Narty - skionline.pl
Skocz do zawartości

Ranking

  1. tanova

    tanova

    VIP


    • Punkty

      29

    • Liczba zawartości

      2 752


  2. JC

    JC

    Administrator


    • Punkty

      22

    • Liczba zawartości

      15 574


  3. idealist

    idealist

    Użytkownik forum


    • Punkty

      19

    • Liczba zawartości

      1 224


  4. AndKur

    AndKur

    Użytkownik forum


    • Punkty

      18

    • Liczba zawartości

      158


Popularna zawartość

Treść z najwyższą reputacją w 13.01.2021 uwzględniając wszystkie działy

  1. Tylko uzupełnieniem tego, co się teraz dzieje. Czy już słyszeliście o nowych zawodowych sportowcach w PZN o nazwisku Emilewicz, którzy ciężko trenują przed zawodami? I tyle, nie ma co więcej komentować.
    17 punktów
  2. Nocy urobek śnieżny w Lenk, a po południu ma dopiero sypnąć. Na kamerkach widać, że ratraki pięknie pracują, podjazdy odśnieżone, jak w szwajcarskim zegarku po prostu
    10 punktów
  3. Wczoraj wieczorem napadało trochę śniegu (tak gdzieś z 5 - 10 cm), więc pomyślałem o nartach. Moje dzieci podchwyciły pomysł. Zaliczyliśmy zatem pierwszy dzień na nartach, koło naszego domu, bez wyciągów, bez gór, bez tłumu osób wokół nas (byliśmy sami). Sprawiło to nam bardzo dużo radości, choć od podchodzenia z buta wolę jednak czynne wyciągi. Tak wyglądały nasze narty w pandemii. Dało się zjechać. Śniegu raczej mało.
    9 punktów
  4. Po prostu mój sport jest bardziej "mojszy" niż wasz sport.
    9 punktów
  5. https://businessinsider.com.pl/wiadomosci/rodzina-jadwigi-emilewicz-na-nartach-mimo-zakazow/sj6g6l4 Szczyt hipokryzji. ***** ***
    9 punktów
  6. @tanovawiem co czujesz, bo do dnia poprzedzającego wyjazd nie miałam pewności, że to się uda. Dodatkowo w piątek przed wyjazdem miałam kolizję samochodową więc siła złego... Bardzo Wam życzę żeby wszystko się dobrze poukładało. Powiew spokoju i normalności - bezcenny! O nartach już nawet nie wspominam, bo jest po prostu bosko. Dzisiaj udało się pojeździć w przerwie pomiędzy opadami. Po południu stoki już bardzo rozjeżdżone więc czuję się jak koń po westernie 🙈
    8 punktów
  7. Cześć Jak wyłączył??? Wczoraj załatwiałem rozszerzenie moich amatorskich nieunifikowanych od paru lat papierów instruktorskich na trenerskie oraz przeniesienie do PZN licencji dzieci - Kacper z PZKT (karate tradycyjne) a Amelka PZP (pływanie). Bez problemu. Od jutra mogą trenować. Kacper nawet rozważa start w Kitzbuhel bo był ze dwa razy... Pozdrowienia
    8 punktów
  8. Ciekawe, czy też będzie takie święte oburzenie z powodu tego "treningu" i nagonka na "celebrytów", jak po szczepionkach dla aktorów? A może pani minister zaproponować wolontariat przy nocnym ratrakowaniu stoku?
    8 punktów
  9. Oglądam w TVN24 wideo z przejazdu tych „zawodowych narciarzy” - jeśli tak jeżdżą dzieciaki trenujące od kilku lat w klubie to juz wiem czemu nie odnosimy sukcesów w narciarstwie alpejskim.
    7 punktów
  10. 7 punktów
  11. Argument nr. 3: - Stoki: Powinniśmy solidarnie wszyscy się otworzyć już w Poniedziałek! - Pitoń: No to w Podzieniałek solidarnie otwieramy, zostanę waszym patronem! - Stoki: Tak naprawdę to nie musimy otwierać, tylko błagamy siedź pan cicho!
    5 punktów
  12. ... którzy mieszkali u cioci w Suchem, a ich rodzice po prostu chodzili sobie obok na skiturach .
    5 punktów
  13. I dlatego stoki powinny być zamknięte dla tej wszelkiej maści pseudo Alpejczyków czy innych pseudo zawodników co to mogli by uczestniczyć tylko w zawodach o "złote kalesony" wójta Pcimia. Rozumiem jak ktoś jest naprawdę zawodowcem albo jest mu do tego blisko. Ale ja widzę na przykładzie Mosornego (bo to państwowe i już się niektórzy dowiadują co i jak) kto tam się fajnie bawi a inne dzieci i nie tylko muszą obejść się smakiem. Wszyscy won ze stoków.
    4 punkty
  14. Pięknie! Mam cichą nadzieję, za miesiąc oglądać podobne widoki . Ale nie chcę się jakoś specjalnie nastawiać, bo już dwa, a w zasadzie trzy razy plany wyjazdowe w tym sezonie wzięły w łeb. Dobrego dnia na nartach! 👍⛷️❄️
    4 punkty
