Narty - skionline.pl
Skocz do zawartości

Znajdź zawartość

Wyświetlanie wyników dla tagów 'dolomity' .

  • Wyszukaj za pomocą tagów

    Wpisz tagi, oddzielając je przecinkami.
  • Wyszukaj przy użyciu nazwy użytkownika

Typ zawartości


Forum

  • Pogadajmy
    • Tematy narciarskie
    • Chcę Wam o tym powiedzieć
  • Sprzęt narciarski
    • Sprzęt narciarski
    • Dobór sprzętu
    • Tuning sprzętu
    • Testy sprzętu
    • Giełda sprzętu narciarskiego
  • Stacje narciarskie
    • Polska
    • Alpy
    • Słowacja, Czechy
    • Samochodem na narty
    • Warunki narciarskie - pogoda
    • Reszta świata
  • Technika jazdy na nartach
    • Race
    • Carving, funcarving
    • Freeride, freestyle
    • Poczatkujący na nartach
  • Wyjazdy na narty
    • Relacje z wyjazdów forumowiczów na narty
    • Wolne miejsce w samochodzie
    • Wspólne wyjazdy, odstapię kwaterę, szukam kwatery.
  • Sport
    • Zawody, wyniki, kalendarze, sylwetki ...
    • Zawody dla amatorów
  • Narciarstwo klasyczne, ski touring, ski alpinizm
    • Narciarstwo klasyczne, ski touring, ski alpinizm
  • Aktywne Lato
    • Rowery
    • Rolki
    • Wypoczynek w górach
    • Wypoczynek nad wodą
    • Bieganie
  • Nasze sprawy
    • Forum info
    • Tematy dot. skionline.pl
    • WZF skionline.pl
    • Konkursy
  • Stare forum
    • Ogólne
    • Sprzęt
    • Technika jazdy
    • Wyjazdy i ośrodki
    • Euro 2008
    • Lato 2008
    • Olimpiada Pekin 2008

Blogi

  • JC w podróży
  • Nogi bolo
  • Na białym i na zielonym
  • Zagronie, wspomnienia
  • Chrumcia tu i tam
  • >> z buta <<

Kalendarze

  • Kalendarz Forum
  • Alpejskie Mistrzostwa Świata
  • Alpejski Puchar Świata
  • Puchar Świata w Skokach
  • Puchar Świata w Biegach Narciarskich

Szukaj wyników w...

Znajdź wyniki, które zawierają...


Data utworzenia

  • Od tej daty

    Do tej daty


Ostatnia aktualizacja

  • Od tej daty

    Do tej daty


Filtruj po ilości...

