Narty - skionline.pl
Skocz do zawartości

Ranking

  1. MWłodek

    MWłodek

    Użytkownik forum


    • Punkty

      8

    • Liczba zawartości

      52


  2. Zagronie

    Zagronie

    VIP


    • Punkty

      6

    • Liczba zawartości

      511


  3. korylcio

    korylcio

    Użytkownik forum


    • Punkty

      6

    • Liczba zawartości

      69


  4. Bumer

    Bumer

    Użytkownik forum


    • Punkty

      6

    • Liczba zawartości

      4 333


Popularna zawartość

Treść z najwyższą reputacją w 15.09.2021 uwzględniając wszystkie działy

  1. Post 1 Kilka słów wstępu Nazwa tematu „Hindukusz”, ponieważ będzie głównie o eksploracji tych gór, przez polskich alpinistów. Pojawią się poszczególne, kolejne posty, tworzące całość tematu. Byłem członkiem wyprawy w Hindukusz w 1973 roku, zorganizowanej przez Klub Tatrzański z Krakowa. Mam dużo kolorowych zdjęć, wykonanych na błonie ORWO Color. Zdjęć nie tylko gór, ale i ludzi, pejzaży. Zdjęcia, które zrobiłem, opisują ten kraj, jaki był prawie pół wieku temu. Będzie ich ponad dwie setki. Zostały zeskanowane z przeźroczy i starannie „wyczyszczone” z naleciałości po wywołaniu. Starałem się opisać ten kraj taki, jaki widziałem i zapamiętałem. Bardzo pomogły mi w tym zdjęcia. Powiększone na ekranie komputera ujawniły dawno zapomniane szczegóły z mojego pobytu. Nie będzie to relacja o wybitnych osiągnięciach górskich. Raczej będzie to opis, jak wyglądała realizacja typowej, środowiskowej wyprawy wysokogórskiej w Hindukusz w Afganistanie, gdy zaczął być eksplorowany przez Polaków. Widziana bardziej oczami alpinisty „tragarza”, a nie lidera zespołu. Czytając moje poszczególne posty, należy na chwilę zapomnieć o niesamowitym postępie w eksploracji gór. O dzisiejszych wyczynach najlepszych wspinaczy, czy też alpinistów. Powinno się wyraźnie odróżnić alpinizm od sportowej wspinaczki skalanej. Należy się przenieść myślami wstecz, ponad pół wieku temu. Wyobrazić sobie wysokie góry nietknięte stopą ludzką. Z wyjątkiem miejscowej ludności, której penetracja, z powodów oczywistych, ograniczała się tylko do dolin. Taki sam proces poznawania gór miał miejsce w Alpach i w naszych Tatrach, tylko znacznie wcześniej. Afganistan, kraj w środku Eurazji. Kraj dwa razy większy od Polski. Pokryty jest w większości górami o nazwie Hindukusz(„Góry Indyjskie”). To pierwsza część ich nazwy. Kusz zniekształcone „kuh”-góra, z perskiego(farsi). Góry, których kształt przypomina dłoń z rozpostartymi palcami ciągną się na przestrzeni 1300 km. Najwyższa ich część(Hindukusz Wysoki) ciągnie się wzdłuż górnego biegu Amudarii. Na jej orograficznie lewej stronie, na pograniczu Pakistanu(prowincja Chitral). Dolina Amudarii, nosząca w górnym biegu nazwę Ab-e Pańdź(Oxus), tworzy wąski korytarz Wachanu(Wa-Khan), między Hindukuszem i Pamirem. Koniec tego korytarza kończy się w pobliżu chińskiej prowincji Sinkiang. Jest to miejsce spotkania trzech potężnych masywów górskich - Hindukuszu, Pamiru i Karakorum. Klimat Afganistanu jest wybitnie kontynentalny. O suchych gorących latach. I tak samo suchych i mroźnych zimach. Z wyjątkiem niewielkich obszarów, położonych