Narty - skionline.pl
Skocz do zawartości

Ranking

  1. moruniek

    moruniek

    Użytkownik forum


    • Punkty

      8

    • Liczba zawartości

      2 517


  2. Lexi

    Lexi

    Użytkownik forum


    • Punkty

      5

    • Liczba zawartości

      3 057


  3. sstar

    sstar

    Użytkownik forum


    • Punkty

      4

    • Liczba zawartości

      4 043


  4. cysiu

    cysiu

    Użytkownik forum


    • Punkty

      4

    • Liczba zawartości

      414


Popularna zawartość

Treść z najwyższą reputacją w 02.12.2021 uwzględniając wszystkie działy

  1. 4 punkty
  2. Dawniej w aplikacji na telefonie sprawdzałem który stok już śnieży, na jakim jest etapie i kiedy wystartuje......teraz już nie musze - czujny @moruniek siedzi i sprawdza na trzydziestu monitorach - jak co to "doniesie" natychmiast. .dzieki..!!..
    4 punkty
  3. 4 punkty
  4. Wg mnie powinno być ok. Dużo sztucznego, twarda baza, śmiało. Śniegu było świeżego z 10cm. A dosypało. Nie wiem jak ten śnieg z deszczem, ale powinno jeszcze lepiej skonsolidować. Jak jechałem to tylko w środkowej części po lewej przy lesie, gdzie mniej z armatek sypało a świeży mniej związany było niepewnie, ale jak tam będziesz się trzymał prawej strony to po twardym pojedziesz elegancko, powodzenia!
    4 punkty
  5. Trasa: Gondola- Zbójnicka Kopa- Skrzyczne- Małe Skrzyczne- Gondola. Warunki śniegowe do podejścia bardzo dobre. Zjazd z Małego do Kuflonki dość trudny, sporo sztucznego i wywianego śniegu. Nie wiadomo czego się spodziewać. Raczej bez przetarć Zjazd z Kuflonki to Gondoli bardzo fajny. Po wczorajszym opadzie śniegu wystarcza do zakrętu przed wyplaszczeniem. Padało tam trochę marznącego i był z tego dziś fajny podkład przyprószony śniegiem. Wiadomo trzeba jeszcze uważać i jechać czujnie ale była radość z jazdy Piękna zima. Wysoko tak wiało, że dopiero gogle i kominiarka dały radę Polecam!
    4 punkty
  6. Słabo ci ta polityka wychodzi na forum. Ciągle się z czymś mylisz, próbując wciskać ciemnotę.
    3 punkty
  7. To założenia projektu ustawy, a efekty takich pomysłów są takie że dzisiaj Kanclerz Austrii Alexander Schallenberg podał się do dymisji oraz Minister Finansów Austrii Gernot Blümel również podaje się do dymisji.
    2 punkty
  8. 5.12 Carezza 6.12 Obereggen 7.12 SeiserAlm 8.12 3 Zinnen 9.12 Klausberg i Speikboden
    2 punkty
  9. ES 1 - Super G facetów w Beaver Creek! Start 19:45.
    2 punkty
  10. Post 18 Góry Kardamonowe Piątego września Pożegnanie z Ryśkiem jest zimne. Robi mnie i Andrzejowi propozycje, aby z nim się zabrać. Wydaje się mu, że jak ma w kieszeni więcej zielonych i dużo czasu, to każdy ma te same możliwości. Zostaje na razie w Madrasie. Stąd w połowie września ma za sto dolarów zabrać się jakimś niewielkim stateczkiem handlowym do Singapuru. Załatwił sobie to już z kapitanem w porcie. Ma zamiar dotrzeć do Indonezji i wrócić przez Afrykę. Też bym tak chciał, gdybym miał dolary, nie pracował w biurze projektów, gdzie łaskawie zgodzono się na urlop bezpłatny, dołożony do zaoszczędzonego normalnego. W kraju została przecież Rysia z trzyletnim Darkiem. Za tysiąc dolarów można by było objechać świat. Do Indonezji statkiem, stamtąd do Japonii też stateczkiem. Przeskoczyć Ocean Spokojny do Ameryki. Na towarowym stateczku można coś tam robić, choćby czyścić i zarobić parę dolarów. W Stanach też można zarobić parę zielonych, jak twierdza bywalcy i