  15. Macie racje - z jednym "ale". Pan Pitoń sam o sobie i akcji "Góralskie Veto" chętnie mówi a media jeszcze chętniej podchwyciły bo Gość "medialny" a temat "nośny" - ludzie lubią takie szopki oglądać a im bardziej zwariowana lub śmieszna tym lepiej ale konkretów jakichś trudno się doszukać odnośnie tego kogo tak na prawdę Pan Pitoń reprezentuje (a może tylko chciałby reprezentować?). Natomiast akcje do której link na fb wkleił @JC firmują ośrodki narciarskie które w żaden sposób nie "pucują się" do radosnej działalności Pana Pitonia. Wygląda to znacznie poważniej i konkretnie - o ile w poniedziałek już mam rozplanowany o tyle we wtorek pewnie zasilę grono narciarzy na stokach jeśli jeszcze będzie taka możliwość.. i nie musi być darmo.
    4 punkty
  16. Wolna niedziela i wreszcie jakieś nieco bardziej przyjazne prognozy – dokąd by się tu wybrać? Na narty? – można zapomnieć. Na rower? – za zimno na dłuższe wycieczki. Nad morze? – za krótki dzień. To może piesza wędrówka gdzieś bliżej, gdzieś, gdzie nas dawno nie było? Padło na Puszczę Bukową, czyli Park Krajobrazowy na Wzgórzach Bukowych, na południowy wschód od Szczecina. To spory kompleks leśny, będący dość popularnym obszarem rekreacyjnym dla prawobrzeżnej części miasta. Około 10 rano zostawiamy auto na parkingu przy Jeziorze Szmaragdowym – powstałym w wyrobisku dawnej, średniowiecznej kopalni kredy, w szczecińskiej dzielnicy Zdroje. My – my czyli Monika (moja sąsiadka), Darek i ja. Na parkingu jeszcze pustawo, ledwie kilka samochodów, mimo iż godzina nie jest już wczesna. Temperatura – 0 stopni, po mroźnej nocy. Kaczki na podmarzniętej tafli jeziora – nieco apatyczne, chyba im zimno. Niedaleko grupa morsów żwawo przebiera się po kąpieli, świecąc gołymi, wypiętymi częściami ciała . Brr! Ruszamy na niebieski szlak, ostro wspinający się na klif nad jeziorem, a dalej prowadzący na południe, aż do Lipian. Naszym celem jest jednak pobliski Bukowiec – najwyższe z Wzniesień Bukowych – mierzący 149 m npm. Maszerujemy przez zimową buczynę rezerwatu Bukowe-Zdroje, a z każdym metrem lekko wznoszącej się ścieżki, robi się coraz bardziej biało. Miejscami jest dość ślisko – nawet raz ląduję na czterech literach, ale przynajmniej błoto zamarzło. Na południe od autostrady „Berlinki” jest prawie całkiem pusto – z rzadka mijamy biegaczy czy spacerowiczów. Monika i ja Skrzyżowania szlaków i inne charakterystyczne miejsca oryginalnie opisano kamiennymi znakami. Kamieni jest zresztą sporo – głazy narzutowe i ruiny przedwojennych budowli to częsty element tutejszego krajobrazu. Docieramy do Drogi Kołowskiej (asfaltowa szosa wijąca się grzbietem wzniesień, popularna latem wśród szczecińskich kolarzy). Teraz na asfalcie jest szklanka, czym zdają się nie przejmować mijający nas kierowcy. Z Przełęczy Trzech Braci odchodzi szlak w kierunku kulminacji Bukowca. Nazwa przełęczy pochodzi ponoć od trzech wielkich głazów granicznych – posiadłości Szczecina, klasztoru cystersów w Kołbaczu i dóbr rodziny von Palenów z Chlebowa. Miejscowa legenda głosi jednak, że kiedyś napadali tutaj na podróżnych trzej bracia rozbójnicy. Pewnego dnia rzucili się oni na przechodzącego tędy ślepego harfiarza z urodziwą córką. Ślepca zabili, a następnie pomordowali się wzajemnie w kłótni o względy pięknej dziewczyny. Córka harfiarza pochowała zbójów pod trzema głazami, z których wyrosły trzy wzgórza – Bukowiec, Klasztorne i Kopytnik, a sama po takich strasznych przeżyciach zamieniła się w dąb. Z dala widać stalową dostrzegalnię przeciwpożarową na Bukowcu. Szkoda, że nie ma tutaj ogólnodostępnej wieży widokowej, ponad koronami drzew, bo pewnie panorama na okolicę byłaby super. Z Bukowca schodzimy czarnym szlakiem niecały kilometr, ostatni fragment dość stromym zejściem do krzyżówki z czerwonym szlakiem. Dalej za czerwonymi znakami, głęboką doliną Zielawy. Obok nas porośnięte buczyną i zaśnieżone zbocza – czujemy się prawie jak gdzieś w Beskidach. Zamarznięte rozlewisko Zielawy: Niżej śnieg znika, a szlak robi się błotnisty. Docieramy do Drogi Chojnowskiej – starego brukowanego traktu. „Wodospad” na Zielawie: Znów przekraczamy autostradę – im bliżej Jeziora Szmaragdowego, tym więcej ludzi. Przewędrowaliśmy już 10 km – zgłodnieliśmy, więc czas na piknik. Kanapki i herbata z termosu smakują wyśmienicie. Wracamy nad Szmaragdowe, zaglądając jeszcze w kilka