niżej w dolinach górskich, czy na pograniczu z Pakistanem, poza obszarem wyższych gór. Ludność Afganistanu to skomplikowana mozaika plemienna. Będąc tam w 1973 roku. Naliczyłem na jakiejś ich uproszczonej mapie szesnaście wydzielonych grup plemiennych. Każda z nich zasiedlająca określony rejon kraju. Część z nich była spokrewniona z sąsiadami z północy(z za Amudarii), Uzbekami, czy Tadżykami. Dominującą jednak grupą byli Pusztuni(Pasztuni), liczący prawie 50 % ludności kraju(na 16 milionów-w 1973 r). Część tego plemienia żyła też w Pakistanie na pograniczu z Afganistanem. Kraj był rządzony głównie przez nich. On jedni mieli prawo do noszenia na głowie furażerek z karakułów. Polska wyprawa w Hindukusz 1960 Polscy alpiniści, działający w Klubie Wysokogórskim, w jego różnych kołach, szukali po drugiej wojnie światowej możliwości zorganizowania wyprawy w góry wysokie. Chciano jednocześnie wejść na dziewiczy szczyt i pobić polski rekord wysokości, osiągniętej przed wojną w Himalajach na Nanda Devi Est(7434 m). Mało jest chyba u nas znane, że jeszcze przed wojną Komitet Himalajski Klubu Wysokogórskiego - któremu przewodniczył Adam Karpiński, postawił przed polskim alpinizmem cel - zdobycie K2. Planowano przeprowadzić jedną, czy dwie wyprawy treningowo-przygotowawcze w otoczeniu lodowca Baltoro. Niestety nie uzyskano na to zgody od rządu pakistańskiego. Wybrano inny godny cel. Jeszcze nie zdobyty szczyt Nanda Devi Wschodnia. Wyprawa składała się z czterech osób. Kierował nią Adam Karpiński. Płynęli statkiem z Genui do Bombaju. Stąd pociągiem, po czterdziestu godzinach i na końcu po całodziennej jeździe autobusem dotarli w góry na wysokość 1800 m npm. Tu czekał ich dziesięciodniowy marsz - z kulisami niosącymi wyposażenie wyprawy, aby dotrzeć do podnóża Nanda Devi Est. Od założenia obozu bazowego do wyjścia na szczyt upłynęło im pięć tygodni. Niestety ten pierwszy polski wyjazd w Himalaje zakończył się tragicznie. Pod lawiną pod szczytem Tirsuli ponieśli śmierć Adam Karpiński i Stefan Bernadzikiewicz. Zdobycie Nanda Devi Est było, w ówczesnym czasie, sukcesem Polaków. Był to wtedy szósty szczyt na świecie, co do wysokości, zdobyty przez człowieka. Trzy, były wyraźnie wyższe – Nanda Devi(7816 m), Kamet(7756 m) i Minyangkar(7585 m). Pozostałe dwa bardzo zbliżone wysokością do NDE. Te sukcesy, nizinnego kraju nad Wisłą, później się ciągnęły dalej. Przed wojną jeszcze trzy wyprawy w Andy. Od roku 1960 eksploracja dziewiczej części Hindukuszu w Afganistanie. Dała ona niezbędne doświadczenie w górach wysokich i późniejszej bardzo owocnej działalności w Himalajach. Biorąc pod uwagę główne założenia celu powojennej wyprawy, taką szansę dawał niezdobyty szczyt Noszak(Noshak – 7492 m). Był dziewiczy i wyższy od NDE. W 1950 roku Norwegowie zdobyli najwyższy szczyt Hindukuszu - Tir Mir(7700 m). Leżący poza główną granią Hindukuszu Wysokiego, w Pakistanie, w prowincji Chitral. Wyprawa norweska widziała na północ jakiś ogromny szczyt. Wielkości Tiricz Mira. Był znacznie wyższy, niż otaczające go góry. Kartografowanie Hindukuszu zaczęli Anglicy, poczynając od Pakistanu. Jednak duża część tych