Dołączył

  • Od tej daty

    Do tej daty


Grupa podstawowa


Imię


Miejscowość


Strona WWW


O mnie


Narty marka


Buty marka


Gogle


Styl jazdy


Poziom umiejętności


Dni na nartach

  1. W tym sezonie tydzień lutowej przerwy semestralnej spędziłam w dolinie Pustertal – czyli po włosku – Alta Pusteria, znanej mi dotychczas tylko w letniej odsłonie z wypraw rowerowych dookoła Dolomitów i doliną Drawy: Wyjazd był w gronie rodzinno-koleżeńskim, więc szukałam miejscówki z dobrym dojazdem na stok transportem publicznym. Taki model bardzo nam się sprawdził rok temu – wreszcie nie było kwasów o dojazdy autem, że ktoś chce wcześniej, ktoś później itp. Kwaterkę mieliśmy w Niederdorf (Villabassa) – dokładnie w połowie drogi między ośrodkami 3 Zinnen i Kronplatz, do których co pół godziny kursuje pociąg Pustertalerbahn – darmowy z Guest Passem. Bardzo wygodnie. Apartament był blisko stacji kolejowej i kościoła, więc codzienna wczesna pobudka dzwonami – w gratisie. Niedziela, 18.02.2024 Na pierwszy ogień idzie ośrodek 3 Zinnen. Pogoda cudowna, „instagramowa” – słońce i trochę malowniczych chmurek. Ciepło, na plusie – nawet za ciepło jak na luty. Odbieramy w automacie zakupione wcześniej skipassy – bardzo wygodna opcja, bez czekania w kolejkach do kasy i hop w górę, na Helm (Monte Elmo). Natrzaskałam masę zdjęć, chyba tego dnia najwięcej na całym wyjeździe. Ot, taka ekstaza dnia pierwszego! Trochę pokręciliśmy się na początku po Helmie – trasy mimo dodatnich temperatur trzymały się całkiem dobrze, pewnie dzięki północno-zachodniej ekspozycji. Nieźle i pusto było też na Stiergarten, na czarnej 40. Zjazd do Signaue (czerwona 41) już zdecydowanie gorzej – miękko, odsypy, muldy. Rekompensatą były za to stoki na Rotwand – oczywiście Holzriese obowiązkowo i to nie raz, na przemian z czerwoną i niebieską. Super! Na Helmie, z widokiem na Dolomity Sexteńskie i drugą stronę ośrodka: Widoki na trasie nr 11: Stiergarten - ponoć faktycznie kiedyś wypasano w tym miejscu bydło 😉. Na drugiej fotce - moja młodzieź. Czerwona 41 do Signaue I na górnej stacji gondolki: Z widokiem na Rotwand A za plecami taka atrakcja: Holzriese - niezła lufa, 71% nachylenia, podobno najstromsza w Italii: Na obiad umówiliśmy się ze znajomymi na Helmie, więc wracamy przez Sexten nową gondolką na górę. Jest dziwnie, bo na stokach od tej strony nie ma ani grama śniegu, wszystko stopniało, a mamy przecież połowę lutego, a nie kwiecień. No cóż, w każdym razie narty w Alpach bez Kaiserschmarren są nieważne, więc … A do kompletu niezłe lokalne piwko Pustertaler Freiheit z południowotyrolską wersją Statuy Wolności, taką jakby bardziej wyzwoloną? Wyciągi działają do 16.30, więc do końca szlifujemy jeszcze trasy na Helmie i na koniec zjeżdżamy czarną 13b do Vierschach. Trzyma się całkiem dobrze do końca. Bardzo fajny ośrodek z urozmaiconymi i długimi trasami oraz dobrą infrastrukturą. Ludzi sporo, ale dłuższych kolejek w zasadzie nie uświadczyliśmy. Chwilę rano do gondoli i kilka minut do kanapy na szczyt Helmu, a tak to na bieżąco. Akurat pierwszego dnia byliśmy autem, więc w drodze powrotnej jeszcze zawinęliśmy w boczną dolinę, nad Pragser See. Bardzo urokliwe miejsce, choć pewnie w lecie, gdy tafla jeziora nie jest zaśnieżona, wygląda jeszcze ładniej. Jest tu hotel z restauracją, mała kapliczka Matki Boskiej Bolesnej i parking (płatny). VID_20240218_173503.mp4 [cdn.]
  2. Alta Badia, czyli narty w Dolomitach. Przez Tobą kolejny film odkrywający Sekrety Sellarondy. W tym filmie opowiem Ci, jak zorganizować dla siebie i Twoich znajomych śniadanie o wschodzie słońca w górskim schronisku i ile to kosztuje. Zapoznam Cię z najbardziej stromą i najsłynniejszą trasą narciarską w Alta Badia oraz przejedziemy się po mojej ulubionej trasie w tym ośrodku, a to wszystko w towarzystwie wspaniałych widoków na Dolomity.
  3. Narty na przełęczy San Pellegrino? Czemu nie! Ośrodek narciarski San Pellegrino - Falcade jest jednym z sześciu w dolinie Val di Fassa. Położony wysoko, z doskonałymi trasami oraz wspaniałymi widokami na Dolomity sprawi, że z Twój narciarski urlop będzie udany. San Pellegrino, to miejsce dla początkujących, ale także dla wymagających, zaawansowanych narciarzy, na których czeka m.in. La VolatA - czarna trasa pucharu świata. Jeżeli wybierasz się w Dolomity, podpowiem Ci jaki skipass należy kupić, aby stoją na nartach lub desce podziwiać wspaniałą panoramę Pala di San Martino.
