Narty - skionline.pl
Skocz do zawartości

Ranking

  1. artix

    artix

    Użytkownik forum


    • Punkty

      5

    • Liczba zawartości

      4 089


  2. Adamek182

    Adamek182

    Użytkownik forum


    • Punkty

      4

    • Liczba zawartości

      187


  3. Lexi

    Lexi

    Użytkownik forum


    • Punkty

      2

    • Liczba zawartości

      3 057


  4. cyniczny

    cyniczny

    Użytkownik forum


    • Punkty

      1

    • Liczba zawartości

      499


Popularna zawartość

Treść z najwyższą reputacją w 03.07.2022 uwzględniając wszystkie działy

  1. My troszke skromniej, bo i blizej i krócej. Wypad ze współpracownikami. Na różnym sprzęcie, od takiego sprzed 12 lat i bez serwisu po 7 dniowa maszynkę. Przeróżne kategorie sprzętu, wiek driverów. Ale trasa Sosnowiec-Skoczów-Wisla-Skoczów, Pękła,125 km. Powrót pociągiem i jeszcze 15km do domku.
    4 punkty
  2. Zdjęć mało bo miałem kolarki i telefon w plecaku. Kolarki które mi popsuły wyjazd. Miało być wygodnie a było piekło 😆 Miało być 220 a wyszło 160 😆 W Danii nie ma praktycznie drogi, przy której w pobliżu, lub równolegle nie ma drogi dla rowerów. Wszędzie tunele i wiadukty rowerowe 💪 Nawet kawałek Tour de France zaliczyłem 😉 Wybrzeże od Kopenhagi, dość daleko na północ, wygląda jak z amerykańskich filmów. Zdjęć nie robiłem, bo kogo interesują pieniądze ? 😆 Muszę przyznać że nigdy jeszcze nie spotkałem tyle ludzi na rowerach jednego dnia. W Danii w większości to oczywiście kolarki. Trasy MTB oczywiście też występują. Piwa nie polecam, piłem Erdingera 😝
    3 punkty
  3. Podbiles kiedyś cenę czegokolwiek o 100%?
    2 punkty
  4. Zwycięstwo, 2016/2017. Zobaczcie jak pięknie ceny idą do góry.
    1 punkt
  5. Fajnie tam masz...leniwo wakacyjnie ....ja nie mam czasu - musze chrust zbierać.... (winter is coming)
    1 punkt
  6. ALTA BADIA – jak załatwić się koncertowo na e-MTB. …będzie długo, ale muszę to z siebie wyrzucić. Nie wiem czego my się spodziewaliśmy, ale na pewno nie tego co nas spotkało. Złamana ręka u Darka, u mnie niezliczone ilości siniaków. Niesamowity stres przy pokonywaniu każdego przewyższenia i na zjazdach. Gubienie się w terenie. Schodzenie rowerami które ważą ze 30kg po pionowych ściankach, jakieś zwalone drzewa w lesie. Jednym słowem - koszmar. Cóż. Myśleliśmy, że jazda „góralem” po puszczy za gówniaka wystarczy. Że silnik zrobi za nas wszystko. Otóż…nic z tych rzeczy, a za błędy się przecież płaci. Przykładnie. Prawda? Rano, w sobotę, po dwóch dniach jazdy szosą po przełęczach poszliśmy do wypożyczalni po MTB z silnikiem. Chcieliśmy sobie odpocząć. Pojeździć po Alta Badii na luzie, odwiedzić znane nam z okresu zimowego zakątki. Zjeść coś dobrego w ulubionych knajpach. Ot, przyjemny dzień na luzie. Zadowoleni z siebie wzięliśmy więc rowery i pojechaliśmy w górę asfaltem. Super się jechało, ale odkryłam już że e-bike sam nie jedzie . Niby to prawda znana, ale okazało się, jazda jednak męczy. Zaskakująco szybko męczy. Na szosie tak nie umiem, a tutaj – pach, od razu zadycha. Na dodatek na baterii – wstyd, nie? Pierwszy zaskok. Opony tez jakieś takie grube, kierownica szeroka i prosta. Inaczej przełączasz biegi. A w ogóle to tylko jedna tacza z przodu no i kaseta jakaś taka duża jest.. z 50 zębów ma. Jednym słowem – szosa to to nie jest. Drugi zaskok. No ale każdy rower ma dwa koła – czyli da się jechać. Jest ekstra. I jest coś nowego – lubimy to. Witaj przygodo !!!