Narty - skionline.pl
Skocz do zawartości

johnny_narciarz

VIP
  • Liczba zawartości

    8 428
  • Rejestracja

  • Wygrane w rankingu

    375

Odpowiedzi dodane przez johnny_narciarz

  1. 8 godzin temu, WujB napisał:

    Koniec czy początek, oto jest pytanie?

    Kiedyś JC napisał, że początek. Czemu? Ponieważ jeździć na nartach w Europie można cały rok, więc przyjmujemy, że "stary" sezon kończy się w połowie roku, czyli 30 czerwca. Nowy rozpoczynamy 1 lipca... ;) Z resztą kiedyś rozpocząłem sezon 2 lipca na lodowcu i tu już wiele rekordu nie poprawię.

    Śpiochu wspomniał o końcu - tu nie mam jakiejś wyjątkowej daty, ale tak się złożyło, że to było w tym roku: 9 maja na Pilsku. Co lepsze, spokojnie można było tam się jeszcze wybrać końcem maja! ^_^

    • Like 3
  2. Zajrzałem na Forum i jestem w szoku! Chyba ostro musiało być skoro JC Mitka zbanował... :o

    Mitka poznałem osobiście i jest to wspaniała osoba! Niedoskonałe to jest "słowo pisane", bo często jest źle rozumiane czy interpretowane, stąd najczęściej rodzą, a bardziej rozkręcają się konflikty. Nie zaglądam tu ostatnio zbyt często, ale mi osobiście będzie go brakowało. -_-

    • Like 1
    • Thanks 1
    • Haha 1
  3. No to lecimy! ;)
     

    Maraton Rowerowy Dookoła Polski Finał, czyli ostatnia część 4-letniego cyklu ultramaratonów 4xMRDP. Dotychczas przez 3 kolejne lata objechałem Polskę dookoła w trzech częściach: Zachód, Góry i Wschód. Teraz przyszło mi się zmierzyć z całą trasą na raz, czyli przejechać 3200 km w 10 dni. Czy to możliwe, żebym pokonał taki dystans, kiedy dotychczas każdy jeden tysiąc potrafił mnie mocno sponiewierać?

    Maciej Paterak

    http://mobile.team29er.pl/images/2021/MRDP/001.jpg

     MRDP to zdecydowanie najtrudniejszy ultramaraton w Polsce, choć obecnie już nie najdłuższy. Palmę pierwszeństwa przejął podobny, choć znacząco różniący się, RAP (Race Around Poland). Jednak w środowisku ultra ciągle MRDP uchodzi za ten kultowy. Niewątpliwie ma na to wpływ fakt, że był pierwszy, ale też mocno wyśrubowany limit czasu, w którym trzeba przejechać owe 3200 km, czyli dokładnie 240 godzin. Pozornie wygląda to na dość proste wyzwanie - wystarczy robić średnio 320 km na dobę, czyli dla rasowego ultrasa bułka z masłem. Jednak to jest 10 dni z rzędu, gdzie jeszcze trzeba pokonać przewyższenie przekraczające 25 000m!

    http://mobile.team29er.pl/images/2021/MRDP/0003.jpg

    Przygotowania rozpocząłem jeszcze w zeszłym roku. Trzeba było dokładnie przemyśleć co zmodernizować/wymienić w rowerze, jak się spakować, co zabrać ze sobą, z czego zrezygnować, jak poradzić sobie z ładowaniem urządzeń i jeszcze wiele innych zagadnień. Ostatecznie postanowiłem kupić nowy rower, który był idealnie skonfigurowany pode mnie. Wymieniłem jedynie siodełko na wygodniejsze. Do tego otrzymałem znaczącą pomoc od firmy Giant Polska w postaci znakomitych kół karbonowych Giant SLR 2 Disc 42mm i kompletu sakw. Jednak mimo długiego czasu przygotowań, nie ustrzegłem się błędów, o czym wspomnę w dalszej części relacji.

    http://mobile.team29er.pl/images/2021/MRDP/0022.jpg

    Przyznam, że po 4 latach harówki w różnych ultramaratonach zacząłem tracić nieco motywację do dalszych startów. Zwyczajnie zacząłem mieć dość nocnej jazdy ze sporym deficytem snu, kultury naszych kierowców samochodów i wielu innych niepożądanych "atrakcji" korzystania z naszych dróg. Jednak MRDP był tym wyjątkiem i jedynym jeszcze maratonem, który mnie mocno pociągał i fascynował. Kiedy więc ponownie zawitałem na Rozewiu pod latarnią morską, adrenalina zaczęła działać i już nie mogłem się doczekać startu. Tym bardziej, że do tego miejsca mam wyjątkowy sentyment, ale nie o tym będę opowiadał.

    http://mobile.team29er.pl/images/2021/MRDP/100.jpg

    Start zaplanowany był jak zwykle równo 12:00 w południe. Ponieważ całość trasy w formacie GPX to wielki plik, odpowiednio wcześniej włączyłem przeliczanie trasy w nowym nabytku od Garmina, który rzekomo powinien sobie z nim poradzić. Przynajmniej tak optymistycznie założyłem... No niestety, miałem zbyt wiele wiary w to urządzenie i na 20 minut przed startem, podczas przeliczania, zwyczajnie Garniak się wyłączył. Tym samym pierwsza nawigacja była raczej stracona. "Świetny" początek. Dobrze, że wziąłem mojego starego Etrexa, który ruszył bez zająknięcia i tym samym rozwiązał problem. Nową nawigacją postanowiłem się zająć później, na jakimś dłuższym postoju. Teraz jeszcze ostatnie przemówienie Organizatora, zdjęcia, dyskusje i w drogę!

    http://mobile.team29er.pl/images/2021/MRDP/21.1.jpg

    Ponieważ sierpień to ciągle sezon urlopowy nad morzem, musimy się przebijać przez tłumy turystów, choć bardzo się tu przydała nowa ścieżka rowerowa do centrum Jastrzębiej Góry. Następnie w bok i już możemy względnie normalnie rozpocząć zmagania. Organizator - Daniel pojechał kawałek z nami i starał się porozdzielać peleton na grupki 14-osobowe, bo jedziemy w ruchu otwartym. Tym samym nie możemy jechać razem w blisko 80 osób - tyle zawodniczek i zawodników stanęło na starcie. Niestety trudno utrzymać pełną dyscyplinę, bo teren nieco pofałdowany i grupki się rozrywają, tworzą nowe, czasem większe itp. Dopiero kilka kilometrów dalej, gdzie wjeżdżamy na drogę z szerokim poboczem, tworzymy długie łańcuszki, które już nie powinny przeszkadzać samochodom.