ciekawych miejsc. Odrestaurowany zajazd Szmaragd, który będzie niebawem pełnił funkcję schroniska młodzieżowego: Hmm, gdzie ten pies? Ruiny pałacu Toepffera – szczecińskiego przedsiębiorcy, właściciela dużej cementowni „Stern”. Piękny, dziewiętnastowieczny pałac z ogrodem przetrwał drugą wojnę światową, ale jak niestety wiele historycznych budowli, został w latach 50-tych bezmyślnie rozebrany na cegłę, wywiezioną gdzieś, pewnie na odbudowę Warszawy… Ostatnie spojrzenia na Jezioro Szmaragdowe - w promieniach popołudniowego słońca. Spacerowiczów po południu przybywa – nie chcąc mieszać się ze skupiskami ludzi, decydujemy się na powrót do auta. Z trudem wyjeżdżamy z przepełnionego parkingu i zastawionej samochodami ulicy Kopalnianej. Za nami solidny, trzynastokilometrowy spacer, dający dużo pozytywnej energii na kolejny tydzień zdalnej pracy .
    3 punkty
  17. Dwudziestego drugiego lipca. Dzień moich urodzin. Skończyłem trzydzieści dwa lata. Spuścili wodę z basenu. Nic nie będzie z dzisiejszych kąpieli. Dwóch dżentelmenów z obsługi campingu myje go dużymi szczotkami. Kąpiemy się w zamian w małym baseniku dla dzieci, których i tak tu nie ma. Za naszym przykładem idą inni kempingowicze. Dżentelmeni uporali się z myciem i zaczynają wpuszczać wodę. Towarzystwo kempingowe posiadało na dnie i czeka, z nogami w wodzie, na jego napełnienie. Jakiś Niemiec myje psa w baseniku dla dzieci. U nas, w pewnych częściach społeczeństwa, panuje mit o nadzwyczajnej kulturze zachodu. Nie mówiąc o dobrobycie. Jak to jest, to można się najlepiej przekonać, stykając się z nimi. Z kulturą jest różnie i nie różnią się wcale w tej dziedzinie od nas. A w pewnych przypadkach jest jeszcze gorzej. Po obiedzie, składającego się dzisiaj z konserwy z chlebem, zupy i herbaty, wybieramy się do Teheranu. Kierowca złapanego mikrobusu ma żonę Polkę. Sam, jak mi się wydaje, nie jest Irańczykiem. Nie wypada jednak się pytać. Nie dojeżdża do placu Gumruk, skręca gdzieś po drodze. Wysiadamy, prosząc o przekazanie pozdrowień dla żony. Nie bierze od nas pieniędzy. Jesteśmy daleko od śródmieścia. Mamy dość dużo czasu, do umówionej dzisiaj wizyty w JMF. Spróbujemy pojechać tam miejskim autobusem. Jeszcze nie próbowaliśmy tego środka lokomocji. Ktoś, wyglądający na urzędnika, rysuje nam, na papierze firmowym instytucji, w której pewnie pracuje, plan dojazdu na ulicę Fisher Abad. Kupujemy bilety po dwa rialsy, które sprzedaje człowiek, siedzący obok(bo jest gorąco) seledynowej budki, miejsca jego pracy. Autobus jest piętrowy i bardzo brudny. W środku jest gorąco i momentalnie przyklejam się do siedzenia. Wysiadamy, bo musimy się przesiąść. Przechodzimy obok jakiegoś kina. Kina - jak zauważyłem – mają, prawie wszystkie, jednakowe reklamy i wydaje się niezależnie od wyświetlanego filmu. Jest to okropnie kolorowy, wielometrowy kicz, na którym tło stanowi kilka typów, walczących ze sobą na pięści, lub przy pomocy coltów. Na przednim planie, pozytywny chyba bohater z wąsami(noszą je prawie wszyscy Irańczycy) dobiera się do dziewoi, typu sexbomba. Będącej aktualnie w trakcie rozbierania się. Taki model reklamy, jak mieliśmy okazję przekonać się później, obowiązywał każde kino. Zaskakują te rozebrane seksbomby w kraju, gdzie bardzo mało widzi się kobiet w sukienkach, nie mówiąc o szortach, czy czymś więcej - jak kostium kąpielowy. Wsiadamy do następnego autobusu i porównując nazwy mijanych ulic z planem miasta, dojeżdżamy do ulicy Shareza. Dziewczyny i Jacek zostają w parku Pahlawi. Wszystko tu nazywa się Pahlawi. Jest to mały, niewielki park na skrzyżowaniu ulic Hafez i Shareza. W parku sami mężczyźni. Niektórzy czytają gazety. Dużo uczących się osób. Zapewne studenci, bo w pobliżu jest Uniwersytet Teherański. Szukamy z Januszem mapy Iranu. Ulica Shareza to miejsce księgarń. Chcemy kupić mapę fizyczną i to opisaną po angielsku. Niestety nie ma. Obeszliśmy wszystkie księgarnie na tej ulicy i skończyło się na kupnie mapy drogowej. Wracamy do parku i oglądamy nasz nabytek. No tak! Pojmuję teraz, że pytanie o Rudbarak nie miało sensu. To coś, jakby Anglik w Warszawie pytał się po niemiecku o Kozią Wólkę. Rudbarak to mała wioska, gdzieś u podnóża gór. I tu na mapie nie ma