana była zamknięta z uwagi na prowadzone w tym rejonie strzelania (przeciw)lawinowe; szczęśliwym trafem krzesełka ruszyły akurat w momencie gdy kończyliśmy przerwę na calimero. Decyzja była szybka, dzięki czemu (przez chwilę ) czekały na nas puste i nierozjeżdżone stoki. Pierwsze zjazdy "siódemką" bardzo fajne, trasy nr. 1 i 4 też niczego sobie, choć kopne warunki nie rozpieszczały. Trochę gorzej było na 9 i 8, co było zresztą dobrze widać, bo większość narciarzy walczyła o życie na (niezbyt wysokich) ściankach. W drugiej części dnia stopniowo przebijaliśmy się w kierunku Carnii (trasa nr. 80, prawa strona mapki). Warunki na trasach 51, 52, 65, 69 oraz 70 bez zaskoczenia - kopne, porozjeżdżane i generalnie bez szału, do tego na dojazdówce do Rastl czekało nas omijanie prowadzących nierówną walkę z naturą. Wielką natomiast niespodzianką okazał się zjazd czarną 75 - zdecydowanie najtwardsza i najrówniejsza ze wszystkich objechanych przez nas tego dnia tras, w końcu można było trochę pośmigać - może i niezbyt szybko, ale za to fajnym skrętem! Trasa nr. 77 też całkiem ok, sporo frajdy dał zjazd nieratrakowanym, choć mocno już rozjeżdżonym czarnym wariantem w górnej części trasy. Na koniec czekał nas prawie siedmiokilometrowy (tak mi wychodzi z GPS'u) zjazd czerwoną Carnią (nr. 80), z vertical'em ok. 1200 m. Ponieważ lubię takie wycieczki, to całkiem mi się podobało, choć musze przyznać że warunki były zdecydowanie dla koneserów - dosyć tłoczno, kopny i rozjeżdżony śnieg, do tego im niżej tym większa kasza (w dolinach był tego dnia - jak zresztą przez cały nasz wyjazd - całkiem spory plus). Koniec końców pojeździliśmy całkiem solidnie, bo wyszło mi lekko ponad 43 km zjazdów i 8450 m verticala. Niemniej jednak ośrodek "do poprawki" przy lepszych warunkach - nie zachwycił, bo nie miał prawa z uwagi na tłok (weekend) i warunki (pogoda), ale to co zobaczyłem to fajnie wyprofilowane trasy (uwielbiam takie typowo czerwone zjazdy z licznymi zmianami kierunku jazdy i profilu terenu!), na których innego dnia miałbym z pewnością masę frajdy --- Dzień 2 (niedziela), Bad Kleinkirchheim Wybraliśmy się tutaj uciekając przed tłumami. Zaparkowaliśmy strategicznie, przy orczyku nr. 8, tak żeby móc obrócić bez problemu cały ośrodek. Zaczynamy chwilkę przded 9 od Maibrunn Alm. Dookoła (i na parkingu i na stoku) pustki, pierwszy zjazd trasą nr, 11 lekko asekuracyjnie - jest twardo (miejscami wręcz lodowo), ale nieco nierówno i prawie całkowicie bez kontrastu (bardzo miękkie światło, na szczęście bez jazdy we mgle). Za drugim razem już lepiej, przy dobrym kontraście musi to być bardzo fajna, "sportowa" trasa. Stopniowo przeskakujemy w kierunku Kaiserburg'a - całkiem sporo frajdy dała mi trasa nr. 7, ale zdecydowaną gwiazdą dnia była trasa nr. 2. Niezbyt długa, ale szeroka, z dużą liczbą garbów, idealnym warunkiem i w ogóle tym co tygryski lubią najbardziej. Równoległa do niej "piątka" trochę gorzej - nie tak równa (twarde odsypy), przez co zjazd trochę na hamulcu. Niestety zarówno czarna 8, jak i czerwona 6'ka były zamknięte (?brak śniegu w dolinie - tak to wyglądało). Czerwona jedynka do pośredniej trasy gondoli jakoś nieszczególnie zapadła mi w pamięci, co świadczy o tym, że z jednej strony nie było źle, ale z drugiej też niczym mnie w takim razie nie zachwyciła. To co mnie natomiast urzekło to sam Kaiserburg. Nie wiem czemu w końcu nie zrobiłem mu żadnego zdjęcia (chyba mi światło albo kompozycja nie zagrały; w zamian landszafcik z wnętrza), ale ten brutalistyczny zamek (czy tam, jak pewnie powie większość, betonowy kaszalot) naprawdę ma coś w sobie! Po południu uciekliśmy w kierunku St. Oswald. Na początek wjazd dwuosobowymi krzesełkami nr. 12 i 13 i szybka inspekcja stoku - pomimo iż trasa nr. 13 jest zamknięta i ewidentnie płynie, to jest jeszcze przejezdna - już wiem jak wracam! (spoiler - powoli i uważnie, ale bez strat w sprzęcie ). Postanowiliśmy zaczynać od północy (St. Oswald, prawa strona mapki) i stopniowo wracać do Bad Kleinkirchheim. Objechaliśmy w zasadzie wszystko co było do objechania, w dolnych częściach robiło się już kaszowato, ale trasy nr. 26 i 27 wciąż dawały sporo frajdy. Najlepiej oczywiście trzymała się górna ośrodka, najbardziej przypasowała mi czarna 21 oraz czerwona 28, ta druga z rewelacyjnym widokiem na Feld am See Na koniec dnia zostały trasy nr 14 i 16 - może niezbyt urozmaicone, ale szerokie oraz wciąż dobrze się trzymające. Jak już wspomniałem, zjazd do bazy odbyłem zamkniętą 13'ką (jakoś nie lubię jeździć krzesełkami na dół ) - trochę walka o sprzęt, ale co przejechane, to moje. Koniec końców był to całkiem udany dzień, a 44 km w nogach - biorąc pod uwagę warunki - to imho dobry wynik Teraz najważniejsze - czy polecam ten ośrodek? To zależy. Na pewno jest to dobra opcja na weekend, bo z uwagi na trochę skansenowaty charakter jest tam raczej pusto. Choć i tutaj coś może się zmienić, bo w St. Oswald działają już nowa gondolka i krzesełko, więc pewnie i reszta ośrodka sukcesywnie będzie zaliczać upgrade. Jednak mając do wyboru idealny warun i pełną lampę tu lub w Nassfeld, zdecydowanie wybiorę to drugie. --- Dzień 3 (poniedziałek), Gerlitzen Wybaczcie, nie będę za wiele się rozpisywał bo tu trzeba jeździć a nie pisać; w skrócie: RE-WE-LA-CJA! Pod gondolką w Annenheim zameldowaliśmy się jeszcze przed 8, więc o 8:30 byliśmy na szczycie. Na kopule szczytowej wiało tego dnia niemiłosiernie (zwłaszcza do południa, kiedy to się zachmurzyło), ale co się wyjeździłem to moje. Pierwsze zjazdy czerwoną jedynką i czarną dwójką (choć ja nie wiem z której ona strony jest czarna) to było najlepsze co tylko może się narciarzowi trafić - równiutki sztruks, pełna lampa, pusty stok. Ciąłem zakręty jak po*ebany, póki tylko nóg starczyło. 24'ka do orczyka na początku była lekko zmrożona, więc przyczepności było mniej niż więcej, ale na drugim zjeździe już było jak trzeba. No i King of the Hill, czyli trasy 13, 14, 15 i 16 prowadzące na północną część góry. Pomimo, że trafiliśmy tam dopiero koło 10, to wciąż było idealnie - 900 m verticala długim skrętem i na prawie pełnym gazie, uśmiech mi z gęby nie schodził przez cały zjazd! Z tras wartych polecenia urzekła mnie też czerwona 8'ka. Dosyć wąska, trochę "karkonoska" w profilu i odczuciach, i dająca furę frajdy z carvingowania. Na koniec dnia: niech 52 km w nogach i vmax=82 km/h (w końcu było jak i gdzie się puścić!) mówią same za siebie. Jeśli tylko ktoś z Was będzie miał taką okazję, to gorąco polecam ten ośrodek - idealnie wyprofilowane, zróżnicowane, a do tego (zwykle) szerokie trasy robią mega robotę! --- Dzień 4 (wtorek), Mölltaller + Ankogel Ponieważ było już miło, to teraz dla odmiany musi być tak sobie... Czwartego dnia wybraliśmy się na Mölltaller. W zasadzie to gdzie byśmy nie pojechali to by było źle, bo wszędzie miały być chmury i śnieg, ale liczyliśmy na to, że a nuż na lodowcu będzie - z uwagi na wysokość w m n.p.m. - nieco lepiej. Niestety, srogo się przeliczyliśmy. Pod wagonikiem byliśmy o 8:30, koło 9 byliśmy nad Eissee. A tam prawie wszystko zamknięte (łącznie z Panoramabahn, które według komunikatu miało kręcić). Śnieg kopny (gruba warstwa), widoczność licha (dlatego zdjęć brak), a do tego całkiem duży tłok, więc zjechaliśmy co było do zjechania (9, 10, 11, 12) i po krótkiej naradzie uznaliśmy, że trzeba stąd uciekać, bo gorzej być już na pewno nie będzie. A że w okolicy najbliżej jest Ankogel, to tam też się wybraliśmy A co nas czekało w Ankogel? Ano niespodzianka. Zajechaliśmy na miejsce chwilę po 13, i okazało się, że na miejscu warunki są zupełnie inne (lepsze!) niż na Mölltalerze. Przede wszystkim było tam całkowicie pusto (choć nie wiem, czy od rana tak, czy dopiero po południu ośrodek opustoszał), do tego śnieg też jakby mniej kopny niż na lodowcu. Do tego im dalej w dzień, tym coraz więcej przejaśnień! W skrócie: 1 i 1a rewelacyjne (zwłaszcza ta druga, bo i mniej zjeżdżona), podobnie 6'ka; kręciliśmy tam aż do samego zamknięcia naprawdę dobrze się bawiąc. Na dół zjechałem nieczynną 2'ką - dużo muld, mokry i ciężki śnieg, ale trasa przejezdna bez problemu. Podsumowując, Ankogel skojarzył mi się trochę z Kasprowym Wierchem na sterydach - podobne odczucia z jazdy i otaczającej przestrzeni i generalnie jazda na tak! Koniec końców wyszło prawie 30 km, z czego 12 "zmęczyliśmy" na Mölltalerze, a kolejne 18 - w nieco krótszym czasie - już w Ankogel, które zdecydowanie uratowało nam dzień. O lodowcu się nie wypowiem, bo zdecydowanie muszę dać mu drugą szansę w lepszych warunkach, za to Ankogel to rewelacyjny i nieco bardziej kameralny ośrodek, idealny na jeden dzień. Na plus wysokogórski klimat, na minus trochę upierdliwa gondolka na Hannoverhaus, na którą trzeba czasem poczekać - nie z uwagi na tłum (bo go nie ma), a fakt że jest raz na 7 minut. --- Dzień 5 (środa), Drei Zinnen (Dolomity) Na koniec wyjazdu, niespodzianka i szybki wypad w Dolomity, do 3 Zinnen. Dlaczego? Ano, bo prognozy były takie, że jeśli gdzieś, to właśnie tam jest szansa na złapanie odrobiny słońca na koniec wyjazdu. W Verschiaco meldujemy się o 8:30, szybciutko kupujemy karnety i jeszcze przed 9 jesteśmy pod szczytem Monte Elmo. Niebo zachmurzone, ale widoczność dobra; warunek śniegowy rewelacyjny. Przez pierwsze pół godziny jest jeszcze pusto, dopiero potem robi się ludniej, ale wciąż bez kolejek do wyciągów. Na początku zaliczyłem dwa zjazdy czarną 13'ką, pomimo tego, że dwa razy celowałem w dłuższy, czerwony wariant. No cóż, ostatnie czego się spodziewałem, to że zjazd na niego będzie tak schowany. Koniec końców oba warianty znajduję jako bardzo fajne: 1) czarny jest zdecydowanie bardziej wymagający i dający mocno popalić udom, choć w tak dobrym (wzorcowym!) warunku zjazd nim to sama przyjemność; z kolei 2) czerwony daje dużo więcej przestrzeni na wariactwa i oddanie się prędkości . Generalnie, trasy w górnej partii trzymały się dobrze aż do końca dnia, pomimo lekko plusowych temperatur i popadującego do południa śniegu. Na trasach nr. 11, 40 i 41 (przebicie w stronę Signaue) było jednak sporo gorzej - na ściankach były już całkiem spore odsypy, a im niżej tym bardziej cukrowaty był śnieg. Miałem nawet wątpliwości czy na 41'ka zawitał w ogóle ratrak, ale koniec końców wydaje mi się, że po prostu na co trudniejszych fragmentach to narciarze tak mocno zdegradowali stok. Niekwestionowaną gwiazdą dnia była na pewno trasa 5a, gdzie można było grzać ile fabryka dała i ciąć zakręty do woli, bez oglądania się na to czy w kogoś wjedziemy (bo nie było w kogo ). Dobrze się też trzymał czarny wariant trasy nr. 3; niestety czerwoną 10'kę zamknęli nam slalomiści. Na dodatek, oprócz okazji do rewelacyjnej zabawy (skorzystaliśmy również ze slalomu na 5b) w końcu zaczęła nam sprzyjać pogoda! "Gwiazda dnia": Na koniec dnia wróciliśmy na Monte Elmo, gdzie aż do godz. 16 tłukliśmy warianty trasy nr... 16 (przypadek? ) Koniec końców dzień oceniam jako rewelacyjny. Po pierwsze, w nogi weszło aż 56,6 km zjazdu (to chyba mój osobisty rekord; łącznie z wyciągami wyszło ciut ponad 100 km) oraz 11 200 m verticala. Po drugie, popołudniowe słońce i panorama na Dolomity znajduję bardzo miłym akcentem na koniec wyjazdu. Minusy? Na pewno cena karnetu, 74 euro za dzień jazdy to sporo. Malutkim minusem kładą sie też plusowe temperatury i dosyć szybka i mocna degradacja południowych stoków; na szczęście te o północnym nachyleniu nadrabiały! Pozdro, Rumcayz
    32 punktów
  6. W weekend dotarłem z rodziną do ośrodka Hinterstoder w Górnej Austrii. Nastroje przed wyjazdem średnie, z uwagi na to co dzieje się na wschód od Polski i w sumie z żoną rozważaliśmy odwołanie tej całej eskapady, ale ostatecznie z uwagi na dzieci, postanowiliśmy nie zmieniać planów. Nigdy nie jeździłem wcześniej w żadnym ON w Górnej Austrii i szczerze mówiąc, gdyby nie relacje z Pucharów Świata, pewnie nie zwróciłbym uwagi na nazwę Hinterstoder. Do tego tak się złożyło, że jeden z moich klientów pochodzi z okolicy i nas tutaj zaprosił. Ośrodek jest dla mnie dużym zaskoczeniem na plus - generalnie nastawiłem się na stosunkowo kompaktowy, jak na warunki Austriackie (40 km tras) ON położony stosunkowo blisko Polski (z Krakowa wyjechaliśmy 5:20 rano, a przed 12tą zameldowaliśmy się w miasteczku na dole. To co mnie zaskoczyło, to fantastyczne widoki na pasmo Totes Gebirge (czyli w dosłownym tłumaczeniu Góry Martwe - chodzi o brak roślinności) z najwyższym szczytem Grosser Priel (trochę ponad 2,5 tys mnpm) i trasy - niby nie ma ich mega dużo, ale są naprawdę fajne. Zdjęcia z chmurami z wczoraj - te bezchmurne z dzisiaj: Zwłaszcza osoby lepiej jeżdżące docenią ten ON, bo nawet niebieskie w wielu innych miejscach oznaczone byłyby raczej kolorem czerwonym, a niektóre czerwone, to takie raczej bordowe. Sztandarową trasą jest trasa Pucharu Świata sygnowana imieniem i nazwiskiem Mistrza Świata Hannesa Trinkla. Jest też trasa oznaczona Inferno - z nachyleniem 70% - nie powiem, zrobiła na mnie wrażenie. Mieszkamy na wysokości ponad 1400 mnpm w enklawie domków (niem. Huette), gdzie z miasteczka Hinterstoder dociera się płatną blisko 10 km drogą, na której zimą co do zasady obowiązuje nakaz zakładania łańcuchów na koła. Latem jest to też fajny podjazd rowerowy (co zresztą widać na folderach): Plusem mieszkania na tej wysokości i w tym miejscu jest to, że wychodząc na stok przed 9-tą rano (wyciągi ruszają 8:45), człowiek zastaje taki widok jak poniżej na zdjęciu. To tutaj znajduje się serce tego ośrodka, z jego głównym wyciągiem 6-os kanapą. Z boku jest jeszcze jedna gondola - znacznie mniej dzisiaj oblegana oraz 2-osobowe krzesło, które na górze "spotyka się" z tą 6-os kanapą i być może z powodu tego, że trochę się dubluje - było wyłączone. Jest też trochę orczyków, gdzie trenowały m.in. kluby, bo tam mają trasy treningowe: Z tej 6-os. kanapy - z górnej stacji można w zasadzie dostać się do każdej trasy tego ON. Powyżej znajdują jeszcze dwa orczyki, obsługujące bardzo fajne niebieskie trasy z piękną panoramą gór. To są najwyżej położone trasy tego ośrodka - na ok. 2 tys. mnpm: ON oczywiście nie jest dla tych co lubią mieć setki kilometrów tras w zanadrzu, w zasadzie przez cały dzień można zwiedzić każdą trasę; jest ich jednak mimo wszystko na tyle dużo, że i są na tyle fajne, że mnie to w zupełności odpowiada. Jest też niemały teren dla najmłodszych - nazywa się Sunny Land - jeżeli dorosły ma karnet to za 4 EUR extra dziennie, maluch ma tam wstęp. Jak widać na zdjęciach pogoda dopisuje. Cały tydzień ma być dość pogodny. Zaskoczyły mnie bardzo dobre warunki śniegowe - o ile na dole w miasteczku śniegu może nie ma turbo dużo - jakieś 20-30 cm, to tutaj na górze jest go blisko półtorej metra. Do tego wiele tras do pewnego momentu, a niektóre w zasadzie przez cały dzień - są w cieniu, przez co mimo nie jakiś ogromnych wysokości nad poziomem morza, jak na Austriackie warunki, to trasy są jak stół. Szybkie, zmrożone, twarde. Na koniec jeszcze taka panoramka:
    32 punktów
