Narty - skionline.pl
Skocz do zawartości

Ranking

  1. tanova

    tanova

    VIP


    • Punkty

      987

    • Liczba zawartości

      2 752


  2. marboru

    marboru

    VIP


    • Punkty

      764

    • Liczba zawartości

      7 177


  3. Mitek

    Mitek

    Użytkownik forum


    • Punkty

      118

    • Liczba zawartości

      7 273


  4. waldek71

    waldek71

    Użytkownik forum


    • Punkty

      114

    • Liczba zawartości

      562


Popularna zawartość

Zawartość, która uzyskała najwyższe oceny od 01.10.2007 w Komentarze w blogu

  1. Część 2: Sobota rano przywitała mnie takim widokiem z okna. Ale cudna pogoda! Potem pyszne śniadanko, przyszykowane przez panią Ljubišę – omlet z lokalnym serem i lokalną szynką. Mniam! A do śniadanka … śliwowica własnego wyrobu, serwowana przez gospodarza . Bałkańska gościnność, nie można odmówić, trzeba chociaż umoczyć usta - choć dla mnie zupełnie nietypowa pora na alkohol. Hmm, jeszcze przez dwie godziny na stoku miałam posmak tej rakiji. Takie „uroki” bałkańskiego nartowania … Od Milana dowiedziałam się, że tego dnia w Kolašinie 1450 uruchamiają dwuosobowe krzesełka i kolejne trasy. I że wszystko będzie wyratrakowane. Późno otwierają tutaj wyciągi – dopiero o 9.30, a zamykają o 16.00. Jesteśmy trochę wcześniej, przed otwarciem - idę do wypożyczalni po odłożone buty i narty, kupuję skipass. Skipassy wielodniowe dają korzyści od bodajże pięciu dni, krótsze – to po prostu wielokrotność 15 euro. W międzyczasie rusza Vilina Voda, więc – w górę serca i cała reszta! Na początek - czerwona nr 2. Tam, gdzie w piątek był totalny freeride, w sobotę jest aksamit i sztruks. Jest ona też najbardziej stroma i spokojnie mogłaby uchodzić za czarną trasę. Potem zjeżdżam do dwuosobowych krzesełek Ćupovi, zdecydowanie w klimacie retro. Jak dowiaduję się od współpasażera, wyciąg pochodzi jeszcze z czasów Jugosławii. Wyciąg jedzie na sam szczyt, ale w połowie trasy jest stacja pośrednia - drewniana budka i garb ze sniegu, na którym trzeba w biegu wyskoczyć. Krzesła jadą dalej, na sam szczyt, ale trasy ze szczytu są nieczynne - za mało śniegu. Na szczęście krzesełka jadą wolniutko, ale i tak co niektórzy są zaskoczeni, że to już koniec i trzeba szybko wysiadać. Przy pośredniej stacji zaczyna się ładna, choć niezbyt długa czerwona trasa 5a: W sumie więc dostępne są cztery trasy - trzy czerwone i jedna niebieska plus łączniki, warianty i płaski stok do nauki. Tak około 10 km stoków. Na czerwonych trasach wzdłuż kanapy Vilina Voda niestety dość szybko robią się muldy, z czasem zaczynają też wyłazić minerały i trawa. Jest sporo ludzi - dominują miejscowi i Albańczycy, którzy ponoć upodobali sobie ten ośrodek na weekendowe wypady, bo u siebie nie mają praktycznie żadnych wyciągów. Ale i tak - jak na słoneczną sobotę - to jest chyba jedna trzecia ludzi jak u nas np. w Czarnej Górze czy Zieleńcu. Przy dwuosobowych krzesłach idzie na bieżąco, przy kanapie - kolejki na maksymalnie kilka minut od 11.00 do 14.00, potem też jazda na okrągło. Końcówka dnia to jednak mocno zdegradowane stoki, nawet zaliczyłam glebę - niegroźną. W ciągu pięciu sekund znalazło się trzech pomocników - pozbierali mi narty, kijki, postawili na nogi i jeszcze na dole pytali, czy aby na pewno nic mi się nie stało . Ach te widoki ... Na ostatnim zdjęciu widać ośrodek Kolašin 1600, który mam zamiar odwiedzić dzisiaj. Pozdrawiam serdecznie.
    26 punktów
  2. Hmmm, uśmiałem się (ale przyjmij to z pokorą) - pierwsze to resort touring - dla mnie zaprzeczenie idei skiturów. Za karę. - dwa archaiczny zestaw sprzętu, trudno w tym coś zrobić - wnioski (np co do tempa poruszania - hmm co najmniej kontrowersyjne) Jesteś na razie na etapie, który w "normalnym" narciarstwie akurat odpowiadałby nauce na pierwszej taśmie dla dzieci. I póki nie nauczysz się więcej to... w zasadzie nie powinieneś specjalnie próbować robić jakiś posumowań, bo po prostu nie masz cienia pojęcia o czym się wypowiadasz. Dopracuj zestaw sprzętu, naucz się sprawnych przepinek, do tego oczywiście kurs lawinowy. Poszukaj mocnej ekipy (np przez FB). I jak któregoś dnia zrobisz 30 km pętli, z 2500 m verticala w tym ze 2-3 strome żleby, takie że Ci adrenalina skoczy, a na plecach poczujesz zimny pot, a do tego ze dwa epickie zjazdy w doliny, to zobaczysz, że całe dotychczasowe narciarstwo było piaskownicą z czeredą hałaśliwych przedszkolaków. Po prostu trzeba się solidnie wziąć do roboty (zamiast koncentrowania się na relacji i fotografiach). Porównując do Twoich wycieczek rowerowych to jakby ktoś zrobił Ci relację z 20 km ścieżki rowerowej i wysnuł z tego wnioski co możliwości jazdy na rowerze (np mtb). To jest dokładnie taka różnica. Pozdrawiam cieplutko Wiesiek
    24 punktów
  3. <Dzień 1> właściwy Pierwszy narciarski dzień sezonu, zawsze taki trochę "na wejście", poza tym nowe miejsce, nowe trasy. Tym razem w ogóle cała otoczka okołonarciarska na styku "House Of Cards", "Rodziny Soprano" i "The Punisher". Pamietam dobrze te brednie, że "narciarze przywieźli do Polski to gówno z Włoch". OK. Zameldowaliśmy się wczoraj wieczorem, więc nic nie widziałem. Rano okazało się, że mieszkamy, no nie wiem, 20 metrów od dolnej stacji gondoli (potem wieczorem przyszło tego pożałować, bo do najbliższego supermarketu trzeba drałować około 900 metrów.........., a potem wrócić do góry). W każdym razie to i tak super, do sklepu chodzi się rzadziej. Widok z balkonu, godzina 06.30, ciemno po lewej budynek stacji gondolowej: Obrazek z boardingu do gondoli i od razu widać, że obostrzenia higieniczne są przestrzegane, maski na twarzy, dystans społeczny również. Gondola, która jako jedyna wiezie narciarzy na tereny narciarskie (jest jeszcze kret na Sunnegga 2288 m npm), zbiera wszystkich z miasta, którzy zamierzają jeździć na Matterhorn Glacier Paradise (całoroczny, lodowcowy teren narciarski), w okolicy Schwarzsee i Hirli, a także tych, którzy przez Theodulpass, chcą się dostać na włoską stronę do Breuil-Cervinia (w sezonie). Zimą ten przejazd dokonuje się przez Plateau Rosa Testa Grigia, nie teraz, póki Włosi są zamknięci. Ogólnie cały ośrodek Matterhorn Ski Paradise oferuje w sezonie 360 kilometrów tras obsługiwanych przez 52 wyciągi. Teraz, przed sezonem, w ogóle 365 dni w roku, jeździ się tylko na wspomnianym Matterhorn Glacier Paradise, gdzie jest 26 kilometrów tras (10 wyciągów). Kabina gondoli mieści 8, albo 10 osób. W obecnych okolicznościach spełnia się zwykle schemat 2+2 osoby. Z zewnątrz prezentuje się następująco: Skojarzenia ze słowem ekspres są przypadkowe, nie jest ekspresem. Polityka tego połączenia jest taka, że wyjeżdżamy nim z wysokości 1620 m npm- miasto. Dojeżdżamy do stacji Furi 1867 m npm, dalej Schwarzsee 2583 m npm, w sezonie można wysiąść i jeździć, teraz nie ma po co wysiadać. Potem jest jeszcze Furgg 2432 m npm. Tak, gondola jedzie na dół, żeby potem wspiąć się ostatecznie na wysokość 2939 m npm. Proszę miłej wycieczki, dojechaliśmy do bazowej stacji lodowca Trockener Steg. To tak jak Alpicenter dla Kitzsteinhorn. Teraz można w końcu założyć narty i coś sensownego z nimi zrobić. Ale lepiej jeszcze poczekać. Lepiej przejść korytarzem, pochylnią, karnąć się schodami ruchomymi żeby stanąć przed taką oto gondolą: Piękne i nowoczesne połączenie. Efekt współpracy Leitnera i Pinifarina. Przepiękna gondola z pośrodkowym pasem siedzeń, szybka i elegancka. Zawozi nas na najwyższy w Europie punkt, gdzie można dojechać w charakterze narciarza- 3883 m npm. Jest to tam: Prawdę mówiąc, można jeszcze orczykiem ukraść kilka metrów i wjechać na Gobba Di Rollin 3899 m npm. Na górze wygląda tak: Teraz już trzeba założyć narty, bo nic innego nie ma większego sensu. Widok z dół jest taki (prawdę mówiąc trasy są trochę po lewej): Jeżeli chodzi o trasy to niebieskie (mniej) i czerwone (dużo więcej). To wg oficjalnych informacji ośrodka. Tak po naszemu, to większość jest czymś pomiędzy. Ale, żeby nie było. To szerokie, równe autostrady. Jako, że ludzi jest tam mało, bardzo mało, to praktycznie przez cały dzień można śmigać na pełnej pycie. Tylko nie zróbcie błędu i nie bierzcie slalomek jak ja, bez sensu. To miejsce, gdzie na długiej narcie można te trasy męczyć cały dzień. Naprawdę czasem spotkacie człowieka. Tylko jedna uwaga na temat widoczności. Mamy koniec listopada, słońce jest nisko, poza tym chowa się szybko za otaczającymi terem czterotysięcznikami. Dzisiaj o 15.20 większość tras była zacieniona. Aczkolwiek trasy pozostały niezdegradowane, bez odsypów i dalej można było śmigać, ale uważać zawsze trzeba. Wszystkie trasy są fajne i wygląda to tak. Z samej góry leci czerwona trasa, która przecina dwie fantastyczne równe jak stół szerokie czerwone armaty obsługiwane przez dwa długie orczyki. Przechodzi ona w długą niebieską trasę, aż do dolnej stacji, tylko ma dwa upierdliwe wypłaszczenia. Jeżeli się nie rozpędzisz, to użyjesz kija. Od dolnej stacji gondoli jedzie 6-osobowa kanapa, która oferuje dwie czerwone trasy. Patrząc z dołu ta po prawej nieco ostrzejsza, z dwoma przełamaniami, ta po prawej równa jak szklany blat. Na obu można odkręcić to, co się ma w nartach i butach. Naprawdę jest bezpiecznie, to trasy, które chwyta się na raz. Kilka ujęć tej okolicy: A to jeszcze garść widoków: Na koniec dwie rzeczy. Ceny karnetów i jedna rada, którą otrzymałem przed wyjazdem. Otóż ceny karnetów są, jak by to powiedzieć, niemałe. Dla osoby dorosłej karnet na trzy dni kosztuje 204 franki z doliczonymi 15 frankami ubezpieczenia, o które nie prosiłem. Dużo. Teraz dobra rada: Jak się wciągniecie na samą górę, zjedziecie trochę w dół, by się skrzyżować z dwoma orczykami, pojedźcie małą przecinką w lewo i do góry (rozpęd!). Zatrzymacie się we włoskiej restauracji. Tam jest włoskie menu, włoskie ceny, płaci się w euro i to, co robi różnicę: łapiecie tam Vodafone.it i olewacie Helwetów. Polecam, tak zrobiliśmy i było ekstra. Pomniejsza rada jest taka, żeby nie pchać się na drugie piętro do baru, tylko na pierwsze do ristorante. Teraz przepisy są takie, że jemy i pijemy na dworze. W barze jest mały balkonik, w ristorante duży taras. Normalnie z tej knajpy zjeżdża się do Cervinii, nie teraz, tylko ekipy. Galeria włoska: I to byłby koniec pierwszego dnia, tylko został jeszcze jeden drobny szczegół. To kolega Matterhorn, towarzyszył nam cały dzień. Od kiedy wyszliśmy z domu wystarczyło się obrócić w lewo. Potem ciągle się przypominał, nie da się o nim zapomnieć. Zatem: : Pierwowzór w dalszym tle :). Aha i jeszcze ostatnia rzecz: tylko naturalny śnieg. Wiem, że to truizm. Pozdrawiam wszystkich serdecznie, mam nadzieję, że coś z tego sezonu będzie jeszcze można wycisnąć. W.
    22 punktów
  4. Hochkonig - wisienka na torcie? Część 2 - ostatnia. Mają tu nawet lokalnego Matterhorna 😮 Trasa numer 10... Z samej góry, do samego dołu... Ekstaza! Tak, tak - choć niebieska, to chyba tylko przez szerokość. Gigantki szły tu jak burza! Gdzieś w oddali schronisko? Wie ktoś, coś na temat miejsca widocznego na poniższym zdjęciu? Widoczne z Aberg-Langeck 1900 m npm. Panoramy bajeczne... W taki dzień Zoom x30 się przydał - niby te same miejsca na fotografiach a jakby inne... Gdzieś w podróży: Maria Alm: Chyba poniższy sztruks dzisiaj wygrywa...? A może ten: 6 dni na nartach w SkiAmade minęło nie wiadomo kiedy Powoli się żegnamy z tym Regionem... Piękny czas! Początek 10chy! Poniżej też trasa - Dycha Początek, krótkiego, czarnego fragmentu w Maria Alm: No i samo miasteczko: Mapka i dane dnia dzisiejszego: Endomondo pokazuje przebyty dystans z wyciągami. Nie szkodzi - dla nas, to był już, po 6 dniach, rekordowy wyjazd! 😮 Bez jutrzejszego dnia, na liczniku z tej właśnie aplikacji, mamy już nakręcone 703 kilometry 😮 Czujemy trochę w nogach, ale jutro się nie będziemy poddawać Kolejny piękny dzień na nartach. Masa zdjęć, ok 40 nagranych krótkich filmików do klipu...czas minął szybko! Trzymajcie kciuki by się pogoda utrzymała jeszcze jutro... Kolejna część bloga z ostatniego nartowania po SkiAmade będzie napisana już z Polski, pewnie w niedzielę. Pozdrawiamy serdecznie marboru i Paula
    21 punktów
