Narty - skionline.pl
Skocz do zawartości

Ranking

  1. tanova

    tanova

    VIP


    • Punkty

      16

    • Liczba zawartości

      2 752


  2. pawelb91

    pawelb91

    Użytkownik forum


    • Punkty

      11

    • Liczba zawartości

      2 943


  3. marionen

    marionen

    Użytkownik forum


    • Punkty

      9

    • Liczba zawartości

      3 991


  4. Narciarz ze Śląska

    Narciarz ze Śląska

    Użytkownik forum


    • Punkty

      3

    • Liczba zawartości

      2 131


Popularna zawartość

Treść z najwyższą reputacją w 18.09.2022 uwzględniając wszystkie działy

  1. Wczoraj byłem przejazdem w Tyliczu, wrzucam więc aktualne zdjęcia prac w obu stacjach narciarskich. Master Ski Budowa 6 os. wyprzęganego krzesełka. Zakupili używany wyciąg z Austrii z regionu Saalbach wyciąg Sportbahn Asitzkogel. Przy dolnej stacji będzie bardzo duży parking ciągnący się wzdłuż potoku nad którym powstanie mostek by na ten parking dojechać. Budowę nowego wyciągu wykonuje Mostostal Zabrze. Powyższy wyciąg działał w Saalbach w latach 1999-2022 https://www.skiresort.info/ski-resort/saalbach-hinterglemm-leogang-fieberbrunn-skicircus/ski-lifts/l92614/ Został zastąpiony przez nowoczesne 8 osobowe krzesełko. https://www.skiresort.info/ski-resort/saalbach-hinterglemm-leogang-fieberbrunn-skicircus/ski-lifts/l107969/ Tylicz Ski Poszerzone dojazdy z 3 tras do dolnej stacji oraz zwiększone miejsce na kolejki do wyciągu 3 os. 🙃 Zabrało to trochę parkingu przed samym wejściem pod wciąg. Zapowiada się że boczne parkingi zostaną poszerzone.
    10 punktów
  2. Cześć. Podstawy ekonomi znam, widzę to jednak trochę inaczej. Jak będzie drogo to ograniczę ilość wyjazdów na narty o 50 czy 80 %, będę jeździł bliżej na narty. Jak dalej będzie dla mnie za drogo to zrezygnuję z ON i zostaną mi skitury. Podobnie z drożejącym paliwem, tankuję za te same kwoty, tylko mniej jeżdżę. Teraz moda na ekonomię, jak jeszcze niedawno na covida. Jakoś wszyscy jeszcze pracę mają i nie siejmy zamętu na zapas.
    4 punkty
  3. Będzie drożej - to wiadomo. Ale obawiam się, że będzie drożej za kiepskie narty - mniej utrzymywanych tras w ośrodkach, ograniczanie sztucznego naśnieżania, rzadziej ratrakowane, spowolnienie prędkości wyciągów i krótsze godziny otwarcia.
    3 punkty
  4. Hintertux budzi się do życia, jest robota do wykonania... Będzie dobrze...
    3 punkty
  5. Dalsza część relacji (jeszcze ich będzie kilka). Kraków tętni życiem, bardzo dużo zagranicznych turystów. To też sympatyczni ludzie, szczególnie nasz kolega z forum (dzięki dla @marekbtl i jego żony za wspólne nasze spotkanie). Schodzimy w podziemia. Tu trochę mieszane uczucia, są multimedia, jest lunapark. Tylko to wszystko trochę przesłania same zabytki. Oczywiście nie może zabraknąć dorożek. Pod tym "domem kupieckim" znajdziemy zejście do podziemi. W Krakowie, sztuka leży dosłownie na ulicy. c.d.n.
    2 punkty
  6. Wtedy każdy będzie musiał sobie odpowiedzieć na pytanie czy warto się wybierać do danego ośrodka.
    1 punkt
  7. Liczyrzepa w Karpaczu to górna część trasy z Kopy, ta najstromsza... czynna równie często jak FIS.
    1 punkt
  8. Zawsze jest, choć gdy krzesło nie działa to trasa staje się skiturowa, w tym roku tak było, nie było rynien jak na tyczkach, równiutko i sztywniutko… jak rap ze stolycy
    1 punkt
  9. Zatrudnieni w ośrodku - to ułamek żyjących z narciarstwa. Do wymienionych dodaj usługi bezpośrednie: - serwisy narciarskie; - wypożyczalnie; - restauracje na stokach; - noclegi dla narciarzy oraz pośrednie: - sklepy spożywcze; - baseny; - nawet dyskoteki oraz bardzo pośrednie: - stacje benzynowe; - lotniska; - autokary. Bez narciarzy tego nie ma. Myślę, że w Austrii jest ok. 3-4 mln ludzi bezpośrednio lub pośrednio w mniejszym lub większym stopniu żyjących z nart oraz ok. 80 proc. w jakimś ułamku z tych nart korzystających, choć mogą z tego nie zdawać sobie sprawy (np. te stacje i knajpy po drodze). W takim ośrodku typu dolina Hintertux beneficjentami narciarstwa będzie z pewnością co najmniej kilkanaście tysięcy ludzi - cała dolina i jeszcze okolica. Jak w każdym innym podobnym.
    1 punkt