śladu po niej. Pora iść do IMF. Jesteśmy znów, na znanym szóstym piętrze. Dzisiaj jest mniej ludzi, niż w środę wieczorem. W pewnym momencie miga mi czyjś plecak. „Horolezka”! W Tatrach nieomylny znak, że właściciel jest wspinaczem. Każdy taternicki adept od razu ją nabywał na Słowacji. Właściciel jej odwraca się. Pan jest z Polski? Pierwsze sylaby starczają za odpowiedź. Ze Szczecina? Nie, z Warszawy. Pojawia się drugi. Gdzie byliście? W masywie Dżupadu - to gdzieś nad granicą pakistańską. Opowiada nam, że są z Koła Warszawskiego Klubu Wysokogórskiego. Nie mieli zezwolenia na działalność górską i dołączyli ich do jakiejś wyprawy włoskiej. Zrobili tam kilka nowych „dróg”. Poza tym spenetrowali obszar i wykonali kilka mapek szkicowych. Teraz chcą iść na Demawend. Siedzimy tak, rozmawiając, w gabinecie prezydenta IMF pana Rafatiafshar, którego jeszcze nie ma. Za to pojawia się pan Adili. Prezydenta nie będzie dzisiaj-oświadcza. I do nas - nie macie zezwoleń na działalność w górach. Ale dlaczego? Sytuacja dla nas jest bardzo nieprzyjemna. Jeżeli nie pojedziemy w góry to będzie-czujemy to wszyscy dobrze - po prostu, co tu ukrywać-kompromitacja. Jeszcze na Demawend, bez zezwolenia można próbować, ale w grupę Tacht-e-Sulejman chyba wykluczone. Prosimy bardzo Adiliego, żeby nam pomógł, że jesteśmy alpinistami i przyjechaliśmy przede wszystkim tu w góry. Pomagają nam w naszych prośbach Warszawiacy. Adili pokazuje nam teczkę z pismami różnych klubów, także z zagranicy. W pismach tych zawarte są prośby o zezwolenie na wyjazd w góry. Oni tu w JMF chcą mieć po prostu „podkładkę” papierkową. My jej nie mamy i nie mieli też nasi koledzy z Warszawy. Stąd nasze kłopoty. A pan prezydent nam prawie gwarantował zezwolenie. Wreszcie mister Adili częściowo ustępuje i proponuje spotkanie jutro o dziesiątej. Może da się coś zrobić. Jutro jest niedziela, ale nie dla nich. Oni wczoraj mieli święto. W piątek. Humory mamy nie najlepsze, wychodząc na ulicę. Jeszcze do tego autobus, którym chcemy jechać do placu Gumruk nie zatrzymuje się na przystanku. Jest przepełniony. Zatrzymuje się za to jakiś inny - prawie pusty. Wsiadamy i od razu się wyjaśnia, dlaczego pusty? Bilety są dwa i półkrotnie droższe. Nawet w komunikacji miejskiej tą samą trasę obsługują różne „linie”. Jedziemy w dół ulicą Ferdowsi. Autobus dojeżdża tylko do stacji telegrafu, znajdującej się obok dużego placu. Rozpytujemy o autobus do placu Gumruk. Jakiś uprzejmy gość chce nas zaprowadzić do przystanku, gdzie przystają autobusy do placu Gumruk. W czasie tego marszu „zgubił się” Janusz z Elżbietą, potem z kolei Jacek, który ich poszedł szukać. Wreszcie jedziemy razem ulicą Mohlavi do Gumruk. Wczoraj szliśmy do niego piechotą. Minęła dziewiąta wieczorem, ale handel jeszcze trwa. Otwarte są wnęki, czyli sklepy i sprzedaje się owoce. Wszystko przy świetle gazowych lamp. Choć mają i elektryczność do dyspozycji. Może tradycja, a może wygoda. Taka lampa świeci bardzo mocno i można ją łatwo przenosić z miejsca na miejsca. A może jest taniej tak oświetlać. Dworzec obok Gumruk jest już nieczynny. Wczoraj też przyszliśmy za późno. Mamy szczęście, bo dosyć szybko znajduje się autobus, który jedzie obok Gol-e-Sahra. Dalszy ciąg wieczoru nie różni się od poprzedniego. Herbata, dużo herbaty! A potem leżę sobie obok pozostałej czwórki na śpiworze, gapiąc się na teherańskie nocne niebo. Obok nas na materacach, owinięci w śpiwory, śpią tacy sami jak my, włóczędzy. Rano wstaną i pojadą dalej, szukać swej przygody. I tak przez całe wakacje.
    3 punkty
  18. 9 stycznia 2021 odszedł Staszek Tatka. http://www.sitn.pl/wiadomosci/200901151,w-dniu-dzisiejszym-odszedl-stanislaw-tatka.html Poznałem go na Kursie Narciarstwa Wysokogòrskiego (czyli freerajdingu jak się to teraz nazywa) w Dolinie Pięciu Stawów w Tatrach, w roku 1992. Staszek prowadził te kursy przez dziesiątki lat. Przemiły człowiek, świetny instruktor, genialny narciarz. Jeździł w każdych w warunkach w sposób lekki i elegancki. Prawie do końca życia zachował dobrą formę - jeszcze killka lat temu widziano no na wycieczce na Kozim Wierchu (jest film gdzieś na YT). Wielka szkoda 😞
    3 punkty