do Europy. Robiłem sobie takie kalkulacje - marzenia w głowie. My(Andrzej i ja) natomiast jedziemy do Madurai. Do wagonu wpychamy się z Andrzejem na tak zwanego „chama”, ponieważ nie mamy rezerwacji. Proponują nam wagon typu „open”, (otwarty) - bez potrzeby rezerwacji miejsca do spania. Jest tu tyle ludzi, co śledzi w beczce. W tym klimacie jazda takim wagonem, to dla nas samobójstwo. Szczęściem współpasażerowie są mili i nie protestują, z wyjątkiem jednego typa w dziurawych skarpetkach. Pociąg wąskotorowy, zwany ekspresem Madras -Trivandrum jedzie przez kraj Tamilów. Na polach ryżowych wre praca. Po ścięciu ryżu zostały suche, twarde rżyska. Pokrywane są wodą, aby rozmiękły. Potem w tej wodzie brodzą bawoły ciągnąc swoje sochy. Na karkach rogatych, ciemnych zwierząt - zwanych indyjskim traktorem, zamocowano drewniane jarzmo. Od którego biegnie do sochy długi mocny drąg. Socha to kawał spiczastego kloca z zamocowanymi rączkami. Proste to narzędzie nie orze jak pług i nie odwraca skib. Tylko rozrywa namoczone korzenie ryżu i spulchnia ziemię. Z sochą mocuje się chudy człowiek, brodząc boso po kolana w błocie. Na innym miejscu, to niby zaorane sochą błoto, jest wygładzane długą deską, ustawiona na sztorc, którą też ciągną bawoły. Wyrównane w ten sposób błotko jest pokrywane cienką warstwą wody. Do tej wody kobiety wtykają wcześniej przygotowane sadzonki ryżu. Bardzo egzotycznie i kolorowo to wygląda. Ale tylko wygląda. Kilkanaście kobiet w kolorowych sari, z bosymi nogami w błocie, pochylone nad wodą w palącym słońcu, sadzi to zboże tropików. Sadzonki spięte w pęczki, roznoszą młodzi chłopcy. Każdą roślinkę należy w określonych odstępach wepchać w błotko ukryte pod wodą. Za rzędem przesuwających się kobiet rośnie stopniowo zielona ruń, zasadzonego ryżu. Przed nimi jest część dziewiczego poletka czekającego na swoją kolej. Tło dla tej grupy barwnych, ciemnych, pochylonych nad wodą kobiet stanowią zagajniki palm kokosowych i plantacje bananowców. Jedziemy równolegle do wybrzeża w kierunku przylądka Komorin. Gdzieś tam daleko za cieśniną powinien już być Cejlon. Na horyzoncie majaczą Góry Kardamonowe. Nazwa pochodzi od rośliny, która jest znaną przyprawą. Są to góry całkowicie pokryte roślinnością. Sięgają do niecałych trzech kilometrów nad poziomem morza. Żyją w nich, między innymi, tygrysy. Obrazki dokoła nas, jak z książki o tropikach. Niestety nie wszystko jest książkowo-różowe. Od okna leci gorący wiatr. Wieczorem jesteśmy w Madurai. Przyczepia się do nas chłopak i natrętnie proponuje hotel. Nie chcemy i chodzimy razem z gówniarzem od hotelu do hotelu. Nigdzie nie ma miejsc. Co u licha!? Domyślam się, że szczeniak daje jakieś znaki za naszymi plecami. Go! Zjeżdżaj ! I okazuje się, że w następnym hotelu jest już miejsce. Noc jest gorąca. Madurai to chyba najcieplejsze miejsce na południu Indii. Leży w głębi lądu i nie sięga tutaj wpływ morza. 