  7. To teraz się pewnie narażę większości na forum Skitury są nudne! ...i żeby trochę złagodzić mój przekaz, po moim pierwszym doświadczeniu z takimi nartami, napiszę: dobrze, że są... ale to nie jest sport dla każdego. Mi podobało się średnio i jest ku temu kilka powodów. Mam nadzieję, że po takim wstępie zachęcę Was do tego by przejrzeć i przeczytać niniejszy wpis na blogu do końca. SKITUROWA WIERCHOMLA Zeszłotygodniowy wypad do Przyjaciół w Beskid Sądecki, to były dwa cele. Pierwszy: Ryterski Raj (plan na sobotę i poniedziałek), cel drugi, to wycieczka na nartach w niedzielę - dzień, w którym spodziewaliśmy się dzikich tłumów, w każdym z ośrodków, ponieważ pogoda w prognozach zapowiadała się znakomicie. Lekki mróz o poranku, a potem piękny, słoneczny dzień. Wybór padł na Wierchomlę ponieważ @Majkel miał przetestowaną tutejszą wypożyczalnię oraz na naszym debiucie postanowiliśmy połączyć turowanie trasowe, z poza trasowym. Za komplet sprzętu, na cały dzień płaciliśmy 70 PLN (narty, kije, buty). Tego dnia debiutowałem nie tylko ja, dla Pauli i dla Gosi (żony Michała) - to był również dziewiczy dzień na tego typu deskach. Jak wiecie uwielbiam chodzić po górach i moje nastawienie do tej przygody było bardzo, bardzo optymistyczne. Utwierdziłem się w przekonaniu, że jest to alternatywa dla SKI kochających gdy o poranku zobaczyłem jaka jest ilość narciarzy oczekujących pod stacją dolną kolei w tutejszym ON. Oczywiście jeśli chodzi o zasłanianie ust i nosa, dystans społeczny - absolutny brak. Brak nawet pozorów. Kilka minut na zapoznanie się z działaniem całej maszynerii, krótka chwila na zdjęcie spod kurtki jednej z warstw bielizny i ruszamy dziarsko w górę. Na trasie zjazdowej tłumy. Masa narciarzy bezkijkowych, masa narciarzy w jeansach 😮 Jestem zaskoczony niskim poziomem technicznym jeżdżących tutaj... chyba to wynika z faktu, że tutejsza górka jest raczej łagodna i przyciąga początkujących i lekko zaawansowanych. Gdy tak sobie klapałem do góry nie zauważyłem naprawdę dobrego narciarza No właśnie... ...mimo, że wyciąłem bystro do góry i szybko wyprzedziłem całą ekipę, to zauważyłem kilka niedogodności tego typu narciarstwa podchodzeniowego. Mimo, że niby lekki sprzęt, to nie jest wcale tak lekko. Buty choć miękkie i niby też lekkie, to wcale dużo nie odbiegają od wagi butów zjazdowych. Reasumując pierwsze spostrzeżenie - na taką górkę chyba lepiej byłoby podchodzić w nartach biegowych, mam wrażenie... i przekonanie (muszę spróbować koniecznie) o większych zaletach oraz większej przyjemności ze "śladówek". Drugie - niekomfortowe odczucie, to te buty moje nogi i piszczele bez komfortu (kilka par w wypożyczalni przetestowanych - optymalny wybór, z fajnym trzymaniem) ...a sama noga, choć ubrałem cienkie skarpety Sidasa szybko się spociła - pojawiły się lekkie luzy i obtarcia. Czy to fajne? Cóż? Z pewnością napiszecie, że sprzęt pewnie tani, słaby, źle dopasowany... pewnie po części racja. Pewnie napiszecie, że jestem książę i lubię komfort i wygodę - też pewnie częściowo racja. Moje wyobrażenie o biegówkach chyba jednak jest bardziej pozytywne po doświadczeniu skiturowym - nie mogę się doczekać próby na wąskich nartach Szybkość podchodzenia? Słaba...a przecież jestem wysportowany i w życiowej formie 😮 W zwykłych butach i w raczkach poruszałbym się o wiele szybciej.... baaa nawet w rakietach śnieżnych pod górę byłoby szybciej... Autor bloga: Zjawisko, z którego zdaję sobie sprawę tutaj... Jazda gromadna 😮 Ludzie jeżdżą na trasach zjazdowych w stadach. Jedzie stado, potem przerwa...i znowu stado. Co narciarzy skłania do takich zachowań, nawet początkujących? Brak stada - całkiem pusto Dochodzimy do tutejszej knajpki dosyć szybko. Robimy krótką przerwę i wymieniamy się swoimi spostrzeżeniami z pierwszych chwil na skiturach. Paula jest zachwycona, Gosia mniej... Michał jest gotów porzucić całkowicie zjazdówki...a ja sceptyczny... Wierny sztruksowi, twardym trasom i szybkości przemieszczania się, turystyki trasowo - wyciągowej. Paula: Przyjaciele W permanentnym i wiecznym sporze Nie tylko światopoglądowym ale również narciarskim Kilka chwil i jesteśmy na górze Idziemy w stronę Pustej Wielkiej. Za Michałem dzielnie kroczą panie... Odsłaniają się przed nami widoki I to jest to, co w turach jest świetne. Kilkaset metrów od ludzi i jest cisza, spokój i niezmącona niczym przyroda i zima... pytanie, czy koniecznie akurat na skiturach? - takie wątpliwości się pojawiają w mojej głowie jak mijają nas, raz po raz, narciarze biegowi. Atmosfera wycieczki jest doskonała. Uśmiechy pojawiają się na twarzy...a ja czekam niecierpliwie na pierwsze doświadczenia zjazdowe bez fok... z fokami, nawet z niewielkich górek przyjemność jest żadna. Narty hamują, człowiek musi się pilnować, bo na niezapiętych wiązaniach można paść szybko na kolana bądź na twarz Dobrze, że koordynacja ruchowa w człowieku jest duża. Dochodzimy do tego, co w Polsce i polskich ON jest tragiczne... upadek! Połączenie ze Szczawnikiem i tutejsze wyciągi, infrastruktura jest w ruinie. Żal i przykro na to patrzeć... Mijamy kapliczkę - piękna zima i dla oka coś klimatycznego. Oznaczenia szlaków pieszych, skiturowych i rowerowych jest świetne. Pora na kilka zdjęć z widokami Narty trzymają na powierzchni...a i kij?... a kij się zapada do połowy. marboru i @Majkel Robimy zjazd, w tym co widać za nami... Mimo, że jest nachylenie, to? To jest wolno... takie bujanie się. Fakt narta w takim śniegu wygląda fajnie jakby płynęła. Trzeba się pilnować i jechać coś na kształt śmigu. Czy to takie bardzo fajne i przyjemne? Normalne. Sam osobiście czerpię pokłady radości, adrenaliny i zabawy w jeździe na krawędziach na szybkim, a nawet zlodzonym stoku. Śmieję się do Michała, że to takie narciarstwo dla dziadków Mimo, że zjechaliśmy, to na górze jesteśmy szybciej niż dziewczyny (one piły herbatkę gdy "płynęliśmy" trochę na dół). Dochodzimy do skrzyżowania szlaków i kolejnej górnej stacji orczyka w upadku Rezygnujemy z Pustej Wielkiej...na necie sprawdzamy ten szlak i nie wydaje się atrakcyjny. Tyle dobra niewykorzystanego.... @Bumer wiem, że to miejsce jest Ci bliskie. Wygląda to, tak... @artix te ślady, to coś dla Ciebie. Mnie nie przekonasz jednak do jazdy poza trasą Jest zwyczajnie bardzo wolno 😮 Idziemy dalej. Po kawałku podejścia jesteśmy w górnej stacji Szczawnika. Znowu upadek...aż żal patrzeć, czy nawet robić zdjęcia Tu postanawiamy ponownie zdjąć foki i zawrócić by skierować się w stronę bacówki - mamy delikatny zjazd. Jeszcze widok na Jaworzynę Krynicką (przepraszam za nieostre foto): Ponownie mamy wolne zsuwanie... ...trochę kijkowania i ponownie myśli o biegówkach jak patrzę na ślad po kolejnych osobach na takich nartach. Klimaty i spokój... I za chwilę? Disco Polo Party... Kuligi, ogniska, grille, alkohol i głośne "majteczki w kropeczki"... Żal patrzeć... dramat! Mijamy "towarzystwo"...i dochodzimy do bacówki. Ludzi dużo, a w środku cisza i spokój. Zamawiamy zupy i pysznego schabowego na wynos. Popijamy herbatkę z termosów i staramy się odpocząć mając nieopodal dziki tłum. Tutaj też trochę upadku...zaniedbania... no ale dla kogo? Dla kogo, ktoś miałby to naprawiać? Dla fanów Zenka, czy Sławomira? Widoki rekompensują nam głośną muzykę i rubaszny klimat naszego społeczeństwa. Tatry tak blisko, a tak daleko... Zbieramy się do powrotu. Mamy dwa lekkie podejścia - już nie zakładamy fok. To bez sensu... zdjęta foka nie klei się do narty zbyt dobrze - roboty przy tym wiele. To dla mnie mega słabe jest w skiturach (kolejny minus). Że też ludzie nie znajdą jakiegoś prostszego sposobu na to? Ostatnie dość strome podejście - po prostu zdejmuję narty, biorę w ręce i podchodzę w butach. Dochodzimy do ostatniego zjazdu - trasowego. I? Słabo... Lekkie, "styropianowe" narty, to kompletny brak przyjemności z jazdy w dół. Zsuwanie się, lawirowanie pomiędzy malutkimi odsypami w taki sposób, by nie stracić równowagi... a na fragmentach lodowych totalna porażka. Obiecywałem sobie wiele po zjazdach...a tu rozczarowanie poza trasą, rozczarowanie na trasie. Sprzęt niezbyt wygodny, problematyczne foki, wiązania - zapinanie, przepinanie, klejenie, odklejanie - to wszystko jest zwyczajnie upierdliwe. Wrócę do stwierdzenia z początku tego wpisu: NUDY! Dla mnie narciarza sztruksowego, zjazdowego, to tylko jakaś odskocznia, odmiana. Skitury, to bardziej wycieczki, przygoda...ale i tutaj może się okazać, że szukając ciszy i spokoju trafimy na tłum i "Miłość w Zakopanem". Duży, fajny plus - integracja i spędzanie czasu w grupie... ale, czy do tego potrzebne jest uprawianie tego sportu? Nie. Muszę koniecznie zrobić test biegówek oraz chodzenia w śniegu w rakietach, czy raczkach, rakach. Na chwilę obecną, po pierwszym razie muszę napisać, że skitury nie są dla każdego. Jeśli chcecie spróbować, to weźcie sprzęt z wypożyczalni i spróbujcie - absolutnie odradzam jego kupowanie - podobno (nie sprawdzałem) na giełdach jest dużo prawie nie używanych tego typu nart, czy kijów - nie dziwię się. Można się rozczarować. Zaznaczę, bo niniejszy wpis jest dość kontrowersyjny - to co napisałem powyżej, to są moje subiektywne odczucia! Odczucia laika po debiucie i jednym skiturowaniu na średniej, bądź słabej jakości sprzęcie (na piszczelach siniaki), w terenie dość uczęszczanym przez ludzi. @JC mam nadzieję, że nie usuniesz tego wpisu Na koniec? Mimo wszystko było warto! Dla takich widoków... Czy wrócę do podchodzenia i tego sportu? Pewnie tak - to alternatywa dla weekendów w górach i tłumów przy wyciągach gdy jest piękna zima i dużo śniegu. ...ale nim to zrobię, to kolejnym razem wypróbuję narty biegowe Mapka naszej 11 kilometrowej wycieczki: Na koniec relacji żegnamy Wierchomlę ostatnim zdjęciem: Jak długo to miejsce będzie funkcjonować narciarsko? Po tym co zobaczyłem, to niestety rozwoju tu nie ma, a raczej upadek i dogorywanie. Żal... bo to przecież kultowe na narciarskiej mapie Polski miejsce. 30 dzień na nartach w sezonie 2020/21 zaliczony Pozdrawiam marboru
    32 punktów
  8. W tym roku ze względów osobistych nie mam okazji jeździć na narty, więc gdy pojawiła się szansa na kilkudniowy wypad, postanowiłem odwiedzić jakieś ciekawe miejsce. Po ubiegłorocznej, udanej przygodzie na wulkanie Etna, o czym pisałem tutaj: tym razem moją uwagę przykuła Grecja i największy, działający tam ośrodek narciarski: Parnassos. \ Ośrodek położony jest na zboczach masywu Parnas, ok. 200km na północny zachód od Aten. Jest on całkiem dostępny komunikacyjnie z Polski: z Katowic do Aten w 1 godz. 50 min. dolecimy Ryanairem, a podróż samochodem z Aten do ośrodka zajmuje ok. 2,5 godz. (częściowo płatną autostradą, której koszt to ok. 10 euro w jedną stronę). Największą bliską, większą miejscowością Arachova, stanowiąca sporą bazę noclegową (czas przejazdu do ośrodka to ok. 25-35 min). Jest tam też sporo restauracji i sklepów z pamiątkami, a także sklepów i serwisów narciarskich. W weekend miasteczko jest oblężone, w tygodniu spokojne i senne, w związku z czym sprzedawcy chwytają gościa za gardło już w progu i nie sposób stanąć tak, by nie wyrósł przed tobą, zachwalając jakieś trzymane w dłoni lokalne cudo. Sam ośrodek oferuje ok. 35km nartostrad (niebieskich i czerwonych), obsługiwanych przez wyciągi gondolowe (częściowo połączone z 6-osobową kanapą), 2- i 4- osobowe kanapy, Pomy i wyrwirączki. Składa się z dwóch połączonych mniejszych stacji: Fterolaka i Kellaria, położonych między 1650 a 2250 m.n.p.m. Całodniowy karnet kosztuje 20 euro, a karnety wielodniowe można nabywać tylko na okres piątek-niedziela. Kellaria jest nieco większym ośrodkiem i tu działa dużo większy parking oraz wypożyczalnia i serwis. Wypożyczenie nart i kijków (buty miałem swoje) kosztuje 10 euro za dzień, przy czym sprzęt sprawia wrażenie, hmmm, mocno już zamortyzowanego 😉 Ponadto na stacji pośredniej znajduje się bar, restauracja i druga wypożyczalnia (w opinii personelu wypożyczalni z dolnej stacji – „dużo gorsza”). Trasy mają bardzo fajny profil – położone są ponad linią drzew, są szerokie i przyjemnie nachylone. Tylko te prowadzące do dolnych stacji są nieco węższe. Ilość śniegu i białych szczytów – nawet jak na lichą, tegoroczną zimę – zaskakuje i ukazuje nieco mniej znane oblicze Grecji. Z jednej stacji do drugiej dostać można się gondolowym łącznikiem, z którego rozpościera się ładny widok na Zatokę Koryncką. Ciekawy klimat stacji tworzy jej „antyczna” otoczka. Sam Parnas to mitologiczna siedziba Apolla. Nartostrady mają nazwy zaczerpnięte z mitologii: „Afrodyta”, „Herakles”, „Hera”. Ponadto, około 10 minut jazdy od Arachovy znajdują się Delfy, gdzie można odwiedzić muzeum archeologiczne jak i ruiny starożytnych budowli, w tym świątyni Apolla i świetnie zachowanego amfiteatru. To tutaj działała sławna „wyrocznia delficka”. Można jeszcze wspomnieć o karygodnym poziomie obsługi klienta, choć z drugiej strony trzeba przyznać, że w 8-osobowej gondoli znajomości zawierane są bardzo sprawnie i wagonik często szybko staje się miejscem żywych dyskusji. Sam masyw jest skalisty i pozbawiony roślinności, więc w czasie takiej zimy jak teraz – ubogiej w opady – problemem są kamienie na stokach. Ja podczas pierwszego dnia wjechałem w imponujący głaz, który odłupał spory kęs ślizgu i wygiął krawędź. Na szczęście w wypożyczalni nie przejęli się tym zbytnio 😉 Problem rozwiązałoby naśnieżanie, ponieważ od zmierzchu do świtu temperatura regularnie spada poniżej zera, jednak – podobnie jak Etna – Parnas działa wyłącznie dzięki naturalnym opadom. Reasumując- pewnie niewielu zdecyduje się na narciarski urlop w Grecji, ale podczas zwiedzania Grecji zimą z Ryanairem i wizyty w sławnych Delfach warto pomyśleć o poświęceniu jednego dnia na odwiedzenie greckich stoków Strona internetowa ośrodka: https://parnassos-ski.gr/ Warto też zajrzeć na fanpage na Facebooku, gdzie administratorzy psioczą na prognozy pogody, które chybionymi prognozami silnych wiatrów odstraszają potencjalnych gości, a sami goście psioczą na kamienie i obsługę 😊 https://www.facebook...arnassosski.gr/ A koniec mała reklama - można polubić mnie na facebooku, gdzie na moim niekomercyjnym fanpage opisuję różne narciarskie przygody. Zapraszam https://www.facebook.com/skibumpl/
    32 punktów
  9. Luty na Hintertuxie był mocno słoneczny i temperatury odpowiednie, większość dni na solidnym minusie. Były ostatnio ze trzy dni w chmurach, ale za to z opadem śniegu, którego zawsze chciałoby się więcej. Od wczoraj ponownie przeważnie słońce. Dzisiaj się wydawało, że cały dzień będzie bezchmurny Narciarzy średnio od 1500 do 7000 dziennie, czyli dało się jeździć całkiem swobodnie, zwłaszcza gdy często wybierałem się poza nartostrady. W gondoli między Sommerberg a Fernerhaus często byłem sam Na trasach zero lodu, albo twardo albo odsypy nie utrudniające jazdy. Krajobrazowo (widokowo) oczywiście pierwsza liga alpejską Osobiście wolę gdy niebo nie jest bezchmurne i takich dni nie brakowało Było kilka dni z ograniczoną widzialnością Na szczęście jest sporo rozstwionych tablic w newralgicznych miejscach Na dolną stację zaglądałem doś często Widok z Tuxa w kierunku Hintertuxa Domki koło Sommerbergu Nic mnie tak nie wnerwia jak niszczenie pięknego puchu, jak można robić to przede mną... Niszczenie sztruksu jest mi bardziej obojętne Nie ma to jak po opadzie brać się do roboty Pozdrawiam.
