Narty - skionline.pl
Skocz do zawartości

Ranking

  1. marcinn

    marcinn

    VIP


    • Punkty

      4 833

    • Liczba zawartości

      4 717


  2. moruniek

    moruniek

    Użytkownik forum


    • Punkty

      4 535

    • Liczba zawartości

      2 517


  3. pawelb91

    pawelb91

    Użytkownik forum


    • Punkty

      4 018

    • Liczba zawartości

      2 972


  4. Lexi

    Lexi

    Użytkownik forum


    • Punkty

      3 798

    • Liczba zawartości

      3 057


Popularna zawartość

Zawartość, która uzyskała najwyższe oceny od 23.05.2021 uwzględniając wszystkie działy

  1. Hej, Jako ze jestem jeszcze świeżo po, to wrzucam pokrótce swoje wrażenia z wyjazdu do Karyntii. Myślę, że o tyle warto, że nie każdy wybór był oczywisty. Założenia takie jak to prawie zawsze w moim przypadku: każdego dnia zwiedzamy inny ośrodek i objeżdżamy go ile tylko sił w nogach W planach było Nassfeld i Gerlitzen, reszta do ustalenia w trakcie wyjazdu, w zależności od fantazji, obłożenia, pogody, itp. Od razu zastrzegam, że każdy z opisywanych ośrodków odwiedziłem pierwszy raz, więc żadnych porównań względem innych warunków/aury/pory roku nie mam. Do meritum: wyjazd z Warszawy w piątek 22.03 chwilkę po 6, pomimo praktycznie bezustannego deszczu trasa idzie sprawnie bo chwilę po 13 jesteśmy pod Wiedniem, a koło 18 dojeżdżamy do Villach (wybraliśmy przejazd przez austriackie S6, S36 i dojazd do Kalgenfurtu przez S37). Schody zaczęły się za Klagenfurtem, bo zaczęło sypać gęstym śniegiem. Niby fajnie, ale przez paraliż na drogach oraz konieczność założenia łańcuchów na 3 km przed metą (w Matschiedl) pod nocleg zajechaliśmy dopiero koło 19:30. Tak, czy tak, nie ma tego złego, przez noc nasypało jakieś pół metra świeżego, choć komunikaty w Nassfeld mówiły nawet o 90 cm opadu. No właśnie, Dzień 1 (sobota), Nassfeld Trochę czuliśmy, że to niekoniecznie najlepszy pomysł, ale uznaliśmy, że gdzie indziej wiele lepiej (puściej) w weekend nie będzie, a w Nassfeld, przynajmniej w teorii jest gdzie się ludziom rozjechać. Na dodatek poranek przywitał nas bardzo obiecująco, więc i perspektywa jazdy w towarzystwie malowniczych widoków utwierdziła nas w wyborze: Niestety, im dalej w las tym gorzej. Na dodatek, pomimo iż pod ośrodkiem jesteśmy w sobotę o 8:30, to przez zamieszanie przy kupnie karnetów oraz sporą kolejkę do gondolki w Tröpolach, nartować zaczynamy dopiero w okolicach godziny 9:30. W górnych partiach ośrodka widoczność sięgała pewnie nie więcej niż 50 metrów do przodu, do tego trasy przykryte był całkiem grubą i stale powiększającą się (znów zaczęło sypać) warstwą świeżego śniegu. O ile dla mnie to nie był żaden problem, bo wziąłem swoje Thunderbolty, to chłopaki (brat + kumpel) na slalomkach trochę marudzili. Niemniej jednak, nie ma to tamo, przyjechaliśmy tu pojeździć a nie marudzić! Pierwsze kilka zjazdów zrobiliśmy po trasach 21, 23 i 40. Jazda z gatuknu tych "czujnych" - raz, że trzeba było uważam żeby na kogoś nie wpaść, dwa że jednak błędnik też momentami trochę w tym mleku wariował. Na szczęście im bliżej południa tym bardziej jaśniało, a zarazem coraz bardziej kusiła wschodnia część ośrodka (lewa strona mapy), ta za drogą na przełęcz. "Kusiła", bo od rana była zamknięta z uwagi na prowadzone w tym rejonie strzelania (przeciw)lawinowe; szczęśliwym trafem krzesełka ruszyły akurat w momencie gdy kończyliśmy przerwę na calimero. Decyzja była szybka, dzięki czemu (przez chwilę ) czekały na nas puste i nierozjeżdżone stoki. Pierwsze zjazdy "siódemką" bardzo fajne, trasy nr. 1 i 4 też niczego sobie, choć kopne warunki nie rozpieszczały. Trochę gorzej było na 9 i 8, co było zresztą dobrze widać, bo większość narciarzy walczyła o życie na (niezbyt wysokich) ściankach. W drugiej części dnia stopniowo przebijaliśmy się w kierunku Carnii (trasa nr. 80, prawa strona mapki). Warunki na trasach 51, 52, 65, 69 oraz 70 bez zaskoczenia - kopne, porozjeżdżane i generalnie bez szału, do tego na dojazdówce do Rastl czekało nas omijanie prowadzących nierówną walkę z naturą. Wielką natomiast niespodzianką okazał się zjazd czarną 75 - zdecydowanie najtwardsza i najrówniejsza ze wszystkich objechanych przez nas tego dnia tras, w końcu można było trochę pośmigać - może i niezbyt szybko, ale za to fajnym skrętem! Trasa nr. 77 też całkiem ok, sporo frajdy dał zjazd nieratrakowanym, choć mocno już rozjeżdżonym czarnym wariantem w górnej części trasy. Na koniec czekał nas prawie siedmiokilometrowy (tak mi wychodzi z GPS'u) zjazd czerwoną Carnią (nr. 80), z vertical'em ok. 1200 m. Ponieważ lubię takie wycieczki, to całkiem mi się podobało, choć musze przyznać że warunki były zdecydowanie dla koneserów - dosyć tłoczno, kopny i rozjeżdżony śnieg, do tego im niżej tym większa kasza (w dolinach był tego dnia - jak zresztą przez cały nasz wyjazd - całkiem spory plus). Koniec końców pojeździliśmy całkiem solidnie, bo wyszło mi lekko ponad 43 km zjazdów i 8450 m verticala. Niemniej jednak ośrodek "do poprawki" przy lepszych warunkach - nie zachwycił, bo nie miał prawa z uwagi na tłok (weekend) i warunki (pogoda), ale to co zobaczyłem to fajnie wyprofilowane trasy (uwielbiam takie typowo czerwone zjazdy z licznymi zmianami kierunku jazdy i profilu terenu!), na których innego dnia miałbym z pewnością masę frajdy --- Dzień 2 (niedziela), Bad Kleinkirchheim Wybraliśmy się tutaj uciekając przed tłumami. Zaparkowaliśmy strategicznie, przy orczyku nr. 8, tak żeby móc obrócić bez problemu cały ośrodek. Zaczynamy chwilkę przded 9 od Maibrunn Alm. Dookoła (i na parkingu i na stoku) pustki, pierwszy zjazd trasą nr, 11 lekko asekuracyjnie - jest twardo (miejscami wręcz lodowo), ale nieco nierówno i prawie całkowicie bez kontrastu (bardzo miękkie światło, na szczęście bez jazdy we mgle). Za drugim razem już lepiej, przy dobrym kontraście musi to być bardzo fajna, "sportowa" trasa. Stopniowo przeskakujemy w kierunku Kaiserburg'a - całkiem sporo frajdy dała mi trasa nr. 7, ale zdecydowaną gwiazdą dnia była trasa nr. 2. Niezbyt długa, ale szeroka, z dużą liczbą garbów, idealnym warunkiem i w ogóle tym co tygryski lubią najbardziej. Równoległa do niej "piątka" trochę gorzej - nie tak równa (twarde odsypy), przez co zjazd trochę na hamulcu. Niestety zarówno czarna 8, jak i czerwona 6'ka były zamknięte (?brak śniegu w dolinie - tak to wyglądało). Czerwona jedynka do pośredniej trasy gondoli jakoś nieszczególnie zapadła mi w pamięci, co świadczy o tym, że z jednej strony nie było źle, ale z drugiej też niczym mnie w takim razie nie zachwyciła. To co mnie natomiast urzekło to sam Kaiserburg. Nie wiem czemu w końcu nie zrobiłem mu żadnego zdjęcia (chyba mi światło albo kompozycja nie zagrały; w zamian landszafcik z wnętrza), ale ten brutalistyczny zamek (czy tam, jak pewnie powie większość, betonowy kaszalot) naprawdę ma coś w sobie! Po południu uciekliśmy w kierunku St. Oswald. Na początek wjazd dwuosobowymi krzesełkami nr. 12 i 13 i szybka inspekcja stoku - pomimo iż trasa nr. 13 jest zamknięta i ewidentnie płynie, to jest jeszcze przejezdna - już wiem jak wracam! (spoiler - powoli i uważnie, ale bez strat w sprzęcie ). Postanowiliśmy zaczynać od północy (St. Oswald, prawa strona mapki) i stopniowo wracać do Bad Kleinkirchheim. Objechaliśmy w zasadzie wszystko co było do objechania, w dolnych częściach robiło się już kaszowato, ale trasy nr. 26 i 27 wciąż dawały sporo frajdy. Najlepiej oczywiście trzymała się górna ośrodka, najbardziej przypasowała mi czarna 21 oraz czerwona 28, ta druga z rewelacyjnym widokiem na Feld am See Na koniec dnia zostały trasy nr 14 i 16 - może niezbyt urozmaicone, ale szerokie oraz wciąż dobrze się trzymające. Jak już wspomniałem, zjazd do bazy odbyłem zamkniętą 13'ką (jakoś nie lubię jeździć krzesełkami na dół ) - trochę walka o sprzęt, ale co przejechane, to moje. Koniec końców był to całkiem udany dzień, a 44 km w nogach - biorąc pod uwagę warunki - to imho dobry wynik Teraz najważniejsze - czy polecam ten ośrodek? To zależy. Na pewno jest to dobra opcja na weekend, bo z uwagi na trochę skansenowaty charakter jest tam raczej pusto. Choć i tutaj coś może się zmienić, bo w St. Oswald działają już nowa gondolka i krzesełko, więc pewnie i reszta ośrodka sukcesywnie będzie zaliczać upgrade. Jednak mając do wyboru idealny warun i pełną lampę tu lub w Nassfeld, zdecydowanie wybiorę to drugie. --- Dzień 3 (poniedziałek), Gerlitzen Wybaczcie, nie będę za wiele się rozpisywał bo tu trzeba jeździć a nie pisać; w skrócie: RE-WE-LA-CJA! Pod gondolką w Annenheim zameldowaliśmy się jeszcze przed 8, więc o 8:30 byliśmy na szczycie. Na kopule szczytowej wiało tego dnia niemiłosiernie (zwłaszcza do południa, kiedy to się zachmurzyło), ale co się wyjeździłem to moje. Pierwsze zjazdy czerwoną jedynką i czarną dwójką (choć ja nie wiem z której ona strony jest czarna) to było najlepsze co tylko może się narciarzowi trafić - równiutki sztruks, pełna lampa, pusty stok. Ciąłem zakręty jak po*ebany, póki tylko nóg starczyło. 24'ka do orczyka na początku była lekko zmrożona, więc przyczepności było mniej niż więcej, ale na drugim zjeździe już było jak trzeba. No i King of the Hill, czyli trasy 13, 14, 15 i 16 prowadzące na północną część góry. Pomimo, że trafiliśmy tam dopiero koło 10, to wciąż było idealnie - 900 m verticala długim skrętem i na prawie pełnym gazie, uśmiech mi z gęby nie schodził przez cały zjazd! Z tras wartych polecenia urzekła mnie też czerwona 8'ka. Dosyć wąska, trochę "karkonoska" w profilu i odczuciach, i dająca furę frajdy z carvingowania. Na koniec dnia: niech 52 km w nogach i vmax=82 km/h (w końcu było jak i gdzie się puścić!) mówią same za siebie. Jeśli tylko ktoś z Was będzie miał taką okazję, to gorąco polecam ten ośrodek - idealnie wyprofilowane, zróżnicowane, a do tego (zwykle) szerokie trasy robią mega robotę! --- Dzień 4 (wtorek), Mölltaller + Ankogel Ponieważ było już miło, to teraz dla odmiany musi być tak sobie... Czwartego dnia wybraliśmy się na Mölltaller. W zasadzie to gdzie byśmy nie pojechali to by było źle, bo wszędzie miały być chmury i śnieg, ale liczyliśmy na to, że a nuż na lodowcu będzie - z uwagi na wysokość w m n.p.m. - nieco lepiej. Niestety, srogo się przeliczyliśmy. Pod wagonikiem byliśmy o 8:30, koło 9 byliśmy nad Eissee. A tam prawie wszystko zamknięte (łącznie z Panoramabahn, które według komunikatu miało kręcić). Śnieg kopny (gruba warstwa), widoczność licha (dlatego zdjęć brak), a do tego całkiem duży tłok, więc zjechaliśmy co było do zjechania (9, 10, 11, 12) i po krótkiej naradzie uznaliśmy, że trzeba stąd uciekać, bo gorzej być już na pewno nie będzie. A że w okolicy najbliżej jest Ankogel, to tam też się wybraliśmy A co nas czekało w Ankogel? Ano niespodzianka. Zajechaliśmy na miejsce chwilę po 13, i okazało się, że na miejscu warunki są zupełnie inne (lepsze!) niż na Mölltalerze. Przede wszystkim było tam całkowicie pusto (choć nie wiem, czy od rana tak, czy dopiero po południu ośrodek opustoszał), do tego śnieg też jakby mniej kopny niż na lodowcu. Do tego im dalej w dzień, tym coraz więcej przejaśnień! W skrócie: 1 i 1a rewelacyjne (zwłaszcza ta druga, bo i mniej zjeżdżona), podobnie 6'ka; kręciliśmy tam aż do samego zamknięcia naprawdę dobrze się bawiąc. Na dół zjechałem nieczynną 2'ką - dużo muld, mokry i ciężki śnieg, ale trasa przejezdna bez problemu. Podsumowując, Ankogel skojarzył mi się trochę z Kasprowym Wierchem na sterydach - podobne odczucia z jazdy i otaczającej przestrzeni i generalnie jazda na tak! Koniec końców wyszło prawie 30 km, z czego 12 "zmęczyliśmy" na Mölltalerze, a kolejne 18 - w nieco krótszym czasie - już w Ankogel, które zdecydowanie uratowało nam dzień. O lodowcu się nie wypowiem, bo zdecydowanie muszę dać mu drugą szansę w lepszych warunkach, za to Ankogel to rewelacyjny i nieco bardziej kameralny ośrodek, idealny na jeden dzień. Na plus wysokogórski klimat, na minus trochę upierdliwa gondolka na Hannoverhaus, na którą trzeba czasem poczekać - nie z uwagi na tłum (bo go nie ma), a fakt że jest raz na 7 minut. --- Dzień 5 (środa), Drei Zinnen (Dolomity) Na koniec wyjazdu, niespodzianka i szybki wypad w Dolomity, do 3 Zinnen. Dlaczego? Ano, bo prognozy były takie, że jeśli gdzieś, to właśnie tam jest szansa na złapanie odrobiny słońca na koniec wyjazdu. W Verschiaco meldujemy się o 8:30, szybciutko kupujemy karnety i jeszcze przed 9 jesteśmy pod szczytem Monte Elmo. Niebo zachmurzone, ale widoczność dobra; warunek śniegowy rewelacyjny. Przez pierwsze pół godziny jest jeszcze pusto, dopiero potem robi się ludniej, ale wciąż bez kolejek do wyciągów. Na początku zaliczyłem dwa zjazdy czarną 13'ką, pomimo tego, że dwa razy celowałem w dłuższy, czerwony wariant. No cóż, ostatnie czego się spodziewałem, to że zjazd na niego będzie tak schowany. Koniec końców oba warianty znajduję jako bardzo fajne: 1) czarny jest zdecydowanie bardziej wymagający i dający mocno popalić udom, choć w tak dobrym (wzorcowym!) warunku zjazd nim to sama przyjemność; z kolei 2) czerwony daje dużo więcej przestrzeni na wariactwa i oddanie się prędkości . Generalnie, trasy w górnej partii trzymały się dobrze aż do końca dnia, pomimo lekko plusowych temperatur i popadującego do południa śniegu. Na trasach nr. 11, 40 i 41 (przebicie w stronę Signaue) było jednak sporo gorzej - na ściankach były już całkiem spore odsypy, a im niżej tym bardziej cukrowaty był śnieg. Miałem nawet wątpliwości czy na 41'ka zawitał w ogóle ratrak, ale koniec końców wydaje mi się, że po prostu na co trudniejszych fragmentach to narciarze tak mocno zdegradowali stok. Niekwestionowaną gwiazdą dnia była na pewno trasa 5a, gdzie można było grzać ile fabryka dała i ciąć zakręty do woli, bez oglądania się na to czy w kogoś wjedziemy (bo nie było w kogo ). Dobrze się też trzymał czarny wariant trasy nr. 3; niestety czerwoną 10'kę zamknęli nam slalomiści. Na dodatek, oprócz okazji do rewelacyjnej zabawy (skorzystaliśmy również ze slalomu na 5b) w końcu zaczęła nam sprzyjać pogoda! "Gwiazda dnia": Na koniec dnia wróciliśmy na Monte Elmo, gdzie aż do godz. 16 tłukliśmy warianty trasy nr... 16 (przypadek? ) Koniec końców dzień oceniam jako rewelacyjny. Po pierwsze, w nogi weszło aż 56,6 km zjazdu (to chyba mój osobisty rekord; łącznie z wyciągami wyszło ciut ponad 100 km) oraz 11 200 m verticala. Po drugie, popołudniowe słońce i panorama na Dolomity znajduję bardzo miłym akcentem na koniec wyjazdu. Minusy? Na pewno cena karnetu, 74 euro za dzień jazdy to sporo. Malutkim minusem kładą sie też plusowe temperatury i dosyć szybka i mocna degradacja południowych stoków; na szczęście te o północnym nachyleniu nadrabiały! Pozdro, Rumcayz