6.09 Z nieba leje się żar. W banku wymieniamy forsę. Niestety nie chcą mi rozmienić przy tym pięćdziesięciu zielonych na mniejsze banknoty. Mam za duże banknoty i mogą być później kłopoty w tym sensie, że lepiej jest wymieniać mniejsze sumy, bo kursy się nieco różnią w różnych miejscach. Ważniejsze jest jednak to, że lepiej jest mieć przy sobie dolary, niż równowartość miejscowej waluty, mającą za granicą wartość papieru. Rupie są niewymienialne. Dlatego strzeżemy naszych zielonych, jedynego naszego zabezpieczenia. Bez pieniędzy człowiek, szczególnie tu, staje się nikim. Po południu zwiedzamy Tirumli Kayah. Pałac pochodzi z siedemnastego wieku. Niezbyt ciekawy. Potem Meenakshi Temple. Świątynia nie jest dziełem sztuki. Ciekawe jest jedynie to, że jest czynna. Wchodzi się do niej przez hall, gdzie jest mnóstwo kramów. Dalej jest basen rytualny. Centralny punkt stanowi sanktuarium, gdzie miejscowa dewotka nie chce nas wpuścić. Jakiś gość interweniuje i możemy spojrzeć do środka. W głębi widać posążek Boga a przed nim długi stół. Dłuższą częścią skierowany do wejścia. Wzdłuż jednej dłuższej strony stołu stoją wierni. Po drugiej – kapłan z dziwną lampką wykonujący jakiś obrzęd, Przechodząc przy tym od jednego Hindusa do drugiego. Przed wejściem czeka kolejka wiernych. Na wprost wejścia zamknięte ogrodzenie, w środku którego, na małym postumencie znajduje się posążek, jakby małego cielęcia. Ten motyw powtarza się prawie we wszystkich świątyniach. Oglądamy małe wewnętrzne kapliczki. Za ogrodzeniem są posążki przybrane szatami. W jednej kaplicy oglądam bardzo duży posąg. Od dołu budowa ciała kobiety z dużym gołym biustem i głową z trąbą słonia, siedzącej na tronie. Wierni przystają i mówią kilka słów modlitwy. W świątyni składa się ofiary. Na małych, płaskich koszyczkach znajdują się jarzyny, owoce, czy też specjalnie plecione wieńce. Niektóre sanktuaria są puste w środku. Filary ozdabiają maszkarony. Bramy wejściowe(Gopuram) są ozdobione niesamowita ilością rzeźb. Trafiamy na taką bramę już po restauracji. Posążki są jaskrawo kolorowe, takie jakie dawniej były na wszystkich Gopuram. Przedstawiają sceny, których treść jest mi zupełnie nie znana. Aby zorientować w tym wszystkim należałoby skończyć studia, ze specjalnością sztuka Indii. Nieco na ten temat poczytałem, ale to zdecydowanie za mało. Idąc z powrotem do hotelu spotykamy krąg ludzi. W środku człowiek stojący jakby na głowie, tylko jej nie widać, ponieważ do szyji jest zupełnie zakopana w ziemi. Facet klepie się po brzuchu, a towarzystwo dookoła wybucha śmiechem. Wieczorem przez ulicę obok obok hotelu przeciąga mała procesja. Niosą obraz oświetlony lampą i ubrany kwiatami. Nad obrazem parasol. Obraz poprzedzają osobnicy grający na wydłużonych bębnach. Rytm muzyki jest bardzo interesujący. Na kolację spożywamy ananasy. Chyba jeden z lepszych owoców na świecie. To jest bardziej jarzyna, bo rośnie na polu jak buraki. Odjeżdżamy do Trivandrum. Jakoś zdobyło się miejsce do siedzenia, a nawet do spania. Świeci księżyc w pełni. Pociąg jedzie do góry. Przekroczymy przełęcz w Górach Kardamonowych, zwaną Południową Bramą Indii. Zdjęcia: 1. Sadzenie ryżu. W tle człowiek z bawołem przygotowuje kolejne poletko do sadzenia. 2. Bawoły. Rozbawione towarzystwo kobiet na wozie, który ciągną przed światynią bawoły. 3. Kolory Gopuram. Takimi kolorami szczyciły się wieże po zbudowaniu. Setki lat i intensywne deszcze pozbawiły je kolorów. Tu kolory został odrestaurowane. 