    31 punktów
  10. Dzisiaj po raz drugi byłam na naszej lokalnej oślej łączce, czyli Szczecińskiej Gubałówce. Mimo iż przyjechałam kilkanaście minut po dziewiątej, to byłam pierwsza i to dla mnie włączono wyciąg . Królową stoku byłam gdzieś przez pierwsze pół godziny, potem zaczęli schodzić się ludzie i pod koniec - przed 11.00 jeździło coś koło dwunastu osób. Pogoda i warunki nawet fajniejsze niż tydzień temu: +1 stopni, sztruksik przyprószony centymetrową warstewką świeżego śniegu, który przepadał w nocy, słoneczko, sceneria zimowa. Pod koniec już trochę odsypów - wyjeździłam 22 wjazdy i do domu. Sprzęt: Stok o poranku: Jako, że to zajęcia edukacyjne polegające na nauce jazdy slalomem, to i slalom ustawiono: Pozdrawiam
    30 punktów
  11. I ostatnia część. Dziś mój nr 1 to Pośredni. Fenomenalne warunki śniegowe, około 30-40 naturalnego śniegu, do tego miejscami sporo sypnięte lancami i armatami. Ilość śniegu. Hala Hala cd. I tak. Tak też. Taki widoczek. Na górze jakby więcej miejsca. Nowa knajpka w dole. Pod Rudym Kotem - czynne.
    30 punktów
  12. Mała relacja z legendarnego stoku jakim jest Nosal. Obecne zamknięty, a wywiad z lokalesami dał mi info iż główna blokadą aby przywrócić stok do życia jest Park. Są też podobno zawiści które nie chcą pozwolić aby konkurencja zaczęła ponownie działać. Syn jest w szkółce pod nosalem, więc nie mogłem przegapić takiej okazji. Miałem dwie godziny na tą wyprawę więc trzeba było się uwijać. Ze specjalną dedykacją dla naszego forumowego experta @leitner 😀 Powinienem był zabrać ze sobą nart bo warunki pozwalają na zjechanie do samego dolu. Cdn.
    29 punktów
  13. Dzień 3 Trzeci dzień to trzeci ośrodek, tym razem wybór pada na Sillian - ośrodek czynny od 8:30 i klasycznie jesteśmy jeszcze na chwile przed otwarciem. Łącznie czekających jest może 12 narciarzy i dwie osoby z obsługi. Dzisiaj do południa pochmurno, czasem słaby kontrast, ale da się jeździć. Rano ludzi jak na lekarstwo, około 10:00 dojechało trochę szkółek, ale jeździli bodjaże maks. do 13:00, bo nagle zniknęli. Trasy w ośrodku mają ekspozycję głównie wschodnią i północno wschodnią. Jedynie zjazd na sam dół jest na południe. Stąd pierwsze szusy wykonujemy właśnie na sam dół. Trasa jest przepiękna, pokręcona, z wieloma naturalnymi garbami. W głównej mierze położona w lesie, dopiero ostatni kilometr wyprowadza nas na łąki. W ośrodku są 3 krzesła z czego jedno wolne niewyprzęgane - Gadein. Sillian to dla mnie przykład jak należy budować ośrodki narciarskie. Tylko z jednego krzesła Thurntaler mamy 7-8 możliwości różnych kombinacji zjazdów trasami 1a, 2, 3, 4, 5 i 5a. Do tego dołożyć szybkie krzesło Auservillegraten i trasę nr 6 (6a była nieczynna) i nie sposób się nudzić przez cały dzień. Dodatkowo taki układ powoduje, że właściwie nie ma szans na tłok na trasie - nawet jakby były spore kolejki do kolejek. Widokowa trasa 1a poprowadzona granią. Przed 11:00 mały odpoczynek. Jak zwykle dopada nas syndrom trzeciego dnia, gdzie skumulowane zmęczenie daje o sobie znać. Ale wcinamy trochę kalorii i od razu humory się poprawiają:-) Jeden z najlepszych apfelstrudli jakie jadłem, a zwłaszcza sos waniliowy o konsystencji gęstej śmietany - pyszności. Do dostania w knajpce przy dolnej stacji krzesełka Auservillegraten. Do tego dochodzi przemiła obsługa no i najniższe ceny - niecałe 5 euro za porcję dolna stacja krzesełka Auservillegraten Końcówka trasy nr 6 Po południu już pełna lampa - po godz. 15:00 już zupełne pustki na stokach:-) Młody po 15:30 zmęczony rezygnuje z dalszej jazdy i wraca gondolką na sam dół. Ja robie jeszcze raz pętelke bubliną i jadę na nartach do stacji pośredniej, a później już gondolką na dół - jakby to @marboru powiedział "nogi bolo":-) Na tym zdjęciu widać fajnie różnicę pomiędzy zboczami z ekspozycją południową i północną:-) Jeszcze tylko małe zakupy w Lienzu. Chciałbym mieszkać w miejscu, gdzie nawet wychodząc z supermarketu ma się takie widoki:-) Dzień czwarty Rano szybkie pakowanie i pożegnanie z przemiłą właścicielką i jedziemy do ostatniego już ośrodka w naszym skisafari - St. Jakob im Defereggental. Jak zwykle jesteśmy na około 20 minut przed otwarciem, więc bez problemu parkujemy samochód w pobliżu gondolki. Mamy jeszcze chwile czasu na małe obfotografowanie okolicy Klasycznie już czekamy parę minut jako jedni z pierwszych na otwarcie wrót do raju:-) Dość krótka gondolka (niecałe 700m przewyższenia) wyprowadza nas do dolnej stacji krzesełka Mooserberg. I to krzesełko jest chyba jedyną wadą ośrodka:-) Niestety niewyprzęgane i podróż chwilę trwa, a przy nim są fajne trasy nr 1, 2 i 3. Początek czarnej trasy T Wjeżdżając na górę zauważamy, że krzesełka Weißspitzbahn są zdejmowane. Mocno nas to martwi, bo to kluczowa kolejka w tym ośrodku. No nic, na razie musimy sobie radzić i jeździmy trasami 2 i 3. Około 10:00 rusza krzesełko Weißspitzbahn więc jedziemy na tamtą stronę i katujemy trasy 7,8 i 9 O dziwo jazda tymi trasami nie jest zbyt fajna, z uwagi na dość mocny przeciwny wiatr, który na wypłaszczeniach powoduje mocne zwolnienia, a czasem prawie zatrzymania. Stąd wracamy z powrotem na wolne krzesełko i trasy 1 i 2. Przed 12:00 ponownie lądujemy na trasach 7, 8 i 9. Obserwujemy też jeżdżących na czarnych trasach przy nowym krzesełku Leppleskofelbahn. I w końcu też się skuszamy na te trasy. Są świetne, choć krótkie (około 1300m długości). No i na początkowej ściance przy 10-tce wychodzi trochę kamieni. po około 2h wracamy na trasy przy krzesełku Weißspitzbahn, wiatr ucichł i tam już jeździmy do końca dnia. Ludzi w ośrodku jest mało - poniżej zdjęcie z godziny 13:00. Około 14:00 zjeżdżamy ostatni raz i jedziemy czerwoną T na sam dół. Zamierzaliśmy zjeść w Eggenhutte, ale przejeżdżamy zjazd do niej i jedziemy na sam dół. No ale jeść trzeba więc w drodze powrotnej zatrzymujemy się w Matrei w klimatycznej knajpce Wirtshaus, gdzie wpada nam na talerze klasyka gatunku czyli TirolerGrostl Po jedzeniu wsiadamy do samochodu i wracamy do domu. Dojeżdżając do Salzburga obserwujemy ogromny korek mający minimum kilkanaście kilometrów - dobrze, że jedziemy w przeciwnym kierunku. Cała podróż przebiega bezproblemowo, choć od Salzburga do okolic Sankt Polten ruch jest bardzo duży. W domu meldujemy się tuż po 2:00 w nocy zmęczeni, ale szczęśliwi. Podsumowując wyjazd bardzo udany, nie sądziłem, że w sezonie uda się pojeździć praktycznie bez kolejek. Właściwie każdy z tych ośrodków jest warty odwiedzenia i zapewne zawitam do nich jeszcze nie raz. Najsłabsze wrażenia mamy z Heiligenblut, ale w odbiorze tego ośrodka nawarstwiło się kilka rzeczy: głównie zmęczenie całonocną podróżą, temperatura i położenie stoków. Na pewno będę chciał tam wrócić w bardziej mroźnej aurze. Za najlepsze uważamy Sillian i Kals, choć St Jakob też absolutnie warto odwiedzić.
    29 punktów
  14. Czy warto jechać na narty latem, pewnie ilu narciarzy tyle opini. Jednak moim zdaniem warto. Nie ma tłoku, dla mnie to jeden z ważnych argumentów. Dużo słońca jak się trafi z pogodą, choć wyjeźdżałem z myślą o jeździe w deszczu i burzami. A miałem dwa dni naprawdę ładnej pogody. Jutro to już raczej o dobrej pogodzie mogę tylko śnić. Wyjechałem z myślą o jeździe po trasach, ale zabrałem narty na miękki śnieg i tak bez sensu sprzęt skiturowy, miejsce w aucie było, to co mam sobie żałować. Za Monachium zamiast na Kufstein zjeżdżam z 8 na Holzkirchen i 318 oraz 307 kieruję sìe na Achenwald. Po drodze zachaczam o Tegernsse. Moim zdaniem bardzo ładne jezioro i piekna panorama na góry. Hintertux wita letnią pogodą, na dole lato w pełni Ale widać, że góra jeszcze daje radę jeśli chodzi o warunki narciarskie Im wyżej tym lepiej, na Sommerbergalm czuje się już powiew zimy warunki mieszkaniowe na 2660 m bardzo dobre Wreszcie w punkcie docelowym, na właśiwym miejscu... Niestety w wysokich górach problemy z internetem dokuczają, może w nocy będzie lepiej. Pozdrawiam serdecznie.
    29 punktów
  15. PIEKŁO NA STELVIO 48 zakrętów, ca. 1850m przewyższenia przy średnim nachyleniu 7,4% na odcinku 24km od Prato allo Stelvio (Prad am Stilfserjoch) – taką trasę wybraliśmy, jest jedną z trzech wariantów podjazdu – prawdziwe PIEKŁO KOLARZY. To był kolejny dzień po rozgrzewce, nasz drugi dzień pobytu w Alpach. „Ta góra jest chora” – powiedział do mnie kolega od żółtej szosy. Ja popłakałam się jak byłam już na szczycie. Wspinaczka zajęła mi jakieś 7,5h łącznie z postojami. Spore rozczarowanie spotkało mnie już na początku wspinaczki, kiedy zorientowałam się, że nie mam już lżejszego biegu 😄 (tarcze:46/30, kaseta:11-34). To był mój pierwszy pobyt w górach na rowerze. Pierwszy raz jeździłam na takiej wysokości i nie spodziewałam się, że jestem AŻ tak słaba ! Nie byłam w stanie utrzymać koła grupki niemieckich turystów w czerwonych koszulach..hehe, już na samym początku podjazdu – na pierwszej serpentynie z numerem 48. Trasę można podzielić z grubsza na dwa etapy – odcinek o mniejszym nachyleniu w lesie i odcinek poza lasem gdzie zaczyna się R Z E Ź. O ile w lesie każdy jeszcze wygląda jako tako, to z biegiem redukcji ilości zakrętów (numeracja maleje od podstawy podjazdu do szczytu) lwia część uczestników tego szalonego czynu zaczyna przypominać rozgrzany piec. Każdy wylewa siódme poty, każdy uprawia trening mentalny - prawdziwą walkę ze samym sobą i z tą piekielną górą. Dla mnie najtrudniejszy był odcinek w lesie. Człowiek nie widzi końca a zakręty mijają bardzo wolno z uwagi na długie odcinki drogi po między nimi. Niby nie widzisz nachylenia, niby jest niewielkie, a jednak płuca się wypluwa. Zresztą, zobaczcie sami jak to wygląda: Jednak im wyżej tym częściej drzewa ustępują i pojawiają się takie momenty: Wyjechałam z lasu i to był moment pierwszego wzruszenia – tak, jest !!! Widzę już szczyt. Mam nawet zdjęcie z tego miejsca – to była piękna chwila !!! Telefon mówi, że zdjęcie zostało wykonane o 13:48, wiec zostało mi jeszcze około 2h wspinaczki, gdzie procent nachylenia wynosił 8-12%. Jest już coraz wyżej i brak tlenu daje się mocno we znaki. Zdecydowana większość rowerzystów pozdrawia się nawzajem i wspiera się na tej morderczej trasie. Jak już byłam trochę wyżej i widziałam dokładnie wszystkie curviątka, które prowadzą na szczyt – wiem, bo je wtedy policzyłam ! Zobaczcie, jednak nie wszyscy wyglądali jak piece. Byli tacy, którzy prezentowali się niczym Vincenzo Nibali na Giro :-D: Trasa ponad lasem jest trudniejsza. Są dużo większe przewyższenia i ekspozycja słoneczna, nie ma się gdzie schować. Jest naprawdę gorąco. Pokonywanie kolejnych serpentyn idzie jednak sprawniej, odcinki pomiędzy nimi są krótsze. Zdecydowanie wolę tą formę wspinaczki. Jednak nadal się bardzo ciężko. Pamiętam jak, stanęłam na jednym z zakrętów , spojrzałam w górę i pomyślałam – „o jprdl, przecież to nie jest możliwe, żeby tam podjechać” – jedna z serpenty wisiała mi dosłownie nad głową :-D. Na szczęście można było zatrzymać się na chwilkę pod pretekstem wykonania dokumentacji fotograficznej hehe. Widoki zapierały dech w piersiach: Wreszcie byłam coraz bliżej szczytu. Tak sytuacja przedstawia się tuż tuż prze końcem (acha, tam gdzie widać pasmo drogi które zawija się za zboczem wypada mniej więcej 2/3 podjazd, licząc od dołu – czyli najdłuższego odcinka leśnego po prostu nie widać) : Na szczycie czekał na mnie kolega od żółtej szosy: Wjechaliśmy razem, ale w innym czasie. On wyprzedził mnie o jakieś 1,5h, a ma dużo twardsze przełożenie. Szacun dla niego, bo połowę podjazdu zrobił stojąc na pedałach. To jest widok ze szczytu najbardziej stromej części podjazdu: Zdobycie szczytu tej przełęczy, a w szczególności emocji, które temu towarzyszą, atmosfery morderczego podjazdu, a także wsparcia innych rowerzystów, motocyklistów oraz kierowców samochodów osobowych nie da się opisać – wszyscy kibicują !!! Na każdym kroku widzisz podniesione kciuki i słyszysz dopingujące klaksony. Coś niesamowitego !!! Jak wreszcie zakończyłam już wspinaczkę i byłam na szczycie, to zachowywałam się tak jak Mark Cavendish, który w tym roku wygrał swój pierwszy etap na TdF. Łzy szczęścia i niedowierzanie, że to mi się udało !!!!! Miałam też wrażenie, ze gratulacje spływają do mnie z całego świata (chociaż były to smsy od najbliższego grona znajomych ). O pracy mentalnej, którą wykonałam w czasie podjazdu mogłabym założyć chyba osobny watek na skionline O Stelvio dowiedziałam się dwa miesiące przed wyjazdem, od koleżanki. Wpisałam wtedy nazwę do Googla i już wiedziałam, że chcę tam pojechać. Wszystko zaczęło się od zakupu nowego roweru pod koniec zeszłego roku. Potem włączyłam przez przypadek Eurosport i natknęłam się na któryś z początkowych etapów Giro – no i poszło….. Teraz planuje zakup szosy. Chciałabym pokonać Stelvio właśnie na szosie, tak jak robi to Grande Giro. To moje kolejne marzenie. Mogę Was zapewnić, że było bardzo ciężko, ale życzę Wam wszystkim, abyście choć raz w życiu pokonali tą przełęcz. Po wyczerpującej wspinaczce czekał mnie jeszcze bajeczny, lecz ekstremalny zjazd. Wybraliśmy wariant przez Szwajcarię, zamykając trasę w pętlę. Strona Szwajcarska wygląda tak: Wyjechaliśmy z domu o 8:30, około 9:00 zaczęliśmy się wspinać. Ja ukończyłam walkę o 16:15, kolega o 15:00. Zjazd zajął nam około godziny. W domu byliśmy w okolicach 9:30. Zmęczeni, ale bardzo szczęśliwi :))) Dziękuję za uwagę 🙂 Do następnego razu !!