  5. Na nartach w Radstadt - czyli o sztuce kompromisów Wyjazd z rodziną ma to do siebie, że zwykle trzeba godzić różne preferencje i punkty widzenia, tak, aby wszyscy byli zadowoleni. Dzisiaj był taki dzień. Pogoda miała być we wtorek niespecjalna – sporo opadów śniegu i przebłyski słońca po południu. W sam raz na odwiedziny kameralnego ośrodka Radstadt-Altenmarkt, który mamy na miejscu. Tylko 17 km tras, więc większość narciarzy zazwyczaj go pomija, kierując się do większych konkurentów o bardziej nośnym marketingu. Ale czasem warto rozejrzeć się, co miejsce, w którym mieszkamy na urlopie, ma do zaoferowania. Namówiłam Darka na wczesny wyjazd o 8.30, dzięki czemu byliśmy na trasach tuż po otwarciu, a młodzi dojechali skibusem, jak się wyspali. W nocy spadło 10 cm świeżego śniegu, a rano wciąż sypało, więc spodziewaliśmy się trudnych warunków. Tymczasem ratrak wyjechał również rano i przygotował większość tras – miła niespodzianka. Tak wyglądała czerwona trasa nr 6 pod gondolą do Radstadt: Cały ośrodek ma dość przejrzysty układ – dwie gondole z miejscowości Altenmarkt i Radstadt i dwa krzesła na bocznych trasach, które schodzą się gwiaździście na szczycie Kemadhöhe (1570 m npm.). Do tego dwa orczyki do nauki w dolinach. Zasadniczo sześć tras – czerwonych i niebieskich, z jednym czarnym łącznikiem. Trasy są długie i urozmaicone. Ośrodek do objechania w dwie godziny, ale trasy są na tyle sympatyczne, że można zostać i dłużej. Kilka zdjęć z ośrodka, niestety przeważnie w kolorystyce biało-czarnej: Ja byłam cztery godziny i naprawdę wyjeździłam się. Rodzina została, ja natomiast wróciłam skibusem na kwaterę i odebrałam w Intersporcie zamówione biegówki. Koszt całego kompletu (buty, narty, kije) to 12 euro za dobę, a ponieważ miałam swoje buty – to tylko 8 euro. Radstadt ma świetną ofertę dla miłośników nart biegowych – 180 km przygotowanych tras, w tym trasy wysokogórskie (m.in. do Zauchensee), leśne, oświetlone wieczorem, długodystansowe – jak np. Tauernloipe (70 km) i biathlon. Wejście na trasy jest darmowe, a raz w tygodniu można nawet skorzystać z bezpłatnego instruktora (flying coach). Wybrałam się na trasę do Mandling, wzdłuż rzeki Enns (Anizy), bo ta trasa biegnie tuż przy naszej kwaterze. Cała trasa liczy ponad 20 km, mnie jednak aplikacja pokazała niespełna 17 km. Kończy się pętlą na obrzeżach Mandling i wraca do Radstadt. Gdy szłam po narty akurat ratrak wjeżdżał na trasę – fajny sztruksik, ale gdzie są tory do klasyka? Nie ma? Może będą dalej? Gdy weszłam na trasę, ratrak wracał – wyciskając piękne dwa ślady. Inaczej niż w Polsce, gdzie sztruks dla „łyżwy” jest pomiędzy torami dla klasyka, tutaj tory są po jednej stronie, a miejsce dla nart łyżwowych – po drugiej. Przygotowanie trasy miałam prawie ekskluzywne – spotkałam tylko jedną osobę na biegówkach. Pusto, fajnie – tym niemniej był jeden mankament. Jak to bywa często w terenach górskich – w jednej dolinie trzeba „upchnąć” rzekę, trasę biegową (która w lecie często służy jako rowerowa), linię kolejową i drogę samochodową. Tę ostatnią niestety mocno było słychać cały czas. Tym niemniej wycieczka udana, a do domu wróciłam już o szarówce, po godzinie 18.00. Zdjęcia z trasy: [cdn.]
    19 punktów
  6. Nassfeld - cześć 2 Teraz eksplorujemy zjazdy znajdujące się na zboczach Madritschen Kopf oraz Tressdorfer Hohe - na poniższym zdjęciu widoczne na wprost. Pod wyciągami zaczyna robić się tłoczniej. Narciarze poruszają się jednak w przeciwną stronę do nas i nie czekamy dłużej niż dwie minuty do wyciągów. Zaliczamy trasę numer 40 - jest fantastyczna! Trasę 23. Przejeżdżamy przez środek miasteczka, pomiędzy budynkami, po szosach asfaltowych - przygoda! Na tych miejskich fragmentach należy uważać na sprzęt. Pojawia się trochę ciemnego śniegu z drobnymi kamyczkami. Jeździmy tutaj ostrożnie. Zaliczamy przejazd slalomem na części trasy 21 przy orczyku i po zrobieniu wszystkich tras zmierzających do Sonnenalpe Nassfeld, przedzieramy się dalej! Wszystkie kolorowe linie ośrodka Teraz szusujemy w okolicach Troghohe oraz Trogkofel 2280 m npm (widoczne na wprost na poniższym zdjęciu): Podążamy tam trasą 63. Tutejsza tablica informacyjna: Przytrasowe atrakcje: Docieramy do punktu widokowego, górna stacja gondoli 22, Troghohe 2020 m npm. Za moimi plecami Italia. Granica Austrii i Włoch, to charakterystyczne miejsce Paula jest bardziej Włoska... ...a ja austriacki Widok w stronę Włoch jest cudowny! Z drugiej strony, kolejna niezwykła formacja skalna 😮 Kontynuujemy jazdę trasą czerwoną 70... ...a później czarną 75: Dół tej trasy zbiega się przy dwóch stacjach kolejek 22, 23. Przy wagonikach 23, trasa czerwona 77: Dzień kończymy na trasie prowadzącej do Tropollach, bardzo długa i malownicza 80. Robimy ją dwa razy. Nasz drugi dzień pobytu w Karyntii kończymy rysując na mapach takie oto kształty... Jesteśmy zachwyceni miejscem! Trasami, widokami, rozmachem stacji narciarskiej! Nassfeld, to prawdziwy diament w koronie ON Karyntii Będziemy tęsknić za tutejszą przestrzenią... marboru i Paula
    19 punktów
  7. Lodowiec Dachstein...na wyłączność 😮 Część 2 - ostatnia. GS na trasie biegowej 😮 No i SL jako skitury... Mieliśmy w sumie świetną zabawę i przygodę Może łatwiej nam byłoby się poruszać po ośrodku jeśli byliby jacyś inni narciarze. Niestety - jeździliśmy tego dnia do 11 sami...choć jazdą bym tego nie nazwał. Raczej to było zaliczenie wszystkich tras i turystyka Paula wypatrywała tutejszej ferraty... Wypatrzyłem ja...a raczej zoom aparatu X30 Jedno nas bardzo zastanawia - po co i kto postawił na grani takie brzydactwo? Co to ma być? Drogowskaz na szczyt Dachsteina? Górna stacja gondoli wygląda niczym olbrzymi statek umiejscowiony na szczycie góry: Kończymy jazdę na nartach i rozpoczynamy zwiedzanie Tarasy widokowe są tutaj niezwykłe! Jest również Muzeum Lodowe. Szkoda, że widoków nie ma Ale jest też klimatycznie 😮 Charakterystyczne miejsce zawieszone nad przepaścią: Skały mają kolor dolomitu, czy są dolomitem? @Mitek jesteś geologiem - może słówko? Paula trochę się bała tu poruszać w butach narciarskich i śniegu... Zawieszona w przestrzeni Na powrocie z "widokówki" już strach z niej uleciał Widok w stronę szczytu Dachsteina: Gondolka wspina się na szczyt: Wracamy na dół z tego wymarłego miejsca. Na szczycie oprócz nas była chyba jedna osoba z obsługi 😮 Kasy górne, restauracja - wszystko zamknięte... Po jednej osobie w małych budkach, przy orczykach i krześle i tyle... Dziwne, to było uczucie tam być. Tak jakby ktoś otworzył, to tylko dla nas 😮 Wracamy na dół żółtą gondolą z tą samą uśmiechniętą Panią: Gdy powoli się pakujemy w aucie, przyjeżdżają kolejne samochody... WOW - zmiana warty na tej pustelni lodu i śniegu? Widoczność ok 11 jakby się trochę poprawiała - przynajmniej na dole Kolej w ruchu: Kilka zbliżeń na otaczającą nas przyrodę 😮 Górna stacja widoczna z samego dołu: Ależ musi być tutaj pięknie jak jest słoneczko i dobra przejrzystość powietrza! Tradycyjnie mapka z wczoraj: Z pewnością @tomi33 kiedyś odwiedzimy to miejsce w lecie, w ciepłym sezonie Ciekawe, czy wówczas da się tutaj pojeździć na tych kilku trasach narciarskich? Kończymy naszą przygodę w SkiAmade - jesteśmy bardzo zadowoleni, że udało się tak fajnie pojeździć na nartach i zobaczyć tyle świetnych ON. Na małe podsumowanie jeszcze przyjdzie czas Mam do zmontowania klip z tego wyjazdu! Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za zainteresowanie moimi wpisami oraz wszystkie wpisy marboru & Paula
    19 punktów
  8. Schladming - 4 BergeSki Część 2 - ostatnia. Jeśli miałbym podsumować ośrodek, w którym dzisiaj byliśmy - to jest on fantastyczny z niewielką wadą... Wadą tą jest Hochwurzen 1850 m npm. W zasadzie fajne tylko trasy: 31, 33, 35 i 40. Dolna część, to łąka - tu traci się najwięcej czasu przemieszczając się po tutejszych górach. Widoczek: Najwięcej jazdy mieliśmy dzisiaj, po wspomnianej już najwyższej HK. To tam tereny zachwyciły nas narciarsko najbardziej! Z takiego powodu... Na niebie oprócz błękitu, takie oto latadła... Czarno-biała impresja 😮 Lunch był tutaj: Charakterystyczne miejsce i świetna trasa: Zabytkowa gondola również była zaliczona! @leitner spójrz - gondola, ze stacją pośrednią, 5 osobowa...kursowało jedynie 4 wagoniki Pan z obsługi przed jazdą otwierał, a potem zamykał drzwi specjalnym kluczem 😮 Nazwa kolejki: Tauren Seibahn - a wyglądała tak (foto na staci przesiadkowej): Wracamy do Schladming! A tutaj? Miód, malina!!! No i kultowa Pucharówka 😮 Bomba! Czas nas goni, my więc też gonimy Na powrocie: Trasy marzenie... 40stka bardzo przypadła mi do gustu Ostatnie zjazdy, to dwa razy 1 i raz 4 na Reiteralm 1860 m npm. Wjechaliśmy pierwszą gondolą o 8:15... ostatni raz wciągnęliśmy się do góry o 16:28... ostatni zjechaliśmy z tras Jaki był dzień? Wspaniały!!! Ośrodek 4 BergeSki - jeden z najlepszych w jakim byłem! ON na GS Pozdrawiamy marboru i Paula
    19 punktów
  9. Bad Hofgastein & Bad Gastein Część 2 - ostatnia. Ot na początek czarno-biała impresja... Marboru i "wiedźmińska" miejscówka 😮 Paula na początek sobie spaceruje po moście...mi się nie chce, chce mi się jeździć...ale wiecie jak, to jest z Kobietami na nartach Bad Gastain: Cudowne miejsce na narty - świetne widokowo, Stubnerkogel 2251 m npm, ma to coś! I zaczyna się zabawa kamerą, aparatem Razem Iść, nie iść? Cóż za "dolomity"? 😮 Tabliczka: Te skały są piękne! Paula solo! No i razem Nartujemy! Widok na most z dołu: Na trasie: Widok na Moltka!!! 😮 Wiało tam dzisiaj nieźle... Dzisiaj Lunch, to zupa gularzowa + kawa z ciastem Wszystko pycha! W kasku, a raczej na szybie! Trasa 18 - kosior!!! Widok z niej w stronę doliny powala!!! Szeroko, ostro, pusto! Wracamy i na koniec zaliczamy H2 od gondoli. Miejscami o godzinie 15:35 (ostatni zjazd) jest sztruks 😮 ...a żeby nie było tak kolorowo - wyciągi tu działają do 15:30 - skandal!!! 15:30??? To naprawdę przegięcie!!! A poza tym? Fantastyczne miejsce na narty! Na koniec druga, czarno-biała impresja Wynik dzisiejszego dnia? Proszę: Pozdrawiamy serdecznie marboru i Paula
    19 punktów
  10. Południe 😍 Zawsze jak jadę do "tych" krajów (np. do Gruzji), to nie mam wyrzutów że się spóźnię. Jestem nocnym markiem. Na południu tacy ludzie są bardziej rozumiani. Ona jest obłędnie przepiękna. Jedna z najpiękniejszych w Europie, i warto pokonać tą linie z Belgradu do Baru. Przepraszam że wtrącę, bo to moje zboczenie. Przejedź się koniecznie. Jechałem w relacji Podgorica - Belgrad chyba w 2010 roku.
    18 punktów
  11. Grobarltal - Dorfgastein Część 2 - ostatnia. Na początek tej części - mapka ON, po którym dzisiaj śmigaliśmy. Wg mojej opinii, jest to fantastyczne miejsce na jeden dzień jazdy na nartach. Komunikacyjnie można się poruszać praktycznie dwiema gondolami, z obydwóch stron i zaliczyć większość tras. Co ważne - krzesło strategiczne, 6 osobowe, które wjeżdża na Kreuzkogel działa do godziny 16:00 i można sobie pojeździć w tym miejscu od 8:15 do 16:15 jeśli odpowiednio trafi się z czasem przejazdów. Z wspomnianego szczytu i wysokości 2027 m npm - można zarówno przedostać się do Grobarl jak i Dorfgastein. Stacja gondoli, drugiego z wymienionych miasteczek: Trochę mgły w dolinie pojawiło się popołudniu. Generalnie od kiedy jesteśmy w Austrii mamy inwersję - na dole mróz, u góry spore +. Widoczny na poniższym ON, to przyszłe miejsce nartowania @tanova Dla odmiany również stacja górna, wspomnianej przed chwilą kolejki Czas na przerwę i lunch Dzisiaj typowa kuchnia austriacka Było dobre, trzeba było spalić Czarna D9 nie jest ratrakowana. Większość tras jest w lesie Urokliwie i pusto Kościółek przy czerwonej... Tej "red road" z poniższego zdjęcia Kolejny widoczek...cóż za błękit nieba 😮 Trasa 5: Chwila wytchnienia Czarna 7... ...z takim oto widokiem 😮 Niebieska 3 - początek na grani: Szybko minęło Godzina 16:30 jesteśmy na dole, na parkingu, przy górskiej rzece... SkiAmade nas rozpieszcza!!! Pozdrawiamy marboru i Paula
    18 punktów
  12. Zauchensee mnie zauroczyło Czwartek zapowiadał się rewelacyjnie pogodowo. Czekaliśmy na takie warunki, aby ponartować w Zauchensee, a właściwie Flachauwinkl-Zauchensee, bo wyciągi łączą te dwie miejscowości, stanowiąc najbardziej wysunięty na wschód przyczółek ośrodka Snow Space Salzburg. Jeszcze niedawno Flachauwinkl-Zauchensee było kameralną stacją (45 km tras), trochę na uboczu. Teraz, po połączeniu Flachauwinkl z Flachau to się trochę zmieniło i spowodowało napływ narciarskich turystów. Startujemy z Flachauwinkl, gondolą Highliner I. Do drugiej sekcji Highlinera (kanapa) ustawiła się spora kolejka, więc postanawiamy zjechać czerwoną 14 z powrotem do doliny. Trasa ma ekspozycję zachodnią, więc rano warunki są super – twardo, szybko, szeroko i pusto. Zupełnie odwrotnie niż po południu. Potem transferujemy się w stronę Zauchensee. Cały czas towarzyszą nam przepiękne widoki – prawdziwie wysokogórska sceneria z każdej strony. Wioska Zauchensee z góry – kilka hoteli i pensjonatów na końcu drogi i doliny. Trasy i panoramy Bardzo fajne są trasy po drugiej stronie Zauchensee – czarna 10 i dwie niebieskie 10 i 11 przy orczyku Młodzież dobrze bawiła się w snowparku I jak tu nie pokochać Zauchensee? Początek trasy pucharowej – na wzniesieniu za paskudnym, wypiętym bałwankiem, na które można wjechać wagonikiem po szynach. Dla „gawiedzi” trasa (czerwona nr 6) jest udostępniona nieco niżej. Może popularność tej trasy, a może ekspozycja sprawiły, że dość szybko się zmuldziła – w przeciwieństwie do większości innych, które trzymały się dobrze do końca dnia. Popołudnie lekko już przymglone - w nocy znów ma trochę pośnieżyć. [cdn.]
    17 punktów