gór, leżąca na terenie Afganistanu, nie została skartografowana. Szczególnie po stronie doliny Wachanu. Polski alpinista Bolesław Chwaściński pracował na kontrakcie przed wojną w Afganistanie. Znał więc ten kraj. Stąd, biorąc pod uwagę - wysoki i dziewiczy Noszak oraz koszty zorganizowania wyprawy, to Hindukusz wydawał się wówczas dla polskiego alpinizmu jedynym możliwym celem. Hindukusz w Afganistanie był terenem gór dziewiczych, gór których szczytów nie dotknęła jeszcze stopa ludzka. I których wiele przekraczało siedem tysięcy metrów. Zaczęto organizować wyprawę na Noszak. Kierownikiem został B. Chwaściński. Postawiono sobie cel - odszukanie ”olbrzyma”, widzianego przez Norwegów. I zdobycie go po raz pierwszy. Wyprawa liczyła dziesięciu alpinistów. W jej składzie byli min. Stanisław Biel z Krakowa i Kazimierz Berbeka z Zakopanego. Z wyprawą jechało dwóch operatorów filmowych. Trasa wyprawy z bagażem wiodła pociągiem przez Moskwę, Kazachstan, jego stolicę Taszkient do Termezu, małego miasta nad Amudarią w Uzbekistanie. Za tą rzeką był już Afganistan. Dalej, w odległości około siedemdziesięciu kilometrów, od posterunku granicznego nad Amudarią, było pierwsze miasto Mazar-i-Szarif. Największe na północy Afganistanu. Droga do niego prowadziła przez ruchome piaski pustyni. Tu dowiedzieli się, że Noszak jest także celem alpinistów japońskich. Było to dla nich zaskoczeniem. Jako, że według posiadanych wcześniej informacji, Polacy mieli być jedyną wyprawą na Noszak. W Mazar-i Szarif można było wynająć samochód, na przewiezienie bagażu i uczestników wyprawy do prowincji Badachszan, w której leży Hindukusz Wysoki. Jednocześnie należało też udać się do Kabulu, by uzyskać pismo, dla gubernatora Badachszanu, pozwalające na działalność w górach. Przez Pul-e Chumri, Chanabad wiodła droga wyprawy do stolicy Badachszanu Fajzabadu, w sporej części, wzdłuż rzeki Kokczy. Górskiej rzeki wypływającej z Hindukuszu i wpadającej do Amudarii. Kokcza przedziera się poprzez góry, które miejscami dochodzą, aż do samej wody. Droga w tych miejscach biegła na galeryjkach. Wąskich pasemkach drogi, wykutej w skale. Jedynie na szerokość samochodu. Jakieś małe boczne dopływy przekraczane były na uginających się pod samochodem prymitywnych, lichych mostach. Zbudowanych w przemyślny sposób z topoli afgańskiej oraz z kamieni. Za Fajzabadem jechali wzdłuż rzeki Wardudż i w końcu przez szeroką przełęcz, położoną na wysokości około 3 km, dotarli do Iskaszimu. Tu otwarła się przed nimi bardzo długa dolina Wachanu, którego dołem płynie Ab-e-Pańdź. Tu też pojawił się po raz pierwszy, widoczny na horyzoncie Hindukusz Wysoki. Błyszczące lodowcami szczyty wznosiły się po prawej stronie widoku. Po lewej stronie(orograficznie prawej) rzeki był Związek Radziecki(Tadżykistan). Z Iskaszimu dojechali po kilkunastu kilometrach do wsi Qadzi Deh, położonej na wysokości 2600 m npm. Za wsią rozpoczynała się dolina, biegnąca na południe, która prowadziła pod Noszak(7492 m). Drugi co do wysokości szczyt Hindukuszu. Zostałby pobity polski rekord wysokości ustanowiony na Nanda Devi Est(7434 m). Niestety Japończycy już tu byli. Wyprawa