    http://mobile.team29er.pl/images/2021/MRDP/2110.jpg

    Pogoda dopisuje, nie tylko świeci słońce i opadów brak, ale tutaj jeszcze często mamy dość mocny wiatr w plecy. Rozpoczynamy objazd Trójmiasta, który prowadzi po całkiem sporych pagórkach. Miałem obawy, czy owe górki mnie za bardzo nie zniszczą już na początku, ale okazały się niegroźne. Zupełnie inaczej jedzie się tędy na świeżych nogach w dzień, niż na pełnym zmęczeniu, rozpoczynając trzecią nockę. Rzekł bym nawet, że ten odcinek błyskawicznie zostawiam za sobą. Potem kawałek przyjemnych równin i jazda wzdłuż Zalewu Wiślanego - piękny teren! Niestety tutaj wiatr już mniej sprzyjał, wręcz nieco pogroził palcem jakby chciał powiedzieć: -"zaczekam sobie na Was!"...

    http://mobile.team29er.pl/images/2021/MRDP/21.2.jpg

    Kiedy opuszczam okolice Zalewu Wiślanego, wiatr słabnie. Powoli zapada noc i niepokojąco szybko spada temperatura powietrza. Niebo czyściusieńkie, bez grama chmurki, zapowiada, że będzie zimno. Baaardzo zimno! Zanim minie północ, notuję już wartości w okolicach 6 - 8 st.C. Nie wytrzymuję i zjeżdżam na stacje paliw cały sztywny, trzęsąc się z zimna. Piję półlitrowy kubek gorącej herbaty i ubieram prawie wszystko co mam. Jak dobrze, że tuż przed samym startem moja ukochana żona zaproponowała mi, żebym docisnął jeszcze do sakwy grube spodnie, które normalnie używałem w zimie. Teraz bardzo się przydały. Nie wiem jakbym miał wytrzymać w samych cienkich nogawkach. Zaplanowałem, że przynajmniej pierwszą nockę pojadę, żeby nadrobić jak najwięcej dystansu zanim wjadę w góry. Plan w sumie zakładał, żeby dojechać do Przemyśla i wypocząć (ok 1200 km) w 3 doby. Albo nawet szybciej, jakby wszystko szło po mojej myśli.

    http://mobile.team29er.pl/images/2021/MRDP/22.4.jpg

    Jazda na Mazurach przy pełni Księżyca robi na mnie wrażenie. Jest dość jasno, widoki niesamowite - pola, łąki, oczka wodne. Mgiełki w dolinkach dopełniają klimatu. Gorzej kiedy w taką mgiełkę muszę wjechać. Odczuwalna temperatura to coś w okolicach 0 st. Dość szybko na niebie widać już lekką łunę od powoli wstającego słońca. Jeszcze ta cisza, chwilami przerywana odgłosami budzącej się przyrody. Choć Świerszcze chyba w ogóle nie śpią. To są chwilę, dla których jeździ się takie maratony i później wspomina. Nawet temperatura jakby mniej przeszkadza, a przynajmniej nie myślę o tym, że właśnie drętwieją mi palce u nóg. Nic dziwnego, patrzę na termometr, a tu już tylko 3 st. na plusie! Nie no, przecież to sierpień! Lato, nie zima! O co biega z ta pogodą? Mój obecny ubiór już nie wystarcza, więc sięgam po pelerynę przeciwdeszczową i spodnie - dobrze chronią przed wiatrem. Nad ranem robię też krótką przerwę na stacji benzynowej na kolejną herbatkę i batonika.

    http://mobile.team29er.pl/images/2021/MRDP/22.3.jpg

    Powoli wstaje dzień, lecz temperatura jakby zaspała. Ciągle zimno, brrr! Mimo, że świeci słońce. Dopiero w okolicach 10 rano wreszcie robi się przyjemnie. Pusta tylna sakwa ponownie zapełnia się ciuchami. Bardzo mnie cieszy, że kiedy docieram do "rogu mapy", a dokładnie w okolice trójstyku granic Polski, Rosji i Litwy, mam pełnię dnia. Jechałem tędy 2 razy i zawsze nocą. Teraz mogę nacieszyć oczy tutejszymi widokami. Drugi dzień okazał się też przełomowy. Nie wiem czemu, ale pierwsze 300 km strasznie mnie niszczyło, miałem bóle nóg i obawy, że daleko nie zajadę. Rano jakby coś puściło i wreszcie złapałem swój rytm.Trafiłem też fajną restaurację, pierwszą w tym maratonie, gdzie mogłem zjeść pełnowartościowy obiad. Te Hot Dogi na stacjach, ech...  zanim je ugryzę, już mnie zbiera... ;)

    http://mobile.team29er.pl/images/2021/MRDP/22.1.jpg

    Powoli zbliżam się do granicy Polsko-Białoruskiej. Nie byłoby to jakoś specjalnie warte wspomnienia, gdyby nie ostatni kryzys z uchodźcami z Afganistanu. Ewidentnie widać Straż Graniczną w sporej liczbie, kręcą się tu też wozy różnych stacji telewizyjnych. Dopóki jest dzień, czuję się bezpiecznie, ale kiedy zapadają ciemności, to już głowa zaczyna pracować. Chyba podświadomie, mimo jazdy Solo, raczej staram się trzymać na widoku innych. Tym bardziej, że na tym etapie ciągle się mijaliśmy z wieloma zawodnikami, a w tym momencie najczęściej z najmłodszym zawodnikiem w stawce - Grzegorzem Szamrowiczem. Nie wiem czy jest się czego bać, bo w sumie niewiele wiadomo o prawdziwej sytuacji z uchodźcami, ale jest mały niepokój. Tuż przed Bobrownikami trafiam na fajny Hotel z białoruską kuchnią - niby menu podobne do naszego, ale jednak sposób podania wyraźnie się różni. Dla mnie fajna atrakcja! Baterie doładowane!