  19. Coś tam wróbelki ćwierkają, że może nie od 18 stycznia, ale z końcem miesiąca wezmą i i pozwolą otworzyć na legalu? https://www.rmf24.pl/raporty/raport-koronawirus-z-chin/gospodarka/news-przedsiebiorcy-sie-buntuja-rzad-zaczyna-sie-uginac-mamy-nieo,nId,4984466
    3 punkty
  20. Dziś o 15:00 konferencja Rady Federalnej w sprawie dalszych obostrzeń. Transmisja będzie w linku
    3 punkty
  21. 1. Dzieci 1-3 w szkołach - odpada spora grupa narciarzy. 2. Utrata wsparcia z tarczy. 3. Kary. 4. Utrata układów (może to najważniejsze)
    3 punkty
  22. 3 punkty
  23. Dwudziesty pierwszy lipiec. Można było spać dłużej. Niestety się nie da. Słońce jest dość wysoko i zaczyna nieźle przypiekać. A jest godzina dopiero siódma. Dzisiaj jesteśmy na urlopie. W planie mamy basen, a po południu zwiedzanie Teheranu. Dzień należy rozpocząć od śniadania. Na śniadanie jemy zupę mleczną z naszego proszkowanego mleka i herbatę. Nie mamy apetytu. Nie jest najlepiej. Trzeba się będzie zmuszać, aby coś zjeść. Po śniadaniu panie zabierają się do robót domowych - czyli prania. Panowie kierują się zaś w stronę basenu. Leżymy we trójkę obok basenu, na śpiworze pod daszkiem z trzciny. Procedura - do basenu i pod daszek, aby wyschnąć i „apiać’(od nowa). Basen jest niewielki, woda niezbyt czysta. Usiłuję spisywać swoje wrażenia z minionych dni. Za duży to jednak wysiłek. Odkładam notes i obserwuję basen. Mamy na campingu międzynarodowe towarzystwo. Głównie Niemcy, potem mniej liczni Anglicy, Francuzi, no i my Polacy. Jeśli ktoś za hippisa uważa człowieka z długimi włosami. To tu są sami hippisi, nawet Jacek. Moi koledzy śpią. Tak jest najlepiej. Po prostu przespać ten cholerny, południowy upał. Gapię się na pręty trzciny na daszku, między którymi przedostają się pojedyncze promienie słońca, stojącego prawie w zenicie. Może ktoś pomyśleć, że się lenimy. Powinniśmy, zamiast leżeć nad basenem, uganiać się za egzotyką w Teheranie. Ja też tak myślałem, ale w Polsce. W tym upale traci się ochotę do czegokolwiek, z wyjątkiem chłodu i dobrej coca-coli. Żeby tak można było zwiedzać Teheran klimatyzowaną taksówką? No, może być zwykła. Tylko te pieniążki. Miasto jest zbyt obszerne, aby można go było zwiedzać. Spacerując. Plan na dzisiejsze popołudnie jest następujący. Uzyskanie informacji - skąd i kiedy odjeżdżają autobusy do Rudbarak i do Puluru, a potem zwiedzanie Teheranu. O trzeciej zabieramy się do gotowania herbaty. Na drugie danie będzie kiełbasa, też gotowana i to długo. Wczoraj wieczorem była długa dyskusja o jadzie kiełbasianym. Ktoś twierdził, że trzeba gotować, co najmniej pół godziny, aby zabić jad. Gotowaliśmy czterdzieści minut. Dzisiaj też gotujemy. Kiełbasa jest dobra. Ma swoisty zapach suszonej. Wisi w siatce na drzewie i zdążyła jeszcze podeschnąć. Największe obawy ma Elżbieta. Inna sprawa, że w tych okolicznościach, choroba któregoś z nas byłaby poważnym problemem. Kto by za to płacił? I to w dolarach. Nalewamy herbatę do baczków i zamoczywszy się pod prysznicem, wychodzimy na szosę. Stanie o tej porze na słońcu, przypomina stanie przy piecu martenowskim. Z tą różnicą, że tam żar leje się z boku, a tu z góry. Po pół godzinie jesteśmy na placu Gumruk. Najlepiej o informacje, jak dojechać do Rudbarak i Puluru, spytać na dworcu, z którego odjeżdżamy na camping. Nie, oni tu nie jeżdżą do Rudbarak, ewentualnie do Marzunabadu, albo do Czalus. Te miejscowości leżą niedaleko siebie. Jakiś Irańczyk rzuca nazwę - Iran Peyma(iranpejma) i prowadzi nas na ulicę. Zatrzymuje taksówkę, mówi do kierowcy Iran Peyma i jedziemy. Ta Iran Peyma to pewnie jakaś „linia autobusowa”- myślę sobie. Odbyło się to tak szybko, że nawet nie zdążyliśmy się zapytać. Zatrzymujemy się przed budynkiem, który ma na frontonie napis Iran Peyma. Jesteśmy na ulicy Amir-e-Kabir, w bogatszej dzielnicy miasta. Bogatsza, niż nasza linia na camping, jest Iran Peyma. Poczekalnia z ławami obitymi skórą i jak zwykle z portretem szacha. Na podwórzu stoją bardziej okazałe autobusy. Nie, do Rudbarak nie mają autobusów. Do Czalus – owszem, tak. Do Rudbarak, to T.B.T.