  4. Różowa, piękna Tofana... moim zdaniem z Tofan najładniejsza Czy rzeczywiście jest różowa? Tak... gdy pada na nią słońce właśnie ma taką barwę więc nie trudno zgadnąć, że nazwa Rozes pochodzi od specyficznego koloru tej góry. @sstar w innym wątku mojego bloga wywołał do tablicy tą górę. On zapamiętał ją jako... niezbyt urodziwą, niezbyt ciekawą do wchodzenia - chyba, że coś pomieszałem? Dla mnie i dla Pauli Tofana di Rozes, to ślicznotka, a sama droga na nią niezwykle ciekawa. Podobnie jak Lagazoi przeorana historią, przeorana wojną. Na początku spójrzcie na nią (fotka wykonana w dniu kiedy wchodziliśmy na Tofanę di Mezzo) - czyż nie jest piękna? Początek szlaku, podobnie jak w przypadku wspomnianego wyżej, w nawiasie trekkingu, zaczynamy przy Schronisku Dibona. Następnie trawersujemy (widać na powyższym zdjęciu doskonale) ścianę różowej piękności ścieżką ciągnącą się w stronę przełęczy Falzarengo. W dniu podejścia nad szczytem zawisła chmura. Idziemy, idziemy, a z samego rana zero żywego ducha. Po ok godzinie dochodzimy do początku ferraty... mijamy go, bo wiem (wcześniej wyczytałem), że gdy pójdziemy odrobinę dalej i lekko w górę, spotkamy mega wojenną ciekawostkę. Kompletnie tego nie widać na zewnątrz, co w środku 😮 i jakich gabarytów. @JC może Lagazoi, Tofana... rys historyczny, wojenny, to byłby mega ciekawy temat na "Tajemnice Selli" ? Proszę... wejście wygląda tak: ...z zewnątrz niby jaskinia - ale to tylko ułuda. To tunele wydrążone w skale. W czasie I Wojny Światowej toczono tu niezwykle zacięte walki... jak myślicie, kto wygrał i jakie były strony konfliktu? Zaraz po wejściu tablica mówiąca nam, co tu się "odwalało" Miejscówka ma naprawdę swój klimat. Czuć chłód, czuć specyficzny zapach historii. Widok przez "okno" strzelnicze w stronę ośrodka 5 Torri: Eksponat: Po zwiedzeniu korytarzy, wracamy na szlak. Cofamy się, by dojść do początku ferraty. Jest on niezwykły - wchodzimy w kolejny labirynt wojennych korytarzy. Na początek drabina podejściowa: Cywilizacja turystyczna: Otwory strzelnicze na początku dają światło i można normalnie iść. Później już nie ma tak łatwo. Trzeba zaświecić czołówkę, bo jest ciemno jak noc. Z sufitu kapie woda, jest mroczno i tajemniczo. Korytarze się zwężają i kluczą w skale... ile się tak idzie? Na moje oko co najmniej kilometr, dwa. Wyobraźcie sobie skalę prac, którą tu wykonali żołnierze... a pewnie to tylko niewielka część korytarzy w tej górze, niewielka udostępniona turystom. Wychodzimy na zewnątrz i idziemy piarżystym szlakiem trawersując dalej górę. Trzeba bardzo pilnować drogi ponieważ oznaczenia są bardzo sporadyczne i małe w formie niewielkich czerwonych kresek namalowanych farbą na większych kamieniach. Kosmiczny klimat... Trakt zamienia się powolutku w półkę skalną. Urokliwie! Gdzieniegdzie pojawiają się ułatwienia... moim zdaniem są one zbędne w wielu fragmentach. Dochodzimy do wodospadu - WOW, co za miejsce! Od tego punktu zaczyna się zabawa i prawdziwa ferrata Dużo miejsc (na moje oko, na D). Fajnie! Po pokonaniu pierwszej, pionowej ścianki wchodzimy na kolejną półkę - trawersujemy ją, z fajną ekspozycją - w bok. Dochodzimy do drugiego wodospadu. Ten nas nieźle zmoczył. Sporo w nim wody - tuż przy nim nawet nie ma jak wyciągnąć aparatu. Przeciwdeszczówki się przydały. Mniej więcej to miejsce (trzeba się mocno przyjrzeć by zobaczyć wodę - ona jest i było jej sporo, na fotce to niewyraźnie wyszło): Widoczki się odsłaniają, a my jesteśmy coraz wyżej. Po pokonaniu trawersu, kolejny raz wchodzimy w pionową skałę. Sporo ułatwień i klamr. Idzie się przyjemnie, a nam towarzyszy duża ekspozycja. Chwila odpoczynku i dalej w górę! Przyjemnie Uwielbiam spacery ponad chmurami Po kolejnym pionie... trawersy - raz w lewo, raz w prawo... Za plecami, od czasu, do czasu - między chmurami, Marmolada. Dochodzimy do ostatniego poważnego, moim zdaniem najtrudniejszego fragmentu ferraty. Pionowa ścianka, z małą ilością punktów zaczepienia na nogi... z małą ilością dobrych chwytów. Było trochę zabawy i adrenalinki Mega, mega fajny fragment z twarzą przytuloną nie raz do przepięknej barwy, skały. Ferrata Giovanni Lipella pokonana. Wychodzimy na piarżysko kopuły szczytowej. Pół godziny marszu w kamieniach i jest! Szczyt. Tofana di Rozes 3225 m n.p.m. Na szczycie tradycyjna nagroda - puszka zimnej Coca-Coli, drobne jedzenie, przebranie, kilka fotek i droga w dół. Widoczki ze szczytu, to może przesuwających się chmur... (wcześniej na szlaku załapał nas półgodzinny deszcz ze śniegiem): Widoki są zachwycające w takiej scenerii i kołderką... Jesteśmy między chmurami! Wracamy drogą normalną kierując się do schroniska Rifugio Camillo Giussani. Docieramy do niego klucząc w skałach i kamiennym piargu po mniej więcej 1,5 godziny. Tutaj robimy kolejną przerwę. Kawa i coś słodkiego w takich okolicznościach przyrody? Bezcenne. Zwiedzamy poniżej schroniska znajdujące się zabudowania i ruiny zabudowań... co tu było? Pewnie pozostałości wojenne, bądź pozostałości po jakiejś starej infrastrukturze turystycznej? Ktoś coś wie na ten temat? Dalszy szlak jest łatwy ale niezwykle widowiskowy widokowo. Co kilka kroków oglądamy się za siebie. Kończymy naszą wyprawę po 8 godzinach i 37 minutach niespiesznej wędrówki i wspinaczki. Ślad GPS: Tofana de Rozes 3225 m npm | Hike | Strava To był jeden z piękniejszych naszych dni w górach. @sstar namawiam do powtórki tego szlaku my z pewnością kiedyś tu wrócimy. Pozdrawiam serdecznie Mariusz "marboru"
