Narty - skionline.pl
Skocz do zawartości

Rowerowe eskapady - relacje


marboru

Rekomendowane odpowiedzi

1 godzinę temu, izydar napisał:

Rozumiem że masz setki kilometrów w górach na Gravelu i szosie i stąd te szacunki i porównianie (wiem że jeździsz na MTB).

A teraz policz sobie 15% lżej na 1800m w górę u filigranowej kobiety. Jak nie masz obwodu uda większego od talii to pewnie Ciebie to też dotyczy. Co innego na MTB podjechać kilkaset metrów pod górkę z 10% nachylenia, a co innego jechać kilka km non stop nawet na kilku procentach nachylenia. I tu każdy % lżej jest wart rozważenia przy doborze sprzętu (opony, geometria, pedały itp). Zwłaszcza jak ktoś na co dzień jeździ w płaskopolsce.

Ja moge sobie jezdzic nawet hulajnoga po chodniku to nie ma zadnego znaczenia. Fizyka sie od tego nie zmieni. 

10-15%  to 10-15% a nie 50%. I tu nie jest istotne czy to filigranowa dziewczyna czy sportowiec na sterydach. U sportowcow wplyw sprzetu jest nawet wiekszy z uwagi na wieksze sily i predkosci.

Moze bylo przyjemniej na nowym rowerze ale kolezanka latwo pokonala trase przede wszystkim dzieki swojej kondycji.

Ja tez lubie miec dobry, lekki sprzet. Warto jednak miec swiadomosc jak duzo, albo raczej jak niewiele on pomaga. Kupujemy drogie komponenty przede wszystkim dla wlasnej satysfakcji, nie ma sensu tworzyc do tego dodatkowych ideologii.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W dniu 30.06.2022 o 08:36, barattolina napisał:

ALTA BADIA – jak załatwić się koncertowo na e-MTB.

…będzie długo, ale muszę to z siebie wyrzucić.

 

IMG_8212.thumb.jpeg.5d95c061090802a49206d4b7c724f6bf.jpeg

Nie wiem czego my się spodziewaliśmy, ale na pewno nie tego co nas spotkało. Złamana ręka u Darka, u mnie niezliczone ilości siniaków. Niesamowity stres przy pokonywaniu każdego przewyższenia i na zjazdach. Gubienie się w terenie. Schodzenie rowerami które ważą ze 30kg po pionowych ściankach, jakieś zwalone drzewa w lesie. Jednym słowem - koszmar. Cóż. Myśleliśmy, że jazda „góralem” po puszczy za gówniaka wystarczy. Że silnik zrobi za nas wszystko. Otóż…nic z tych rzeczy, a za błędy się przecież płaci. Przykładnie. Prawda?

IMG_8229.thumb.jpeg.d09db4a2672d2678245f83e0598c2a17.jpeg

Rano, w sobotę, po dwóch dniach jazdy szosą po przełęczach poszliśmy do wypożyczalni po MTB z silnikiem. Chcieliśmy sobie odpocząć. Pojeździć po Alta Badii na luzie, odwiedzić znane nam z okresu zimowego zakątki. Zjeść coś dobrego w ulubionych knajpach. Ot, przyjemny dzień na luzie. Zadowoleni z siebie wzięliśmy więc rowery i pojechaliśmy w górę asfaltem. Super się jechało, ale odkryłam już że e-bike sam nie jedzie . Niby to prawda znana, ale okazało się, jazda jednak męczy. Zaskakująco szybko męczy. Na szosie tak nie umiem, a tutaj – pach, od razu zadycha. Na dodatek na baterii – wstyd, nie? Pierwszy zaskok. Opony tez jakieś takie grube, kierownica szeroka i prosta. Inaczej przełączasz biegi. A w ogóle to tylko jedna tacza z przodu no i kaseta jakaś taka duża jest.. z 50 zębów ma. Jednym słowem – szosa to to nie jest. Drugi zaskok. No ale każdy rower ma dwa koła – czyli da się jechać. Jest ekstra. I jest coś nowego – lubimy to. Witaj przygodo !!!(czy jak to tam było).