    http://mobile.team29er.pl/images/2021/MRDP/2113.jpg

    Bobrowniki, ach te Bobrowniki! Zapamiętałem je jako niekończący się wyścig z wiecznie ruszającymi i zatrzymującymi ciężarówkami, oczekującymi na przekroczenie granicy. Tym razem jechałem w drugą stronę i jakże inne odczucia! Teraz swobodna jazda i to w większości w dół. Czasem tylko kierowcy dopytywali nas gdzie my wszyscy jedziemy. Ale sielanka się kończy i znowu ciśniemy boczną drogą przez las wzdłuż granicy z Białorusią. Znowu czuję lekki niepokój, ale na szczęście żadnych problemów nie było. Zaczęła się druga noc, chciałem ją przejechać jak rok temu, ale po wcześniejszych rozmowach z innymi zawodnikami, ostatecznie decyduję się na nocowanie. Tym bardziej, że trafiam na super hotel w Narewce, a po za tym już zaczynałem "tropić węża". O spadającej temperaturze lepiej nie wspominać...

    http://mobile.team29er.pl/images/2021/MRDP/0015.jpg

    Nie jestem do teraz przekonany o słuszności tego noclegu, ale z drugiej strony wiem, że i tak trochę drzemki musiałoby być. Po za tym koledzy mi mówili, że po MRDP Wschód słabo wyglądałem, więc mógłbym się po prostu przedwcześnie zarżnąć. Tymczasem wypoczęty ruszam w dalszy bój! Noga podaje, humor dopisuje. Niestety, prognozy pogody nie napawały optymizmem. Wiem już, że wkrótce zacznie padać, jednocześnie liczę, że to będą takie punktowe opady a nie ciągła zlewnia. Ale to jeszcze nie teraz. Dojeżdżam właśnie do jednej z atrakcji tej trasy, czyli całkowicie ręcznie obsługiwanego promu na rzece Bug. Początkowo planowałem być tu w nocy i jego ominięcie, ale nocleg zmienił "program wycieczki". Byłem pewny fajnego spotkania z zawodnikami maratonu Wschód1400, ale w tym momencie żaden z nich nie dojechał. Spotkam kilku chwilę później gdzieś przed Terespolem. Pomachamy sobie nawzajem, co jakby tchnie we mnie nowe siły. To ciekawe, ale czasem krótki kontakt może mieć znaczący wpływ na samopoczucie zawodnika.

    http://mobile.team29er.pl/images/2021/MRDP/0013.jpg

    Przeprawę promową zaliczyłem z dwoma zawodnikami, co zawsze jest dodatkowym bonusem i dalej ruszam w drogę! Niebo zachmurzone, ale bez opadów. Za to wiatr przypomniał o sobie, kiedy cisnąłem w stronę Terespola - nie no, pogoda bierna być nie może! To jednak był pryszcz w porównaniu do tego, co mnie czekało już za parę dłuższych chwil. Niestety, jeszcze do miejscowości Kodeń, gdzie zaliczyłem obfity posiłek, było przyjemnie. Dalej już pompa się rozkręcała. Pogoda zadbała, żeby mi Słońce nie spaliło za mocno facjaty. Zakładam pelerynę, spodnie i specjalne ochraniacze na buty, które rok temu świetnie się sprawdziły. Jestem pewien, że tak będzie i teraz. Niestety nie skontrolowałem ich przed startem, a te były już podarte. Pierwszą ulewę jeszcze dały radę, ale potem nadawały się jedynie na śmietnik. To właśnie pierwszy błąd, jaki popełniłem w trakcie przygotowań. Szlag! Jedna z najlepszych rzeczy, jakie posiadałem na stanie do ochrony przed deszczem, właśnie poszła się paść. Miałem dokupić przed startem jeszcze ze 3 takie komplety na wszelki wypadek, bo nie są one drogie, ale to zlekceważyłem. Surowo przyszło mi za to zapłacić...

    http://mobile.team29er.pl/images/2021/MRDP/0012.jpg

    Ulewa się rozkręciła na całego i zaczęła walka o utrzymanie komfortu termicznego, bo każda peleryna, kurtka itp. kiedyś zaczyna przeciekać, bądź my się pocimy pod nią. Najbardziej mi brak tych ochraniaczy na buty - w środku już sobie chlupie woda... Wieczorem ulewa zmienia się w mżawkę, ale ciągle jest upierdliwa. Ku mojemu zdziwieniu, doganiam Achoma, jedną z najwspanialszych postaci ultra. Wygląda źle, ale to człowiek z żelaza i na pewno to chwilowy kryzys. Zamieniamy kilka słów, Irek zjeżdża na popas, ja cisnę dalej. Jakość drogi przed Zosinem nie ułatwia życia, puszczam "łacińską" wiązankę za wiązanką, tak na rozładowanie nadmiaru energii... ;) Wiem już też, że trzeba szukać noclegu, bo wychłodzenie mnie zniszczy. Lepiej więcej spać, kiedy pogoda nie sprzyja, a jechać nawet w nocy, wykorzystując lepsze warunki atmosferyczne. No i jest! W Hrubieszowie znajduję znakomity hotel, do tego z otwartą restauracją! Dzięki Ci o Panie za Mapy Google! Muszę tylko zdążyć przed godziną 22:00, co nie było wielkim problemem. Wchodzę do środka zmarznięty na kość i czuję to ciepło! Ach, jak przyjemnie! Zamawiam Schabowego, setkę whisky na rozgrzewkę i piwo na dobranoc. Spotykam też tu dwóch zawodników. Jeden z nich - Piotrek mocno zdziwiony moim menu. Jedząc pizzę na dobranoc dziwił się, że jem Schabowego... Jeszcze bardziej widząc whisky i piwo - "to Ci nie zaszkodzi?". Oczywiście, że nie, wiem co dla mnie dobre. ;)

