Narty - skionline.pl
Skocz do zawartości

Ranking

  1. spi630

    spi630

    Użytkownik forum


    • Punkty

      9

    • Liczba zawartości

      298


  2. surfing

    surfing

    Użytkownik forum


    • Punkty

      8

    • Liczba zawartości

      3 827


  3. waldek71

    waldek71

    Użytkownik forum


    • Punkty

      8

    • Liczba zawartości

      553


  4. pawelb91

    pawelb91

    Użytkownik forum


    • Punkty

      7

    • Liczba zawartości

      2 943


Popularna zawartość

Treść z najwyższą reputacją w 17.11.2020 uwzględniając wszystkie działy

  1. Narty to nie tylko sport, najważniejsze, żeby z deskami dobrze wyglądać! Wiedzieli już o tym wiek temu. Zobacz archiwalne zdjęcia. (12 fotografii) 1. Kobieta na nartach w Northampton w Wielkiej Brytanii, 1908. GETTY IMAGES/Topical Press Agency 2. Aktorka Cicely Courtneidge i jej mąż, aktor i producent Jack Hulbert nartach w St. Moritz, Szwajcaria, lata 20. XX wieku. GETTY IMAGES/opical Press Agency 3. Księżna Westminsteru Constance Edwina na nartach w Szwajcarii, 1912. GETTY IMAGES/Hulton Archive 4. Kobiety z nartami w drodze do Hyde Parku w Londynie, 1926. GETTY IMAGES/Fox Photos 5. St Moritz, Szwajcaria, 1923. GETTY IMAGES/W. G. Phillips/Topical Press Agency 6. St Moritz, Szwajcaria, 1921. GETTY IMAGES/W. G. Phillips/Topical Press Agency 7. St Moritz, Szwajcaria, 1924 rok. GETTY IMAGES/Topical Press Agency 8. St Moritz, Szwajcaria, 1921. GETTY IMAGES/W. G. Phillips/Topical Press Agency 9. St Moritz, Szwajcaria, ok. 1925 rok. GETTY IMAGES/Topical Press Agency 10. St Moritz, Szwajcaria, 1924 rok. GETTY IMAGES/W. G. Phillips/Topical Press Agency 11. Szwajcaria, 1923. GETTY IMAGES/Brooke/Topical Press Agency 12. Z lewej: Kobiety w narciarskich strojach w Chamonix, Francja, 1926. GETTY IMAGES/Hulton Archive; z prawej: kobiety w strojach do narciarstwa rekreacyjnego, 1926/ GETTY IMAGES/Seeberger Freres/General Photographic Agency
    7 punktów
  2. Właśnie wtedy, kiedy Lombardia boleśnie doświadczała kryzysu epidemicznego, na stronach polskiego MSZ pojawiały się sugestie by nie wyjeżdżać na południe Europy, a Dolomiti Superski było na trzy dni przed zamknięciem swoich ośrodków, około godziny 2.00 wytoczyłem się z Opola, aby zameldować się na Okęciu nad ranem. Już na miejscu leniwie zebrała się ponad 20-osobowa ekipa z każdej strony naszego kraju. Mieliśmy wsiąść do samolotu i polecieć do Malagi. A dlaczego koniecznie z Warszawy? Ano, dlatego, że operatorem tego wyjazdu była Itaka i tak sobie Itaka ustaliła. Poza tym, że firma ta ma siedzibę w Opolu, które to Opole pożegnałem kilka godzin przedtem. Celem była Sierra Nevada, najbardziej na południe wysunięty ośrodek narciarski Europy z najwyższym szczytem Mulhacen- 3481 m. Nie jestem pewien czy ktokolwiek z własnej woli wybrałby się tam na narty, ale jako, że wyjazd był dedykowany i okolicznościowy, to cel podróży nie miał już szczególnego znaczenia. Okęcie: Lot trwał jakieś 3,5 godziny i już niedługo ukazała się hiszpańska ziemia i potem Malaga, trzeba przyznać, że pięknie położona: Z lotniska odebrał nas autobus i rozpoczęła się 4-godzinna jazda do samego Sierra Nevada. Strasznie się dłużyło, bo praktycznie każdy był po zarwanej nocy, a po drugie jazda autokarem po serpentynach nie należy do szczególnie ekscytujących. Natomiast widoki były iście wiosenne: Minęliśmy Grenadę i tak sobie w tej zieleni podróżowaliśmy, a towarzyską rozrywką stało się przewidywanie kiedy ukażą się jakieś stosownie zimowe widoki. Minuty mijały, metry wzniosu również, a jedyną różnicą otoczenia była tylko lekko blednąca i szarzejąca zieleń. Zegarki z wysokościomierzem niebezpiecznie zbliżały się pomiarami powyżej 1500 m n.p.m., a tu ciągle wiosna. 1600..., 1700, 1800, NIC! Nagle ostry zakręt i autobus się zatrzymał. Panie i Panowie, jesteśmy na miejscu, 2100 m n.p.m. Wyszliśmy i zobaczyliśmy kilka białych nitek nartostrad, aha, więc jednak będzie jeżdżenie. Pogoda taka trochę słaba, ale jutro na pewno będzie lepiej. I poszliśmy do hotelu: Na hotel wpływu nie miałem, bo tak stało w programie. Ale trzeba przyznać, że był bardzo w porządku. Bardzo, bardzo wypasiony fitness, trzy bieżnie i komplet dwunastu herculesów, czyli rowerków stacjonarnych. Na tablicy ogłoszeń zapraszano w czwartek na zajęcia indoor-cycling o 20.00, przyszedłem punktualnie, ale nikogo nie było. Jeżeli chodzi o jedzenie to było niemoralnie dużo i niemoralnie smacznie. Polecam i nie polecam. W pierwszym dniu było tak: Sytuacja z godziny na godzinę się pogarszała, by po 14.00 stać się zupełnie przyzwoitą. Tutaj zjazd na dół wzdłuż dwóch gondol: Generalnie samo miasteczko, a w zasadzie stacja narciarska położona jest malowniczo na zboczu tworząc amfiteatralną kaskadę połączoną krętą ulicą. Można też skorzystać z wewnętrznego krzesełka Parador I. Podobnie jak Val Thorens są tam hotele i różne inne miejsca do spania, restauracje, bary, kafejki oraz sklepy. Koniec, zero stałych mieszkańców. I to wszystko nazywa się Pradollano. Cały ośrodek narciarski można podzielić na cztery regiony. Borreguiles to górna stacja dwóch gondol wyjeżdżających z dołu. Główny punkt przesiadkowy, gastronomiczny i handlowy: W jego obrębie mieści się obszar dla szkółek narciarskich, dziecięcych ski-parków itd. Następnym jest jakby lewa ściana patrząc od dołu, która ma dwa główne krzesła (Stadium i Veleta), pod