dysponowała dwoma mapami, o podziałce jeden do miliona(!). Wydanymi na podstawie map „Survey of India”. Na jednej z nich Noszak wznosił się nad doliną odchodzącą od wsi Qazi Deh, a na drugiej nad doliną odchodzącą od wsi Warg. Warg jest położona dalej w górę Ab-e-Pańdź. Obie wyprawy idą jednak w górę doliną Qadzi Deh, noszącą taką samą nazwę, jak wieś. Japończycy zakładają bazę główną, na wysokości około 3000 m nmp. Nazwaną „Bazą pod Wierzbami”, ponieważ rosły tu małe krzaki. Polacy zakładają swoją bazę wyżej, na wysokości około 4100 m npm. Wyprawie towarzyszyli w marszu doliną żołnierze, ze względu na strefę nadgraniczną. Na wysokości 4000 metrów dostali torsji i nie odważyli się wejść wyżej na lodowiec. Zrezygnowali więc z towarzyszenia wyprawie, wracając na dół doliny. Siedemnastego sierpnia Japończycy wychodzą, jako pierwsi ludzie, na szczyt Noszaka. Schodząc, zostawiają w trzecim obozie polskim na wysokości 6150 metrów karteczkę - „Thank you very much to the camarades from the land of Chopin two boys from cherry flower land Mr. Fuji, Goro Iwatsubo” (Bardzo dziękujemy kolegom z kraju Szopena – dwóch chłopaków z kraju kwitnącej wiśni, Mr. Fuji, Goro Iwatsubo). Dziesięć dni później Polacy wchodzą tą samą drogą na Noszak(7492 m). Rekord wysokości, z przed wojny na Nanda Devi Est(7434 m), został pobity. Ale to nie było pierwsze wejście. Oglądałem z wielkim zaciekawieniem film z tej pierwszej, powojennej wyprawy w góry wysokie w Krakowie. Czy był w kolorze? Nie wiem. Raczej nie. Na taśmie szesnastce. Operator był znany, z polskiej kroniki filmowej - Sprudin. Pozostały mi mgliste obrazki wynajętego samochodu, wypełnionego bagażem wyprawy i jego uczestnikami. Nieostry obraz przejazdu przez jakąś rzeczkę. Nic więcej. Więcej wiadomości o wyprawie mam w monografii Kazimierza Seysse-Tobiczyka „Od Andów po Hindukusz”. Gdzie oglądam też czarno-białe zdjęcia. Niektóre zrobione w tym samym miejscu, co później moje. Skorzystam teraz z pana „Google`a”. By bliżej wyjaśnić o jakim terenie jest mowa. Umożliwi to lepiej zrozumieć ten powojenny okres działalności polskiego alpinizmu w górach wysokich. Załączam dwie mapy. 1. Dojazd do Afganistanu pociągiem z Moskwy do Termezu(na mapie Termiz) nad Amudarią. Stąd po przeprawie przez rzekę, wyprawy dojeżdżały do Mazar-e Sharif. Z tego miasta należało dojechać do Fajzabadu, stolicy prowincji Badachszan(Badakhshan). Jechano przez miasta, oznaczone przeze mnie na mapie czerwonymi kropkami. Za Talokanem(Taloqan) rozpoczynała się dolina Kokczy, ze słynnymi galeryjkami. Fajzabad(Fayz Abad) był stolicą Badachszanu i tu urzędował jej gubernator. Który zezwalał na dalszą jazdę. Z Fajzabadu docierano do Iskaszimu(Eshkashem). Tu dopiero otwierał się widok na nieodległe szczyty Hindukuszu Wysokiego i tu jest początek korytarza wachańskiego ciągnącego się na wschód, przez około 300 km do Chin(prowincja Sinciang). 2. Afganistan, to jak wspomniałem wyżej, to prawie same góry. Ale jakie góry? To wyjaśnia drugi obrazek. Prawie cały kraj jest pokryty górami powyżej tysiąca metrów. A góry powyżej trzech kilometrów, ze surowym już klimatem, zajmują jego ogromną wschodnią część. Podany na tym załączniku szczyt w Hindukszu „Nowshak” to Noszak. Niedaleko od niego(około 20 km), na południe w Pakistanie, w prowincji Chitral leży Tiricz Mir. Na prawo od Noszaka, w stronę wschodnią, rozciąga się Hindukusz Wysoki. Zdjęcia: 1. Mapa Afganistanu 2. Hindukusz
