Narty - skionline.pl
Skocz do zawartości

Kajaki


JC

Rekomendowane odpowiedzi

Gość berry
Czy ktoś z Was pływa na kajakach?

Spływa, spływa... :-D... a jak ktoś chętny, to jeszcze w maju będzie spływ na Litwie... taki weekendowy... Niekomercyjny rzecz jasna... następny w czerwcu...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cześć

Włąsnie wczoraj w nocy wróciłem z Weli. Płynęlismy z Kalborni nad jeziorem Dabrowa Wlk. do ujścia i dalej Drwęcą do Nowego Miasta Lubawskiego. Rzeka pomimo nienajwyższego jak na te pore stanu wody dość trudna i jak to sie mówi nie odpuszczająca do końca. Płynęlismy w cztery polietyleny 2 jedynki i 2 dwójki na ciężko. Nie obyło sie bez kapieli, praktycznie cały czas w kurtkach w niektórych miejscach rzeka niezywkle uciązliwa - przeszkody wymające wysiadania lub skaplikowanego przepychania co 5-10 metrów.

Rzeka na całej długosci przepiękna choć nie za czysta.

Musze przyznac, że ledwo zyje ale warto było.

Zamieszczę jakieś fotki wkrótce.

Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kajaki?

Pewnie, że pływa się na kajakach.

Sierpień 2008 na rzece Rurzyca i Piława.

Dla podtrzymania formy spływ 27.12.08, który trwał 5h w deszczu, śniegu i chłodzie na rzece Rega. :D

Fajna zabawa.

A w tym roku w sierpniu rzeka Korytnica.:)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cześć

Pewnie, że pływa się na kajakach.

Sierpień 2008 na rzece Rurzyca i Piława.

Dla podtrzymania formy spływ 27.12.08, który trwał 5h w deszczu, śniegu i chłodzie na rzece Rega. :D

Fajna zabawa.

A w tym roku w sierpniu rzeka Korytnica.:)

Czy to ta Korytnica co wpada do Drawy mniej więćej w połowie DPN?

Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cześć

Chyba tak.Organizację spływu zostawiam innym a ja jestem od machania wiosłami i od podziwiania widoków.:)
No to nie tylko machanie Cie czeka ale solidna fizyczna robota w typie poniższej. Życzę sietnej zabawy.Pozdrawiam

5.JPG

13.jpg

21.jpg

5.JPG.8bf978728988a2ca6ea5aab6a266aa89.JPG

13.jpg.80b6284c2edaa18c801c12b139356b27.jpg

21.jpg.df23254421522bad5fbb418fef960ee4.jpg

Edytowane przez Mitek
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cześć

Wygląda ciekawie i zachęcajaco.:)

To zdjęcia z innych rzek. Dwa pierwsze to właśnie Wel a trzecie to chyba Gołdapa. Tzw. sedno spływów:), którego możęsz tez oczekiwać na Korytnicy jak ją pamiętam. NIe płynąłem ale przy okazji Drawy zrobiliśmy wycieczkę.

Pozdrawiam serdecznie

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 month later...

Korytnica czy też drawa to naprawde fajne rzeczki.Zaleznie od stanu wody skala trudności się zwiększa.Drawę polecam,pływam tam od kilku lat i co roku organizujemy około 2-3 spływy.Jeżeli ktoś jest zainteresowany to jesteśmy przed pierwszym spływem tego roku.Wszystkich zainteresowanych zapraszam na GG 4590848.W tym roku chcę spróbować spływu nocnego to musi być atrakcja....Pozdrawiam wszystkich

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Korytnica czy też drawa to naprawde fajne rzeczki.Zaleznie od stanu wody skala trudności się zwiększa.Drawę polecam,pływam tam od kilku lat i co roku organizujemy około 2-3 spływy.Jeżeli ktoś jest zainteresowany to jesteśmy przed pierwszym spływem tego roku.Wszystkich zainteresowanych zapraszam na GG 4590848.W tym roku chcę spróbować spływu nocnego to musi być atrakcja....Pozdrawiam wszystkich

W nocy kiedyś płynąłem odcinek Drawy , ten przez poligon .