    http://mobile.team29er.pl/images/2021/MRDP/23.3.jpg

    Ponowne wczesne wstawanie i kolejny dzień czas rozpocząć! Wyglądam za okno i już chce mi się wymiotować na widok pogody! Oczywiście jest mokro i pada. "Pysznie!" Liczyłem, że choć pół dnia będzie na sucho. Szybkie pakowanie i ruszam dalej. Niestety nie zaliczam tu śniadanka, bo musiałbym czekać do 7 rano, a to spora strata. Zatrzymuję się gdzieś na stacji benzynowej, a później jeszcze przy sklepie spożywczym. Zatankowany ruszam naprzeciw ciemnym chmurą. Wydawało się, że pogoda będzie dziś dość łaskawa, ale niestety nie. Już nad horyzontem czaiła się olbrzymia, ciemna chmura! Widocznie też się wyspała, bo energii miała w sobie aż nadto! Kiedy pod nią wjechałem, zaczęła się ostra jazda bez trzymanki. Ulewa na całego! Jedyne słowa, jakie się ze mnie wydobywały, to te na "k","ch" itp., których nie zacytuję. ;) Jakby tego było mało, akurat wtedy trafiam na jakieś remonty dróg, wahadła i inne spowalniające jazdę atrakcje. Byłem święcie przekonany, że tak będę jechał do wieczora, nic nie zapowiadało zmiany, ale nagle cud! Niebo zaczęło się przejaśniać, a deszcz słabnął, aż w końcu całkiem przestał padać. Mogę ściągnąć ciuchy przeciwdeszczowe. Hura! Zjeżdżam pod pierwszą napotkaną wiatę i miła niespodzianka. Spotykam tu kolejną wspaniałą postać ultra - Marka Miłoszewskiego, który właśnie konsumuje sobie śniadanko. Zamieniamy parę słów, zrzucam mokre ciuchy, zakładam suche skarpetki i od razu prosto do foliowych worków, aby ich nie zamoczyć, bo butów na zmianę nie miałem. Ciuchy pod peleryną też nieco namokły, więc może nieco przeschną od wiatru?

    http://mobile.team29er.pl/images/2021/MRDP/24.1.jpg

    Powoli zbliżam się do Przemyśla, drogi już niemal suche, często też wychodzi słoneczko zza chmur. Zaczynam liczyć kiedy tam będę. Nie jest źle, choć będzie spóźnienie w stosunku do pierwotnego planu, za to z mniejszym deficytem snu. Nagle wrzasnąłem "ała!" . Dosłownie na kilka km przed Przemyślem łapie mnie silny skurcz łydek! Zatrzymuję się i padam na ziemię. Nie jestem w stanie poruszyć nogami. Do tego jeszcze stoję na poboczu remontowanej drogi, co mi nie ułatwia sprawy. Szlag! Chwilę wcześnie był przystanek autobusowy i szeroka, wygodna ławeczka. Mógłbym w cywilizowanych warunkach doprowadzić się do porządku. Mniejsza już o to, działam! Masuję Łydki, ale bez efektu. Czyżby to koniec? No to inaczej - wypijam duszkiem dwa energetyki i zjadam dwie tabletki przeciwbólowe. Wstaję po chwili i próbuję jechać. Czuję się jak na haju - jakoś tak lekko, miękko, co oni leją do tych puszek??? A może to "odpowiednie" połączenie składników? Najważniejsze, że ból odpuścił i już normalnym tempem dojeżdżam do Przemyśla i do znanego mi od lat Hotelu "Albatros". Tam konsumuję znakomity obiadek w towarzystwie kilku zawodników. Gdybym zrealizował w 100% mój pierwotny plan, dziś rano ruszałbym stąd w dalszą drogę, ale jak już nie raz się przekonałem, plany planami, a rzeczywistość może wyglądać zupełnie inaczej. Jednak nie jest źle - nieco ponad 3 doby na pierwsze 1200 km, ale też dwie treściwie przespane noce. Dobra zaliczka na góry. Jedynie niepokoją mnie łydki przed najtrudniejszą częścią trasy tegoż maratonu. Niby odpuściły, ale na pierwszych podjazdach je wyraźnie czuję...

    Druga część za kilka dni. ;)

    Oryginał tutaj (jeśli nie naruszam regulaminu forum): http://mobile.team29er.pl/ultramaratony/3286-maraton-rowerowy-dookola-polski-final#disqus_thread

     

    • Like 4
    • Thanks 11
  4. Zanim przejdę do relacji ( pierwsza część prawie gotowa ) , chciałem jeszcze trochę powspominać. Mariusz Marboru, pamiętasz jak mi puściłes link do relacji z MRDP? To chyba była relacja kolegi Marcina Nalazek. Zrobiłem wtedy po raz pierwszy w życiu ponad 200 km na raz. Wtedy jak to przeczytałem, wydawało mi się to niemożliwe, jakiś kosmos. Kto by pomyślał, że kilka lat później sam to przejadę... 😉 

    • Like 4
    • Thanks 2
  5. 26 minut temu, surfing napisał:

    To jest właśnie to! Drogie, ale pasuje do dobrego roweru i jest wystarczająco pojemne. To będzie mój następny zakup. 

  6. W dniu 8.09.2021 o 23:12, MarioJ napisał:

    To ja szukam do hardtaila crossa dobrej podsiodłówki 14l.

    Znalazłem coś takiego, rzeczywiście widać że dobry produkt jest drogi.

    Apidura Expedition Saddle Pack 14L https://sklepzrowerami.pl/19526-sakwa-apidura-expedition-saddle-pack-14l.html

     

    Jak chcesz dobre, ale tańsze, to polecam sakwy od Gianta. Dostałem cały zestaw na MRDP i dały radę! Nic nie przemokło choć warunki atmosferyczne miałem wręcz fatalne. Dużą zaletą jest ich niska waga, jak się je bierze do ręki, to jakby były z papieru. Natomiast wadą każdej podsiodłówki jest kiwanie się na boki. Przetestowałem ich kilka i niestety zawsze trochę gonią. Czy jest coś lepszego? Pewna firma, chyba w Anglii (mam to gdzieś zapisane) robi fajny karbonowy bagażnik z dedykowaną torbą. Jest też tańsza wersja Alu i to chyba jest najlepsze rozwiązanie. Niestety nawet w najtańszej wersji kosztuje grubo ponad 1000 zł!

    • Like 3
  7. 3 minuty temu, marionen napisał:

    Medal wyglada bombowo, oczywiście caly w komplecie. Jeszcze raz gratuluje pudła w 4xMRDP.

    Ps. Od kilku dniu wznoszę codziennie toasty (wiadomo czym) za Twój szybki powrót do pełnej sprawności.

    Dzięki! Na pewno jeszcze wzniesiemy razem toast. ;) Dam znać. ;)

     

    • Like 2
  8. 36 minut temu, marionen napisał:

    Cześć Maciek. Ważyłeś się może przed wyścigiem i po, jeśli tak to jaka różnica...