4. Płaskorzeźba. Nie wiem, gdzie zrobiłem to zdjęcie. Sądzę, że gdzieś w świątyni w Madurai. Płaskorzeźba jest ciekawa, ponieważ przedstawia człowieka z głową knura. Który trzyma na ręce młodą dziewczynę. Druga - niżej stoi z błagalnym gestem. W środku, u dołu jest być może zrozpaczona matka. Notka! Kupiłem sobie na koniec pobytu w Deli książeczkę, za równowartość 2,5 $, „Indian Art”. Wydaną przez Fratelli Fabri Editore, Mediolan – 1966 r. I przetłumaczoną w 1972 r na angielski, oraz wydaną przez Octopus Books Limited w Londynie. Kredowy papier, kolorowe zdjęcia. Obejmuje ona także - Cejlon, Afganistan, Nepal i Tybet, Tajlandię, Birmę i Indonezję. Fajnie się to czyta. Historię Indii tworzyli pierwotnie Ariowie(p. post nr 1), potem Persowie, Grecy i wyznawcy Islamu(Mogołowie). Pierwsz wzmianki o cywilizacji w Indiach pochodzą z czwartego tysiąclecia przed Chrystusem. Rozwinęła się wtedy bardzo zaawansowana cywilizacja w Dolinie Indusu(miasta Harappa i Mohenjo-daro). Która zniknęła nagle po ok. dwu tysiącach lat. Przypuszcza się, że przyczyną mogły być zmiany klimatyczne, na terenie na którym się rozwijała. Ariowie opanowali Indie tysiąc pięćset lat przed nową erą. Przynieśli ze sobą ich święte księgi „Wedy”. Które potem tworzyły podstawy Hinduizmu, Buddyzmu i Dźinizmu(Janism). Pod koniec ostatniego tysiąclecia przed nową erą dynastia Maurjów podporządkowała sobie liczne małe królestwa tego subkontynentu. Maurjowie wyznawali Buddyzm. I z tego okresu pozostało w Indiach wiele zabytków. Hinduizm, którego początki sięgają wierzeń Ariów, nigdy nie zaniknął z kontynentu, tylko był wyznawany przez niższe warstwy społeczne. Kilkaset lat po nowej erze mała, prowicjonalna dynastia Gupta z Biharu opanowała północne i centralne Indie. Guptowie wyznawali storoindyjską religię, w której główną część oddawano Wisznu, Krysznie i Sziwie. Zaczęły powstawać pierwsze świątynie hinduistyczne. Buddyzm stopniowo zaczął być wypierany w stronę Himalajów. W drugiej połowie, drugiego tysiąclecia po nowej erze północne Indie zostały opanowane przez najeźdzców z północy(Mogołowie), przynoszących islam. Powstały wtedy tak wspaniałe zabytki, jak Tadj Mahal w Agrze.
    2 punkty
  11. W Białce mamy ratraki na stoku. Do otwarcia sezonu coraz bliżej.
    2 punkty
  12. W Białce pojawiły się ratraki, to dobry znak. Do otwarcia coraz bliżej. W Szczyrku, na górze, coraz bardziej zimowo.
    2 punkty
  13. Sezon będzie taki jak pozwoli Zima... reszta aluzjii do szczepienia/nieszczepienia guzik mnie obchodzi. Nudne to już jest.... każdy ma prawo wyboru i dajcie sobie już z tym spokój....
    2 punkty
  14. Dzisiejsza tura z SMR i COS. Warunki całkiem dobre na turowanie jak na koniec listopada, gorzej było że zjazdem. No i całkowita zmiana pogody po 2 godzinkach tj.b.silny wiatr przy ten. -4 spotęgował odczucie zimna. Do tego doszła jeszcze mocno ograniczona widoczność i śnieg z armatek spowodował że po paru godzinach byłem troszkę wychłodzony.No ale dzionek jak na pierwszą turę w tym roku super. Parę foci.
    2 punkty
  15. Podali się do dymisji w związku z podejrzeniami o korupcję. Temat szczepień nie ma tu nic do rzeczy.
    1 punkt
  16. Atomic/Salomon pinowe mają mocowanie harszli w standardzie Plum, pasują dedykowane Salomon Crampon lub Plum Crampon. Ale harszle Dynafit i ATK też będą działały, ale nie tak idealnie jak te powyżej
    1 punkt
  17. 90mm Harszle Atomic/Salomon chyba mają inne mocowanie niż Dynafit i ATK Atomic Dynafit
    1 punkt
  18. Dziękuję. Pamiętam Twoje dylematy po zakupie Dynastar Vertical Pro, dobrze że je zostawiłeś i zamontowałeś pinowe wiązania.
    1 punkt
  19. Takie info dziś usłyszeliśmy w radiu w drodze do Włoch w sprawie niezaszczepionych w Austrii... Od obowiązkowego szczepienia w Austrii ( które wchodzą z dnie 1 lutego ) osoba która będzie się uchylała będzie płacić karę 3600 euro co pół roku(projekt który w najbliższy czasie będzie głosowany)