  5. Przed Wami drugi film z położonego w Dolomitach ośrodka Carezza. Czy w Carezzy są trasy dla początkujących i dzieci, jakie atrakcje czekają na stokach na nasze pociechy? Tego dowiecie się oglądają ten film. Odwiedzę dwie doskonałe restauracje, w których pysznie zjecie, a na koniec zabiorę Was na przejażdżkę na dachu kolei linowej Tiers, skąd można podziwiać panoramę Rosengarten. Opowiem także, ile kosztuje taki przejazd. Zapraszam do oglądania.
  6. Zwolnił się apartament dla 2-4 osób, zarezerwowany przez naszych znajomych, w miejscowości Niederdorf/Villabassa w dolinie Pustertal (Dolomity) w terminie 17-24 lutego. 51m2, dwie sypialnie, kuchnia, łazienka, balkon. Niederdorf położony jest w połowie drogi między regionami narciarskimi 3 Zinnen (13 km) i Kronplatz (18 km). Apartament mieści się w centrum miejscowości, 300 m od stacji kolejowej, z której co pół godziny kursują darmowe pociągi do obydwu ośrodków. Cena: 80 euro/noc dla 2 osób, 120 euro/noc dla 4 osób. Szczegóły na priv.
  7. Dzień dobry z Italii. Niestety słaby internet na kwaterze, ale postaram się zamieszczać choć kilka zdjęć z wyjazdu. Blog uzupełnię z domu. Szykuje się spore skisafari, po najpięknieszych górach do szusowania. Pogoda? Proszę... Legendarne z Giro, Passo 😉 Widok: Team: Rekonesans przed latem... 😀 Teraz odpoczynek. Pozdrowienia marboru
  8. Dziś coś dla miłośników kolorów, szczególnie ciemno czerwonego i czarnego. Zapraszam do zapoznania się z Sześciopakiem Latemar! Nie, nie chodzi o 6 opakowań złocistego napoju, ale o 6 najlepszych, najbardziej stromych, najbardziej wymagających tras w ośrodku Ski Center Latemar w Val di Fiemme.
  9. Po dwóch akcjach górskich w tygodniu (Monte Civetta, Stella Alpina), kolejnym celem miała być Cima della Vezzana 3192 m n.p.m. przez ferratę Bolver Lugi - C. San Martino di Castrozza, to przepiękny środek narciarski, z którego jeżdżąc na nartach obserwujemy Pale di San Martino - przepiękny masyw Dolomitów... widać również prawie na wprost ferratę, którą zaplanowaliśmy. Ponieważ w nogach mieliśmy nie tylko dwie długie wędrówki w tygodniu, ale również kilka przełęczy na rowerze, tego dnia postanowiliśmy sobie nieco odpocząć na stosunkowo łatwym szlaku, wspomagając się dodatkowo kolejką. Z samego rana pojawiamy się przy dolnej stacji gondoli Colverde w San Martino di Castrozza. I tutaj popełniliśmy pierwszy błąd, bo kupiliśmy bilety na sam szczyt - czyli dodatkowo na kolejkę Rosetta co nas oddaliło od ferraty, a w finale na tyle nam zmąciło drogę, że dojścia do ferraty nie znaleźliśmy... ale o tym za chwilę. By w prosty sposób dotrzeć do ferraty - należy przejechać jedną kolejką, wyjść na szlak, po chwili odnajdując oznaczenia szlaku prowadzącego na ferratę. Docieramy drugą kolejką na ok 2600 metrów. A tu? Przepiękny płaskowyż ze schroniskiem w środkowej jego części. Kierujemy się do schroniska by odnaleźć wskazówki co do naszej drogi. Okazuje się, że musimy zejść i to ok 400 metrów w dół... Widoki są niesamowite! Oglądając masyw od strony ON wygląda zupełnie inaczej, będąc tu na miejscu odnosi się wrażenie, że jest się w jakimś księżycowym, kosmicznym miejscu. Cudownie! Nasza ferrata jest gdzieś na wprost (poniższe zdjęcie) - wiemy o tym, więc schodzimy w dół, krętą ścieżką, wzdłuż gondoli Rosetta. Idziemy, idziemy i w pewnym momencie mijamy znak wyraźnie pokazujący nam kierunek ferraty i skręt w prawo... Wg GPS wydaj mi się jednak, że to nie tutaj, że musimy iść dalej. Idziemy jeszcze spory kawałek i zasiana wątpliwość w naszych głowach nie daje spokoju. Robimy naradę gdzie cała grupa postanawia kierować się znakiem, a nie GPS. Nawracamy. Podchodzimy do skał i okazuje się, że jest tu początek jakiejś żelaznej drogi. Idziemy w górę... Po kilkuset metrach kończą się sztuczne ułatwienia, jest szlak ale łatwy... Znowu narada. Wracamy, czy idziemy dalej? Mój GPS pokazuje, że jesteśmy na szlaku na przełęcz Bettega. Zapada decyzja - ponieważ jesteśmy w wyraźnym niedoczasie idziemy dalej w górę, postanawiając zrobić ferratę na zejściu. Teren jest piarżysty i wymagający dużej kondycji fizycznej... tuż przed przełęczą na skrzyżowaniu szlaków - jeden z kolegów postanawia iść w stronę schroniska. Wyraźnie źle się czuje - jego organizm źle reaguje na wysokość, wysokie tempo marszu (na Civettcie był też kryzys, na Stellę Alpinę nie poszedł). Robimy dłuższą przerwę, po posiłku odzyskuje wigor, na szlaku widać turystów, schronisko jest bardzo blisko. Odprowadzamy kolegów wzrokiem (zapewniał nas, że już wszystko jest ok) - drugi z nich dla bezpieczeństwa postanawia doprowadzić "kontuzjowanego" w bezpieczne miejsce i nawrócić do nas. Razem z Paulą czekamy aż wróci i dopiero kontynuujemy