Kupe lat temu to było.

Nie pozwolono nam przepłynąć przez teren poligonu więc postanowiliśmy sie po cichu przemknąć po zmroku.

Dali by nam pewnie nieźle do wiwatu jak by nas złapali. :-))

A rzeka naprawde bardzo ładna choć chwilami wymagająca.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 weeks later...

Cześć

Już jakiś czas temu to było:

W tym roku był Wel wiosenny 09-12 05.

Podróż z Warszawy trwała moment, urazmaicana przystankami nad Wkrą, którą chłopaki płynęli pare lat temu. O 6.45 meldujemy sie Nowym Mieście Lubawskim by po przepakowaniu, dobraniu wioseł i przkonaniu Pana że mimo wiosennej pory jednak zaczniemy od początku, próbujemy zasnąc przywaleni gratami na pace Transita.

Za niecałą godzinę jesteśmy w okolicach miejscowości Kalbornia nad jeziorem Dabrowa Wielka. Szybkie przepakowanie, losowanie i sprawdzenie sprzętu, piwo dla wody i startujemy (1). Kajaki spełniają nasze oczekiwania, nie za lekkie ale za to pancerne. Wada jest brak fartuchów do dwójek i brak grodzi pomiędzy przedziąłem bagażowym a osobowym w jedynkach, nie sa to jednak wielkie problemy.

Na jeziorze wiatr solidny konieczne kurtki, kamizelki, jednyki szybkie ale bardzo podatne na falę i prądy, dwójki jak czołgi. Słońce i piekna pogoda choc chłodno. Przepływamy przez Dabrówno na jezioro Dabrowa Mała i docieramy do młyna zaraz zaa wypływem z jeziora.

Trudna bo długa przenioska z pełnym obciążeniem po piachu, nieoceniony jest nasz wózeczek. Za młynem rzeka jakby znikła. Ciągniemy kajaki wytrwale, wody jak na lekarstwo za to sieci sporo. (2,3) Cóż ludzie blisko - tak jest zawsze.

Po 400-500 metrach rzeka sie poszerza by przejść niepostrzeżenie w jezioro Jakubowo.(4).

Za jeziorem robi sie ciekawie. Prąd przystpiesza, duzo przeszkód, momentami spadek jest naprawdę solidny(5). duzo przeszkód, bystrza. Z racji wyższego stanu wody przenioski w rejonie żwirowni Grzybiny pozostały nam w pamieci jako spływalne progi. Dalej juz spokojniej (6) by po w sumie 15kilometrach niełtwego płynięcia dotrzec do jeziora Rumian. Przecinamy szybko jezioro (7) i wpływamy na łatwy i urokliwy odcinke łączący jezioro Rumian z jeziorem Zarybinek. Na Zarybinku decydujemy sie na nocleg. Przepłynięcie 21 km zajęło nam koło 8 godzin. Tempo słabe ale tez rzeka zaskoczyła nas swoją uciążliwością. We znaki daje sie tez nieprzespana noc. Ognisko, winiaczek;) i regeneracyjny sen.

Drugiego dnia zbieramy się starsznie długo. Na wodzie jesteśmy dopiero po 10,00.(8) Przenosimy kajaki w Tuczkach i rozpoczynamy pierwszy odcinek rzeki kwalifikowany jako rzeka górska. Tak naprawdę to rzeka do jezioraTarczyńskiego nie jest trudna ale bardzo uciążliwa. Dociramy do jeziora Tarczyńskiego, które szybko przecinamy i poprzez jezioro Grądy znowu powracamy na rzekę. Pierwotnie gdzie tu zakładalismyb pierwszy biwak ale widac że bez nocnego płynięcia byłoby to po prostu niewykonalne.