    1 punkt
  20. 1 punkt
  21. jasne, coś mnie zmuliło😵, przy 175 - 15,4, a 180 - 16,3
    1 punkt
  22. Post 17 Kanczipuram Czwartego września Postanawiamy zwiedzić świątynie w Kanchipuram(Kanczipuram) i okolicy. Praktycznie można to jedynie zrobić wykupując wycieczkę w jakimś biurze podróży. Tak też uczyniliśmy. Autobus do Kaczipuram odjechał punktualnie. Jest to jedno z siedmiu świętych miast Indii. Odwiedzenie ich jest marzeniem każdego Hindusa. Najpierw zwiedzamy pierwszą z brzegu świątynię. Wchodzi się na dziedziniec świątyni przez bramę wejściową z wysoką wieżą zwaną Gopuram. Wysoką na kilkadziesiąt metrów wieżę tworzą, kolejne piętra zapełnione rzeźbami. Takie piętro, ma jakieś pomieszczenia w środku i biegnący dookoła nich taras, na którym stoją rzeźby. Wyjście na niego odbywa się przez otwór, ze środka wieży, widoczny pomiędzy rzeźbami. Tarasy są dosłownie zatłoczone rzeźbami i kolejne piętra zwężają się w kierunku szczytu wieży, tworząc schodkową piramidę. W środku, po przejściu bramy, jest właściwa świątynia podparta filarami. Każdy filar jest ozdobiony płaskorzeźbą. Centralny punkt świątyni stanowi drzewo Mango, pod którym brał ślub, chyba Wisznu ze swoja wybranką. Jeden z panteonu bogów hinduskich. Kapłan zaprasza mnie do obejścia drzewa. Tylko w prawo. W lewo obchodzi się przy pogrzebach. Obchodzę. Daje mi jakąś sadzonkę, pyta o nazwisko, przykłada do głowy czarkę i żąda ofiary. Jest zaskoczony niską kwotą jednego dolara. Obok jest święty, rytualny basen. Woda w nim jednak nie zachęca do kapieli. Następna świątynia jest w podobnym stylu, tylko znacznie większa. Tu przed nią widzę po raz pierwszy w Indiach słonia. I to świętego, świątynnego. Pomalowany w różne wzory. Jedzie na nim kilka osób. Obok świątyni stały duże jakby wozy ze szpiczastymi wysokimi dachami. Miały prawdopodobnie jakiś związek z religią, bo wydawały się służyć do niczego. Postój na obiad. Obiad, niestety, nie wchodzi w koszty wycieczki, jak w przypadku Agry. Postanawiam z Andrzejem(Rysiek został w Madrasie) skorzystać z miejscowej restauracji dla Hindusów. Będzie na pewno taniej i dodatkowo poznamy, jak wygląda taka restauracja. Przy wejściu nad korytkiem mamy kilka kraników z wodą. Można sobie umyć rączki, ale mydło musi być własne. To i tak dużo. Siadamy na drewnianej ławie przy długim stole. Kelner w krótkiej spódniczce, z pod której stercza chude, brązowe, bose nogi, rozkłada przede nami umyty kawałek liścia bananowca. Stos, tych ociekających wodą „talerzy”, piętrzy się przy wejściu. W sporym, metalowym wiadereczku miał biały, sypki ryż. Nasypuje chochelką na środku liścia duży, biały stożek. Paruje on i wygląda bardzo apetycznie. Przybiega w spódniczce następny. W naczyńkach, które można nazwać nie dwojaczkami, ale szósteczkami, bo jest sześć takich sklejonych ze sobą czarek ze wspólnym uchem u góry, są różne, kolorowe sosy. Hindusi są jaroszami, więc nie ma tu śladu mięsa. Można sobie było zażyczyć do wyboru dowolny sos - przyprawę. Przy wyborze kierowałem się kolorem. Bardziej mi odpowiadały jaśniejsze barwy. I tak nie wiedziałem, co jest z czego. Polał wybranym przeze mnie kolorami mój stożek. Hindus je, ugniatając z tego stożka palcami kulkę ryżową, która następnie wkłada do buzi. Dałoby się i nam tak robić. Potrzeba nieco wprawy. Tylko te obawy? Choroby tropikalne! Tyle się czytało