IMG_8222.thumb.jpeg.d6f99bf8ed22d7cad9376f460de9d170.jpeg

Żarty  skończyły się jak trzeba było podjechać pod stromiznę na szutrze. Na dodatek, akurat w TEN SAM dzień odbywał się wyścig „BMW HERO SUDTIROL DOLOMITES 2022” i JEDYNA trasa, która prowadziła w górę była obsadzona zawodnikami. Igły nie wciśniesz. No ale skoro już mieliśmy te rowery to trzeba było sobie radzić. Wcisnęliśmy się jakimś cudem w ten wyścig (nie było to zabronione).  Początkowo używałam trybu ECO, czyli najniższego biegu bo było mi głupio jechać  e-bikem obok ludzi, którzy wkładali tyle wysiłku w to, żeby utrzymać się w siodle. Ja bez żadnego wspomagania – zapomnij (próbowałam). Piłowałam więc wyprzedzając ostrożnie każdego zawodnika powoli, ale jednak. Pilnując przy tym, żeby im nie przeszkadzać, nie zajeżdżać drogi itp. To było stresujące.

IMG_8211.thumb.jpeg.c4ea23a3e9f36d94b0c5d5b1ebda042b.jpeg

W końcu dojechaliśmy do jakiegoś rozwidlenia i skręciliśmy w bok. Zrobiło się pusto. No i po chwili okazało się, ze lepiej nie zbaczać z trasy i nie zapuszczać się w rejony, których się nie zna – zgubiliśmy się po raz pierwszy. Zanim wróciliśmy na trakt minęła chyba z godzina, a my byliśmy już poważnie wyczerpani wciąganiem roweru na górę (ach ta bateria), no ale przynajmniej wyścig pojechał…. Można było włączyć wyższe biegi.

Ufff….zdjęcie-zen dla wytchnienia, bo piękne momenty tez były. Na razie, bo po potem już nie.

IMG_8214.thumb.jpeg.d28b6f5f8cba0480da319d9193b8d9cd.jpeg

Okazało się, że na e-bike’u trzeba umieć jeździć !!! Największym problemem dla mnie było to, że silnik powodował że jechałam (za) szybko w stosunku do włożonego w pedałowanie wysiłku. Mój mózg tego po prostu nie ogarniał. Nie wiedziałam, czy jadę na motorze czy na rowerze jednak. W efekcie czego nie umiałam podjechać pod stromszą górę – nie zrzucałam biegu odpowiednio wcześnie, bo rower sam jechał, ale potem koła zaczynały boksować, w połowie góry biegi już były za twarde i musiałam z niego zejść, podprowadzać pod górę (na gravelu tak nie robię !!!). Tam są podjazdy po  22% i po "stopie" nie ma się już jak wpiąć w pedały. Na dodatek pchać rower 30kg (ta głupia bateria) pod taką górę?? Ze trzy wzniesienia tak pokonałam. Jedno szczególnie mnie wykończyło kompletnie. W końcu jak wgramoliliśmy się na docelowe miejsce, skąd mieliśmy rozpocząć zwiedzanie byliśmy tak wykończeni, że nie mieliśmy ochoty już na nic. Chcieliśmy wracać do domu. Nawet obiad i kawa nie pomogły. Trzeba było jeszcze zjechać do domu (a mieszkaliśmy w Corvarze).

A to widok na górze, tak wyglądają traski narciarskie w Alta Badia w lecie:)

IMG_8218.thumb.jpeg.36833df4afa00c4e987dce34fa7240cc.jpeg

Wracając do domu postanowiliśmy jechać po śladzie wyścigu w dół. Trasa początkowo pokrywała się ze szlakiem Sellarondy MTB. Wywnioskowaliśmy, że po trasach pieszych przecież nie prowadzi. Po szlakach pieszych to może nie, ale po SINGLETRACKACH już tak !!!!. Jak się później okazało….

- Faaaak, no przecież my tędy nie zjedziemy ….

- No nie zjedziemy, ruszamy dalej ……

A dalej był pieszy. Wyścig skręcił wcześniej, a szlak Sellarondy prowadził przez singla. Wracać nie było co, bo ja w podjazdy nie umiem i nie miałam już siły. Ze zjazdami u mnie zdecydowanie lepiej. Silnik wtedy nie działa i przynajmniej czuje rower. Darek odwrotnie – wjeżdżał pięknie, ale na zjazdach tak sobie – raz sprowadził rower, raz odważył się zjechać, spanikował i w końcu zaliczył klasyczny skok wzdłuż przez keirę. M a s a k r a !!! Usłyszałam tylko za plecami soczyste k...waaa.