    29 punktów
  16. Pandemiczna Biała Szkoła Jak sygnalizowałam już przy kilku okazjach, w okresie 8-15.01.2022 udało nam się wyjechać na Białą Szkołę do Val di Fiemme. Mieliśmy za sobą już jeden taki wyjazd zorganizowany w styczniu 2020. Po raz kolejny skorzystaliśmy z usług BP Wygoda Travel z Krakowa. Akcja zapisów ruszyła w październiku. W opisie wyjazdu musieliśmy zawrzeć szczepienie jako warunek konieczny uczestnictwa. Z bijącym sercem wcisnęłam ‘wyślij” i poszło to do prawie 200 adresatów. W zaledwie kilka dni osiągnęliśmy zakładaną maksymalną liczbę 50 uczestników, a zgłoszenia wciąż napływały. Po kilku rozmowach z BP udało się znaleźć drugi hotel w Val di Fiemme, który przyjmie kolejne osoby. Ostatecznie uformowała się grupa 67 licealistów, którym towarzyszyło 5 nauczycieli. BP zapewniło kadrę 7 instruktorów. Ostatnie tygodnie przed wyjazdem były dla mnie jako kierownika wyjazdu emocjonalnym rollercoasterem. Coraz trudniejsza sytuacja covidowa, pojawienie się Omikrona, zmiana zasad wjazdu do IT, lokalne obostrzenia – wszystko to musiałam komunikować Rodzicom, sporządzać szczegółowe instrukcje, wynajdować kody rabatowe na testy antygenowe. Do tego ubezpieczenia od rezygnacji, od zachorowania… Było to niemałe wyzwanie organizacyjne i ogrom pracy. Miałam wrażenie, że do mojego półtora etatu nauczycielskiego doszedł kolejny – prowadzenie szkolnego biura podróży. W sobotę, 08.01, od godzin popołudniowych zaczęły spływać wiadomości „Proszę Pani, wynik negatywny, jedziemy!”. Z wyjazdu odpadła nam jedna osoba, o której pozytywnym wyniku wiedzieliśmy już wcześniej. Pozostałe 66 stawiło się na odprawę w kompletem dokumentów (test, PLF, etc). Tetris z bagaży i sprzętu został zapakowany i ruszyliśmy. Cały wyjazd to była bajka. Dopisało wszystko – rewelacyjna pogoda, minimalne obłożenie stoków. Młodzi ludzie mieli okazję doskonalić swoją technikę i pracować nad złymi nawykami. Mnie szczególnie cieszyło obserwowanie grupy zerowej, niesamowite jaki progres można zrobić pod okiem instruktora w zaledwie pięć dni. Momentem grozy był niewątpliwie wypadek jednego z uczniów jeżdżących na snowboardzie, konieczność transportu helikopterem do szpitala w Bolzano, (nie)przyjemność mojej wizyty w tymże, rozmowa z lekarzem, rozmowy z Rodzicami, konieczność podjęcia szybkich decyzji. To był chyba jedyny ciemny punkt naszej wyprawy. Cała reszta była tak piękna, że aż nierealna po tych dwóch dziwnych latach izolacji społeczności szkolnej, siedzenia w domu i tzw.nauki zdalnej. Wiele osób powiedziało wprost, że był to ich najlepszy w życiu szkolny wyjazd i przez ten tydzień stało się w ich życiu więcej niż przez całe liceum, a niektórzy są już w nim trzeci rok. Bo co może być lepsze niż kombinacja jednego z najpiękniejszych zimowych sportów uprawianego w idealnych warunkach z byciem młodzieży razem, ze sobą, tak po prostu. Otrzymałam też ogrom podziękowań od rodziców, przede wszystkim za determinację w organizacji tego wyjazdu, ale też za to jak uszczęśliwił ich dzieci. Czy było to warte czasu i wysiłku? Zdecydowanie TAK!
    28 punktów
  17. Cześć! Witam po dłuższej przerwie i jest mi bardzo miło, że nie zostałem zapomniany. 😇 Przede wszystkim baaardzo dziękuję za doping i wsparcie, to się czuje! Dziękuję też za dopingowanie na trasie Krzyśkowi i Mariuszowi (mój wspaniały trener). MRDP to najtrudniejszy ultramaraton w Polsce, do tego mieliśmy wyjątkowo paskudna pogodę - 7 dni w deszczu, a jak już nie lało, to było zimno. Wyobraźcie sobie, że kawałek przed Podhalem zobaczyłem przymrozek nad ranem! Szron, pozamarzane szyby w samochodach, po prostu szok! Swoje dołożył jeszcze wiatr, zwłaszcza w końcówce. Sam nie wiem jak to możliwe, żeby mając w nogach blisko 2700 km w ciągu niecałych 28 godzin, jadąc w deszczu i pod silny wiatr, zrobić ok 540 km. Zyskałem spore uznanie nawet wśród czołowych zawodników. 😇 Odpowiadając na pytanie "czemu zawodnicy jeszcze jadą, skoro limit czasu się skończył". Dla niektórych samo przejechanie trasy jest sporym wyzwaniem i dojechanie nawet po limicie da sporo satysfakcji. Inni, którzy nie dotarli na czas, przeszli w "tryb turystyczny" - trasa jest bardzo malownicza. Do tego ta ciągła zmiana klimatów - najpierw morze, za chwilę Mazury, Bieszczadu, Tatry itd. Mi się udało, dojechałem w limicie w czasie 9 dni 22 godziny i 38 minut. Przy okazji w całym cyklu 4xMRDP (Zachód, Góry, Wschód i cała pętla MRDP) zająłem 3 miejsce. Taki mały sukces na zakończenie moich startów. Tyle na razie, dopiero dochodzę do siebie. Jestem cały popuchnięty i ze sporym deficytem snu. Czasem słabo kontaktuje... 😉 Jak macie pytania, to chętnie odpowiem i poopowiadam. Ale potrzebuję kilku dni na powrót do normalności. Jeszcze raz bardzo dziękuję i serdecznie pozdrawiam wszystkich na Forum.
    28 punktów
  18. Po tym jak zacząłem sezon narciarski w Tyrolu, z utęsknieniem czekałem na mróz i początek nart w "płaskopolsce" Podobnie jak rok temu, pierwsza ruszyła Stacja Narciarska Kazimierz na Lubelszczyźnie. Start ON o godzinie 16stej, koniec pracy godzinę później i praktycznie parę minut potem siedzimy razem z Paulą w aucie i jedziemy na wschód. Temperatura na zewnątrz zero stopni, jest delikatny wiatr. Po godzinie jesteśmy na miejscu - o dziwo, na parkingu ok 20 samochodów. Pierwszy rzut oka na okoliczne zabudowania - czynny serwis z wypożyczalnią, kasy i mały bar na zewnątrz. Oczywiście obok tego małego punktu gastronomii, płonie ognisko. Miło, klimatycznie w wąwozie lessowym Rzut oka na krótki orczyk i fragment stromej trasy - jest częściowo pokryta białym Trasa dla dzieci i taśma - przygotowane do boju! Czynny jest główny zjazd: Ludzi niewiele. Z trzech bramek jedna, środkowa jest zamknięta - reżim Covidowy. Czynne są obydwa, długie orczyki. Lewy jest wolny, prawy szybki. Dystans społeczny wszyscy starają się utrzymywać, ruch na wyciągach przebiega sprawnie i szybko. Pan z obsługi zwraca uwagę jeśli maska jest za nisko w strefie "poczekalni". Warunki na trasie? Doskonałe! Armada armatek zrobiła swoje. Jest ok 30 cm, twardego ubitego śniegu. Równo, twardo i szybko - tak jak lubimy! Mamy karnety 2 godzinne - po pierwszym odbiciu okazuje się, że jazdę będziemy mieć do 21:20 Fajnie! Paulina jest tak szczęśliwa z rozpoczęcia sezonu, że nie czeka na mnie tylko ciśnie góra, dół. Ja po zrobieniu kilku zdjęć, gonię ją i po kilku zjazdach dopadam na górze, prześcigam...też mam głód jazdy! A jeżdżę jak Boruta spuszczona ze smyczy - ostro Błękitne strzały odebrane z serwisu trzymają jak szalone Ależ my to Kochamy!!! Debiutantka 2020 Czas mija nie wiadomo kiedy? Robię 25 kilometrów i po tej intensywnej jeździe jestem naprawdę zmęczony. Pozytywnie zmęczony. Ostatni rzut oka na górkę... ...i spadamy do domu, w którym jesteśmy o 23. Jutro będzie powtórka, może Bałtów (ma ruszyć)? ponownie Kazimierz? - jesteśmy głodni jazdy Pozdrowienia dla nizinnych narciarzy! marboru
    28 punktów
  19. Pozdrowienia z Lenk-Adelboden. Jest cudownie - piękna jazda od rana ❤️🌞
    28 punktów
  20. Jak w minionym czasie, 7,50 jadę przez Szczyrk. Pusto, -1 na termometrze za oknem, muzyczna gra: Nikt nie wstał, osobista ochrona - moja żonka w pracy. Cóż jakoś przemęcze sam te dwie godzinki na stoku. Biały Krzyż, temperatura -2,2 , śniegu 5 - 20cm. Wystarczająco, tutaj jest stok trawiasty. Nartom nic nie grozi. Warunki dobre, ludzi z każdym kwadransem przybywa. po 9,00 kolejka już na 10 min. Ostatnio to mi nie przeszkadza. Cierpliwie przygotowywane i przeszywane koszulki, spodnie świetnie trzymają sprzęt umożliwiający mi wogóle jazdę na nartach. Będę śmigał w tym roku. Testy wyszły pozytywnie. Kilka zdjęć poniżej:
    28 punktów
  21. Ciągle staramy się dopracować "najlepszą" formułę wyjazdową. Kiedyś chodziliśmy trawersy (np Ortlera, Silvretty). W zeszłym roku zrobiliśmy parodniowy wyjazd w oparciu o jedno schronisko (Branca) co było bardzo wygodne. Tym razem wyjazd miał być długi i oparty o dwie doskonałe miejscówki. Pierwszą było bardzo znane schronisko Franz Senn Hutte. Można z niego zrobić pewnie z 6 doskonałych celów. Dzień 1 Ten pierwszy to był dojazd i dojście. Odległość jest bardzo zbliżona do lodowcowego ośrodka Stubai. W Neufstift skręca się do Barenband a dalej wąską drogą do parkingu gdzie trzeba założyć foki (i plecak) Dojście jest całkiem konkretne - 740 m vertical i ponad 7 km. Trzeba liczyć 3 godziny. O schronisku napiszę innym razem. Dzień 2 Naszym celem będzie Hinterer bądź Vorderer Wilder Turm (ewentualnie Wildes Hinterbergl). To grupa leżących obok siebie szczytów zlokalizowanych na południowy-zachód od schroniska. Zrobimy to w formie pętli tak aby podchodzić łagodniej a zjeżdżać stromszym lodowcem Lisense. Od rana lampa i widoki na doskonałą jazdę. Idzie się łagodną dość doliną z kolejnymi stromymi progami. W pewnym miejscu skręca w prawo dochodząc do skalistego brzegu kotła. Najciekawsze jest wyjście na lodowcowe platou. Przyjemna ścianka do przejścia i otwierający się widok. Z lewej strony kusi Hinterer Wilder Turm. Z jego zbocza lodowcowe wypłaszczenie wygląda przepięknie... Pora na przepinkę i jazdę. Z początku jest łagodnie ale później robi się w sam raz. Tak jest do samego dołu do miejsca zamknięcia pętli gdzie wjeżdżamy w dolinę. W statystykach wyszło 15 km (całość) i 1150 m vertical. Na mapie są obydwa dni. cdn. Pozdro Wiesiek
    28 punktów
  22. Sezon jest naprawdę wyjątkowy i 6 marca w zasadzie nie ma za bardzo gdzie w Polsce pojeździć. Żeby pozjeżdżać w większym ośrodku, na większości dostępnych tras ostał się chyba tylko lodowiec białczański. Prognozy na ten tydzień pokazują, że najlepiej będzie skoczyć na narty w piątek i sobotę. Układ miałem taki, że dla mnie najlepsza była środa, tak więc podjąłem wyzwanie, mimo, że wiedziałem że na mróz nie ma co liczyć i będzie typowo wiosennie. Przegląd kamerek dzień wcześniej również wielkiego entuzjazmu nie wywoływał. No ale nie ma cudów, cieszmy się z tego co jest. Od razu mogę zaspoilerować, że jest co najwyżej tak sobie, a miejscami jest naprawdę słabo. Zaparkowałem na Remiaszowie kilka minut po 9 rano. Na parkingu góra 10 samochodów, po chwili dojechał autokar z gromadą dzieciaków. Początkowo przywitało mnie nawet słońce. Trasy od początku oczywiście miękkie, na Remiaszowie trochę przetarć, ale jest przyzwoicie. Bywalcy Białki jednak wiedzą, że aby się przenieść w kierunku Kotelnicy, trzeba się z Remiaszowa przemieścić trasą 10a, a ten łącznik jest akurat zamknięty, bo wygląda aktualnie tak: Trzeba więc narty wziąć w łapki i pokornie się przespacerować. Gdy tak spacerowałem, jakiś nieustraszony snowboardzista postanowił jednak że „potrzymaj mi piwo, ja nie przejadę?”. No i ruszył przez to bagno z rozpędu. Deska zatrzymała się po 2 metrach i facet wylądował centralnie twarzą w błocie. Niepowodzenie. Dalej w kierunku Kotelnicy jest trasa nr 9 wzdłuż pomarańczowej kanapy i tam jest aktualnie największy dramat. Dopuszczona jest do ruchu chyba tylko po to żeby się przemieścić na Remiaszów i Kaniówkę. Dzisiaj raczej nie widziała ratraka, co wcale nie dziwi, bo wyciągnąłby pewnie na wierzch jeszcze więcej błota. Tak więc jest bardzo wąsko, trasa degraduje się w związku z tym bardzo szybko, a na samym końcu mamy slalom pomiędzy siatkami, które zasłaniają błoto. Wyboru jednak nie ma, jeśli chcemy wrócić na Remiaszów i tak trzeba przez błoto/kałuże przejechać. Najbardziej płaska w ośrodku trasa wzdłuż Pasieka Ekspress również mocno pozwężana i z licznymi przecierkami. Legendarna ściana śmierci czyli trasa 6 i 6a w dobrym stanie, z dużą ilością śniegu. Największym zaskoczeniem była jednak dla mnie najdłuższa w ośrodku trasa na Kotelnicy. W centralnym miejscu wygląda tak: Mamy jedynie bardzo wąski przejazd (2-3 metry) z lewej strony zdjęcia i objazd od strony FISu (FIS w niezłym stanie). Bywałem w Białce wielokrotnie po sezonie, zdarzało mi się również jeździć w kwietniu i nigdy stan tras nie był nawet zbliżony do tego co widziałem dzisiaj w wielu miejscach. Nie znaczy to, że się oburzam na właścicieli. Jest jak jest, mamy dopiero początek marca, normalnie do końca sezonu jest jeszcze około miesiąc. Chętnych do jazdy nie brakuje, bo co prawda było dzisiaj luźno i w zasadzie przy każdym krześle szło na bieżąco (jedynie na Kotelnicy około 11 chwilowy zator), ale w całym ośrodku absolutnie nie czuje się pustek. Tak więc górale robią co mogą żeby chętni mieli gdzie jeździć. Jestem jednak pewny, że gdyby to był powiedzmy 25 marca, to ogłoszono by koniec sezonu. Odwiedziłem świeżo wybudowaną Karcmę Bania, no i jest grubo. Gdyby coś takiego postawili w Ischgl, wstydu by nie było. Postanowiłem wypróbować jakieś bardziej odpowiadające warunkom narty z mega full wypas wypożyczalni, bo czułem, że moje Ispeedy nie bardzo tu pasują. Padło na Volkle Deacony 80 lub 84 i faktycznie było lepiej. Najlepiej byłoby jednak gdybym poprawił technikę, bo szybko dzisiaj poczułem nogi:) Najlepsze warunki znalazłem dzisiaj na Kaniówce. Jeździło tam mało ludzi i było naprawdę bardzo fajnie. Zrobiłem tam chyba z 8 zjazdów, wróciłem na Banię, oddałem narty i o 15 zebrałem się do domu. Wyjazdu nie żałuję, bo jednak wyjeździłem się nieźle. Jeśli jednak planujecie wybrać się na pogodę w piątek lub sobotę i na ten pomysł wpadnie jeszcze kilka tysięcy ludzi (wyboru przecież w Polsce nie ma), to przy obecnych warunkach może być ciężko. Nawet jeżeli przymrozi w nocy. Nie wierzę, żeby do weekendu poprawiono drastycznie stan stoków, bo w wielu miejscach potrzeba naprawdę solidnego dośnieżenia. Zresztą jeśli szefostwo ośrodka chce jeszcze kręcić z 2-3 tygodnie, to trzeba podejść do dośnieżenia z sercem. W sumie jednak, jak buduje się coś takiego jak Karcma Bania, to chyba ich stać😊 Jeszcze jednak uwaga. Białka ma ważną przewagę nad Szczyrkiem w takich warunkach. W Szczyrku gdy nie ma śniegu wyłażą kamyczki, kamienie i kamulce i sprzęt jest w zagrożeniu. W Białce wyłazi ziemia i naprawdę trzeba mieć sporo pecha żeby uszkodzić sobie narty. Szutrówki więc raczej nie są potrzebne. I druga uwaga. Jak wyjeżdżałem solidnie padał śnieg. Może to uratuje sytuację?:)
    27 punktów
  23. To ja dołożę jeszcze wieczorną z żoną na Czantori. Wprawdzie zjechała tylko 3 razy ... bo zimno ale grzecznie poczekała na mnie w barze a ja sobie troszkę w palnik dałem bo warunki .... no wiecie 😅
    27 punktów