Dopływamy do małego i urokliwego jeziorka Zakrocz gdzie robimy małą imprezkę w komfortowych, niemalże domowych warunkach (9).

Starmy sie płynąć szybko, jednak rzeka nadal zaskakuje ilościa przeszód. Często trzeba wysiadac z kajaka a dno do piaszczystych nie nalezy (10).

Bystrza urozmaicaja troche walkę z powalonymi drzewami (11). Ale nie na długo (12,13). Miejscami jest naprawde pieknie (14). Zabliżamy się do Przedciborza gdzie rozpoczyna sie pierwszy górski odcinek rzeki. Uciążliwośc a do tego szybszy nurt (15,16).

Nie dajemy rady dotrzeć do Lidzbarka Welskiego a taki był pierwotny plan choc nadrobilismy w stosunku do dnia wczorajszego jakieś 5 km. Biwakujemy w miejscu zmiany kierunku płyniecia Weli. To tutaj na poczatku XV wieku krzyżacy zablokowali pierwotne ujście Weli do Wkry i skierowali ją do Drwęcy.

Rano wstajemy rześcy i pełni werwy. Na wodzie przed 9.00. Przed nami najtrudniejszy odcinek rzeki. Do Lidzbarka nadal duzo przeszkód przy dośc szybkim prądzie. w mieście szybkie zakupy, sniadanie i dalej. Za jeziorem Lidzbarskim rzeka troche spokojniejsza. Mijamy Kurojady (przenioska) a zaraz potem Chełsty (spuszczamy kajaki na linach) Jaz zgodnie z opisem nie wygląda na bezpieczny do spłynięcia zwłaszcza na cięzko. Za jazem około 400-500 metrowe bystrze - jak na Dunajcu niemalże, szybko ale bez drzew więc bezpiecznie i sama przyjemność. A dalej juz gorzej. Wpływamy do uroczyska Piekło. Odcinek trudny ww1 do ww1+ nie jest długi ale jest rzeczywiście syty, głownie prze charakter przeszkód – kłody i gałęzie przy szybkim nurcie. Nie obyło się bez moczenia. Pomimo fartuchów wnetrza kajaków poznały co to smak wody. Prąd szybki miejscami głęboko (17). Zmarznięci i zmęczeni biwakujemy gdzies w koklicach miejscowowści Tama. Ten odcinek dał nam najbardziej w kość. Do tego dołozyło się zimno i lekki deszczyk. Nawet nie rozpalamy ogniska. Jutro mamy jeszcze do przeopłynięcia jakieś 25-26 km w teoretycznie łatwym już terenie.

Ruszamy przed 8,00, tradydyjne piwo na wodzie i dla wody i dośc szybko dopływamy do młyna w Lorakch (18) gdzie Wel dzili się starorzecze i tzw. Bałwankę. Mijamy najpierw jedno poźniej drugie jezioro powstałe w wyrobiskach po kredzie jeziornej i dopływamy do jeziora Fabrycznego. Jezioro płytkie o niestabilnym dnie, brak możliwości wyjścia na brzeg. Tu wywrotka to naprawde katastrofa.

Za jeziorem Fabrycznym kolejny przełomik. Prąd wolny ale głęboko i nagromadzenie przeszkód straszne (19).

Łączymy się ze starym korytem Weli. Mijamy ostanie na drodze bystrze (20). Rzeka już spokojna ale nadal bardzo uciążliwa. Przenioski już w oklicach ujścia również nie nalezały do komfortowych (21).

W końcu ujście Welu do Drwęcy (22).

Płyniemy jeszcze praktyczeni bez wiasłowania do Nowego Miasta Lubawskego gdzie kończymy spływ (23).

Sprzęt okazał się naprawdę dobry, wytrzymały, wygodny, zwrotny(24).