którymi jest kilka tras schodzących do Borregguiles i wspomnianego już wcześniej zjazdu na sam dół. Jeżeli chodzi o długość tras, to sprawa jest skomplikowana i o tym będzie później. Trochę poniżej tych dwóch kanap jest kilka, jeśli nie kilkanaście czerwonych nie za długich tras schodzących i łączących się w różnych miejscach z główną zjazdówką do stacji dolnej. Dwa ostatnie regiony są znakomite. Loma De Dilar, kompleks poważnych, kultowych w środowisku free ski-parków z kilkoma trasami, na których to akurat podczas naszego pobytu rozgrywany był Puchar Świata w snowboardzie: Na koniec zostawiam Laguna De Las Yegulas. Rozległy trochę przypominający alpejskie lodowce obszar narciarski z długimi trasami i jego górna część, gdzie jest najwyższy punkt, gdzie można dotrzeć na nartach. To trochę poniżej szczytu Veleta 3398 m n.p.m. Docieramy tam orczykiem Zayas: lub krzesłem Laguna: Spod Velety w sprzyjających okolicznościach można zobaczyć Morze Śródziemne. Podaję, do wierzenia. Tam naprawdę je widać: Ogólnie rzecz biorąc ośrodek jest dla wszystkich. Głównie czerwone i niebieskie. Najwięcej czarnych jest na spadzie łączącym tę część ski-parkową ośrodka z główną trasą w dół. Jest tez ciekawa ścianka, chociaż krótka, obok anteny: KIlka fotek: Najlepszy moim zdaniem fragment ośrodka: Jedna z czarnych tras wbijająca się w nartostradę do dolnej stacji: Najbardziej typowy obrazek- jeden człowiek na trasie: C Classic landscape: A to moje towarzyszki: Tym kiedyś się wciągało: Antena od tyłu: Gastronomia nie jest oczkiem w głowie ośrodka: Akcja zima: W kwestii śniegu trochę wyjaśnienia. W pierwszym mglistym, rekonesansowym dniu jakoś nie było to aż tak wyraźne, natomiast przez pięć kolejnych pogoda była piękna z ostrym słońcem i mrozem w nocy. I już w drugim dniu pokazało się to niezbicie, że jeździmy tylko, tylko po sztucznym śniegu. Póki krawędzie były ostre, był fun, w dwóch ostatnich dniach jak jeszcze w nocy mroziło mocniej mieliśmy juz do dyspozycji lodowisko, zwłaszcza w tej alpejskopodobnej części, gdzie na trasach było może 30 osób. Ludzie z obsługi uświadomili nas, że każdy gram śniegu, każda śnieżynka pochodzi ze sztucznego naśnieżania. Podobno w sezonie 2018/19 sypnęło dwa razy po półtora metra i mieli z głowy. Ale tym razem wszystko było sztucznie naśnieżone. Trasy były betonowe, natomiast wszystko off-piste było jednolicie lodowe. Mały wyskok poza trasy skończyłby się zapewne zjazdem po lodzie do któregoś z kilku zbiorników retencyjnych. Tymczasem wspomniana na początku nartostrada na sam dół już od około 12.00 była wytopiona, dziurawa, z płatami hamującego szlamu. No cóż, nie można mieć wszystkiego. Jeszcze trzeba wspomnieć o długości tras. Tutaj rodzi się kłopot, bowiem w tym ośrodku nie ma długich tras jako takich. Są dziesiątki kawałków po kilkaset metrów, do których dołączają inne, te z kolei dzielą się na mniejsze, jest masa skrzyżowań. Nie wiem jak długi jest najdłuższy wariant z samej góry na dół. Przewiduję, że ma około 6 kilometrów. Ale trzeba siąść z mapką i mozolnie liczyć. Aha, i jeszcze każda z tych fragmentów tras ma swoją nazwę i jest ich ponad 120. Koncepcja puszczenia się na pełny gar ze świadomością, że za kilkaset metrów trasa łączy się z inną i potem jeszcze wpada w inną, musiała być bardzo mocno temperowana. W końcu do domu daleko. Oczywiście, że Sierra Nevada jest dla nas egzotyczna, ale raczej tylko w kwestii odległości. Z mojego, italianofilskiego punktu widzenia brakowało mi espresso i gastronomii na włoską modłę. Zamiast Prosecco jest Cava, da się żyć. Natomiast narciarsko ani lepiej, ani gorzej. Na pewno można się wyjeździć po sufit. I pod tym względem bardzo polecam. Można sobie też wyskoczyć autobusem do Grenady. Ale jeżeli ktoś targa przez pół świata narty po to, by stały w narciarni...
    4 punkty
  3. W najbliższy weekend zawody w Fińskim Levi, 2x slalom kobiet. Pomimo rekordowo ciepłej jesieni w Finlandii udało się przygotować trasę ze wsparciem zeszłosezonowego śniegu oraz krótkich chwil na dośnieżanie. Będą to zawody o tyle niezwykłe że z... kibicami. W ograniczonej liczbie ale jednak. W Levi aktualnie działają dwa stoki ale otoczenie jest błotnisto - deszczowe. Za to pucharowy weekend ma być już zimowy. Końcówka pucharowej trasy oraz trybuny od tyłu. Główna część ośrodka Levi
    3 punkty
  4. Kiedys jechalem na orczyku z czyrnej z panem goprowcem i co ciekawe mowil ze najwiecej wypadkow jestna niebieskich.
    3 punkty
  5. 6 dni treningu w Saas-Fee, pogoda "jak drut" przez cały czas, ani jednej chmury! Szwajcarzy bardzo przyjaźni i pomocni w organizacji treningu, bardzo dobry kontakt z pistenszefem, trasy twarde, na orczyku dobre towarzystwo min. Alice Robinson. Świetne miejsce, choć 1200km, zakaz wjazdu do wsi oraz miejscowe ceny są lekkim utrudnieniem 🙃 premierę na nartach zaliczył także mój 2,5 letni synek Jeremi: Synek pomaga mi smarować
    3 punkty
  6. Jeśli sytuacja wirusowa nie pozwoli na otwarcie stacji a pogoda do tego się dołączy to będzie trochę mniej żal. Chociaż ja za zimą zawsze jestem, czy to w sensie narciarskim czy nie. Z ciekawostek to właśnie równo 13 lat temu (17.11.2007) najwcześniej rozpocząłem sezon narciarski, było to na Jaworzynie Krynickiej, działała już wtedy główna trasa do gondoli, było sporo naturalnego śniegu (30-50cm) oraz udało im się dośnieżyć stok. Tydzień później jeździłem na Wierchomli, działała główna trasa przy krześle. Był to mój jedyny narciarski listopad. Ciężko w to uwierzyć biorąc pod uwagę pogodę z kilku ostatnich lat.