(tibiti) może jeździ. Znów nowa linia - myślę. A do Puluru? Niedaleko jest dworzec autobusowy, skąd jeżdżą do Puluru. Aha, a gdzie jest „tibiti”? Podajemy naszemu informatorowi plan miasta, na którym zaznacza krzyżykami miejsca odjazdu do Rudbarak i Puluru. T.B.T. jest na ulicy zaznaczonej krzyżykiem. Najpierw pójdziemy na tę ulicę. Z trudem, przy pomocy policjanta, znajdujemy mały kantorek. Siedzący w nim młody chłopak twierdzi, że jeżdżą do Puluru. Ale nie dzisiaj, tylko jutro o wpół do ósmej. Nieważne. Mamy więc ustalone, skąd można dojechać pod Demawend. Po wyjściu z kantorka spostrzegamy, że jesteśmy niedaleko od meczetu Sepahsalar. Meczet Sepahsalar, o którym, Franciszek Michalski w swojej książce „Wędrówki irańskie”, pisze: „W istocie meczet Sepahsalar jest wspaniałą budowlą, mało tego cudem orientalnej architektury. Monumentalny jego fronton, zwrócony do placu Baherastan obramiają dwa potężne minarety, ozdobione majolikowymi kaflami i kufickimi napisami rzadkiej piękności”. Przez wysoką, sklepioną bramę wchodzi się na wielkie podwórze meczetu. Na ścianach i sklepieniu oglądamy przepiękną barwną „kaszi”, w kolorze czarnym, białym, zielonym i niebieskim. Dalej pisze Michalski: „ Po śmierci fundatora ministra Sepahsalara, podobno otrutego na rozkaz ówczesnego szacha, budowla została do dziś nie wykończona”. Notatki autora książki pochodzą z okresu drugiej wojny światowej. Mamy okazję zobaczyć, jak to dziś wygląda. Jesteśmy więc w najciekawszej, z naszego punktu widzenia, budowli Teheranu. Ma sześć minaretów i przepiękną kopułę, wyłożoną podobnie jak minarety kolorowymi płytkami kaszi(kafelki z malowanego fajansu). Dominują kolory, jak na załączonym dalej zdjęciu. Stukamy do bramy. Może nas wpuszczą? Ta brama to arcydzieło sztuki kowalskiej. Prześliczna robota. Brama się uchyla i jesteśmy w przedsionku, skąd idzie się na dziedziniec meczetu. Obawiamy się, czy wpuszczą nasze panie. Nikt jednak nie protestuje. Wita nas dwójka. Jeden stary, drugi młody. Gdzie chcemy iść? Na dziedziniec, czy wyżej? Oczywiście wyżej. Nie często przecież zdarza się okazja połażenia po meczecie. Wychodzimy na dach, spacerujemy po małych kopułkach, stanowiących dachy leżących niżej pomieszczeń. Na nami tylko minarety i kopuła. Z bliska widać, że brakuje w niej kilku płytek. Patrzymy w dół na dziedziniec z pięknymi piniami, między którymi błyszczy w zapadającym zmroku woda, do rytualnych ablucji. W ręce mam dwa aparaty fotograficzne. Jeden z filmem czarno-białym, drugi z kolorowymi przeźroczami. Do tego światłomierz. Wszystko to plączę się między rękami. Marzę o chwili, kiedy będę mógł usiąść przy jakimś fragmencie architektury, popatrzeć, zastanowić się chwilę. Niestety, bardzo rzadko to się zdarza. Ciągle brakuje czasu, a tyle chce się zobaczyć. Nasz przewodnik-młodszy z dwójki- też jest zapalony. Czy chcemy wyjść na minaret? Wspaniale! Ledwo się można przecisnąć, po krętych, zakurzonych schodkach i to w zupełnych ciemnościach. Ryśka się boi. Przewodnik zostawia nas samych na górze, zachęcając do fotografowania. Co za piękny widok! Dokoła nas morze niskich domów. Znajdujemy się w uboższej dzielnicy Teheranu. Nieco dalej widać i wyższe domy. To centrum tego miasta. Zachodzi słońce, oświetlając je ostatnimi promieniami i wznoszące się półkoliście nad nimi szczyty Elbursu. Robię jeszcze przeźrocze roztaczającej się panoramy. Pod nami mamy, pyszniącą się swoimi barwami, kopułę meczetu. Nad miastem unosi się przedwieczorna mgiełka. Następuje kolejna seria zdjęć, jedyny precyzyjny świadek tej uroczej panoramy. Pojawia się z powrotem nasz przewodnik. Pytamy, gdzie jest w mieście pałac szacha. Pokazuje nam parlament, pałac i jeszcze jakieś inne ważne budynki. Schodzimy niżej. Jestem ciekaw, gdzie on nas jeszcze zaprowadzi. Zastanawiam się, ile to nas będzie kosztowało. Trudno z tymi paroma dolarami, jakie mamy, nie myśleć o tej sprawie. Idziemy po dużym dachu, wyglądającym jak pole usiane regularnie kopczykami kretów, tylko w odpowiednio większej skali. To kopułki dachu sali czterdziestu kolumn. Jest ciemno, ale od czego jest światło elektryczne. Sala jest w remoncie. Po nim sala będzie wyłożona cała alabastrem. Na razie w lekko zielonkawym kolorze jest wyłożony mihrab. Na jego lewej stronie jest duża brunatna plama. Przewodnik zwraca nam uwagę, że plama przedstawia Europę i Azję. I rzeczywiście, widać jakby zarys