Kolejna rzeka za nami. Spływ świetny choć rzeczywiście trudny i uciążliwy. Rzeka ani na moment nie odpuszczała, stawiając nam twarde warunki nawet pare km od ujścia.

Odcinki przełomowe nie przereklamowane. We znaki dała się pora roku bo choc pogodę mielismy generalnie dobrą to optymalnym strojem była koszulka, kurtka i kamizelka.

Po takich przeżyciach naprawdę nostalgia za sniegiem mija jak reką odjął.

Polecam

PS Numerki odnoszą się do zdjęć, które spróbuję zamieścić w Galerii.

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 9 months later...

Może ktoś coś doradzić? Chciałbym wziać udział w jakimś spływie kajakowym ale z tego co widzę to te ciekawe rzeki są w centrum lub na północy polski... Piława i te tego typu. jest coś na śląsku? Śłyszałem coś o Małej Panwi w okolicach, ale to tylko 2 km...czyli zapewne jakieś...hmm 1h? Mamy coś na tym śląsku tak na 4-6h? Poza tym chciałbym trochę poćwiczyć sie rozumie:D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cześc

Ja kiedyś spływałem, ale pontonem u Turków. Może ponton to nie to samo co kajak, ale emocje na pewno dużo większe. Jak ktoś lubi adrenalinę to polecam.

Rafting z pilotem to rzeczywiście zupełnie co innego niz kajak i inny rodzaj emocji a ich sakle fajnie pokazuje widok tego co dziej sie z kajkiem na górskiej rzece po wywrotce - ten kto widzał wie o co chodzi.;):)

Wczoraj wróciłem z Liwy. Niestety tym razem rzeka była górą. Postarm się dac wkrótce relację.

Pozdro

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...

Cześć

W tym roku padło na Liwę. Zamierzaliśmy w dniach 8-11 pokonać ja praktycznie od źródeł do ujścia. Plan był bardzo ambitny. Pierwsze 10 kilometrów jednoznacznie było określane tak w opisach jak i przez znających rzekę kolegów z Prabut jako praktycznie niedostępne.

Cóż, po sukcesie na Welu w zeszłym roku byliśmy pełni nadziei. Przygotowania pokazują że jest parę niewiadomych. Zdjęcia satelitarne w skali 1:1000 nie pozwalają miejscami na identyfikacje koryta. Pozostaje mapa i nos.

Początek jak zwykle – przed 7.00 w Nowym Mieście Lubawskim. Przepakowanie do Transita przyczepa ze sprzętem i w drogę.(1) Zamierzaliśmy zacząć na jeziorze Piotrkowskim. Niestety brzeg okazał się zarośnięty, jedyną możliwość – pakowanie na drodze, transport kajaków ze sprzętem 100 metrów po bagnistej łące i później jeszcze jakieś 50 po wędkarskim pomoście uznaliśmy za zbyt czasochłonną i niebezpieczną ze względu na Gostysiowe kłopoty z błędnikiem.

Po zbadaniu terenu start wypadł w końcu mniej więcej w połowie odległości między jeziorami Piotrkowskim a Januszewskim na rzece właściwej.(2) Szybkie pakowanie, piwo dla wody(3) i dla pokrzepienia ducha, cumka w rękę i holujemy.(4) Już po 200 metrach pierwszy dzik przebiega drogę jakieś 20 metrów ode mnie, właśnie dlatego warto!!!