  10. Ja nie jestem ekonomistą i pewno słabo tę dziedzinę ogarniam, ale przeczytaj długi post kolegi @Narciarz ze Śląska nieco wyżej. Austria turystyką stoi i to głównie zimową, wydaje mi się, że śnieg jest dla nich dość istotny. Z moich przemyśleń to mogę powiedzieć, że na Hintertuxie pracuje około 120 osób. Właściciel ma 6 ośrodków, to już się robi kilkaset osób, którzy mają rodziny. Do tego dochodzą różni poddostawcy którzy też dzięki ON żyją. A samych ośrodków narciarskich w Austrii jest mnóstwo, dokładnie nawet nie wiem ile. A dodać do tego jeszcze można spore grono instruktorów, trenerów, klubów sportowych, biura podróży, pensjonaty, transport, to tak po łebkach podałem. Sądzę, że to spore grono jest i dla nich śnieg jednak istoty jest również, a może bardziej nawet jak dla mnie i mnie podobnym...
    1 punkt
  11. Mój tekst na Blogu o nartach, przytaczam całość. Uwaga: silny kontekst ekonomiczny: Austriacy strzelają sobie gole samobójcze. Kolejne bankructwo stacji narciarskiej Flaga Austrii Austria – 85 tysięcy kilometrów kwadratowych powierzchni, 9 mln ludności, kraj górzysty: większość powierzchni kraju obejmują Alpy. Najwyższy szczyt: Großglockner – 3797 m n.p.m. Kraj żyje z turystyki, także (może nawet głównie) z turystyki narciarskiej. Lata temu rząd austriacki umożliwił budowę prywatnej infrastruktury wyciągowej oraz noclegowej. O ekologii wówczas nikt nie mówił, w związku z tym góry zostały poprzecinane trasami i wyciągami na skalę nieporównywalną z innymi krajami, np. z Polską. Austria dziś to morze ośrodków, w tym aż 7 ośrodków lodowcowych, z czego aż 5 w Tyrolu. Natomiast najbliżej Polski jest malutki, acz pięknie położony, lodowiec Dachstein. Komunikat Lodowiec ma słabą infrastrukturę narciarską, przynajmniej jak na polskiego kanapowca: trzy orczyki i jedno krzesło dwuosobowe. Trasy ma też dość krótkie, a najdłuższy zjazd liczy sobie zaledwie 2 km. A nawet liczył, bo, jak czytamy w komunikacie: <<<Dachstein glacier cancels alpine ski season The Dachstein glacier in Austria this week announced that it will not be opening for downhill skiing in autumn or winter season 2022-23. The lift company management said that the closure of the ski area has been caused by the extreme heat of the summer months and a general lack of snowfall. The future of the ski area will be evaluated next spring.>>> Przetłumaczę krótko: <<<Lodowiec Dachstein nie będzie czynny dla narciarzy w sezonie 2022/23. Operator wyciągów stwierdził, że zniszczenia pokrywy lodowej w lecie były zbyt duże. O dalszej przyszłości ośrodka zadecydujemy w przyszłą jesień – za rok.>>> Źródło komunikatu: Dachstein glacier cancels alpine ski season (skiresorts.net) Drugie spektakularne bankructwo. Najpierw Ötscher, teraz Dachstein To już drugie spektakularne bankructwo stacji narciarskiej w Austrii w ciągu zaledwie 1 roku. Tak, bankructwo, bo w <<<straty spowodowane ociepleniem klimatu>>> wierzą tylko naiwni. Mowa o ośrodku położonym na wysokości 2700 m n.p.m. Zimą potrafi tam spaść i utrzymać się nawet 3-4 m śniegu. Generalnie można podejrzewać, że chodzi o coś innego. O co? Moim zdaniem o: ceny energii; małą popularność ośrodka bez kanap. Rok temu koniec działalności ogłosił Ötscher. Tu nie było wątpliwości. Ośrodek załatwiła pandemia, a raczej pandemiczne (niezwykle ostre) restrykcje dla miejscowych i turystów w Austrii. Austriacy praktycznie nie życzyli sobie turystów, wahając się między całkowitym pozamykaniem wszystkiego, a przyjęciem gości na paszporty covidowe, które akurat w Austrii były bezwzględnie egzekwowane. Jak to się skończyło w przypadku np. polskich narciarzy, wcześniej chętnie Austrię odwiedzających? Ekstremiści próbowali pojechać i zetknęli się z praktycznie pustymi trasami. Większość... pojechała na wyjazd do Białki, Szczyrku lub Zieleńca, gdzie... nie było żadnych ograniczeń. Polskie ośrodki zarobiły jak nigdy, austriackie – spotkały się z kłopotami jak nigdy. Generalnie Austria powiedziała turystom auf wiedersehen i... jednocześnie się dziwiła, że ci nie przyjechali. I nie odnoszę się tu do poglądów za lub przeciw obostrzeniom, po prostu stwierdzam fakt... ekonomiczny. No cóż... Pandemia minęła, choć ponoć jeszcze nie do końca. Na pewno pozostawiła wpływ na decyzje klientów. Na przykład mówi się, że rynek lotniczy będzie się odbudowywał przez dekadę. Jeśli chodzi o narty, można by otwierać i cieszyć się napływem turystów, gdyby nie... kolejny kryzys, tym razem inflacyjno-energetyczny. Inflacja zabrała potencjalnym klientom pieniądze na wyjazd i z góry można założyć, że aktywnych narciarzy w sezonie będzie mniej, a i ich aktywność może być mniejsza. Energetyka i ceny energii dobiły kosztowo stacje narciarskie. Położenie stacji Dachstein, wcale nie najlepszej w Styrii, choć najwyższej, wydaje się więc zasadne... ekonomicznie. Ile lat będzie nieczynna? Zależy to od tego, ile lat potrwa kryzys. Bo załamanie wcześniej nieustającej koniunktury kiedyś musiało przyjść. Można