    6 punktów
  2. Przy okazji wycieczki rowerowej zajrzałem co się dzieje w Wańkowa-ski (Bieszczad-ski). Przygotowane kanapy do zawieszenia, rzekomo wyciąg ma być gotowy we wrześniu. Trasa 1200m, w rzeczywistości wygląda na 800-900m i niezbyt stromo.
    6 punktów
  3. W niedzielę byliśmy na Sky Walku w Swieradowie ....ale ''znawcy tematu'' powiedzieli, że to komercja(rzeczywiście tłumy) a prawdziwa wieża widokowa powstaje na Wysokim Kamieniu , no to postanowiłem sprawdzić . https://www.strava.com/activities/5959811213 Nie pamiętam ale chyba 1 wszy raz w tym roku na góralu . (więcej dzisiejszego pstrykania tutaj https://ibb.co/album/hFcgYY)
    3 punkty
  4. 10 i 11 wrzesień Bzura z Łowicza do Wyszogrodu nad Wisłą. (foto - Paweł) Łowicz Park Miejski - plaża !. Trójca - Jacek + Paweł + Włodek Bzura Cudna pogoda Tu na brzegu ognisko, takie tam, nocleg ... ... ... ... ... ... Nazajutrz - poranek Bzura Cudnej pogody ciąg dalszy Boczne rozlewisko niedaleko ujścia. Głębiej w bocznym rozlewisku Jedna z odnóg Wisły, tuż za ujściem Bzury, widok na most w Wyszogrodzie. Wyszogród - poziom wody na Wiśle Przy szybkim nurcie wynikłym ze stanu wody niełatwo było przepłynąć 1 km w górę Wisły a potem w poprzek do nabrzeża w Wyszogrodzie. Wyszogród - skarpa nad Wisłą Nocleg na leśnym parkingu w Lasach Bolimowskich, niedaleko rzeki Rawki.
    2 punkty
  5. Może nie wycieczka, ale na rozluźnienie taki widoczek ustrzeliłem ostatnio jadąc rano do pracy rowerkiem.
    2 punkty
  6. Rawka - 12 wrzesień (foto - Paweł) Byliśmy blisko, szkoda byłoby odpuścić Rawkę. Niedzielny poranek na leśnym parkingu, zapowiedzi pogodowe nie były zachęcające. Młyn w Rawce, wywinięty kajak daje do myślenia Most w Budach Grabskich Z powodu niedoboru czasu wybraliśmy odcinek krótki ale podobno najtrudniejszy. Hmm ? ... polemizowałbym co do oceny trudności, na pewno był atrakcyjny. Płynęliśmy zaledwie 2 godziny więc odczuwaliśmy niedosyt, myśleliśmy o wydłużeniu ale odległości do przejechania (Kraków, Zawiercie, Siedlce) zdopingowały nas do zakończenia. Jeszcze tam wrócę ale wybiorę długi odcinek.
    1 punkt
  7. Czego nie rozumiesz? Pedały mają ostre piny (platformy, SPD nie używam). Cienkie spodnie membranowe, drą się od takich ostrych rzeczy. Musiałyby być pancerne czyli wielkie i ciężkie, żeby wytrzymać kontakt z pinami. Nie jest możliwe nigdy nie zawadzić nogą o piny.
    1 punkt
  8. masz fb? caly czas ktos sie oglasza z wyjazdami minibusem na tych grupach: https://www.facebook.com/groups/538446330054212 https://www.facebook.com/groups/743652159039650/
    1 punkt
  9. Po co szukać jakiegoś biura z Bielawy, jak jest sprawdzony @JurekByd ...
    1 punkt
  10. 1 punkt
  11. Cześć Bagno to bagno i nie zależy od poziomu wody. To po prostu taki ekosystem. Jaka by woda nie była, pływa się po tym bardzo ciężko - sam wiesz. Na niskiej byś się przyssał i pozamiatane. Pozdrowienia