  13. <Dzień 2> revisited Dzisiaj nieco zimniej z powodu wiatru, ale za to żadnej chmurki. Jedyną krzywdą, którą spowodował były trudności w nagraniach dźwięku, ponieważ zajmowałem się raczej filmowaniem, stąd zdjęć mało. O kilku rzeczach, które wydawały mi się ciekawe, czy ważne starałem się opowiedzieć w filmie, który wrzucę po powrocie, bo jak tutaj na miejscu chciałem zrobić jakiś montaż, to laptop chciał odlecieć. Mam nadzieję, że @JC nie weźmie mi tego za złe i nie odbierze jako zniewagę moich prób vlogowania☺️. @marboru i @marcinn, jutro wrzucę większą ilość zdjęć, chociaż tak jak @Jeeb napisał, jest ich tu kilka😀. Ale za to są raczej zacne. Chyba dwa lata temu została uruchomiona piękna, nowoczesna gondola Leitnera, do której projektu przyłożył się Pininfarina. Wyjeżdża na wysokość pod 3900 metrów npm. Przyznam, że jadąc tutaj miałem pewne obawy na temat wydolności na takiej wysokości. I muszę powiedzieć, że u mnie nie miało to jakichś istotnych konsekwencji, chociaż około 80 metrowy spacer z nartami korytarzem skalnym na górnej stacji do wyjścia na zewnątrz mógł spowodować zadyszkę. Natomiast Gabrysia, moja żona, przy wzroście 153 cm generalnie nie certoliła się podziwianiem widoków, tylko szybko zjeżdżała niżej, gdzie ciśnienie parcjalne tlenu jest wyższe. Prawdopodobnie przy złej pogodzie, a zwłaszcza we mgle byłoby dużo gorzej. Widoki są takie: Tutaj z nowym kolegą: A tu kolega sam: Z Matterhornem sprawa jest taka, że z racji wysokości jest widoczny praktycznie z każdego miejsca ośrodka. Można mieć wrażenie, że wszystko widzi. Wiem, że dziesiątki zdjęć tego samego jest monotonne, ale w końcu to trademark tego miejsca. Jeżeli chodzi o jeżdżenie to pisałem wczoraj, można się wyhasać po sufit. Dzisiaj było więcej ludzi, ale to i tak nic. Generalnie warunki są takie by pociągnąć długim skrętem i chociaż najbardziej stroma część czerwonej trasy wzdłuż orczyka dużo ma jeszcze do czarnego koloru, to owszem można się rozpędzić. Wierząc trackerowi zmierzył mi 95 km/h (ale dokładność takich aplikacji wiadomo, że jest kontrowersyjna). Można też korzystać z dużej ilości wolnego miejsca i pojechać mocno slalomowo wysyłając nogi do sąsiedniej doliny. Generalnie większość narciarzy jest dobrych i bardzo dobrych. Z ciekawostek w głównej części ośrodka mieszczą się dwie wypożyczalnie. Jedna ma w ofercie takie marki jak: Fischer, Atomic, Salomon, Kästle, Elan, Blizzard i jeżeli dobrze pamiętam Völkl. Natomiast bliżej sklepu z pamiątkami jest test-center Stöckli. Wszystkie znane mi modele można sobie wypożyczyć. Koszt takiej zabawy od 20 franków za dzień. Jutro trzeci, ostatni dzień. Przyznam, że to w zupełności wystarczy. Już dzisiaj miałem wrażenie, że znam to miejsce od lat. Obiecuję dokumentację tras. Pozrdawiam W.
    17 punktów
  14. Dreiländereck - część 3 z 3. Nim przejdę do turystyki ośrodka granicznego, to jeszcze spojrzenie na nieczynny wyciąg orczykowy, przy trasie 900 metrowej. W przybliżeniu wygląda, to pięknie! Jakaż szkoda, że nie mogliśmy tutaj pojeżdzić Przy tym wyciągu znajdują się dwa warianty zjazdu - czerwony i czarny. I narciarsko, to byłoby tyle. Czyż małe nie jest piękne? Idziemy w stronę trzech granic. Po stronie słoweńskiej znajduje się chatka turystyczna: Drogowskazy dla rowerzystów: Ławeczka do kontemplowania widoków... Razor 2602 m npm: ...z Prisankiem 2547 m npm: Czyż nie jest tu pięknie?! Między chatką, a ławeczką jest makieta tej części gór: Szersze spojrzenie - po lewej stronie widoczne pasmo Triglava 2864 m npm oraz dolinka słoweńska z trasami biegowymi...a czy przypadkiem, po prawej stronie, to nie jest trasa narciarska ośrodka narciarskiego? Ktoś wie? Czy w miejscowości Ratece coś mamy do jazdy? Na mapach nie mogę tego znaleźć nigdzie. I jeszcze zbliżenie... Skały lśnią w słońcu - jeszcze, jeszcze troszkę głębiej i zobaczylibyśmy na poniższym zdjęciu Planicę, ze sławną mamucią skocznią narciarską Tablica turystyczna I niezwykle malowniczy widok na stronę włoską Wpisaliśmy się w ten pejzaż Robimy kolejne zbliżenie...ale co to za monument, o to za góra? W okolicy kręciły się również kolorowe jaskółki 😮 I Słoweńska antena Trochę wygląda inaczej niż te Austriackie. Całość wygląda tak... to co widoczne na powyższych zdjęciach + pamiątkowy pomnik traktujący o historii miejsca, antena włoska...i trochę zabudowań technicznych. No i symboliczne, geodezyjne miejsce styku trzech granic państwowych: Po stronie Karyntii jeszcze jeden symbol... tym razem bardzo regionalny I co? I kończymy naszą przygodę i SkiSafari po południowym regionie Austrii. Narty stop i powrót, po lunchu do domu. Szybko minęło... Podsumowanie narciarskie ostatniego dnia: Pozdrawiamy serdecznie Mariusz "marboru" i Paula.
    17 punktów
  15. Zauchensee & Kleinarl Część druga (ostatnia) - Kleinarl. Wracamy z samej góry do Flachauwinkl, zdejmuję buty (kolejny raz dzięki @kmarcin za poradę) i przejeżdżam autem w stronę Kleinarl (ok 500 metrów pod autostradą - do kilometra maksymalnie). Najbardziej nie chciało mi się zdejmować butów narciarskich...ale był też plus - zmieniłem kurtkę na "lekką" - ok godziny 14 było naprawdę ciepło. Pierwszy rzut oka i? Płasko... Z mapki wynika, że do szczytu Mooskopf 1980 m npm mamy trzy krzesła. Na każdym kroku widać, że ten mały ON, to mekka dzieciaków Dolna stacja drugiego krzesła: Marboru z Kolegą Niech Was nie zwiedzie powyższe zdjęcie - nie mam brzuszka W kieszeniach - z jednej strony telefon, dokumenty, kluczyki, kasa...z drugiej strony Kamera Niebiesko... Choć kilka fajnych czerwonych tras jest również Kolor czarny na mapce, tak naprawdę, to też czerwony... Paula u góry Panorama: W ON masa snowparków i Gości, którzy robią świetne ewolucje! 😮 😮 😮 Kilka widzieliśmy. Docieramy do Kleinarl: Widoczki - bomba! Ta trasa? Świetna! Jej górna część: Baranek, czy owieczka? Klimat "płaskiej Jaworzyny"... Szczyt Moonskopf: Dookoła Krzyże na wzniesieniach: Dalsza perspektywa...w SkiAmade, to jeden z głównych widoków... Tutejsze charakterystyczne miejsce: W dwie godziny objeżdżamy wszystko. Fajna stacja na pół dnia i na luźną jazdę. Dla Rodzin i uczących się - Świetna. Kończymy jako jedni z ostatnich narciarzy - zjazd ok godziny 16:20 w stronę parkingu i autostrady: W czasie kilku ostatnich zjazdów słyszę dziwne odgłosy z pod narty, nie chce mi się tego sprawdzać. Sprawdzam po ostatnim zjeździe i co widzę? Koniec moich XRace Przykro trochę... Narty dzielnie służyły mi 6 lat. Pora na nową SL. Sentyment do tych desek będzie zawsze! Ile wyjazdów, ile kilometrów? Kto by to zliczył?... Całe szczęście, że mam ze sobą GS. Na koniec tradycyjnie mapka pokonanego terenu wraz z wynikiem (Endo - mierzy zarówno zjazdy jak i wyjazdy wyciągami): Pozdrawiamy serdecznie marboru i Paula
    17 punktów
  16. Czarna Góra w bieli Gdy dziś rano ruszaliśmy spod kwatery w Lądku-Zdroju, okolica była zaledwie lekko przyprószona śniegiem. Im bliżej Siennej, tym więcej białego dookoła, a gdy przed 10.00 zameldowaliśmy się przy dolnej stacji ON Czarna Góra, to sceneria była już całkiem zimowa. Na parkingu już sporo samochodów, ale bez problemów znaleźliśmy miejsce, a gdy w kasie zrelacjonowałam miłej pani, jaką mamy ze sobą na stanie młodzież, to mogliśmy kupić skipass rodzinny. Bardzo sympatycznie 😊. Ludzi było gęsto i kolejka przy Luxtorpedzie wydawała się duża, ale nawet sprawnie to szło i maksymalnie staliśmy 15 minut, ale zazwyczaj 5-10 minut. Do obiadu jeździliśmy na przemian trasami czarną A i czerwoną B wzdłuż Luxtorpedy. Na czerwonej zdecydowanie bardziej tłoczno i szybciej się zmuldziła. Na czarnej przyzwoite warunki do samego końca, choć miejscami na trasie drobne i ze trzy większe kamienie i trochę lodu. Rano na czarnej był wypadek - akia ściągała jakiegoś pechowca, leżącego bez ruchu twarzą do dołu na stoku, może to odstraszyło mniej wprawnych narciarzy i snowboardzistów od tej trasy. Nad Masywem Śnieżnika praktycznie cały dzień wisiała warstwa chmur, podczas gdy w dolinie czasem przejaśniało się, więc mieliśmy takie widoczki: Nasza rodzinna snowboardowa młodzież: I autorka bloga w akcji 😉 Około trzynastej towarzystwo zgłodniało, więc poszliśmy na obiad do samoobsługowej restauracji Villa Czarna Góra. Nawet dobrze dają tam jeść. A potem przenieśliśmy się na kanapę Żmija. Tam w zasadzie jazda na bieżąco, bez kolejek, choć wyciąg starszy i wolny, a w górnej części wiało i było zimno: Kolanka i deski ... Przy Żmii oficjalnie czynna jest tylko trasa D - po prawej stronie wyciągu i ludzi tam trochę też jeździło: Zauważyliśmy jednak trochę osób zjeżdżających teoretycznie zamkniętą trasą D, postanowiliśmy więc sami sprawdzić, jakie tam warunki. W górnej części - bardzo dobre, ale w dolnej połowie sporo trawy i kamyków. Da się zjechać ostrożnie, ale szkoda nart. Trochę marzliśmy na tych kanapach, na koniec wróciliśmy więc na czarną trasę A wzdłuż Luxtorpedy. Jazdę zakończyliśmy po szesnastej, już prawie o szarówce. Na endomondo prawie 47 km - to był bardzo udany dzień. Jutro prawdopodobnie uderzymy do naszych sąsiadów - do Dolni Moravy. Pozdrawiam serdecznie!
    17 punktów
  17. @marboru zawsze z dużym zainteresowaniem czytam Twoje wpisy. Świetnie oddają warunki, miejsca, które odwiedzasz. W opisie twojej wyprawy też było tego bardzo dużo. Wnioski jednak tym razem - KATASTROFALNE. Myślę, że głównie za sprawą tego co już @Wujot opisał, czyli słabej jakości sprzęt i miejsce na skitury, szczególnie w tych warunkach, mało ciekawe. Wtrącę się, ponieważ temat dla mnie bardzo na czasie. Nie za sprawą popularności, a raczej tego co ją wywołało, czyli zamknięcia stoków też rozpocząłem przygodę ze skiturami. Podobnie jako @marboru uwielbiam jazdę na krawędziach, kilka lat temu też zakochałem się w biegówkach, od lat także uwielbiam się urwać się do snowpark'ów i off-piste. Do tego biegam około 50 km tygodniowo. Aż dziwne, że dopiero teraz stawiałem pierwsze skiturowe kroki. W przeciwieństwie do @marboru ja skitury polubiłem bardzo szybko. Z uwagi na pokrewne aktywności byłem raczej tego pewny, więc od razu zacząłem od wyścigu zbrojeń. Na dzień dobry kupiłem buty - lekkie, dające mi szybkość, ale jednocześnie przyjemność z jazdy - Scarpa F1 LT https://8a.pl/buty-skiturowe-scarpa-f1-lt-carbon-orange. Dla mnie strzał w 10! Narty i wiązania odkupiłem od kolegi i teraz jednocześnie mojego przewodnika/instruktora. +oczywiście kije. Pierwsze kroki stawiałem na Kiczerze w uwielbianym przeze mnie Podkarpaciu. Jak 28.12 zamknęli stoki, zmieniłem tylko sprzęt i wróciłem na górkę. W koło 0 śniegu, więc podchodzić mogłem tylko po trasie i zjeżdżać tą samą drogą. Można rzec - szału brak. Dla mnie jednak trening super i przede wszystkim nadal mogę jeździć na nartach, więc góra-dół, góra-dół... Nauczyłem się sprawnie poruszać, zakładać i zrzucać fokę + kick-turn. Potem niestety długo się zbierałem, żeby się gdzieś wybrać w porządne górki. Był jednak czas, aby się dalej zbroić tym razem w kierunku bezpieczeństwa (plecak, a do niego detektor, sonda, łopata, czekam raki, harszle już miałem). Ubrania szczęśliwie już miałem. Sprzętu szukałem lekkiego. Niestety nie jest to tani sport na dzień dobry. Całość bez ciuchów i kasku około 6,5 tysiąca, w tym narty i wiązania udało się tanio od kolegi odkupić za 1000 - nowy jak bym teraz szukał w promocjach to min. 5000). Biorąc pod uwagę ostatnio bardzo nieprzyjemne zdarzenia lawinowe i tak najbardziej zaoszczędziłem na plecaku lawinowym. Chyba będę musiał szybo to nadrobić - kolejne 3 tys. Wybór padł na Dolinę Chochołowską. 3 dni na nartach - nocleg w schronisku (oszczędzenie sobie codziennych 7km po niewielkim wzniesieniu z parkingu). Ogromna ilość szczytów do zdobycia. Pogoda dopisała. Przewodnik super przygotowany, więc i wnioski zgoła odmienne od @marboru. Nie mogę się doczekać kolejnej tury. Przede wszystkim sprzęt mi nie ciążył, bo wydaje mi się odpowiednio dobrałem. Wybieraliśmy podejścia i zjazdy, które dają niesamowitą frajdę. Dobieraliśmy do tego godziny, aby w obecnie panujących warunkach korzystać maksymalnie ze zjazdów - śnieg puścił po nocy, a jednocześnie nie zrobiła się z niego ciężka mazia. Dużo trzeba się nauczyć, na pewno dobrze kondycyjnie przygotować (to akurat u mnie nie problem), porządnie zabezpieczyć i znaleźć dobrych kompanów/przewodnika. Kilka fotek na zachętę @marboru - też uwielbiam szosę i jazdę na krawędziach (kiedyś spotkaliśmy się w Kazimierzu - pozdrawiam). Może to nie być Twoja do końca bajka, ale gdybyś inaczej zaczął to myślę, że też bardzo doceniłbyś tę aktywność.
    16 punktów