by rzec klasycznie: potrwa 7 lat. Wznowienia pracy ośrodka (o ile przetrwają urządzenia) można się więc spodziewać ok. 2030 r. Moźe? Austria strzela sobie samobóje Czy te decyzje nie są przedwczesne? Nie wiem, ale panika zapanowała, gdy ceny energii na giełdach sięgnęły sufitu. I to sufitu nieakceptowalnego dla nikogo. Firmy zaczęły ogłaszać wygaszanie produkcji i nagle – czary mary – ceny energii zaczęły spadać, a w tle nawet ceny uprawnień do emisji dwutlenku węgla. Na polskiej giełdzie panika nastąpiła, gdy cena energii za megawatogodzinę sięgnęła ponad 2000 zł w sierpniu. No tak, ale dziś wynosi ona już tylko 645 zł, co dokumentuję zdjęciem: Problem w tym, że oferty do firm na 2023 r. zostały wysłane przez przedsiębiorstwa energetyczne wówczas, gdy ceny wynosiły ponad 2000 zł, a nie teraz, gdy spadają. Niemniej docelowo cena musi wrócić do względnej normalności, bo żaden biznes nie wytrzyma wzrostu kosztów o kilkaset procent. Są to zdarzenia nienormalne. Nienormalnie może więc być chwilowo, ale na dłuższą metę działa (jak zawsze) prawo popytu-podaży. Jak cena jest za wysoka, wygasa popyt, bo nie opłaca się produkować samochodów, statków lub chleba, a podaż rośnie, bo się opłaca produkować drogą energię. Ale tej nadwyżki... nie ma już kto kupować. I wówczas ceny... lecą na łeb i szyję, bo muszą. Tak samo jest z istotnym czynnikiem cenotwórczym: wspomnianymi uprawnieniami. Kiedyś kosztowały 5 euro za papier. Ale banki i fundusze je skupiły w celu spekulacji i... nie wypuszczały na rynek. Ceny więc wzrosły do nawet 90 euro w sierpniu br. Tyle, że przecież... kiedyś banki i fundusze muszą je sprzedać. Zaczęły trochę sprzedawać i nagle – czary mary – mieliśmy na początku września już 65 euro. Dziś jest o 10 euro drożej, bo banki i fundusze... przystopowały. Ale – powtarzam – kiedyś będą musiały je sprzedać. A mają tych uprawnień w swoich aktywach, proszę mi wierzyć, naprawdę dużo. Pojawia się więc zasadnicze pytanie: — Czy Austriacy nie są w gorącej wodzie kąpani i czy nie strzelają sobie samobója? Moim zdaniem... strzelają. Wiem, dziś świat nie jest rozsądny, zwłaszcza ekonomiczne, ale z czego, donnerwetter, mają tam żyć, jak pozamykają wyciągi. Z produkcji energii z paneli? Z dotacji Unii Europejskiej i KPO? Może jakiś czas tak, ale co potem? Austria to zagłębie narciarskie, tak jak Grecja to morze, ciepło i wakacje letnie. Można spróbować narciarstwo robić w Grecji i plażowanie w Austrii, tyle, że to się nie uda. Co było do udowodnienia. Over Maciek Hochkar w Austrii. 2016 r. https://blogonartach.blogspot.com/2022/09/austriacy-strzelaja-sobie-gole.html https://www.skiresorts.net/dachstein-glacier-cancels-alpine-ski-season/
    1 punkt
  12. Wiemy już, że wszystkie 3 czeskie inwestycje, planowane wstępnie na ten sezon, zostały przesunięte na przyszły (z wyjątkiem Cervenohorskiego Sedla, które też z rocznym opóźnieniem ma udostępnić tej zimy wyprzęganą kanapę). Dobrą wiadomością jest jednak ta, że 1 z 3 planowanych nowości na sezon 2023/24, powoli się urzeczywistnia. Została już wycięta przecinka pod wyciąg i nową trasę w miejscowości Orlicke Zahori (14km za Zieleńcem) - będzie to całkowicie nowy ośrodek, z kanapą 4-os. o długości 1457m i przewyższeniu ok. 290m (735-1025m npm.). I niestety chyba tylko jedną trasą, o urozmaiconym nachyleniu.
    1 punkt
  13. Albis - Labe - Elbe - Łaba. Na krótkim odcinku w Szwajcarii Czesko-Saksońskiej jest rzeką graniczną, ale ponad dwie trzecie jej długości (blisko 800 km) przypada na odcinek niemiecki. Po relacji z Czech zapraszam na drugą część bloga z Elberadweg - szlaku w granicach Republiki Federalnej Niemiec, a przynajmniej tej jego części, którą udało się nam przejechać w sierpniu tego roku. Niedziela, 21 sierpnia W niedzielę rano ciężkie chmury wisiały jeszcze nad doliną Łaby, ale przestało już padać. Wkrótce po wyjeździe z Dečina docieramy do granicy. Trochę się dziwimy, że opuszczamy terytorium ... Czechosłowacji : Jadąc po niemieckiej stronie mamy widok na Hřensko - bramę do najciekawszych szlaków Szwajcarii Czeskiej. Ciekawostka: Hřensko jest najniżej położoną miejscowością Czech - 115 m npm. Po niedawnych pożarach w obydwu parkach narodowych wznowiono już ruch promów na Łabie i otwarto szosę łączącą Hřensko z niemieckim Bad Schandau oraz część szlaków turystycznych. Do odwołania nieczynny jest szlak do Pravcickiej Bramy i wąwóz Kamienicy, gdzie pożar był najstraszniejszy. Znad rzeki nie widać szlaków pożogi - niestety okolica zmaga się również z plagą kornika-drukarza, który spustoszył świerkowe lasy i to