Odwracam się – leży.  Na nim rower 30kg. Biegnę szybko – cała ręka we krwi. Oglądam – kości nie widać. Pytam – dostałeś w głowę? – Nie. A w brzuch? – tez nie. Po chwili słyszę „nic mi nie jest”. Patrzę na rower? Wygięty hak przerzutki. Wlazł między szprychy. Rozglądam się. Jesteśmy  gdzieś między nigdzie, a w dooopie. Cóż było robić…naprostowaliśmy hak i zdecydujemy się jechać dalej w dół. Darek po pierwszym szoku mówi ze ręka jest sprawna, nic go nie boli, ale z zaciskaniem hamulca jest tak sobie. A pieszy jak to pieszy….zaczął się zwężać. Wreszcie zwęził się na szerokość opony i pojawiły się schody. W chooooj schodów. Najpierw w górę, potem w dół. Dobrze, że była obok łąka. Jakoś sobie poradziliśmy. Potem było już tylko gorzej. Szlak zupełnie zniknął i zaczęła się przepaść, w której ktoś na dziko wydeptał ścieżkę. Trzeba było pilnować, żeby nie skręcić kostki i żeby rower nie zjechał, trzymając za oba hamulce jednocześnie. G…to dawało. Na dodatek w poprzek leżało spore drzewo, więc trzeba było rower przenieść nad tym drzewem….Nie wiem jakim cudem tego dokonaliśmy. Dotarliśmy w końcu do regularnej, szutrowej drogi dla samochodów i już na spokojnie, wolno zjechaliśmy do asfaltu, a potem do domu.

Złamanie wyszło dopiero jak wróciliśmy z urlopu, w poniedziałek. Po wykonaniu zdjęcia RTG. Darek mówi, ze zjechał po wypadku chyba tylko na adrenalinie, bo po powrocie do domu ręka mu tak spuchła ze nie mógł nią ruszać, a co dopiero hamować i sterować rowerem.

No i koniec tej opowieści.

 

Jeszcze był Aperol na skołatane nerwy pod wieczór.

IMG_8235.thumb.jpeg.4d91e37431e00a8bc1622cd968827be7.jpeg

W zasadzie, żaden komentarz nie jest już tu potrzebny. W podsumowaniu napisze tylko, że wszystko zrobiliśmy źle. Nie zapoznaliśmy się z ani jednym filmem instruktażowym w temacie jazdy na MTB. Nie przestudiowaliśmy mapy przed wyjazdem, nie przeczytaliśmy ani jednego przewodnika. Nic. Przecież wystarczyło opłacić wyciąg na miejsce, gdzie chcieliśmy pojeździć – w obie strony. Myśleliśmy, że to bez sensu, mając rower z silnikiem jeździć gondolą. Potem okazało się, że większość tak robi. Po prostu zlekceważyliśmy przeciwnika, który nas przerósł. Jestem zła i nie rozumiem jak dorośli, myślący ludzie, którzy mają przecież jako-takie doświadczenie w temacie mogli zafundować sobie takie g...no.

Postanowiłam jednak, że tego nie odpuszczę. Za rok, jeśli się uda pojedziemy tam znowu. Tym razem z szacunkiem dla sprzętu i dla tych gór. Zrobimy to drugi raz, ale mądrzej.

Dziękuję za uwagę. Trzymajcie się !!

 

 

IMG_8218.jpeg

Co nie zabije to wiadomo - wzmocni. Za rok mamy tutaj piękną re-relację. Współczuję aczkolwiek zarazem zazdroszczę. Każdej kropli potu, doświadczeń. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

23 minuty temu, Lexi napisał:

To Twój pies na dziki? ;)

Ani moj pies, ani moje dziki. Pies to labrador ponoc do wyciągania sieci czy tez lodzi ale obecnie głównie ciągnął smycz zębami bo młody. Do lodzi była wyciągarka wiec jakby bez sensu, rybak co pracował w rybnym mówił ze coś tam musi ciągać lodz po sieciach i ręce przez pierwsze dwa tygodnie po pracy w rybnym i powrocie na zalew nieco zmasakrowane. To on polecił knajpę u rybaka ale innego;-)