    32 punktów
  2. W weekend dotarłem z rodziną do ośrodka Hinterstoder w Górnej Austrii. Nastroje przed wyjazdem średnie, z uwagi na to co dzieje się na wschód od Polski i w sumie z żoną rozważaliśmy odwołanie tej całej eskapady, ale ostatecznie z uwagi na dzieci, postanowiliśmy nie zmieniać planów. Nigdy nie jeździłem wcześniej w żadnym ON w Górnej Austrii i szczerze mówiąc, gdyby nie relacje z Pucharów Świata, pewnie nie zwróciłbym uwagi na nazwę Hinterstoder. Do tego tak się złożyło, że jeden z moich klientów pochodzi z okolicy i nas tutaj zaprosił. Ośrodek jest dla mnie dużym zaskoczeniem na plus - generalnie nastawiłem się na stosunkowo kompaktowy, jak na warunki Austriackie (40 km tras) ON położony stosunkowo blisko Polski (z Krakowa wyjechaliśmy 5:20 rano, a przed 12tą zameldowaliśmy się w miasteczku na dole. To co mnie zaskoczyło, to fantastyczne widoki na pasmo Totes Gebirge (czyli w dosłownym tłumaczeniu Góry Martwe - chodzi o brak roślinności) z najwyższym szczytem Grosser Priel (trochę ponad 2,5 tys mnpm) i trasy - niby nie ma ich mega dużo, ale są naprawdę fajne. Zdjęcia z chmurami z wczoraj - te bezchmurne z dzisiaj: Zwłaszcza osoby lepiej jeżdżące docenią ten ON, bo nawet niebieskie w wielu innych miejscach oznaczone byłyby raczej kolorem czerwonym, a niektóre czerwone, to takie raczej bordowe. Sztandarową trasą jest trasa Pucharu Świata sygnowana imieniem i nazwiskiem Mistrza Świata Hannesa Trinkla. Jest też trasa oznaczona Inferno - z nachyleniem 70% - nie powiem, zrobiła na mnie wrażenie. Mieszkamy na wysokości ponad 1400 mnpm w enklawie domków (niem. Huette), gdzie z miasteczka Hinterstoder dociera się płatną blisko 10 km drogą, na której zimą co do zasady obowiązuje nakaz zakładania łańcuchów na koła. Latem jest to też fajny podjazd rowerowy (co zresztą widać na folderach): Plusem mieszkania na tej wysokości i w tym miejscu jest to, że wychodząc na stok przed 9-tą rano (wyciągi ruszają 8:45), człowiek zastaje taki widok jak poniżej na zdjęciu. To tutaj znajduje się serce tego ośrodka, z jego głównym wyciągiem 6-os kanapą. Z boku jest jeszcze jedna gondola - znacznie mniej dzisiaj oblegana oraz 2-osobowe krzesło, które na górze "spotyka się" z tą 6-os kanapą i być może z powodu tego, że trochę się dubluje - było wyłączone. Jest też trochę orczyków, gdzie trenowały m.in. kluby, bo tam mają trasy treningowe: Z tej 6-os. kanapy - z górnej stacji można w zasadzie dostać się do każdej trasy tego ON. Powyżej znajdują jeszcze dwa orczyki, obsługujące bardzo fajne niebieskie trasy z piękną panoramą gór. To są najwyżej położone trasy tego ośrodka - na ok. 2 tys. mnpm: ON oczywiście nie jest dla tych co lubią mieć setki kilometrów tras w zanadrzu, w zasadzie przez cały dzień można zwiedzić każdą trasę; jest ich jednak mimo wszystko na tyle dużo, że i są na tyle fajne, że mnie to w zupełności odpowiada. Jest też niemały teren dla najmłodszych - nazywa się Sunny Land - jeżeli dorosły ma karnet to za 4 EUR extra dziennie, maluch ma tam wstęp. Jak widać na zdjęciach pogoda dopisuje. Cały tydzień ma być dość pogodny. Zaskoczyły mnie bardzo dobre warunki śniegowe - o ile na dole w miasteczku śniegu może nie ma turbo dużo - jakieś 20-30 cm, to tutaj na górze jest go blisko półtorej metra. Do tego wiele tras do pewnego momentu, a niektóre w zasadzie przez cały dzień - są w cieniu, przez co mimo nie jakiś ogromnych wysokości nad poziomem morza, jak na Austriackie warunki, to trasy są jak stół. Szybkie, zmrożone, twarde. Na koniec jeszcze taka panoramka:
    32 punktów
  3. Luty na Hintertuxie był mocno słoneczny i temperatury odpowiednie, większość dni na solidnym minusie. Były ostatnio ze trzy dni w chmurach, ale za to z opadem śniegu, którego zawsze chciałoby się więcej. Od wczoraj ponownie przeważnie słońce. Dzisiaj się wydawało, że cały dzień będzie bezchmurny Narciarzy średnio od 1500 do 7000 dziennie, czyli dało się jeździć całkiem swobodnie, zwłaszcza gdy często wybierałem się poza nartostrady. W gondoli między Sommerberg a Fernerhaus często byłem sam Na trasach zero lodu, albo twardo albo odsypy nie utrudniające jazdy. Krajobrazowo (widokowo) oczywiście pierwsza liga alpejską Osobiście wolę gdy niebo nie jest bezchmurne i takich dni nie brakowało Było kilka dni z ograniczoną widzialnością Na szczęście jest sporo rozstwionych tablic w newralgicznych miejscach Na dolną stację zaglądałem doś często Widok z Tuxa w kierunku Hintertuxa Domki koło Sommerbergu Nic mnie tak nie wnerwia jak niszczenie pięknego puchu, jak można robić to przede mną... Niszczenie sztruksu jest mi bardziej obojętne Nie ma to jak po opadzie brać się do roboty Pozdrawiam.
    31 punktów
  4. Dzień 3 Trzeci dzień to trzeci ośrodek, tym razem wybór pada na Sillian - ośrodek czynny od 8:30 i klasycznie jesteśmy jeszcze na chwile przed otwarciem. Łącznie czekających jest może 12 narciarzy i dwie osoby z obsługi. Dzisiaj do południa pochmurno, czasem słaby kontrast, ale da się jeździć. Rano ludzi jak na lekarstwo, około 10:00 dojechało trochę szkółek, ale jeździli bodjaże maks. do 13:00, bo nagle zniknęli. Trasy w ośrodku mają ekspozycję głównie wschodnią i północno wschodnią. Jedynie zjazd na sam dół jest na południe. Stąd pierwsze szusy wykonujemy właśnie na sam dół. Trasa jest przepiękna, pokręcona, z wieloma naturalnymi garbami. W głównej mierze położona w lesie, dopiero ostatni kilometr wyprowadza nas na łąki. W ośrodku są 3 krzesła z czego jedno wolne niewyprzęgane - Gadein. Sillian to dla mnie przykład jak należy budować ośrodki narciarskie. Tylko z jednego krzesła Thurntaler mamy 7-8 możliwości różnych kombinacji zjazdów trasami 1a, 2, 3, 4, 5 i 5a. Do tego dołożyć szybkie krzesło Auservillegraten i trasę nr 6 (6a była nieczynna) i nie sposób się nudzić przez cały dzień. Dodatkowo taki układ powoduje, że właściwie nie ma szans na tłok na trasie - nawet jakby były spore kolejki do kolejek. Widokowa trasa 1a poprowadzona granią. Przed 11:00 mały odpoczynek. Jak zwykle dopada nas syndrom trzeciego dnia, gdzie skumulowane zmęczenie daje o sobie znać. Ale wcinamy trochę kalorii i od razu humory się poprawiają:-) Jeden z najlepszych apfelstrudli jakie jadłem, a zwłaszcza sos waniliowy o konsystencji gęstej śmietany - pyszności. Do dostania w knajpce przy dolnej stacji krzesełka Auservillegraten. Do tego dochodzi przemiła obsługa no i najniższe ceny - niecałe 5 euro za porcję dolna stacja krzesełka Auservillegraten Końcówka trasy nr 6 Po południu już pełna lampa - po godz. 15:00 już zupełne pustki na stokach:-) Młody po 15:30 zmęczony rezygnuje z dalszej jazdy i wraca gondolką na sam dół. Ja robie jeszcze raz pętelke bubliną i jadę na nartach do stacji pośredniej, a później już gondolką na dół - jakby to @marboru powiedział "nogi bolo":-) Na tym zdjęciu widać fajnie różnicę pomiędzy zboczami z ekspozycją południową i północną:-) Jeszcze tylko małe zakupy w Lienzu. Chciałbym mieszkać w miejscu, gdzie nawet wychodząc z supermarketu ma się takie widoki:-) Dzień czwarty Rano szybkie pakowanie i pożegnanie z przemiłą właścicielką i jedziemy do ostatniego już ośrodka w naszym skisafari - St. Jakob im Defereggental. Jak zwykle jesteśmy na około 20 minut przed otwarciem, więc bez problemu parkujemy samochód w pobliżu gondolki. Mamy jeszcze chwile czasu na małe obfotografowanie okolicy Klasycznie już czekamy parę minut jako jedni z pierwszych na otwarcie wrót do raju:-) Dość krótka gondolka (niecałe 700m przewyższenia) wyprowadza nas do dolnej stacji krzesełka Mooserberg. I to krzesełko jest chyba jedyną wadą ośrodka:-) Niestety niewyprzęgane i podróż chwilę trwa, a przy nim są fajne trasy nr 1, 2 i 3. Początek czarnej trasy T Wjeżdżając na górę zauważamy, że krzesełka Weißspitzbahn są zdejmowane. Mocno nas to martwi, bo to kluczowa kolejka w tym ośrodku. No nic, na razie musimy sobie radzić i jeździmy trasami 2 i 3. Około 10:00 rusza krzesełko Weißspitzbahn więc jedziemy na tamtą stronę i katujemy trasy 7,8 i 9 O dziwo jazda tymi trasami nie jest zbyt fajna, z uwagi na dość mocny przeciwny wiatr, który na wypłaszczeniach powoduje mocne zwolnienia, a czasem prawie zatrzymania. Stąd wracamy z powrotem na wolne krzesełko i trasy 1 i 2. Przed 12:00 ponownie lądujemy na trasach 7, 8 i 9. Obserwujemy też jeżdżących na czarnych trasach przy nowym krzesełku Leppleskofelbahn. I w końcu też się skuszamy na te trasy. Są świetne, choć krótkie (około 1300m długości). No i na początkowej ściance przy 10-tce wychodzi trochę kamieni. po około 2h wracamy na trasy przy krzesełku Weißspitzbahn, wiatr ucichł i tam już jeździmy do końca dnia. Ludzi w ośrodku jest mało - poniżej zdjęcie z godziny 13:00. Około 14:00 zjeżdżamy ostatni raz i jedziemy czerwoną T na sam dół. Zamierzaliśmy zjeść w Eggenhutte, ale przejeżdżamy zjazd do niej i jedziemy na sam dół. No ale jeść trzeba więc w drodze powrotnej zatrzymujemy się w Matrei w klimatycznej knajpce Wirtshaus, gdzie wpada nam na talerze klasyka gatunku czyli TirolerGrostl Po jedzeniu wsiadamy do samochodu i wracamy do domu. Dojeżdżając do Salzburga obserwujemy ogromny korek mający minimum kilkanaście kilometrów - dobrze, że jedziemy w przeciwnym kierunku. Cała podróż przebiega bezproblemowo, choć od Salzburga do okolic Sankt Polten ruch jest bardzo duży. W domu meldujemy się tuż po 2:00 w nocy zmęczeni, ale szczęśliwi. Podsumowując wyjazd bardzo udany, nie sądziłem, że w sezonie uda się pojeździć praktycznie bez kolejek. Właściwie każdy z tych ośrodków jest warty odwiedzenia i zapewne zawitam do nich jeszcze nie raz. Najsłabsze wrażenia mamy z Heiligenblut, ale w odbiorze tego ośrodka nawarstwiło się kilka rzeczy: głównie zmęczenie całonocną podróżą, temperatura i położenie stoków. Na pewno będę chciał tam wrócić w bardziej mroźnej aurze. Za najlepsze uważamy Sillian i Kals, choć St Jakob też absolutnie warto odwiedzić.
    29 punktów
  5. Czy warto jechać na narty latem, pewnie ilu narciarzy tyle opini. Jednak moim zdaniem warto. Nie ma tłoku, dla mnie to jeden z ważnych argumentów. Dużo słońca jak się trafi z pogodą, choć wyjeźdżałem z myślą o jeździe w deszczu i burzami. A miałem dwa dni naprawdę ładnej pogody. Jutro to już raczej o dobrej pogodzie mogę tylko śnić. Wyjechałem z myślą o jeździe po trasach, ale zabrałem narty na miękki śnieg i tak bez sensu sprzęt skiturowy, miejsce w aucie było, to co mam sobie żałować. Za Monachium zamiast na Kufstein zjeżdżam z 8 na Holzkirchen i 318 oraz 307 kieruję sìe na Achenwald. Po drodze zachaczam o Tegernsse. Moim zdaniem bardzo ładne jezioro i piekna panorama na góry. Hintertux wita letnią pogodą, na dole lato w pełni Ale widać, że góra jeszcze daje radę jeśli chodzi o warunki narciarskie Im wyżej tym lepiej, na Sommerbergalm czuje się już powiew zimy warunki mieszkaniowe na 2660 m bardzo dobre Wreszcie w punkcie docelowym, na właśiwym miejscu... Niestety w wysokich górach problemy z internetem dokuczają, może w nocy będzie lepiej. Pozdrawiam serdecznie.
    29 punktów