    1 punkt
  12. Huta Trzyniec , tam jest bardzo fajny szutrowy podjazd na Czantorię a zjazd czerwonym też niczego sobie
    1 punkt
  13. Cześć Nie no stary, co tak lakonicznie...? Ostatni set meczu Francja - Czechy z dziesięcioma meczbolami i podwójną radością Czechów wart jest odnotowania. Szczerze mówiąc, to po piątym czy szóstym puszczonym meczbolu gdy piłka im spadła bez rozegrania, myślałem że przegrają, że nie udźwigną tego dalej. A wczoraj...no cóż... Świetny mecz w wykonaniu naszej drużyny. Znakomicie pracowała zagrywka i blok był bardzo czujny. Drużyna cały czas "była" w grze. Gdy w pewnym momencie okazało się, że po wybloku stoimy za krótko natychmiast zostało to poprawione - Pan Trener jest naprawdę gościem, a to ja żyje na ławce jest przepiękne, i jak go Kubiak czasami uspokaja... No i jeszcze to co wczoraj grał nijaki Wilfredo... Rosjanie mają fajną młodą drużynę i myślę, że nie grali źle. Nie siedziała im od początku zagrywka i to wystarczyło ale niektóre akcje w obronie... Lubię Rosjan bo zawsze grają jak należy, a jak już nie ma Spiridonowa można im kibicować. Pozdrowienia
    1 punkt
  14. No to w zasadzie najważniejszą część znasz. Co prawda można mieć tu zastrzeżenia (bo na pewno nie jest to singletrack typu flow, szczególnie na tym odcinku, i ten luźny tłuczeń). Później (to czego nie jechałeś) jest bardziej standardowo, bandy nawet jakieś są. To drugi niezły odcinek. Jeszcze dalej okoliczności śliczne i turystyka. A podjazd jak to podjazd... Choć w paru miejscach zjebany. Ja w zjeździe staram się używać głównie przodu: zdecydowanie lepsza trakcja, efektywniejsze hamowanie i oszczędzasz oponę tylną. Oczywiście można (a teoria zaleca) troszkę dołączyć tyłu ale z umiarem. Powiedzmy polecane jest takie 2:1 (co pewnie da rzeczywisty stosunek siły hamowania 4:1). Zresztą to dobrze słychać. Ja w każdym razie używam mniej tyłu jak to jest polecane. A i tak wymieniam 2x tył na jeden przód (opony).
    1 punkt
  15. Wreszcie udany ćwierćfinał w wykonaniu naszych siatkarzy. Przeciwnik zawsze godny pokonania, choć rosyjska kadra mocno osłabiona brakiem kilku podstawowych zawodników. Do ćwierćfinału nie dotarła drużyna naszych pogromców z IO. Francja nie dość, że przegrała z Czechami to do tego 3-0. W półfinałach ME brak już medalistów olimpijskich. Jakże wyrównany poziom obecnie jest w siatkówce męskiej... w pófinale jest już również Serbia.
    1 punkt
  16. @surfing - zmiłuj się i wrzuć swoją relację rowerową, bo czas najwyższy, żeby ten wątek wrócił do tematyki rekreacyjno-sportowej.
    1 punkt
  17. Niedziela - 05.09.2021 Dobrze że canoe zostawiłem na dachu auta - postanawiam płynąć dalej. Przygotowuję rower bo nie chcę nikogo fatygować z transportem. Trochę trwa zanim składak i ja znajdziemy się wewnątrz auta. Postanawiam zwodować się 300-400m dalej, tuż za zalewem, obok starego młyna i czwartego już mostu. Gotowi do płynięcia Zwiedzam okolice młyna Sprawdzam ile da się popłynąć pod prąd jednak wszystko zarośnięte i zawalone. W trakcie rekonesansu spadam z pnia powalonego drzewa do zimnej już wody. Most obok młyna Pod