trasę dalej, we trójkę. Grzegorz przyjechał z nami w Dolomity tylko na rower, więc go dzisiaj też nie ma. Passo Bettega: Schodzimy w dół i trawersujemy Croda della Pala. Szlak skręca w dolinkę i po chwili znowu wchodzimy pod górę. Jest epicko! Jest też śnieg... żywego ducha. Pustka, cisza i krajobraz nie z tej ziemi. Dochodzimy do przełęczy Passo del Travignolo na wysokość 2925 m n.p.m. Widok na dół: Po krótkiej przerwie kontynuujemy mozolny marsz pionowym piargiem do kolejnej przełęczki. Na jej szczycie drugi kolega ma kryzys fizyczny. Tak w kość dał mu ten piarg, że zwyczajnie nie ma siły. Mówi, że nie da rady pójść z nami na Cima della Vezzana Ok. Chwilę dyskutujemy co dalej?... Jacek mówi, że potrzebuje odpocząć z pół godziny i zjeść. Ponieważ jesteśmy pod szczytem II Nuvolo 3075 m n.p.m., to my z Paulą postanawiamy wejść na ten szczyt, odpuszczamy główny cel tego dnia Zdobywamy go po 15 minutach. Kolejny trzytysięcznik na koncie - nagroda pocieszenia. Jest przepięknie Nie jesteśmy długo na szczycie, może 5 minut? Wracamy do Jacka. Na szczęście odzyskał wigor i siłę. Schodzimy w dół kontrolując co z kolegą chwila, za chwilą. Na szczęście z każdym metrem w dół jest wyraźnie lepiej. Ponownie znajdujemy się na Passo del Travignolo. Krótka dyskusja - schodzimy Via Normala, tak jak podchodziliśmy, czy skręcamy z przełęczy pod zejście do ferraty? Jesteśmy w wyraźnym niedoczasie i okrężna droga spowodowałaby to, że nie zdążylibyśmy na zjazd gondolą. Ostatnia rusza w dół 16:30. Główny temat - kondycja fizyczna Jacka. Zapewnia nas, że spokojnie da radę i woli schodzić krótszą drogą. Idziemy. Jest pięknie... tylko nie ma widoczności - na ścianie stoi chmura. Ferrata jest widowiskowa ale łatwa. Metry w dół znikają szybko - Jacek daje radę i wytrzymuje dość szybkie tempo schodzenia. Bardzo mi się podoba. Duża ekspozycja, piękne formacje skalne. Czas zejścia liczony na ok 3 godziny skracamy do 1,5 h. Kończymy żelazną drogę odnajdując kluczowe miejsce, które było sporo jeszcze przed nami gdy go szukaliśmy rano. GPS naszej wędrówki: II Nuvolo 3075 m npm | Hike | Strava Początek ferraty jest pięknie oznaczony i nie sposób go przegapić jak się trafi we właściwe miejsce: Ostatnie kilometry szlaku do kolejki Colverde pokonujemy biegnąc. Jesteśmy na stacji o 16:28... jedziemy w dół. W San Martino di Castrozza spotykamy się z Michałem, który postanowił zwiedzić miasteczko, wsiadamy do auta i jedziemy na kwaterę. Po drodze, gdzieś na styku przełęczy zatrzymujemy się przy potoku górskim gdzie wszyscy chłodzimy stopy Kolejny dzień w górach, z przygodami - kończymy bezpiecznie, to najważniejsze. Samą ferratę i Cima della Vezzana 3192 m n.p.m. jeszcze kiedyś zdobędziemy... Może tak się miało zadziać, byśmy tu wrócili? Z przyjemnością to zrobimy Na koniec widok, panorama ze szczytu II Nuvolo. Pozdrawiam Mariusz "marboru"
  10. Po słoweńskiej przygodzie w Alpach julijskich nadszedł czas na pierwszą górę z trójką z przodu - trzytysięcznik. Narciarsko, od pierwszego wejrzenia, zakochaliśmy się w stokach Cortiny d'Ampezzo, a trasy przy pionowych ścianach tamtejszych Dolomitów robiły na nas, robią piorunujące wrażenie. Kto nie był, niech wpisze na krótką listę narciarskich celów. Tofana di Mezzo... to ona została wybrana na szczyt z trójką z przodu w naszej trekkingowej historii życia. Dotychczas najwyższą górą jaką zdobyliśmy był Triglav 2864 m n.p.m. Doświadczenie na ferratach z literką D również mieliśmy... więc wybór był prosty - idziemy na Tofanę di Mezzo 3244 m (do dzisiaj, to najwyższy nasz szczyt) najtrudniejszą drogą - komplikacją ferrat: Punta Anna, Giani Aglio, Alla Tofana di Mezzo. Całość tej trasy nazywana jest również ferratą Giuseppe Olivieri. Punta Anna wyceniana jest na C/D... trudności D na moje oko, to może dwa krótkie odcinki. Giani Aglio i Alla Tofana di Mezzo - to ferraty A/B. Powrót - zjazd z pod szczytu TdM do ośrodka narciarskiego, podejście w górę jakichś ok 100 metrów w pionie i zejście łatwą Ferratą A/B nazywaną Giovanni Lipella. Podsumowując krótko powyższą trasę? Cud natury! Na mapie wyglądało to tak: Tofana di Mezzo - pierwszy 3 tysięcznik 😀 | Hike | Strava Start, to parking pod schroniskiem Dibona. Bardzo obszerny i wygodny - sam dojazd jest bardzo stromy i autem z małym prześwitem raczej bym się tam nie wybrał. Mimo tego, że droga jest utwardzona, szutrowa i najstromsze jej fragmenty (to trasa narciarska) są wybetonowane, to auto z niskim prześwitem może tu zostawić przedni spojler - nie polecam. Można pojazd zostawić gdzieś w obrębie końca drogi asfaltowej i podejść z buta. Świeci słoneczko! Idziemy Wygląda to cudownie... widać ciemniejsze fragmenty z warstwowym osadzaniem się w czasie skałami. Gdzieś tam u góry jest nasz cel... Tuż obok, druga z Tofan - di Roses. Przepiękna! Jeżdżąc na nartach w ośrodku 5 Torri, macie ją przed oczami cały