  24. Tortury w Hochkonig Cóż za intensywny dzień był dzisiaj? Ile musiałem znieść i z iloma tysiącami kalorii miałem doczynienia...istna tortura. Działo się wiele. Były oczywiście narty, była oczywiście piękna pogoda, atrakcje i powrót do hotelu po wielu przygodach dopiero po 21:30. Coś co jednak mnie pokonało dzisiaj, to jedzenie. Wielu z Was napewno powie, napisze - co ten marboru opowiada, już mu całkiem odbiło z tego luksusu...a tu, nie ma co się śmiać. Całkiem na serio i poważnie...to nie jest łatwe dla kogoś, kto nie potrafi sobie odpuścić, odmówić. Kilogramy przybywają choć po czterdziestce nie łatwo się ich potem pozbyć. Też macie taki problem? Ja mam i jestem z tego powodu bardzo niezadowolony. Ruszamy na stoki punktualnie o 9. Na dole mgła, a po wjechaniu pierwszą gondolą, na górę, zupełnie inna bajka. I tu znowu ból...zdjęcia. Kolejna moja mania, bo mało zdjęć robić nie umiem, robię zawsze dużo. Wiecie ile razy trzeba zdjąć rękawice, ile razy odsunąć suwak kieszeni? Ile to czasu? Dużo. Na tyle wiele, że odmówił współpracy zamek błyskawiczny i się wziął i rozjechał 😞 Czy to nie kolejna tortura? No tak... Ja na sztruksie, a w domu? A w domu płacz. Mówi przesyłaj zdjęcia, a potem co? Tragedia! Lament... - ja też chcę w Alpy...a Ty to jesteś świnia i jak wrócisz, to przez miesiąc na mopie będziesz jeździł w domu. A ja przecież niewinny i tyle kresek z mapy musiałem dzisiaj zaliczyć: I tak całe życie dylematy. Jechać, czy poddawać się torturom z każdej strony? A może odpuścić przy kolejnej sposobności? Ale, że najbliższa osoba tak...prawie bohatera 😉 ...a niech ją tak tysiące armat schłodzą 😀 Nie, nie ma co...bo jakby rzeczywiście się tak stało, to przyszłoby mi pewnie sprzątać nie miesiąc, ale pewnie i rok. Nie tylko nowy dom, ale też pewnie i ten stary, co do dobrych ludzi pójdzie. Wysłałem zdjęcie poniższe i? Odpisuje Paula: - byłam tam siku w tej chacie. Kobiety, to jednak pamiętliwe są. I w życiu, i na nartach...lepiej zawsze na górze być. Bo można zawsze zjechać, i do słoneczka bliżej. Wyciągnąć się też lepiej niż na nartach człapać pod górę. Człowiek zawsze mniej się umorduje 😉 i na sztruks załapie. I zaraz radość jest! 😀 Na nogach dzisiaj nareszcie narty, a nie jakieś tam piórka do niby freeridów. Prawda jest taka, że w dół na skiturach, to człowiek się bardziej umorduje niż na tym podejściu. A slalomka, to przecież wszechstronna deska. Szczyty też można zdobywać. No i z jazdy dużo większa przyjemność. Udawać prawdziwego narciarza nie trzeba, bo skręty wychodzą całkiem normalnie, a nie rozpaczliwe. Tylko te tłumy na tych trasach ośrodków narciarskich...to jest zawsze pewien proble. A w SkiAmade, to niebywały problem. Jest alternatywa, bo jak rzeczywiście tyle ludzi - można do knajpy podjechać. Albo do kościoła, jak kto woli? Patrzę, patrzę i jakbym Jaworzynę widział 😀 No to tam jadę! Oj przydało by nam się kilka takich "Jaworzyn" w Polsce! Z takimi trasami... ...i widokami. Ooo znajoma twarz przemknęła 😉 No to ją gonię po czarnej 1ce! Choć z kamerą - szybki! Na dole dopiero dopadłem! Spowalniam na stare lata. Jak to mówią na południu kraju: trasa marzenie. W Radomiu, na taką szeroką, długą mówi się potocznie: locha 😀 W królewskim ośrodku takie dominują, dlatego my radomianie go lubimy. Hochkonig King! W oddali, po horyzont...góry. Za dużo tu tego i zdecydowanie większość powinna być przeniesiona do nas, na Mazowsze...apeluję o taki narciarski "nowy ład". Przy okazji trochę wyciągów też byśmy wzięli w ramach poprawki, albo innego rozporządzenia. I tak niepostrzeżenie w czasie naszej sielanki rozpoczęły się wspomniane na początku niniejszego posta, tortury. Restaurant niepozorny. Wszystko marketingowo ładnie, pięknie. I ładnie, i lekko...smacznie. To tak samo jak z narkotykami: spróbuje się raz, to potem trudno odmówić. Podobno - sam nigdy specyfików od Pablo Escobara, bądź innego Chapo nie brałem. Zjedliśmy i nie zdając sobie sprawy z tego co się dzieje powędrowaliśmy do kolejnej knajpy na dalszy ciąg. Ciepło, miło, przyjemnie...i kolejna dawka. I poczułem się jak Król. Syty. 😀 I znów te tłumy 😉 Szusujemy już nosem... ...ku kolejnym kaloriom, które przywołują zapachem z oddali. Jeszcze nieświadomi tego, że to dopiero początek kulinarnej tortury. Nagrywamy materiał na żywo i w kulisach wychodzi jak wszechstronną i znakomitą nartą jest deska na S, z kraju na S. Slalomka wiadomo, dobra do wszystkiego...już pisałem przecież 😀 Deserek, to takie niewinne słowo. Ooo i jaki ładny, i duży... Tak. Po tym poczuliśmy się jak bokserzy wagi ciężkiej po pierwszym nogdałnie. Grzecznie więc pojechaliśmy do hotelu... Maria Alm - ostatni zjazd. Chwilę tylko dane było odpocząć. Podstępni kulinarianie wywieźli nas... ...traktorem: Na kolejną mega rundę z paszą 😮 Prawie do stodoły. No i dali... Runda 4: "Stodoła" w środku: Do herbaty ładny, zachęcający do skosztowania cukier na patyku... ...runda 5, przeleciała lekko. W 6 starciu poleciałem na deski... Nokałt i koniec walki nastąpił przy 7ce. Tortury się skończyły... ...karetka mimo słabego zdrowia po przegranej walce nie odwiozła do miejsca spoczynku. Trzeba było wykrzesać z siebie resztki sił i ruszyć samemu. Na sankach w dół! 😀 Tych, którzy dobrnęli do końca tej dziwnej opowieści serdecznie pozdrawiam i przesyłam ostatni widok, adekwatny do pory tworzenia niniejszych słów. marboru
    27 punktów
  25. Powrót do królewskiego ośrodka. Ten sezon narciarski jest dla mnie inny niż wszystkie. Po pierwsze, budowa. To w moim życiu przyśpieszyło i realizacja marzenia o mieszkaniu na wsi przykryła wszystkie inne rzeczy. Nawet narty? Czy to możliwe? Pewnie nie byłoby to takie oczywiste gdyby nie "po drugie" - choroba. Nie COVID, ale przewlekłe, ciągnące się w czasie kłopoty. Na szczęście wyniki badań się poprawiły na tyle, że dostałem zielone światło od Pani Doktor na uprawianie sportu. Sezon rozpoczęty późno (do tej pory 4 dni na lokalnych ośrodkach, bliskich Radomia) ale dosyć ciekawie, bo aktualnie w podróży razem z @JC. SkiAmade!!! W ostatnim roku przed pandemią miałem okazję zwiedzić ten region razem z Paulą (poszukajcie wpisów 😉). Teraz będę podążał swoimi śladami i z całą pewnością będzie również ciekawie. Jak to się zaczęło? Telefon od Jacka... - jedziesz? - jasne, że jadę! Potem chwila refleksji...budowa, sprzedaż starego domu - czy ja to ogarnę przed wyjazdem, czy zdążę? Masakra. Na szczęście, przy pomocy bliskich, przyjaciół wszystko się udało. Dzień przed podróżą fachowcy od schodów skończyli swoją robotę, przekazałem klucze elektrykom - jedna sprawa ogarnięta. Druga? Sprzedaż domu i dokumenty do kredytu dla nabywców. Wykonałem kilka telefonów z olbrzymią prośbą o przyśpieszenie spraw w Urzędzie Miejskim i udało się wszystkie odebrać. Umowa przedwstępna podpisana o 20:30...pakowanie, pobudka o 3 i jazda do Bielska. Jestem punktualnie tak jak się umawiałem z JC. Szybkie przepakowanie aut i w drogę. Mogę nareszcie odsapnąć. Przejazd przez wszystkie granice bez problemu. W Austrii raz śnieg, raz bez śniegu, zielono na polach. Im bliżej Alp, tym więcej chmur, im więcej chmur, to zaczęło też walić śniegiem. Autostrady raz czarne, raz białe. Taki kogiel-mogiel. Przejazd do Maria Alm i przełęcz, to wręcz armagedon białego. Jak później się okazało spadło blisko metr śniegu. Do hotelu docieramy szczęśliwie. Jest ciekawie. Wygląda na to, że standard jest bardzo ok. Tylko co na dachu robi przyczepa kampingowa? Jak się później okazało, to tylko sauna 😀 Pokoju nie dostałem takiego wypasionego jak inicjator tej wyprawy, ale jest równie dobrze. Cóż, że nie mam prywatnej narciarni...to Jacek musi gościć u siebie moje buty 😀 Kiedy ja je odświeżałem? Niech się zastanowię... Hotel dla gości +21 lat. Spokój cisza i luźna atmosfera - pasuje. Co bardzo ciekawe pod prysznicem dwa szampony - jeden dla nart, drugi dla rowerów. Ryzykuję i myję się tym dla dech. Żyję i resztka siwych włosów nie wypadła, jest dobrze! W barze jakoś pusto... ...ale początkujący influenser na stanowisku i pracuje 😀 Wieczór, to oczywiście miłe spotkanie biznesowe zapoznawcze i plany. Ja wolę oczywiście tą drugą stronę medalu - narty. W planie na początek? Zgadnijcie... Powrót do królewskiego ośrodka i? Skitury 😮 Kocham 😉 😀 Cóż? Dzień dzisiejszy. Początek smaczny. A potem? Krótka jazda autem - mniej więcej na środek ośrodka. Spotkanie z Krisem naszym przewodnikiem. Dobór nart dla mnie i... w górę! Ociągam się 😉 a tak naprawdę sił brak. Choroba zrobiła swoje 😞 Początek mamy prosty, bo po wyratrakowanej trasie saneczkowej 😮 Podchodzimy wyżej i odsłaniają się widoki. Pogoda walczy o błękitne niebo. Docieramy do górnej "stacji" saneczkowej oraz restauracji, w której będziemy jeść po turze. Ja akurat krem czosnkowy. Po prostu lubię dobrze pachnieć 😀 Idziemy dalej, ale ciąg dalszy naszej przygody, już w lesie, w kopnym śniegu. Ciuchy zjazdowe, do takiego typu narciarstwa są średnie. Cóż zrobić? Nie mam innych. Wychodzi słonko - są też klimaty Mordoru. W oddali czarno i tylko oka Saurona brakuje. Linię mamy ładną na podejściu. Styl gąsek 😉 Ci co mnie czytają wiedzą jak kocham tury... ...no ale obcowanie w górach z przyrodą, to dla mnie bajka. Cóż, że na nogach nie mam SL, bądź GS 😀 Jest pięknie i ryjek się cieszy! ...całkiem bym zapomniał. Sunęłem dzisiaj na czymś takim: Marboru...inni mówią na mnie Boruta...zła Boruta... więc co? Po wertikalu 666 metrów pora na zjazd. Fajnie 😮 Jest ciepło, śnieg się zsiadł...będzie pół metra pod nartą, ciężkiego, nieubitego białego...w dodatku między drzewami. Bajka! Raz kozie śmierć - jadę! Nic innego zrobić nie mogę... Co się okazuje? 1. Jazda free tylko na filmach jest fajna, w rzeczywistości to ciężka orka. 2. Wolę podchodzić... 3. ...ale w butach latem. 4. Trasy ze sztruksem są super! 5. Zaliczam tylko jedną glebę, @JC, trzy... 6. Nasz przewodnik nie zalicza gleby. Dzień pierwszy super! Żyję 😀 Kocham góry! Zakwasy są...ale nastąpiła po powrocie do hotelu próba regeneracji nóg. Udana. Jutro ruszamy na trasy...dokładnie tam gdzie pokazuję 😀 Będzie fajnie, bo fajna była również kolacja! Po wczorajszej chińszczyźnie, shusi nareszcie coś dla normalnych ludzi. Kalorie uzupełnione. I deserek 😀 ...a co? Trzeba o siebie dbać! I tak oto dobiega koniec pierwszego dnia. Komputer szwankuje, na szczęście telefon działa. Wyglądajcie relacji jutro! Pozdrawiam marboru
    27 punktów
  26. Jak się czegoś bardzo chce, to można… Wraz z grupą niemalże 70 licealistów pozdrawiamy z Białej Szkoły w Val di Fiemme 🌞⛷❤️ Jest pusto i baaaardzo słonecznie, po prostu idealnie.
    27 punktów
  27. Ze wzgledu na panujaca pandemie i braku polskich dokumentow, jako obywatel Szwecji, moge miec problemy z poruszaniem sie po Europie. Alpy musza poczekac Co czynic? A no przeciez chlopie ty mieszkasz w Skandynawi, a dokladnie w Szwecji. Szwedzkie podejscie do Covid zapewne znacie, wiec nie jest tajemnica ze osrodki narciarskie dzialaja. Oczywiscie sa pewne obostrzenia, ale ja jade na narty i knajp nie bedzie mi brokowalo. Jedziemy zatem do Sälen (nigdy nie bylem w Sälen) Zamieszcze troche przydatnych info, bo moze ktos sie kiedys skusi aby odwiedzic te strony, w czym chetnie pomoge. Osrodek oddalony od Malmö o 750 km wiec nie jest zle. Obecinie nie mieszkam w Malmö ale to nie istotne gdyz odleglosc do destynacji jest podobna i pisze aby Wam to mniej wiecej zobrazowac. Z Pl mozna by dojechac na wiele sposobow, ale pewnie ze wzgledu na polaczenia promowe droga sie strasznie wydluza a i koszta ida w gore, dlatego malo kto odwiedza te strony. A moze sie myle ? Promy do Szwecji plywaja z Gdanska, Swinoujscia, Rostock i Sassnitz. Jest tez droga Putgarden-Rödby ktora jest najszybsza, ale oddalona najbardziej na zachod. Domki i skipassy mozna nabyc na stronie Skistar. Cena jaka zaplacilismy za domek wraz z karnetami na tydzien dla szesciu osob w Sälen to okolo 9000 zl. Musze zaznaczyc ze to szczyt sezonu bo wlasnie zaczynaja sie ferie w Szwecji. Domek samowystarczalny, wiec zabieramy ze soba caly prowiant aby jak najmniej mieszac sie z ludzmi a tez aby jesc po polsku (mozna na tym niezle zaoszczedzic ) Sälen to kilka osrodkow polaczonych na jednym karnecie. Wszystko ma bardzo rodzinny charakter. Kläppen, Lindvallen/Högfjället, Stöten, Tandådalen/Hundfjället 303 metry przewyzszenia, top to 860 mnpm 99 tras zjazdowych 82 km tras Najdluzsza trasa to 2500m 35 zielonych 22 niebieskie 28 czerwonych 14 czarnych 3 skiparki Trasy biegowe Nocna jazda na 17 trasach lecz chyba tylko do 18.00 (do weryfikacji) 87 wyciagow Przepustowosc 83700 osoby na godzine Bede sie staral pisac cos na bierzaco od poniedzialku. Moze jakies dodatkowe fakty na ktore wpadne podczas pobytu. Domek i trasy ponizej. Do zobaczenia w Sälen
    27 punktów
  28. Jak się pojawiła informacja, że to już prawdopodobnie koniec sezonu, to długo nie myśląc mówię do córki: ruszamy w góry. Zostały tylko 2 dni, więc szybkość dojazdu i powrotu były nie bez znaczenia. Szczyrk / Wisła. Prawie 400 km, wiec +/- 4h. Drogi niby lepsze niż 20 lat temu, a czas dojazdu taki sam (może dlatego, że mój samochód pali jak smok i nawet przy 140 km/h ucieka około 12-13 litrów paliwa na 100). Dziękuję szczególnie @srwer za podrzucenie Szosowa - Wisła, a także innym osobom doradzającym. Nigdy tam nie byłem i bardzo mi się spodobało to miejsce. Dojechaliśmy 16:30, więc było jeszcze sporo czasu, aby się przygotować, zakupić karnet. 3,5h bardzo przyjemnej zabawy. Bardzo fajne trasy. Czerwona bardzo konkretna, ze ścianką ostatnią już podchodzącą pod czerń. Trasy fajnie przygotowane (ostatnią ściankę można byłoby trochę lepiej wyrównać - ale i tak się dobrze na niej bawiłem), śniegu wystarczyłoby jeszcze na bardzo długo. Trasa niebieska z pierwszą ścianką o nachyleniu jakim w Białce chleliby my mieć na czerwonych. Fragment czarnej nie był przygotowany - fajnym byłby urozmaiceniem na pewno. Bardzo intensywnie spędzony czas i przyjemna knajpka na górze. Następnego dnia SON / TMR - Szczyrk. Ostatnio coraz rzadziej odwiedzam Szczyrk, ale zawsze z dużym sentymentem (całe dzieciństwo, a raczej część ferii tu spędzałem - co by się nie działo co roku mój ojciec wybierał GAT). Niestety jestem wśród tych narciarzy, którzy najbardziej ubolewają nad ciągle nieprzygotowanymi Bieńkulą, Golgotą i 1. Całe szczęście jest SON i tam trasy świetnie przygotowane (jedynie drobna uwaga do kas otwieranych punkt 8:00, a wystarczyłoby chociaż 5 minut wcześniej, aby nie tworzyły się kompletni niepotrzebne kolejki - szczęśliwe byłem pierwszy). Ludzi jak na wcześniejsze obserwacje forum - mało, choć na orczyk do czarnej trzeba było dzisiaj w pewnych momentach nawet blisko 10 minut postać. Wtedy (koło 12:00) ruszyliśmy już do TMR. To zawsze już będzie podróż sentymentalna. Oglądanie jak to się zmieniło, jak las się pięknie teraz odradza. Irytuje oczywiście wypłaszczanie tras i skupianie się tylko na tych łagodnych. Szkoda, że orczyk na Julianach zlikwidowali. Obserwowanie Czyrnej na uboczu - boli. Nie mogłem się oderwać od tych miejsc jazda od 8:00 do 16:00 i powrót do Warszawy.