  18. <dzień 3> ultimo To ostatnie wejście, nie będzie dużo czytania, będą głównie zdjęcia tras, ogólne widoczki i kilka ciekawych rzeczy. Jutro rano stąd wyjeżdżamy, więc nastrój nam się pogarsza z godziny na godzinę. Można wyróżnić dwa piętra tego ośrodka. Na górny wyjeżdża nowa gondola. Stamtąd prowadzi jedna oznaczona jako czerwona dość wąska trasa, która łączy się z szeroką znakomitą czerwoną trasą podzieloną podporami asymetrycznie na jakby dwa pasy. A wracając do tej, która prowadzi z samej góry: Orczyki są dwa. To w zasadzie najlepsze miejsce narciarsko. Szeroko, nachylenie złamanie dwukrotnie. Po lewej stronie patrząc z góry miejsce do ustawiania tyczek. Całość prezentuje się tak: Gdzieś w 2/3 górnych jest odbicie w lewo wąską nitką do włoskiej knajpy, skąd odchodzi krótka czerwona trasa, która szybko za dolnymi stacjami orczyków wpada do niebieskiej trasy łączącej górną część ośrodka z dolną. Niebieska trasa dojeżdża po kilku zakrętach do dolnej stacji gondoli, stamtąd jest view na dolną część tej niebieskiej i 6-osobową kanapę Doppelmayera, która odchodzi poniżej stacji gondoli: Kanapa prowadzi nad dwie czerwone dość długie świetne trasy i wytyczony po jednej ze stron skipark. Obie, razem ze skiparkiem łączą się z niebieską z góry i wspólną nitką docierają do dolnej stacji gondoli: No i to wszystko jeżeli chodzi o trasy poza sezonem. Ale zaręczam, że nie tylko dobrze wyglądają. Trochę widoczków bez słów kluczowych: Na koniec jeszcze kilka ciekawych rzeczy. Plan górnej stacji gondoli: TestCenter Stöckli na Trockener Steg: Matterhorn przecinający chmurkę: Kryształki Swarowskiego w oparciu kanapy gondoli. Tych oparć jest 22: Tam są już Włochy: To tyle ode mnie. Dzięki za komentarze😀. Mam nadzieję, że jeszcze wiele relacji będzie nam dane czytać i przygotowywać. Jak również chętnie wybiorę się na spotkanie forumowiczów, jeżeli do takiego będzie mogło dojść. Pozdrawiam serdecznie i do zobaczenia Waldek
    16 punktów
  19. Heiligenblut – Grossglockner, czyli „Wielki Dzwonnik” Ski Część 2 Jazda do góry orczykiem Hochfleiss odbywa się do wysokości 2902 m npm, po kilku zjazdach i zaliczeniu wszystkich tutejszych tras. Pogoda poprawia się jeszcze bardziej...a my, co? Postanawiamy wspiąć się, najpierw na nartach (GS Skituring), potem jedynie w butach narciarskich, na tutejszy szczyt mieszczący się na wysokości 2989 m npm - Giajdtroghohe. Wieje, pada drobny śnieg ale zaczyna robić się pięknie! Odzyskujemy humor, werwę i radość z bycia w górach wysokich. Tutaj widoczność, ładna pogoda, to klucz! Robimy sesję zdjęciową Paula: Nie było łatwo - 87 metrów w pionie i odległość ok 350 metrów skutecznie nas rozgrzało i dostarczyło odpowiednią ilość endorfin. I jeszcze raz razem I ponownie Paula Pamiątkowa tabliczka znajdująca się przy krzyżu. Widoki tutaj są fantastyczne!!! Jak tu będziecie, to bardzo, bardzo polecamy by się również wybrać na taką przechadzkę Widok na Hocharn 3254 m npm: To po lewo od szczytu na jakim się znaleźliśmy, a po prawej stronie? A z bliska wygląda, to tak: Szczyt Hoher Sonnblick 3106 m npm oraz Obserwatorium Meterologiczne. Jak wyczytałem, jest to najwyższe takie obserwatorium na świecie działające cały rok. Funkcjonuje ono od 125 lat i zostało zbudowane przy użyciu prymitywnych wyciągów liniowych w roku 1886 roku. Tutaj też zanotowano najniższą temperaturę w Austrii -37,4 stopnie C. Jedziemy w dół - koniec przygody ze zdobywaniem szczytu. "Wielki Dzwonnik" pokazuje nam się jedynie przez parę sekund pomiędzy chmurami... jedynie sam szczyt - nagrało się nawet na krótkim klipie Myślimy sobie... dobre i tyle. Mamy jednak nadzieję, że jak z powrotem przeniesiemy się na tereny z poranka, to nam się ukaże. Jeździmy genialną trasą 2. Przeciera się, przeciera... Widok w stronę doliny, którą tu przyjechaliśmy autem: Ale niestety wybija godzina 16...i nic Chmura Spadamy na dół, przebieramy, chowamy narty i? I jest!!! Zaszczycił nas, pokazując w pełnej odsłonie! Na zbliżeniu widać jak mocno wiało tego dnia na wysokościach powyżej trzech tysięcy metrów. I po sekundzie... Piękny!!! Olbrzymia i monumentalna piramida zrobiła na nas olbrzymie wrażenie. Trochę żałujemy, że nie mieliśmy przyjemności spojrzeć na niego z wyższej wysokości, ale radość z tego że jednak wyłonił się dla nas i pokazał było ukoronowaniem tego narciarskiego dnia. Wracamy radośni do hotelu. Podsumowanie nart: Pozdrawiamy serdecznie marboru i Paula
    16 punktów
  20. Goldeck – część 2 Na początek drugiej części - zdjęcie czarno-białe... Powoli chmury ustępują i ukazują się naszym oczom sąsiednie szczyty Trasa 5: Paula w akcji marboru i znak Widok z jeziorem, w stronę Villach. Oczywiście robimy sobie wspólną fotkę w Goldecku Zaliczamy również dwie tutejsze skirouty. Szeroko... Pusto... Czego chcieć więcej? Słońce Lotnisko? Robimy sesję filmową. Jest gdzie Pomiędzy trasami można pojeździć free - niestety warunków nie ma Poniżej na zdjęciu muldy poza trasą...no chyba, że ktoś lubi jazdę po twardych muldach - to takie warunki, w czasie naszego pobytu były. Widok, z drugiej strony góry - trasa 5, na grani. Czyż Goldeck nie jest charakterystyczny? Główna restauracja - tu jemy drugi lunch, po którym robimy jeszcze kilka zjazdów i kończymy. Trzeci dzień na nartach mieliśmy naprawdę udany! Goldeck - Złoto Karyntii? Zdecydowanie tak. Nam się tutaj bardzo podobało. Mało, ale doskonałe trasy - luz, brak kolejek i przede wszystkim trzymające bardzo dobre warunki, do końca dnia, trasy narciarskie. @mifilim miałeś rację - bardzo nam się podobało! Jeśli ktoś lubi kameralne, niewielkie ośrodki - to, to miejsce powinien odwiedzić. Ściganci w postaci marboru i Pauli mieli tutaj co robić Pozdrawiamy serdecznie!
    16 punktów
  21. O, Holender, jakie tłumy w Schladming! Środa. Wyjeżdżaliśmy jeszcze w deszczu, po niezbyt wczesnej pobudce, ale z widokami na poprawę pogody. Postanowiliśmy objechać drugą część ośrodka Schladming-Dachstein, czyli trasy na Planai i Hauser Kaibling. Parkujemy przy gondoli Planai West, bo mamy najbliżej. Za pewien mankament można uznać, że jest tylko jedna trasa (czarna) do pośredniej stacji, a w dolnym odcinku już nie. Ale przy plusowych temperaturach i tak trasy w dolinach są bardzo „zmęczone”, więc w sumie dzisiaj to nie był duży mankament. Transferujemy się na Hauser Kaibling, do najwyżej położonego punktu ośrodka (2.015 m npm.). Tutaj też jest czarna trasa, obsługiwana przez krzesełka Gipfelbahn. A takie widoki ze szczytu: Potem objeżdżamy niebieskie i czerwone trasy na Hauser Kaibling. Choć może nie widać tego tak na zdjęciach, to ludzi było – prawie jak w Szczyrku. Tłumy narciarzy, głównie szwargocących po holendersku, plusowe temperatury i słońce = zmuldzone stoki. Jazda była w pięknych okolicznościach natury, ale bardzo forsowna. Zdjęcia z dziś: Po południu wróciliśmy na Planai, między innymi przy pomocy taśmy w tunelu – jak dla przedszkolaków. Nawet na szczycie było +5 stopni – Darek studiuje mapę ośrodka. Czy to znak z niebios? Tanova doznała jakiejś szczególnej iluminacji? Na dół zjeżdżamy gondolką, podziwiając nowoczesną architekturę dolnej stacji. [cdn.]
    15 punktów
  22. Flachau i Flachauwinkl - trochę nowości w Ski Amade Poniedziałek spędziliśmy w ośrodku Snow Space Flachau-Wagrain-St. Johann, który od niedawna jest połączony gondolą ze stacją Shuttleberg Flachauwinkl-Kleinarl i właśnie to połączenie - Panorama Link – chcieliśmy wypróbować. Późny poranek we Flachau poczęstował nas bardzo zimowymi warunkami – gęsto sypiącym śniegiem i wiatrem. Pogoda nie przeszkadzała licznym Holendrom – na parkingu aż żółto od niderlandzkich restauracji, a na stokach tłoczno, pełno szkółek. Do tego plątanina wyciągów, trudne warunki i muldy po kolana – nie podobało mi się, więc jak najszybciej ewakuowaliśmy się na Shuttleberg. Na peronie gondoli Panorama-Link (bez panoramy): Shuttleberg przyjemnie nas zaskoczył – Darek i ja doceniliśmy zdecydowanie równiejsze i twardsze trasy niż we Flachau, dobrze wkomponowane w teren. Nasza snowboardowa młodzież natomiast zainstalowała się w snowparkach po stronie Flachauwinkl i Kleinarl. Wszyscy zadowoleni. Dużo jest też atrakcji dla dzieci, niektóre o wątpliwej estetyce, za to w ilościach hurtowych. Opad śniegu zelżał, potem całkiem ustał i pokazały się wysokogórskie kulisy: Powrót również Panoramą-Link, tym razem z widokami. Mieliśmy jeszcze trochę czasu, więc zjechaliśmy na stronę Wagrain – przetestować nowe gondole Flying Mozart. Gdy byliśmy w tym miejscu dwa lata temu, trwała budowa budynku stacji i kursowały jeszcze stare, pstrokate gondolki w papuzich kolorach. Teraz zastąpiły je eleganckie, granatowe wagoniki, ale jednak trochę żal tych starych, trochę hipsterskich. Długi zjazd trasami 7,6 i 5 przy słonecznej pogodzie do Flachau poprawił trochę kiepskie pierwsze wrażenie, choć wciąż było gęsto od ludzi. Czy dać temu ośrodkowi jeszcze jedną szansę? [cdn.]
    15 punktów
  23. Środa - rano dalej leje. Ale w prognozach zapowiadana poprawa pogody od południa. Młoda ma jeszcze z rana dwa wykłady online, więc przeczekujemy końcówkę deszczowej aury w pensjonacie. Faktycznie - około dziesiątej deszcz zaczyna przechodzić w deszcz ze śniegiem i ochładza się. Zima Rzut oka na kamerki i decydujemy się pojechać do Harrachova. Przed wyjazdem kilka daremnych prób wypełnienia formularza lokalizacyjnego - na telefonie, na laptopie. Wciąż komunikat o wprowadzeniu nieprawidłowych danych - ech, nie mam cierpliwości do tej biurokracji i w końcu się poddaję. Na granicy - żywej duszy. Kupujemy skipassy od 12.00 do 16.00 za 650 koron. W kasie każdy pokazuje certyfikat szczepień. Dziwny mają tam cennik - skipass dzienny to tylko 5 godzin, ale aż za 930 koron, to prawie 170 złotych! Czynne obydwie kanapy - na Čertova horę i Ryżoviště i dwie trasy - czerwona przy skoczni i niebieska przy Ryżoviště. Na początku warunki są takie sobie - chwilami sypie śnieg z niskich chmur, na dole na plusie i jeszcze miękko, miejscami oblodzenia i przetarcia, ale na wierzchu już trochę świeżego białego. Ludzi umiarkowanie - na stoku czasem ma się wrażenie, że jest gęsto, ale jazda na wyciągu - na bieżąco, bez kolejek. Przenosimy się ok. 13.00 na Ryżoviště - fajna, urozmaicona trasa, tylko w dolnym odcinku muldy, ciężki śnieg i przetarcia. Nie jest to typowa łatwa niebieska i niektóre osoby słabo sobie radzą. Pogoda poprawia się, temperatura rzeczywiście spada. Robi się piękna zima. Wracamy na czerwoną wzdłuż skoczni: Podwieczorne klimaty: [cdn.]
    15 punktów
  24. Poniedziałek Rano pakujemy bagaże do auta. To już ostatni dzień w Szklarskiej – w nocy poprószyło znów świeżym śniegiem, teraz wychodzi słońce. Marzenie ! Zatem zanim wrócimy do domu, jeszcze raz wybierzemy się na wycieczkę na biegówkach. Dokąd? W najbardziej romantyczne miejsce w okolicy – na Polanę Izerską i do schroniska Chatka Górzystów. W końcu jest 8 marca, Dzień Kobiet. Dzień Kobiet na Nartach ! Kobiety na nartach dzisiaj w doborowym towarzystwie. Jest trochę jak na Alasce Świeżutki sztruksik na trasach ... Mijamy schronisko Orle - tutaj kończą się wyratrakowane trasy. Dalej idziemy ścieżką narciarską, już przetartą przez jakichś porannych narciarzy. Docieramy nad graniczną Izerę - cisza, spokój, śnieg, narty, las, rzeka, polana. Jest doskonale! Darek: Jagnięcy Potok: Bez komentarza ... Chatka Górzystów: Wciągamy fantastyczną gorącą czekoladę na wynos. Fotka z nartami: Obiad ponownie w Orlem - piękne jest to schronisko! Do Jakuszyc wracamy ponownie popularną "spacerówką". Przed nami pięć godzin jazdy samochodem. Czy to koniec sezonu? Mam nadzieję, że jeszcze nie, ale kto to wie? Tak trudno coś planować tej zimy. Pod powiekami wciąż te pejzaże i tęsknota za zimowymi górami.
    15 punktów
  25. Gerlitzen – część 2 Jesteśmy na dole. I jesteśmy tuż, po "skosztowaniu" naszej trasy powrotnej. Jak się później okaże, to tutaj spędzimy większość czasu na koniec tego narciarskiego dnia. Gust: Rozkoszujemy się resztą opcji zjazdów po Gerlitzen, które oceniamy i porównujemy do Kronplatzu. Tak... tylko tutaj sporo mniejsza skala, ale również inaczej. Bardziej kameralnie i swojsko. Nawet, te kilka orczyków nie jest nam straszna Jeździmy od kopuły szczytowej, w każdym kierunku. Mijają godziny, a dla nas jakby czas się zatrzymał... I góra, i dół, i góra, i dół... Krótka czarna trasa - bardzo nam się podoba! A widoki z niej? Proszę... Przerwa na kawę, na lunch? Jeszcze nie teraz... Hotel w sercu Gerlitzen? @JC wiem, że niedługo w nim będziesz kontemplował miejsce. Kręcił Vologa Można się zachwycić i zakochać w tym miejscu! Gdzieś w oddali szukamy kolejnego naszego celu... Znajdujemy! Kolejne zjazdy!!! Odpoczynek? Nie! Krótka przerwa na kawę Kawę i lunch 20 minut! Krócej... w pierwszy dzień głód narciarstwa jest mocniejszy niż ten przyziemny związany z jedzeniem Pusto 😮 Jeździmy dalej. Wszystkie kolorowe linie są nasze! Wszystkie wspaniałe widoki są nasze! Górna stacja gondoli na poniższym zdjęciu. Pełni siły i wigoru! Energia skrętów i prędkości. To nic, że są już odsypy i lód gdzieniegdzie! Poruszamy się jak ryby w wodzie i nie straszne są nam zmieniające się warunki! Chłoniemy narciarstwo i naszą pasję pełnią serc i dusz Kaczuszki się do nas nawet uśmiechają 😮 Zaczęliśmy pierwsi, ostatni kończymy. Tuż przed ostatnim zjazdem: Jeszcze tylko tankowanie w cieniu zamku... ...i docieramy do hotelu, by razem, we dwoje jeszcze raz wrócić, na świeżo do tego, co dzisiaj przeżyliśmy! Kończymy pierwszy dzień SkiSafari po Karyntii. Gerlitzen jest dla nas, bombową, jednodniową stacją narciarską. Pozdrawiamy serdecznie marboru i Paula
    15 punktów