czas. Cudowna jest, a sam ośrodek narciarski chodź bardzo mały, to kameralny i jeden z tych najlepszych, widokowych w Dolomitach. Nabieramy wysokości. Dochodzimy do górnej stacji krzesła przy tutejszej, pucharowej trasie narciarskiej. I podchodzimy do początku ferraty. Jest tak ładnie, że co chwila robimy jakieś zdjęcia... ...jest ich potem cała masa. Ferraty przechodzą jedna w drugą, i do samego szczytu jesteśmy zachwyceni tym miejscem. Niesamowitości... ...przyjrzyjcie się na poniższym zdjęciu widać krzesło i trasę narciarską. Ach jak tu się jeździ zimą! Trawers z klamrami, jeden z dwóch najtrudniejszych tutejszych fragmentów: Szlak... Widoki są tak piękne, że aż nierealne! Pucharówka z góry! Graniowe fragmenty: Ułatwienia: Ktoś zrobił dziurę w skale 😮 Drugi fragment na D, ułatwień sporo: W dole Cortina... I mamy to! Jesteśmy na szczycie Widoki są oszałamiające! Pijemy chłodną Colę (nasza nagroda za zdobycie szczytu)...i spadamy w dół. Najpierw do kolejki - szybki zjazd. Podejście pod Ferratę Lipelli...ostatnie chwile w skale i jesteśmy na dole pod schroniskiem Dibona. Całość czasu podejścia i zejścia z postojami 9:28:46. Cudowny dzień z pierwszym trzytysięcznikiem na koncie. Na koniec krótki klip z tego dnia Pozdrawiam serdecznie marboru
  11. Wybrałem się w Dolomity razem z bratem. W planach 6 dni jazdy w Val Gardenie i okolicy. Mieszkamy na początku doliny Val di Funes gdzie jest "ikoniczny" widok na Dolomity, ale o tym za chwilę... Dziś przyjazd na spokojnie w okolicach południa, szwędanie się po pięknym Bressanone w klimacie świątecznym. Później nastąpił przejazd w głąb doliny Val di Funes w celu zobaczenia i podelektowania się "ikonicznym" widokiem na "tyły" Secedy wraz z przyległościami. Widok jak z obrazka, ciekawe uczucie być w bajce i w rzeczywistości jednocześnie. Totalne pustki w tym miejscu, latem pewnie jest całkiem odmienne z liczbą turystów. Jutro pierwszy dzień jazdy ⛷️ Jeszcze nie zaczęliśmy jeździć a zachwyt okolicą wielki... Dolce Vita.
  12. Jak miło jest wspominać piękne chwile, które pozostaną w człowieku na całe życie ...takich momentów w ostatnich trzech latach miałem wiele, może nie aż tak dużo na nartach, ale również związanych z Alpami. Dzisiaj Was zabiorę na mój 14 trzytysięcznik - tak, tak... na koncie mam już ich 15. Dlaczego akurat zaczynam pisać od 14go? Bo to, Monte Civetta, która jest bardzo mocno związana z narciarstwem (ośrodek narciarski z "sówką" u podnóża)... a ponad to? To moja wymarzona i przepiękna góra! Dlaczego jeszcze? Bo to trochę polski szczyt... W 1972 roku Jerzy Kukuczka po raz pierwszy pokonał tutaj jedną z kultowych wspinaczkowych ścian na Torre Trieste wytyczając Direttissimę dei Polacchi. Do dzisiaj wśród alpejskich wspinaczy, to jedno z trudniejszych wyzwań. Północna ściana robi już z oddali piorunujące wrażenie! Fascynuje i cieszy oczy... mógłbym na Civettę patrzeć godzinami. Mieszkamy w Alleghe... ostatnie moje dwa pobyty w Dolomitach związane są z tym miasteczkiem. Jest to świetna baza wypadowa latem, ale również dla narciarzy - zimą. Naprawdę, to doskonale położona miejscowość nie tylko dla trakersów ale również dla kolarzy. Oczywiście w ostatnie letnie wakacje mamy ze sobą nie tylko uprzęże, ale również rowery szosowe...ale opowieści rowerowe z tutejszych przełęczy, to zupełnie inna historia, którą postaram się Wam przybliżyć niebawem, w innych wpisach na blogu. Do naszego trekingu startujemy o świcie. Nasza ekipa: Michał, Jacek, Paula i ja. Jedziemy autem z Alleghe przez Selva di Cadore w pobliże (kilka kilometrów przed) miejscowości Pecol. Nasz wehikuł zostawiamy na parkingu narciarskim przy wyciągach krzesełkowych Pioda i Palafavera. Zakładamy na plecy plecaki i idziemy praktycznie po trasach narciarskich tutejszego ośrodka narciarskiego. Pniemy się w górę by z narciarskiej trasy Roa Bianca skręcić w pewnym momencie w stronę schroniska Coldai. Czas się dłuży i do Rifugio szlak jest ani ciekawy, ani trudny - mozolny. Powyżej schroniska jest już znacznie fajniej! Wchodzimy w teren "księżycowy" z nieziemskimi widokami - na tabliczkach już wyznaczony jest kierunek naszej ferraty. Trawersujemy i trawersujemy w stronę początku żelaznej drogi. Po kilku godzinach dochodzimy wreszcie na jej właściwy start. Zakładamy uprzęże. Tutejszy szlak w skali ferratowej wyceniany jest na D. Ktoś, kto nie ma obycia z ekspozycją, nie ma doświadczenia w trudnawej wspinaczce zdecydowanie powinien najpierw potrenować na drogach A, B i C. Oprócz wszędobylskich stalowych linek masę tu klamr i sztucznych ułatwień. Zdarzają się miejsca gdzie trzeba się trochę bardziej wysilić i powspinać bez ułatwień, w czystej skale. Uwielbiam to, a na fotkach wygląda to tak: Oczywiście obowiązkowe rękawiczki... bez tego na ferratach można szybko nabawić się kontuzji dłoni. Widoki? Proszę... Jest niesamowicie i magicznie! Poziom adrenaliny