o nich w książkach. Prosimy więc o łyżki. Nie chcą nam dać łyżek. Wreszcie ustępują i po zamieszaniu w całej restauracji, przynoszą nam gdzieś z zaplecza dwie sztuki. Jaki z tego wniosek? Na przyszłość należy nosić własną łyżkę. Smacznie sobie podjedliśmy i tanio. Ostatnia miejscowość zwała się Mahabalipuram. Sławna ze swych świątyń nadbrzeżnych. Nadbrzeżne, bo położonych blisko morza(Oceanu Indyjskiego). Jedna stała nawet na plaży. Metoda budowania była prosta. Wybierało się odpowiednią skałę i obkuwało z zewnątrz, aby wyglądała jak świątynia. Wewnątrz skały wykuwano pomieszczenia. Powstawał więc kamienny budynek, bez murowania. Chodzimy po piasku wokół świątyni. Stoją przy niej rusztowania. Odbywa się tu konserwacja, bo czas jednak robi swoje i kamień jest już z zewnątrz zaokrąglony, rozmyty. Stoi w dodatku tuż przy słonej wodzie oceanu. Z kolei oglądamy relief skalny zwany Gangawatarana – zejście Gangesu na ziemię. Jest to ogromna płaskorzeźba. Z prawej strony, u dołu jest grupa słoni. Jeden maleńki stoi pod brzuchem matki. Po skale z płaskorzeźbą chodzą kozy. Przenosimy się dalej od brzegu oceanu w miejsce, gdzie stoją kolejne wykute z obłej, dużej skały świątynie, podobno Durgi i Sziwy. Na placu obok tych budowli leży sobie duży stos zielonych kokosów. Faceci sprzedają niedojrzałe kokosy. Mleczko ich gasi dobrze pragnienie. Mają coś w rodzaju krótkich sierpów, a może to forma maczety i zdecydowanym ruchami odcinają koniec. Robią dziurkę, podają i można pić. Smak kokosowego mleczka jest nieokreślony, ale w tym klimacie każdy napój jest dobry. W Dehli kupiłem raz orzech dojrzały. Z grubej zielonej skóry, które mają te na stosie, pozostały brązowe jakby włosy. Usunąłem je i dużym scyzorykiem z piłką chciałem się dobrać do środka. Wyjątkowo odporna skorupa. Ale w końcu rozłupałem go i w środku był kokos, w postaci grubej na centymetr białawej masy przylepionej od wewnątrz skorupy. Spróbowałem to jeść. Twardy i bez specjalnego smaku. Wysuszona masa, ze środku orzecha, zwana była koprą i wożona do Europy statkami żaglowymi. Zdjęcia: 1. Kanczipuram, Gopuram. Wieża świątynna, zwana Gopuram, lub Gopura. Stawiana na wejściu do świątyni hinduistycznej. 2. Thiruvannamalai. Świątynia Sziwy w tej miejscowości. Musiałem podejść wyżej, w stronę świętej góry Arunachala, by zrobić to zdjęcie kompleksu świątynnego. Kompleks zajmuje 10 hektarów, jeden z największych w Indiach. Był budowany między szesnastym a siedemnastym wiekiem. Ma cztery wysokie gopuram, z których największa ma 11 pięter i 66 metrów wysokości. 3. Szczyt Gopuram_1. Wykonany przez teleobiektyw. Gopuram nie były prostymi budynkami. Na każdym piętrze był szereg postaci wykonanych jako płaskorzeźba lub prawie rzeźba, związanych z religią, hinduizmem. 4. Szczyt Gopuram_2. Przykład innego szczytu. 5. Basen w Arunachalaleshwarar Temple. Taką nazwę nosiła ta świątynia Sziwy. Zawiera wiele osobnych „kaplic”(shrins) poświęconych Sziwie i jego małżonce Parvati. 6. Byk. Nani. Święty Byk. Umieszczany na fladze wyznawców Boga Sziwy. 7. Wozy. Dlatego taka nazwa? Ponieważ pod tymi szpiczastymi dachami był wózek, na którym się opierały. 8. Mahabalipuram. Świątynia nadbrzeżna w tej miescowości. Ósmy wiek. 9. Mahabalipuram, Gangawatarana. Płaskorzeźba skalna o wymiarach dziesięć na trzydzieści metrów. Gangawatarana(narodziny Gangesu). Ganges symbolizowała struga wody, płynąca z góry zagłębieniem(rowkiem) w skale do zbiornika. Wszystkie postacie z lewej i prawej strony tego zagłębienia skierowane są ku „Gangesowi”. 