    27 punktów
  29. Wziąłem i ja udział w spotkaniu "partii" o nazwie Strajk Przedsiębiorców w Koninkach. Stawiłem się rano, zaraz po 9, parking pustawy mocno. Niebo pochmurne i ciepło wiec stok pokryty takim trochę "ciężkawym" puchem Koło 10 zjawiła się policja ale szybciutko "odbili się" od wściekłego właściciela ośrodka.. Na stoku kilka osób, gdy odjeżdżałem może kilkanaście Warto tu przyjechać - nie koniecznie na "zjazd partii" 😉. Miejsce ocieka wręcz klimatem PRLu - a może to zapach farby olejnej .....
    27 punktów
  30. Narty spakowane, torba spakowana, ubezpieczenie (z opcją COVID) wykupione, najwyższa pora zacząć wątek z wyjazdu! Jeszcze nigdy tak wcześnie nie rozpoczynałem sezonu narciarskiego, jeszcze nigdy w sytuacji epidemicznej. To piękne, że już w sobotę dotknę nartami śniegu, z pewnością ryzyko zachorowania i nie tylko jest spore (sytuacja na granicach może być dynamiczna). Cóż? Znacie formę prowadzenia przeze mnie relacji i opisów - myślę, że dla wszystkich Forumowiczy będzie to mega ciekawe i interesujące... Teraz trochę szczegółów wyjazdu. Jadę na zaproszenie i z @JC na tourne po tyrolskich lodowcach. Podróżować będziemy autem, startujemy jutro przed świtem, na nartach będziemy od najbliższej soboty - prawdopodobnie do niedzieli 25 października (zależy od pogody). Gdzie będziemy szusować? Kaunetal (jeden dzień), Pitztal (jeden dzień), Soelden (dwa dni), Stubai (jeden dzień) oraz Tux (dwa dni). Po co jedziemy? Jedziemy otworzyć sezon, Jacek będzie kręcił Vlogi, ja będę mu pomagał - będziemy na bieżąco dawać Wam znać co słychać w Alpach W niniejszym wątku postaramy się w trakcie podróży i na stokach dawać Wam krótkie informacje, co słychać? Wieczorem na moim blogu będzie tradycyjnie większy opis tego co robiliśmy oraz większa ilość zdjęć. Już teraz zapraszam do mojego kącika. Z całą pewnością nasza obecność będzie widoczna na fejsie skionline.pl, YouTube i Instagramie @JC Trzymajcie za nas kciuki, by nasza podróż była bezpieczna i zdrowa
    27 punktów
  31. CG teraz, -1C, słoneczko, czynne krzeslo Żmija i czerwona D. Puuuustki!!!. Jest zimowo🙂
    26 punktów
  32. Kasina dzisiaj temperatura ok. -3 rano troszkę chmur później pojawiło się słońce. Stok zmrożony, równy i twardy. Ludzi umiarkowanie dużo, bez kolejek na stoku luz. Jako że dziś mam urodziny to dostałem karnet za 1zł więc jazda za darmo. Pozdrawiam
    26 punktów
  33. Jungfrau 🇨🇭 Nie mam dużego rozeznania z racji zaczynającej przygody z ⛷o alpejskich ON ale mógłbym porównać z Tignes-Val d’isere w którym byłem w marcu tego roku. Tignes jest zdecydowanie rodzinnym,z masa szerokich prostych odcinków ,z miękkim puchem śnieżnym, dobry dla początkujących,oczywiście zdarzają się i petardy ale zdecydowanie rodzinny zreszta masa maluchów na trasach, a szwajcarski Jungfrau Ski region(Grindelwald-Wengem) zdecydowanie dla technicznych narciarzy, stromo,szybko,krętnie,masa wzniesień a za nimi petarda w dół a przede wszystkim beton totalny beton! Dzieci bardzo mało,jak są to już świetnie jeżdżący . O 15.20 miałem już dość ! Tak to się dziś zaczęło .6.30 pobudka,śniadanko i około 7 rano taki widok z okna mnie przywitał w Swiss,bajka! Wodospad z prawej str.mistrzostwo. O 8.37 miałem pociąg ze stacji Lauterbrunnen( w tej miejscowości się zatrzymałem, z racji solo wyjazdu,wiec nie potrzebowałem super wygód tylko miejsca poczciwego do spania. Tu znalazłem nocleg za 4 nocy 159€) . Skipass kupiłem na peronie za 244 franie,transport wliczony w cenę .Jak widać nie za wielu w przedziale było na stacji początkowej,aczkolwiek na następnych wsiadało coraz więcej osób. Przejażdżka w górę do stacji Kleine Scheidegg trwała około 45min z rewelacyjnymi widokami. Wow. Około 9.20 zameldowałem się na gorze i się zaczęło ... Pierwszy zjazd trasa niebieska 22 do samego Grindelwald Terminal, czyli nowej kolejki Eiger Express wagoniki na 22 osoby które wjeżdżają na Jungfrau Top of Europe i boczna Grindelwald -Männlichen chyba 12 osobowa . ...od tego momentu aż do 15.20 ciągła petarda z mała przerwa na płyny i posiłek . Na dziś mam serdecznie dość , chwila na odpoczynek a od jutra ruszam ponownie . Polecam dla technicznych czerwona15 pozdrawiam
    26 punktów
  34. Dzień 3 W sobotę chyba najsłabsze - większość dnia pochmurno i całkiem sporo ludzi. Parking dla autobusów praktycznie zapełniony na full - głównie Chorwaci. Po południu słoneczko przebija się nieśmiało. Na koniec dnia klasycznie zjeżdżamy trasą 80ką Dzień 4. Ostatni dzień, szybkie pakowanie, pożegnanie z przesympatyczną właścicielką i wymeldowujemy się z kwatery. Dzisiejszy dzień pogodowo zapowiada się na petardę. Trochę obawiam się tłumów, jest niedziela, piękna pogoda, dodatkowo w wielu krajach rozpoczynają się ferie zimowe. W odróżnieniu od poprzednich dni od razu jadę do najstarszej części ośrodka. Najpierw trasa 23 i powrót krzesłem nr 10. Na trasie mimo wczesnej godziny całkiem sporo ludzi, więc po powrocie na górę jadę do krzesła nr 1 kombinacjami tras 45, 24, 23, 25 i 40. Taka kombinacja powoduje, że ludzi spotykam znacznie mniej niż klasycznie na samej 23-ce I praktycznie do końca dnia jeżdżę na końcu ośrodka głównie trasą nr 4. A widoki cały dzień urywają d... O dziwo ludzi na trasach jest naprawdę niewiele. Tylko w jednym momencie do krzesła nr 1 czekam około 5 min, a tak głównie 2-3 min. A na trasie nr 4 często jeżdżę praktycznie sam. Trasa nr 4 o godz. 11:00:-) Na obiad decydujemy się po 13:00 w knajpce przy trasie nr 50. Tam zapada decyzja, że kończymy jazdę, bo długa droga przed nami. Chciałem zjeżdżać na sam dół trasą nr 80, ale Wojtek szybko modyfikuje plany informując, że zarówno do krzesła nr 21 i do gondoli 23 są kolejki po 15 min. W takim razie wszyscy postanawiamy zjechać na parking gondolką przy której jesteśmy. Po obiedzie jeszcze wspólna fotka na dworze i zjeżdżamy gondolką na dół. Na Gmanberg wpadamy z Pędzikiem na pomysł zjechania końcówką trasy 80 już na sam parking - ten kawałek ma około 1,5km i prawie 500 m przewyższenia. Szybki wypad z gondolki, zapięcie ponownie butów i wio. Na parkingu szybkie przebieranie się, oddawanie karnetów i około 15:00 ruszamy w drogę powrotną. W domu melduję się równo o 2:00, więc mam jeszcze parę godzin na sen, bo od 7:00 czas zacząć pracę. Jak dla mnie Nassfeld to świetny ośrodek w umiarkowanych cenach. Wstępnie zastanawialiśmy się nad Chopokiem, ale ceny karnetów były praktycznie takie same (różnica bodajże 8-10 euro), a pozostałe ceny (kwatery, jedzenie) bardzo podobne, więc uznaliśmy, że warto pojechać trochę dalej zwłaszcza, że ośrodek już znaliśmy z ubiegłorocznego pobytu
    26 punktów
  35. Kiedy tydzień temu pojechałem do Oberwiesenthal nie spodziewałem się, że to ostatnie podrygi sezonu narciarskiego, który nie był dla mnie udany, a z powodu koronawirusa zakończył się tak, jak wyglądał Krótki wypad na niemiecko-czeskie pogranicze uważam jednak za bardzo udany, ponieważ był on pełen ciekawostek Ciekawostka pierwsza jest taka, że Oberwiesenthal to najwyżej położone miasto w Niemczech (914 m.n.p.m.). A macie, wy wymuskane alpejskie osady! Druga ciekawostka jest taka, że z miasta na górę Fichtelberg wozi narciarzy najstarsza w Niemczech kolej linowa, kursująca od 1924r. Uroczy, czerwony wagonik kursuje co 15 minut a podróż nim zajmuje raptem 4 minuty. Kolejna ciekawostką było to, że podczas mojego pobytu w mieście obywały się właśnie Mistrzostwa Świata Juniorów w narciarstwie klasycznym. Postanowiliśmy zatem z kolegą podopingować skoczków podczas konkursu drużynowego. Chciałem stworzyć pansłowiańską grupę wsparcia, gdyż miałem do dyspozycji flagę polską, czeską, słowacką, ukraińską i rosyjską. Jednakowoż kolega z flagami miał dotrzeć dopiero na drugą serię. W międzyczasie się okazało, że Słowacy i Ukraińcy nie startują, Czesi i Polacy odpadli już w 1. serii, a samą rosyjską flagą jakoś głupio było machać... Toteż w milczeniu obejrzeliśmy, jak chorągiewkami machają, a zawody wygrywają inni... A skoro o skokach mowa, to kolejną ciekawostką jest to, że w Oberwiesenthal mieszka i jego honorowym obywatelem jest Jens Weissflog (jak ktoś nie wie kto to jest, niech zapyta Małysza). Podobno prowadzi tu (Weissflog, nie Małysz) restaurację, ale w niej nie byliśmy, bo na bank serwuje w nich sznycle i soljanki, a te wychodziły nam już uszami Narciarską ciekawostką jest to, że niemiecki ośrodek ten połączony jest z nieodległym, czeskim ośrodkiem Klínovec, tworząc wspólnie tzw. „Interskiregion”. Ośrodki łączy skibus, który co 30 minut wozi narciarzy od ośrodka do ośrodka. Co ciekawe, przystanki znajdują się na szczytach gór – Klínovcu i Fichtelbergu, z jednym przystankiem pośrednim w dolinie, przy niesłusznie budzącym niepokój nazwą, małym ośrodku Neklid. Skibus obsługują Czesi za pomocą dość wysłużonego, wycieczkowego autokaru, którego kierowcą, w dniach gdy akurat z niego korzystałem, był odziany w wełnianą czapkę, wąsaty pan, bez wątpienia o imieniu „Honza” lub „Pepa”. Miał on dość osobliwy zwyczaj – mimo że na znajdującym się na szczycie przystanku pojawiał się często ok. 15 minut przed odjazdem, nie otwierał drzwi, tylko w najlepsze biesiadował w autobusie, smarując chlebíčky różnymi pomazánkami i raz po raz spoglądając na czekających na zewnątrz narciarzy. A przypominam, że przystanki znajdują się na szczycie, a tam często było zimno, mgliście i wietrznie. Dopiero 1-2 minuty przed godziną odjazdu (a nawet po niej), otwierał drzwi i wpuszczał to hipotermiczne towarzystwo do środka. Nic nie było w stanie zmącić spokoju pana kierowcy, nawet sytuacja, gdy w ostro skręcającym autobusie otworzyła się burta i wszystkie narty oraz snowboardy, dzięki sile odśrodkowej, malowniczym wachlarzem rozsypały się po szosie, tamując ruch uliczny w dwóch kierunkach. „Halt!”, „Stop!”, krzyczał cały autobus, a pan kierowca ze stoickim spokojem zatrzymał autobus, otworzył drzwi i pozwolił narciarzom biegać po szosie i poboczu i zbierać swój sprzęt, który wrzucony na powrót do luku bagażowego pojechał wkrótce w dalszą drogę. Na koniec słów kilka o narciarskich walorach Oberwiesenthal. Sam ośrodek nie jest duży i oferuje głównie łagodne, niebieskie trasy, idealne do nauki lub rodzinnego, spokojnego szusowania. Odcinki „czerwone” są krótkie i nieliczne. Jedynie pod kolejką linową znajduje się bardziej wymagająca, oznaczona kolorem czarnym trasa Rennstrecke, posiadająca homologację FIS. Tak jak wspomniałem, Oberwiesenthal tworzy wraz z czeskim Klinovcem tzw. Interskiregion, oferujący łącznie ponad 40km tras. Karnet obowiązujący na oba ośrodki można nabyć przy zakupie skipasu na co najmniej 1,5 dnia. Ośrodki łączy bezpłatny skibus, odjeżdżający co 30 minut raz z jednego, raz z drugiego szczytu, a po drodze zatrzymujący się jeszcze w niżej położonej stacji Neklid. Sam Klinovec jest ośrodkiem większym, oferującym całkiem długie i szerokie trasy, na czele z blisko 3 kilometrową „Jáchymovską” (trasa nr 1). Także sama infrastruktura (wyciągi) po stronie czeskiej jest nieco nowocześniejsza. Narciarze mogą wjeżdżać i parkować na szczycie Klinovca, przy czym wjazd na prowadzącą na szczyt drogę jest płatny (opłata zależy od czasu między wjazdem a wyjazdem). Na szczycie Fichtelbergu i Klinovca znajdują się hotele – ten niemiecki jest czynny, natomiast czeski jest zamknięty i bardzo malowniczo niszczeje, przywodząc na myśl horrory i filmy ze Scooby Doo Jak się okazało, weekend 7-8 marca był ostatnim tchnieniem narciarskiej zimy, bo już w czwartek ośrodek wyglądał tak jak poniżej, a tydzień później dobiła go pandemia. Strona Interskiregionu: https://interskiregion.com/ A koniec mała reklama - można polubić mnie na facebooku, gdzie na moim niekomercyjnym fanpage opisuję różne narciarskie przygody. Zapraszam https://www.facebook.com/skibumpl/
    26 punktów
  36. Szukając śniegu z kolegami, w piątek zakończyłem sezon narciarski w Karkonoszach. Śnieg wciąż od wysokości 1200m w górę 🙂
    26 punktów
  37. Na kanale 3Sat / Alpen Panorama
    26 punktów
  38. Część 2: Sobota rano przywitała mnie takim widokiem z okna. Ale cudna pogoda! Potem pyszne śniadanko, przyszykowane przez panią Ljubišę – omlet z lokalnym serem i lokalną szynką. Mniam! A do śniadanka … śliwowica własnego wyrobu, serwowana przez gospodarza . Bałkańska gościnność, nie można odmówić, trzeba chociaż umoczyć usta - choć dla mnie zupełnie nietypowa pora na alkohol. Hmm, jeszcze przez dwie godziny na stoku miałam posmak tej rakiji. Takie „uroki” bałkańskiego nartowania … Od Milana dowiedziałam się, że tego dnia w Kolašinie 1450 uruchamiają dwuosobowe krzesełka i kolejne trasy. I że wszystko będzie wyratrakowane. Późno otwierają tutaj wyciągi – dopiero o 9.30, a zamykają o 16.00. Jesteśmy trochę wcześniej, przed otwarciem - idę do wypożyczalni po odłożone buty i narty, kupuję skipass. Skipassy wielodniowe dają korzyści od bodajże pięciu dni, krótsze – to po prostu wielokrotność 15 euro. W międzyczasie rusza Vilina Voda, więc – w górę serca i cała reszta! Na początek - czerwona nr 2. Tam, gdzie w piątek był totalny freeride, w sobotę jest aksamit i sztruks. Jest ona też najbardziej stroma i spokojnie mogłaby uchodzić za czarną trasę. Potem zjeżdżam do dwuosobowych krzesełek Ćupovi, zdecydowanie w klimacie retro. Jak dowiaduję się od współpasażera, wyciąg pochodzi jeszcze z czasów Jugosławii. Wyciąg jedzie na sam szczyt, ale w połowie trasy jest stacja pośrednia - drewniana budka i garb ze sniegu, na którym trzeba w biegu wyskoczyć. Krzesła jadą dalej, na sam szczyt, ale trasy ze szczytu są nieczynne - za mało śniegu. Na szczęście krzesełka jadą wolniutko, ale i tak co niektórzy są zaskoczeni, że to już koniec i trzeba szybko wysiadać. Przy pośredniej stacji zaczyna się ładna, choć niezbyt długa czerwona trasa 5a: W sumie więc dostępne są cztery trasy - trzy czerwone i jedna niebieska plus łączniki, warianty i płaski stok do nauki. Tak około 10 km stoków. Na czerwonych trasach wzdłuż kanapy Vilina Voda niestety dość szybko robią się muldy, z czasem zaczynają też wyłazić minerały i trawa. Jest sporo ludzi - dominują miejscowi i Albańczycy, którzy ponoć upodobali sobie ten ośrodek na weekendowe wypady, bo u siebie nie mają praktycznie żadnych wyciągów. Ale i tak - jak na słoneczną sobotę - to jest chyba jedna trzecia ludzi jak u nas np. w Czarnej Górze czy Zieleńcu. Przy dwuosobowych krzesłach idzie na bieżąco, przy kanapie - kolejki na maksymalnie kilka minut od 11.00 do 14.00, potem też jazda na okrągło. Końcówka dnia to jednak mocno zdegradowane stoki, nawet zaliczyłam glebę - niegroźną. W ciągu pięciu sekund znalazło się trzech pomocników - pozbierali mi narty, kijki, postawili na nogi i jeszcze na dole pytali, czy aby na pewno nic mi się nie stało . Ach te widoki ... Na ostatnim zdjęciu widać ośrodek Kolašin 1600, który mam zamiar odwiedzić dzisiaj. Pozdrawiam serdecznie.