  26. Dzień drugi Pogoda dalej nie rozpieszcza - za oknem rano chmury i mgła. Ale nie pada i jest cieplej niż w czwartek. Od Białogardu Stary Kolejowy Szlak biegnie w dwóch wariantach - przez Koszalin do Mielna oraz przez Gościno do Kołobrzegu. Obydwa na około 50 km. My decydujemy się na pierwszy z nich. Ale najpierw runda po białogardzkiej starówce, która pozytywnie mnie zaskoczyła. Potem szlak biegnie wzdłuż rzeczki Liśnicy. W odróżnieniu od odcinka Złocieniec-Białogard, ten do Mielna wcale nie jest oznakowany, a niektóre fragmenty jeszcze nie istnieją, a w zasadzie istnieją jako polne drogi albo leśne dukty: Pod Bialogardem: Niestety, @Bumer nie trafiłam nad jezioro, o którym piszesz. Pojechaliśmy w stronę Pomianowa, a potem zjechaliśmy z asfaltu w teren. Nad Radwią trochę pobłądziliśmy. Prawie pokłóciłam się z Darkiem i prawie zgubiłam telefon na jakichś leśnych wertepach. Ale Radew - bardzo ładna. Fajna byłaby na kajak. Do Strzekęcina dojeżdżamy przy pierwszych kroplach deszczu i pomrukach burzy. Postanawiamy przeczekać nawałnicę w tamtejszym Bursztynowym Pałacu. Oczekiwanie umila nam kawa i wykwintna szarlotka. A gdy przestaje padać, przechadzamy się po pięknym parku wokół pałacu. Darek przy balustradzie. Od Strzekęcina przez Koszalin do Mielna jedziemy nudną ścieżką rowerową wzdłuż drogi wojewódzkiej. Duży ruch, brzydko, dobrze że chociaż bezpiecznie. 25 km. A nad morzem? Inny świat - sztorm, mgła i lodowaty wiatr. Szlak R10 prowadzi miejscami przez las asfaltową autostradą, miejscami tuż przy plaży, a miejscami środkiem przez miejscowości. Wszędzie mnóstwo ludzi, niestety, chodzą i jeżdżą jak stado krów. Kiepska sprawa w długi weekend czy w wakacje. Sarbinowo: Pod Kołobrzegiem: Zdjęcia z Kołobrzegu wyszły średnio Nocujemy w Grzybowie. Jutro cdn.
    14 punktów
  27. Cztery, alpejskie, pełne, dni na nartach i po przejechaniu na Laserach SL pewnie grubo powyżej 100 kilometrów należy napisać kilka słów. Narty były testowane w raczej wiosennych warunkach, w Gerlitzen, w Nassfeld, Goldecku oraz Dreilandereck. Przeważnie rano twardo, szybko - popołudniu muldy, miękko, płaty lodu i beton. Na doskonale przygotowanym stoku są niebywale skrętne, tak jakby same poszukiwały krótkiego. Krawędzie trzymają i jeździ się na nich jak po szynach. Świetnie oddają energię...zbyt mocno dociśnięte potrafią mocno oddać - trzeba się pilnować. Na zdegradowanym stoku gdy pojawia się lód i beton - tak jakby ta narta dostawała drugie życie. Dlatego, że jest twarda i ciężka, trzyma w takich warunkach jak szalona. Jest to zadziwiająco lepsze niż przy starych Salomonach XRace TI. To, że jest bardzo skrętna, jazda między muldami jest również przyjemnością. Po nich - idzie jak czołg. Trzeba uważać! Chwilowe rozluźnienie i zbyt słabe dociśnięcie krawędzi i narta zaczyna sobie żyć własnym życiem. Chwila nieuwagi i tracimy kontrolę - w taki oto sposób zaliczyłem glebę na Goldecku 😮 Także - jazda z pełnym skupieniem. Do długiego skrętu trzeba deski troszeczkę przymusić. Jak ją wyczułem, poznałem, to zaczęło to być olbrzymią przyjemnością - pociągnąć długim! Podsumowując - narta świetna, dynamiczna, zdecydowanie do krótkiego skręcania, doskonała w betonie i lodzie. Mega stabilna - zero trzepania dziobami, przy dużych prędkościach bardzo pewna w prowadzeniu. Z całą pewnością bardzo wymagająca i dla zaawansowanych narciarzy! Pozdrawiam serdecznie marboru PS. Niebawem klip z Karyntii - na nim? jazda wyłącznie na tych deskach.
    14 punktów
  28. Dreiländereck - część 2 z 3. Przygotowanie wszystkich stoków o poranku? Perfekcja! Wewnętrzna (ze szczytu 3Granic 1500 m npm) część ośrodka wygląda tak (widoczne trzy krótkie trasy przy orczykach): Nieczynny czarny fragment i widok w stronę Słowenii - warunki pod nartą - świetne! Cała górna część jest genialna dla początkujących narciarzy - narciarze zaawansowani będą się tutaj nudzić. Te traski są króciutkie: 250, 250, 550 i 900 metrów. Wyciąg jest dosyć ciekawy... Obok niego, na grani historyczna pamiątka po przebiegającej tu niegdyś mocno strzeżonej granicy: Zakręt orczyka - lina powrotna jest dookoła trasy 😮 250 metrowy zjazd przy lesie dół: I widok z góry na trasę i trasę "graniową": Widok z grani jest na pasmo górskie przylegające przy autostradzie prowadzącej z Villach w stronę Italii i Dolomitów, przypomina Goldeck - podobna wieża. Spojrzenie na doliny oraz ośrodek narciarski, który odwiedziliśmy pierwszego dnia - Gerlitzen: Jedziemy główną trasą - górna część, zaraz za zakrętem 90 stopniowym i stacją górną: Odcinek leśny na górze jest niezbyt szeroki, ale genialny do jazdy karvingowej! Pierwsza "ścianka" widok z góry wraz ze zbiornikiem na wodę, który był prawie pusty: Widok z dołu na ten sam fragment: Dalej fragment jest równy... Całość środkowej część trasy jest szersza, jest tutaj sporo ciekawych garbów i nierówności, krótkich ścianek - tutaj narta pracuje cały czas. Jest dynamicznie! Widok od dołu: Trochę dalej... I kolejny końcowy fragment, który nieco się zwęża ale jest równy i świetny do jazdy GS: Widok na górną część tego fragmentu: Dalej jest końcówka widoczna na zdjęciu numer 10 niniejszego bloga oraz widoczna na zdjęciu 11 - płaska, dolna część. Całość tej trasy to ok 3000 metrów i uwierzcie, gdy jest pusto a przygotowanie jak na zdjęciach, minimalna liczba narciarzy, to wyszaleć można się tutaj narciarsko, do przysłowiowego bólu ud! CDN
    14 punktów
  29. Dolina Prosiecka i Kwaczańska Na wschód od Wielkiego Chocza rozpościera się grupa Sielnickich Wierchów, a jeszcze dalej dwie urokliwe dolinki krasowe - Prosiecka i Kwaczańska. Obie doliny wraz z płaskowyżem Svorad na północy i Mariańską Cestą na południu okalają masyw Prosiecznego. I ta właśnie pętla była celem naszej drugiej wędrówki. Rozpoczynaliśmy z parkingu w wiosce Prosieczne. Płatny 3 euro, ale za to dostaliśmy papierową mapkę z opisem szlaku i najważniejszych atrakcji. Wlot do doliny Prosieckiej: Spektakularne Skalne Wrota - początkowy fragment biegnie przez drewniany mostek, a następnie kilka łańcuchów. Wkrótce jednak płynący dnem doliny potok Prosieczanka zanika gdzieś pod ziemią, a szlak biegnie to po jednej, to po drugiej stronie wyschniętego koryta. Na zboczach wiatrołomy, z których wyschnięte pnie co chwilę tarasują przejście. W górnej części woda znów się pojawia, a wędrówka staje się ciekawsza: Odbijamy nieco w bok do wodospadu Cervene Piesky, podziwiając po drodze kilka sasanek: Ostatni odcinek to ponownie wspinaczka - tym razem po drabince i skałkach ponad kaskadą małych stawów. Docieramy do węzła szlaków Svorad i najwyższego punktu wędrówki (945 m npm.). Od tego momentu krajobraz zdecydowanie się zmienia - otacza nas szeroka, widokowa polana z wysokimi górami na horyzoncie. To białe to chyba tatrzańskie pasmo Rohaczy. Za nami Lomne, a w oddali Wielki Chocz U podnóża przełęczy pod Prosiecznym pasą się krowy - jest sielankowo. Niestety psuje się pogoda - niebo zaciągnięte burymi chmurami, wieje i deszcz wisi w powietrzu, a my nawet jeszcze nie w połowie drogi. Dochodzimy do malowniczo położonej wioski Velke Borove - banery zapraszają do bufetu, który i tak jest zamknięty. Mijamy kilka tradycyjnych chałup i wiosenne łąki: Za starym cmentarzem i dawnym kamieniołomem zaczyna się kolejna dolinka - Borovianki, która dochodzi do Doliny Kwaczańskiej. Kwaczańską jechaliśmy rok temu na rajdzie rowerowym dookoła Tatr ze Szczecińskim Klubem Rowerowym "Gryfus". Faktycznie dolina uznawana jest za granicę między pasmem Gór Choczańskich a Tatrami Zachodnimi. Nie mogliśmy odmówić sobie ponownego odwiedzenia zabytkowych młynów Oblazy. Odrestaurowane młyny są obecnie atrakcją turystyczną, można je zwiedzać za dobrowolną opłatą, a kolejną atrakcją jest żywy inwentarz, bez żenady uprawiający natrętne żebractwo. Reczona koza wskoczyła na ławkę, zrobiła kopytkiem screen shota na leżącym smartfonie córki i nadwyrężyła nasz prowiant na drogę. A my ruszyliśmy dalej w stronę Kwaczan, po drodze podziwiając widoki wgłąb imponującego kanionu: Ostatni odcinek szliśmy żółtym szlakiem z Kwaczan do Prosieka, mając po lewej stronie piękne widoki na Zachodnie i Niżne Tatry. Ołowiane chmury wciąż kotłowały się na niebie, ale ostatecznie obyło się bez deszczu, który zaczął padać dopiero następnego dnia. Wspomnę jeszcze, że w Górach Choczańskich są również ciepłe źródła, z których korzystają aquaparki w Beszeniowej i w Luckach, a także jest naturalne kąpielisko termalne w Kalamenach. Nie sprawdzaliśmy, ale jak ktoś lubi, to można skorzystać.
    13 punktów
  30. Niedziela: Leśnica - Jezioro Czorsztyńskie - Nowy Targ Ostatni dzień czterodniowego rajdu to bonus w postaci objazdu Jeziora Czorsztyńskiego, znad którego po południu pojechaliśmy prosto do Nowego Targu, skąd mieliśmy transport powrotny do Szczecina. Pogoda dopisywała przez cały długi weekend, ale niedziela była prawdziwie upalna - dlatego też trasa nad wodą okazała się całkiem niezłym pomysłem. Na początek jednak już znaną, malowniczą drogą z Leśnicy do Nowej Białej popedałowaliśmy z widokiem na Tatry. I dalej w kierunku na Dębno i Frydman - już nad jeziorem. Na początku ścieżka prowadzi koroną betonowych umocnień, ale woda w tym miejscu jest mętna i nieładnie pachnie. Po krótkim postoju zatem ruszyliśmy podjazdem w stronę Falsztyna i tu zaczęły się fajne widoki. Jest podjazd ... ... i jest zjazd. Niestety na tym zjeździe byliśmy świadkami wypadku. Chłopak - nie z naszej grupy na szczęście - zaliczył wywrotkę i dość mocno się poharatał. W Niedzicy grupa rozdzieliła się na dwie części - bardziej ambitni, w tym Darek, pojechali pełną pętlę podjazdem przez Sromowce Wyżne, a kilkanaście osób (w tym ja) wybrało wariant bardziej ulgowy transferując się łódką do Czorsztyna. Widok na przystań i zamek w Niedzicy: Z zapory: A po drugiej stronie Czorsztyn: W Czorsztynie zainstalowaliśmy się w kawiarence nad wodą, czekając na resztę grupy. Miło było zrelaksować się w takich okolicznościach, po trudach ostatnich dni: Trasa północnym brzegiem jeziora to kręta DDR-ka, biegnąca estakadą tuż nad brzegiem jeziora i wcinająca się w kilka zatoczek: Jeszcze obiad z widokiem na jezioro i kuszący basen - niestety tylko dla gości hotelowych. A tak by człowiek chętnie wskoczył do wody po upalnym dniu i przed podróżą do domu! Ostatnie 20 kilometrów prowadziło przez Velo Dunajec do Nowego Targu - trasa odbiegła więc nieco od widocznej mapki z komoota w pierwszym poście. Gorąco niemiłosiernie i zmęczenie dawało się we znaki. Na koniec więc poszukaliśmy jeszcze ochłody w jakimś dopływie Dunajca: Około siedemnastej byliśmy na miejscu - szybki przepak przy busach i w drogę do Szczecina, która przez korki na Zakopiance wydłużyła się do 13 godzin. Ale cały wyjazd - super! Świetna trasa, choć wymagająca kondycyjnie i fajnie zorganizowany rajd.
    13 punktów
  31. Powrót nie całkiem legalny Początkowo planowaliśmy, że nad Bałtykiem dojedziemy tylko do Międzywodzia, z którego odbijemy na Wolin i wrócimy szlakiem Blue Velo - wschodnim brzegiem Zalewu Szczecińskiego i Jeziora Dąbie. Jednak wiadomość o otwarciu granic od soboty sprawiła, że spontanicznie postanowiliśmy zmienić trasę na wariant zachodni - przez Niemcy. Dopiero wieczorem, leżąc w łóżku w ośrodku na zachodnim krańcu Świnoujścia doczytałam, że Meklemburgia-Pomorze Przednie do końca czerwca nie zezwala na jednodniowe pobyty turystyczne ☹️. Hm, co tu zrobić? Nie byłam gotowa psychicznie na kolejny, koszmarny przejazd rowerem przez S3 - aż do Wolina. Stwierdziliśmy rano, że jedziemy zobaczyć na promenadę transgraniczną, jak się sprawy mają. Najwyżej coś wymyślę. Na granicy żadnych służb mundurowych nie było, tylko peleton niemieckich emerytów, spragnionych świnoujskich klimatów. No to pstryk i dyskretnie odbijamy na niemiecką stronę. Na początku mamy dwie spore górki do pokonania przez las, potem krajobraz południowej części wyspy robi się sielski i trochę nostalgiczny. Wciąż wieje mocny, północno-wschodni wiatr. Jest ciepło, ale rześko. W Anklam - zwrot i od tego miejsca mamy centralnie pod wiatr, który rozdmuchuje się do 8 m/s. Most na Peene w Anklam: Czeka nas walka z wiatrem i odcinek szlaku dookoła Zalewu po starej drodze z płyt betonowych i gruntówkach. Myślałam, że mi zerwie kask razem z głową 😮. Rekompensatą były fantastyczne krajobrazy kwitnących Bagien Anklamskich. Na pierwszym zdjęciu widoczne w oddali pozostałości mostu kolejowego Kamp-Karnin. W Ueckermünde robimy postój. Charakterystyczna ławeczka: Rynek i plaża nad Zalewem: Z tego miejsca mamy już bardziej z wiatrem, który zresztą pod wieczór słabnie. Jesteśmy 40 km od domu, prawie jak w przedpokoju 😉. Na granicy w Dobieszczynie już tylko ślad po kupie piachu, blokującej do niedawna przejście. Jesteśmy w domu ok. 20.45.
    13 punktów
  32. Flachau, Wagrain, St. Johann - pierwszy dzień w SkiAmade Część 3 - ostatnia. W stronę Alpendorf... Widoki dzisiaj były boskie...zero chmur... Po cienistej stronie ośrodka! To jedziemy pod czarną... Tą czarną Jest krótko ale jakie warunki! Szok! Kolejna czarna przed nami... Boska! Ludzie po tym kolorze mało jeżdżą 😮 I następna... Tu, to zero narciarzy - trasa wiedzie pod orczyk... Jedyny jaki dzisiaj zaliczyliśmy... Klimat. I piękności niebieskie Plac zabaw dla Dzieci 😮 Warunki na trasie 34 ok godziny 15:00 Zaliczamy dwa razy gondolę... I powoli kierujemy się do auta... Dzień kończymy po godzinie 16stej. Rozgrzewkę mamy zaliczoną! Norma wyrobiona Jutro gdzie? Muszę się naradzić z Paulą Dobrej nocy i pozdrowienia dla Forumowiczy! marboru i Paula