  6. PIEKŁO NA STELVIO 48 zakrętów, ca. 1850m przewyższenia przy średnim nachyleniu 7,4% na odcinku 24km od Prato allo Stelvio (Prad am Stilfserjoch) – taką trasę wybraliśmy, jest jedną z trzech wariantów podjazdu – prawdziwe PIEKŁO KOLARZY. To był kolejny dzień po rozgrzewce, nasz drugi dzień pobytu w Alpach. „Ta góra jest chora” – powiedział do mnie kolega od żółtej szosy. Ja popłakałam się jak byłam już na szczycie. Wspinaczka zajęła mi jakieś 7,5h łącznie z postojami. Spore rozczarowanie spotkało mnie już na początku wspinaczki, kiedy zorientowałam się, że nie mam już lżejszego biegu 😄 (tarcze:46/30, kaseta:11-34). To był mój pierwszy pobyt w górach na rowerze. Pierwszy raz jeździłam na takiej wysokości i nie spodziewałam się, że jestem AŻ tak słaba ! Nie byłam w stanie utrzymać koła grupki niemieckich turystów w czerwonych koszulach..hehe, już na samym początku podjazdu – na pierwszej serpentynie z numerem 48. Trasę można podzielić z grubsza na dwa etapy – odcinek o mniejszym nachyleniu w lesie i odcinek poza lasem gdzie zaczyna się R Z E Ź. O ile w lesie każdy jeszcze wygląda jako tako, to z biegiem redukcji ilości zakrętów (numeracja maleje od podstawy podjazdu do szczytu) lwia część uczestników tego szalonego czynu zaczyna przypominać rozgrzany piec. Każdy wylewa siódme poty, każdy uprawia trening mentalny - prawdziwą walkę ze samym sobą i z tą piekielną górą. Dla mnie najtrudniejszy był odcinek w lesie. Człowiek nie widzi końca a zakręty mijają bardzo wolno z uwagi na długie odcinki drogi po między nimi. Niby nie widzisz nachylenia, niby jest niewielkie, a jednak płuca się wypluwa. Zresztą, zobaczcie sami jak to wygląda: Jednak im wyżej tym częściej drzewa ustępują i pojawiają się takie momenty: Wyjechałam z lasu i to był moment pierwszego wzruszenia – tak, jest !!! Widzę już szczyt. Mam nawet zdjęcie z tego miejsca – to była piękna chwila !!! Telefon mówi, że zdjęcie zostało wykonane o 13:48, wiec zostało mi jeszcze około 2h wspinaczki, gdzie procent nachylenia wynosił 8-12%. Jest już coraz wyżej i brak tlenu daje się mocno we znaki. Zdecydowana większość rowerzystów pozdrawia się nawzajem i wspiera się na tej morderczej trasie. Jak już byłam trochę wyżej i widziałam dokładnie wszystkie curviątka, które prowadzą na szczyt – wiem, bo je wtedy policzyłam ! Zobaczcie, jednak nie wszyscy wyglądali jak piece. Byli tacy, którzy prezentowali się niczym Vincenzo Nibali na Giro :-D: Trasa ponad lasem jest trudniejsza. Są dużo większe przewyższenia i ekspozycja słoneczna, nie ma się gdzie schować. Jest naprawdę gorąco. Pokonywanie kolejnych serpentyn idzie jednak sprawniej, odcinki pomiędzy nimi są krótsze. Zdecydowanie wolę tą formę wspinaczki. Jednak nadal się bardzo ciężko. Pamiętam jak, stanęłam na jednym z zakrętów , spojrzałam w górę i pomyślałam – „o jprdl, przecież to nie jest możliwe, żeby tam podjechać” – jedna z serpenty wisiała mi dosłownie nad głową :-D. Na szczęście można było zatrzymać się na chwilkę pod pretekstem wykonania dokumentacji fotograficznej hehe. Widoki zapierały dech w piersiach: Wreszcie byłam coraz bliżej szczytu. Tak sytuacja przedstawia się tuż tuż prze końcem (acha, tam gdzie widać pasmo drogi które zawija się za zboczem wypada mniej więcej 2/3 podjazd, licząc od dołu – czyli najdłuższego odcinka leśnego po prostu nie widać) : Na szczycie czekał na mnie kolega od żółtej szosy: Wjechaliśmy razem, ale w innym czasie. On wyprzedził mnie o jakieś 1,5h, a ma dużo twardsze przełożenie. Szacun dla niego, bo połowę podjazdu zrobił stojąc na pedałach. To jest widok ze szczytu najbardziej stromej części podjazdu: Zdobycie szczytu tej przełęczy, a w szczególności emocji, które temu towarzyszą, atmosfery morderczego podjazdu, a także wsparcia innych rowerzystów, motocyklistów oraz kierowców samochodów osobowych nie da się opisać – wszyscy kibicują !!! Na każdym kroku widzisz podniesione kciuki i słyszysz dopingujące klaksony. Coś niesamowitego !!! Jak wreszcie zakończyłam już wspinaczkę i byłam na szczycie, to zachowywałam się tak jak Mark Cavendish, który w tym roku wygrał swój pierwszy etap na TdF. Łzy szczęścia i niedowierzanie, że to mi się udało !!!!! Miałam też wrażenie, ze gratulacje spływają do mnie z całego świata (chociaż były to smsy od najbliższego grona znajomych ). O pracy mentalnej, którą wykonałam w czasie podjazdu mogłabym założyć chyba osobny watek na skionline O Stelvio dowiedziałam się dwa miesiące przed wyjazdem, od koleżanki. Wpisałam wtedy nazwę do Googla i już wiedziałam, że chcę tam pojechać. Wszystko zaczęło się od zakupu nowego roweru pod koniec zeszłego roku. Potem włączyłam przez przypadek Eurosport i natknęłam się na któryś z początkowych etapów Giro – no i poszło….. Teraz planuje zakup szosy. Chciałabym pokonać Stelvio właśnie na szosie, tak jak robi to Grande Giro. To moje kolejne marzenie. Mogę Was zapewnić, że było bardzo ciężko, ale życzę Wam wszystkim, abyście choć raz w życiu pokonali tą przełęcz. Po wyczerpującej wspinaczce czekał mnie jeszcze bajeczny, lecz ekstremalny zjazd. Wybraliśmy wariant przez Szwajcarię, zamykając trasę w pętlę. Strona Szwajcarska wygląda tak: Wyjechaliśmy z domu o 8:30, około 9:00 zaczęliśmy się wspinać. Ja ukończyłam walkę o 16:15, kolega o 15:00. Zjazd zajął nam około godziny. W domu byliśmy w okolicach 9:30. Zmęczeni, ale bardzo szczęśliwi :))) Dziękuję za uwagę 🙂 Do następnego razu !!
    29 punktów
  7. Pandemiczna Biała Szkoła Jak sygnalizowałam już przy kilku okazjach, w okresie 8-15.01.2022 udało nam się wyjechać na Białą Szkołę do Val di Fiemme. Mieliśmy za sobą już jeden taki wyjazd zorganizowany w styczniu 2020. Po raz kolejny skorzystaliśmy z usług BP Wygoda Travel z Krakowa. Akcja zapisów ruszyła w październiku. W opisie wyjazdu musieliśmy zawrzeć szczepienie jako warunek konieczny uczestnictwa. Z bijącym sercem wcisnęłam ‘wyślij” i poszło to do prawie 200 adresatów. W zaledwie kilka dni osiągnęliśmy zakładaną maksymalną liczbę 50 uczestników, a zgłoszenia wciąż napływały. Po kilku rozmowach z BP udało się znaleźć drugi hotel w Val di Fiemme, który przyjmie kolejne osoby. Ostatecznie uformowała się grupa 67 licealistów, którym towarzyszyło 5 nauczycieli. BP zapewniło kadrę 7 instruktorów. Ostatnie tygodnie przed wyjazdem były dla mnie jako kierownika wyjazdu emocjonalnym rollercoasterem. Coraz trudniejsza sytuacja covidowa, pojawienie się Omikrona, zmiana zasad wjazdu do IT, lokalne obostrzenia – wszystko to musiałam komunikować Rodzicom, sporządzać szczegółowe instrukcje, wynajdować kody rabatowe na testy antygenowe. Do tego ubezpieczenia od rezygnacji, od zachorowania… Było to niemałe wyzwanie organizacyjne i ogrom pracy. Miałam wrażenie, że do mojego półtora etatu nauczycielskiego doszedł kolejny – prowadzenie szkolnego biura podróży. W sobotę, 08.01, od godzin popołudniowych zaczęły spływać wiadomości „Proszę Pani, wynik negatywny, jedziemy!”. Z wyjazdu odpadła nam jedna osoba, o której pozytywnym wyniku wiedzieliśmy już wcześniej. Pozostałe 66 stawiło się na odprawę w kompletem dokumentów (test, PLF, etc). Tetris z bagaży i sprzętu został zapakowany i ruszyliśmy. Cały wyjazd to była bajka. Dopisało wszystko – rewelacyjna pogoda, minimalne obłożenie stoków. Młodzi ludzie mieli okazję doskonalić swoją technikę i pracować nad złymi nawykami. Mnie szczególnie cieszyło obserwowanie grupy zerowej, niesamowite jaki progres można zrobić pod okiem instruktora w zaledwie pięć dni. Momentem grozy był niewątpliwie wypadek jednego z uczniów jeżdżących na snowboardzie, konieczność transportu helikopterem do szpitala w Bolzano, (nie)przyjemność mojej wizyty w tymże, rozmowa z lekarzem, rozmowy z Rodzicami, konieczność podjęcia szybkich decyzji. To był chyba jedyny ciemny punkt naszej wyprawy. Cała reszta była tak piękna, że aż nierealna po tych dwóch dziwnych latach izolacji społeczności szkolnej, siedzenia w domu i tzw.nauki zdalnej. Wiele osób powiedziało wprost, że był to ich najlepszy w życiu szkolny wyjazd i przez ten tydzień stało się w ich życiu więcej niż przez całe liceum, a niektórzy są już w nim trzeci rok. Bo co może być lepsze niż kombinacja jednego z najpiękniejszych zimowych sportów uprawianego w idealnych warunkach z byciem młodzieży razem, ze sobą, tak po prostu. Otrzymałam też ogrom podziękowań od rodziców, przede wszystkim za determinację w organizacji tego wyjazdu, ale też za to jak uszczęśliwił ich dzieci. Czy było to warte czasu i wysiłku? Zdecydowanie TAK!
    28 punktów
  8. Cześć! Witam po dłuższej przerwie i jest mi bardzo miło, że nie zostałem zapomniany. 😇 Przede wszystkim baaardzo dziękuję za doping i wsparcie, to się czuje! Dziękuję też za dopingowanie na trasie Krzyśkowi i Mariuszowi (mój wspaniały trener). MRDP to najtrudniejszy ultramaraton w Polsce, do tego mieliśmy wyjątkowo paskudna pogodę - 7 dni w deszczu, a jak już nie lało, to było zimno. Wyobraźcie sobie, że kawałek przed Podhalem zobaczyłem przymrozek nad ranem! Szron, pozamarzane szyby w samochodach, po prostu szok! Swoje dołożył jeszcze wiatr, zwłaszcza w końcówce. Sam nie wiem jak to możliwe, żeby mając w nogach blisko 2700 km w ciągu niecałych 28 godzin, jadąc w deszczu i pod silny wiatr, zrobić ok 540 km. Zyskałem spore uznanie nawet wśród czołowych zawodników. 😇 Odpowiadając na pytanie "czemu zawodnicy jeszcze jadą, skoro limit czasu się skończył". Dla niektórych samo przejechanie trasy jest sporym wyzwaniem i dojechanie nawet po limicie da sporo satysfakcji. Inni, którzy nie dotarli na czas, przeszli w "tryb turystyczny" - trasa jest bardzo malownicza. Do tego ta ciągła zmiana klimatów - najpierw morze, za chwilę Mazury, Bieszczadu, Tatry itd. Mi się udało, dojechałem w limicie w czasie 9 dni 22 godziny i 38 minut. Przy okazji w całym cyklu 4xMRDP (Zachód, Góry, Wschód i cała pętla MRDP) zająłem 3 miejsce. Taki mały sukces na zakończenie moich startów. Tyle na razie, dopiero dochodzę do siebie. Jestem cały popuchnięty i ze sporym deficytem snu. Czasem słabo kontaktuje... 😉 Jak macie pytania, to chętnie odpowiem i poopowiadam. Ale potrzebuję kilku dni na powrót do normalności. Jeszcze raz bardzo dziękuję i serdecznie pozdrawiam wszystkich na Forum.
    28 punktów
  9. Sezon jest naprawdę wyjątkowy i 6 marca w zasadzie nie ma za bardzo gdzie w Polsce pojeździć. Żeby pozjeżdżać w większym ośrodku, na większości dostępnych tras ostał się chyba tylko lodowiec białczański. Prognozy na ten tydzień pokazują, że najlepiej będzie skoczyć na narty w piątek i sobotę. Układ miałem taki, że dla mnie najlepsza była środa, tak więc podjąłem wyzwanie, mimo, że wiedziałem że na mróz nie ma co liczyć i będzie typowo wiosennie. Przegląd kamerek dzień wcześniej również wielkiego entuzjazmu nie wywoływał. No ale nie ma cudów, cieszmy się z tego co jest. Od razu mogę zaspoilerować, że jest co najwyżej tak sobie, a miejscami jest naprawdę słabo. Zaparkowałem na Remiaszowie kilka minut po 9 rano. Na parkingu góra 10 samochodów, po chwili dojechał autokar z gromadą dzieciaków. Początkowo przywitało mnie nawet słońce. Trasy od początku oczywiście miękkie, na Remiaszowie trochę przetarć, ale jest przyzwoicie. Bywalcy Białki jednak wiedzą, że aby się przenieść w kierunku Kotelnicy, trzeba się z Remiaszowa przemieścić trasą 10a, a ten łącznik jest akurat zamknięty, bo wygląda aktualnie tak: Trzeba więc narty wziąć w łapki i pokornie się przespacerować. Gdy tak spacerowałem, jakiś nieustraszony snowboardzista postanowił jednak że „potrzymaj mi piwo, ja nie przejadę?”. No i ruszył przez to bagno z rozpędu. Deska zatrzymała się po 2 metrach i facet wylądował centralnie twarzą w błocie. Niepowodzenie. Dalej w kierunku Kotelnicy jest trasa nr 9 wzdłuż pomarańczowej kanapy i tam jest aktualnie największy dramat. Dopuszczona jest do ruchu chyba tylko po to żeby się przemieścić na Remiaszów i Kaniówkę. Dzisiaj raczej nie widziała ratraka, co wcale nie dziwi, bo wyciągnąłby pewnie na wierzch jeszcze więcej błota. Tak więc jest bardzo wąsko, trasa degraduje się w związku z tym bardzo szybko, a na samym końcu mamy slalom pomiędzy siatkami, które zasłaniają błoto. Wyboru jednak nie ma, jeśli chcemy wrócić na Remiaszów i tak trzeba przez błoto/kałuże przejechać. Najbardziej płaska w ośrodku trasa wzdłuż Pasieka Ekspress również mocno pozwężana i z licznymi przecierkami. Legendarna ściana śmierci czyli trasa 6 i 6a w dobrym stanie, z dużą ilością śniegu. Największym zaskoczeniem była jednak dla mnie najdłuższa w ośrodku trasa na Kotelnicy. W centralnym miejscu wygląda tak: Mamy jedynie bardzo wąski przejazd (2-3 metry) z lewej strony zdjęcia i objazd od strony FISu (FIS w niezłym stanie). Bywałem w Białce wielokrotnie po sezonie, zdarzało mi się również jeździć w kwietniu i nigdy stan tras nie był nawet zbliżony do tego co widziałem dzisiaj w wielu miejscach. Nie znaczy to, że się oburzam na właścicieli. Jest jak jest, mamy dopiero początek marca, normalnie do końca sezonu jest jeszcze około miesiąc. Chętnych do jazdy nie brakuje, bo co prawda było dzisiaj luźno i w zasadzie przy każdym krześle szło na bieżąco (jedynie na Kotelnicy około 11 chwilowy zator), ale w całym ośrodku absolutnie nie czuje się pustek. Tak więc górale robią co mogą żeby chętni mieli gdzie jeździć. Jestem jednak pewny, że gdyby to był powiedzmy 25 marca, to ogłoszono by koniec sezonu. Odwiedziłem świeżo wybudowaną Karcmę Bania, no i jest grubo. Gdyby coś takiego postawili w Ischgl, wstydu by nie było. Postanowiłem wypróbować jakieś bardziej odpowiadające warunkom narty z mega full wypas wypożyczalni, bo czułem, że moje Ispeedy nie bardzo tu pasują. Padło na Volkle Deacony 80 lub 84 i faktycznie było lepiej. Najlepiej byłoby jednak gdybym poprawił technikę, bo szybko dzisiaj poczułem nogi:) Najlepsze warunki znalazłem dzisiaj na Kaniówce. Jeździło tam mało ludzi i było naprawdę bardzo fajnie. Zrobiłem tam chyba z 8 zjazdów, wróciłem na Banię, oddałem narty i o 15 zebrałem się do domu. Wyjazdu nie żałuję, bo jednak wyjeździłem się nieźle. Jeśli jednak planujecie wybrać się na pogodę w piątek lub sobotę i na ten pomysł wpadnie jeszcze kilka tysięcy ludzi (wyboru przecież w Polsce nie ma), to przy obecnych warunkach może być ciężko. Nawet jeżeli przymrozi w nocy. Nie wierzę, żeby do weekendu poprawiono drastycznie stan stoków, bo w wielu miejscach potrzeba naprawdę solidnego dośnieżenia. Zresztą jeśli szefostwo ośrodka chce jeszcze kręcić z 2-3 tygodnie, to trzeba podejść do dośnieżenia z sercem. W sumie jednak, jak buduje się coś takiego jak Karcma Bania, to chyba ich stać😊 Jeszcze jednak uwaga. Białka ma ważną przewagę nad Szczyrkiem w takich warunkach. W Szczyrku gdy nie ma śniegu wyłażą kamyczki, kamienie i kamulce i sprzęt jest w zagrożeniu. W Białce wyłazi ziemia i naprawdę trzeba mieć sporo pecha żeby uszkodzić sobie narty. Szutrówki więc raczej nie są potrzebne. I druga uwaga. Jak wyjeżdżałem solidnie padał śnieg. Może to uratuje sytuację?:)