    Cześć,

    Nie, ale zrobię to jutro rano. Na pewno się nieco zawęziłem, co niekoniecznie przełoży się na wagę. Maraton się kończy, ale "spust" nie... 😁

    • Like 2
    • Thanks 1
  9. 9 minut temu, Spiochu napisał:

    @johnny_narciarz

    Napisalem wyraznie 50x dystans  MRDP a nie 50x MRDP.

    Nigdzie zatem nie sugeruje ze to to samo. Dziewczyna krazyla po petli w parku niedaleko od wlasnego domu. Miala 3 rowery i pelne wsparcie rodzicow. Jedynie pogody nie mogla zaplanowac.  Pewnie wiekszosc czasu bylo spoko ale byly tez upaly i huragany. Nie mniej jednak rekord jest na tyle absurdalny, ze i tak powala. Jednak wasz wyscig rowniez. Szczegolnie ze prowadzicie normalne zycie a nie jestescie zawodowymi kolarzami jak ta dziewczyna.

    Ok, źle zrozumiałem. 😉 Dla mnie też ten wynik jest kosmiczny.

    To jeszcze dorzucę fotki dziewczyn - niebieskie koszulki to dwie finalistki MRDP Marzena i Gosia, czerwone wolontariuszki Kasia i Iza (moja żonka), a w środku Daniel organizator.

    PS. Jak widać, jak skończył się maraton, pogoda zaczęła dopisywać... 😉😁

     

    IMG_20210904_121123_7.jpg

    • Like 6
    • Thanks 2
  10. W dniu 3.09.2021 o 22:00, Spiochu napisał:

    Czy wiecie, że największą rekordzistką w kolarskim ultra jest kobieta? To chyba jedyny znany mi przypadek w sporcie.

    Ta dziewczyna:

    https://lessonsinbadassery.com/amanda-coker-cycling-100000-miles-423-days/

    przejechała dystans MRDP - 50 razy pod rząd.

    100 000 mil (160 934 km) przejechała w czasie 423 dni.

    Przeciętnie 380km dziennie przez ponad rok.  Średnia prędkość z jazdy to 32km/h.

    Słyszałem o tym i wcale mnie nie dziwi, że zrobiła to kobieta. Znając specyfikę ultra powiem, że im dłuższy dystans tym bardziej zaciera się przewaga mężczyzna nad kobietami. Dzieje się tak dlatego, że dużą rolę zaczynają odgrywać takie czynniki, jak odporność na ból (kobiety są w tym lepsze), odporność na sen, samoorganizacja itp.

    Natomiast w żadnym przypadku nie można powiedzieć, że jest to 50 x MRDP. Takie rekordy maja to do siebie, że są ustanawiane w możliwie optymalnych warunkach. Czyli jazda po całkowicie płaskim terenie, gdzie występują możliwie najlepsze warunki pogodowe, a czasem nawet specjalnie ustala się trasę zgodnie z kierunkiem wiatru. Do tego z pełnym wsparciem. Tymczasem MRDP ma 25 000m przewyższenia (niektóre podjazdy mają ponad 20% nachylenia) i jest rozgrywane na konkretnej trasie, bez względu na warunki pogodowe i trzeba radzić sobie samemu (samowystarczalność), a to robi ogromną różnicę. 😉

    • Like 4
    • Thanks 1
  11. W dniu 2.09.2021 o 11:37, Mitek napisał:

    Cześć

    Też nie wiem jak tego dokonałeś. Chodzi mi o końcówkę. Śledziłem cały czas pogodę,a zwłaszcza wiatr. Ja dla uproszczenia sobie przyjmuję, że jak wieje 7 czy 8 m/s ( a tyle wiało przez cały czas w końcówce z N i NE) a w porywach (11-12m/s) to tak jakby się jechało pod górkę 7%. Miałem nadzieję, że może chociaż las Cię troszkę przykryje ale później dotarło do mnie, ze przecież jedziesz asfaltami a nie w terenie i nie masz jak się schować.  Wielki wyczyn, całość to wielki wyczyn ale ta końcówka była po prostu imponująca.

    Kiedyś powiedziałeś, że Twoim rowerowym celem jest pokonanie całości MRDP i dokonałeś tego jako jedna z nielicznych osób. Przejmij więc serdeczne gratulacje ode mnie i od Rybelka. Może nawet nie zdajesz sobie z tego sprawy Maciek ale Twoje rowerowe wyczyny są dla nas wielką inspiracją. Rybelek (czyli moja żona Ewa) wkręciła mnie w rower ale Ty pokazałeś mi drogę, dzięki Tobie poznałem ideę ultramaratonów i wzbogaciłem swoje życie za co Ci serdecznie dziękuję.

    Odpoczywaj spokojnie.Myślę,  że tydzień to może być mało zanim organizm powróci na normalne tory. Podejrzewam, że jeszcze cały czas jedziesz - przynajmniej ja tak mam.

    Fajnie byłoby jakbyś znalazł czas i napisał coś o swojej przygodzie.

    Jeszcze raz gratuluję i dziękuję...

    No i pytanie co teraz? :)

    Pozdrowienia

    Bardzo dziękuję. Jest mi tez miło, że mogę kogoś zainspirować. Przy okazji pozdrów swoją Żonkę. 🙂

    Powoli wracam do normalności, mam jeszcze mocno spuchniętą prawą kostkę, ale to pewnie dla tego, że była już dwa razy skręcona i ślad po tym pozostał.

    Co dalej? Nie wiem. Rowerowo czuje się spełniony, udało mi się przejechać coś, co w limicie czasu przejechały zaledwie 52 osoby w tym kraju, choć obecnie w różnych ultra startuje już dobre parę tysięcy osób w roku. W dodatku przejechałem edycje z najdłuższą trasą (o dobre 3 godziny jazdy więcej niż każda poprzednia) i z najgorszą pogodą - 7 dni deszczu i to takiego typu totalna zlewnia, a jak już nie padało, to było zimno lub wiało prosto w pysk. Chyba na razie chcę odpocząć. 😉

    Swoją drogą jeszcze niedawno wymarzony Bałtyk-Bieszczady Tour, obecnie to dla mnie pryszcz, łatwizna. Nigdy bym nie pomyślał, że kiedyś tak będzie.