    13 punktów
  33. Szrenica Nie mogło zabraknąć dnia na Szrenicy. Tuż po 8.30 parking już zapełniał się w błyskawicznym tempie. 30 zł za postój w parkomacie – dużo. Za to skipass całodniowy za 121 zł to – w porównaniu z okolicznymi ośrodkami (Świeradów, Harrachov) – dobry deal. Szczególnie w taki dzień jak dziś. Pogoda jak drut – zimno i słonecznie i praktycznie wszystkie trasy otwarte. Rano jednak mocno wiało i nie działała górna część ośrodka – druga sekcja krzesła na Szrenicę oraz orczyk Świąteczny Kamień. Na górnej stacji Karkonosza wicher wywiewa wierzchnią warstwę śniegu. Sporo ludzi wjeżdża na górę, ale wiele osób transferuje się łącznikiem na Halę Szrenicką. Nie podobał mi się rok temu łącznik – długi, płaski i powrót pod górkę – więc zostajemy przy Karkonoszu i piłujemy na zmianę Lolobrygidę i Śnieżynkę. Trasy – beton – szybko, równo, zimno, miejscami płaty lodu. Trasy trzymały się do końca dnia – mimo dużej frekwencji i plusowych temperatur. Na Loli, w dolnej połowie liczne przetarcia – wystaje trawa, ziemia, w jednym miejscu dziura (oznaczona). Niektóre ubytki zagrodzone siatką, inne nie. Trzeba uważać i – jeśli planujecie tu jeszcze tej wiosny pojeździć – pośpieszyć się, bo moim zdaniem jej dni są policzone. Na Śnieżynce śniegu dużo więcej, jeszcze poleży. Po jedenastej wiatr trochę zelżał i włączyli górną sekcję na Szrenicę oraz Świąteczny Kamień. Na trasie jednak przewiany śnieg i lodowe połacie, więc wróciłam na wspomniane dwie czerwone. Jadę sobie Wyciągiem też Spalone kalorie uzupełniliśmy w Żywieckim Szałasie przy dolnej stacji – placek po góralsku 10/10. I tak do 16.00, do zamknięcia wyciągów. Absolutnie genialna góra, świetne długie trasy (3,5 i 4,5 km) i wciąż po macoszemu traktowana infrastruktura. Tym niemniej dzień bardzo udany – chyba przez cały sezon nie wyjeździłam się tak dobrze jak dzisiaj. Strava pokazała mi 91 km.
    12 punktów
  34. Wagrain – St. Johann-Alpendorf (Snow Space Salzburg na bis) Ostatni dzień – piątek - to w zasadzie powtórka z zakończenia tournée po Ski Amadé dwa lata temu. Wtedy strartowaliśmy z Alpendorfu na wschód, tym razem zaczęliśmy w Wagrain w odwrotnym kierunku. Zaparkowaliśmy rano pod Grafenbergiem. Klimaty nieco malaryczne – pod grubą warstwą ciemnych chmur leci wagonik G-Link do Flachau. My wsiadamy do gondolki Grafenbergbahn. Pierwszy zjazd czerwoną 22 okazał się nie do końca miłą niespodzianką, bo trasa chyba nie widziała ratraka od poprzedniego dnia. Zakopaliśmy się trochę po drodze w zwałach świeżego śniegu i muldach po kolana. No to jedziemy znów w górę – może dalej będzie lepiej. Było lepiej i nawet widoczność całkiem dobra. Ludzi sporo, ale jakoś rozproszyli się po całym ośrodku, więc nie tworzyły się kolejki. Jeden z charakterystycznych masztów na górze Hirschkogel: Paskudztwa z włókna szklanego przetrwały pandemię bez uszczerbku Długi zjazd do Alpendorfu (wariant niebieski 35-36 prawie 6 km, wariant czerwony nieco krótszy) Przy trasie znajduje się również restauracja Kreistenalm, w której zatrzymaliśmy się na obiad. Wszak wyjazd na narty bez zamówienia Kaiserschmarren się nie liczy ! Po południu pogoda poprawiła się, momentami nawet przedzierało się przez chmury słońce, a na koniec nawet całkiem rozpogodziło się. Wracamy w kierunku Wagrain - widok na czarną skirutę Hexenschuss i zsuwających się amatorów mocnych wrażeń: Można objechać niebieską… … z widokami: A tutaj rzut oka na Sonntagskogel i Hirschkogel Ostatnie szusy na Grafenbergu, z widokiem na Wagrain: I koniec przygody . Relację piszę już z podróży powrotnej. Opuszczaliśmy Ziemię Salzburską przy pięknej, zimowej pogodzie – padał śnieg, przeświecało słońce, trzymał lekki mróz. Zazdrościmy następnemu turnusowi. Na granicy w Kiefersfelden stało kilka radiowozów a niemieccy policjanci losowo zatrzymywali auta do kontroli. Przed nami zhaczyli jakichś Czechów – nie wiem co sprawdzali. Pozdrawiam.
    12 punktów
  35. W teren - pętla do Chatki Górzystów Dzisiejsza wycieczka dla odmiany nie prowadziła wymuskanymi przez ratrak trasami. Po krótkim odcinku Górnego Duktu odbiliśmy na Rozdrożu pod Cichą Równią w szlaki terenowe w stronę Wysokiej Kopy i dalej na Polanę Izerską, praktycznie zakładając ślad w kopnym śniegu. Spora porcja narciarstwa backcountry - dla mnie to nowe doświadczenie i inny świat w górach. Zapraszam na fotorelację. Początkowy fragment, jeszcze przygotowaną trasą biegową. A dookoła modrzewie i świerki w śniegu: Podążam za Darkiem: Nad Jagnięcym Potokiem zatrzymujemy się na chwilę przy kapliczce Matki Boskiej Izerskiej: Od rozdroża pod Wysoką Kopą można zjechać bardziej stromym zjazdem w stronę schroniska Chatki Górzystów, ale my - jako początkujący narciarze terenowi - wybieramy łagodniejszy wariant, przez Polanę Izerską. Gdy docieramy na polanę akurat poprawia się widoczność, mamy więc okazję podziwiać wspaniałą panoramę: Widok na schronisko: Zatrzymujemy się na legendarne naleśniki, o których wspominał @izydar - niestety bufet działa tylko na wynos, a na zewnątrz klimaty arktyczne. Naleśniki w wersji wytrawnej i słodkiej - obydwie pyszne, ale błyskawicznie stygną. Taki mamy dzisiaj Tłusty Czwartek : Gustowny koksownik przywodzi wspomnienia stanu wojennego, ale przynajmniej można ogrzać zgrabiałe ręce. Na zdjęciu nasz przewodnik i instruktor Robert i ja: Kolejny odcinek pokonujemy w zadymce i zacinającym lodowatym wietrze. Malownicze zakole Izery: Dochodzimy do schroniska Orle - pogoda na chwilę poprawia się, nawet momentami prześwieca słońce, ale tylko na krótko. Przed nami ostatnie 5,5 kilometra, znów w zadymce i wietrze. Wycieczka super, ale nieźle dała mi w kość - pewnie również przez pogodę. Załączam mapkę Darka, bo ma ją w jednym kawałku - mnie wyszło ok. 2 km mniej, pewnie dlatego, że Darek chodzi szybciej i zrobił trochę dodatkowych nawrotek .
    12 punktów
  36. Kolašin Na koniec jeszcze parę zdań i kilka zdjęć z samej miejscowości. Kolašin to średniej wielkości miasteczko, które leży nad dwiema rzekami - Svinjacą i Tarą (do której Svinjaca uchodzi). Wodospad na Svinjacy: Jest tutaj dość ładny deptak ze sklepami i knajpkami: Kilka hoteli o mniej lub bardziej dyskusyjnej urodzie: Panorama miasteczka: Jak widać - nie jest to pocztówkowe miasteczko jak w Austrii czy Bawarii, jest tu trochę bałkańskiego syfiku - śmieci, rupieci i bałaganu, ale ogólnie całkiem sympatyczne miejsce. No i obłędne regionalne jedzenie w polecanej przez gospodarzy, bardzo klimatycznej restauracji Vodenica: Jutro powrót do Podgoricy, a potem program służbowy. Pozdrawiam
    12 punktów
  37. Na gorąco pierwsze wrażenia z jazdy na Laserach SL Deski zdecydowanie twardsze od moich starych Salomonów XRace TI. Mimo, że producent podaje promień skrętu 13,6 m (stare narty R13), to zdecydowanie Stockli szukają skrętu krótszego, są bardziej dynamiczne i oddają energię przy wyjściu z tego skrętu. Po nabraniu prędkości, praktycznie każdy zacieśniony szus kończył się uniesieniem obydwóch nart nad ziemią (kontakt jedynie dziobów z podłożem) - podkreślę, że test odbył się na płaskiej trasie z raczej małymi prędkościami. Bez odpowiednio mocnego dociśnienięcia krawędzi - myszkują. Wymagają ciągłej uwagi i mocniejszej jazdy, dociskania zewnętrznej z większą mocą - oj nie będzie bujania się na nich... Mam również wrażenie, że są zdecydowanie bardziej zwrotne niż Salomony. Będą o klasę zwinniejsze na tyczkach. Są również bardziej stabilne w długim skręcie. Nie mogę się doczekać testu z większymi prędkościami i na trudniejszych trasach. Z pewnością o moich Laserowych wrażeniach będę jeszcze pisał Pozdro! marboru
    12 punktów
  38. Flachau, Wagrain, St. Johann - pierwszy dzień w SkiAmade Część 2 Paula na trasie 11: Przerwa na pizzę, kawę i Colę - ok 11:30... potem tylko jazda! Pucharówka Hermana Maiera - świetna! Hamowanie Kościółek we Flachau: W doborowym towarzystwie: Czarnuch: Było bystro ale bardzo fajnie. Równo, zero lodu - bosko! Na dole: Tam jedziemy... Kolejna czarna jest moja Widokowo: Paula: To jedziemy... W dole knajpka: Wracamy... Kolejny, krótki fragment czarnuszka... Jedziemy na sam dół, do Wagrain: Miasteczko: I z powrotem na górę... CDN
    12 punktów
  39. Dolni Morava Mieliśmy kolejno narty pod gwiazdami i księżycem, pod chmurką i w śnieżycy. Pora więc na najładniejszą odsłonę zimy - słońce i mróz 😃! Wczorajszy dzień to wycieczka do naszych południowych sąsiadów, do ośrodka Dolni Morava, niedaleko miasteczka Kraliky i przejścia granicznego w Boboszowie. Podróż z Lądka zajęła nam ok. półtorej godziny, zwłaszcza że tuż za granicą droga zaczęła wyglądać tak, że nie dało się jechać szybko: Sam ośrodek oferuje ok. 10 km tras, przy czym wczoraj czynna była mniej niż połowa z nich - czerwone trasy przy kanapie Snežnik i talerzyku Slamnik oraz niebieska Ondraš przy orczyku. Niestety łączność między nimi aktualnie jest możliwa tylko skibusem, więc darowaliśmy sobie Ondraša i spędziliśmy cztery godziny na czerwonych. Mapka ośrodka: Trasa od krzeseł Snežnik ciekawa, choć mocno zmuldzona. Bardzo spodobała się naszej młodzieży i mojemu Darkowi: Mnie po intensywnej jeździe na Czarnej Górze "odezwały się" kolana, dlatego wolałam więcej czasu spędzić na Slamniku, razem z przyjaciółką i sąsiadką Moniką i jej partnerem - Marcinem. Tak wygląda ta traska z dołu 😀: A takie widoki z góry: Ludzi zdecydowanie mniej niż na Czarnej Górze. Do krzesła na bieżąco, do orczyka czasem trzeba było postać kilka minut. Skipass dzienny 710 koron, na 4 godziny - 660, studenci i uczniowie mają zniżki. Jakie jeszcze atrakcje w Dolni Moravie? Przy krzesłach jest efektowny, całoroczny tor saneczkowy, a na górze "ścieżka w obłokach". Kwiat młodzieży tanowskiej na śniegu 😉 I ja z Moniką: Radość Marcina - po czterech dniach nauki zjeżdża czerwoną trasą: Cztery godziny szybko mijają. Kończymy dzień grzesznymi przyjemnościami podniebienia w knajpce przy dolnej stacji: Ostatnie spojrzenie na czarną trasę, która pewnie będzie gotowa wkrótce i wracamy do Lądka.
    12 punktów
  40. Powtórka ze Szwajcarii Bałtowskiej - WZF z Teamem Mitka Po kilku próbach umówienia się na wspólne narty - udało się! Cel Szwajcaria Bałtowska oraz spotkanie z @Mitek i jego Bliskimi. Umówiliśmy się, że startujemy na otwarcie ośrodka...ale nie przewidziałem, że już na szosie prowadzącej do naszego celu będzie sposobność się minąć i przywitać 😮 Stanąłem sobie w moim ulubionym miejscu, w Kazanowie - okolice cmentarza, włączyłem światła awaryjne, by strzelić poniższą fotkę... ...a ktoś zwalnia i nieśmiało mnie mija. Dzwoni telefon - Mitek jechał tuż za mną 😮 On z Warszawy, ja z Radomia spotykamy się w bliskiej mi okolicy - bo przecież nieopodal stąd są moje korzenie. W leżącym nieopodal cmentarzu spoczywają moi Dziadkowie i Pradziadkowie. Fajnie, miło - super zaczyna się dzień! Po pół godzinie jesteśmy na miejscu. Na parkingu pojedyncze auta, witamy się z Mieszkańcami Stolicy - robię tradycyjnie zdjęcie rzeki Kamiennej i idziemy do kas. Tutaj mały problem z karnetami internetowymi, i mój z Paulą start się opóźnia - cóż? Złośliwość rzeczy martwych. Będziemy dzisiaj jeździć trzy godziny. Kasy: Dzisiaj niestety niemiła niespodzianka - stoki nie są wyratrakowane Szkoda, bo w nocy był spory przymrozek i zamroziło liczne nierówności. Początek jazdy, to uwaga na to co się robi z nartami i po czym się jedzie. Kilka rozgrzewkowych zjazdów na luzaka i nogi się przyzwyczajają do niesprzyjających warunków. Później, w trakcie drugiej godziny, trochę puszcza, Mimo wszystko jest szybko i choć tutejsze górki są niewielkie łapie się niezłą prędkość. Widok ze szczytu w kierunku południowo wschodnim: Trasa numer 2 wokół lasu dzisiaj dostawała troszeczkę słońca: Główna przy orczyku również Ta łagodniejsza, i dłuższa część zjazdu jest sporo równiejsza. Niestety jest miejscami sporo przetarć. Po godzinie jazdy, gdy już odrobinę puściło z wierzchu, miejscami lodowato. Jeździ nam się dynamicznie, ale na 2/3 możliwości. Fajnie Mitek z Małżonką na wyciągu: Szwajcaria w Słońcu jest piękna! Dzisiaj większość zdjęć robię jeżdżąc na talerzyku. Staram się strzelić coś ostrego samemu będąc w ruchu - to trudne zadanie, gdy dysponuje się kompaktem oraz używając sporego zoomu. Coś tam jednak mam Paula: Paula w drugiej części stoku: Kacper - Syn Mitka Mitek: Andrzej (Kumpel) dzisiaj przyjechał również z nami pojeździć Syn Andrzeja Dominik Adept sztuki narciarskiej - bardzo dobrze sobie dzisiaj radził! Trudno było nie wykorzystać wiedzy i profesjonalnego instruktora narciarstwa - Paula dyskutuje z Mitkiem na temat poprawy swojej jazdy: Dzięki Mitku - za cenne wskazówki również dla mnie Pytanie, czy sobie poradzimy ze starymi nawykami? W ośrodku od ok godziny 12 zdecydowanie przybywa gości. Zaczynają tworzyć się kolejki, choć chyba żadne z nas nie stoi dłużej niż 5 minut. Przepustowość jest na tyle duża, że w trakcie jazdy na górce jest spory tłok. Trzeba kombinować by zjechać bezpiecznie - lewą, prawą stroną...a czasami zwyczajnie na szczycie chwilę poczekać aż się zluźni trochę. Mija jeszcze ok godziny i kończymy jazdę wówczas gdy najazd na Bałtów osiąga kulminację. Podsumowując - nie jest źle, fajny dzień na nartach i zrobione wg Endomondo prawie 30 kilometrów. To niezły wynik biorąc pod uwagę, że dzisiaj były towarzyskie narty i sporo czasu traciliśmy na gadanie Wspólny dzień kończymy w Szwajcarskim Zapiecku - tutejszej Restauracji. Foto ze spotkania i WZF. Moi Drodzy: @Mitek, Kacper, Ewa - dziękujemy za wspaniały dzień i mam nadzieję, do zobaczenia w Karyntii, w lutym. Jesteście nie tylko świetnymi Narciarzami, ale również Duszami Towarzystwa! Super z Was Rodzinka W Zapiecku również jest kominek... I poczęstunek na dzień dobry - nikt z nas się nie skusił. Dzisiaj zaskoczenie, bo obsługa sobie jakoś nie radziła z wydawaniem posiłków Może to dlatego, że po tym jak weszliśmy do knajpy w kilkanaście minut zeszło się masę ludzi? Mały minus za to Plusów dzisiejszego dnia było tak dużo, że ta mała niedogodność na koniec nie zmieniła obrazu tego fajnego wyjazdu. Jutro Sabat Krajno i będzie koniec na jakiś czas naszych Regionalnych nart - trzeba jechać gdzieś dalej Pozdrawiamy serdecznie marboru i Paula