    27 punktów
  10. To ja dołożę jeszcze wieczorną z żoną na Czantori. Wprawdzie zjechała tylko 3 razy ... bo zimno ale grzecznie poczekała na mnie w barze a ja sobie troszkę w palnik dałem bo warunki .... no wiecie 😅
    27 punktów
  11. Tortury w Hochkonig Cóż za intensywny dzień był dzisiaj? Ile musiałem znieść i z iloma tysiącami kalorii miałem doczynienia...istna tortura. Działo się wiele. Były oczywiście narty, była oczywiście piękna pogoda, atrakcje i powrót do hotelu po wielu przygodach dopiero po 21:30. Coś co jednak mnie pokonało dzisiaj, to jedzenie. Wielu z Was napewno powie, napisze - co ten marboru opowiada, już mu całkiem odbiło z tego luksusu...a tu, nie ma co się śmiać. Całkiem na serio i poważnie...to nie jest łatwe dla kogoś, kto nie potrafi sobie odpuścić, odmówić. Kilogramy przybywają choć po czterdziestce nie łatwo się ich potem pozbyć. Też macie taki problem? Ja mam i jestem z tego powodu bardzo niezadowolony. Ruszamy na stoki punktualnie o 9. Na dole mgła, a po wjechaniu pierwszą gondolą, na górę, zupełnie inna bajka. I tu znowu ból...zdjęcia. Kolejna moja mania, bo mało zdjęć robić nie umiem, robię zawsze dużo. Wiecie ile razy trzeba zdjąć rękawice, ile razy odsunąć suwak kieszeni? Ile to czasu? Dużo. Na tyle wiele, że odmówił współpracy zamek błyskawiczny i się wziął i rozjechał 😞 Czy to nie kolejna tortura? No tak... Ja na sztruksie, a w domu? A w domu płacz. Mówi przesyłaj zdjęcia, a potem co? Tragedia! Lament... - ja też chcę w Alpy...a Ty to jesteś świnia i jak wrócisz, to przez miesiąc na mopie będziesz jeździł w domu. A ja przecież niewinny i tyle kresek z mapy musiałem dzisiaj zaliczyć: I tak całe życie dylematy. Jechać, czy poddawać się torturom z każdej strony? A może odpuścić przy kolejnej sposobności? Ale, że najbliższa osoba tak...prawie bohatera 😉 ...a niech ją tak tysiące armat schłodzą 😀 Nie, nie ma co...bo jakby rzeczywiście się tak stało, to przyszłoby mi pewnie sprzątać nie miesiąc, ale pewnie i rok. Nie tylko nowy dom, ale też pewnie i ten stary, co do dobrych ludzi pójdzie. Wysłałem zdjęcie poniższe i? Odpisuje Paula: - byłam tam siku w tej chacie. Kobiety, to jednak pamiętliwe są. I w życiu, i na nartach...lepiej zawsze na górze być. Bo można zawsze zjechać, i do słoneczka bliżej. Wyciągnąć się też lepiej niż na nartach człapać pod górę. Człowiek zawsze mniej się umorduje 😉 i na sztruks załapie. I zaraz radość jest! 😀 Na nogach dzisiaj nareszcie narty, a nie jakieś tam piórka do niby freeridów. Prawda jest taka, że w dół na skiturach, to człowiek się bardziej umorduje niż na tym podejściu. A slalomka, to przecież wszechstronna deska. Szczyty też można zdobywać. No i z jazdy dużo większa przyjemność. Udawać prawdziwego narciarza nie trzeba, bo skręty wychodzą całkiem normalnie, a nie rozpaczliwe. Tylko te tłumy na tych trasach ośrodków narciarskich...to jest zawsze pewien proble. A w SkiAmade, to niebywały problem. Jest alternatywa, bo jak rzeczywiście tyle ludzi - można do knajpy podjechać. Albo do kościoła, jak kto woli? Patrzę, patrzę i jakbym Jaworzynę widział 😀 No to tam jadę! Oj przydało by nam się kilka takich "Jaworzyn" w Polsce! Z takimi trasami... ...i widokami. Ooo znajoma twarz przemknęła 😉 No to ją gonię po czarnej 1ce! Choć z kamerą - szybki! Na dole dopiero dopadłem! Spowalniam na stare lata. Jak to mówią na południu kraju: trasa marzenie. W Radomiu, na taką szeroką, długą mówi się potocznie: locha 😀 W królewskim ośrodku takie dominują, dlatego my radomianie go lubimy. Hochkonig King! W oddali, po horyzont...góry. Za dużo tu tego i zdecydowanie większość powinna być przeniesiona do nas, na Mazowsze...apeluję o taki narciarski "nowy ład". Przy okazji trochę wyciągów też byśmy wzięli w ramach poprawki, albo innego rozporządzenia. I tak niepostrzeżenie w czasie naszej sielanki rozpoczęły się wspomniane na początku niniejszego posta, tortury. Restaurant niepozorny. Wszystko marketingowo ładnie, pięknie. I ładnie, i lekko...smacznie. To tak samo jak z narkotykami: spróbuje się raz, to potem trudno odmówić. Podobno - sam nigdy specyfików od Pablo Escobara, bądź innego Chapo nie brałem. Zjedliśmy i nie zdając sobie sprawy z tego co się dzieje powędrowaliśmy do kolejnej knajpy na dalszy ciąg. Ciepło, miło, przyjemnie...i kolejna dawka. I poczułem się jak Król. Syty. 😀 I znów te tłumy 😉 Szusujemy już nosem... ...ku kolejnym kaloriom, które przywołują zapachem z oddali. Jeszcze nieświadomi tego, że to dopiero początek kulinarnej tortury. Nagrywamy materiał na żywo i w kulisach wychodzi jak wszechstronną i znakomitą nartą jest deska na S, z kraju na S. Slalomka wiadomo, dobra do wszystkiego...już pisałem przecież 😀 Deserek, to takie niewinne słowo. Ooo i jaki ładny, i duży... Tak. Po tym poczuliśmy się jak bokserzy wagi ciężkiej po pierwszym nogdałnie. Grzecznie więc pojechaliśmy do hotelu... Maria Alm - ostatni zjazd. Chwilę tylko dane było odpocząć. Podstępni kulinarianie wywieźli nas... ...traktorem: Na kolejną mega rundę z paszą 😮 Prawie do stodoły. No i dali... Runda 4: "Stodoła" w środku: Do herbaty ładny, zachęcający do skosztowania cukier na patyku... ...runda 5, przeleciała lekko. W 6 starciu poleciałem na deski... Nokałt i koniec walki nastąpił przy 7ce. Tortury się skończyły... ...karetka mimo słabego zdrowia po przegranej walce nie odwiozła do miejsca spoczynku. Trzeba było wykrzesać z siebie resztki sił i ruszyć samemu. Na sankach w dół! 😀 Tych, którzy dobrnęli do końca tej dziwnej opowieści serdecznie pozdrawiam i przesyłam ostatni widok, adekwatny do pory tworzenia niniejszych słów. marboru
    27 punktów
  12. Powrót do królewskiego ośrodka. Ten sezon narciarski jest dla mnie inny niż wszystkie. Po pierwsze, budowa. To w moim życiu przyśpieszyło i realizacja marzenia o mieszkaniu na wsi przykryła wszystkie inne rzeczy. Nawet narty? Czy to możliwe? Pewnie nie byłoby to takie oczywiste gdyby nie "po drugie" - choroba. Nie COVID, ale przewlekłe, ciągnące się w czasie kłopoty. Na szczęście wyniki badań się poprawiły na tyle, że dostałem zielone światło od Pani Doktor na uprawianie sportu. Sezon rozpoczęty późno (do tej pory 4 dni na lokalnych ośrodkach, bliskich Radomia) ale dosyć ciekawie, bo aktualnie w podróży razem z @JC. SkiAmade!!! W ostatnim roku przed pandemią miałem okazję zwiedzić ten region razem z Paulą (poszukajcie wpisów 😉). Teraz będę podążał swoimi śladami i z całą pewnością będzie również ciekawie. Jak to się zaczęło? Telefon od Jacka... - jedziesz? - jasne, że jadę! Potem chwila refleksji...budowa, sprzedaż starego domu - czy ja to ogarnę przed wyjazdem, czy zdążę? Masakra. Na szczęście, przy pomocy bliskich, przyjaciół wszystko się udało. Dzień przed podróżą fachowcy od schodów skończyli swoją robotę, przekazałem klucze elektrykom - jedna sprawa ogarnięta. Druga? Sprzedaż domu i dokumenty do kredytu dla nabywców. Wykonałem kilka telefonów z olbrzymią prośbą o przyśpieszenie spraw w Urzędzie Miejskim i udało się wszystkie odebrać. Umowa przedwstępna podpisana o 20:30...pakowanie, pobudka o 3 i jazda do Bielska. Jestem punktualnie tak jak się umawiałem z JC. Szybkie przepakowanie aut i w drogę. Mogę nareszcie odsapnąć. Przejazd przez wszystkie granice bez problemu. W Austrii raz śnieg, raz bez śniegu, zielono na polach. Im bliżej Alp, tym więcej chmur, im więcej chmur, to zaczęło też walić śniegiem. Autostrady raz czarne, raz białe. Taki kogiel-mogiel. Przejazd do Maria Alm i przełęcz, to wręcz armagedon białego. Jak później się okazało spadło blisko metr śniegu. Do hotelu docieramy szczęśliwie. Jest ciekawie. Wygląda na to, że standard jest bardzo ok. Tylko co na dachu robi przyczepa kampingowa? Jak się później okazało, to tylko sauna 😀 Pokoju nie dostałem takiego wypasionego jak inicjator tej wyprawy, ale jest równie dobrze. Cóż, że nie mam prywatnej narciarni...to Jacek musi gościć u siebie moje buty 😀 Kiedy ja je odświeżałem? Niech się zastanowię... Hotel dla gości +21 lat. Spokój cisza i luźna atmosfera - pasuje. Co bardzo ciekawe pod prysznicem dwa szampony - jeden dla nart, drugi dla rowerów. Ryzykuję i myję się tym dla dech. Żyję i resztka siwych włosów nie wypadła, jest dobrze! W barze jakoś pusto... ...ale początkujący influenser na stanowisku i pracuje 😀 Wieczór, to oczywiście miłe spotkanie biznesowe zapoznawcze i plany. Ja wolę oczywiście tą drugą stronę medalu - narty. W planie na początek? Zgadnijcie... Powrót do królewskiego ośrodka i? Skitury 😮 Kocham 😉 😀 Cóż? Dzień dzisiejszy. Początek smaczny. A potem? Krótka jazda autem - mniej więcej na środek ośrodka. Spotkanie z Krisem naszym przewodnikiem. Dobór nart dla mnie i... w górę! Ociągam się 😉 a tak naprawdę sił brak. Choroba zrobiła swoje 😞 Początek mamy prosty, bo po wyratrakowanej trasie saneczkowej 😮 Podchodzimy wyżej i odsłaniają się widoki. Pogoda walczy o błękitne niebo. Docieramy do górnej "stacji" saneczkowej oraz restauracji, w której będziemy jeść po turze. Ja akurat krem czosnkowy. Po prostu lubię dobrze pachnieć 😀 Idziemy dalej, ale ciąg dalszy naszej przygody, już w lesie, w kopnym śniegu. Ciuchy zjazdowe, do takiego typu narciarstwa są średnie. Cóż zrobić? Nie mam innych. Wychodzi słonko - są też klimaty Mordoru. W oddali czarno i tylko oka Saurona brakuje. Linię mamy ładną na podejściu. Styl gąsek 😉 Ci co mnie czytają wiedzą jak kocham tury... ...no ale obcowanie w górach z przyrodą, to dla mnie bajka. Cóż, że na nogach nie mam SL, bądź GS 😀 Jest pięknie i ryjek się cieszy! ...całkiem bym zapomniał. Sunęłem dzisiaj na czymś takim: Marboru...inni mówią na mnie Boruta...zła Boruta... więc co? Po wertikalu 666 metrów pora na zjazd. Fajnie 😮 Jest ciepło, śnieg się zsiadł...będzie pół metra pod nartą, ciężkiego, nieubitego białego...w dodatku między drzewami. Bajka! Raz kozie śmierć - jadę! Nic innego zrobić nie mogę... Co się okazuje? 1. Jazda free tylko na filmach jest fajna, w rzeczywistości to ciężka orka. 2. Wolę podchodzić... 3. ...ale w butach latem. 4. Trasy ze sztruksem są super! 5. Zaliczam tylko jedną glebę, @JC, trzy... 6. Nasz przewodnik nie zalicza gleby. Dzień pierwszy super! Żyję 😀 Kocham góry! Zakwasy są...ale nastąpiła po powrocie do hotelu próba regeneracji nóg. Udana. Jutro ruszamy na trasy...dokładnie tam gdzie pokazuję 😀 Będzie fajnie, bo fajna była również kolacja! Po wczorajszej chińszczyźnie, shusi nareszcie coś dla normalnych ludzi. Kalorie uzupełnione. I deserek 😀 ...a co? Trzeba o siebie dbać! I tak oto dobiega koniec pierwszego dnia. Komputer szwankuje, na szczęście telefon działa. Wyglądajcie relacji jutro! Pozdrawiam marboru
    27 punktów
  13. Jak się czegoś bardzo chce, to można… Wraz z grupą niemalże 70 licealistów pozdrawiamy z Białej Szkoły w Val di Fiemme 🌞⛷❤️ Jest pusto i baaaardzo słonecznie, po prostu idealnie.
    27 punktów
  14. CG teraz, -1C, słoneczko, czynne krzeslo Żmija i czerwona D. Puuuustki!!!. Jest zimowo🙂
    26 punktów
  15. Kasina dzisiaj temperatura ok. -3 rano troszkę chmur później pojawiło się słońce. Stok zmrożony, równy i twardy. Ludzi umiarkowanie dużo, bez kolejek na stoku luz. Jako że dziś mam urodziny to dostałem karnet za 1zł więc jazda za darmo. Pozdrawiam
    26 punktów