    W dniu 2.09.2021 o 12:58, mysiauek napisał:

    W Europie odpowiedź jest jedna ;) 

    https://www.northcape-tarifa.com/2020-route/

    Znam ten maraton i jest to obecnie chyba najdłuższy ultra na świecie. Niestety, żeby pojechać coś takiego, trzeba dostać sporo urlopu, do tego trzeba mieć niemały budżet. 😉 Do tego dochodzą problemy z COVID-19 - przekracza się sporo granic, a to oznacza sporo niepewności czy to się uda. Papierologia, ograniczenia bądź zmiany, które mogą zostać wprowadzone, kiedy będę już w drodze. Obecna sytuacja nie sprzyja międzynarodowym wyścigom. Jeśli się nie mylę, tegoroczny Transcontinental ( ok 4000 km przez Europę) został odwołany.

    Czy myślałem o zagranicznych maratonach? Tak! Mi po głowie chodzi NorthCape4000 - startuję się we Włoszech pod palmami i jedzie na tytułowy North Cape, czyli najdalej wysunięty na północ punkt Europy. Marzy mi się też TABR (Trans America Bike Race), czyli maraton w poprzek USA. Start na Zachodnim Wybrzeżu (San Francisco), meta nad Atlantykiem (Nowy Jork). Dystans coś ok 6700 km. Tylko znowu te koszta... 😉 Kolega, który to jechał i nie korzystał z noclegów (tam to średnio 100$ za noc), wydał na to ok 20 000 zł! No i znowu ten urlop... 😉😁

    • Like 5
    • Thanks 1
  12. Cześć! Witam po dłuższej przerwie i jest mi bardzo miło, że nie zostałem zapomniany. 😇

    Przede wszystkim baaardzo dziękuję za doping i wsparcie, to się czuje! Dziękuję też za dopingowanie na trasie Krzyśkowi i Mariuszowi (mój wspaniały trener).

    MRDP to najtrudniejszy ultramaraton w Polsce, do tego mieliśmy wyjątkowo paskudna pogodę - 7 dni w deszczu, a jak już nie lało, to było zimno. Wyobraźcie sobie, że kawałek przed Podhalem zobaczyłem przymrozek nad ranem! Szron, pozamarzane szyby w samochodach, po prostu szok! Swoje dołożył jeszcze wiatr, zwłaszcza w końcówce. Sam nie wiem jak to możliwe, żeby mając w nogach blisko 2700 km w ciągu niecałych 28 godzin, jadąc w deszczu i pod silny wiatr, zrobić ok 540 km. Zyskałem spore uznanie nawet wśród czołowych zawodników. 😇

    Odpowiadając na pytanie "czemu zawodnicy jeszcze jadą, skoro limit czasu się skończył". Dla niektórych samo przejechanie trasy jest sporym wyzwaniem i dojechanie nawet po limicie da sporo satysfakcji. Inni, którzy nie dotarli na czas, przeszli w "tryb turystyczny" - trasa jest bardzo malownicza. Do tego ta ciągła zmiana klimatów - najpierw morze, za chwilę Mazury, Bieszczadu, Tatry itd.

    Mi się udało, dojechałem w limicie w czasie 9 dni 22 godziny i 38 minut. Przy okazji w całym cyklu 4xMRDP (Zachód, Góry, Wschód i cała pętla MRDP) zająłem 3 miejsce. Taki mały sukces na zakończenie moich startów.

    Tyle na razie, dopiero dochodzę do siebie. Jestem cały popuchnięty i ze sporym deficytem snu. Czasem słabo kontaktuje... 😉 Jak macie pytania, to chętnie odpowiem i poopowiadam. Ale potrzebuję kilku dni na powrót do normalności.

    Jeszcze raz bardzo dziękuję i serdecznie pozdrawiam wszystkich na Forum.

    • Like 11
    • Thanks 17
  13. Godzinę temu, marboru napisał:

    To przecież MTB, tyle, że z barankiem i pewnie napędem szosowym

    Niby mniejszy skok amora, napęd bardziej szosowy, ale w sumie to Full XC. Trochę to przekombinowane.... ;)

    Może mieć większy sens dla osób, które dotychczas jeździły wyłącznie na szosie, ewentualnie Gravelu.

  14. Teraz, Sariensis napisał:

    z ta Wisłą to może być różnie, oby się nie okazało, że będzie trochę zalatywało na trasie ;) od stolicy aż do mety, jakoś tak .ównianie :) . Powodzenia i szybkiej regeneracji.

    Może do przyszłego roku to naprawią. ;)

  15. 20 godzin temu, lski@interia.pl napisał:

    Ej,żeby człowiek był 20 lat młodszy,też by tej patologii spróbował...

    Najstarsi zawodnicy maja w granicach 65 - 76 lat! Także nigdy nie jest za późno! ;) Stanowią nawet sporą grupę startujących! Byle dochodzić do takich dystansów i obciążeń stopniowo. Są np. Brevety: 200, 300, 400, 600 i najdłuższy 1000 km. Polecam zwłaszcza Pomiechówek 400 - na początek idealny. :)

    • Like 2
  16. Przede wszystkim bardzo dziękuję wszystkim za miłe słowa. :)

    W dniu 18.09.2019 o 13:07, Mitek napisał:

    Cześć

    Brawo Maciek, brawo. Każde takie przedsięwzięcie jest ogarnialne w momencie gdy jesteś zdrowy, w normalnej nawet formie, gdy sprzęt pracuje jak należy i pogoda znośna. Każdy element, który w tej układance nie zagra wpływa na pozostałe i czyni spokojną realizację planu - walką. Tym większy szacun, że dałeś psychicznie radę opanować przeciwności.

    Całkowicie rozumiem Twoje sugestie co do błędów taktycznych jakie popełniłeś. Na długich dystansach można jedynie jechać swoim tempem wsłuchując się w sygnały od organizmu. Każda próba dostosowania tempa do kogoś - czy to szybciej czy wolniej to nie ma znaczenia - powoduje późniejsze straty i zmęczenie.

    Jeszcze raz szczery podziw dla Twojej siły i wytrwałości Maćku!