    2 punkty
  7. Bzdury piszesz Mitek, masz jakieś dane na taką teorie ? Czy na Śląsku nie ma wystarczająco dużo dobrze jeżdżących narciarzy którzy wypełnią czarne i czerwony trasy w Szczyrku ? Oczywiście że są. W alpejskich ośrodkach nie zamyka się czarnych i czerwonych tras, żeby nie było wypadków. Każdy ośrodek w Alpach ma takie trasy jak pozwala teren. W Czarnej Górze utrzymuje się od dwóch chyba lat czarną trasę przy szybkiej nowoczesnej kolej. Utrzymywane są dwie trasy przy tej kolej: czerwona i druga czarno-czerwona.
    2 punkty
  8. Cześć He he... Wiesz, ja jak siadam na rower to w tym momencie zaczynam się ścigać i to jest dla mnie największa frajda a, że nie jeżdżę na szosie - nie interesuje mnie tego typu jazda (na razie może) - więc z założenia jest to jazda super zmienna a na dodatek nie można sobie zsiąść i pójść na kawę i można się naprawdę wypierniczyć i się połamać. I musisz jechać w nocy jak Ci lampkę szlag trafi albo zmienić dętkę w deszczu bo po prostu nie dojedziesz do domu. Wiesz więc dlaczego indoor mnie bawi jako idea. Pozdrowienia serdeczne
    2 punkty
  9. 3500 mnpm, zimno, twardo czyli rewelacyjnie.
    2 punkty
  10. Cześć Jeżeli to jest jakiś wyciąg ze statystyk to są to zapisy w księgach a tam mamy zapisane wszystkie interwencje. Ja myślę o wypadkach. Pojęcie o jeździe na nartach ma co najwyżej 5% jeżdżących. Ci najlepsi jeżdżą tam w okresach gdy nie jeżdżą inni bo wiedzą kiedy jeździć żeby było bezpiecznie. Reszta to osoby dla których Bieńkula nie jest stroma ani wąska i "sobie poradzą". Pozdrowienia
    1 punkt
  11. @Jeeb - mój post powyżej był napisany z uśmieszkiem, ale takim pozytywnym, a nie jakimś prześmiewczym uśmiechem. Pewnie, ze można zacząć wszędzie, ale tak to zawsze młody będzie mógł kiedyś powiedzieć - „ja to tam pierwsze narciarskie kroki stawiałem w Saaa Fee...” nawet jak sam nie będzie z tego zbyt wiele pamiętał, to chociaż mu jakieś zdjęcie moze z tego czasu zostanie 😀
    1 punkt
  12. Tak sobie myślę, że Saas Fee nie jest takim głupim miejsce na rozpoczęcie przygody z nartami. Brawo Wy... 😉
    1 punkt
  13. Kwestia upodobań i filozofii podejścia do życia. Na najbardziej fundamentalnym poziomie chodzi o to, żeby stawy się ruszały, mięśnie napinały, serce biło, a płuca dmuchały. Czyli krótko mówiąc chodzi o to, żeby się regularnie złoić, przekładając to na dłuższe i lepsze życie😀. Cała reszta to ornamenty. Dlatego podoba mi się idea indoor-cycling😉. Pozdr
    1 punkt
  14. Zawsze można się wybrać do COS Skrzyczne aby pojeździć na czarnej , albo spróbować biegówek na pod Zbójnicką kopą a nawet pojeździć na nieprzygotowanej Bieńkuli różnorodność jak na Szczyrk dość duża
    1 punkt
  15. To znaczy ? Ja nie widzę specjalnej różnicy wystarczy spojrzeć na Góry Choczańskie czy Niżne Tatry jaka tam nastąpiła degradacja lasów świerkowych a rejon Siwego wierchu wygląda podobnie jak po naszej stronie Tatry. W Słowacji na pewno jest więcej ambon i chatek myśliwskich w parkach narodowych niż u nas , a że Gór mają więcej to też tam wolę jeździć. Hala Jaworowa przepiękne miejsce w Beskidzie Śląskim i szkoda by ją zeszpecić kolejkami , tym bardziej że na stokach Hyrcy istniej zardzewiała infrastruktura
    1 punkt
  16. Mi się wydaje, że to wcale nie wynika z jakiejś specjalnej polityki wobec trudnych tras. SON miał pecha i wystartował z nowym ośrodkiem w momencie kiedy właściwie skończyły się zimy. System naśnieżania zwyczajnie nie ma możliwości naśnieżenia wszystkich tras bez pomocy natury, więc bez konkretnych opadów śniegu pozostaje wybrać trasy priorytetowe. Do tego łatwiej jest naśnieżyć i utrzymać trasę niebieską niż czarną gdzie śniegu musi być więcej i trudno utrzymać warunki. Dla każdego ośrodka obecnie priorytetem są trasy niebieskie, bo to one przyciągają najwięcej narciarzy. Moim zdaniem w tym roku będzie tak samo. Ja osobiście obstawiam, że jeżeli zima tylko pozwoli na otwarcie całości ośrodka to SON tak zrobi i nie będzie sztucznie utrzymywał Golgoty i Bieńkuli w złym stanie, ale na pewno są one na samym końcu tras do otwarcia. A co do cen to też nie rozumiem zdziwienia biorąc pod uwagę jakie tam jest oblożenie. SON w wielu wywiadach podkreślał, że jego grupą docelową nie są ludzie jadący na 2-3 godzinki z rana tylko najlepiej rodziny z dziećmy przyjeżdzające na dłuższy pobyt. Niestety narciarz, który przyjeżdzą do ośrodka na parę godzin z rana jest dla ośrodka słaby, za pobyt nie zapłaci (pewnie kwestia czasu jak TMR postawi większu hotel), pojeździ i jeszcze nie zje w kuflonce Zdecydowanie lepzy jest taki, który przyjedzie koło 11 i bęzie jeździł od tej godziny, po drodze coś zgłodnieje i wstąpi do knajpy. Zresztą jeżeli kogoś interesuje jazda na godziny i ma blisko to co by nie mówić sezonówka wydaje się być dobrą opcją.
    1 punkt
  17. Cześć Dziwią mnie te Wasze narzekania. Ośrodek jest własnością prywatna i kształtuje sobie ceny jak chce. Po drugie - jak to celnie ktoś napisał - na brak chętnych raczej nie narzekają. W Polsce wyznaję zasadę jazdy na godziny i rzadko kupuje inny karnet niż 2h - dłużej po prostu nie ma co robić albo robi się tłoczno. Co do Bieńkuli i Golgoty to absolutnie rozumiem ich politykę. Wczasach gdy te trasy "chodziły" pełna parą narciarze pełną parę jeździli na nartach a przede wszystkim umieli dostosować technikę do warunków, trasy i mieli paletę technik do dyspozycji. Przecież nietrudno sobie wyobrazić, że dobrze przygotowana Bieńkula będzie generować gigantyczną ilość wypadków. Powinna być źle przygotowana - wtedy pojada tylko naprawdę dobrzy. Pozdrowienia