  16. Dzień 3 W sobotę chyba najsłabsze - większość dnia pochmurno i całkiem sporo ludzi. Parking dla autobusów praktycznie zapełniony na full - głównie Chorwaci. Po południu słoneczko przebija się nieśmiało. Na koniec dnia klasycznie zjeżdżamy trasą 80ką Dzień 4. Ostatni dzień, szybkie pakowanie, pożegnanie z przesympatyczną właścicielką i wymeldowujemy się z kwatery. Dzisiejszy dzień pogodowo zapowiada się na petardę. Trochę obawiam się tłumów, jest niedziela, piękna pogoda, dodatkowo w wielu krajach rozpoczynają się ferie zimowe. W odróżnieniu od poprzednich dni od razu jadę do najstarszej części ośrodka. Najpierw trasa 23 i powrót krzesłem nr 10. Na trasie mimo wczesnej godziny całkiem sporo ludzi, więc po powrocie na górę jadę do krzesła nr 1 kombinacjami tras 45, 24, 23, 25 i 40. Taka kombinacja powoduje, że ludzi spotykam znacznie mniej niż klasycznie na samej 23-ce I praktycznie do końca dnia jeżdżę na końcu ośrodka głównie trasą nr 4. A widoki cały dzień urywają d... O dziwo ludzi na trasach jest naprawdę niewiele. Tylko w jednym momencie do krzesła nr 1 czekam około 5 min, a tak głównie 2-3 min. A na trasie nr 4 często jeżdżę praktycznie sam. Trasa nr 4 o godz. 11:00:-) Na obiad decydujemy się po 13:00 w knajpce przy trasie nr 50. Tam zapada decyzja, że kończymy jazdę, bo długa droga przed nami. Chciałem zjeżdżać na sam dół trasą nr 80, ale Wojtek szybko modyfikuje plany informując, że zarówno do krzesła nr 21 i do gondoli 23 są kolejki po 15 min. W takim razie wszyscy postanawiamy zjechać na parking gondolką przy której jesteśmy. Po obiedzie jeszcze wspólna fotka na dworze i zjeżdżamy gondolką na dół. Na Gmanberg wpadamy z Pędzikiem na pomysł zjechania końcówką trasy 80 już na sam parking - ten kawałek ma około 1,5km i prawie 500 m przewyższenia. Szybki wypad z gondolki, zapięcie ponownie butów i wio. Na parkingu szybkie przebieranie się, oddawanie karnetów i około 15:00 ruszamy w drogę powrotną. W domu melduję się równo o 2:00, więc mam jeszcze parę godzin na sen, bo od 7:00 czas zacząć pracę. Jak dla mnie Nassfeld to świetny ośrodek w umiarkowanych cenach. Wstępnie zastanawialiśmy się nad Chopokiem, ale ceny karnetów były praktycznie takie same (różnica bodajże 8-10 euro), a pozostałe ceny (kwatery, jedzenie) bardzo podobne, więc uznaliśmy, że warto pojechać trochę dalej zwłaszcza, że ośrodek już znaliśmy z ubiegłorocznego pobytu
    26 punktów
  17. Dla mnie wczoraj warunki idealne. Nocne przymrozki na Gefrorene Wand powodują, że rano na orczykach Olperer, Gefrorene i starej kanapie rano jest bardzo twardo. W ciągu dnia temperatura dochodzi do kilku stopni w cieniu. Orczyki oczywiście opanowane przez grupy sportowe, głównie z Włoch, ale też Bałkanów (Słowenię, Bośnię i Chorwację), Czechów i Niemców. Przy Olperer działa też jeden z najlepszych parków w Europie Better Park Świeży śnieg jest wymiatany po opadzie przez obsługę i po 9 godzinie można ruszyć na skocznie. Poniżej orczyków już zdecydowanie jest cieplej, a trasy mięciutkie. Newralgiczne miejsca lodowca są już zabezpieczone białymi matami. Przez to część tras do Fernerhaus jest zmieniona, część nieco zwężona. Restauracje na Fernerhaus i Sommerbergu oczywiście działają i nikt tu głodny nie musi jeździć. Wybór jest nieco mniejszy niż w zimie ale dalej jest w czym wybierać. Na dole to już rządzą alpejskie krowy, a jak zniknie reszta śniegu na stacji pośredniej to opanują też Sommerberg Do doliny zima wróci pewno w listopadzie Pozdrawiam.
    25 punktów
  18. Razem z kumplem wybrałem się do Włoch na narty. Region Alta Valtelliny, mamy skipass zakupiony on-line w bardzo dobrej cenie na 3 ośrodki (Bormio, Santa Caterina, San Colombano - Isolaccia). Dla mnie to powrót po kilku latach w to miejsce. Dzisiaj 3 dzień jazdy w Bormio. Po raz kolejny jestem zachwycony tym ośrodkiem i tutejszymi długimi, ciekawymi trasami. Uwielbiam ten ośrodek. Śniegu tej zimy tutaj raczej stosunkowo mało, trasy naśnieżone, poza trasami śniegu niezbyt dużo - wystaje sporo skał oraz niżej pni. W dolinie już wiosna, w ciągu dnia 10-15 st. w miasteczku. Rano trasy zmrożone, te niżej położone (poniżej 2100m n.p.m.) trochę zabetonowane przez pierwsze dwie godziny, później puszczają i robi się coraz bardziej miękko, w górnych partiach trasy trzymają się dłużej w dobrej formie. Od otwarcia do godziny 13 jazda na gs a potem szersze mantry do zamknięcia. Pogoda na razie słoneczna, wiatru brak. Ma się pogorszyć na dniach... Oficjalnie trasy poniżej Ciuka (1638m n.p.m.) zamknięte, ale da się spokojnie zjechać na sam dół z czego korzystamy. Ludzi niedużo, swoboda na trasach duża. Dzisiaj niestety moje gigantki fis powiedziały arrivederci... Zamieszczam trochę zdjęć. Straty w nartach... (Nie wjechałem w żaden kamień...)
    25 punktów
  19. Dziś Pilsko dla wygodnickich - dojazd organizowany przez schronisko, najpierw terenówką (do Szczawin), potem ratrakiem . Czynny talerzyk Rozbójnik. Warunki doskonałe. Na gładkim jak stół zlodowaciałym śniegu cienka warstwa puszku. Nie miękło nawet po 12. Pustki, stok dla paru osób. Po prostu marzenie
    24 punktów
  20. Jak wygląda organizacyjnie wyjazd z PKL-em z Katowic: Kasprowy tylko dla narciarza starego typu. Jak wyjazd to tylko z operatorem Nie wiem od czego zacząć, bo wątków mam kilka. No to może pojadę spontanicznie. Zacznę jednak od organizacji, gdyż kupiłem zorganizowany wyjazd z operatorem wyciągów. ORGANIZACJA PKL zaoferował wyjazd z Katowic za 349 zł. W praktyce wyszło 359 zł, bo tyle trzeba było zapłacić, a 10 zł powinno się otrzymać przy zwrocie karty. Tyle, że moja indywidualna karta na tyle mi się spodobała jako pamiątka z wyjazdu (dokładnie opisana), że postanowiłem jej nie oddawać maszynie. Więc maszyna nie wydała mi 10 zł. Zbiórka była przy stacji BP koło Trzech Stawów (to takie centrum handlowe przy autostradzie) w Katowicach 0 5:30, co wymagało (na spokojnie) wyjazdu z domu już ok. 5:00. Na miejscu zbieranie grupy i jej ładowanie zabrało ok. 15-20 min. Następnie autokar w połowie pełny (a w połowie pusty) jechał do Krakowa, gdzie niedaleko węzła na Zakopane pozbierał krakowian i już był pełen. Dojazd do Zakopanego był w miarę szybki, niemniej widać było tłum aut zmierzających do byłej stolicy [Co jest nią teraz? Białka? Szczyrk? Krynica? Zieleniec?] polskiego narciarstwa. Sprawnie przejechaliśmy przez tunel, ale drodze czekał nas jeszcze tradycyjny korek na światłach w Klikuszowej. Przejechaliśmy jeszcze przez byłą stolicę produkcji nart w Polsce [Szalfary] i sprawnie wjechaliśmy do Zakopanego. Autokar, w przeciwieństwie do absolutnej większości turystów, miał uprawnienia na wjazd do Kuźnic, nawet na teren niekończącej się budowy nowoczesnego centrum przesiadkowego (ot, zwykły przystanek), gdzie zameldował się ok. 8:40. Wzięliśmy narty, buty i kije, obeszliśmy kolejkę do kolejki (solidną) bokiem i o 9:10 zameldowaliśmy się w wagoniku. No i o 9:30 byliśmy na Kasprowym. Dostaliśmy jeszcze voucher na śniadanie o 11:00 i tu popełniłem błąd, postanawiając trochę pojeździć przed śniadaniem. Faktycznie pojeździłem (4 zjazdy), ale tuż przed 11-tą w małej restauracji już był tłum i był problem z miejscami. Jakieś miejsce znalazłem, ale musiałem zrezygnować z jajecznicy na (mama nadzieję: tłustym) boczku i wziąłem kiełbaski. Bo oczekiwanie na jajecznicę było dość długie. W pakiecie był jeszcze napój, czyli w moim przypadku kawa. No i można było jeździć, teoretycznie do 16:00, ale nasza przewodniczka prosiła, aby przed 16-tą szykować się do zjazdu. Teoretycznie mieliśmy bilety na 16:10, ale to była teoria. Tłum nie tylko narciarzy, ale turystów pieszych, skiturowców oraz tych co tylko wjechali aby zjechać był dramatyczny. W małym budynku górnej stacji było jak na sektorze stojącym w Dortmundzie i jakikolwiek manewr typu podejście pod bramki na konkretną godzinę był po prostu niemożliwy. Cóż, wzięliśmy udział w zapasach o dostanie się do zjazdu (naprawdę chyba niektórzy potraktowali to dosłownie), jakoś zjechaliśmy w komplecie i już ok. 17:00 autokar ruszył w powrotną drogę. Po drodze wyrzucenie poddanych Majchrowskiego tak, gdzie wsiedli i ok. 20:20 autokar zameldował się w Katowicach. Warto też wspomnieć, że (zgodnie z oczekiwaniami) narciarsko wyjazd był udany. Jazda na jednym wyciągu, ale różnymi odnogami tras na okrągło. Tego się spodziewałem (bo narciarze zjazdowi to nie jest kluczowy klient Kasprowego) i to otrzymałem. Nie była czynna Goryczkowa, ale zważywszy na jakość tamtejszego wyciągu, niemal to bez znaczenia. KOSZT ZASTĘPCZY Koszt alternatywny (nie jechać z operatorem, tylko samemu) składa się nie tylko z aspektów finansowych, ale też z innych. Koszty finansowe [Zakładam, że jechałbym sam, bo wszyscy kumple mi odmówili. Nie mam już kumpli] są następujące: - benzyna = 200 zł; - bramki = 60 zł; - parking u górala (nie było cienia miejsc przy ulicy) = 60 zł; - bilet typu skipass = 200 zł; - zakup czegoś do jedzenia na miejscu = 60 zł; całość = 580 zł. Dochodzą jeszcze inne koszty: - zmęczenie za kierownicą; - dojście pieszo z nartami na plecach ok. 2 km; - stanie w tłumie na wjazd ok. 2 godzin; i kluczowy: - i tak nie było już skipassów na sobotę. Więc rozważania są bez sensu. Sens ma tylko wyjazd z operatorem, bo inaczej jest drożej, jest gorzej, a tak naprawdę nie jest w ogóle. Oczywiście nie trzeba jechać na Kasprowy, być może taniej jest na lodowiec w Alpach, ale jednak każdy polski narciarz powinien znać tę górę! Też tak myślisz!? TYP NARCIARZA. CZY NARCIARZ NA KASPROWYM JEST INTRUZEM? Na Kasprowym znajdziesz narciarza starego typu: z moich młodych lat. Nie ma tam parkingu u stoku, nie ma knajpy na dole wyciągu, ta na górze jest mała. No i są jednak bardzo trudne trasy. Piękne, ale w górnej (i nie tylko) partii stoku po prostu bardzo trudne. Spad jest godny, śnieg był zmrożony, więc wynalazki bez kijków miały (?) lub raczej miałyby poważne problemy. Jest za to mnóstwo narciarzy na szerokich nartach (lubią jazdę poza przygotowanymi trasami), z plecakami, większość jednak na nartach typu zawodniczego. Ale co ja tam plotę! W ogóle narciarz zjazdowy jest tam tylko klientem dodatkowym. Zwracają uwagę dzikie tłumy wchodzących na Kasprowy: pieszo lub na skiturach. Na górze było w ciągu dnia może kilkaset narciarzy zjazdowych i na pewno ładnych kilka tysięcy turystów kolejkowych, pieszych, skiturowych. Kasprowy bardzo się zmienił przez dekadę, do ok. 10 lat temu byłem tam ostatni raz. Wówczas, jak się już wjechało, był luz. W międzyczasie jednak przybyło ludzi próbujących się dostać na górę na rozmaite sposoby także w zimie. Kiedyś to byli pojedynczy szaleńcy, dziś lato mamy na Kasprowym także zimą! Szczególnie zwracał uwagę dziki tłum idący na Świnicę! Jeszcze o godzinie 15:00 widać było... idących w kierunku szczytu. Do następnej relacji! Twój instruktor Maciek Link: Kasprowy tylko dla narciarza starego typu. Jak wyjazd to tylko z operatorem | Twój instruktor (twojinstruktor.blogspot.com)
    24 punktów
  21. Beskidy Safari Babia – Pilsko – Skrzyczne Początkiem tygodnia w Beskidach zapowiadano 2 dni lampy, Babia góra otwarta okresowo dla skitowców czyli plan na poniedziałek oczywisty – 1. załatwić urlop na wtorek. 2 zaplanować wtorek. Pierwszy punkt udało się zorganizować migiem, wiec pozostało zaplanować turę na Babią. Ale…. Dlaczego tylko na Babią? Cały dzień wolny, piękna pogoda, idealny dzień na Pilsko. W końcu z Krowiarek do Korbielowa to tylko 50 minut. Hmm ale wracając do BB przecież mija się zjazd na Szczyrk. Cały dzień wolny, piękna pogoda, idealny dzień na Skrzyczne. Tylko jak to ogarnąć? O której wystartować? Trzeba zrobić plan. Planowanie trwało jakieś 2 minuty, doszedłem do wniosku ze im wcześniej wystartuje tym lepiej a potem decyzje będą podejmowane na żywca (spontanicznie w okolicach Żywca przy szklance Żywca) 5:00 Start - 6:30 Parking Krowiarki Pierwszy parking full, trzeba zjechać 100m dalej i jest prywatny po lewej. Możliwość platnosci karta i gotowką. Trasa skiturowa rozpoczyna się nieco z lewej strony pieszego szalku na Babią. Tak zwaną nartostradą która tak naprawdę to troche szersza scieżka tyle, że prowadząca zakosami i dzięki temu łatwiej podchodzić na fokach. Trasa łączy się powyżej granicy lasu po około 4km ze szlakiem pieszym na Sokolicy. Od tego momentu poruszamy się szlakiem pieszym dwukierunkowym. Można się oddalić od szlaku na 30 - 50 metrow w zaleznosci od odcinka. Kopula oblodzona, harszle wskazane. Ja szukałem bokiem trasy nawianych odcinkow i udało się wejść bez. Widoki cudowne, pogoda miazga. W zasadzie samotne wejście. Idealnie jak na pierwszy raz skiturowo na Diablaku. Wejscie na szlak Mosorny z tej perspektywy wygląda tak samo fajnie jak z dołu Pilsko i Skrzyczne z Babiej Zjazd wytrzepał plomby w zebach dopiero od granicy lasu zrobilo się przyjemnie. Troche lasem trochę „nartostradą” i już o 9:30 na dole. Szybki wrzut sprzętu w auto i w strone granicy. Paczka suszonych owocow po drodze pol litra izotoniku i już parking w Korbielowie. Jako ze czas był niezły postanowiłem wybrać najdłuższą czasowo droge przez Byka. Wszystko szlo fajnie az do kopuły. Tutaj lód był o wiele gorszy niż na Babiej. Na szczęście ostatnie 100m udało się jakos wydrapać zjeść wypic na szczycie zrobić tym razem zdjęcie Babiej z Pilska i znow w droge tym razem nartostradami. Babia z Pilska Godzinka drogi do Szczyrku i tu tez niespodzianka. Gondola nie działa z podowu wiatru więc trasa trójka również w miare samotnie. Już z dużym zapasem czasu bardzo spokojne wyjście na M.Skrzyczne a potem spacerek na Skrzyczne tak aby zjeść na gorze zasłużoną czekolade i zgrać się z zachodem slonca. Powrót w korku – zupełnie zapomniałem o tej codziennej atrakcji Szczyrkowskiej po 16:00. I o 18 dom. Babia i Pilsko ze Skrzycznego To był dobry dzien - zegarek pokazuje, że aż za dobry
    24 punktów