mostem, widok na młyn Mostowe obrazki Kolejny most, tym razem kolejowy Kolejne mostowe obrazki Za kolejowym betonowe przyczółki starego carskiego mostu Dalej już tylko gęste trzciny Jeszcze bardziej gęste trzciny, już nie widzę wody, postanawiam się wycofać Zaczynam jechać na wstecznym Wracam pod prąd do mostu drogowego obok młyna. Dzisiaj przepłynąłem nie więcej niż 1-1,5 km, rzeka znów się zamknęła i mnie nie przepuściła, widocznie tak miało być. Oczywiście że lepiej byłoby o innej porze roku i oczywiście że lepiej byłoby w kilka kajaków. Ale czy wtedy ilość wrażeń i wspomnień byłaby taka sama ?. Gdy dzień wcześniej płynąłem blisko widocznych na zdjęciu bloków : ktoś na balkonie wieszał pranie, zauważył mnie, przerwał i wnikliwie się przyglądał ... potem w górze latał śmigłowiec ... potem krążył mały płatowiec ( nie byłem już widoczny w gęstwinie ) pomyślałem wtedy : " przesada !, .. żyję i napieram, .. w końcu się przebiję " po jakimś czasie inna myśl : " może lepiej gdyby jednak mnie wyłowili ? " W niedzielę zakładałem możliwość odwrotu i już tak nie szarżowałem.
    1 punkt
  18. Mieszkam w Siedlcach, płynie tu Muchawka, nieopodal wpada ona do Liwca, ten do Bugu. W granicach miasta rzeczka zasila miejski zalew, jej główny nurt jest oddzielony od zalewu groblą. Wysoki stan wody dawał szansę spłynięcia rzeczki na dłuższym dystansie. Optymistyczny plan zakładał przepłynięcie Muchawką do Liwca i Liwcem do wsi Niwiski (całość ok. 20 km). Sobota 04.09.2021 - miejsce startu, wytypowana rowerowym rekonesansem Wólka Wołyniecka ( 4 km od domu). Pogoda dopisuje, nurt spokojny, woda czysta,, stan wysoki, dolina zalana wodą, roślinność zakrywa rozlewisko. Słyszę bliski strzał karabinowy, .. z ambony ?, .. potem kolejne, .. aha ! .. obok teren ćwiczeń wojskowych. Płynę cicho, nie wyjmuję wiosła z wody (taka technika), wtem tuż obok popłoch, zbudziłem sarnę śpiącą w trzcinach. Spłoszona ucieka rozlewiskiem wielkimi wodnymi susami, już bezpieczna z oddali szczeka na mnie niezadowolona. Co jakiś czas silnie blokuje mnie zator grubej warstwy rzęsy wodnej. Zbliżam się do Rakowca, tu pierwszy most, w nim jaz, dzięki wysokiej wodzie spływam jego niski dziś próg. Wokół głównie trzciny, większe lub mniejsze, miejscami bardzo gęsta gruba rzęsa i dużo ciasnych zakrętów. Pierwsze zwalone w wodę drzewo, wpływam najpierw do środka zwałki a dopiero potem na zewnątrz. Na wprost drugi most - obwodnica miasta. Pod nim ścienne malowidła i "miejsce odpoczynku". Odpocząć można także tuż za mostem. Jestem niecały kilometr od domu, widzę budynki oddalone 300-400m od niego. Roślinność gęstnieje, zaczynam żałować że nie skorzystałem z mostowego "miejsca odpoczynku". Coraz trudniej się przebić Warzywniak: buraki, kapusta i chrzan Lustro wody to rzadki przypadek Coraz więcej gęstych trzcin Urozmaicenie - rzadki widok Druga zwałka - pień o średnicy 1 m Tuż za nią trzeci most Kilkadziesiąt metrów otwartej wody Zmyłka Po przepłynięciu w trzcinach obok widocznych w oddali bloków zaczynam opływać zalew Dalej gęste trzciny Od długiego czasu słyszę głosy ludzi przebywających nad zalewem a wokół mnie wciąż gęste trzciny