miesza się z serduszkami w oczach i w człowieku rodzi się miliony motylków... zupełnie jak przy zakochaniu. Obcowanie w górach, skałach... gdzie cisza i pustka, to przeżycie niemal mistyczne. Poza nami nie spotykamy zbyt wielu turystów. Człowiek jest malutki, tyciutki w bezkresie tej kosmicznej krainy... Ferrata Alleghesi jest naprawdę trudna i wymagająca nie tylko kondycyjnie ale również siłowo. Ręce równie ciężko pracują co nogi. Góra często również oszukuje...gdy już jesteś mega zmęczony i myślisz, że to szczyt, że już dochodzisz... ona płata figle, bo to nie jest jej zwieńczenie...to tylko tak wygląda, złudzenie. Iść trzeba dalej! Od zmęczenia jednakże ważniejsze jest to, co się dzieje w człowieku. Radość z pokonywania kolejnych metrów jest olbrzymia. W drodze oczywiście ważne jest by mieć odpowiedni zapas wody i jedzenia. W skład naszego, każdego plecaka wchodzą (prowiant): - 3 litry wody (uzupełniana woda w każdym napotkanym schronisku), - 4 hamburgery własnej roboty (ze schabowym i dodatkami w środku), - 3 batony energetyczne, - paczka kabanosów, - puszka Coca-Coli (naszym rytuałem jest jej wypicie na szczycie góry), Ferratomaniaczka Sprzęt na sobie: - dobre buty trekkingowe (z rekomendacją na ferraty) wraz ze skarpetkami trekkingowymi, - bielizna i spodnie turystyczne (moje z rozsuwanymi nogawkami - można z nich zrobić spodenki krótkie), - koszulka termiczna, bluza termiczna, - uprzęż, kask, rękawiczki, okulary przeciwsłoneczne. Dochodzimy do szczytu... Pozostałości w plecaku: - lekki polar, koszulka termiczna na zmianę oraz kurtka przeciwdeszczowa, przeciwwiatrowa, czapeczka, - nóż, telefon, powerbank z latarką, czołówka, - dokumenty oraz ubezpieczenie, kasa Mamy to!!! Szczyt zdobyty! Można napić się zimnej Coli 3220 metrów... niby niedużo, a jednak ktoś, kto nigdy nie był na takiej wysokości (mimo olbrzymiego doświadczenia w Tatrach) na tej wysokości może mieć kryzys. Jeden z kolegów taki ma... no i niestety zejście jest utrudnione. Brak siły, lekkie zaburzenia równowagi i trzeba być ostrożnym. Asekurujemy kumpla i robimy częste postoje. Schodzimy Via Normala mimo tego, że w planach było zejście ferratą Rif. Torrani. Na szczęście wraz z utratą wysokości kolega odzyskuje siły i zdecydowanie przyśpieszamy. Po tej stronie góry mamy sporo (na wymienionej drugiej ferracie) śniegu. Nie mając raków, tak, czy inaczej musielibyśmy zawrócić z tej drogi. Widoczek ze szczytu w stronę Alleghe - miejscowości, nieopodal której mieszkamy. Godziny mijają, a przed nami jeszcze szmat drogi. Na szczęście bez niemiłych przygód, a z pozytywnymi emocjami. Do aut dochodzimy tuż przed zmrokiem. Szczęśliwi z naszej zdobyczy i przygody!!! GPS tego dnia pokazał: - przebyta odległość 28,66 kilometra - przewyższenie 2413 metrów - czas w ruchu 12:12:54 - całkowity czas 14:50:14 Ślad i mapa trasy (plus dodatkowe zdjęcia) pod linkiem ze Strava: Monte Civetta 3220 m npm | Hike | Strava Jesteście ciekawi innych trzytysięczników, na których byliśmy? Dajcie znać w komentarzach Pozdrawiam Mariusz "marboru"
  13. Gwiazda alpejska, alpejska gwiazda... Stella Alpina, czyż nie jest to piękna i kusząca nazwa? Jest! Nie tylko słowa składające się na jej tytuł kusiły od lat, ale również sława ferraty, która ma miano najtrudniejszej w Dolomitach, bądź jednej z najtrudniejszych. Większość tych najbardziej znanych żelaznych dróg w Dolomitach za nami i wg naszej opinii, to jest najtrudniejsza z nich. Wycena i skala trudności to rzecz, która zawsze budzi emocje i jest kontrowersyjna... dlaczego? Bywa bowiem tak, że ta wycena jest podejmowana przez ludzi (w domyśle), którzy tam nie byli i dokonywana na podstawie ukształtowania terenu, z map. Dlatego opinie tych, którzy byli, mają skalę porównawczą jest niezwykle cenna. W internecie wbrew pozorom jest niewiele informacji co do poszczególnych ferratowych dróg...a w języku polskim? - można na ten temat znaleźć, dosłownie licząc na palcach jednej z rąk, bardzo małą ilość publikacji. Prawidłowa wycena Stelli Alpiny wg nas, po przejściu jej zarówno w górę jak i w dół, to D/E - bardzo trudna. Dlaczego aż tak? Tutaj mamy w zasadzie czyste wspinanie w skale. Żelazna lina służy głównie do asekuracji. Na całej trasie jest może dwie, bądź trzy ułatwiające wspinanie, klamry. Tutaj musimy mocno pracować zarówno szukając chwytów na ręce, rękoma jak i szukając punktów podparcia dla nóg. Obydwóch nóg i chwytów dla obydwóch rąk. To co znajdujemy często jest małą półcentymetrową rysą...albo nawet mniejszą. Dobre buty trzymające skałę, dedykowane na ferraty są wskazane. Bez rękawiczek na dłoniach można bardzo szybko uszkodzić sobie opuszki palców, co zdecydowanie może spowodować znaczące utrudnienie dalszej drogi, bądź nawet wycof. Mamy tutaj bardzo mocną ekspozycję pionową, trafiają się lekkie przewieszenia i czasami zwyczajnie nim człowiek pójdzie do przodu, to