  22. Po "sześciu" królach udało się wyjechać z ekipą na tydzień do Les 2 Alpes. Pierwszy raz pojechałem na wyjazd narciarski zorganizowany przez biuro podróży i było całkiem nieźle. Podróż, wyjazd w piątek około 17:00, dojazd na miejsce sobota 19:00 - pierwszy raz spędziłem 26h w autobusie, mimo fajnych miejsc ze stoliczkiem dojeżdżamy wypompowani. Po dotarciu na miejsce całkiem sprawnie organizatorzy rozdysponowuja apartamenty i po zalogowaniu się idziemy na krótki spacer po miasteczku. A miasteczko całkiem urokliwe, bez jakichś molochów hotelowych - całkiem przyjemna zabudowa. Śnieg wali tu dzisiaj cały dzień i według prognoz jutro ma być tak samo. Poprawa pogody ma nastąpić od poniedziałku Rano decydujemy się z Marcinem pójść z hotelu do krzesła le Diable - później będziemy korzystać z przyhotelowej gondoli Super Venosc wywożącej na szczyt Vallee Blanche Niestety okazuje się, że krzesło jest dzisiaj nieczynne. Generalnie wszystko powyżej Cretes jest zamknięte. Przebijamy się orczykiem pod gondolkę Ceufs Blancs. Jest dość archaiczna, 3 osoby ledwo się mieszczą, wszystko trzeszczy i drzwi się nie domykają, byle w górę:-) Śniegu mnóstwo, widoczność, kontrast zero Takich skrzyżowań wyciągów jest w ośrodku naprawdę sporo. Czasem w jednym miejscu krzyżowały się gondolka i dwa krzesła. W dolinie widoczność się poprawia. Gondola Super Venosc, te trzy budynki przy niej to nasz hotel. Korzystając, że tu jesteśmy wpadamy na drugie śniadanko do pokoju. Dzień kończymy z wynikiem 27km i 5 tys. m w dół. Poniedziałkowy poranek zwiastuje piękną pogodę i tak już będzie do końca pobytu. W końcu widzimy gdzie jeździmy i jest pięknie W poniedziałek ciągle jeszcze słychać wybuchy odpalanych ładunków, nic dziwnego, stopień zagrożenia - 4ka. Na szczęście w kolejnych dniach spadanie do 3 i 2ki. A kolejne dni wyglądały bardzo podobnie:-) Górna część ośrodka wraz z lodowcem W oddali Mont Blanc Kretem jedziemy dwa razy (pierwszy i ostatni:) Schodzi długo stąd później wybieramy zdecydowanie orczyki. Czerwona trasa w sektorze Fee. Trasa Glacier 1 Sektor Vallee Blanche Archaiczne krzesłko Mont de Lans, z najniższego punktu ośrodka. Trasa od orczyków pod krzesełko wyszła 14,6km i ponad 2km w pionie. Trasa Signal A tu całkiem sympatyczna winda umożliwiająca podjazd z górnej stacji gondoli Pierre Grosse pod orczyki. I to już koniec, 6 dni na nartach zleciało bardzo szybko. Wyjeździłem się jak osioł. Podróż powrotna była znacznie bardziej komfortowa, bo część osób wróciło samolotem z Grenoble. Też myśleliśmy o tej opcji, ale nie udało się znaleźć sensownego transp0ortu na lotnisko. Co do samego ośrodka mam trochę mieszane uczucia. Pierwszy raz widziałem tyle osób schodzących/zsuwających się bez nart po niektórych niebieskich trasach. Wynikało to z tego, że w innych ośrodkach te niebieskie z uwagi na nachylenie byłyby zapewne czerwone. Taka była m.in. trasa BellaCombes2 oraz Super Venosc 2 schodząca pod gondolę. Sama infrastruktura wyciągowa nie zachwyca. W ośrodku są właściwie tylko dwie nowe gondole Super Venosc oraz Pierre Grosse. Reszta sprzętu jest dość leciwa i niektóre krzesła naprawdę wolne np. krzesło Valle Blanche. Dodatkowo mocno irytujące były gondole Jardin Express 1 i 2. Zarówno zazwyczaj były do nich kolejki, po drugie sporo łażenie zwłaszcza tej pierwszej żeby się do niej dostać. Na szczęście odpowiednimi kombinacjami krzesał i gondola Pierre Grosse dawało się je ominąć. Natomiast pogoda i widoki była pierwsza klasa stąd wrażenia tak czy siak zostały mega pozytywne.
    24 punktów
  23. Wczoraj odwiedziłem budowę kolei z Dolin. Na wstępie zaznaczę, że moim skromnym zdaniem w tym sezonie (choćby pod jego koniec) raczej się nią nie przejedziemy. Oczywiście zależy to od wielu czynników (może będzie ciepło i sucho?). W każdym razie trudno mówić o jakimś terminie, skoro nadal wszystkie fundamenty nie są gotowe. Zaczynamy od Dolin i skarpy. Teren pod budowę dolnej stacji nadal nie jest gotowy. Ziemia z osuwiska nie została jeszcze wywieziona. Najgorsze niestety przed nami... Osuwisko nadal żyje! Krótko przed moją wizytą doszło do kolejnego osunięcia się błota. Tym razem całkiem sporo ziemii osunęło się na jedną z maszyn budowlanych przesuwając ją o ok. 2-3 cm! Jak widać po śladach z błota - czerwony element przesunął się w prawo Lawina błotna spowodowała również skrzywienie maszyny. Skoro nadal osuwisko jest czynne, to ile jeszcze pracy trzeba tam wykonać? Zaznaczam, że ziemia osuwa się w pewnej odległości od dolnej stacji. Do lasu leci sobie beton:Widok z góry:Stan budowy pierwszej nośnej wysokiej podpory:Na Skrzycznem praca wre, nawet w niedzielę:A to gotowy fundament pod jeden z ostatnich słupów: Skok na budowę orczyka. Stacje oraz podpory stoją już na miejscu. Przynajmniej tutaj pojeździmy zimą, do końca grudnia ma też zostać przebudowane naśnieżanie Jaworzyny. Dość dziwnie wygląda połączenie Ondraszka z Halą - wygląda jakby zamieniał się w drogę. Został tam zwężony. Liczę jednak na to, że prace ziemne będą tam jeszcze trwały i efekt końcowy będzie inny. Dojazd z Jaworzyny na Doliny wygląda tak sobie. Również mam nadzieję, że to nie koniec prac. Niestety same Doliny po ukończeniu budowy będą jeszcze bardziej wąskim gardłem jeśli nie przesunie się górnej stacji talerzyka. Na parkingu pojawiło sie mnóstwo zabawek. Do wyboru do koloru! Budowa idzie słabo również z winy Leitnera (nie, nie mnie 😉). Nie oni odpowiadają za brak dobrych badań geologicznych na Dolinach, ale na pozostałych fragmentach budowy też przez długi czas wiele się nie działo. Mam nadzieję, że przez tę budowę nie będę musiał zmieniać nicka 😛
    24 punktów
  24. SZRENICA Staram się przynajmniej raz w roku odwiedzić stoki na tej bardzo lubianej przeze mnie górze. W sobotę był ten pierwszy dzień w sezonie. Kilka imprez sportowych odbywało się na Szrenicy i to chyba ostatnie w okolicy tej zimy. Z rana trochę chmur było, ale w ciągu dnia pogoda się poprawiła. Dojechałem po 8 i jeszcze dwa parkingi były wolne. Dodatkowa atrakcja dzięki zawodom to bezpłatne korzystanie z wyciągów dla startujących, wystarczyło założyć numer startowy. Zapisy były jednak ograniczone i na miejscu nie było już możliwości dopisania się. Na wysokości Świątecznego Kamienia minusowa temperatura utrzymywała się prawie do 13 godziny. Koło 10 nawet przez chwilę poprószył śnieg, a za chwilę niebo zrobiło się niebieskie... Na Śnieżynce twardo, podobnie jak na pozostałych trasach Nie wiem tylko jak warunki na Puchatku, bo tam nie dotarłem, Lolobrygida wg mnie doskonale przygotowana, równo i betonowo. Trasy zawodów po przejechaniu stu kilkudziesięciu zawodników wyglądały jakby były dopiero co przygotowane Schronisko Szrenica, widok z Hali Szrenickiej Na Hali Szrenickiej jazda prawie na okrągło, kolejki maksymalnie na 2-3 minuty, no i oczywiście jazda na naturalnym śniegu, a to robi różnicę Prawa strona od orczyków, czyli w lasku i na polance betonowa do końca dnia praktycznie Schronisko na Hali zawsze robi dobre wrażenie... Byłem dobrze przygotowany na te warunki i nie tylko ja... Na Lolobrygidzie i Śnieżynce bez tłoku... Pozwoliłem sobie na mały eksperyment i zjechałem ostatni odcinek Lolki czyli jakieś 800 metrów nie używając kijków do odpychania w pozycji prawie wyprostowanej, dojechałem tak do samego wyciągu. Po 14 ostatnie 600 metrów to już miękko i lekko roztopione. W dwóch miejscach zauważalne już braki śniegu, mimo tego spokojnie bez problemu można zjechać do końca Sądzę, że dzięki nocnym przymrozkom da się jeszcze trochę na Szrenicy pojeździć, zwłaszcza w górnej części ośrodka... Pozdrawiam
    24 punktów
  25. Sportgastein - dla wytrawnych narciarzy. Za siedmioma górami, za siedmioma rzekami, gdzieś na końcu doliny jest narciarski raj. Choć nie ma tutaj nastu wyciągów, a w zasadzie jest tylko jedna gondola i orczyk (dzisiaj był nieczynny) Sportgastein jest fantastyczny. Dlaczego? Narciarze free mają do dyspozycji całe pola pozatrasowej jazdy z widokiem na Wysokie Taury...I nie tylko. Kilka tras mają skimaniacy sztruksowi. Jest szeroko, bystro i długo. Frekwencja? Jaka frekwencja? Idealnie do długich skrętów i GS. Jest sporo garbów, przełamań i zakrętów. Dwie świetne, czarne ściany. Trasa niebieska w zasadzie...pół trasy. Dlatego, to miejsce raczej dla dobrych narciarzy. Przewaga czerwonego koloru na znakach. No i jeszcze dwie zalety: Pierwszą jest wysokość - górna stacja jest położona powyżej 2600 m npm. Lodowcowe klimaty. Mocno trzyma nawet gdy jest ciepło. Druga - południowe nachylenie. W słoneczny dzień, taki jak dzisiaj, jeździ się tu od rana do wieczora w słońcu. Jak było? Zapraszam do poniższej fotorelacji. Parking zajęty w 1/10, to tak na oko. Wiem, wiem Chłop itd... Dolna stacja i wyciąg: Mapa tras: Co zrobiliśmy na początku? Przeszliśmy z buta jakieś 200 metrów w górę i zdobyliśmy tutejszy szczyt: Kreuzkogel 2686 m npm. Widoki? Moltek: Dolina: W oddali jedyny lodowiec SkiAmade, taki na D 😉 No i jak ktoś się przypatrzy, to Dzwonnika wypatrzy... Wiało mocno, był mróz, a przyroda zabawiła się w oryginalnego rzeźbiarza. marboru na szczycie: Oczywiście, jak widać, jeździłem na GS. Przy górnej stacji i nie tylko znajdują się tu charakterystyczne kjuby 😉 Wyglądają kosmicznie! Górna stacja gondoli: Panorama ośrodka: Trochę fotek z tras: Piękna locha 😀 ...a w oddali narciarze free podchodzą do zjazdu z jednego z wierzchołków. I lufa... Myk, do stacji pośredniej... Pierwsze wyzwanie - czarno! Od połowy ośrodka kilka armatek śnieżnych: Tuż obok czarnej, czerwony wariant...raczej ciemno czerwony. Tylko dla dobrych narciarzy 😮 Te 70% wygląda tak: @JCna dojeździe do "odchłani" 😉 Czerwono i różne warianty czerwieni: Lotnisko z drugiej strony gondoli: Motyl? Ryjek się cieszy jak dobrze poszusuje 😀 Lustrzany dojazd do stacji pośredniej: Przy samym dole jest trochę drzew. W tle tutejsze trasy biegowe: I strumyczek na dole: Idziemy kawałek z buta, do klimatycznej knajpy. Skionline 😀 Dania główne: I drugie, bardziej austriackie: Deserki: Zasłużyliśmy na dużo kalorii, bo pojeżdżone było dobrze! Drugi budynek "nie z tego świata". I na koniec zbliżenie góry, na którą się wybieram z buta...niebawem mam nadzieję. Kończymy dzień spełnieni narciarsko. Było świetnie! Muszę tu zabrać Paulę i wrócę na bank w to miejsce. Polecam każdemu! Na koniec relacji... kolacja. Danie główne: I kolejny deser 😀 Jutro postaram się pisać relacje Online. Zobaczymy, czy się uda. Pozdrawiam serdecznie marboru
    24 punktów
  26. Na Czantori dziś było szybko ..ale tylko 2 godzinki później już zdecydowanie więcej miłośników 🎿.
    24 punktów
  27. Bieszczad.ski Wańkowa - inauguracja stacji Zaczynamy, bo działo się co niemiara Położenie, dojazd, parkingi Stacja jest położona w Wańkowej, w pobliżu Leska, w Górach Sanocko-Turczańskich, na zboczu Magury Wańkowej. Informacje znajdziecie na stronie: https://bieszczad.ski/potrzebneInformacje/naszaLokalizacja Dojazd jest bezproblemowy, stacji nie da się przegapić będąc już w Wańkowej. Parkingi - od razu pierwsze zaskoczenie - są małe! Przyjechaliśmy o 8.45 a główny parking szybko się zapełniał. Parking ten znajduje się zaraz za nowym mostem, obsługa zresztą sprawnie kieruje tam samochody. Pod głównym budynkiem stacji też są miejsca parkingowe, ale dojazd do nich stanowi wąska droga, więc mogą tam być trudności z wymijaniem. Parking jest bezpłatny (niby oczywistość aktualnie, ale kto wie co będzie za chwilę). To jest mniej więcej 1/3 parkingu, możliwe, że da się przygotować więcej terenu. Budynek stacji z kasami, automatami do zwrotu kart, toaletami (pierwsza klasa!) i tymczasowym namiotem gastronomicznym. Restauracja jeszcze nie jest otwarta, chociaż można usiąść przy stolikach wewnątrz budynku. Tak wyglądała kolejka do bramek o 9.00. Organizatorzy zaliczyli małe opóźnienie, ale finalnie wszyscy usiedli na nowiutkie 4-osobowe krzesło Batholeta o długości 960 m (maks. prędkość 2,6 m/s, zdolność transportowa 1880 os./godz.) i pojechali w stronę szczytu. Jak widać, kolejka momentalnie zniknęła Góra stacji czai się w cieniu i w tym cieniu już pozostanie. Mniej więcej do trzeciej licząc od góry podpory słońce nie zagląda, do tego miejsca jest też najbardziej stromo. I twardo, bo słońce nie zagląda Stok, wbrew obawom niektórych, nie jest taki łatwy i płaski. Różnica wysokości wg tabliczki przy wyciągu to 212 metrów. To widok z górnej stacji - początek to całkiem ciekawa ścianka, która od razu ugina kolana przyzwyczajonym do "płaskich Tyliczów i Słotwin", pachnie wręcz Lawortą! Stok w ogóle ma charakterystykę zbliżoną do Laworty, chociaż zdecydowanie mniej wymagającą. Dla obawiających się ścianki, przygotowano objazd, który generował chyba jeszcze więcej problemów niż rzeczona ścianka. To ta wąska przecinka z prawej strony zdjęcia. Ponieważ nie jest tam dużo łatwiej, a wąsko jest bardzo, szybko zrobił się tam lód i muldy. Dla koneserów A góra jest szybka! Rano, na idealnie przygotowanym stoku można było dać pośpiewać krawędziom. Tutaj akurat grupa walcząca z grawitacją. Tak góra wyglądała po paru godzinach. I jeszcze jeden rzut oka na tę część. Jedziemy niżej, stok się wypłaszcza, ale cały czas jest miodnie. Mniej więcej do tego miejsca będzie dojeżdżał talerzyk po lewej, patrząc od dołu, stronie stoku. Dziś nie był uruchomiony, ale gdyby był, to wszyscy walczący o życie na ściance, jeździliby sobie wygodnie po tej części stoku. Jest szeroko, nachylenie jest odpowiednie aby się rozpędzić, do nauki i doskonalenia skrętów idealnie. Nachylenie tej części porównałbym z trasą 1 na Master Ski. Do tej pory były same plusy, teraz czas na minusy. Dużo ich nie będzie ale za to będą konkretne. Wyciąg! Nie, nie wyciąg, jego obsługa. Nigdzie i nigdy nie jechałem krzesłem, które zwalniałoby chyba przy każdym wysiadającym, a jeśli wysiadającym było dziecko, obsługa zatrzymywała wyciąg. Z nudów policzyłem zwolnienia (te znaczące, do prędkości wyluzowanego ślimaka) było i 7 i 3 zatrzymania w trakcie tylko jednego przejazdu w górę. Rekord zatrzymywania krzesła ustanowiony w Laskowej został zmiażdżony Sytuacja wygląda na tyle beznadziejnie, że nie warto kupować karnetu krótszego niż 4 godziny, bo nie zdążysz pojeździć. Spędzisz za to miłe chwile bujając się na krześle... Tu jest najwięcej do poprawienia! Minus drugi - przygotowanie trasy. Mniej tu winy organizatora, bardziej zawiniła odwilż, ale faktem jest, że na stoku miejscami było sporo lodu zmielonego przez ratrak, przysypanego niezbyt grubą warstwą świeżego śniegu. Było to widoczne od rana, ale dopiero wraz z postępującym zmęczeniem stoku, pojawiło się w sporej ilości. Trzeba zdecydowanie dośnieżyć trasę a nocne ratrakowanie z pewnością pomoże w związaniu całości. Na wtorek planowane jest otwarcie wyciągów taśmowych (tak, dwóch i to chyba najdłuższych w Polsce), co skieruje część ruchu początkujących na osobną część tras, talerzyk dodatkowo odciąży ruch na górnej ściance. Na koniec ceny oraz gastronomia. Cennik i mapę tras znajdziemy na stronie: https://bieszczad.ski/stacjaNarciarska/cennik Ceny są wyraźnie wyższe niż w Tyliczu, ale niższe niż w Ustrzykach (Gromadzyń - 95 zł/5 godz.; Laworta - 90 zł/5 godz.; Wańkowa - 90 zł/6 godz.; Tylicz - 80 zł/6 godz.) Gastronomia jest w porządku, ceny przystępne, jakość sprawdzona tylko kawy i herbaty, ale nie widziałem nikogo tarzającego się w konwulsjach po zjedzeniu innych potraw, więc zakładam, że są w porządku Wańkową opuszczaliśmy ok. 16, stacja uruchomiła oświetlenie a na stoku zaczęli się pojawiać kolejni narciarze. Inauguracja zdecydowanie udana, a stacja zdecydowanie do polecenia.