Nieprzebrane trzciny Wytęż wzrok, czy widzisz kadłub kanadyjki ? Ściana niemożliwych do przebycia trzcin Nie jestem w stanie płynąć dalej. Na grobli nad trzcinami widzę"półsylwetki" spacerowiczów. Do podstawy grobli mam 15-20m, nie jestem w stanie do niej dotrzeć, pagajem ledwo sięgam dna. Dzwonię do kolegi, przyjeżdża z liną i woderami, dzięki niemu wydostaję się z trzcin i docieram do domu, na razie nie zdejmuję kanady z dachu auta. Przepłynąłem w linii prostej zaledwie ok. 4 km. Ile rzeka zakrętami nawinęła kilometrów ?, nie wiem, .. sądzę że minimum 2 razy tyle. Wyszło jak wyszło - rzeka mnie nie przepuściła. Jutro zobaczę co dalej. CDN
    1 punkt
  19. 1 punkt
  20. Pływając z innymi najczęściej bywam rodzynkiem w canoe, z rzadka spotykam na wodzie innych kanuistów, przez lata trochę się takich znajomości nazbierało. Mimo że nie hołubię przynależności do jakiejś grupy to w tym roku znalazłem czas aby pierwszy raz pojechać na coroczny (21) zlot użytkowników Kanu. Nie spodziewałem się że poznane w wodnym realu osoby (ich część) będą stanowiły tak znaczny procent zlotowiczów. Spotkanie odbyło się na Podlasiu w Wiźnie nad Narwią. Nigdy w jednym miejscu nie widziałem tylu kanadyjek (ok. 40), połowa przybyłego sprzętu to piękne drewniane rękodzieło zwolenników klasyki kształtu. Pierwszego dnia spłynęliśmy ok. 80 osobową rozproszoną grupą Biebrzą do Wizny nad Narwią, drugiego dnia od Wizny Narwią w dół. Pogadalim, powspominalim, popływalim, pojedlim, popilim - żal było się rozstawać. Parę zapożyczonych zdjęć:
    1 punkt
  21. Wczorajsza WKRA. Spływ ze znajomymi, w niespiesznym tempie, z dziećmi na pokładzie. Rzekę pamiętam z końca lat 90-tych, i tak obserwuję jak powoli zmienia się w lunapark. W wypożyczalni, dowiedziałem się, że w zeszłym roku dokupili kolejne 100 kajaków, bo taki duży był popyt na ich usługi, a tych wypożyczalni jest tam kilkanaście. Miejsce jest urokliwe, doskonałe do rozpoczęcia swojej przygody z kajakami na rzekach, przy obecnym stanie wody (dość wysokim), brak trudnych miejsc (np. bystrze w Kosewku, płynie się zadziwiająco łatwo). Jeżeli chcemy mieć choć trochę intymności w obcowaniu z rzeką, polecam wybrać się w tygodniu, lub przy odrobinę gorszej pogodzie. Wkra. Wkra cd. Rzeka oznaczona bardzo dobrze. Rodziny z dziećmi i z pupilami. Płynie się spokojnie. Miejscami wkracza "betonoza". Są też i takie miejsca. Pyszne jedzenie. Wpływamy w rezerwat. Bystrze w Kosewku, dość spokojne. Miejscami dmuchańce i lunapark. I to byłoby na tyle, to wciąż piękna rzeka.
    1 punkt
  22. A ja z żoną od dwóch dni nad malutkim jeziorkiem Martiany i namówiła mnie na małe kajakowanie
    1 punkt
  23. Proszę bardzo : (foto - Eltech) Startowaliśmy w Makowie Maz. spod jazu (okolice kościoła), do Narwi jest ok. 28 km. Po drodze jedna łatwa 30m przenoska przez małą elektrownię wodną, obok pensjonatu i restauracji "Bobrowy Dwór".
    1 punkt
www.trentino.pl skionline.tv
partnerzy
ispo.com WorldSkiTest Stowarzyszenie Instruktorów i Trenerów Narciarstwa PZN Wypożyczalnie i Centra testowe WinterGroup Steinacher und Maier Public Relation
Copyright © 1997-2021
×
×
  • Dodaj nową pozycję...