już bardzo widać. Pijemy pierwszą niemiecką kawę i podziwiamy panoramę Bad Schandau: Przełom Łaby - część niemiecka: Twierdza Königstein - podziwiamy z dołu: Z lewego brzegu przeprawiamy się promem na prawy, do uroczego Kurort Rathen, skąd zaczyna się szlak pieszy do skalnych baszt (Bastei), górujących nad Łabą: Sakwy zostawiamy w jednej z restauracji, rowery przypinamy na zewnątrz i ruszamy na wędrówkę. Widoki? Sami zobaczcie! A to już pobliska Pirna: Na wieczór zajeżdżamy do Drezna - okazuje się, że zarezerwowany przez booking apartament jest w bardzo alternatywnej dzielnicy Nordstadt - pełnej knajpek, klubów, graffiti itp. Ciekawa okolica i pełna życia, choć w nocy było nawet spokojnie.
    1 punkt
  14. Nareszcie doczekałam się tegorocznego urlopu - dwa tygodnie rowerowej laby! Wróć - nie laby, tylko Łaby. Jak było? Świetny i urozmaicony szlak, zarówno dla miłośników zwiedzania jak i pięknych krajobrazów. Cała trasa ma blisko 1300 km długości, z czego 370 km przypada na Czechy, a pozostała część na Niemcy. Na jedną wyprawę to dużo, ale rzeka jest na tyle blisko Polski, że można trasę podzielić na odcinki, albo wybrać jej fragment. Tak właśnie zrobiliśmy i my tego lata. Niedziela, 14 sierpnia Jest niedzielny poranek, szósta rano, w środku długiego, sierpniowego weekendu. Piękny wschód słońca. Zaspana córka podwozi mnie i moją drugą połówkę na dworzec, na Intercity "Matejko". Szczecin-Przemyśl to prawie najdłuższa trasa kolejowa w Polsce. My jednak jedziemy nim tylko do Wrocławia, gdzie mamy przesiadkę. W tym roku urlop będzie "eko" - auto zostaje w domu, a my dojedziemy do Łaby pociągiem i rowerami. Benzyna droga, inflacja i kryzys paliwowy szaleją, więc cena za bilety kolejowe dla dwóch osób z rowerami (przezornie kupione z miesięcznym wyprzedzeniem) - jedyne 74,20 zł - cieszy. Jakaś ekstra promocja weekendowo-grupowa, bo cena bazowa była dwa razy wyższa. W pociągu haki na rowery (obok stojaków na narty!) i półki na sakwy. We Wrocławiu okazuje się, że TLK z Warszawy ma półtorej godziny opóźnienia, które dalej rośnie. Udaje nam się przebukować bilety na pociąg Kolei Dolnośląskich, ale w Sędzisławiu - gdzie mieliśmy spotkać się z zaprzyjaźnioną parą z Krakowa, będziemy godzinę później. Umawiamy się więc ze znajomymi w Kamiennej Górze, gdzie można coś zjeść przed dalszą drogą. Polregio KD nabity ludźmi i rowerami, dobrze, że jedziemy niedaleko. Okazuje się, że nasi przyjaciele mają awarię roweru - dosłownie rozsypała się sztyca siodełka. A tutaj niedziela i żaden serwis nie pracuje. Co za pech! Na miejscu, w Kamiennej Górze zastanawiamy się, czy uda się zablokować sztycę, która wpada do rury podsiodłowej. Wpadam na pomysł, aby wykorzystać butelkę Cisowianki do redukcji średnicy, oklejamy sztycę taśmą - i proszę! Prowizorka, bo prowizorka, ale dało się dojechać przynajmniej na nocleg w Czechach, a następnego dnia poszukać czynnego sklepu rowerowego z serwisem. Z Kamiennej Góry jedziemy do Krzeszowa bardzo wygodną i widokową DDR-ką. Góry na razie mamy tylko na horyzoncie. W Krzeszowie, w opactwie benedyktynek, trwają przygotowania do odpustu 15 sierpnia. Oglądamy zespół klasztorny i barokowy kościół: Dalej kierujemy się w stronę Chełmska Śląskiego. To urokliwe, nieco senne miasteczko, zdecydowanie na uboczu. Warto obejrzeć zabytkowy rynek i bardzo ciekawe, drewniane Domy Tkaczy z XVII wieku: Za Chełmskiem zaczyna się podjazd w stronę granicy. Ale nie jest ani bardzo stromy, ani szczególnie długi, więc jedzie się dobrze, nawet z sakwami. Ostatnia wioska po polskiej stronie to Okrzeszyn. Tutaj kończy się asfalt, a granicę pokonujemy szutrową drogą. Po czeskiej stronie dojeżdżamy do szosy, która na szczęście okazuje się niezbyt ruchliwa i spektakularnym zjazdem - mijając ośrodek narciarski Petrzikowice - dojeżdżamy do przedmieść Trutnova, gdzie mamy zarezerwowany nocleg. Do Łaby coraz bliżej. [cdn.]
    1 punkt