    24 punktów
  28. W Czarnej Górze bywam sporadycznie, w zasadzie to tylko na treningach lub zawodach. Dzisiaj był wyjatek, rodzinie się nie odmawia. Od czasu zmiany starej babci na luxtorpedę dla mnie zdecydowanie za dużo narciarzy na trasach które są zbyt wąskie. Jak na pogodę dzisiaj, do tego niedzielę tłumów nie było, a od 14 zdecydowanie się rozluźniło. Warunki na B i przy efce dobre, twardo i mało odsypów. Trasa A rozkopana przez ratraki (celowo) i nie ma sensu się tam pchać, do czasu otwarcia. Pogodowo było idealnie, słonecznie, bezwietrznie i kilku stopniowy mróz. Reżim sanitarny nieznany, nikogo nie widziałem w maseczkach. Obie kanapy jeździły zapełnione w całości (do 14). Dystansu w kolejkach też nie było, na szczęście kolejek też nie, im później tym lepiej. Nie mogę się jeszcze przyzwyczaić do nowego widoku Śnieżnika... Po godzinie 16 ratraki ruszyły do pracy Wracałem do domu przez Nową Rudę, chciałem sprawdzić co się dzieje Sokolcu i Rzeczce. Miłe zaskoczenie, bo większość tras na Górniku działa, włącznie z nocną jazdą i armatki śnieżą wszystkie. To pokazuje przewagę ośrodka finansowanego przez gminę i prywatny Na Stoku w Rzeczce gdzie było ciemno i chyba czekają do świąt z otwarciem... Pozdrawiam serdecznie.
    24 punktów
  29. Koniec rozpakowywania, pora ruszyć do góry. Pogoda w piątek miała być mieszana, trochę słońca,trochę chmur, trochę deszczu, trochę burz. Miał to być najlepszy dzień pogodowy do poniedziałku, wyszło jak zwykle inaczej, przeważnie słońce i trochę zachmurzenia, słaby wiaterek i ciepło, pogodowa bajeczka. Zaczynam spokojnie, pierwsze spojrzenie na okolice, dużo skał, dużo lodu, najmniej śniegu🙃, nie miałem pojęcia, że na Hintertuxie jest tak dużo szczelin i zdarzają się na prawdę rozległe. Wychodzę na taras i rozpoznaję swoje ulubione (najczęściej odwiedzane w Alpach) miejsca. Pierwsze zjazdy dają dużo radości, testuję wszystkie górne trasy, jest miękko, czasami lity lód i często trzeba jeździć po małych lokalnych strumykach, trochę takie mini narciarstwo wodne. Rozglądam się już za czymś o czym nawet nie marzyłem, ale o tym później... Pisałem kiedyś o wymianie gondol Gletscherbus 3. Nie wszystkie jeszcze są wymienione. Stare są mniejsze i składają się jakby z 2 połącznych kabin, do których wchodzi się osobnymi drzwiami. Nowe są przestrzenniejsze i mają jedne podwójne drzwi. Na zdjęciu widać 2 nowe, jedna już przygotowana do zamontowania. Stare kabiny już trochę przeciekają o czym przekonałem się w niedzielę Dzięki małej ilości narciarzy turystycznych można się delektować jazdą i widokami do okoła Przy piątkowej pogodzie i widoczności, było co podziwiać z tarasu widokowego. W piatek nie było tłoku, najwięcej sportowców trenujących na tyczkach, szeroki zakres wiekowy trenujących, od kilku do kilkudziesięciu lat. Jak wspomniałem, zaczynam się rozglądać za innymi formami narciarstwa, pozatrasowymi. Pozdrawiam serdecznie.
    24 punktów
  30. Witam ze Szczawnicy, warun stabilny 🤣 Ten śnieg na nartach to przywiozłem ze sobą, z zamrażarki do woreczka i posyłałem narty żeby było choć trochę zimowo. A tak serio to całkiem dobrze na czarnej FIS.
    23 punktów
  31. Jaworzyna Krynicka 7.02.2024 Pierwsze narty w lutym po kolejnych ulewach. Stok lekko chwycony, wytrzymał z godzinę. Później coraz bardziej miękko ale bez tragedii. Ciepło i z czasem coraz bardziej pochmurnie. Rano kilka zjazdów po trasie nr 6 i 4, potem przenosiny na 5. Po godzinie 11 przez 15 minut była mżawka ale przeszła. Najdłużej dzisiaj trzymał stok nr 4. Czarna 5 też dosyć ok choć mocno zmiękła z czasem, za to ludzi niedużo więc swobodnie. Pod koniec jazdy odwiedziłem nową "trasę" na szczycie. Zrobiłem dwa zjazdy. Turbo płaska i króciutka, to tyle z wrażeń. Ogólnie było dzisiaj lepiej niż zakładałem że będzie. Uruchomiłem pierwszy dzień z 5 dowolnych na Jaworzynę z przedsprzedaży grudniowej. Pojeżdżone od 9 do 16:30. Narty na dziś - Head Kore 105. Trasa 6 Trasa 4 Trasa 5 Trasa 2A Przerwa na piąteczce Dół po godzinie 15 Nowa trasa nr 7
    23 punktów
  32. Soszów -Wisla Równo ,twardo , mroźno ☀️
    23 punktów
  33. Od lat marzyła mi się północ, jest to już moja trzecia wyprawa na północ Europy. Pierwszy raz byłem 8 lat temu w Norwegii, m.in. na Lofotach. Potem jeszcze rok później na Półwyspie Kolskim, m.in. w Murmańsku i w Chibinach. Lata mijały a ja czułem że znów gdzieś tu chce pojechać. Wybór padł na Tromsø z noclegiem na pobliskiej wyspie Kvaløya. Póki co tyle, i kilka urywków:
    23 punktów
  34. Jaworzyna Krynicka 12.03.2023 Wczorajsza Jaworzyna całodzienna z kumplem. Dzień wcześniej ulewny deszcz przeszedł w śnieg. w Nocy zmroziło ładnie, aż włączyli naśnieżanie w dolnych partiach głównej trasy. Rano -8,5 st. na dole, -7 st. na szczycie. Ludzi sporo, przed 8 już zapełniony cały najbliższy parking, a kolejny już prawie w połowie. O 8 miało stratować nowe krzesełko... ale nie wystartowało Takie super hiper ultranowoczesne a znowu zamarzło??? Trasa nr 6 zamknięta do południa pod treningi. Odpalili więc o 8 gondole. Krzesełko wystartowało dopiero o 9. Po 9 godzinie przeskok na trasę 2 i 2a, fajnie równo i pusto. Po kilku zjazdach pora na czarną, tam jeszcze trasa zamknięta... ruszyła dopiero o 10 bo wcześniej jakiś trening slalomu. Trasy wyratrakowane ładnie, oprócz czarnej, tam zlodzony sztruks przysypany świeżym śniegiem 5-10cm. Jazda do orczyka na czarnej na bieżąco, słyszałem rozmowy ludzi że przed południem do gondoli około 20 min czekania, reszta w miarę na bieżąco. Większość czasu wczoraj na czarnej bo luźno i bez czekania, narty zmienione o 10 godzinie na szersze żeby przyjemniej było pokonywać nierówności. Trasa 2a Trasa 2 Dół o 9:40 Godzina 10 Trasa 5 Gdzie strumyk płynie z wolna, Rozmywa piątkę nam, Stokrotka rosła polna A nad nią szumiał gaj... To obraz po piątkowo-sobotnich deszczach... Czarny Potok godzina 13 Trasa 2a o 13:30 Ostatni wjazd szybkim orczykiem na trasie nr 5, w przyszłym sezonie wolne krzesło... Dół o godzinie 15 Udane zakończenie sezonu lokalnego, teraz w planach alpejskie szusy.
    23 punktów
  35. coś mi wycięło resztę:-) No to jeszcze raz:-) Cześć Poniżej relacja z 4 dniówki po Osttirolu - odwiedzone 4 ośrodki: Heiligenblut / Grossglockner, Kals-Matrei, Sillian i St. Jakob im Defereggental. Dzień 1 - Heiligenblut Startujemy we wtorek z Piaseczna zaraz po 1/10:-) Cel Osttirol, klasyczna 4 dniówka i jak sie okaże każdy dzień spędzimy w innym ośrodku. Jadę z synem, ekipa miała być większa, ale się wykruszyła. Kwaterkę mamy zaklepaną w Prappernitze (5km od Lienzu), cena 160 jurków za 3 doby za apartament - sypialnia, kuchnia, salonem, łazienka z oddzielnym kibelkiem. Dodatkowo po kontakcie z właścicielką nie ma problemu abyśmy zajechali rano prosto z drogi, bo kwatera wolna. Cała podróż zajmuje około 11h i przed 07:00 meldujemy się w apartamencie z taakimi widoczkami za oknem Na pierwszy ogień idzie ośrodek Heiligenblut / Grossglockner. Dojazd najdłuższy bo ponad 40 km. Od razu wjeżdżamy na szczyt Schareck. Jest już dość ciepło, stoki mocno nierówne, sporo kartofli, ale w taką pogodę, czyli duży minus w nocy, duży plus w dzień to niestety zjawisko normalne. Dodatkowo większość stoków w ośrodku ma południową ekspozycję. No ale nie ma co narzekać - trzeba jeździć i podziwiać widoki. Jeszcze przed południem kolejką Tunnelbahn Fleissalm jedziemy do drugiej, mniejszej części ośrodka. Tam ciekawym łamanym orczykiem wciągamy się kawałek na górę. Po wjechaniu na górę okazuje się, że nie było to konieczne, bo wystarczyło pójść mocno w prawo i za budynkiem tunelowej gondolki można było od razu dojechać do krzesła Fleissbahn. W tej części ośrodka są 3 trasy, dwie bezpośrednio dostępne z krzesełka, po lewej niebieska 11-ka po prawej czerwona 12-ka. Trasy mocno podobne do siebie. Trzecie trasa 11a wymaga wciągnięcia się orczykiem na najwyższy punkt ośrodka szczyt Hochfleiss 2902 m n.p.m. Orczyk ma ponad 400 m przewyższenia więc od połowy idzie naprawdę mocno w górę. Widoki ze szczytu przepiękne Przy górnej stacji krzesełka jest kolejny punkt widokowy Kolejek do kolejek nie ma żadnych, jeździmy na bieżąco. Na trasach tez luźno, czasem trzeba poczekać może minutkę i jedzie się zupełnie samemu Po 13:00 siadamy na małe co nieco. Nie ma co się oszukiwać, jesteśmy dość mocno zmęczeni po nieprzespanej nocy w podróży. Dodatkowo warunki zrobiły się już mocno wiosenne, jest grubo powyżej 10 stopni na plusie, co przy południowej ekspozycji stoków powoduje, że płyną całkiem nieźle. Po powrocie na główną część ośrodka decydujemy się zakończyć narciarski dzień. Ośrodek bardzo fajny, ale nie na takie wiosenne nartowanie. I właściwie nie było gdzie uciec w jakieś bardziej zacienione czy inaczej położone trasy. Jedynie trasa nr 1 ma północno-zachodnią ekspozycję, ale jej połowa to taka trasa "półkowa" więc niezbyt ciekawa. Ale na pierwszy dzień wystarczy, grunt że znowu człowiek na nartach:-) Dzień drugi Znowu będziemy sie kręcić koło najwyższego szczytu Austrii, ale tym razem z drugiej strony. Jedziemy do ośrodka GG Resorts Kals-Matrei. Parkujemy praktycznie przy samej gondoli w Kals, oprócz nas jeszcze tylko jeden samochód z turystami, reszta to obsługa ośrodka. Pogoda to praktycznie kopia pierwszego dnia, czyli rano lekki mróz, im dalej w dzień tym cieplej. Tym razem jednak mamy nadzieje na lepsze pojeżdżenie, bo w ośrodku trasy są położone na linii wschód-zachód, a trasy pod krzesłem Cimaross nawet lekko północnym kierunku. Ale na pierwszy ogień idą trasy po stronie Kals. Pierwszy zjazd robimy ponownie na sam dół do gondoli, ale jedynie pierwsza część trasy jest warta kilkukrotnego przejechania do stacji pośredniej gondolki. Prawie cała niebieska część zjazdu w dolinę to klasyczna półkowa trasa. Dopiero przy górnej stacji orczyka przechodzi w normalną trasę narciarską. Od strony Kals oprócz dwóch dość wolnych krzesełek jest też nowa kanapa Glocknerblick Niby tylko dwie trasy czerwona i czarna 17-ka, ale liczba kombinacyjnych zjazdów jest znacznie większa. Czarna 17-ka Czarna 13-ka z samego szczytu zaczyna się niewinnie:-) Widok z okolicy stacji pośredniej Kals I/II. Tu warto dodać, że na stacji pośredniej nie można wysiadać, można tylko się dosiąść. Po 11:00 przenosimy się w dalsze rejony ośrodka, w okolice krzesła Goldfreid II. I praktycznie od razu robimy krótki odpoczynek w Berggasthaus Goldried Trasa nr 3. Dojeżdżamy do krzesełka Goldfried II, ale według mapki Bergfex-a możemy jeszcze trasą nr 5 dojechać do krzesełka Happeck Widoki z trasy nr 5 No i przy krzesełku dostajemy zonk-a, bo krzesełko wyłączone. Rad nie rad zjeżdżamy na sam dół doliny. Tu warto nadmienić, że trasa nie prowadzi do samej gondolki w Matrei, ale trzeba się posiłkować skibusem. Na szczęście jeździ on praktycznie co 15 minut, ale podróż powrotna na stoki jednak trochę trwa. Trochę nie daje mi spokoju to nieczynne krzesło, bo wydawało mi się, że wszystko świeciło się w ośrodku na zielono. Okazuje się, że krzesełko jest, ale jakby go nie było. Na interaktywnej mapce na stronie ośrodka nie istnieje, a na świetlnych mapach w ośrodku niby jest, ale nie ma żadnego statusu - ani włączony, ani wyłączony. A to wielka szkoda, bo krzesło wydaje się być świetnym uzupełnieniem. Generalnie w czasie całej 4-dniówki jedyne "kolejki" takie na 3-5 minut były właśnie przy krześle Goldfried II W czasie buszowania po tej stronie ośrodka, chcemy jeszcze zjechać czarną 6-ką. Uczulam młodego, żeby w odpowiednim momencie odbił na krzesło goldfried II. Niestety przegapia ten moment i ponownie lądujemy na samym dole na przystanku skibusa. A na dole cieplutko, oj cieplutko:-) Po wdrapaniu się na górę i kilku zjazdach siadamy w knajpce na odpoczynek. Po obiedzie jedziemy do ostatniej części ośrodka w której jeszcze nie jeździliśmy obsługiwanej przez krzesło Cimaross Tu jeździmy wszelkimi kombinacjami tras i są tu naprawdę świetne miejsca. Mi do gustu najbardziej przypada, krótki odcinek 8ki, a najmniej czarna 9ka z uwagi na jej ekspozycję najbardziej zwróconą w południową stronę i z tego tez powodu najbardziej zdegradowaną. Czerwona 11ka bardzo fajna. Generalnie trasy mimo sporej temperatury trzymały się bardzo dobrze - z małymi wyjątkami. Ostatnie fotki z Grossglocknerem w tle Do samochodu wracamy znanymi nam już z poranka trasami 14 i 15a. Na koniec udanego dnia jedziemy w Lienzu do pizzerii Adria Grill - bardzo polecam, pizza pyszniutka