    Pozdrowienia

    Dokładnie tak to wygląda. Trzeba trzymać własne tempo, bo to daje najlepsze efekty, a jak już coś nie zagra, to się zaczyna prawdziwa walka o przetrwanie. Było ciężko, ale jeszcze bardziej by bolał drugi w tym roku DNF... ;)

    Mitek, przeczytałem wcześniej, że chcesz pojechać Wisłę 1200. Jak najbardziej polecam! Koniecznie szybko się wpisz na listę i opłać startowe! Presja na ten maraton jest wyjątkowa! Trasa w tym roku była zdecydowanie ciekawsza, choć trudniejsza. Doszły przejazdy przez miasta - może to trochę męczące przebijać się przez turystów, ale za to ciekawe! No i więcej możliwości spożycia normalnego obiadu. Na pewno w przyszłym roku będzie jeszcze lepiej. Nawet jakbyś nie mógł pojechać, bo coś wyskoczy, to organizator zwróci Ci kasę, a jak nie, to chętnych na odkupienie pakietu nie brakuje. :)  No i ta atmosfera na tym maratonie! Zabawa jest wyjątkowa, tak jak i sami uczestnicy.

    W dniu 18.09.2019 o 17:42, jank napisał:

    ,to nie ciało powoduje,że w takich przedsięwzięciach osiąga się metę ale psychika która nie ulega bólowi i znużeniu.

    Dokładnie tak jest! To głowa pracuje najbardziej i nawet doświadczeni ultrasi potrafią ulec swoim słabością.

    20 godzin temu, mysiauek napisał:

    By the way, nie myślałeś o streamowaniu na żywo z jakiejś kamerki na "potralu gdzie ludzie stremują i zbierają z tego  kasę" ? :) Ja bym chętnie dopłacił do patrzenia jak jedziesz :)

    Wiesz, ja jestem zacofany w nowinkach elektronicznych, ale pomysł ciekawy. Tylko nie wiem, czy chcielibyście słuchać tyle przekleństw, co czasem wyrzucam z siebie... xD No dobra, dźwięk wyłączamy. ;)

    15 godzin temu, Annaa napisał:

    @johnny_narciarz który to już medal Kilometrożerco? Muszę przyznać ,że ten jest bardzo ładny. :)

    IMG_20190917_212520.jpg.f674cc1c4cc5e636df8c023f8c4531a9.jpg

     

     

    Na chwile obecną ukończyłem oficjalnie 8 maratonów: Piękny Wschód 510, 2 x Wisła1200, BBT 1008, Pierścień Tysiąca Jezior 610, MRDP Zachód (1122km), MRDP Góry (1148km) i Marato Północ Południe (946km). Oprócz tego po za zawodami przejechałem się bardzo trudną trasą Tour de Silesia 510 (w limicie czasu) i nie ukończyłem Race Through Poland - przejechałem ok 300 km i z powodu kolana się wycofałem. Nieoficjalnie wylicytowałem też medal Tour de WOŚP i samemu odrobiłem trasę, która liczyła 200 km, a dokładnie 3 razy zrobiłem ponad 200 km. :) 

    Co w przyszłym sezonie? Ponownie BBT, bo chcę pomóc koledze spełnić marzenie (przetargałem go na kole przez PTJ610), na pewno MRDP Wschód i? Myslę powtórzyć RTP, pojechać oficjalnie Tour de Silesię 510 (ma mieć aż 10 tys. przewyższenia!), chodzi mi też po głowie Maraton Troki - Grunwald -Troki w 610 rocznicę Bitwy pod Grunwaldem. Do zrobienia 1410 km... :) .Tylko na start mam 800 km i to mnie zniechęca. Za długa podróż i za drogo to wyjdzie. Być może załapie się na Karpackiego Hulakę (ok 600 km po Beskidach i Tatrach).

     

    PS.Tak wyglądała trasa Tour de Silesi 510 w tym roku, plus mój dojazd do niej (start i meta):

    79749106_tds2.thumb.jpg.4d7a90fa3c98ab1eff250a9105016a5d.jpg

    • Like 4
  17. Na wstępie wszystkim bardzo dziękuję za kibicowanie i wsparcie. Ten maraton był dla mnie chyba najtrudniejszym do ukończenia, kosztował mnie najwięcej bólu. Nie raz rozdarłem japę, wykrzykując coś niecenzuralnego. ;) Ale od początku.

    2119806455_Screenshot_2019-09-18Lezyne-GPSRoot.thumb.png.93bce4d72dc49c35700cd52291ec77ea.png

    Po MRDP Góry byłem bardzo optymistycznie nastawiony, tam miałem 15 tys przewyższenia i bez większych problemów podjechałem wszystko. Na mecie nadal mogłem normalnie chodzić, co najlepsze. ;) Wydawało mi się, że ten maraton nie będzie już jakiś mega wymagający. Nawet zapowiedzi pogody były dość optymistyczne. Planowałem go przejechać coś w okolicach 50 -55 godzin, a jakby warunki sprzyjały, to nawet szybciej. Niestety nie sprzyjały. Ruszyliśmy o 9:00 spod latarni na Helu i już po kilku minutach jazdy pierwszy mocniejszy deszcz! Na szczęście 5 minut i przeszło. Później jeszcze druga porcja, zanim opuściliśmy półwysep. Aż do Władysławowa jazda pod silny wiatr z prędkością ok 40 km/h! Puściłem się za silną grupą, bo chciałem żeby mnie pociągnęli. Niestety ruchliwe rondo we Władysławowie potargało grupę i nici z niecnego planu. xD

    1946447511_Screenshot_2019-09-18Lezyne-GPSRoot(3).thumb.png.be1732d57592a279d1465972034fe066.png

    Kiedy skręciliśmy na południe, wiatr mieliśmy z boku. Mocno przeszkadzał, ale tempo całkiem rozsądne. Razem z młodszym kolegą rozpoczęliśmy mocniejszą jazdę, ale jakoś nikt mi zmian nie dawał. Dobre 100 km ciągnąłem grupę, choć często zwalniałem. Sam mam tyrać? Kiedy zaczęły się pagórki, na podjazdach się urwałem i z młodszym kolegą wspólnie już zasuwaliśmy. Ale mocny początek odczuwałem i musiałem zwolnić. Niestety młodszemu koledze ciężko wytłumaczyć, że trzeba się oszczędzać i nie patrzyć na innych. Choć taka współpraca dużo daje, to chyba jednak wole jeździć sam. Pierwszy kryzys dopadł mnie w nocy, mocno muliłem, ale mojego kolegę dopadł jeszcze większy. Do tego niskie temperatury też dawały popalić!  Nie dało się tak po prostu drzemnąć pod wiatą. Ja chciałem jechać non stop, kolega spać, a że tak razem jechaliśmy, to straciłem sporo czasu. Normalnie nie zatrzymałbym się nawet na minutę! Przez to strasznie wymarzłem i chyba stąd późniejsze problemy...