(czy jak to tam było). Żarty skończyły się jak trzeba było podjechać pod stromiznę na szutrze. Na dodatek, akurat w TEN SAM dzień odbywał się wyścig „BMW HERO SUDTIROL DOLOMITES 2022” i JEDYNA trasa, która prowadziła w górę była obsadzona zawodnikami. Igły nie wciśniesz. No ale skoro już mieliśmy te rowery to trzeba było sobie radzić. Wcisnęliśmy się jakimś cudem w ten wyścig (nie było to zabronione). Początkowo używałam trybu ECO, czyli najniższego biegu bo było mi głupio jechać e-bikem obok ludzi, którzy wkładali tyle wysiłku w to, żeby utrzymać się w siodle. Ja bez żadnego wspomagania – zapomnij (próbowałam). Piłowałam więc wyprzedzając ostrożnie każdego zawodnika powoli, ale jednak. Pilnując przy tym, żeby im nie przeszkadzać, nie zajeżdżać drogi itp. To było stresujące. W końcu dojechaliśmy do jakiegoś rozwidlenia i skręciliśmy w bok. Zrobiło się pusto. No i po chwili okazało się, ze lepiej nie zbaczać z trasy i nie zapuszczać się w rejony, których się nie zna – zgubiliśmy się po raz pierwszy. Zanim wróciliśmy na trakt minęła chyba z godzina, a my byliśmy już poważnie wyczerpani wciąganiem roweru na górę (ach ta bateria), no ale przynajmniej wyścig pojechał…. Można było włączyć wyższe biegi. Ufff….zdjęcie-zen dla wytchnienia, bo piękne momenty tez były. Na razie, bo po potem już nie. Okazało się, że na e-bike’u trzeba umieć jeździć !!! Największym problemem dla mnie było to, że silnik powodował że jechałam (za) szybko w stosunku do włożonego w pedałowanie wysiłku. Mój mózg tego po prostu nie ogarniał. Nie wiedziałam, czy jadę na motorze czy na rowerze jednak. W efekcie czego nie umiałam podjechać pod stromszą górę – nie zrzucałam biegu odpowiednio wcześnie, bo rower sam jechał, ale potem koła zaczynały boksować, w połowie góry biegi już były za twarde i musiałam z niego zejść, podprowadzać pod górę (na gravelu tak nie robię !!!). Tam są podjazdy po 22% i po "stopie" nie ma się już jak wpiąć w pedały. Na dodatek pchać rower 30kg (ta głupia bateria) pod taką górę?? Ze trzy wzniesienia tak pokonałam. Jedno szczególnie mnie wykończyło kompletnie. W końcu jak wgramoliliśmy się na docelowe miejsce, skąd mieliśmy rozpocząć zwiedzanie byliśmy tak wykończeni, że nie mieliśmy ochoty już na nic. Chcieliśmy wracać do domu. Nawet obiad i kawa nie pomogły. Trzeba było jeszcze zjechać do domu (a mieszkaliśmy w Corvarze). A to widok na górze, tak wyglądają traski narciarskie w Alta Badia w lecie:) Wracając do domu postanowiliśmy jechać po śladzie wyścigu w dół. Trasa początkowo pokrywała się ze szlakiem Sellarondy MTB. Wywnioskowaliśmy, że po trasach pieszych przecież nie prowadzi. Po szlakach pieszych to może nie, ale po SINGLETRACKACH już tak !!!!. Jak się później okazało…. - Faaaak, no przecież my tędy nie zjedziemy …. - No nie zjedziemy, ruszamy dalej …… A dalej był pieszy. Wyścig skręcił wcześniej, a szlak Sellarondy prowadził przez singla. Wracać nie było co, bo ja w podjazdy nie umiem i nie miałam już siły. Ze zjazdami u mnie zdecydowanie lepiej. Silnik wtedy nie działa i przynajmniej czuje rower. Darek odwrotnie – wjeżdżał pięknie, ale na zjazdach tak sobie – raz sprowadził rower, raz odważył się zjechać, spanikował i w końcu zaliczył klasyczny skok wzdłuż przez keirę. M a s a k r a !!! Usłyszałam tylko za plecami soczyste k...waaa. Odwracam się – leży. Na nim rower 30kg. Biegnę szybko – cała ręka we krwi. Oglądam – kości nie widać. Pytam – dostałeś w głowę? – Nie. A w brzuch? – tez nie. Po chwili słyszę „nic mi nie jest”. Patrzę na rower? Wygięty hak przerzutki. Wlazł między szprychy. Rozglądam się. Jesteśmy gdzieś między nigdzie, a w dooopie. Cóż było robić…naprostowaliśmy hak i zdecydujemy się jechać dalej w dół. Darek po pierwszym szoku mówi ze ręka jest sprawna, nic go nie boli, ale z zaciskaniem hamulca jest tak sobie. A pieszy jak to pieszy….zaczął się zwężać. Wreszcie zwęził się na szerokość opony i pojawiły się schody. W chooooj schodów. Najpierw w górę, potem w dół. Dobrze, że była obok łąka. Jakoś sobie poradziliśmy. Potem było już tylko gorzej. Szlak zupełnie zniknął i zaczęła się przepaść, w której ktoś na dziko wydeptał ścieżkę. Trzeba było pilnować, żeby nie skręcić kostki i żeby rower nie zjechał, trzymając za oba hamulce jednocześnie. G…to dawało. Na dodatek w poprzek leżało spore drzewo, więc trzeba było rower przenieść nad tym drzewem….Nie wiem jakim cudem tego dokonaliśmy. Dotarliśmy w końcu do regularnej, szutrowej drogi dla samochodów i już na spokojnie, wolno zjechaliśmy do asfaltu, a potem do domu. Złamanie wyszło dopiero jak wróciliśmy z urlopu, w poniedziałek. Po wykonaniu zdjęcia RTG. Darek mówi, ze zjechał po wypadku chyba tylko na adrenalinie, bo po powrocie do domu ręka mu tak spuchła ze nie mógł nią ruszać, a co dopiero hamować i sterować rowerem. No i koniec tej opowieści. Jeszcze był Aperol na skołatane nerwy pod wieczór. W zasadzie, żaden komentarz nie jest już tu potrzebny. W podsumowaniu napisze tylko, że wszystko zrobiliśmy źle. Nie zapoznaliśmy się z ani jednym filmem instruktażowym w temacie jazdy na MTB. Nie przestudiowaliśmy mapy przed wyjazdem, nie przeczytaliśmy ani jednego przewodnika. Nic. Przecież wystarczyło opłacić wyciąg na miejsce, gdzie chcieliśmy pojeździć – w obie strony. Myśleliśmy, że to bez sensu, mając rower z silnikiem jeździć gondolą. Potem okazało się, że większość tak robi. Po prostu zlekceważyliśmy przeciwnika, który nas przerósł. Jestem zła i nie rozumiem jak dorośli, myślący ludzie, którzy mają przecież jako-takie doświadczenie w temacie mogli zafundować sobie takie g...no. Postanowiłam jednak, że tego nie odpuszczę. Za rok, jeśli się uda pojedziemy tam znowu. Tym razem z szacunkiem dla sprzętu i dla tych gór. Zrobimy to drugi raz, ale mądrzej. Dziękuję za uwagę. Trzymajcie się !!
    1 punkt
  7. No coś ty .. @artix biłby sie do upadłego o te deski - jest znanym na całym świecie (i okolicznych wsiach) miłośnikiem myszki Miki..
    1 punkt
  8. Wycieczka do Ciechanowa Ruszam z Piaseczna o 3:42 - na dworze szarówka, a w lesie Kabackim jeszcze ciemno. Po niecałej godzinie jazdy jestem przy bulwarach i tryb lampki mogę zmienić na migający. Na bulwarach sporo imprezowiczów w różnym stanie kończących balety. Część woła za mną "E kolarz dzie taaaak pędzisz" ale są to raczej sympatyczne zaczepki. Po przejechaniu mostem Gdańskim na drugi brzeg Wisły robi się cicho i spokojnie. Elektrownia Żerań o świcie. Kanał Żerański i świetna kładka nad nim. Na ścieżce do Jabłonnej spotykam dosłownie jednego rowerzystę - to jest zaleta wczesnego wstawania. Po zjechaniu z wału w Jabłonnej łapię najdziwniejszą gumę. Zdejmuję koło, zmieniam dętkę, pompuję. Powietrze schodzi momentalnie. Zdejmuje ponownie oponę, sprawdzam nową dętkę, jest dziura. Na szczęście mam jeszcze łatki...całe dwie:-) Łatam, zakładam