    23 punktów
  36. Krynica niedzielna i poniedziałkowa, dwa różne światy pogodowo i kulturowo. Wczoraj na Jaworzynie ludzi mało, w tym sporo Słowaków, wszystkie trasy czynne, świeży śnieg w nienagannym sztruksie. Dziś wieczorem Tabaszewski, bo tak wypadło. Parkingi o 18tej pełne aut z rejestracjami na W, nie wiem, z jakiego to miasta.Pewnie zaczęły się tam ferie. Jeżdżą mimo padającego deszczu. Z wypożyczalni wzięli tylko narty i buty, kijow nie, może biedny region. Jeżdżą z dużą szybkością, tylko na wprost, więc muszę być czujny jak pies podwójny. Do tego i w barze, i na stoku, młode pokolenie z tego W. konwersuje z tym W. bez komórek, i pewnie ich tam słychać... Byle doczekać 27go lutego...
    23 punktów
  37. Myślałem, gdzie wybrać się na krótki wypad weekendowy, w oczekiwaniu aż PKL przygotuje mi w Krynicy trasy 5 i 6.Rozważałem różne stacje, ale w ogólnej mizerii olśniło mnie,, że w sobotę mój kolega Gruzin ma 3 pacjentki z Polski na narty w Goderdzi. Decyzja nastąpiła w piątek po południu, lot był o 6 40 w sobotę z KTW, więc musiałem stoczyć walkę z bankiem, który miał awarię, by zapłacić za bilet a potem z trasą na lotnisko.Moja navi zgłupiała w ogromie robót drogowych Śląska i woziła mnie po nim w kółko, więc ledwo zdążyłem na odprawę. Kolega kultowym gruzińskim pojazdem, Toyotą Delica odebrał mnie z lotniska Kutaisi i pojechaliśmy przez świat mandarynek sprzedawanych na wiadra przy drodze, wody w morzu nie zimniejszej niż letni Bałtyk, 50cio piętrowych Mariottów w Batumi, miejscowym Las Vegas, krów drogowych i psów bezpańskich. Z oczywistych względów poleciałem z bagażem podręcznym, gdy zazwyczaj mój sprzęt wypełnia C5 kombi, albo nawet Vito. Odzież narciarska leciała na mnie, ale resztę musiałem zdobyć w tutejszej, nieco skromnej wypożyczalni. Ma pewne niedostatki. Na razie pada, pada, pada śnieg, ale specyfika wyjazdu nie pozwalała na wyjazd last minute na prognozę-nie da się jednak złapać wszystkich srok za ogon. A że we wtorek wieczór będę już w Polsce, liczę, że do środy PKL zdąży... VID_20230129_141038.mp4
    23 punktów
  38. Jak widzę w ostatnich dniach w tym wątku występuje jedynie „narciarska depresja”. Wiele ośrodków wstrzymuje działalność, tymczasem na Kasprowym sezon rozpocznie się prawdopodobnie w ten weekend. PKL informuje, że rzucili wszystkie siły na przygotowanie tras i możliwe jest otwarcie już w sobotę. Ja dziś postanowiłem się przekonać, czy wtorkowy opad coś zmienił… Ratrak wyjechał na Goryczkową co pozwoliło nacieszyć się krótkim przejazdem po sztruksie, ale to już nie ten wątek… FullSizeRender.MOV
    23 punktów
  39. Nowy Rok na Jaworzynie Krynickiej. Ludzi nie ma, wszystko chodzi puste. Do połowy mgła, od połowy słońce. Z pokrywą śnieżną bieda, co nie zmienia faktu, że jeździło się dziś świetnie, puste trasy, szybki firn... A z ciekawostek-dla fanów nart, którym stan kolan przeszkadza - na spotkanym Panu urządzenie ze zdjęcia, przenoszące siły pionowe na obręcz biodrową...
    23 punktów
  40. Oj ciężko coś napisać, harmonogram bardzo napięty i ciężko znaleźć chwilę wolną. Ogóla uwaga, Karyntia to raczej nie jest najlepsze miejsce na super nartowanie dla wymagających narciarzy. Nie ma mega długich tras, czy wielkich przewyższeń. Ale jakieś małe perełki można wyłowić. Wracam jeszcze do wczorajszej jazdy w Gerlitzen. Ośrodek jak na alpejski niezbyt duży i długich tras nie ma. Przewyższenia też niepowalające. Jakieś zalety jednak ma. Biorąc pod uwagę święta, narciarzy było w miarę umiarkowanie, miejsca na trasach dla wszystkich zjeżdżających dostatecznie jednak było. Pogoda dopisała, choć pewno lepiej by było gdyby było chłodniej. Do 12 dość twardo, później na trasach coraz więcej odsypów. Śniegu naturalnego mało. Czyli pod koniec dnia kaszy i lodu na trudniejszych odcinkach nie brakowało. Jedna z zalet Gerlitzen to na pewno widoki, można podziwiać Alpy w Austrii jak i Słowenii czy Włoch. Przy ładnej pogodzie jest na czym zawiesić oko i wykrzyczeć sporo achów. Jak się znajdzie w odpowiednim miejscu to można też dostrzec królową Austrii Großglockner... Widać również Triglav w Słowenii, wrażenie robi również jezioro Ossiacher See, czy pobliskie Villach. Generalnie widokowo, pierwsza liga. Z tras najciekawsza chyba 13, 16 i 15 prowadząca do Arriach. Infrastruktura wyciągowa dla wymagających raczej tu nie istnieje, ze 2 nowoczesne kanapy reszta raczej stara i dość wolna (mi to absolutnie nie przeszkadza). Więcej niech oddadzą zdjęcia... Jutro w planie chyba największy w Karyntii Nassfeld. O Bad Kleinkirchheimer dzisiaj już nie dam rady napisać, obowiązki popołudniowe nie pozwalają na wygospodarowanie niezbędnego czasu, a pobudka jutro wcześnie, bo do Nassfeld mamy pona godzinny dojazd Pozdrawiam.
    23 punktów
  41. Dziś postanowiłem otworzyć nową kanapę,licząc na uroczyste powitanie i jakieś benefity.Udało się,byłem pierwszym gościem,ale nic nie dali.Ze śniegiem katastrofa,pokrywa jak w kwietniu,gdy w czasie przeglądu kolejki ciągamy się na górze skuterem.Chodzi tylko główna,górna połowa we mgle i nawet tu przetarcia.Szóstka pod kanapą ze śladami śnieżenia,podobnie jak piątka,czwórka nawet bez śladów śnieżenia.Ludzi do 11 tej śladowe ilości,kanapa i kolej jeżdżą puste.Potem mijałem jakieś auta,ale to nieporównywalne ze świętami kiedyś.Nic nie padało,widoczność na dolnej połowie dobra.Nie wiem,czemu te pustki-warunki,finanse,konkurencja?Gdyby nie sezonówka,ja też bym się pewnie nie wybrał...
    23 punktów
  42. Warunki narciarskie pod Radomiem... Są i narciarki... Poszły nad rzekę 😮 Pozdrowienia z nowego domu 😀 marboru
    23 punktów
  43. Cortina Tofana Pogoda bajka. Słońce, -8, później -1, warunki do jazdy doskonałe!!! Wysuwam tezę, że Tofana to jedno z najpiękniejszych miejsc na narty. Zgodzicie się? Bez zbędnych komentarzy, zdjęcia. 😀 ... 😮 😇 ... Jeszcze jedno... I jeszcze... 😀 😍 ... ... 😋 🤗 ... Dolomity! 46 Kloce: Pięknie! Cortina Czarnuch w kotle: Niesamowita trasa! W dół: I jedziemy dalej! Znana z TV... Ciekłe 😉 i Marmelada 😀 ... Brązowo TV trasa od góry... 🙃 Dolomitowe szpice... Krzesło: Lans... Modelka... Model: Wygłupy: Podziwiając piękne... Ekipa: Jutro nie wiem gdzie jedziemy 😀 I jak z tą Cortiną? Fantastyczna. Pozdrawiamy i do jutra marboru
    23 punktów
  44. Czas coś naskrobac 😉 A więc tak. Odwiedziłem Lermoos i Ehrwald. Bardzo przyjemne i rodzinne miasteczka. 90% gości w tym czasie to Holendrzy. Miało być taniej, bo na uboczu, a tu ni hu hu 😃 Karnety za 52 euro, więc... Sami rozumiecie. Do tego w Ehrwald parking płatny 5 euro za dzień pod gondolą. Lermoos nie przypadł mi do gustu i mam takie same odczucia jak kolega @Capricorn. Jest bardziej czerwono niż niebiesko jak na mapie, a nawet większość tras mogła by być czerwona. W moim wypadku było to bardzo nie na rękę gdyż moja pani uczy się podstaw i nie planowałem nic innego jak niebieskich które znalazłem robiąc research. Ehrwald to bardzo fajny ośrodek. Nadaje się wyśmienicie na wyjazd rodzinny. Każdy znajdzie coś dla siebie. Długie i zróżnicowane trasy i do tego świetny Funslope z którego ciężko wyciągnąć pociechy. Podsumowując, mimo cen skipassow polecam ten region, a po rozmowie z lokalalesami także latem. Mnóstwo knajpek, M-Preis, SPAR, wszystko co potrzeba. Zdjęcia z Ehrwald i Innsbruck gdzie jesteśmy od wczoraj. Dalej planuje coś w okolicy. Schlick2000 może Stubai.
    23 punktów
  45. Okienko pogodowe, czwartek. Ruszam z rana myśląc będzie dobrze. Czy było? Dla wielu zagadnień pojęcie względne. Dziś był plan na Szczyrk: złapać dwa "białe kruki" na mapie SMR oraz pokręcić do upadłego na czerwono-czarnej intensywności. Rozgrzewka na Wierchu Pośrednim, już rano widać że pokrywa niezbyt tam imponująca miejscami trochu "brązu". Następnie wymarzona Golgota - dwa zjazdy, pełne zadowolenie. Warunki jak na tę pogodę fajne, stok urzeka - nie za długi, nie za krótki, nie za wąski, na regularnym nachyleniu. Ja ruszam dalej. Żółta kanapa do góry i zjazd Malinową siódemką, odsypy już są (godzina 10) ale też jazda zadowalająca. Na dole w Solisku tłok narasta. Kolejki na średnio 15 minut. Raz jeszcze z Wierchu i lecimy na Halę Skrzyczeńską. Tam jedynką (sportowa) do Gondoli, warunki już takie Sobie. Na dole Gondola kilkanaście minut, znacznie dłużej już kanapa na "zbójnicką kopę". Ja jednak plan mam mam na Bieńkulę. Rozczarowanie. Rozumiem że stok najwyższy level, ale można by było "liznąć" ją regularnie ratrakiem. No ale cały SMR - głośne otwarcie - a reszta należy do was. Niestety, jak to klasyk stwierdzi "muldy po pachy", choć to nie rekordowe anomalia tego dnia o czym później. Przebijamy (długa czasowo droga) na Skrzyczne. Na Jaworzynie również odstane swoje. Jedziemy w dół ulubioną kombinacją FIS-Ondraszek, a tu niespodzianka: twardo wręcz lodowato pod nartą. To trzeba było powtórzyć, to misie lubią najbardziej. Albo jakieś zawody z rana, albo faktycznie COS wie jak FISa przygotować. Czas biegnie nieubłaganie, prawie czternasta na "blacie". Czas wracać do Soliska. I wydawało wam się że Bieńkula, Golgota, Sportowa was najbardziej zmęczyła? "Biegówka" ze Skrzycznego to prawdziwa mordęga, po tym blisko dwukilometrowym fragmencie do Hali jesteście wydojeni. Ale spektakularne widoki wynagradzają wszystko. Przy tej pogodzie to wręcz obowiązkowy punkt szczyrkowskiego nartowania. I wisienka na torcie, znaczy się "czwórka" do Soliska po godzinie czternastej. To mnie wyczerpanego przerosło. Widziałem coś podobnego kilka dni temu w Pekinie w trakcie jazdy dowolnej. Przykucłem z boku by strzelić fotki i... gość przefrunął mi nad głową. Wow, widowiskowo - pierwsze pozbierane myśli. Po chwili zdałem Sobie z mojej jak i jego głupoty. To sygnał był by ze sceny zejść - niepokonanym. Na koniec jeszcze sympatyczna bestia od PistenBulla.
    23 punktów
  46. Meldunek z Cortiny. Na trasach pod Tofaną dużo ludzi, not my cup of tea. Zdjęcia selekcjonowane wiec ludzi nie widać Przejazd nową gondolą na 5Torri i uff, jest czym oddychać. Teraz chwila postoju i będzie jazda.
    23 punktów
  47. Ponawiam relację z wczoraj. W razie wyrzucenia: proszę o informację o przyczynie. Tekst (opis) i zdjęcia tutaj: Zieleniec. Na dzień św. Barbary to narciarska stolica Polski | Blog o nartach Przykład:
    23 punktów
  48. Witam wszystkich spragnionych (tak jak ja) nart i śniegu po dłuższej nieobecności na forum. Znów się u mnie działo sporo dobrogo i mniej dobrego ale znów wracam do gry.. Do sedna. Dzięki uprzejmości znajomego klubu wylądowałem w czwartek na Kitzsteinhornie. Pogoda była średnia ale nie tragiczna, jak to na Kitz bywa. Na pierwsze ruchy na śniegu całkiem spoko. Tylko sporadycznie mleko zalewało górę. Co do warunków to dwa poprzednie dni dosypało więc na górze jest wystarczająco śniego. Wczoraj zjazd do Alpincenter (2450m) jeszcze nie działał. Dzisiaj lampa i super warun. Trasy na górze zrobione na całej szerokości, chodzi górna gondola i puścili trase do Alpincenter. Czynne trasy: 1 Alpincenterpiste 1a Magnetköpflpiste 4a Gletscherpiste 1 4b Gletscherpiste 2 4c Gletscherpiste 3 8b Sonnenkarpiste 2 Warunki bardzo bobre. Ludzi umiarkowanie. Dużo klubów. Kolejek praktycznie brak. Może chwilami do orczyka minuta stania. Bajka. Nie będę sie rozpisywał bo jaki jest Kitz każy wie. Miło tu wrócć po 5 latach. Pozdrawiam M PS Jak coś to jestem tu do niedzieli.
    23 punktów
  49. Dzisiejsze Rohacze - warunki wspaniałe. Parking pełny. Kiedy wyjeżdżałam, nawet przy drodze wyjazdowej samochody aż za karczmę. Do południa dobry śnieg, trochę od 11 rozjeżdżony na stromiznach, ale nie rozmiękkał. Tłumy jakoś się rozlazł po wszystkich trasach, w sumie dało się pojeździć, choć wolałabym trochę więcej swobody . "Padak" wyratrakowany , tam tłumów nie było. Na Salatyny szły pielgrzymki skiturowców, kolejka jak na Giewont. Ma dosypać, będzie dobrze.
    22 punktów
www.trentino.pl skionline.tv
partnerzy
ispo.com WorldSkiTest Stowarzyszenie Instruktorów i Trenerów Narciarstwa PZN Wypożyczalnie i Centra testowe WinterGroup Steinacher und Maier Public Relation
Copyright © 1997-2021
×
×
  • Dodaj nową pozycję...