Skandynawii. Można się domyślić nawet gdzie jest Iran. Oglądamy od spodu kopułę. Bardzo to wszystko ładne. Szkoda, że zapadł zmrok, z którym nawet światło elektryczne nie bardzo sobie radzi. Z ust przewodnika płynie potok informacji. Tu w meczecie mieści się Wydział Teologiczny Uniwersytetu Teherańskiego. Czyli szkoła muzułmańska-Medresa. Przedstawia nam jednego z nauczycieli tego wydziału, z wykształcenia filozofa-jak podkreśla. Nazwisko jego uleciało mi z pamięci. Uśmiechamy się do siebie mile-cóż nam pozostaje? Po dziedzińcu spacerują elewi w białych turbanach na głowie. Zegar nad bramą, po przeciwnej stronie dziedzińca, wskazuje godzinę taką, jaka jest w Mekce. Żegnamy się, płacąc czterdzieści rialsów. Wydaje nam się, że przewodnik zasłużył na więcej. Po wyjściu na ulicę, przypominam sobie, że zostawiłem w kantorku, tam gdzie pytaliśmy się o autobus do Peluru, pożyczony w Krakowie od pana K.C. plan Teheranu,. Wracamy tam z powrotem. Zamknięty. Nic się nie stało, mamy drugi od sekretarza ambasady. Paniom się chce bardzo pić. Nam też. Nogi nas już solidnie bolą. Obok meczetu jest mały barek. Zamawiamy coca-colę, sok pomarańczowy i jakiś napój o nazwie „7UP”. Cola jest z lodu i jest świetna. Za barem siedzi dwóch młodych barmanów, spoglądających na nas przyjaźnie. Nad nimi kiczowaty, w jaskrawych kolorach portret szacha z żoną. Na kolanach trzymają swoje dziatki. Pijemy małymi łyczkami, aby nie przeziębić gardeł. Dalszy ciąg tego wieczoru nie był interesujący, ale za to bardzo nas zmęczył. W „tibiti” nam powiedziano, że P.M.T.(piemti) jeździ do Rudbarak. Jeszcze jedna linia! Piemti z kolei, że Iran Peyma. Kółeczko się więc zamknęło. Nic więcej nie załatwimy. Pojedziemy więc do Marzunabadu, albo Czalus, a stamtąd spróbujemy się jakoś dostać do Rudbarak. Po dłuższym spacerze znaleźliśmy się na placu Gumruk. Zaczyna się znana kołomyjka z dopytywaniem się o autobus do campingu. W pewnym momencie wpada nam do głowy myśl, aby się nie pytać o camping, podając jego angielskie brzmienie – „kemping”, tylko o Gol-e-Sahra(golesachra). Tekst angielski na ulotce głosi - camping, caravansite in Teheran at Gol-e-Sahra. The Flower of the Desert. Kwiat pustyni, piękna nazwa. Riposta, kogoś z dyskutującego dookoła nas tłumiku, jest błyskawiczna. Prowadzi nas, bez dalszych dyskusji do właściwego autobusu. Zapomniałem dodać , że tu autobusy nie mają żadnych tablic, z których korzystanie ze względu na „robaczki” i tak byłoby wątpliwe. Wszystko odbywa się na przysłowiową „gębę”. Na campingu ten sam ceremoniał, co wczoraj. Uzupełnianie wody w organizmie dużo ilością herbaty, jakaś zupa, prysznic. I znajome baranki na niebie. Objaśnienia zdjęć(w kolejności zamieszczania) 1. Wejście do meczetu Sepahsalar 2. Kopuła meczetu 3. Minarety meczetu 4. Szkoła muzułmańska - Medresa 5. Panorama Teheranu wykonana z minaretu. Na pierwszym planie wieżyczka sąsiedniego minaretu
    2 punkty
  24. Prawnicy nie mają rozwiązania bo go po prostu być nie może (Kodeks Cywilny się kłania). Z drugą częścią zgadzam się w 100%. Zwłaszcza, że nie wierzę w skuteczność pozwania ON za zakażenie SARS-Cov-2 w Polsce.
    2 punkty
  25. W niektórych ośrodkach na trasach też prawie sama trawa przyprószona teraz. Jeśli nie będzie teraz śnieżenia na full w ten mniej więcej tydzień "na minusie" to na dobre warunki przez resztę zimy nie ma co liczyć nawet jakby udało się otworzyć. Mróz wiecznie trzymać nie będzie...
    2 punkty
  26. Jaki szczyt ... Na szczyt to były minister zdrowia się drapnął jak sobie na zakupy do centrum handlowego wyskoczył jak sam był zakażony i to w 3 dniu choroby ... Oburzenie czy nie fakty są takie, że ponoć to szczepionka 2-dawkowa czyli albo to ustawka albo nakryli celebrytów na 1 dawce. Znaczy się będzie 2 i znów "parę" osób sobie do gardeł skoczy ... Nie będzie Panie Moderatorze albowiem @fredek321 w temacie wirka wszystko wie najlepiej i to z dość dużym wyprzedzeniem. Taki Kaszpirowski od korony. Ad. 1. Zgoda. Ad. 2. To z naszych pieniędzy jest tarcza i jeśli ktoś pisze inaczej to po prostu jest ignorantem. Ja akurat chętnie się krajanom dołożę w tym trudnym czasie. Ad. 3. Kary być muszą bo inaczej jeszcze sobie robociki pomyślą, że coś tam mogą zwojować i ... Ad. 4. Buuuhahahahaha. I nawet napiszę ci dlaczego. Widziałeś @fredek321 jakieś inne twarze (te zarządzające) w polityce od około połowy lat 80, a może i wcześniej od tych co są teraz ? Wraz ze spadkiem zachorowań stoki powinny być otwarte i koniec. Jeśli ktoś, a w tym przypadku żund uważa inaczej to znaczy, że chodzi tylko o dalsze zadłużanie wielu gałęzi gospodarki co w konsekwencji oznacza stagnację. Tylko dlaczego tenże żund nie widzi zagrożenia w sklepach wielkopowierzchniowych ... Czemuż to policyja nie nakłada mandatów na lidle i biedry ...