  15. Piątek, 27 sierpnia Powrót pociągiem zaplanowaliśmy na piątek, w godzinach przedpołudniowych - aby uniknąć weekendowego tłoku w Deutsche Bahn. Wiadomo - bilet za 9 euro cieszy się popularnością, a jeden z pociągów naszego połączenia jedzie do Stralsundu, czyli nad morze. Rano mamy jeszcze trochę czasu, żeby pokręcić się po Magdeburgu, bo poprzedniego dnia już było za późno. Ostatnia fotka nad Łabą: Katedra - podobnie jak w Dreźnie - odbudowana z gruzów po wojnie. Udaje się wejść do środka przed nabożeństwem, choć oficjalnie nie ma o tej porze zwiedzania. A po przeciwnej stronie placu - Zielona Cytadela. Ostatni projekt Friedensreicha Hundertwassera, wzniesiony w 2005 roku. Gdy byłam w Magdeburgu w 2008 roku, cytadela była dużo bardziej różowa - przez kilkanaście lat drzewa urosły i coraz bardziej korespondują z nazwą obiektu: Pora zbierać się na dworzec. W pociągu dość tłoczno i duszno - cały przedział rowerowy zawalony sprzętem i kłótnie, kto i dlaczego ma wstać. Tłumy również na dworcu Berlin Hauptbahnhof i oblężone windy. Czterdzieści minut na przesiadkę okazuje się zapasem w sam raz, zanim przeniesiemy się z górnego poziomu na dolny i na właściwy peron. W składzie do Stralsundu już luźniej i więcej miejsca na rowery. Wysiadamy w Pasewalku, a ponieważ jest jeszcze "młoda" godzina, to zamiast jechać kolejnym pociągiem do przygranicznego Tantow, ostatnie 50 km pokonujemy rowerami - przy okazji pokazując naszym znajomym z Krakowa, gdzie jeździmy na co dzień. Robimy sobie postój w Krugsdorfie, żeby obejrzeć pałac i odpocząć trochę nad jeziorkiem Kiessee. Granicę przekraczamy w Dobieszczynie. Na liczniku ponad 900 km. Wyprawę kończymy następnego dnia rundką honorową i pamiątkowym zdjęciem w Szczecinie. Mam nadzieję, że dane mi będzie kiedyś dokończyć szlak Łaby odcinkiem w północnych Niemczech, aż do ujścia w Cuxhaven. A może w odwrotnym kierunku? O ile w Czechach, zasadniczo do okolic Pragi jedzie się "z górki", to w Niemczech jechaliśmy ... pod wiatr, czasem naprawdę silny i uciążliwy. Dlatego też większość niemieckich sakwiarzy spotykaliśmy jadących z naprzeciwka. I generalnie ten niemiecki odcinek jest bardziej popularny - od wielu lat wybierany jest przez ADFC jako najlepszy długodystansowy szlak rowerowy. Choć nam bardzo podobało się również w Czechach i ten czeski odcinek też polecamy. Z noclegami na trasie nie ma problemu, o ile nie traficie na jakiś festiwal czy inną masową imprezę. Ceny - od 900 do 2000 koron za dwójkę w Czechach i analogicznie od 52 do 72 euro w Niemczech, w zależności od standardu oraz opcji zjedzenia śniadania. Cała trasa zasadniczo jest dobrze skomunikowana koleją, więc można kombinować z odcinkami według własnej koncepcji i możliwości. Polecam też stronę: https://www.elberadweg.de/ - są różne wersje językowe, niestety polskiej brak. I niezawodną radreise-wiki z roadbookiem (po niemiecku): https://radreise-wiki.de/Elbe
    1 punkt
  16. Czwartek, 25 sierpnia Ostatni dzień naszej wyprawy wzdłuż Łaby i najdłuższy dystans, bo ponad 100 km. Początek nawet fajny, druga część dnia - nieco mniej. Taka trochę monotonna jazda wałami przeciwpowodziowymi przez średnio ciekawy krajobraz. Ale od początku: Zaraz rano przeprawiliśmy się w Coswig na drugi brzeg. Szlak niby zasadniczo prowadzi obydwoma brzegami, ale w praktyce często jednak ten "drugi" wariant to nieatrakcyjne objazdy, słabo oznakowane. A że mostów na naszym odcinku jest niewiele, to pozostają promy. Trzy razy przeprawialiśmy się tego dnia w ten sposób. Cena? 1.50-2.00 euro za osobę i rower. Widok z promu na panoramę Coswig: Niedaleko zatrzymujemy się w pięknych ogrodach w Wörlitz - na drugie śniadanie i na zrobienie porządku z rowerem Mai, której schodzi powietrze i to z obu kół: Kolejny przystanek to Dessau - w sumie ciekawe miasto z licznymi obiektami architektury nurtu Bauhaus. Patrząc na te nowoczesne budowle, aż trudno uwierzyć, że powstały sto lat temu. Most na Łabie - już współczesny, ale pasuje do kolorytu miasta: Kolejny prom w Breitenhagen i ostatni - w Barby: Jeszcze parę obrazków z trasy: Pod wieczór zatrzymujemy się na kolację w Schönebeck, a do Magdeburga docieramy już o zmierzchu: "Z tak daleka, aż tutaj" - głosi napis na moście. To dobre podsumowanie naszej wyprawy. [cdn.]
    1 punkt
  17. Środa, 24 sierpnia Szlak rowerowy Łaby na północnych krańcach Saksonii i w Saksonii-Anhalt prowadzi głównie przez tereny rolnicze i wały powodziowe - niekiedy oddalone od rzeki o kilka kilometrów. Mało mam zdjęć z "terenu" z tego dnia, bo i co tu fotografować? Czasem zbliżamy się do rzeki - wtedy widoki są ładniejsze: Naszym celem tego dnia jest miasto Marcina Lutra i reformacji - Wittenberga. W Elster (niedaleko ujścia Elstery do Łaby) zmieniamy lewy brzeg na prawy, korzystając z jednego z promów. Mostów na Łabie na tym odcinku nie ma zbyt wiele i są czasem oddalone od siebie o wiele kilometrów: Sama Witenberga jest przepiękna i bardzo niemiecka. To wręcz esencja protestanckiego ducha środkowych Niemiec, a świetnie zachowana renesansowa zabudowa i liczne tablice pamiątkowe działają na wyobraźnię. Łatwo poczuć się tutaj jak w burzliwych czasach XVI wieku, kiedy mieszkali w mieście Marcin Luter, Lukas Cranach, Filip Melanchton czy Thomas Müntzer. W Wittenberdze jesteśmy w dniu, który jest świętem narodowym Ukrainy. Tutejsza społeczność uchodźców zbiera się właśnie na rynku, pod pomnikiem Lutra. Trochę abstrakcyjnie brzmi w tej scenerii odśpiewana gromko "Czerwona Kalyna", ale w sumie - czemu, nie? Żal mi trochę opuszczać to miasto i mam odczucie niedosytu. Ale chcąc dojechać następnego dnia do Magdeburga, musimy podciągnąć jeszcze przynajmniej kilkanaście kilometrów. Nocujemy w Coswig - dość nijakim i prowincjonalnym miasteczku, w pensjonacie "Pod złotym winogronem". [cdn.]