    12 punktów
  41. Czarna Góra na bis Prognozy na sobotę jednak skłoniły nas do zmiany planów. Głęboki niż atlantycki i zapowiadane opady na popołudnie zniechęciły nas do wypadu dalej, do Czech i znów wylądowaliśmy całą dziesięcioosobową ekipą w pobliskiej Czarnej Górze. Tym razem parking prawie pełen, ale o dziwo znaleźliśmy miejsce bardzo blisko kas - chyba ktoś właśnie odjechał. Zaczęliśmy inaczej niż w piątek - bo od Żmii, póki nie padało, a temperatura była na lekkim plusie. Na wyciągu szło na bieżąco lub z krótkim oczekiwaniem, niestety na trasie bardzo tłoczno. Stok równy i bardzo twardy, ale śniegu jeszcze mniej niż poprzedniego dnia i sporo przetarć - trzeba było uważać. Oj, opad śniegu bardzo potrzebny! Zjechaliśmy kilka razy i postanowiliśmy przenieść się na Luxtorpedę, szczególnie że tłum na trasie gęstniał. Wybraliśmy transfer łącznikiem z górnego odcinka trasy C - leśną drogę, krzyżującą się ze szlakiem pieszym, rowerowym i biegowym na Śnieżnik. Inny świat ... Na Luxtorpedzie zdecydowanie większa kolejka. No cóż - jest sobota, długi weekend, można się było tego spodziewać. Wygląda to strasznie, ale maksymalnie staliśmy 20 minut - dwa razy, poza tym - ok. 10 min. Zagęszczenie na obydwu trasach limitowane jest przepustowością kanapy. Jest gęsto, ale trasy dość szerokie. Na stoku beton, zwłaszcza na czarnej trasie A, niektórzy sobie ledwo radzą. Tłoczno jest również na niebieskich trasach na dole, gdzie nasz znajomy pilnie doskonali umiejętności - to jego pierwszy urlop narciarski 😃. Około trzynastej zaczyna sypać śnieg i chyba większość towarzystwa że Żmii przenosi się na Luxtorpedę z osłonami. Z godziny na godzinę ochładza się - więc warunki na stokach zamiast degradować się, poprawiają się. Na czarnej ustawiono tyczki do treningu przed jutrzejszym slalomem - raz sobie przejechałam z ciekawości. Z przyjaciółką Moniką: O piętnastej większość naszej ekipy kończy nartowanie. Ja jednak mam wciąż niedosyt, a jeździ mi się tego dnia bardzo dobrze. Monika zabiera autem naszą młodzież do domu, a ja z Darkiem zostajemy na stoku do wieczora. Trasa czerwona A: Niespełna godzinną przerwę na ratrakowanie spędzamy w jadłodajni Villa Czarna Góra. Najwyższy czas wrzucić coś na ząb Na wieczornej jeździe wciąż dużo ludzi i wciąż sypie. Robimy jeszcze cztery rundki góra dół i dobrze po osiemnastej kończymy jazdę. Za nami osiem godzin na stoku i przejechanych 60 km. Intensywnie - pomimo dużej frekwencji. Czechy - chyba dzisiaj.
    12 punktów
  42. @marboru uchylił rąbka tajemnicy 🤫 - tak, kolejny wpis to wycieczka w góry. Poniedziałkowy poranek przywitał nas pięknym słońcem i bezwietrzną pogodą, a prognozy zapowiadały +18 stopni. Wymarzony dzień na górską wycieczkę 😀! Ze Sredne Vodno do Kanionu Matka Postanowiliśmy przejść grzbietem pasma Vodno ze wschodu na zachód. Mniej więcej w połowie drogi między Skopje a szczytem Vodno (1066 m npm.) znajduje się osada Sredne Vodno, z której od wtorku do niedzieli kursuje na szczyt kolej gondolowa Doppelmayra. No właśnie, ale my nasz trekking zaplanowaliśmy na poniedziałek – nie pozostało nam więc nic innego, niż zdobyć Vodno na własnych nogach. Co więcej – w poniedziałki poza sezonem nie kursuje również autobus miejski do Sredne Vodno, o czym dowiedzieliśmy się dopiero na dworcu autobusowym. Ale pod dworcem jest postój taksówek, a raczej takich ichnich Uberów, bo taksometru się w nich nie uświadczy. Ceny umowne i umiarkowane, woleliśmy jednak ustalić z góry, ile zapłacimy. Przy dolnej stacji kolejki jest kilka kiosków z przekąskami, ale wszystkie zamknięte na głucho. Być może niektóre są czynne, gdy kolejka działa, ale ewidentnie widać, że jesteśmy po sezonie. Ze Sredne Vodno na szczyt prowadzi asfaltowa droga oraz kilka różnych ścieżek pieszych. Ponieważ chodzenie asfaltem po serpentynach jest nudne, postanowiliśmy odbić w ścieżkę, która biegła nieco bardziej stromo, ale krótszą drogą na szczyt. Szlaki piesze w Macedonii nie są oznaczone w taki sposób, do jakiego jesteśmy przyzwyczajeni w polskich górach czy Alpach. Jeśli już, to wymalowane są dwa paski – białe i czerwone, albo czerwono-białe kółko. Na wszystkich szlakach znaki są takie same, więc na rozgałęzieniu łatwo pomylić drogę, zwłaszcza, że praktycznie wcale nie spotyka się drogowskazów. Zresztą nasz szlak oznakowany był dopiero od połowy. Koniecznie więc trzeba mieć ze sobą dobre mapy offline z lokalizacją – my korzystaliśmy z aplikacji MAPS.ME i PhoneMaps, na których widoczne są nawet nikłe ścieżki, można ustawić nawigację – pieszą, rowerową lub samochodową, a obsługa jest czytelna nawet dla tak upośledzonej technicznie osoby, jak ja . Na początku jednak zaliczyliśmy falstart – ścieżka, którą poszliśmy i która miała biec pod gondolą znaków wcale nie miała, a mniej więcej w połowie zaczęła niknąć, za to pięła się coraz bardziej stromo zarośniętym kanionem. Na początku było tak: A potem tak: I w końcu tak: Wędrówki w górę nie ułatwiało też śliskie błoto i opadłe liście. No, trochę się naklęłam, zanim doszliśmy znów do asfaltu. Tak to bywa ze skrótami . Marsz na górę zajął nam 1 h 15 min, asfaltem chyba jednak byłoby szybciej … W najwyższym punkcie na Vodno stoi Krzyż Milenijny - ponoć najwyższy na świecie chrześcijański krzyż w lekkiej, ażurowej konstrukcji, zbudowany w 2002 roku, widoczny praktycznie z każdego miejsca Skopje i z trasy naszej wycieczki. Górna stacja kolejki: Oczywiście byłam ciekawa, czy w zimie są tutaj jakieś trasy narciarskie, ale jednak nie – mimo, iż w styczniu-lutym jest śnieg. Można natomiast jeździć z Vodno na sankach. Miejsce jest niesamowicie widokowe – góry otaczają nas ze wszystkich stron, w dole z północnej strony rozpościera się Skopje, z południowej jakieś mniejsze wioski i tak będzie już przez cały czas naszej marszruty. Robimy sobie wspólne zdjęcie i idziemy na szlak. Na szczycie jest trochę ludzi, ale dalej praktycznie nie spotykamy żywej duszy. Idziemy początkowo szutrową drogą, widoki boskie: Wkrótce droga powoli zamienia się w plac budowy . Wiemy, że wzdłuż niej poprowadzono … rurociąg. Co za dziwny pomysł … Mam nadzieję, że teren z czasem zarośnie, bo na razie wrażenie jest nieciekawe. Trzeba patrzeć w dalszą perspektywę – jest zdecydowanie lepiej Vodno już w oddali, rurociąg – na wyciągnięcie ręki 😉 Co ciekawe – mimo iż był to dzień roboczy, to spotkaliśmy tylko dwie trzy-czteroosobowe ekipy budowlane. Obie siedziały w autach i jadły nieśpiesznie drugie śniadanie oraz paliły papierosy, tylko koparkowy trochę jeździł, ale też niezbyt długo 😏. W zasadzie to byli prawie jedyni ludzie, których minęliśmy tego dnia na szlaku – nie licząc pary turystów pod koniec wycieczki. Dochodzimy do Vrv Kale – drugiej co do wysokości kulminacji masywu: Na szczęście plac budowy skończył się jakiś czas temu i możemy rozkoszować się pięknem krajobrazu. A widoki – zobaczcie sami: VID_20191111_133136.mp4 Te ledwo widoczne ośnieżone szczyty na horyzoncie to Szar Płanina – pasmo dwutysięczników na granicy z Kosowem. I choć pogoda jest cudowna i ciepła, to białe wierzchołki w oddali budzą nutkę tęsknoty za zimą i nartami. Od tego miejsca schodzimy w dół. Najpierw jest to w miarę łagodna ścieżka przez zarośla. Choć ścieżka trochę się gubi i musimy dobrze pilnować śladu na mapie: Docieramy do rozwidlenia szlaków, gdzie znajduje się jeden jedyny drogowskaz do kanionu Matka, który jest celem naszej wycieczki. Teraz szlak biegnie ostrymi i stromymi zakosami w dół, ale jest pięknie – przepięknie! W dole widzimy zabytkową cerkiewkę św. Nikola Sziszewski, obok której biegnie też nasz szlak: Jest też kanion Matka, w całej okazałości 🤩 W dole wyłania się wkrótce przystań dla łódek i kajaków oraz restaurację i hotel Canyon Matka Schodzimy do cerkiewki – oprócz dwóch turystów nikogo tutaj nie ma No to jeszcze zdjęcie ze słoneczną flagą Macedonii: Krótko przed godziną szesnastą jesteśmy w kanionie, po drugiej stronie przystani: Akustyka jest tak znakomita, że słychać każde słowo z naprzeciwka, więc łódź zaraz po nas przypływa, ale w razie czego jest jeszcze gong, którym można ją wezwać. Zasłużyliśmy na piwo – w takiej scenerii smakuje wyśmienicie! Nad kanionem Matka powoli zapada zmierzch. Nie zdążymy już przejść szlakiem wgłąb kanionu, ani dopłynąć do jaskinii Vrelo. Urzeczeni pięknem tego miejsca postanawiamy wrócić tutaj następnego dnia. Wdajemy się w pogawędkę z obsługą łódek i lokalnym przewodnikiem. Wszyscy dobrze mówią po angielsku – tak jak zresztą bardzo wiele osób, które spotkaliśmy w Skopje, a gdy słyszą, że jesteśmy z Polski, to okazuje się, że niektórzy nawet znają trochę polskiego. Podobno Polacy są aktualnie najliczniejszą grupą turystów w Macedonii. Potem idziemy w stronę przystanku autobusowego, autobus jednak nie przyjeżdża. Do Skopje wracamy „stopem” ze świeżo poznanym przewodnikiem – Xhemalem. Mapka wycieczki: [cdn.]
    12 punktów
  43. Poniedziałek, 19.02.2024 Poniedziałek to nie był mój dzień - odezwały się kłopoty zdrowotne i rano miałam wątpliwości, czy w ogóle będę w stanie wyjść na narty. Ale jakoś nafaszerowałam się lekami, zwlokłam i dołączyłam około 11-tej do reszty ekipy, która od rana jeździła na Kronplatzu. Bardzo przydała się więc opcja dojazdu pociągiem. Idealnie jest to zorganizowane na miejscu, bo wprost z peronu kolejowego na stacji Percha można przesiąść się w gondolę. Door to door. Z tego wszystkiego zapomniałam zabrać swojego telefonu, więc zdjęć tego dnia jest niewiele - tyle co rodzina i znajomi zrobili. Kronplatz jako ośrodek mnie nie zachwycił - może to kwestia gorszych warunków - ciepło, zdegradowane stoki, może mniej spektakularnych tras, nie wiem. Wszędzie tłumy ludzi i rozjeżdżone trasy. Na górze: Trasa do Olang: Trochę lepiej było na trasach z St. Vigil na Piz de Plaies: 38,39 i 40, czyli na pucharowej Ercie. Za to na czarnej, na Piculinie - tragedia. Śnieg obsunął się ze zbocza, prawie po całej szerokości trasy do gołej trawy. Przetarcia i wytopy. Moim zdaniem trasa powinna być tego dnia zamknięta. Jakiś pozytyw? Dobre jedzenie i fajny taras w knajpce przy dolnej stacji gondoli Pedaga w St. Vigil. [cdn.]
    11 punktów
  44. 28.08 (sobota) – Feltre - Valsugana - Trydent (95 km, przeważnie pod górę) Ostatni dzień objazdówki po Dolomitach. Co prawda wstępny plan trasy zakładał opcjonalnie zamknięcie pętli do Bolzano, ale nie był to priorytet. Po wyjeździe z Feltre kierujemy się w stronę Valsugany. Niestety początkowy fragment nie jest wyznakowanym szlakiem i znów mamy podobną niedogodność jak w ostatnich dniach, że albo jedziemy ruchliwą krajówką, albo gdzieś bujamy się po krzakach i polnych drogach, jadąc na azymut. W okolicach jeziora Lago di Corlo łapiemy znów oznaczenia szlaku i jest zdecydowanie lepiej. Droga wije się wśród lesistych wzgórz i ładnych wiosek aż do Fastro. Tutaj spektakularnymi serpentynami zjeżdżamy do Primolano, w dolinie Valsugana. Sporo tutaj - jak i w całej dolinie - szosowców, którzy upodobali sobie chyba właśnie szczególnie ten podjazd. Ja jednak się cieszę, że nam - z tymi tobołami - wyszło jechać w dół. Jaka jest Valsugana? Śliczna i sielankowa! Po drodze granica prowincji: Mijam skalne wrota Punkt info: W barwach klubowych ... Robimy postój w Borgo Valsugana, bo jest ładnie i jesteśmy głodni. Deser ... Znów jesteśmy na szlaku Via Claudia Augusta Nad jeziorem Lago di Caldonazzo: Za jeziorem, w Pergine Valsugana, szlak niestety się kończy - nie ma drogi wjazdowej dla rowerów do Trydentu. Alternatywą jest objazd górą przez Civezzano, a to niezła wspinaczka. Nagrodą jest panorama miasta z góry i dość karkołomny zjazd wąskimi i krętymi uliczkami tuż koło zamku Buonconsiglio Niestety zwiedzania Trydentu nie było - mało czasu i jakieś demonstracje na starym mieście, przez które policja zamykała ulice, więc tylko cyk-cyk po drodze na dworzec. Pomnik Dantego - jako kontra włoskiej ludności Trydentu dla monumentu Walthera von der Vogelweide w Bolzano. Do Vinschgau wracamy z dwiema przesiadkami - w Bolzano i Merano i przygodami. Pociąg do Bolzano się spóźnił, a pociąg do Merano w ogóle tego dnia został odwołany. Następny też stał w polu, więc zamiast po 21-szej, byliśmy w pensjonacie krótko przed północą, a podróż zamiast dwóch i pół trwała blisko pięć godzin. Ech, te włoskie pociągi! I to koniec naszej rowerowej wyrypy. Następny tydzień spędziliśmy na górskich wędrówkach, o których może napiszę osobno. Cały ślad trasy (bez tego pierwszego dnia na rozruch) można zobaczyć na traseo: https://www.traseo.pl/trasa/dookola-dolomitow