506A195B-26E9-4CFF-8CB9-34A6CE7FC029.jpeg

7520CADF-F3ED-43B2-9AE3-EDD6FAB2D5BC.jpeg

Edytowane przez sstar
  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

11 godzin temu, sstar napisał:

Ani moj pies, ani moje dziki. Pies to labrador ponoc do wyciągania sieci czy tez lodzi ale obecnie głównie ciągnął smycz zębami bo młody. Do lodzi była wyciągarka wiec jakby bez sensu, rybak co pracował w rybnym mówił ze coś tam musi ciągać lodz po sieciach i ręce przez pierwsze dwa tygodnie po pracy w rybnym i powrocie na zalew nieco zmasakrowane. To on polecił knajpę u rybaka ale innego;-)

506A195B-26E9-4CFF-8CB9-34A6CE7FC029.jpeg

7520CADF-F3ED-43B2-9AE3-EDD6FAB2D5BC.jpeg

Fajnie tam masz...leniwo wakacyjnie ....ja nie mam czasu - musze chrust zbierać....  (winter is coming)

IMG_5443.thumb.jpg.a339407b8f061bf718005eded6429998.jpg

 

  • Thanks 1
  • Haha 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zdjęć mało bo miałem kolarki i telefon w plecaku. Kolarki które mi popsuły wyjazd. 

Miało być wygodnie a było piekło 😆

Miało być 220 a wyszło 160 😆

W Danii nie ma praktycznie drogi, przy której w pobliżu, lub równolegle nie ma drogi dla rowerów. Wszędzie tunele i wiadukty rowerowe 💪

Nawet kawałek Tour de France zaliczyłem 😉

Wybrzeże od Kopenhagi, dość daleko na północ, wygląda jak z amerykańskich filmów. Zdjęć nie robiłem, bo kogo interesują pieniądze ? 😆

Muszę przyznać że nigdy jeszcze nie spotkałem tyle ludzi na rowerach jednego dnia. W Danii w większości to oczywiście kolarki. Trasy MTB oczywiście też występują. 

Piwa nie polecam, piłem Erdingera 😝

 

Screenshot_20220702-211937.png

DSC_5173.JPG

DSC_5167.JPG

DSC_5188.JPG

DSC_5195.JPG

DSC_5189.JPG

DSC_5180.JPG

DSC_5174.JPG

DSC_5177.JPG

DSC_5178.JPG

DSC_5175.JPG

DSC_5191.JPG

  • Like 8
  • Thanks 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

My troszke skromniej, bo i blizej i krócej. Wypad ze współpracownikami. Na różnym sprzęcie, od takiego sprzed 12 lat i bez serwisu po 7 dniowa maszynkę. Przeróżne kategorie sprzętu, wiek driverów. Ale trasa Sosnowiec-Skoczów-Wisla-Skoczów, Pękła,125 km. Powrót pociągiem i jeszcze 15km do domku.

IMG-20220702-WA0051.jpg

IMG-20220702-WA0047.jpg

IMG-20220702-WA0028.jpg

IMG-20220702-WA0021.jpg

  • Like 6
  • Thanks 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W dniu 3.07.2022 o 12:28, artix napisał:

Zdjęć mało bo miałem kolarki i telefon w plecaku. Kolarki które mi popsuły wyjazd. 

Miało być wygodnie a było piekło 😆

Miało być 220 a wyszło 160 😆

 

Ale kolarki w sensie rowerzystek czy spodenek?

I czemu popsuły wyjazd? Robiły piekło? Czy piły w kroku i piekło :o?

  • Haha 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W dniu 30.06.2022 o 22:48, Spiochu napisał:

Realny wpływ sprzętu na tym podjeździe to było 10%, góra 15%.

- 3kg wagi to ledwie 5% Twoje masy (razem z rowerem)

- aeorodynamika na wolnym podjeździe jest pomijalna, a w dół i tak hamowałaś

- nie wiem ile zyskałaś na oporach toczenia i sztywności pedałów ale pewnie też kilka %

- pedały wpinane to tylko lepsza płynność i kontrola, nie ma zysków z ciągnięcia pedłów do góry, jest to mniej efektywne fizjologicznie od naciskania.

 

 

Może ktoś to przetłumaczyć? 🙄😀

  • Haha 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W dniu 30.06.2022 o 08:36, barattolina napisał:

ALTA BADIA – jak załatwić się koncertowo na e-MTB.