    1 punkt
  18. Jak wiesz w naszym społeczeństwie i kraju organizacje pseudoekologiczne mają ponad standardowy wpływ na prawo i rzeczywistość. Aby to się zmieniło musi być zmienione prawo, a to prawo mogą zmienić nasi przedstawiciele. To oczywiście tylko teoria. Ile co roku tracimy pieniędzy, bo nie potrafimy zorganizować kilku porządnych stacji narciarskich ?Załóżmy, że mając zmodernizowane i nowoczesne ośrodki: Kasprowy-Nosal, Pilsko, Beskid Sądecki z koncepcją kilku dolin, to sporo narciarzy zostawałoby w PL, a nie jechało na Słowację wydając tam swoje pieniądze. Białka i Szczyrk to zdecydowanie za mało jak na potrzeby takiego kraju jak PL.
    1 punkt
  19. Uczestniczyłem jesienią w czymś, co się nazywa indoor-cycling maraton. To 3 godziny zegarowe jazdy zadaniowej tzn. wszystkie możliwe ustawienia, czyli coś co nie jest trzema godzinami jazdy na szosie w równym tempie. Polecam, człowiek docenia, że nie musi tego robić😀. Ale wraca.
    1 punkt
  20. Problem z naszymi górskimi lasami to też hydrologia bo dawniej posadzone świrki są mało odporne na długotrwały brak wody. Kornik tylko kończy dzieło. W zasadzie większość tatrzańskich lasów pójdzie w zniszczenie a czy to będzie wycinka czy suche kikuty to już kwestia estetyki. Tylko przy kikutach rośnie zagrożenie pożarowe dlatego Słowacy nauczeni doświadczeniem tną jak leci. Tylko u nich robi się to szybko i współczesnymi metodami a u nas ... szkoda pisać. Ogólnie nasze góry przegrywają z tą gospodarką i kasą. Komercja je zabija. W tym roku masę czasu spędziłem na eksploracji Słowackich gór i jestem zszokowany jak u nich wygląda gospodarka leśna. Naprawdę w kwestii ochrony swoich cennych zasobów przyrodniczych to jesteśmy za nimi o dekady do tyłu. Więc jak terroryści z pod znaku mamony i debilnych inwestycji zniszczą mi Halę Jaworową to raczej częściej pojadę na Słowację i tam zostawię kasę niż u nas. Kłopot tylko w tym, że ja raczej do wymierającego gatunku należę więc jestem już chyba nawet nie w mniejszości. Może nawet mnie nie ma?...
    1 punkt
  21. Zielone światło dla Inwestycji Kotarz Arena - Centrum Aktywnego Wypoczynku! ...W dniu 20.10.2020 Wojewódzki Sąd Administracyjny w Gliwicach odrzucił skargę Stowarzyszenia i orzekł, że Starosta Cieszyński miał rację znosząc status ochrony lasów Kotarz Agro Sp. z o.o. ... http://kotarzarena.pl/aktualnosci/205-zielone-swiatlo-dla-inwestycji-kotarz-arena-centrum-aktywnego-wypoczynku.html
    1 punkt
  22. Czy oprócz mnie, ktoś jeszcze szykuje sie na Austrie w 2 tygodniu stycznia? To termin, w którym jeździł @marboru i zawsze była lampa, gdziekolwiek nie pojechał😁
    1 punkt
  23. Inwestycje w Szczawnicy przy dolnej stacji kolejki krzesełkowej na Palenicę. https://24tp.pl/n/74662
    1 punkt
  24. W przeciągu 5 ostatnich lat w Szczyrku na stoku byłem ok 3 razy z wiadomych względów. Co roku jest ta sama szopka a tu ceny, a tu kamyki, kolejki, stosunek ceny do ilości otwartych tras i do ich jakości. Każdy wybiera jak chce. Niektórych podziwiam pomimo krzyków i niezadowolenia nadal się tam pchają i będą pchać, a może to i dobrze? Ja i paru innych wolimy uderzyć na 3-4 godzinne nartowanie w mniejszych ośrodkach- Też jest frajda, a i trasy są zazwyczaj bardzo dobrze przygotowane, a karnety tańsze. Każdy niech jeździ gdzie i kiedy chce o ile będzie taka możliwość....
    1 punkt
  25. I jeszcze dla wszelkiej maści sceptyków. Tak aktualnie wygląda "szczyt" Nosala (zdjęcia z wczoraj). Mam naprawdę duże wątpliwości czy jeśli chodzi o tak tu podnoszone względy wizualne i szpecenie naturalnego krajobrazu, może być gorzej...
    1 punkt
  26. Wydaje mi się, że jednak są takie skipassy, zwłaszcza w ośrodkach blisko miast, nastawionych również na klientelę, która chce wyskoczyć na przysłowiowe cztery godzinki przed/po pracy, np. Muttereralm koło Innsbrucka. Generalnie tego typu ośrodki, porównywalne ze Szczyrkiem pod względem wielkości i czasem dojazdu z miasta, mają bardzo elastyczne opcje krótkich karnetów. I jeśli nawet cena w euro wychodzi porównywalna jak w Szczyrku, to jest jedna zasadnicza różnica - takich ośrodków jest w Alpach dużo, jest ich wybór i są mniej zatłoczone. Szczyrk jednak ma pozycję monopolisty w regionie i dopóki nie powstaną ośrodki konkurencyjne pod względem jakości usług (a na to się nie zanosi), to będą dyktować warunki, jakie im się podoba i na jakie znajdą nabywców. Takie osoby jak @marboru i ja raczej nie przyjadą, bo dla nas to nie jest ciekawa alternatywa.
    1 punkt
  27. @JC bardzo drogo 😕 Szczyrk jak zwykle kombinuje pod górę. Zamiast zrobić tradycyjny karnet 4 godzinny, to wymyśla 😕 wg powyższej rozpiski jakby ktoś (ja często tak na narty jeżdżę) chciał przyjechać na 4 godziny od otwarcia, to co? Trzeba karnet całodniowy kupować. Dramat z tym Ośrodkiem.
    1 punkt
  28. Cześć Tylko relacja co najmniej godzinna. Pozdrowienia
    1 punkt