Po kolejnych 100 metrach mostek na drodze leśnej i przeniosła (5) i dalej holowanie. Teren dziki i niedostępny. Niestety dno staje się grząskie i nie pozwala normalnie iść. Siadamy więc do kajaków i przeciągamy przez bagno chwytając się resztek słupków regulacyjnych. Po 100 metrach trochę puszcza ale po chwili rzeka kończy się betonowym przepustem pod skarpą. Zaskoczenie bo na mapie rzeka jest odkryta. Kolejne przeciąganie prze las jakieś 50 metrów do mostka. Stąd mamy do jeziora około 200 metrów. Niestety po 100 metrach rzeka niknie w przyjeziernych bagnach. (6,7) Próby sondowania kończą się zawiśnięciem na wiośle i kąpielą po pachy w borowinach.(8) Sondujemy dwa kierunki i na obu jedyna możliwość to karczowanie z kajaka. Szybka narada i decydujemy że będzie to zbyt czasochłonne. Postanawiamy cofnąć się do ostatniego mostka i znaleźć obejście prze las. Po 30 minutach droga zostaje odnaleziona i wstępnie oczyszczona. Najpierw jakies 150-200 metrów na wózeczku (9)a później jeszcze około 100 przez las. Zabawa jest przednia a wyłaniające się słońce jeszcze polepsza humory. Po godzinie komplet kajaków nad wodą.(10) Jeszcze tylko pokonanie pasa trzcin(11) okupione jak zwykle pociętymi rękami i drzazgami oraz pływającej roślinności i jesteśmy na jeziorze. (12)

Pierwszy ruch wiosłem po ponad dwóch godzinach od zrzucenia kajaków na wodę to jak do tej pory rekord.

Słoneczko, piwko i w drogę. Jezioro całkowicie dzikie, praktycznie bez śladów jakiejkolwiek działalności ludzkiej, jedna czy dwie zrujnowane wędkarskie kładki. Takich miejsc nie ma już niestety wiele.(13)

Wypływ rzeki oczywiście zarośnięty. Szybko lokalizujemy go po drzewach i z maczetą w ręce jako najbardziej mobilny wbijam się w trzciny. Po parunastu minutach nareszcie jest rzeka. Szerokie na 6-7 metrów koryto przecinające piękny bukowy las. Wita nas zrujnowana kładka i konieczność przerzucenia kajaków brzegiem przez padłe z obu brzegów jak na złość w jednej linii drzewa.(14)

Dalej już luksus rzeka jakby puściła.(15) Betonowy mostek z drzewami wymagającymi cięcia,(16)dopływ z boku i już rozlewisko(17) przed jazem w Gostyczynie.(18)Przed wojną od jazu prowadził kanał łączący pobliskie (200 metrów) Fabianki z jeziorem Gaudy. Kanał został zniszczony w czasie wojny ale mamy nadzieję znaleźć połączenie kanału z rzeka odległe o jakieś 700 metrów od jazu i nim dotrzeć do nie zawalonej (jak wynika ze zdjęć satelitarnych) części kanału.

Wyciągamy kajaki na brzeg i idziemy zbadać teren. Przedzieramy się przez las wzdłuż koryta jakieś 300 metrów – mniej więcej połowę odległości do miejsca w którym powinna odchodzić odnoga do kanału. Niestety – jak to określił trafnie Piotrek – koryto jest pełne drewna. Wody praktycznie nie ma a kajaki trzeba by ciągnąc brzegiem. Płoszymy rodzinę dzików – pierwszy raz widziałem małe dziki w naturze – super. Wracamy do chłopaków.

Kolejna narada. Postanawiamy nie zapuszczać się w bagna. Terenu dobrze nie znamy a trudno ocenić czas potrzebny na przytarganie dwójek z bagażem prze las. Mści się wygodnictwo.

Wiemy już, że nie skończymy rzeki ze względu na brak czasu podejmujemy więc decyzje o zorganizowaniu transportu do Kamieńca skąd rzeka jest spławna. Chcemy trochę powiosłować. Dwójka ma udać się zorganizować transport a reszta rozbija obóz.(19)Pada oczywiście na mnie i Gostysia – zawsze łazimy jak trzeba. Niestety w pobliskiej Zieleni nic nie ma więc musimy uderzyć dalej. Na szczęście udaje nam się złapać okazje więc stosunkowo szybko organizujemy traktor z przyczepą na 8.00 następnego dnia. Niestety powrót odbywa się z buta. 7 kilosków boli. Gostyś odczuwa jeszcze resztki niedawnego przeziębienia. Po 3 godzinach jesteśmy z powrotem.