…będzie długo, ale muszę to z siebie wyrzucić.

 

 

Nie wiem czego my się spodziewaliśmy, ale na pewno nie tego co nas spotkało. Złamana ręka u Darka, u mnie niezliczone ilości siniaków. Niesamowity stres przy pokonywaniu każdego przewyższenia i na zjazdach. Gubienie się w terenie. Schodzenie rowerami które ważą ze 30kg po pionowych ściankach, jakieś zwalone drzewa w lesie. Jednym słowem - koszmar. Cóż. Myśleliśmy, że jazda „góralem” po puszczy za gówniaka wystarczy. Że silnik zrobi za nas wszystko. Otóż…nic z tych rzeczy, a za błędy się przecież płaci. Przykładnie. Prawda?

 

Rano, w sobotę, po dwóch dniach jazdy szosą po przełęczach poszliśmy do wypożyczalni po MTB z silnikiem. Chcieliśmy sobie odpocząć. Pojeździć po Alta Badii na luzie, odwiedzić znane nam z okresu zimowego zakątki. Zjeść coś dobrego w ulubionych knajpach. Ot, przyjemny dzień na luzie. Zadowoleni z siebie wzięliśmy więc rowery i pojechaliśmy w górę asfaltem. Super się jechało, ale odkryłam już że e-bike sam nie jedzie . Niby to prawda znana, ale okazało się, jazda jednak męczy. Zaskakująco szybko męczy. Na szosie tak nie umiem, a tutaj – pach, od razu zadycha. Na dodatek na baterii – wstyd, nie? Pierwszy zaskok. Opony tez jakieś takie grube, kierownica szeroka i prosta. Inaczej przełączasz biegi. A w ogóle to tylko jedna tacza z przodu no i kaseta jakaś taka duża jest.. z 50 zębów ma. Jednym słowem – szosa to to nie jest. Drugi zaskok. No ale każdy rower ma dwa koła – czyli da się jechać. Jest ekstra. I jest coś nowego – lubimy to. Witaj przygodo !!!(czy jak to tam było).

 

Żarty  skończyły się jak trzeba było podjechać pod stromiznę na szutrze. Na dodatek, akurat w TEN SAM dzień odbywał się wyścig „BMW HERO SUDTIROL DOLOMITES 2022” i JEDYNA trasa, która prowadziła w górę była obsadzona zawodnikami. Igły nie wciśniesz. No ale skoro już mieliśmy te rowery to trzeba było sobie radzić. Wcisnęliśmy się jakimś cudem w ten wyścig (nie było to zabronione).  Początkowo używałam trybu ECO, czyli najniższego biegu bo było mi głupio jechać  e-bikem obok ludzi, którzy wkładali tyle wysiłku w to, żeby utrzymać się w siodle. Ja bez żadnego wspomagania – zapomnij (próbowałam). Piłowałam więc wyprzedzając ostrożnie każdego zawodnika powoli, ale jednak. Pilnując przy tym, żeby im nie przeszkadzać, nie zajeżdżać drogi itp. To było stresujące.

 

W końcu dojechaliśmy do jakiegoś rozwidlenia i skręciliśmy w bok. Zrobiło się pusto. No i po chwili okazało się, ze lepiej nie zbaczać z trasy i nie zapuszczać się w rejony, których się nie zna – zgubiliśmy się po raz pierwszy. Zanim wróciliśmy na trakt minęła chyba z godzina, a my byliśmy już poważnie wyczerpani wciąganiem roweru na górę (ach ta bateria), no ale przynajmniej wyścig pojechał…. Można było włączyć wyższe biegi.

Ufff….zdjęcie-zen dla wytchnienia, bo piękne momenty tez były. Na razie, bo po potem już nie.