10. Słoń. Fragment Gangawatarana. Zagłębieniem z lewej strony słonia płynął „Ganges”. W wodzie pływały „ryby”. Jedna, wyższa, mająca głowę i tułów mężczyzny. Niższa - kobieta. To moja interpretacja. Nie wiem, co by powiedzieli eksperci od hinduizmu. 11. Rathas_1. Mahabalipuram. Nazwa”Rathas” oznacza „Ritual Chariots”(Rytualne Wozy). Wykuwane były ze stojącej skały. I mają trzynaście wieków. Nie wiadomo, czy służyły jako światynie. 12. Rathas_2. Tu miałem okazję spróbować mleczka kokosowego. Sprzedawca przygotował stos zielonych koksów. Przyjechała „wycieczka” z Madrasu, więc ludziom chciało się pić.
    1 punkt
  23. Witam, dziękuję za ostrzeżenia i sugestie ale decyzja(czy raczej ryzyko😀)podjęta. Jutro o drugiej nad ranem wyruszamy do Szwajcarii. Jedziemy przez Niemcy. Czy ktoś może podpowiedzieć gdzie kupić winietki na Austrię i Szwajcarię. Z góry dziękuję za podpowiedź. Pzdrawiam.
    1 punkt
  24. Jeśli Polska będzie jedynym krajem, w którym będzie można pojeździć na nartach to raczej sezon nie będzie normalny... Paradoksalnie już bym chyba wtedy wolał, żeby wprowadzili "Covidowe obostrzenie" w postaci ograniczenia ilości osób na stokach i jakiś sensowny system rezerwacji online, bo inaczej to będzie tylko stanie w kolejkach a nie jazda. Ale z pozytywnych informacji, ze strony Zieleńca: w sobotę, 4 grudnia ruszamy oficjalnie z nowym sezonem narciarskim 2021/2022! Czynne będą wszystkie koleje linowe, większość talerzyków i wyciągów taśmowych w godzinach 09:00 – 21:00 I patrząc na kamerki wygląda tam naprawdę nieźle...
    1 punkt
  25. No i super. W końcu należy SMR za coś pochwalić. Oczywiście trochę trzeba pomarudzic- szkoda że BSA coś się nie dołożyło i tam będzie trzeba autem jechać 😜
    1 punkt
  26. Odpowiadając przewrotnie na pytanie z tematu napiszę tak: TAK będzie to normalny sezon odpalają Bartusia w piątek " AKTUALNOŚCI Otwarcie sezonu 2021/2022 w dniu 3.12.2021 od godz.9:00, czynny będzie wyciąg „Bartuś”. Do zobaczenia w Szczyrku Pozdrawiam mirekn
    1 punkt
  27. Przykra informacja, ale myślę, że akurat w ich przypadku Covid był tylko przysłowiowym "gwoździem do trumny". Ten ośrodek był za mały i za nisko. 2h od Wiednia, OK, można było przyjechać na jeden dzień, na weekend, ale nikt w takie miejsce nie pojedzie na tygodniowy urlop jeśli jadąc tylko trochę dalej ma ośrodki z kilkuset kilometrami tras i praktycznie gwarancją śniegu. Parę lat temu zrobiłem rundkę po tyrolskich małych ośrodkach - lubię takie miejsca, bo jest tam PUSTO, nawet w szczycie sezonu. Tym bardziej żałuję, że znikają, ale finansowo to się nie ma prawa spiąć. Podobny los spotkał parę lat temu Pettneu niedaleko St. Anton. Być może Covid przyspieszy upadek takich małych ośrodków, ktore operowały na granicy rentowności. Niemniej jednak podpisuję się pod tezą, że jeśli ten sezon będzie wyglądał tak samo jak poprzedni to przyszłość całej branży narciarskiej może stanąć pod znakiem zapytania. Najsilniejsi oczywiście przetrwają, ale konsolidacja rynku to rzadko dobra wiadomość dla konsumenta...
    1 punkt
www.trentino.pl skionline.tv
partnerzy
ispo.com WorldSkiTest Stowarzyszenie Instruktorów i Trenerów Narciarstwa PZN Wypożyczalnie i Centra testowe WinterGroup Steinacher und Maier Public Relation
Copyright © 1997-2021
×
×
  • Dodaj nową pozycję...