    1 punkt
  18. Wtorek, 23 sierpnia We wtorek rano przekropił nas jeszcze lekko deszcz - ostatni w trakcie naszej wyprawy. Przeczekaliśmy pod wiatką i ruszyliśmy dalej przez saksońską krainę pałaców i winnic. Opactwo cysterek Marienstein w Mühlberg/Elbe. Tutaj zahaczamy nawet o skrawek Brandenburgii. Belgern: Torgau z pięknym zamkiem, w którego fosie mieszkają ... trzy niedźwiedzie: Nocleg znajdujemy kilka kilometrów za Torgau, na kwaterze prywatnej u miłej, starszej pani. [cdn.]
    1 punkt
  19. Poniedziałek, 22 sierpnia Tego dnia było więcej zwiedzania, niż jeżdżenia, dlatego kilometraż (53 km) niezbyt imponujący. Apartament w Dreźnie mogliśmy zatrzymać do godziny 13.00, było więc sporo czasu, aby objechać atrakcje, choć oczywiście bez zwiedzania licznych muzeów. Te mam zresztą już zobaczone, gdy byłam w Dreźnie dziesięć lat temu. Drezno, to takie nietypowa metropolia, w którym tzw. Nowe Miasto (Dresden Neustadt), w którym nocowaliśmy, jest starsze niż starówka - Altstadt, zbombardowana w czasie wojny. Wszystkie zabytki to rekonstrukcje - niektóre całkiem nowe, bo odbudowę Katedry zakończono ledwie kilkanaście lat temu. Neustadt, przed fasadą naszego hostelu: Fantazji nie brakuje również właścicielom samochodów - pardon, trabancików: Na drezdeńskiej starówce - katedra (katolicka) pw. Świętej Trójcy (po lewej) i zamek Wettynów (po prawej): Gmach opery: Zwinger - z rozgrzebanym remontem, ale dało się znaleźć fotogeniczne zakamarki: Katedra luterańska pw. Marii Panny (Frauenkirche) Z widokiem na jedną z uliczek: Orszak książęcy z miśnieńskiej ceramiki - bardzo znane miejsce w Dreźnie: Akcent rowerowy - można i tak zwiedzać Drezno: Łaba w Dreźnie: I panoramka na "do widzenia": Ruszamy na północny zachód - w stronę Miśni: Otóż i ona. Miśnia - Meißen. Uniknęła losu Drezna i zachowała swoją historyczną zabudowę. A co za Miśnią? Za Miśnią zaczyna się najmniejszy region winiarski Niemiec - nawet nie wiedziałam, że Saksonia ma takie tradycje. Mijamy winnice na zboczach wzgórz, a nocleg wypada nam w pensjonacie "końskim", z własną ujeżdżalnią, świetną kuchnią i cudnym zachodem słońca. [cdn.]
    1 punkt
  20. Sobota, 20 sierpnia Prognozy się sprawdziły - faktycznie leje deszcz. Do popołudnia nieprzerwanie i intensywnie, więc nudzimy się trochę w pokoju. Ale po szesnastej deszcz słabnie, więc idziemy się trochę przejść na Łabskie Piaskowce nad miasteczkiem i po samym Děčínie. [cdn.]
    1 punkt
  21. Piątek, 19 sierpnia Rysujące się od rana na horyzoncie sylwetki gór zdradzają, co nas czeka tego dnia. Wjeżdżamy w najładniejszy krajobrazowo odcinek szlaku nad Łabą - Średniogórze Czeskie, które następnie przechodzi w pasmo Szwajcarii Czesko-Saksońskiej. Litomierzyce: Nie da się ukryć, że powoli zbliżamy się do niemieckiej granicy: Odpoczynek z pięknym widokiem na Czeską Bramę - Porta Bohemica: Dalej jest jeszcze lepiej, bo wjeżdżamy w głęboki, skalny kanion: Dojeżdżamy do elektrowni Střekov pod Usti nad Labem. Generalnie na czeskim odcinku Łaba jest uregulowana poprzez liczne zapory i stopnie wodne. Nie ma ich za to wcale już później w Niemczech, gdzie rzeka odzyskuje nieco bardziej pierwotny charakter. Nad konstrukcją hydroelektrowni wznosi się efektownie warowny zamek: Po cukierkowych czeskich miasteczkach, które mijaliśmy w ostatnich dniach, Usti nad Labem nas rozczarowało - po wojennych bombardowaniach śródmieście odbudowano nieciekawie, a jedynym atrakcyjnym i fotogenicznym miejscem jest chyba most ma Łabie: Dalej też ładnie, czasem jakiś bunkier się trafi: Kapliczka przypominająca o niedawnych powodziach: Wkrótce dojeżdżamy do Děčína - ostatniego miasta po czeskiej stronie. Tutaj mamy nocleg, a nawet dwa, bo w sobotę zaplanowaliśmy sobie dzień "postojowy", zwłaszcza, że prognozy są nieciekawe - ma lać. Jeszcze kilka zdjęć z Děčína: Zamek, w którym ponoć nocował między innymi Fryderyk Chopin: Jest tutaj również - praktycznie w samym mieście - via ferrata: Pastyrska stena: [cdn.]
    1 punkt