    515420630_Screenshot_2019-09-18Lezyne-GPSRoot(4).thumb.png.67401dd28c2ce95ccffd623dc700cbd8.png

    Już przed południem zaczęło mnie bolec kolano, więc odpuściłem z tonu i zacząłem jechać lekkim swoim tempem. Mój młodszy kolega zaczął mi odjeżdżać, bo nie mogłem się puścić za nim, ani dać mu sensownej zmiany. Ale jego też dopadł kryzys i chwile później go wyprzedziłem i zanim się zoriętowałem - został daleko w tyle, ze nawet na długich prostych go nie widziałem. Złapałem swoje tempo i to było słuszne posunięcie. Szkoda, że tak późno! Niepotrzebine straciłem mnóstwo czasu i niejako sposób jazdy i odpoczynków doprowadziły do problemów z kolanem. Ale myślę też, że brak odpowiednio długie regeneracji po MRDP Góry był tu kluczowy. Powinno się odpoczywać co najmniej 6 tygodni a nie 2... Mimo problemów, jakoś się poruszałem, ale przyznam, że środek Polski jest dość nudny... Płasko, pola, czasem las i nic więcej. Czasem trudno zmotywować się do jazdy. Późnym wieczorem kolano już zaczęło mocno protestować, aż w końcu musiałem stanąć. Po przemyśleniach znalazłem sensowny nocleg i postanowiłem odroczyć decyzje do rana. Niewiele to dało, do tego nie usłyszałem budzika i straciłem kolejne 3 godziny! Jednak siadłem na rower i postanowiłem jechać do skutku. Pogoda przyjemna, kolano na razie funkcjonuje, tempo dobre. Tylko czy mając 26 godzin czasu, góry przed sobą i do przejechania 361 km to się może udać?

    1973530310_Screenshot_2019-09-18Lezyne-GPSRoot(2).thumb.png.d16df147d788fdcc0839645aa8daae2e.png

    Na MRDP Góry potrafiłem robić w takim terenie ok 400 km na dobę na świeżych nogach, a przy końcu ok 350 km na dobę. Ale teraz jadę na jednej nodze... Po płaskim wyrabiałem średnio coś w granicach 23 - 25 km/h z postojami itd. Postanowiłem więc zmienić taktykę jazdy. Żadnych restauracji, zjazdów na stacje benzynowe, dłuższe posiłki itp. Jechałem niezbyt szybko, ale non stop. Kiedy jadłam? zaczynam stromy podjazd, a na jego początku jest sklep i nie ma w nim ludzi, tzn. jakiejkolwiek kolejki. Kupiłem 3 bułki, kabanosy i jedząc ruszyłem z buta pod górkę. Jechać i tak tego nie mogłem. Skończyłem jeść, skończyła się tez górka. Zero straty czasu! ;) Jak już musiałem stanąć na siku, od razu przemyślenia co trzeba zrobić jeszcze przy rowerze, lub sobie, żeby za chwile nie stawać ponownie. Jakieś przebieranie, ładowanie urządzeń - wszystko co konieczne na raz. Kiedy miałem w dół, pozycja max aero i tak bez pedałowania póki prędkość nie spadła poniżej 25 km/h. Jak był "przeciwstok" rozpęd, aby jak najwięcej ujechać górkę bez męczenia nogi. Efekt? Przez pierwsze 10 godzin machnąłem ponad 200 km! część już po górach! W każdą godzinę pokonywałem od 19 do 22 km. Wyjątek to jedna przerwa przy sklepie, w którym pani zrobiła mi kanapki :x i wtedy wyszło 18 km/h. Chętnie bym tam posiedział dłużej, ale musiałem się uwijać. Jedną zjadłem na miejscu, resztę już w drodze!

    Kiedy wjeżdżałem już w Beskidy, tempo nieco spadło. Do tego zaczęło kropić. Ciągle jednak wyrabiałem sobie co raz większą rezerwę czasu do limitu. Niestety tak jak zapadł zmrok, zaczęło więcej padać. Dogoniłem nawet, ku swojemu zdumieniu, mojego młodego kolegę, do którego miałem dobre 10 godzin straty! zaczęły go boleć Achillesy i zwolnił. Przez jakiś czas jechałem w większej grupie, ale strasznie zamulali i miałem obawy o limit czasu. Do tego robiło mi się zimno - byli za wolni. Oderwałem się i dalej już własnym tempem. To była słuszna decyzja! Teraz zaczęły się najtrudniejsze podjazdy i moje tempo jeszcze spadło! Na Krowiarkach straciłem nawet odrobinę nadrobionego czasu. Później też łatwo nie było, podjazdów treściwych było dużo więcej niż Wam się wydaje! Ciągle robiłem obliczenia w głowie, jaką średnia muszę mieć, żeby dotrzeć na czas. Ta na szczęście z każdą godziną spadała. Gdzieś o drugiej w nocy pogoda dosłownie się zesrała! Ulewa na całego i 6 st na plusie. Całkowicie przemoczony już nie byłem w stanie się rozgrzać nawet pod górkę! Nie mogłem się też zatrzymać na stacji, bo już bym nie ruszył. Gdzieś 30 km przed metą doszedł jeszcze silny mroźny wiatr. Byłem bliski rezygnacji, ale dotrwałem do Gliczarowa, a tam wreszcie jakby deszcz osłabł i nawet udało się zagrzać. ;) W tym momencie musiałem utrzymać średnia poniżej 3km/h, więc już byłem jedna nogą na mecie. Do tego zrobiło się jasno. Jeszcze trochę męczarni, dogoniłem jakiegoś zawodnika i 6:59 melduję się na mecie. Nie wierzę, ale się udało. Zszedłem nawet poniżej 70 godzin. Te 361 km przejechałem w czasie poniżej 24 godzin! Pozostało się tylko  kurować i opieprzać. Drugi sezon ultra zakończony!

    20190917_070131.thumb.jpg.35373ee76f18810dbaf9bef2335bdb00.jpg

     

    • Like 4
    • Thanks 10
www.trentino.pl skionline.tv
partnerzy
ispo.com WorldSkiTest Stowarzyszenie Instruktorów i Trenerów Narciarstwa PZN Wypożyczalnie i Centra testowe WinterGroup Steinacher und Maier Public Relation
Copyright © 1997-2021
×
×
  • Dodaj nową pozycję...