  29. Dokument MPZP dla terenów narciarskich na Nosalu uchwalony przez zakopiańskich radnych: https://www.zakopane.pl/assets/zakopane25/media/files/6a705336-3eea-42b4-9250-af37bf814656/nosal-stacja-narciarska.pdf. Szczególnie ciekawy jest załącznik nr 1, czyli mapka pokazująca jak to wszystko będzie wyglądać. W skrócie zaplanowana jest kolej krzesełkowa ze stacją pośrednią, mniej więcej po śladzie starej kolei krzesełkowej, tylko ze stacją dolną przesuniętą bliżej ulicy. Trasa zostanie znacznie poszerzona do wysokości stacji pośredniej. Powyżej, trasa będzie mniej więcej taka jak obecnie i będzie przebiegać w nieznacznym oddaleniu od kolei. W mojej ocenie plan wygląda rozsądnie. Poszerzenie trasy/ingerencja w przyrodę odbędzie się jedynie na łatwiejszym odcinku trasy, bliżej ulicy i miasta, potencjalnie wykorzystywanym przez początkujących narciarzy, dla których szerokość stoku będzie zaletą. Narciarze zaawansowani będą mieli do dyspozycji trasę podobną do tego co było przed unieruchomieniem starej kolei krzesełkowej. Dodanie stacji pośredniej spowoduje, że inwestycja będzie opłacalna dla potencjalnego inwestora, bo kolej nie będzie musiała się utrzymać jedynie z zaawansowanych narciarzy. Przywrócenie Nosala narciarzom to IMO pierwszy krok do powrotu Zakopanego na narciarską mapę Polski, pozwoli na organizację zawodów, treningów oraz jazdę wieczorną na porządnej czarnej trasie. Nic tylko się cieszyć.
    1 punkt
  30. No nie, relacje z nart OK, z biegowych eventów też OK, ale z IC to nie. Ale mam kilka ujęć, są ekscytujące😀, zwłaszcza zaparowane lustro kiedy klimę szlag trafił.
    1 punkt
  31. Zgoda, tylko ta wypowiedź to była cyniczna gra w celu osiągnięcia celu politycznego. W tym konkretnym przypadku to nie jest łapanie za słówka, tylko zaliczenie lekcji na temat odpowiedzialności i dojrzałości polityków. To już inna liga.
    1 punkt
  32. Szwajcarii jeszcze nie zamknięto, trenujemy na lodowcu w Saas-Fee
    1 punkt
  33. dziękuję może może, ale to jest proces... porównaj sobie Klarę z przed roku i jej stanie na nartach 2019 2020
    1 punkt
  34. Zdążyliśmy z treningiem przed anszlussem. Klara jutro kończy już 10 lat 😀
    1 punkt
  35. Lata 30 XX. wieku, Worochta w województwie stanisławowskim – kolejny ciężki poranek dla pasażerów narciarskiego pociągu rajdowego, pierwszej takiej inicjatywy w Europie. „Narty-Dancing-Brydż” – w tym krótkim sloganie zawiera się cały geniusz nowej formuły zimowego wypoczynku. Chętne (i odpowiednio majętne) sportsmenki i sportsmeni spędzają dziesięć dni w tej samej, zgranej wspólnocie, ale każdego dnia są w innym miejscu, nie kłopocząc się przy tym o logistykę i zakwaterowanie. Podróżują nocą, miło spędzając czas w wagonie tanecznym, restauracyjnym lub filmowym, rankiem niwelując efekty ewentualnego zmęczenia na stoku albo podczas górskich wycieczek. 1200-kilometrowa kolejowa trasa obejmuje wizyty w tak znakomitych kurortach jak Wisła, Zakopane, Krynica, Rabka, Truskawiec i właśnie kresowa Worochta, rywalizująca z podtatrzańskim miastem o miano zimowej stolicy Polski. Zdjęcie Henryk Poddębski/NAC PODĄŻAJ ŚLADAMI II RP! FERIE ZIMOWE W STYLU RETRO Rozpoczęły się tegoroczne ferie zimowe, dzieci znów mogą się cieszyć wolnością od nauki. Jeżeli dopisze pogoda, polskie kurorty narciarskie znów będą przeżywać oblężenie. Mało kto wie, że ferie zimowe w polskich szkołach po raz pierwszy wprowadzono w 1931 roku. Trwały one 3 tygodnie, począwszy od okresu Bożego Narodzenia. Z okazji 100. lecia odzyskania niepodległości Polski prezentujemy jedną z najbardziej ikonicznych form spędzania wakacji zimowych w II RP – pociąg rajdowy. POCIĄG NARCIARSKI „Czy wiesz co to jest narciarski pociąg rajdowy? Czem była zima w dawnem pojęciu? Okresem zabitych na głucho okien, nudy, katarów i oczekiwania na wiosnę. Dla mieszkańców miasta zima była najbardziej utrapioną i straconą porą roku. Narty odkryły piękno zimy.” Tak zaczyna się opis rajdu kolejowego „Dziesięć dni zimowych w Karpatach”. Była to pierwsza tego typu atrakcja w Europie. Poszczególne wagony wyjechały podłączone pod inne połączenia w sobotę, 21 lutego 1932 z pięciu miejscowości – Warszawy, Poznania, Katowic, Krakowa i Lwowa. Następnie w okolicach Lwowa złożono je w jeden skład, dołączono także wagon służbowy do magazynowiania dla nart i wagon restauracyjny, nazywany też klubowym. Trasa wynosiła około 1200 km i wiodła przez najciekawsze kurorty narciarskie Polski. Rajd kończył się rozłączeniem na poszczególne wagony w Dziedzicach (dziś Czechowice-Dziedzice) i powrotem do domów. Pociąg narciarski w Worochcie. Autor: Henryk Poddębski. Źródło: NAC. Pociąg jechał nocami, a na wybranych stacjach zatrzymywał się na całodzienny postój. Wtedy to pasażerowie odbywali wycieczki narciarskie. Za każdym razem przygotowywane były 3-4 propozycje, każda o innej skali trudności. Dodatkowo, dla początkujących, dostępny był kurs od podstaw z doświadczonym nauczycielem. Nad wszystkimi narciarzami podczas wycieczek czuwali lokalni przewodnicy i wyszkoleni instruktorzy. W bufecie w wagonie restauracyjnym sprzedawano kartki pocztowe ze specjalnym stemplem, przewodniki, mapy, a każdy był zobowiązany do zakupienia pamiątkowego, emaliowanego żetonu. Oto program atrakcji: StacjaWycieczki Dzień 1 21.02.32 LwówUroczysta odprawa pociągu ze Lwowa Dzień 2 22.02.32 Worochta – Na Kukuł Czarnohorski przez Kiczerkę – Na Magórki i Mikulinkę – Na Paradczyn – Trening z instruktorem dla grupy początkującej Dzień 3 23.02.32 Sławsko – Na Trościan https://en.mapy.cz/s/puvozazuda – Na Wysoki Wierch – Na pobliskie wzgórza – Trening z instruktorem dla grupy początkującej Dzień 4 24.02.32 Truskawiec(po przyjęciu u Zarządu Zdrojowiska) – Na Ciuchowy Dział – Na Spiczynów Dzień 5 25.02.32 Sianki – Do schroniska na Rozłuczu – Pługiem do Czechosłowacji, do wsi Użok Dzień 6 26.02.32 Krynica(po przyjęciu u Zarządu Zdrojowiska) – Na Bukowinę i Jaworzynę Dzień 7 27.02.32 Rabka (po przyjęciu u Zarządu Zdrojowiska) – Na Turbacz – Na Wielki Luboń Dzień 8 28.02.32 Zakopane – Na Halę Gąsienicową – Na Gubałówkę Dzień 9 29.02.32 Zwardoń – Zawody uczestników o odznakę za sprawność PZNDzień 10 01.03.32 Wisła– Na Baranią Górę – Na Stożek – Do Zamku Prezydenta Zakończenie rajdu ŻYCIE W PODRÓŻY Cena rajdu wynosiła 200 zł. Zawierała ona: przejazdy, numerowane miejsce sypialne z pościelą, ogrzewaniem, umywalnią itp., przewóz bagażu, pełne utrzymanie i udział w programach towarzyskim, imprezowym i turystycznym. Współcześnie kwota ta może wydawać się niewygórowana, lecz nie jest to prawdą. Roczne zarobki robotnika w II RP kształtowały się w okolicy 1000 zł, więc na wyjazd musiał on pracować około 3 miesięcy. Pracownicy umysłowi tamtych lat mieli zarobki 2-3 razy wyższe, jednak stanowili oni zaledwie ok. 13% społeczeństwa. W rajdzie wzięło udział 148 osób, a proporcja kobiet do mężczyzn wynosiła mniej więcej 1:2. W pociągu dodatkowe opłaty pobierano za usługi naprawcze, bufet i instruktaż narciarski. Przed wyjazdem trzeba było zaopatrzyć się w sprzęt do uprawiania sportu. Ile kosztowały narty? Drewno jesionowe lub hiccory kosztowało 50-60 zł., wiązania sprężynowe 15-20 zł, kanty stalowe dla desek 7-10 zł i foki 15-20 zł. Jednak podobno dla nowicjuszy wystarczały deski za około 30 zł. Jest to rzecz charakterystyczna dla epoki, że praktycznie wszystkie aspekty podróżowania i sportów zostały opisane w prasie codziennej i wydawnictwach. Dla przykładu, w tekstach zawarta była dokładna instrukcja budowania nart czy łyżew – krok po kroku. Z kolei dla osób rozważających rozpoczęcie uprawiania narciarstwa pojawiały się artykuły jak zacząć szusować. Dokładnie opisywano ułożenie nóg i rąk, postawę, zagrożenia i sposoby udzielania pierwszej pomocy. STACJE Podążając trasą rajdu można się zapoznać z najciekawszymi kurortami II RP, od wschodu na zachód. Zostały one przedstawione w kolejności, w jakiej zatrzymywał się pociąg. WOROCHTA Panorama Worochty. Fragment miejscowości z widocznym na pierwszym planie wiaduktem kolejowym. Fotografia wykonana zimą. Źródło: NAC. „Tam szum Prutu, Czeremoszu, Hucułom przygrywa…” Melodia tej piosenki kojarzy się dziś bardziej z rytmami disco-polo, ale jej pochodzenie jest o wiele starsze. Huculszczyzna była jednym z najciekawszych terenów dla narciarzy. Przyciągały ich Pasma Gorganów i Czarnohory, oraz kultura Hucułów, tamtejszych górali. Dziś znajdują się w granicach Ukrainy i są odkrywane na nowo przez wielu polskich turystów. Spacerując po górskich szczytach do tej pory można znaleźć słupki graniczne z międzywojnia, na linii która dzieliła Polskę i Czechosłowację. Perłami Karpat Wschodnich była Worochta i sąsiednie Jaremcze, dwie miejscowości turystyczne. Klimat w nich miał „podniecający wpływ na narządy”, kuracjusze mogli liczyć na „uodpornienie ustroju”, a także podleczyć choroby płuc. Najbardziej rozpoznawalną atrakcją Worochty, widoczną na niemal wszystkich pocztówkach nawet dziś, jest wiadukt kolejowy, pod którym płynie rzeka Prut. Powstał on według projektu Stanisława Rawicz-Kosińskiego, wybitnego inżyniera. Oprócz tego wśród zakręconych uliczek można znaleźć piękne, zabytkowe wille z okresu międzywojnia, choć ich stan często wskazuje na potrzebę remontu. Nad miejscowością, na wzgórzach wznoszą się dwie malownicze cerkwie typu huculskiego. SŁAWSKO Sławsko. Panorama miejscowości. Źródło: NAC. Sławsko to ukraińska miejscowość, położona nad rzeką Opór, która kiedyś była miejscem weekendowych wycieczek mieszkańców Lwowa. Dziś opisywane jest jako urokliwe miasteczko, idealne na odpoczynek i oderwanie się od rzeczywistości, a na forach narciarskich zbiera lepsze opinie od pobliskiego Bukowela. Kiedyś Sławsko polecano osobom cierpiącym na „przepracowanie i nerwowe wyczerpanie”. Posiadało rozbudowaną infrastrukturę – pensjonaty, restauracje, dancingi itp. Dziś zabytkiem wartym uwagi jest cerkiew Zaśnięcia Najświętszej Maryi Panny. TRUSKAWIEC Pierwszy kurs narciarski w Truskawcu – pod kierownictwem p. Jakubowskiego ze Lwowa urządzony przez seksję narciarską Drohobycz-Borysław-Truskawiec Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego. Źródło: NAC. Truskawiec to doskonale znane uzdrowisko u stóp Beskidów Skolskich. Frekwencja w nim w 1936 roku wynosiła podobno aż 18 tysięcy gości! Do dziś słynie ze zdrojów mineralnych i borowiny, a najsłynniejszą wodą była i jest „Naftusia”, która posiada słaby zapach nafty. W międzywojniu, w kurorcie, były: inhalatorium, kąpielisko siarczano-solankowe na wolnym powietrzu, łazienki; o pacjentów dbało ponad 30 lekarzy, a po zabiegach do dyspozycji pozostawała szeroka gama przyjemności: klub towarzyski, lokale rozrywkowe, teatr, kino, czy biblioteka. Wypoczywali tu m.in. Stanisław Wojciechowski, Józef Piłsudski, Wincenty Witos, Eugeniusz Bodo, Adolf Dymsza, Julian Tuwim, Stanisław Witkiewicz, Bruno Schulz, Zofia Nałkowska i wielu innych znanych ze scen politycznych i kulturalnych II