  22. Czwartek, 18 sierpnia Upalnej jazdy nad Łabą ciąg dalszy. Po śniadaniu ruszamy z Nymburka w kierunku zachodnim - tutaj rzeka jest żeglowna i spotykamy nawet spory wycieczkowiec: Most w Čelákovicach: W Brandysach drogowskaz informuje, że jesteśmy 17 km od Pragi. Tym razem się nie skusimy, szczególnie, że stolicę Czech znamy z wcześniejszych wyjazdów. Zostajemy przy dającej ochłodę rzece z torem do kajakarstwa górskiego i ładnym zamkiem: Na trasie "kachny" też szukają chłodu przy Łabie: Widok na ujście Izery do Łaby: Czasem jedziemy wygodnym asfaltem, a czasem takim singielkiem: W Melniku znów podjazd - tym razem pod zamek. Nagrodą są piękne widoki na ujście Wełtawy do Łaby i winnice na zboczu wzgórza: Ekipa u podnóża zamku: Kolejna pocztówka z Czech - Melnik: Dogadzamy sobie : Łaba szeroko rozlana: Nocujemy w niewielkim, ale przytulnym pensjonacie w Hoštce - sennym miasteczku z hospoudką na małym ryneczku. Przy kufelku czeskiego piwa w ciepły, letni wieczór, w towarzystwie lokalsów dzień się miło kończy. [cdn.]
    1 punkt
  23. Środa, 17 sierpnia Z czym kojarzy się Kraj Pardubicki? Oczywiście - Wielka Pardubicka! Wyścigi konne wśród pól i siwe konie rasy kladrubskiej. Do do Kladrub nad Łabą i cesarskiej stajni Franciszka Józefa wiedzie nas łabski szlak w środowy ranek. I Łaba tutaj taka dzika ... Wkrótce szlak wspina się na wzgórze w Tyńcu nad Łabą, gdzie odłączamy się na czas jakiś od rzeki. Dziesięć kilometrów drogi po słonecznych pagórkach dzieli nas od Kutnej Hory ze wspaniałymi zabytkami, wpisanymi na listę dziedzictwa kulturowego UNESCO. Słońce praży niemiłosiernie i temperatura rośnie do ponad trzydziestu stopni, a my mozolnie robimy kolejne metry przewyższenia. Wreszcie rysują się na horyzoncie dostojne sylwetki kościelnych wież Kutnej Hory. Najpierw Sedlec i trochę makabryczna Kaplica Czaszek z XVIII wieku. W samej krypcie ossuarium - z gigantycznym żyrandolem z ludzkich kości - nie można robić zdjęć. Jedynie przez szybkę, kondygnację wyżej. Vanitas ... Bardziej niż memento mori przemawia do nas jednak carpe diem, jedziemy więc podziwiać dalsze skarby Kutnej Hory. Po drodze nostalgiczne stare skody: W najwyższym punkcie miasta stoi przepiękny kościół św. Barbary: Zjeżdżamy z Kutnej Hory z powrotem w stronę doliny Łaby. To nie Chorwacja, to Kolin (choć temperatury - jak nad Śródziemnym ☀️😞 Przy mrożonej kawie i tostach na kolińskim rynku rezerwujemy kolejny nocleg. Wyboru za bardzo nie ma - ale wolny jest apartament w czterogwiazdkowym hotelu w Nymburku. Trochę drogo, lecz cóż zrobić. Po drodze mijamy bokiem Podiebrady, z lekkim żalem i refrenem piosenki Jaromira Nohavicy z tyłu głowy ("A schody jadą, choć mogłyby stać, na stacji Jerzego z Poděbradu"). Może kiedyś wrócimy pozwiedzać. Ale Nymburk wieczorem też jest cudny ... [cdn.]
    1 punkt
  24. Wtorek, 16 sierpnia Rano wyjaśniła się zagadka, dlaczego nie mogliśmy znaleźć w okolicy noclegu. Otóż właśnie skończył się wielki festiwal muzyczny "Brutal Assault" w Josefovie, organizowany co roku w sierpniu pod murami twierdzy. Jaka muza? Death metal ☠️ Chyba fani już jednak wyjechali, bo na terenie koncertów trwał demontaż i sprzątanie, a w miasteczku już tylko gdzie nie gdzie powiewały smętnie ostatnie banery. Josefov bardzo różni się od pocztówkowych czeskich miasteczek, mijanych przez nas nad Łabą. Zachował niezmieniony układ urbanistyczny osiemnastowiecznej twierdzy, choć nigdy jako twierdza nie był wykorzystywany - pełnił funkcję więzienia i koszar dla różnych wojsk. Ostatnio, do lat 90-tych XX wieku, stacjonowały tutaj garnizony radzieckie. Teraz większość budynków to pustostany, mocno nadgryzione zębem czasu. Niektóre pełnią ponoć rolę scenografii do filmów. Na paradnym i ogromnym placu centralnym, stoi kościół garnizonowy z wieeeelkimi wrotami: Pokręciliśmy się trochę po klimatycznych uliczkach - niestety brakło czasu, aby zwiedzić kazamaty. Jedziemy dalej przez Kotlinę Czeską - w stronę królewskiego miasta Hradec Kralove: I kolejny most na Łabie - już przy wjeździe do miasta: W Hradec Kralove kolorowe kamieniczki starego miasta przyciągają wzrok, szkoda tylko, że rynek zamieniono na wielki parking. Pomiędzy wieżami kościelnymi przycupnęła skromnie kamieniczka siedziby rektoratu tamtejszego uniwersytetu. I jeszcze secesyjna elektrownia wodna z początku XX wieku: Za miastem - na trasie do Pardubic: Same Pardubice są chyba najbardziej eleganckim miastem, przez które przejeżdżaliśmy. A może to wrażenie to też zasługa wspaniałej pogody? Zamek: Pernštejnské náměstí w historycznym centrum miasta - na pierwszym zdjęciu ratusz, na drugim w tle - Zielona Brama: Nie ujechaliśmy tego dnia zbyt daleko - jedynie 65 kilometrów, ale jak tu minąć takie cuda i nie zatrzymać się? Nocleg wypadł nam w Přelouč - hotel był kiepski i blisko dworca, ale miasteczko całkiem ładne: [cdn.]