 

Okazało się, że na e-bike’u trzeba umieć jeździć !!! Największym problemem dla mnie było to, że silnik powodował że jechałam (za) szybko w stosunku do włożonego w pedałowanie wysiłku. Mój mózg tego po prostu nie ogarniał. Nie wiedziałam, czy jadę na motorze czy na rowerze jednak. W efekcie czego nie umiałam podjechać pod stromszą górę – nie zrzucałam biegu odpowiednio wcześnie, bo rower sam jechał, ale potem koła zaczynały boksować, w połowie góry biegi już były za twarde i musiałam z niego zejść, podprowadzać pod górę (na gravelu tak nie robię !!!). Tam są podjazdy po  22% i po "stopie" nie ma się już jak wpiąć w pedały. Na dodatek pchać rower 30kg (ta głupia bateria) pod taką górę?? Ze trzy wzniesienia tak pokonałam. Jedno szczególnie mnie wykończyło kompletnie. W końcu jak wgramoliliśmy się na docelowe miejsce, skąd mieliśmy rozpocząć zwiedzanie byliśmy tak wykończeni, że nie mieliśmy ochoty już na nic. Chcieliśmy wracać do domu. Nawet obiad i kawa nie pomogły. Trzeba było jeszcze zjechać do domu (a mieszkaliśmy w Corvarze).

A to widok na górze, tak wyglądają traski narciarskie w Alta Badia w lecie:)

 

Wracając do domu postanowiliśmy jechać po śladzie wyścigu w dół. Trasa początkowo pokrywała się ze szlakiem Sellarondy MTB. Wywnioskowaliśmy, że po trasach pieszych przecież nie prowadzi. Po szlakach pieszych to może nie, ale po SINGLETRACKACH już tak !!!!. Jak się później okazało….

- Faaaak, no przecież my tędy nie zjedziemy ….

- No nie zjedziemy, ruszamy dalej ……

A dalej był pieszy. Wyścig skręcił wcześniej, a szlak Sellarondy prowadził przez singla. Wracać nie było co, bo ja w podjazdy nie umiem i nie miałam już siły. Ze zjazdami u mnie zdecydowanie lepiej. Silnik wtedy nie działa i przynajmniej czuje rower. Darek odwrotnie – wjeżdżał pięknie, ale na zjazdach tak sobie – raz sprowadził rower, raz odważył się zjechać, spanikował i w końcu zaliczył klasyczny skok wzdłuż przez keirę. M a s a k r a !!! Usłyszałam tylko za plecami soczyste k...waaa.

Odwracam się – leży.  Na nim rower 30kg. Biegnę szybko – cała ręka we krwi. Oglądam – kości nie widać. Pytam – dostałeś w głowę? – Nie. A w brzuch? – tez nie. Po chwili słyszę „nic mi nie jest”. Patrzę na rower? Wygięty hak przerzutki. Wlazł między szprychy. Rozglądam się. Jesteśmy  gdzieś między nigdzie, a w dooopie. Cóż było robić…naprostowaliśmy hak i zdecydujemy się jechać dalej w dół. Darek po pierwszym szoku mówi ze ręka jest sprawna, nic go nie boli, ale z zaciskaniem hamulca jest tak sobie. A pieszy jak to pieszy….zaczął się zwężać. Wreszcie zwęził się na szerokość opony i pojawiły się schody. W chooooj schodów. Najpierw w górę, potem w dół. Dobrze, że była obok łąka. Jakoś sobie poradziliśmy. Potem było już tylko gorzej. Szlak zupełnie zniknął i zaczęła się przepaść, w której ktoś na dziko wydeptał ścieżkę. Trzeba było pilnować, żeby nie skręcić kostki i żeby rower nie zjechał, trzymając za oba hamulce jednocześnie. G…to dawało. Na dodatek w poprzek leżało spore drzewo, więc trzeba było rower przenieść nad tym drzewem….Nie wiem jakim cudem tego dokonaliśmy. Dotarliśmy w końcu do regularnej, szutrowej drogi dla samochodów i już na spokojnie, wolno zjechaliśmy do asfaltu, a potem do domu.

Złamanie wyszło dopiero jak wróciliśmy z urlopu, w poniedziałek. Po wykonaniu zdjęcia RTG. Darek mówi, ze zjechał po wypadku chyba tylko na adrenalinie, bo po powrocie do domu ręka mu tak spuchła ze nie mógł nią ruszać, a co dopiero hamować i sterować rowerem.

No i koniec tej opowieści.

 

Jeszcze był Aperol na skołatane nerwy pod wieczór.