Ognisko, pigwówka Siekiera i spać.

Pobudka o 6.00 pakujemy obóz i transportujemy sprzęt do asfaltu. Pan jest punktualny choć niedziela rano. Pakujemy kajaki na przyczepę,(20) sami na górę(21) a Gostyś jako kierownik do kabinki. Zimno i padający deszczy zmusza nas do rozgrzania się żołądkową – oprócz Tomka i Gostysia jesteśmy już ubrani jak na wodę.

W Kamieńcu jesteśmy za 30 minut. Przepakowanie .

Rzeka jest tu uregulowanym kanałem o szerokości 3-5 metrów porośniętym trzcinami. (22)Trafiamy niestety na wysyp jakichś czarnych muszek. (23)Autan i palenie nic nie daje. Much są miliardy, w niektórych miejscach wszystko na wysokości wody jest czarne.(24) Na szczęście po paru kilometrach wpływamy w las.(25)

I tu nagroda. Koledzy z klubu z Prabut już przetarli rzekę. Widać że w ruchu była łódź i spalinówki. Wszystko przycięte równo z brzegiem. Jest czas na odpoczynek, piwo na wodzie a wychodzące słoneczko koi smutek porażki.

Highway nie jest jednak długi po jakichś 4 km kończy się wielkim dębem przez, który karczownicy nie przeszli. Przenosimy kajaki i płyniemy dalej. Rzeka na tym odcinku bardzo przyjemna. Momentami dość szybki nurt, dwa trzy bystrza, przeszkody łatwe do pokonania. Pogoda niezła. (26)

W okolicy Prabut napotykamy ślady ostrej działalności kładowców. Podziwiamy gości i sprzęt jakim muszą dysponować bo tor wielokrotnie przekracza rzekę i to w dość głębokich miejscach. Kończy się las, trochę słońca i cieplej. W okolicach wysokich przyczółków dawnego mostu kolejowego nasze drogi krzyżują się. Chłopaki szybko przejeżdżają brzegiem pozdrawiając – fajny moment.

Praktycznie do jeziora Dzierzgoń rzeka ostro meandruje spowalniając płynięcie. Jeszcze tylko trzeba spuścić kajaki po pochylni (27) Paweł i Tomek śpiesząc się zapominają o rufowej cumce i nabierają pełne kajaki wody – oczywiście obśmiewamy ich ku uciesze kibiców.

Wkrótce docieramy do jeziora Dzierzgoń. Popołudniowe słońce w kapitalny sposób oświetla szuwary brzeżne i burzowy wał na północy.(28) Przecinamy jezioro,(29) przenosimy kajaki i pod dwoma mostkami(30) kierujemy się na jezioro Liwieniec – ostatnie na naszej drodze.

Przecinamy szybko jezioro podziwiając panoramę Prabut tym razem od zachodu. Przy wypływie rzeki z jeziora dość dobre miejsce na biwak ale że jeszcze jasno postanawiamy płynąc do pierwszego lub drugiego młyniska.

Zmierz powoduje, że zaczyna nam się spieszyć a pospiech jak wiadomo…. Jeden nieuważny ruch Piotrka przy pokonywaniu rur z przewodami wysokiego napięcia i kabinka. 15 minut trwa wylewanie wody i porządkowanie rzeczy.

Szybko choć już o zmroku dopływamy do młyniska.(31,32,33) Biwak luksusowy choć deszczyk siąpi cały czas.

Kładziemy się o 22.00 z zamiarem wstania o 5,45. Dzisiejszy urobek – 25 km pozwala myśleć o skończeniu rzeki jeżeli nie będzie zbyt uciążliwa i popłyniemy po 10 godzin.