    11 punktów
  45. Piękna zima w Górach Izerskich Pogoda bez zmian - mroźno, pochmurno, ale dzisiaj prawie bez świeżego opadu śniegu. Kolejny dzień na nartach w bajkowej scenerii tras biegowych wokół Jakuszyc. Tym razem z drugim instruktorem - trochę szkolenia i fajna wycieczka trasą do dawnej kopalni kwarcu "Stanisław", a potem przez Jelenią Łąkę do schroniska Orle i powrót - podobnie jak wczoraj - trasą spacerową do Jakuszyc. Wrzucam kilka zdjęć, głównie w kolorze sepii . Widok na Szrenicę, gdzieś za mgłą i za lasem: Darek pilnie ćwiczy Docieramy do najwyższego punktu jakuszyckich tras, przy kopalni Stanisław - 1022 m npm. Widoki marne dzisiaj, ale za to drzewa malowniczo ośnieżone i piękne warunki na trasie: Jelenia Łąka Narciarki mogą się czuć bezpieczne, narciarze - niech sobie radzą sami Do schroniska Orle docieramy dzisiaj od innej strony, przekraczając mostek na rzeczce Kamiennej. Przed nami budynek schroniska, za nim wzgórze Granicznik, a w oddali Bukovec (1005 m npm.) Taki detal ... Wracając przez chwilę mamy widok wśród drzew na Harrachov i kompleks narciarski Certovej Hory. Ech, pośmigałoby się po tych traskach ... A na koniec mapka trasy:
    11 punktów
  46. No to jedziemy dalej - sobota: Wreszcie zmiana pogody - chmury i mgłę zastąpiło słońce, ale wciąż mocno wiało ze wschodu, więc było rześko. Dobrze, że mamy z wiatrem. Zaglądamy na plażę w Grzybowie - jeszcze pustą rano. Kolejną miejscowością jest Dźwirzyno, gdzie szlak R10 poprowadzono ciekawą kładką przez pola wydmowe. Potem jedziemy DDR-ką wzdłuż drogi przez centrum Dźwirzyna, Rogowo aż do Mrzeżyna. Tutaj pierwszy postój w porcie u ujścia Regi, gdzie rybacy właśnie sprzedają świeżą rybę prosto z porannego połowu. Chętnych nie brakuje. Za Mrzeżynem charakter trasy zmienia się. Kiedyś tamtejsze obszary leśne to był teren wojskowy, na który nie było wstępu. Dalej jest tam wojsko, ale część lasów jest dostępna dla osób postronnych. Szlak biegnie szutrowymi i piaszczystymi krętymi ścieżkami oraz przez kilka kilometrów - starą brukową drogą. Na trasie oddano w tym roku MMOR - czyli Modelowe Miejsce Odpoczynku Rowerzystów. Jest wiata z wielkim stołem, gniazda zasilania na energię solarną, również dla e-bike'ów, wifi i tablice informacyjne. Pełen wypas! Mijamy kolejne miejscowości. Niechorze Trzęsacz Na plażach kolorowo od parawanów, w miejscowościach - tłoczno, na szlaku rowerowym - ruch umiarkowany. W Międzywodziu spędzają weekend nasi przyjaciele - umawiamy się, że wyjadą nam rowerami naprzeciw. Spotykamy się gdzieś w lesie za Łukęcinem i jedziemy razem aż do Międzywodzia. Jeszcze wspólną kawa, ale czas szybko mija, a przed nami spory kawałek drogi do Świnoujścia. Ten fragment szlaku w zasadzie jeszcze nie istnieje. Jest bypass drogami gruntowymi i - miejscami - lokalnymi albo wariant jazdy szosą. Na DW 102 przez Wisełkę do Międzyzdrojów na szczęście ruch umiarkowany, jedzie się dobrze - spore górki, można się rozgrzać, zwłaszcza z sakwami. Pogoda pod wieczór trochę się psuje. Lodowaty wiatr że wschodu wzmaga się i przynosi chmury. Dojeżdżamy do Międzyzdrojów. Jest już około 20.00, a przed nami ostatnia prosta - poboczem DK3. Paskudny odcinek i dłuży się niemiłosiernie. Jestem szczęśliwa, gdy docieramy na przeprawę promową. Takie widoki z "Bielika": Jeszcze tylko przejazd przez całe miasto, bo nocujemy w ośrodku prawie pod niemiecką granicą. Tutaj kończy się szlak R10, czyli polski odcinek Euro Velo 10 i 13. A potem krótki wypad na kolację i zakupy. Bardzo tłoczno, mimo późnej pory. Nie czujemy się tak do końca bezpiecznie w takim tłumie.
    11 punktów
  47. Szkoda widoków, które z najwyższych gór zawsze są przepiękne - dlatego ja na Dachsteinie byłam w piątek Trasy równe, twarde, narciarzy kilku- do kilkunastu, można rozwinąć prędkość i bez problemu wtedy pokonać fragmenty pod górkę. Natomiast po zawiedzeniu pałacu lodowego i innych atrakcji oraz 2h jeżdżenia po tych samych kilku trasach polecam jeszcze odwiedzenie małej górki w pobliżu: Rittisberg. Tam też pusto, jest kilka tras, w tym fajna czerwono-czarna pod krzesło.
    11 punktów
  48. Nie zapędziłem się do 5 Torri, bo trasa z Falzarego do Armentaroli zamknięta. Natomiast gondola do Pocol z 5 Torri miała być otwarta 27. listopada. wg serwisu DolomitiSuperski nie jest uruchomiona. Co się tyczy spraw epidemicznych. Zakrycie twarzy jest obligatoryjne w środkach transportu, w tym gondolach. Te sprawy są ewidentnie pilnowane. Zakrycie twarzy to maska FFP2 w teorii raczej. Około połowa ma FFP2, niektórzy mają zwykłe chirurgiczne, inni mają maseczki z rozmaitych tkanin (pewnie bez atestów). Sprawa kominów jest dyskusyjna. Sam widziałem takie przypadki, ale 2 tygodnie temu w MasoCorto byłem świadkiem sytuacji, gdy ktoś w kominie został poproszony o założenie właściwej maseczki. Dzisiaj w skibusie kilkoro Włochów zostało wyproszonych z autobusu za brak właściwych, było ostro, głośno i dobitnie. Dzisiaj morale ekipy mi spadło i skończyliśmy po 15.00😀. Zadecydował zjazd z Dantercepies do Selvy. O tej porze miejscami bardzo twardo, drobna ilość odsypów, trochę w cieniu, miejscami trochę wąsko. SellaRonda sprawdzona do passo Campolongo i reszta czasu w AltaBadia. Rano warunki super, dopiero po 14.00 w okolicach Boe pojawiły się nierówności. Na mniej uczęszczanych trasach twardo i równo aż do końca. Jeszcze a'propos codziennej walidacji skipassów. Aplikacja DolomitiSuperski ma dwie opcję: skanowanie zapisanego w zdjęciach QR lub skanowanie wydruku. Tę czynność trzeba powtarzać codziennie rano od godziny 6:00. Rano zeskanowałem swój QR z wydruku, aplikacja na zielono uaktywniła skipass i pojechaliśmy. Na Costabelli w Selvie bramka mnie puściła, ale do gondoli Dantercepies już nie. Zainteresował się mną pan techniczny. Pokazałem mu jak apka czyta zapisany QR w zdjęciach, po czym zamigała na czerwono. Tę czynność powtórzyłem kilka razy i to samo. Pan zasugerował usunąć z apki karnet i wpisać go ponownie. Tak zrobiłem i znowu apka świeciła na czwerwono. Poszedłem do kasy i tam w ciągu 20 milisekund sczytano mój QR i mogłem wejść. Wynika z tego, że mechanizm skanowania QR w aplikacji DS jest chyba nie do końca dopracowany. Rada jest taka, żeby mieć QR w zdjęciach w komórce bez żadnych obwódek, tylko kod i żeby w kieszeni mieć papierowy dokument z wydrukiem. Potem już tylko czysta przyjemność: Pozdrawiam Waldek
    10 punktów
  49. 23.08 (poniedziałek) – Goldrain-Klausen (105 km) Sakwy spakowane? No to ruszamy! Zasadniczo koncepcja była taka, żeby objechać dookoła główny masyw Dolomitów dolinami rzek: Adygi, Eisack (Isarco), Rienz, Boite, Piave i Brenty. Wiodą tamtędy szlaki Via Claudia Augusta, Pustertal-Radweg, Dolomiten-Radweg oraz Eisacktal-Radweg. Cała pętla liczyłaby ok. 400 km, przy czym dołożyliśmy odcinek z Vinschgau, wzdłuż górnej Adygi (ok. 70 km). Trasa mniej-więcej opracowana, noclegi ogarniamy na bieżąco - w zależności, dokąd dojedziemy. Odcinek do Bolzano przejechał się sam, bo było z górki, za to ostatnie 30 kilometrów jechaliśmy w górę doliny Eisack (w kierunku Brennera). Pierwsza ciekawa miejscowość to Kastelbell, ze średniowiecznym zamkiem obronnym. Kolarska metaloplastyka w Naturns: Charakterystycznym elementem krajobrazu są duże krucyfiksy w drewnianych kapliczkach o formie deltoidu: Jedziemy nad rzeką ... ... aż do elektrowni wodnej w Töll: Docieramy do punktu widokowego ponad Merano: Tym razem nie zatrzymujemy się dłużej w Merano, bo przed nami jeszcze spory kawałek drogi. Ale przy trasie rowerowej taka ciekawostka : Dość płaski odcinek do Bolzano, wzdłuż linii kolejowej i rzeki. Jedyną atrakcją jest zjawiskowy kontur masywu Rosengarten (?) na horyzoncie. Bardzo fajnym udogodnieniem w lecie są też gęsto rozmieszczone ujęcia wody pitnej - wprost przy ddr-ce lub w miejscowościach. Zimna, krystaliczna woda w upał - bezcenne! W Bolzano zaglądamy na starówkę - do katedry i na Walthersplatz. Stoi tutaj monumentalny pomnik Walthera von der Vogelweide - średniowiecznego minnesängera niemieckiego, najwybitniejszego poety aż do czasów Goethego. Statuę wykonano z białego marmuru w Laas pod koniec XIX w. z inicjatywy niemieckojęzycznej ludności miasta, na fali ruchów narodowościowych. A dlaczego akurat Vogelweide? Otóż jedna z hipotez, dotyczących miejsca urodzenia Walthera, głosi, że przyszedł na świat w pobliskim Lajen, w dolinie Eisack. Katedra: Od Bolzano zmieniamy dolinę - teraz będziemy jechać na północ, wzdłuż Eisack. Niestety za sąsiedztwo - oprócz rzeki i linii kolejowej mamy teraz również autostradę i starą szosę na Brenner. Obydwie głośne i bardzo ruchliwe. Gdzie się dało, to poprowadzono ddr-kę w oddaleniu od dróg samochodowych, ale nie wszędzie było to możliwe, bo wąwóz miejscami jest dosyć wąski. Jeden z kilku tuneli rowerowych na trasie: Eisack: Rzut oka na zegarek, na mapę i decyzja, że nocujemy w okolicach Klausen. W samym miasteczku niestety nic nie znalazłam w naszym budżecie, ale kilka kilometrów dalej, w stronę Brixen były wolne pokoje w sympatycznej agroturystyce, u właścicielki okolicznych jabłkowych sadów. Podwieczorne klimaty w Klausen: I nasze lokum na noc: [cdn.]
    10 punktów
  50. Zamczysko i stacja narciarska na sprzedaż - kolejne świętokrzyskie włóczęgi Część 4 Ostatnia Mijamy kolejny strumyczek, kolejną prześliczną polanę...ależ tu musi być pięknie wiosną, latem gdy wszystko zielone Niestety, kolejne dwie ambony Zwierzęta przychodzą się napić, a Ci strzelają Dopiero trakt Pośpieszyłem się w końcówce części 3ciej. A przy utwardzonej, żwirowej, drodze leśników miejsce odpoczynku - przy nim, na przygotowanym palenisku, w drodze powrotnej ze szczytu będziemy rozpalać ogień i jeść obiadek, kiełbaskę Milutko - miejsce zadbane. Pod zadaszeniem trochę suchego drzewa, kijki do smażenia. Nadleśnictwo Łagów i kolejny raz historia tego miejsca wraz z mapką położenia nie istniejącej już wioski. Trzysta metrów dalej szlak niebieski skręca ponowie w las. Jest trochę stromiej, a na drzewach pokazuje się mnóstwo budek lęgowych. Mają różnej średnicy otwory "wejściowe"...ta na poniższym zdjęciu naprawdę bardzo mały. Ciekawe jaki ptaszek tam zdoła się przecisnąć do środka? W poszukiwaniu najwyższego miejsca Kiełek, błądzimy. Błądzimy ale też szukamy... ...może to tu? Może tam? Nie - to jest tu (zdjęcie na dole) Ktoś w bardzo fajny sposób oznaczył najwyższe miejsce. Jesteśmy na szczycie Góry Kiełki 452 m npm Wracamy. Po drodze zbieram kłosy traw i korę brzozy z martwych drzew - to dwie doskonałe rozpałki. Docieramy do wiaty, rozpakowujemy się, zbieramy trochę chrustu i rozpalam ogień. Kiełbaska skwierczy i pachnie. Po posiłku i kolejnej porcji ciepłej herbaty wracamy na niebieski szlak, w drogę powrotną do auta. Ponieważ robi się powoli ciemno przyśpieszamy kroku. Pędzimy i tylko przed, i na szczycie Zamczyska robimy krótki postój. Szczyt tej górki z drugiej perspektywy: Po ok pięciu godzinach kończymy naszą kolejną przygodę w Górach Świętokrzyskich Z pewnością wrócimy jeszcze w te tereny - do zdobycia mamy po drugiej stronie Widełek: Włochy 427 m npm, Górę Stołową 423 m npm oraz Wrześnię 370 m npm wraz z Ostrą Górką 318 m npm. Kiedy? Zobaczymy... Mapa dzisiejszego spaceru: Niestety jest ona korygowana ręcznie, ponieważ na dwa kilometry przed samochodem pada mi telefon Na koniec niniejszych blogowych wpisów wrócę do Stacji Narciarskiej w Widełkach. Do dzisiaj wisi strona internetowa tej miejscówki: http://www.widelki.cba.pl/ Poniżej kilka zdjęć skopiowanych z netu gdy stacja funkcjonowała. Cóż za wspaniale wyglądający ratrak 😮 Stok był oświetlony, a narciarze na zdjęciach raczej nie mieli na nogach nart karvingowych. Widok w dół mniej więcej z 3/4 stoku: Widok z dołu do góry: I jeszcze raz w zimowej scenerii, to piękne miejsce - tym razem prawie z samej góry: No i co moi Drodzy? @JC Kto dzwoni i negocjuje cenę? Tworzymy stok marki Skionline Forum S.A. ? Pozdrawiamy serdecznie marboru i Paula
    10 punktów
www.trentino.pl skionline.tv
partnerzy
ispo.com WorldSkiTest Stowarzyszenie Instruktorów i Trenerów Narciarstwa PZN Wypożyczalnie i Centra testowe WinterGroup Steinacher und Maier Public Relation
Copyright © 1997-2021
×
×
  • Dodaj nową pozycję...