    2 punkty
  27. Wiem, ale gdyby realnie liczono na sezon, wtedy by wykorzystywano każdą dogodną chwilę na dośnieżenie przy naszych kapryśnych zimach.
    2 punkty
  28. No to Tainer będzie miał spory zastrzyk kasy, 140 zł za licencję.
    2 punkty
  29. W PZNie dział licencji wyłączył telefon, bo teraz wszyscy wyrabiają
    2 punkty
  30. Liczę, może naiwnie, że tym razem dyskusja będzie merytoryczna.
    2 punkty
  31. Zastanawiam sie, czy w tej grupie trenujących „zawodowych narciarzy”😡 nie było przypadkiem więcej takich wybitnych sportowców🙄😉😡
    2 punkty
  32. Jak kogoś nie stać na rodzinny wyjazd do CH, to wykorzystuje swoje koneksje - totalna głupota. Ciekawe czy w TVPiS o tym beda trąbić tak jak o zaszczepionych poza kolejnością - czego tez nie popieram.
    2 punkty
  33. Profil Alpejskiego Pucharu Świata wrzucił też taką grafikę, było to również podium numer 100! 68 razy 1 miejsce, 13 razy 2 miejsce, 19 razy 3 miejsce.
    2 punkty
  34. Sądzisz że wiedział gdzie jest budząc się na kacu ? 😉
    2 punkty
  35. Mikaela Shiffrin wygrała dzisiaj slalom we Flachau i wyprzedziła Marcela Hirschera w liczbie zwycięstw w zawodach Pucharu Świata, było to zwycięstwo nr 68. Zajmuje 3 miejsce w klasyfikacji wszech czasów, więcej zwycięstw mają Ingemar Stenmark (86) oraz Lindsey Vonn (82).
    2 punkty
  36. u mnie dzisiaj też rowerowa eskapada - 50 km kręcenia przed telewizorem
    2 punkty
  37. Pisałem o tym wczoraj, że skończy się rumakowanie szybko. Jak zobaczyłem kim jest ten Pitoń to wiadome było, że po temacie. Wielcy gracze na Podhalu i w innych częściach kraju powinni zaangażować specjalistów w dziedzinie PR plus kancelarie prawne plus dojścia do kręgów rządowych. Na otwarcie bym nie liczył, sorry taki klimat epidemiczny, ale realna pomoc powinna być priorytetem. Ten Pitoń to przecież występował w programach z niejakim Jabłonowskim. To takie odmęty psychiatrii, że nie jeden specjalista lekarz w tej dziedzinie by wymiękł. Wstyd, że ktoś ich traktuje poważnie. A mi osobiście podobało się wystąpienie Burmistrza Szczyrku na proteście w Wiśle w dniu 11.01.2020. To jest droga do dyskusji z rządem o prawdziwej pomocy.
    2 punkty
  38. Iski reprezentował Polskę na kilku zawodach międzynarodowych.
    1 punkt
  39. Cześć Bo ani nie startuję w zawodach Masters czy innych, ani nie trenuję a przede wszystkim nie reprezentuję poziomu odpowiedniego poziomu sportowego. Nienawidzę ściemniania. TY z tego co wiem raczej dajesz radę. Pozdrowienia
    1 punkt
  40. kiedyś było tak: ale teraz trzeba zapłacić deklaracja jest tu: https://assets.fis-ski.com/image/upload/v1536910202/fis-prod/assets/Athletes_declaration.pdf
    1 punkt
  41. Oczywiście ze byli. Na treningi byli wpuszczani wszyscy chętni, nikt o żadne licencje nie pytał. I dotyczy to wielu organizatorów szkoleń sportowych i nie tylko. Nie krytykuję ich podejścia, to tylko pokazuje absurd całej sytuacji.
    1 punkt
  42. Jak na zamknięcie stoków reagują na Słowacji ? Tam to poważniejszy biznes pod względem udziału w PKB ? Jak podchodzą do tego w Południowym Tyrolu ? Jak wygląda u nich wsparcie państwa ? Wiesz może coś na ten temat ? I musimy sobie powiedzieć jedno, Polacy nie ogarniają zasad bezpieczeństwa. To jest jakaś patologia umysłowa.
    1 punkt
  43. Kapitol szturmował 'szaman". U nas lud na barykady poprowadzi "janosik". I V jak vendetta :).
    1 punkt
www.trentino.pl skionline.tv
partnerzy
ispo.com WorldSkiTest Stowarzyszenie Instruktorów i Trenerów Narciarstwa PZN Wypożyczalnie i Centra testowe WinterGroup Steinacher und Maier Public Relation
Copyright © 1997-2021
×
×
  • Dodaj nową pozycję...