ponownie, pompuję, pod koniec pompowania gwałtownie schodzi ponownie całe powietrze. Przez chwilę patrzę się jak głupi z niedowierzaniem. Gdzieś pod czaszką kiełkuje się myśl, że chyba do tego Ciechanowa dzisiaj nie dojadę. No dobra zdejmuje trzeci raz oponę wyjmuję dętkę i pompuję ją szukając dziury. I tu konsternacja, bo z dętki nie schodzi powietrze, pompuję ją bardzo mocno w powietrzu, czekam kilka minut i nic - dętka trzyma elegancko. Spuszczam z niej powietrze. Oglądam/badam po raz trzeci bardzo dokładnie oponę od środka i na zewnątrz, nic nie znajdując. Zakładam dętkę, oponę, pompuję i tym razem sukces, wszystko pięknie trzyma. Zakładam koło i trochę z duszą na ramieniu ruszam w dalszą drogę. W Chotomowie zatrzymuję się jeszcze na chwilę przy punkcie z pompką i narzędziami i dopompowuję koło do 5 bar. Do końca trasy koło nie sprawiło już żadnych problemów. Zalew Zegrzyński w Dębe. Nasielsk omijam od południa przez Studzianki i Miękoszyn. Asfalty świetne i zerowy ruch samochodowy. Wkra- mazowieckie zagłębie spływów kajakowych. drewniany most na Wkrze w Jońcu Potworek ustrzelony gdzieś po drodze. Komuś chyba za mocno weszło średniowiecze:-) Zalew na rzece Sona w Nowym Mieście, tam robię de facto pierwszy prawdziwy odpoczynek - stówka za mną, zostało 45km do mety. Droga z Nowego Miasta do Łopacina to najsłabszy odcinek pod kątem nawierzchni, choć i tak tragedii nie było. Dodatkowo droga była zamknięta dla ruchu (rowerem bez problemu dało się przejechać), bo właśnie trwał remont nawierzchni, więc za chwilę i ten słaby odcinek zniknie. Od Łopacina asfalt był taki jak na zdjęciu Ostatni krótki stopsik na świetnej drodze z Ojrzenia do Młocka XIV wieczny zamek Książąt Mazowieckich w Ciechanowie Na stacji jestem o 10:30 na około 30 min. przed odjazdem pociągu. Niestety biletów brak (IC Kolberg). Zostaje alternatywna podróż pociągami KM do Warszawy Gdańskiej, a później ze Śródmieścia do Piaseczna dłuższa o 1h. W pociągu przybywa rowerów stąd muszę mój powiesić na haku czego zazwyczaj nie robię. Aby ograniczyć bujanie owijam pasek od kasku o zawias drzwi i o baranka. Następnym razem zabiorę jakiś ekspander. I koniec. Trasa bardzo przyjemna z bardzo niewielkim ruchem samochodowym. Poranny wyjazd miał tę zaletę, że udało się ominąć największy skwar oraz tłumy na bulwarach wiślanych.
    1 punkt
  9. 0 punktów
  10. Jestem tu niedaleko w Völs am Schlern. Wczoraj zanotowano rekord temperatury w stacji pomiarowej na lodowcu: +10 stopni. Pięć ofiar śmiertelnych, osiem rannych (dwie ciężko)- informacje na 17:50. W tut. mediach elektronicznych dużo szumu informacyjnego. Na razie wiadomo, że zeszła lawina.
    0 punktów
  11. Dziś minimum 6 osób śmiertelnych …. Kawał lodowca się oderwał … https://www.nieuwsblad.be/cnt/dmf20220703_95474648 "Do wypadku doszło na Marmolada w niedzielne popołudnie. To najwyższy szczyt w Dolomitach Wschodnich o wysokości 3300 metrów. Grupa około piętnastu wędrowców znalazła się na popularnym szlaku turystycznym na szczyt i została porwana przez lawinę śniegu, lodu i skał, gdy wierzchołek lodowca runął. „Rozbicie głazu stworzyło szczelinę w lodowcu”, powiedziały służby ratunkowe
    0 punktów
www.trentino.pl skionline.tv
partnerzy
ispo.com WorldSkiTest Stowarzyszenie Instruktorów i Trenerów Narciarstwa PZN Wypożyczalnie i Centra testowe WinterGroup Steinacher und Maier Public Relation
Copyright © 1997-2021
×
×
  • Dodaj nową pozycję...