    26 punktów
  39. Dla mnie wczoraj warunki idealne. Nocne przymrozki na Gefrorene Wand powodują, że rano na orczykach Olperer, Gefrorene i starej kanapie rano jest bardzo twardo. W ciągu dnia temperatura dochodzi do kilku stopni w cieniu. Orczyki oczywiście opanowane przez grupy sportowe, głównie z Włoch, ale też Bałkanów (Słowenię, Bośnię i Chorwację), Czechów i Niemców. Przy Olperer działa też jeden z najlepszych parków w Europie Better Park Świeży śnieg jest wymiatany po opadzie przez obsługę i po 9 godzinie można ruszyć na skocznie. Poniżej orczyków już zdecydowanie jest cieplej, a trasy mięciutkie. Newralgiczne miejsca lodowca są już zabezpieczone białymi matami. Przez to część tras do Fernerhaus jest zmieniona, część nieco zwężona. Restauracje na Fernerhaus i Sommerbergu oczywiście działają i nikt tu głodny nie musi jeździć. Wybór jest nieco mniejszy niż w zimie ale dalej jest w czym wybierać. Na dole to już rządzą alpejskie krowy, a jak zniknie reszta śniegu na stacji pośredniej to opanują też Sommerberg Do doliny zima wróci pewno w listopadzie Pozdrawiam.
    25 punktów
  40. Razem z kumplem wybrałem się do Włoch na narty. Region Alta Valtelliny, mamy skipass zakupiony on-line w bardzo dobrej cenie na 3 ośrodki (Bormio, Santa Caterina, San Colombano - Isolaccia). Dla mnie to powrót po kilku latach w to miejsce. Dzisiaj 3 dzień jazdy w Bormio. Po raz kolejny jestem zachwycony tym ośrodkiem i tutejszymi długimi, ciekawymi trasami. Uwielbiam ten ośrodek. Śniegu tej zimy tutaj raczej stosunkowo mało, trasy naśnieżone, poza trasami śniegu niezbyt dużo - wystaje sporo skał oraz niżej pni. W dolinie już wiosna, w ciągu dnia 10-15 st. w miasteczku. Rano trasy zmrożone, te niżej położone (poniżej 2100m n.p.m.) trochę zabetonowane przez pierwsze dwie godziny, później puszczają i robi się coraz bardziej miękko, w górnych partiach trasy trzymają się dłużej w dobrej formie. Od otwarcia do godziny 13 jazda na gs a potem szersze mantry do zamknięcia. Pogoda na razie słoneczna, wiatru brak. Ma się pogorszyć na dniach... Oficjalnie trasy poniżej Ciuka (1638m n.p.m.) zamknięte, ale da się spokojnie zjechać na sam dół z czego korzystamy. Ludzi niedużo, swoboda na trasach duża. Dzisiaj niestety moje gigantki fis powiedziały arrivederci... Zamieszczam trochę zdjęć. Straty w nartach... (Nie wjechałem w żaden kamień...)
    25 punktów
  41. Część 1: Czy w Czarnogórze można fajnie pojeździć na nartach? Ależ tak! Nadarzyła się okazja, aby podróż służbową przedłużyć o parę dni urlopu i zobaczyć, co ten niewielki kraik na Bałkanach ma do zaoferowania zimą. Największy ośrodek narciarski – Kolašin - położony jest o nieco ponad godzinę drogi z Podgoricy, do której z Polski i Berlina można dolecieć samolotem – są połączenia LOT-owskie z Warszawy i Ryanairem z Krakowa, Poznania i Wrocławia oraz z Berlina. Bilety w zimie są tanie – zaczynają się już od 10 euro. Mnie podróż wyniosła niewiele ponad 40 euro w obie strony plus bagaż rejestrowany (50 euro za sztukę w obie strony) i oczywiście dojazd na lotnisko w Berlinie. A że samolot lądował pod wieczór, więc nocowałam w Podgoricy i dopiero rano udałam się w dalszą podróż w góry. Z Podgoricy do Kolašina można dostać się pociągiem lub autobusem. Pociągiem jest bardziej malowniczo, ale rzadko jeżdżą i nie było pasującego połączenia rano. No cóż, może się uda w drodze powrotnej, bo ta linia kolejowa jest bardzo ciekawa – napiszę więcej na ten temat w poniedziałek. Autobusy jeżdżą często – co pół godziny do godziny, ale tylko do osiemnastej, a koszt na tej trasie to 6 euro za bilet. Rzeczywiście płaci się w euro – być może wiecie, że w Czarnogórze oficjalną walutą jest euro, wprowadzone jednostronnie przez miejscowe władze w miejsce marki niemieckiej. Piątkowy poranek w Podgoricy był bardzo deszczowy. Lało jak z cebra przez pierwszą godzinę jazdy autobusem, który mozolnie wspinał się szosą wzdłuż doliny Moračy do góry. W pewnym momencie deszcz zaczął przechodzić w deszcz ze śniegiem, a za chwilę zrobiło się całkiem biało – dookoła, ale również na drodze. Jakie to szczęście, że nie musiałam być kierowcą na zasypanych śniegiem górskich serpentynach! Parę minut po dziesiątej autobus dojechał do Kolašina. Tutaj mam zarezerwowaną kwaterę prywatną – umówiłam się z właścicielką – panią Ljubišą, że mogę wprowadzić się już przed południem. Szybkie przebranie w narciarskie ciuchy i już jestem gotowa na stok! No właśnie, ale który? Bo są tutaj dwa ośrodki narciarskie – starszy i większy Kolašin 1450 i nowszy Kolašin 1600, obydwa położone około 10 km od miasteczka. Są plany rozbudowy i połączenia obydwu stacji, ale na razie każda działa osobno – z osobnymi skipassami. Po krótkiej naradzie z gospodarzami decyduję się na Kolašin 1450. Niestety nie ma tutaj skibusa, ani żadnego innego busa – pozostaje samochód prywatny, albo umówienie się z gospodarzami na transport. Droga jest kompletnie biała, a dookoła zadymka. Droga? Nawet nie widzę, gdzie ona jest – na szczęście za kółkiem siedzi Milan, syn gospodarzy. Przy parkingu jest duży budynek, mieszczący kasy, wypożyczalnię sprzętu i restaurację: A tak to wygląda w srodku: Na taką pogodę jak wczoraj chciałam wypożyczyć jakieś szersze narty allmountain, ale niestety - nic z tego. Sprzęt jak widać - starsze roczniki, chyba z demobilu po jakiejś wypożyczalni w Alpach. W końcu decyduję się na Heady supershape i.magnum, 170 cm, chyba też jakaś przedpotopowa edycja sprzed co najmniej kilkunastu lat. Ktoś rozpoznaje rocznik? Buty na szczęście nieco nowsze, ale za to flex - maksymalnie 80. No cóż, jak się nie ma co się lubi, to się bierze, co jest. Komplet - buty, narty kije w wersji premium (tak, to wersja premium ) - 15 euro. Tyle samo za skipass dzienny. Cały ośrodek oferuje 14,5 km tras i pięć wyciągów - dwa krzesełkowe i trzy orczyki. Przewyższenie - ok. 400 metrów. Wczoraj chodziła sześcioosobowa kanapa Doppelmayera (to ta z prawej strony na mapce) Vilina Voda, obsługująca trzy długie trasy i talerzyk Jezerine na dole dla początkujących. Mapka: Ośrodek ma też swoją stronę internetową, również w wersji angielskiej. Ze dwa razy zjechałam orczykiem, żeby trochę ogarnąć narty, ale głównie jeździłam na kanapie - niestety bez osłon. Zgodnie z prognozami, śnieżyca od godzin południowych nieco słabła, a nawet czasami po południu próbowało trochę przedrzeć się słońce. Od czwartkowego wieczoru do piątkowego popołudnia spadło pewnie coś około 30-40 cm świeżego śniegu i był to pierwszy dzień w sezonie, w którym wreszcie były dobre warunki śniegowe. Dlaczego? Ponieważ stacja nie ma sztucznego naśnieżania - widziałam ledwie dwie mobilne armatki przy orczyku. Generalnie otwarte były dwie trasy długości ok. 1,5 km (czerwona - nr 1) i 2 km.(niebieska - nr 3). Trasy bardzo urozmaicone i dość szerokie. Początek niebieskiej: Niebieska z widokiem na nieczynne krzesełka Cupovi: I końcówka, przy dolnych stacjach wyciągów: Czerwona: Radość, że znów jestem na nartach i że jest taki świetny śnieg! Trzecia trasa, dostępna z wyciągu - czerwona nr 2, nie była w tym sezonie w ogóle udostępniona. Dziewiczy puch na pół metra. Kusiła, kusiła - w końcu wyczekałam przejaśnienie i pojechałam: Jazda po kolana w sniegu, ale jak cudownie! Nawet gleba w ten puch była całkiem spoko, tyle, że trochę trwało, zanim się z tych piernatów wygrzebałam. Fajne cztery i pół godziny na nartach, ludzi malutko - przy wyciągu cały czas na bieżąco. Narty-szrotówki dały radę. Nawet byłam pozytywnie zaskoczona, że tak dobrze to ciężkie cholerstwo szło w kopnym śniegu. Te miękkie muldy jakby po prostu nie istniały. A w perspektywie - kolejny dzień na nartach i to w słonecznej pogodzie. [cdn.]
    25 punktów
  42. PNiedzielna wyprawa ski tour-owa , z Wierchomla stacja dolna, do Jaworzyna stacja dolna. Rewelacyjna pogoda, snieg i ... słońce. Thx Ok 14 km marszu. Krotki przystanek przy Bacówce - herbatka i dalej przez Runek , na Jaworzynę. Tam 2 zjazdy I jedno podejscie, do polowy wyciagu ... I super dzien 😉👌❄️🎿o FullSizeRender.mov
    25 punktów
  43. Znużony codziennym treningiem na pustych stokach w towarzystwie min.Emilewicz i jej dziatek,w obliczu braku szans na jakiekolwiek zawody,bo ich wszyscy organizatorzy z MPA wystraszyli sie państwowych demiurgów pandemii.,miałem już zamiar zawiesić narty na kołku.Z pomocą przyszli na szczęście bracia Słowacy,którym zabroniono nie tylko jeździć,ale i wychodzić z domu.Razem z Czechami postanowili zorganizować zawody masters w Jurgowie,bo ci Słowacy to właściciele hoteli i wyciągów w Żdiarze,mają blisko ,ciągle tam trenują i znają specyfike zbuntowanego Podhala.W regulaminie zawodów umieścili obowiązkowy test piątkowy,na co zbuntowaliśmy się my,polska ekipa,bo wykonanie testu nie jest u nas tak proste,jak u nich.W dodatku może skutkować 14 dniową rozłąką z narciarstwem,gdy test wykonamy w publicznej służbie zdrowia,raportującej do Sanepidu,i wyjdzie np. mylnie pozytywny,jak naszym skoczkom w Niemczech.Ponieważ nasza absencja skutkowałaby stratami na wpisowym przy stałych kosztach stałych,a górale z obu stron Tatr są wyznania bankowego,Słowacy przywieźli paramedyka,który podłubał nam w nosach i orzekł,że wszyscy zdrowi. Zapowiadał się maraton w warunkach polarnych,bo rano 2 giganty a po południu 2 slalomy,i w niedzielę 2 giganty.Nic się nie pomyliłem,zabierając specjalny strój na minus 30 stopni,taka była odczuwalna,a na stoku trzeba było spędzić cały dzień-karczma zamknięta. Słowacy jak zawsze przywieźli wypasioną technikę,od aktywnej tablicy po specjalną kamere,która za niewielką opłatą nagrywała cały twój przejazd. Oprócz nas z zawodów był cały tłum gości różnej proweniencji,podobno była wtedy także kontrola,prawdopodobnie niewidzialna... Po zawodach pojechałem przenocować w Zakopanem,gdzie mam 2 zaprzyjaźnione panie.Jedna wystraszyła się jak diabła i nie dała przekonać o legalności pobytu uczestników legalnych imprez sportowych,druga uradowała się,że wreszcie ktoś ją odwiedził.Nie wyprowadzalem jej z błędu,gdy stwierdziła,że całą ta pandemia to ściema,bo gdzieś musiałem nocować. Zdziwiły mnie nieco trudności z dotarciem do centrum Zakopanego i tłum na ulicach.Nie skojarzyłem,że przy skokach bez publiczności ktoś może przyjechać i drzeć się na parkingu pod krokwią.Prawdopodobnie na czas skoków odwołano pandemię,bo byli raczej bez masek i dystansu,za to zdezynfekowani od środka.Ciekawe,gdzie oni wszyscy mieszkali... W niedzielę było tylko nieco cieplej,za to ludzi na stoku w Jurgowie znacznie więcej.Mowa była ,że od poniedziałku bunt nieoficjalny staje się oficjalnym,aczkolwiek różnicę trudno mi sobie wyobrazić...