 

W zasadzie, żaden komentarz nie jest już tu potrzebny. W podsumowaniu napisze tylko, że wszystko zrobiliśmy źle. Nie zapoznaliśmy się z ani jednym filmem instruktażowym w temacie jazdy na MTB. Nie przestudiowaliśmy mapy przed wyjazdem, nie przeczytaliśmy ani jednego przewodnika. Nic. Przecież wystarczyło opłacić wyciąg na miejsce, gdzie chcieliśmy pojeździć – w obie strony. Myśleliśmy, że to bez sensu, mając rower z silnikiem jeździć gondolą. Potem okazało się, że większość tak robi. Po prostu zlekceważyliśmy przeciwnika, który nas przerósł. Jestem zła i nie rozumiem jak dorośli, myślący ludzie, którzy mają przecież jako-takie doświadczenie w temacie mogli zafundować sobie takie g...no.

Postanowiłam jednak, że tego nie odpuszczę. Za rok, jeśli się uda pojedziemy tam znowu. Tym razem z szacunkiem dla sprzętu i dla tych gór. Zrobimy to drugi raz, ale mądrzej.

Dziękuję za uwagę. Trzymajcie się !!

 

Ciekawa relacja. To tak jakbyście uczyli się jeździć na nartach w Zawratowym Żlebie i jeszcze sądzili, że będize to lajcik w porównaniu do łyżew w hali. ;)

W Alpy na pewno warto wrócić, ale może wcześniej coś bardziej lajtowego?

Wpadnijcie na trasy glacensiss. Są łatwe i przyjemne, nawet dla laika.

Osobiście mogę plecić pętle Zdrój i Trójnak w Lądku Zdroju.

Mają pełno ciasnych zakrętów, zarówno w dół jak i w górę, idealne by opanować elektryka.

Przy starcie jest wypożyczalnia e-bike i zwykłych.

Przed Alpami, warto by również skorzystać z jakiegoś szkolenia.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W dniu 21.06.2022 o 15:39, barattolina napisał:

Co prawda nie mogę powiedzieć w ilu procentach o jakości wspinaczki zdecydowała moja forma, a w ilu sprzęt.

Dochodzi jeszcze psychika. Na szosie podświadomie trzyma się styl. To w końcu arystokracja wśród rowerów 🤪

  • Haha 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Napiszę tak co do elektryka. Gdy się ma trochę skilla, to dziadostwo wjedzie  prawie wszędzie. Płynny moment obrotowy naprawdę pomaga i używając go świadomie ciężko zerwać przyczepność. E-bike na fullu pomaga jeszcze bardziej z przyczepnością. W góry tylko FS.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

10 godzin temu, sstar napisał:

Z rana, szkockie klimaty…

4DDE2870-6AA7-46B2-A36D-78E963E2FCBA.jpeg

312BFAB8-0E96-4408-B2B8-76746EE4AAE4.jpeg

91233217-8B6F-4D62-916A-F79C5DBAE827.jpeg

201B87AB-AC1B-4389-8EF3-4076C32A4BEC.jpeg

8AACB895-6359-4081-A7E3-41152016C69C.jpeg

Fajny rower - wypadałoby sie zapytać o coś mądrego odnośnie rowerów ale jakoś z rowerową świadomością zostałem na etapie składaka - co prawda na moim rowerze jest nalepka z dumnym "Limited" ... ale zapewne znaczy tyle co "Turbo" na maluchu.. ;)

..wiec zapytam - jakiego lakieru na ramie używasz na taką pogode ?....

  • Haha 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

41 minut temu, Lexi napisał:

Fajny rower - wypadałoby sie zapytać o coś mądrego odnośnie rowerów ale jakoś z rowerową świadomością zostałem na etapie składaka - co prawda na moim rowerze jest nalepka z dumnym "Limited" ... ale zapewne znaczy tyle co "Turbo" na maluchu.. ;)

..wiec zapytam - jakiego lakieru na ramie używasz na taką pogode ?....

Bardzo dobre pytanie. Takie… niezobowiązujące intelektualnie. Lakier jak lakier ostatnio kładłem coś na narty co Mikoski polecał. Kyrgios przegrał drugiego seta. Tymczasem. A natomiast. Moj rower jest wart tyle ile ten twoj lakier, choć korba nieśmiertelna ponoc, stare shimano. Śmiga.

  • Haha 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


Booking.com


www.trentino.pl skionline.tv
partnerzy
ispo.com WorldSkiTest Stowarzyszenie Instruktorów i Trenerów Narciarstwa PZN Wypożyczalnie i Centra testowe WinterGroup Steinacher und Maier Public Relation
Copyright © 1997-2021
×
×
  • Dodaj nową pozycję...