    1 punkt
  25. Poniedziałek, 15 sierpnia Pierwszą sprawą do załatwienia tego dnia było znalezienie serwisu rowerowego w Trutnovie i naprawa sztycy w krossie koleżanki. Kawałka sztycy, który wpadł do rury podsiodłowej i się zaklinował, nie udało się wyciągnąć, ale nowa sztyca została docięta flexem na wymiar i zamocowana. Można jechać dalej. Warto zatrzymać się w Trutnovie na chwilę przy jednym z mostów na Upie i na starówce - obejrzeć ładnie położony rynek z wielkim smokiem na fasadzie ratusza. Już od rana miasto tętni życiem i przyciąga turystów. Pierwsze skojarzenie - fontanna Neptuna. Ale co robiłby Neptun w Trutnovie? Przy bliższym poznaniu okazało się, że to nie Neptun, lecz Karkonosz - Duch Gór, a w ręku trzyma nie trójząb, ale kij wędrowca. Przy dworcu kolejowym znajdujemy ciekawy, wielopoziomowy parking rowerowy z automatyczną windą. A z dworca można dostać się pociągiem na początek Labskiej stezky we Vrchlabi, albo jeszcze wyżej - do Szpindlerowego Młyna (podobno jeżdżą w lecie cyklobusy z Vrchlabi). Dla chętnych jest jeszcze opcja wtaszczenia roweru wyciągiem na Medvedin i dojechanie do schroniska - Labskiej Boudy, a stamtąd dojście do źródeł Łaby. U źródeł Łaby byliśmy już w lipcu, podczas naszej wędrówki Głównym Szlakiem Sudeckim. Pozostaje nam więc teraz "odhaczyć" po kolei miasta, których herby tworzą mozaikę. Opcja z dojazdem pociągiem do Vrchlabi niestety jakoś mi umknęła na etapie planowania trasy, bo skupiłam się nad możliwościami dotarcia nad Łabę rowerem. Z Trutnova do Vrchlabi raczej słabo, bo nie da się ominąć głównych dróg - a chcieliśmy uniknąć jazdy z sakwami w dużym ruchu samochodowym. Ale jest fajna trasa nr 4300 do następnego miasteczka - Hostinne. Po drodze wioska Vlčice, w której pomieszkiwał Jan Amos Komeński i nawet ponoć pracował w bibliotece tamtejszego zamku nad swoją "Didactica magna". Na horyzoncie widoki na stoki narciarskie Černej Hory w Jańskich Łaźniach: W Hostinnem zjeźdżamy nad Łabę, na ok. 50-tym kilometrze biegu rzeki. Od tego momentu będą nas prowadzić drogowskazy Labskiej cyklotrasy nr 2. Generalnie oznakowanie tras rowerowych w Czechach jest bardzo dobre. Szlaki - lokalne i długodystansowe - są ponumerowane, porządnie opisane i łatwo odnaleźć ich przebieg w terenie. Jakość nawierzchni jest natomiast bardzo różna. Prowadzą w większości bocznymi, mało uczęszczanymi drogami asfaltowymi, ale sporo jest fragmentów z brukiem, gruntowych czy szutrowych, zdecydowanie mniej jest typowych ścieżek dla rowerów. Poza krótkim fragmentem w granicach miasteczka Hostinnne szlak odchodzi od rzeki, albo biegnie asfaltową szosą wysoko nad zalesionym wąwozem i dopiero w okolicach zapory wodnej Les Kralovstvi ponownie prowadzi przy korycie Łaby. Na rynku w Dvůr Králové nad Labem (znanego z ogrodu zoologicznego) Bardziej terenowy fragment trasy przed Kuks: Samo Kuks to barokowa perełka - kurort-rezydencja, w którym mieścił się okazały szpital sanatoryjny z ogrodem, Kuks było też ważnym ośrodkiem sztuki drukarskiej w XVII w. Widok na szpital i jego ogrody: I na muzeum starodruków (prywatne): Po muzeum oprowadzał nas jego kustosz - emerytowany profesor muzyki i historii. Człowiek wielkiej pasji i erudycji. To była prawdziwa przyjemność. Miło się spacerowało po Kuks i jego zabytkach, ale czas upływał i trzeba było coś postanowić w sprawie noclegu, szczególnie, że na wieczór zapowiadane były burze i ulewy. Postanowiliśmy dojechać do miasteczka Jaromeř i tam coś poszukać. Niestety odbiliśmy się od jednych, drugich, trzecich drzwi ... W końcu udało się w pobliskim Josefovie. Akurat wolny był na jedną noc apartament w dawnej oberży z XVIII wieku, z czasów, gdy - na polecenie wspomnianego już w tym wpisie cesarza Józefa II - powstawała twierdza. Dzisiaj pensjonat Wunsch prowadzi potomek mistrza kamieniarskiego, który budował fortyfikacje i sam budynek. Bardzo sympatyczny właściciel i bardzo sympatyczne miejsce - jeśli będziecie w pobliżu, to szczerze polecam. A więcej o twierdzy Josefov - w kolejnym wpisie. [cdn.]
    1 punkt
www.trentino.pl skionline.tv
partnerzy
ispo.com WorldSkiTest Stowarzyszenie Instruktorów i Trenerów Narciarstwa PZN Wypożyczalnie i Centra testowe WinterGroup Steinacher und Maier Public Relation
Copyright © 1997-2021
×
×
  • Dodaj nową pozycję...