    25 punktów
  44. Szwajcaria Bałtowska #otwieramystoki Udało się! Wbrew rozporządzeniom rządowym, biznes okazał się niepokorny i już wczoraj ruszyły dwie stacje narciarskie w Polsce oferując zajęcia sportowo edukacyjne. Bałtów i Chrzanów na Lubelszczyźnie. Wstępnie mieliśmy dzisiaj w planach trekking po Górach Świętokrzyskich, ale ponieważ znajomi, z którymi się umawialiśmy zrezygnowali z wyjazdu, postanowiliśmy pojechać jednak na narty do Szwajcarii. @tanova gdzie ruszymy pieszo (pytałaś) pozostanie jeszcze tajemnicą, do momentu realizacji tej zapowiedzianej wycieczki. Kiedy to będzie? Pewnie nie prędko, bo mamy narty Jutro rusza również Kazimierz! I teraz trzeba będzie korzystać w każdej wolnej chwili z nart, bo nie wiadomo jak długo znowu pojeździmy? Sanepid i Kaczyści mogą, podobnie jak na protestujące kobiety, nasłać Policję. Dzisiaj od rana -11, więc ubraliśmy się ciepło, jak na zimę Prószył lekko śnieg - pogoda bajkowa! Odśnieżanie auta i potem podróż, po okolicznych, lokalnych drogach, które były białe i śliskie. Jechało się wolno. Na miejsce dotarliśmy 8:57... więc spóźnienie Już na parkingu spotykamy forumowicza, @elosawa, Maćka - umawialiśmy się wstępnie na jazdę poranną. I fajnie! Udało się razem zrobić kilka zjazdów! Pogadać chwilę. Przy kasie niestety już kolejka Kilka minut spóźnienia i trzeba było chwilę odstać. Przed zakupem karnetu, trzeba było wypełnić oświadczenie o uczestnictwie w zajęciach sportowo, edukacyjnych. Maciek pisze... Przez te formalności niestety, kolejka trochę się wydłużała i trzeba było odstać kilka minut więcej. Ruszamy na górkę! Mimo, że nie byliśmy pierwsi, to na początku dnia jeździliśmy z pełnym luzem. Widoczność nie była wspaniała, ale stok przy orczyku przygotowany świetnie! Czynna była dzisiaj również ośla łączka. Piękna zima - połączenie dwóch tras: Trasa wokół lasu super przygotowana (jeden zjazd): W ramach zajęć edukacyjnych - ustawiono na zjeździe przy orczyku slalom. Dla chętnych nauki jazdy na tyczkach... ...po wstępnej obserwacji stwierdziłem, że lepiej nie próbować tak karkołomnych wyczynów sportowych i mocno skoncentrowałem się na rozgrzewce Dzisiaj ruszyło również krzesło i główna trasa. Łącznik między dwoma częściami ON - przygotowany! Pierwszy raz od dwóch lat (dzięki fajnej zimie) ruszył wyciąg krzesełkowy. Warunki na tej trasie - średnie. Mało śniegu, wystająca trawa, nierówno i troszeczkę drobnych minerałów. Po dwóch zjazdach stwierdziliśmy, że wracamy pod orczyk! Krzesło i główna trasa - widok z góry: Warunki przy dwóch wyciągach talerzykowych dzisiaj były doskonałe! I tutaj jeździliśmy do końca naszego karnetu. Po 12stej już sporo ludzi i kolejka....jak to, w weekend... 15 dzień na nartach zaliczony Jutro prawdopodobnie będzie kolejny Jak wszystko pójdzie ok, to będzie jazda w Kazimierzu. Ktoś przyjedzie? Będę ok 19stej. Pozdrawiam marboru
    25 punktów
  45. Czekam długo, aż 9 miesięcy żeby znów stanąć na moich kochanych nartach. Po tym wszystkim co się dookoła dzieje nie miałam żadnych wielkich wymagań-po prostu chciałam pojeździć. Jak usłyszałam że otwiera się stok w Tyliczu to chciałam jechać na wszelki wypadek, zanim zamkną stoki, ale jednak ponad 140 km mnie trochę zniechęciło mnie, bałam się, że będzie dużo ludzi, a że ostatnio i z pieniędzmi słabiej, to stwierdziłam, że może poczekam chwilę i otworzą coś bliżej... Otworzyli Krynicę Zdrój 😂 Czasu nie było jednak na narty, praca itp. czekałam na otwarcie Kasiny, albo czegoś w pobliżu Krakowa... udało się. Kasina otwierała się przedwczoraj o 18. Narty już po serwisie czekały gotowe, buty i cała reszta już czekała od kilku dni, skończyłam pracę o 15, szybki obiad i pakowanie auta i w drogę. Na miejscu byłam koło 17.40 i stwierdziłam, że najpierw pójdę do kasy, bo aut niby nie dużo stoi, ale kupię sobie najpierw karnet. Potem się przebiorę i na stok. Idę do kasy, kolejka na 10 minut stania, za chwilę odwracam się, a tu samochodów coraz więcej, ludzi też... Przynajmniej na 30 minut stania. Udało mi się kupić karnet, szybko do auta ubrać buty i na stok. 3 bramki były czynne chyba z 6, wydzielone siatka żeby wszyscy nie stali w kupie. Większość jeszcze była w kolejce do kasy wiec pierwszy wjazd kanapa sama jechałam. Pierwszy zjazd po sztruksie no po prostu bajka, tego mi było trzeba. Za chwilę zaczęło pojawiać się coraz więcej ludzi przy wyciągu. Początkowo na krzesło wpuszczali po 3 osoby, połowa bramek była zaklejona, ale po jakimś czasie już 4 osoby wchodziły na kanapę. Pierwsze 3 czy 4 zjazdy byłam prawie sama na stoku. Wcześniej, w Krakowie, było strasznie zimno, więc ciepło się ubrałam, a tutaj niespodzianka, około zera i ciepło. Warunki na trasie bardzo dobre, śnieg się super trzymał, kolejka do wyciągu na max 2 czekania, niektórzy starali się zachowywać odstępy i mieć zasłonięte usta i nos, a część miała to w poważaniu. Po kilku zjazdach poszłam do auta po drugie narty. Na wiosnę kupiłam GSy z promieniem 21m. Wcześniej jeździłam na nartach o promieniu na 17m i chciałam je wypróbować, bo jeszcze nie miały okazji być na śniegu przez pandemie.... Pierwszy zjazd trochę dziwny wiedziałam, że muszę się rozpędzić żeby skręcały, na pewno musiałam użyć więcej siły. Prawie glebę zaliczyłam, ale uratowałam się 😂. Drugi i trzeci zjazd na nich już mi lepiej poszedł. Jako że kondycji zero, to po 3 zjazdach poszłam po moje stare narcioszki, żal mi było krawędzi też no i wolę się na nich objeździć na bramkach. Zrobiłam jeszcze kilka zjazdów na starych nartach i koło 20.30 zaczęłam myśleć o powrocie, zmęczona byłam po pracy, więc po co się męczyć jak jeszcze droga powrotną przede mną. Bistro było czynne na wynos, nie byłam w środku, więc nie wiem co i jak, ale widziałam, że ludzie jedli. Wypad bardzo udany, jestem szczęśliwa że udało mi się pojeździć w fajnych warunkach, bo wczoraj w Krakowie 12 stopni na plusie było.... Kilka selfie ze stoku...🙂 
    25 punktów
  46. Jak wygląda organizacyjnie wyjazd z PKL-em z Katowic: Kasprowy tylko dla narciarza starego typu. Jak wyjazd to tylko z operatorem Nie wiem od czego zacząć, bo wątków mam kilka. No to może pojadę spontanicznie. Zacznę jednak od organizacji, gdyż kupiłem zorganizowany wyjazd z operatorem wyciągów. ORGANIZACJA PKL zaoferował wyjazd z Katowic za 349 zł. W praktyce wyszło 359 zł, bo tyle trzeba było zapłacić, a 10 zł powinno się otrzymać przy zwrocie karty. Tyle, że moja indywidualna karta na tyle mi się spodobała jako pamiątka z wyjazdu (dokładnie opisana), że postanowiłem jej nie oddawać maszynie. Więc maszyna nie wydała mi 10 zł. Zbiórka była przy stacji BP koło Trzech Stawów (to takie centrum handlowe przy autostradzie) w Katowicach 0 5:30, co wymagało (na spokojnie) wyjazdu z domu już ok. 5:00. Na miejscu zbieranie grupy i jej ładowanie zabrało ok. 15-20 min. Następnie autokar w połowie pełny (a w połowie pusty) jechał do Krakowa, gdzie niedaleko węzła na Zakopane pozbierał krakowian i już był pełen. Dojazd do Zakopanego był w miarę szybki, niemniej widać było tłum aut zmierzających do byłej stolicy [Co jest nią teraz? Białka? Szczyrk? Krynica? Zieleniec?] polskiego narciarstwa. Sprawnie przejechaliśmy przez tunel, ale drodze czekał nas jeszcze tradycyjny korek na światłach w Klikuszowej. Przejechaliśmy jeszcze przez byłą stolicę produkcji nart w Polsce [Szalfary] i sprawnie wjechaliśmy do Zakopanego. Autokar, w przeciwieństwie do absolutnej większości turystów, miał uprawnienia na wjazd do Kuźnic, nawet na teren niekończącej się budowy nowoczesnego centrum przesiadkowego (ot, zwykły przystanek), gdzie zameldował się ok. 8:40. Wzięliśmy narty, buty i kije, obeszliśmy kolejkę do kolejki (solidną) bokiem i o 9:10 zameldowaliśmy się w wagoniku. No i o 9:30 byliśmy na Kasprowym. Dostaliśmy jeszcze voucher na śniadanie o 11:00 i tu popełniłem błąd, postanawiając trochę pojeździć przed śniadaniem. Faktycznie pojeździłem (4 zjazdy), ale tuż przed 11-tą w małej restauracji już był tłum i był problem z miejscami. Jakieś miejsce znalazłem, ale musiałem zrezygnować z jajecznicy na (mama nadzieję: tłustym) boczku i wziąłem kiełbaski. Bo oczekiwanie na jajecznicę było dość długie. W pakiecie był jeszcze napój, czyli w moim przypadku kawa. No i można było jeździć, teoretycznie do 16:00, ale nasza przewodniczka prosiła, aby przed 16-tą szykować się do zjazdu. Teoretycznie mieliśmy bilety na 16:10, ale to była teoria. Tłum nie tylko narciarzy, ale turystów pieszych, skiturowców oraz tych co tylko wjechali aby zjechać był dramatyczny. W małym budynku górnej stacji było jak na sektorze stojącym w Dortmundzie i jakikolwiek manewr typu podejście pod bramki na konkretną godzinę był po prostu niemożliwy. Cóż, wzięliśmy udział w zapasach o dostanie się do zjazdu (naprawdę chyba niektórzy potraktowali to dosłownie), jakoś zjechaliśmy w komplecie i już ok. 17:00 autokar ruszył w powrotną drogę. Po drodze wyrzucenie poddanych Majchrowskiego tak, gdzie wsiedli i ok. 20:20 autokar zameldował się w Katowicach. Warto też wspomnieć, że (zgodnie z oczekiwaniami) narciarsko wyjazd był udany. Jazda na jednym wyciągu, ale różnymi odnogami tras na okrągło. Tego się spodziewałem (bo narciarze zjazdowi to nie jest kluczowy klient Kasprowego) i to otrzymałem. Nie była czynna Goryczkowa, ale zważywszy na jakość tamtejszego wyciągu, niemal to bez znaczenia. KOSZT ZASTĘPCZY Koszt alternatywny (nie jechać z operatorem, tylko samemu) składa się nie tylko z aspektów finansowych, ale też z innych. Koszty finansowe [Zakładam, że jechałbym sam, bo wszyscy kumple mi odmówili. Nie mam już kumpli] są następujące: - benzyna = 200 zł; - bramki = 60 zł; - parking u górala (nie było cienia miejsc przy ulicy) = 60 zł; - bilet typu skipass = 200 zł; - zakup czegoś do jedzenia na miejscu = 60 zł; całość = 580 zł. Dochodzą jeszcze inne koszty: - zmęczenie za kierownicą; - dojście pieszo z nartami na plecach ok. 2 km; - stanie w tłumie na wjazd ok. 2 godzin; i kluczowy: - i tak nie było już skipassów na sobotę. Więc rozważania są bez sensu. Sens ma tylko wyjazd z operatorem, bo inaczej jest drożej, jest gorzej, a tak naprawdę nie jest w ogóle. Oczywiście nie trzeba jechać na Kasprowy, być może taniej jest na lodowiec w Alpach, ale jednak każdy polski narciarz powinien znać tę górę! Też tak myślisz!? TYP NARCIARZA. CZY NARCIARZ NA KASPROWYM JEST INTRUZEM? Na Kasprowym znajdziesz narciarza starego typu: z moich młodych lat. Nie ma tam parkingu u stoku, nie ma knajpy na dole wyciągu, ta na górze jest mała. No i są jednak bardzo trudne trasy. Piękne, ale w górnej (i nie tylko) partii stoku po prostu bardzo trudne. Spad jest godny, śnieg był zmrożony, więc wynalazki bez kijków miały (?) lub raczej miałyby poważne problemy. Jest za to mnóstwo narciarzy na szerokich nartach (lubią jazdę poza przygotowanymi trasami), z plecakami, większość jednak na nartach typu zawodniczego. Ale co ja tam plotę! W ogóle narciarz zjazdowy jest tam tylko klientem dodatkowym. Zwracają uwagę dzikie tłumy wchodzących na Kasprowy: pieszo lub na skiturach. Na górze było w ciągu dnia może kilkaset narciarzy zjazdowych i na pewno ładnych kilka tysięcy turystów kolejkowych, pieszych, skiturowych. Kasprowy bardzo się zmienił przez dekadę, do ok. 10 lat temu byłem tam ostatni raz. Wówczas, jak się już wjechało, był luz. W międzyczasie jednak przybyło ludzi próbujących się dostać na górę na rozmaite sposoby także w zimie. Kiedyś to byli pojedynczy szaleńcy, dziś lato mamy na Kasprowym także zimą! Szczególnie zwracał uwagę dziki tłum idący na Świnicę! Jeszcze o godzinie 15:00 widać było... idących w kierunku szczytu. Do następnej relacji! Twój instruktor Maciek Link: Kasprowy tylko dla narciarza starego typu. Jak wyjazd to tylko z operatorem | Twój instruktor (twojinstruktor.blogspot.com)
    24 punktów
  47. Beskidy Safari Babia – Pilsko – Skrzyczne Początkiem tygodnia w Beskidach zapowiadano 2 dni lampy, Babia góra otwarta okresowo dla skitowców czyli plan na poniedziałek oczywisty – 1. załatwić urlop na wtorek. 2 zaplanować wtorek. Pierwszy punkt udało się zorganizować migiem, wiec pozostało zaplanować turę na Babią. Ale…. Dlaczego tylko na Babią? Cały dzień wolny, piękna pogoda, idealny dzień na Pilsko. W końcu z Krowiarek do Korbielowa to tylko 50 minut. Hmm ale wracając do BB przecież mija się zjazd na Szczyrk. Cały dzień wolny, piękna pogoda, idealny dzień na Skrzyczne. Tylko jak to ogarnąć? O której wystartować? Trzeba zrobić plan. Planowanie trwało jakieś 2 minuty, doszedłem do wniosku ze im wcześniej wystartuje tym lepiej a potem decyzje będą podejmowane na żywca (spontanicznie w okolicach Żywca przy szklance Żywca) 5:00 Start - 6:30 Parking Krowiarki Pierwszy parking full, trzeba zjechać 100m dalej i jest prywatny po lewej. Możliwość platnosci karta i gotowką. Trasa skiturowa rozpoczyna się nieco z lewej strony pieszego szalku na Babią. Tak zwaną nartostradą która tak naprawdę to troche szersza scieżka tyle, że prowadząca zakosami i dzięki temu łatwiej podchodzić na fokach. Trasa łączy się powyżej granicy lasu po około 4km ze szlakiem pieszym na Sokolicy. Od tego momentu poruszamy się szlakiem pieszym dwukierunkowym. Można się oddalić od szlaku na 30 - 50 metrow w zaleznosci od odcinka. Kopula oblodzona, harszle wskazane. Ja szukałem bokiem trasy nawianych odcinkow i udało się wejść bez. Widoki cudowne, pogoda miazga. W zasadzie samotne wejście. Idealnie jak na pierwszy raz skiturowo na Diablaku. Wejscie na szlak Mosorny z tej perspektywy wygląda tak samo fajnie jak z dołu Pilsko i Skrzyczne z Babiej Zjazd wytrzepał plomby w zebach dopiero od granicy lasu zrobilo się przyjemnie. Troche lasem trochę „nartostradą” i już o 9:30 na dole. Szybki wrzut sprzętu w auto i w strone granicy. Paczka suszonych owocow po drodze pol litra izotoniku i już parking w Korbielowie. Jako ze czas był niezły postanowiłem wybrać najdłuższą czasowo droge przez Byka. Wszystko szlo fajnie az do kopuły. Tutaj lód był o wiele gorszy niż na Babiej. Na szczęście ostatnie 100m udało się jakos wydrapać zjeść wypic na szczycie zrobić tym razem zdjęcie Babiej z Pilska i znow w droge tym razem nartostradami. Babia z Pilska Godzinka drogi do Szczyrku i tu tez niespodzianka. Gondola nie działa z podowu wiatru więc trasa trójka również w miare samotnie. Już z dużym zapasem czasu bardzo spokojne wyjście na M.Skrzyczne a potem spacerek na Skrzyczne tak aby zjeść na gorze zasłużoną czekolade i zgrać się z zachodem slonca. Powrót w korku – zupełnie zapomniałem o tej codziennej atrakcji Szczyrkowskiej po 16:00. I o 18 dom. Babia i Pilsko ze Skrzycznego To był dobry dzien - zegarek pokazuje, że aż za dobry
    24 punktów
  48. Hmmm, uśmiałem się (ale przyjmij to z pokorą) - pierwsze to resort touring - dla mnie zaprzeczenie idei skiturów. Za karę. - dwa archaiczny zestaw sprzętu, trudno w tym coś zrobić - wnioski (np co do tempa poruszania - hmm co najmniej kontrowersyjne) Jesteś na razie na etapie, który w "normalnym" narciarstwie akurat odpowiadałby nauce na pierwszej taśmie dla dzieci. I póki nie nauczysz się więcej to... w zasadzie nie powinieneś specjalnie próbować robić jakiś posumowań, bo po prostu nie masz cienia pojęcia o czym się wypowiadasz. Dopracuj zestaw sprzętu, naucz się sprawnych przepinek, do tego oczywiście kurs lawinowy. Poszukaj mocnej ekipy (np przez FB). I jak któregoś dnia zrobisz 30 km pętli, z 2500 m verticala w tym ze 2-3 strome żleby, takie że Ci adrenalina skoczy, a na plecach poczujesz zimny pot, a do tego ze dwa epickie zjazdy w doliny, to zobaczysz, że całe dotychczasowe narciarstwo było piaskownicą z czeredą hałaśliwych przedszkolaków. Po prostu trzeba się solidnie wziąć do roboty (zamiast koncentrowania się na relacji i fotografiach). Porównując do Twoich wycieczek rowerowych to jakby ktoś zrobił Ci relację z 20 km ścieżki rowerowej i wysnuł z tego wnioski co możliwości jazdy na rowerze (np mtb). To jest dokładnie taka różnica. Pozdrawiam cieplutko Wiesiek
    24 punktów
www.trentino.pl skionline.tv
partnerzy
ispo.com WorldSkiTest Stowarzyszenie Instruktorów i Trenerów Narciarstwa PZN Wypożyczalnie i Centra testowe WinterGroup Steinacher und Maier Public Relation
Copyright © 1997-2021
×
×
  • Dodaj nową pozycję...