musi kilka chwil pogłówkować jak "to", dany fragment przejść. Moja opinia jest również taka, że zejście jest dużo trudniejsze niż wejście. Tu nie ma miękkiej gry, gdy znajdziemy się już w skale, jest walka. Dlaczego wchodziliśmy i schodziliśmy tą bardzo trudną ferratą? Odpowiedź znajdziecie poniżej. By dotrzeć do Gwiazdy Alpejskiej jedziemy autem do miejscowości Frassene, my jechaliśmy od Agordo. W tej alpejskiej osadzie kierujemy się na ulicę Via Domadore - mijamy dolną stację krzesła i dalej, praktycznie tą ulicą do końca drogi asfaltowej. Gdy pojawi się szuter, szukamy miejsca do zaparkowania auta. Polecam przyjechać bardzo wcześnie rano ponieważ tych miejsc parkingowych jest bardzo mało, max 6 pojazdów na moje oko. Początek szlaku, to komfortowa droga wzdłuż nieistniejącego już wyciągu krzesełkowego - kierujemy się na schronisko Scarpa. Swoją drogą szkoda, że ON, który tu istniał został zamknięty Musiało tu być narciarsko bardzo fajnie, kameralnie. W necie też to umarło, nie wiadomo, czy w ogóle zaistniało? - trudno znaleźć cokolwiek na temat tutejszych tras narciarskich itp. Ciekawe, czy @JC tu jeździł? Jedyne co znalazłem, to mapka: Szlak do Rifugio jest mozolny, pokonujemy jakieś ok 600 m w pionie. By trafić pod żelazną drogę, gdy dojdziemy do znaku z poniższego zdjęcia, kierujemy się już bezpośrednio pod skalną ścianę, w prawo. Idziemy kilka kilometrów wijącą się ścieżką w górę. Trzeba się mocno pilnować, bo w wielu miejscach jest ona zwyczajnie zarośnięta i źle oznaczona. Można się pogubić - my się w pewnym momencie pogubiliśmy (to będzie widać na naszym śladzie GPS, który opublikuję niżej). Helikopter, który wyżej widać non stop pracował... co robił? O tym się dowiemy dużo, dużo wyżej... Dochodzimy do początku ferraty. Tutaj pokonujemy krótki fragment pionowej ścianki, przechodzimy kilkaset metrów w górę i dopiero zaczyna się zabawa. Nasza trasa z dołu wygląda tak: Początek, to jeszcze nie tak duża ekspozycja... ...później się zaczyna Ujęcia pionowo w dół robią wrażenie. Teraz, we właściwej ferracie, w ścianie, jest hardkorowo. Zła pogoda, deszcz, burza, w tych okolicznościach przyrody dopiero by utrudniły poruszanie się... ...nie wyobrażam sobie tego za bardzo. Szkoda tylko, że stojąca chmura przysłania widoki. Miejscami nawet plecak na plecach przeszkadza. Jest mocno i niewiele jest miejsc, w których można odetchnąć. Czas ucieka, mięśnie zaczynają boleć, a końca nie widać. Kończymy ścianę po kilku godzinach. Wychodzimy na stromą łąkę i pniemy się w kierunku Monte Agner. Sama ferrata nie była celem naszej podróży. Celem była klasyka - zaliczenie Gwiazdy Alpejskiej, wejście na Monte Agner i zejście normalną drogą Via Normala. Po jakichś 3 kilometrach zbliżamy się powoli do schronu pod szczytem góry. Wraca teren skalisty, który trawersuje jakby wokół wierzchołka. Mimo, że jest ekspozycja...nie ma żadnych zabezpieczeń a tylko ślady po zabezpieczeniach, które były i ich nie ma... Po kilku minutach na jednej z półek skalnych widzimy olbrzymią płachtę, potem drugą, a w nich nowe liny... ...później zaczynamy słyszeć głosy. To dwóch Włochów pracujących w skale i wymieniających żelazne zabezpieczenia tuż przed szczytem Agnera. Od nich dowiadujemy się, że szlak nie jest czynny w sezonie 2023 i musimy zawrócić 😮 Wcześniej kursujący helikopter dowoził na miejsce materiały budowlane. Dlaczego takiej informacji nie było przed Stella Alpiną? Włoska masakra piłą mechaniczną 😮 Symptomatyczne. ...wiedząc jakie trudności napotkaliśmy na wejściu, zejście wydaje nam się niemalże nie do zrobienia. Cóż? Mus, to mus. Zawracamy i po pokonaniu "łąkowego" szlaku docieramy pod ścianę. Tu się posilamy i lecimy w dół. Jest trudniej niż na wejściu ale powoli, w skupieniu, tracimy wysokość. Mięśnie palą żywym ogniem. Widać już schronisko i koniec naszej walki. Kończymy ferratę zaliczając ją w obie strony...a plan był na Monte Agner i normalne zejście, łatwą drogą. Może tu jeszcze kiedyś wrócimy i zaliczymy niespełniony plan. Kto wie? Przygoda zakończona sukcesem, mimo wszystko! Schodzimy szczęśliwi po 10 i pół godzinie z powrotem do samochodu. Podsumowując: Gwiazda Alpejska jest niezwykła, piękna i trudna. Nie byliśmy jeszcze tak blisko kamienia. Blisko tak, że niemalże poczuliśmy swymi duszami serce skał (ale poezja ). Adrenalina, zmęczenie ale także satysfakcja i spełnienie. Ten dzień dał nam wiele poczuć i przeżyć. Zapamiętam ten dzień jako niezwykły i będę go pamiętał do końca życia. Ostatni rzut oka w stronę gór... Mariusz "marboru" PS. Ślad GPS: Ferrata Stella Alpina - Gwiazda Alpejska (wejście i zejście) 🗻 | Hike | Strava
www.trentino.pl skionline.tv
partnerzy
ispo.com WorldSkiTest Stowarzyszenie Instruktorów i Trenerów Narciarstwa PZN Wypożyczalnie i Centra testowe WinterGroup Steinacher und Maier Public Relation
Copyright © 1997-2021
×
×
  • Dodaj nową pozycję...