RP. Dziś Ukraińcy kontynuują dumne tradycje lecznicze. Podczas spacerów widać, jak socrealistyczna zabudowa miesza się ze stuletnimi willami. Obecnie działa około 20 sanatoriów, delfinarium, liczne kawiarnie, restauracje i winiarnie. SIANKI Schronisko Przemyskiego Towarzystwa Narciarskiego w Siankach. Źródło: NAC. Sianki to miejscowość, która współcześnie leży na granicy polsko-ukraińskiej, choć właściwie należy powiedzieć, że leżała. Wyludniona po 1945 część polska, dziś znajduje się na ścieżce historyczno-przyrodniczej „W Dolinie Górnego Sanu” i jest pod opieką Bieszczadzkiego Parku Narodowego. Po stronie ukraińskiej mieszka kilkadziesiąt rodzin, ale w zabudowie niewiele pozostało z czasów kurortu. Kiedyś zaś miejsc noclegowych było dla prawie 2 tysięcy letników, 3 schroniska, bufet kolejowy, 7 sklepów spożywczych, piekarnia, orkiestra sezonowa, biblioteka, scena amatorska, korty tenisowe, boiska, skocznia narciarska oraz tor saneczkowy. Z tego wszystkiego do dziś można odnaleźć jedynie pozostałości po cmentarzu i kaplicy cmentarnej. Teren tego tzw. „bieszczadzkiego worka” to przykład na złożoność losów ludności Polski i skomplikowanych procesów dziejowych zachodzących po II wojnie światowej. KRYNICA Krynica. Fragment miasta. Widok ogólny zimą. Źródło: NAC. Krynica to jedna z perełek osiągnięć II RP. W polskich uzdrowiskach po I wojnie, potrzebne były inwestycje, które przez 20 lat pochłonęły ponad 50 milionów złotych. W wykorzystaniu tych środków przodowały Krynica i Zakopane. Powstawały nowe sanatoria, zakłady lecznicze, łazienki, domy zdrojowe, szpitale, hotele, wille, infrastruktura lecznicza, parki i ogrody, urządzenia sportowe, a także inwestowano w infrastrukturę miejską: wodociągi, sieci sanitarne, elektryfikację, remonty oraz rozbudowy gmachów, dróg, mostów, brukowanie i asfaltowanie ulic oraz chodników. Krynica-Zdrój, jak głosiły reklamy, była „polskim St. Moritz” i posiadała „pierwszorzędne urządzenia do sportów zimowych”. Największym osiągnięciem było otwarcie w 1937 roku kolejki na Parkową Górę, z której turyści mogą korzystać do dziś. Poza tym słynny był tor saneczkarski, gdzie w 1935 roku odbyły się Mistrzostwa Europy. W Krynicy odbyły się także Mistrzostwa Świata w Hokeju na Lodzie 1931 i można powiedzieć, że zamiłowanie do tego sportu utrzymuje się w Kryniczanach i współcześnie. Krynica była i wciąż jest bardzo modnym kurortem. Prócz specjalnego klimatu przyciągały pasma Jaworzyny Krynickiej i Beskidu Niskiego. W 1936 roku gościła prawie 32 tysiące turystów. W kurorcie bywali m.in.: Józef Piłsudski, Helena Modrzejewska, Władysław Reymont, Julian Tuwim, Konstanty Ildefons Gałczyński, czy Jan Kiepura. Dziś łatwo można odnaleźć ślady dawnego kurortu. Choć po II wojnie światowej zrabowano dużą część wyposażenia sanatoryjnego, a budynki wymagały pilnych remontów, zachowało się ponad 20 willi, urokliwe parki zdrojowe i charakterystyczne pijalnie wód mineralnych. RABKA Rabka. Fragment miejscowości. Widok ogólny zimą. Źródło: NAC. Dziś uzdrowisko to kojarzy się głównie z leczeniem dzieci i tak samo było w okresie międzywojennym. Frekwencja w Rabce w 1936 roku wynosiła ok. 24 tysięcy osób. Miejscowość była doskonale przygotowana pod względem bazy noclegowej i kulturalnej, bowiem posiadała teatr, kino, muszlę koncertową, boiska sportowe, biblioteki, dancingi i Klub Towarzyski. Dziś także nie ma problemów z odnalezieniem dawnej architektury na ulicach miasta. Wyróżniają są charakterystyczne elementy uzdrowiska jak sanatoria, parki zdrojowe czy tężnia. Na gości także czekają muzea, skanseny, galerie. A dla narciarzy – piękne okolice i pasmo Gorców. ZAKOPANE Jazda próbna kolejki linowej z Kuźnic na Kasprowy Wierch, wyjazd pierwszego wagonika z pasażerami ze stacji początkowej. Źródło: NAC. Tyle o Zakopanem napisano, zaśpiewano, opowiedziano… Kurort pod Tatrami, rozsławiony został w XIX wieku. W międzywojniu było to miejsce modne, gdzie trzeba było bywać, swoista „kulturalna stolica Polski”. Była to także kolebka góralszczyzny, która wypromowała tę kulturę i częściowo przyczyniła się do rozbudzenia zamiłowań etnograficznych w rodakach. Frekwencja, dla porównania, wynosiła w 1936 roku prawie 50 tysięcy odwiedzających. Za tym szła doskonale przygotowana infrastruktura, z miejscami które były wręcz kultowe, jak restauracja „Morskie Oko”, kino dźwiękowe „Sokół”, czy klub „u Trzaski”. W rejestrze zabytków dziś figuruje wiele wpisów dawnych domów i willi. Dziś także tego miejsca reklamować nie trzeba. Świadczą o tym tłumy turystów na Krupówkach, Gubałówce i tatrzańskich szlakach. Najbardziej spektakularne przykłady prac z okresu międzywojnia Zakopane zawdzięcza staraniom Ligi Popierania Turystyki. Mowa o kolejce linowej na Kasprowy Wierch, kolejce szynowej na Gubałówkę i modernizacji miasta przed Narciarskimi Mistrzostwami Świata FIS w 1939 roku. A skoro mowa o wielkich imprezach sportowych – Wielka Krokiew, gospodarz konkursów Pucharu Świata w Skokach Narciarskich, pierwotnie powstała według projektu Karola Stryjeńskiego i została uroczyście otwarta już w marcu 1925 roku. Międzynarodowe Zawody Narciarskie o Mistrzostwo Polski w Zakopanem. Michał Górski w skoku narciarskim z Wielkiej Skoczni na Krokwi. Z boku na trybunie tłum kibiców. Źródło: NAC. Sto lat temu Polacy również uwielbiali skoki narciarskie. Skocznie powstawały w niemal każdym kurorcie narciarskim i regularnie organizowano na nich zawody. Jednak współcześnie można zauważyć ogrom postępu technologicznego – bowiem jak pisała K. Muszałówna wtedy „skoczyć sto metrów z amerykańskiego drapacza chmur – to jest niewątpliwie możliwe, ale skok taki równa się cenie życia”. Dziś skoki na Wielkiej Krokwi sięgają odległości 140 metrów, ale emocje kibiców pozostają od wieków te same. ZWARDOŃ Panorama Zwardonia. Widok ogólny drewnianych zabudowań wiejskich. Widoczny krajobraz zimowy. Źródło: NAC. Zwardoń, w paśmie Beskidu Żywieckiego, w okresie II RP także był modnym i znanym kurortem z przygotowaną infrastrukturą. Charakterystyczny dla niego był klimat, który długo zatrzymywał pokrywę śnieżną. Najsłynniejszym budynkiem, który do dziś można oglądać, jest schronisko turystyczne „Dworzec Beskidzki”. Zwardoń także słynął z tego, że często organizowano tam konkursy o „Odznakę za Sprawność” Polskiego Związku Narciarstwa. Wprowadzona w 1926 roku, była innowacją turystyczną w Europie. Z założenia był to „najsilniejszy instrument propagandy wychowania fizycznego na nartach”, który zachęcał „do utrzymania sprawności przez jaknajdłuższy okres wieku poszczególnego narciarza”. Oddziaływanie idei było duże, bo w samym roku 1937 wydano ponad 4 tysiące odznak. Posiadała ona trzy stopnie – brązowy, srebrny i złoty. Aby zdobyć każdą, trzeba było osiągnąć określone rezultaty. I tak, na stopień najniższy, brązowy, narciarz w wieku 30 lat w biegu na 15 km powinien nie przekroczyć czasu 1:53.45. Pomysł na taką promocję turystyki się przyjął – do dziś wielu turystów na szlakach górskich ma w swoich plecakach książeczkę do zbierania pieczątek, by zdobyć odznaki PTTK. WISŁA Fragment miejscowości Wisła. Fragment jednej z ulic miejscowości. Widoczni piesi. Fotografia wykonana zimą. Źródło: NAC. Wisła to miejscowość w Beskidzie Śląskim. Cicha, klimatyczna stacja podgórska cieszyła się frekwencją ok. 8 tysięcy turystów w 1936 roku. Największą atrakcją dla gości kurortu był basen kąpielowy (zasilany z Wisły) z plażą i „monumentalny wodotrysk Źródeł Wisły” na jednym z zieleńców. Tak jak i w innych kurortach pojawiały się pensjonaty, dancingi i boiska. Pewną sławę miejscowość zyskiwała dzięki organizowanym imprezom regionalnym. Ze składek społeczeństwa śląskiego władze wojewódzkie wybudowały i przekazały prezydentowi RP tzw. Zameczek Prezydencki według projektu znanego architekta Adolfa Szyszko-Bohusza. Dziś miejscowość ta jest kojarzona głównie z postacią Adama Małysza, a z historycznej zabudowy niewiele się zachowało. W takich wydawnictwach można też znaleźć odpowiednie listy ekwipunku na wyprawę górską: nart i kijki, buty, spodnie narciarskie, koszule narciarskie, wiatrówka lub kurtka, ciepła bielizna, ciepła czapka lub beret, 2-3 pary wełnianych skarpet, 2 pary rękawic. Zawody narciarskie w Zwardoniu o odznakę sprawnościową Polskiego Związku Narciarskiego zorganizowane przez Tatrzańskie Towarzystwo Narciarzy z Krakowa. Uczestniczka zawodów. Źródło: NAC. W czasie rajdu, uczestników zaopatrywano w prowiant na wycieczki. Poza tym zalecano zabieranie w trasę np. czekolady, zupki w proszku, konserwy czy grysika. Ze sportów zimowych promowano także łyżwiarstwo. Tu ubiór miał być lekki i swobody, niekrępujący ruchów, trzeba było jedynie założyć ciepłe rękawice, pończochy i skarpety. Najważniejsze jednak miały być buty – dopasowane i wygodne. WSPOMNIENIA „Bo i cóż to za taki pociąg, w którym huczy od śmiechu i wesołych głosów, w którym nikt nie patrzy na zegarek, ziewając, który czeka czasem godzinę na zbłąkaną w górach owieczkę? I w którym każdy ma swoją kajutę czystą, wygodną, uprzejmą?” zastanawiała się Magdalena Samozwaniec, uczestniczka rajdu, w swoich wspomnieniach. Z kolei Maria Krzetuska, która także skorzystała z atrakcji, w audycji radiowej nazywała siebie i resztę narciarzy sektą „czcicieli śniegu”. Eksperyment turystyczny trafił w gusta mieszkańców II RP. Na fali sukcesu pierwszego rajdu, kolejne były kwestią czasu. Już następnego roku wyruszyły dwa pociągi rajdowe, zaczęto zmieniać trasy i ilość dni w podróży. II RP pokochała narty. Szukano wymówek do wyjazdów i zmieniano dla nich tryb życia. Z ust lekarzy międzywojnia można było usłyszeć, że osiem dni urlopu zimowego jest równe trzydziestu dniom letniego. Podobno chłodne powietrze dobrze działało na układ nerwowy, wpływało korzystnie na układy oddechowy i krwionośny oraz przemianę materii. Z kolei ruch na łyżwach czy nartach miał wzmacniać kości i więzadła. Dla osób, które były zapisane do różnych organizacji sportowych, nierzadko jesienią urządzano „suche zaprawy narciarskie”, czyli systematyczne spotkania, podczas których wykonywano ćwiczenia budujące wytrzymałość, jako przygotowania do wyjazdów. Trzy miłości międzywojennej Polski to podobno narty, dancingi i brydż. Ludzie potrafili się bawić w kilku wagonach sunących przez górski krajobraz. Znali doskonale szlaki narciarskie Polski. Wszystkim narciarzom życzymy dużo śniegu, a dzieciom udanego odpoczynku! Autor: Magdalena Bagińska https://niepodlegla.gov.pl/o-niepodleglej/podazaj-sladami-ii-rp-ferie-zimowe-w-stylu-retro/
    1 punkt
www.trentino.pl skionline.tv
partnerzy
ispo.com WorldSkiTest Stowarzyszenie Instruktorów i Trenerów Narciarstwa PZN Wypożyczalnie i Centra testowe WinterGroup Steinacher und Maier Public Relation
Copyright © 1997-2021
×
×
  • Dodaj nową pozycję...