Zasypiamy w bojowym nastroju.

Rano z bojowego ducha został tylko …ój. (34,35)Wstajemy przed 7.00 pada deszcz i jest zimno. Ciężko się zebrać i założyć mokre pianki. Na skończenie rzeki nie ma raczej szans tym bardziej że Piotrek narzeka na rękę. Cs mu tam w przedramieniu skrzypi – pewnie nadwerężone ścięgna.

Płyniemy spokojnie. Pierwsze kilometry to kolejne młynisko,(36) później przeniosła(37) i rzeka zdecydowanie przyspiesza, fajny szybki ale nietrudny fragment. Przeszkody jak poukładane,(38) trochę niemiło się robi gdy trzeba walczyć z pokonaniem bala gdy kajak opiera się o padłego dzika (to już czwarty) ale Paweł rozwala wszystkich propozycją wycięcia szynki na wieczór.

Na moment rzeka wypływa na śródleśne łąki, zatrzymujemy się przy bobrowej zaporze.

Po 10 minutach w drogę. Pierwsze dwa kilometry płynie się idealnie. Koryto proste przeszkody mijamy w biegu. Przy rozpoczęciu kolejnego odcinka leśnego czekamy na chłopaków.

Niestety następne parę kilometrów pozbawia nas absolutnie złudzeń. Ilość przeszkód wymagających wysiadania z kajaka jest powalająca. Na niektórych odcinkach po prostu wyciągam kajak i idę brzegiem scieżką wydeptana przez zwierzęta.(39) Z jedynaczką to optymalne rozwiązanie ale chłopaki z dwójkami nie dają rady.(40) Na 350 metrach które przeszedłem brzegiem naliczyłem 8 przeszkód wymagających przepychania kajaka lub wyciągania go na brzeg.(41) Na tym odcinku to na pewno najbardziej uciążliwa rzeka jaka płynęliśmy.(42,43,44)

Mijamy piękny kratownicowy most kolejowy i robimy przystanek przy zawalonym mostku na drodze leśnej.(45) Balantines w takich warunkach rozgrzewa tylko na moment.(46)

CDN.

  • Like 6
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

CDN Liwa

Płyniemy dalej(47,48,49) by po dwóch godzinach osiągnąć młyn w Szadowie.(50) Zalew młyński jest brudny i nieprzyjemny a następną niespodzianką jest brak możliwości przeniesienia kajaków.

Jak się okazuje w zabudowaniach dawnego młyna ma siedzibę Uniwersytet Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Niestety cały teren grodzi dostęp do rzeki na przestrzeni przynajmniej kilkuset metrów. Posesja jest zamknięta a na terenie nie ma nikogo.

Po kilkudziesięciu minutach obmyślamy dość karkołomny sposób przerzucenia kajaków poniżej młyna: transport droga na wózku około 200 metrów i spuszczenie ich po odciążeniu z wysokiej skarpy bezpośrednio do rzeki. Ustalamy że starczy nam lin jak powiążemy wszystko co mamy. Robi się popołudnie, zaczyna kropić. Obliczamy, że na przerzucenie kajaków ze sprzętem potrzeba około dwóch godzin.

Nikomu się za bardzo nie chce. Zmęczenie i wizja iż i tak nie przepłyniemy rzeki w całości bierze górę. O tego dokłada się boląca ręka Piotrka.

Krótka narada zerknięcie na mapę czy następnego dnia byłaby możliwość zdjęcia kajaków z wody w miarę szybko w miejscu w które mógłby podjechać transport.

Decyzja – kończymy. Teraz dopiero czujemy zmęczenie – musze się przespać godzinkę. Tomek skacze do odległego o 2 km sklepu. Uschnięty świerczek umożliwia przygotowanie fajnego ognicha. Cóż kiedy wieczorem leje tak że nawet pod wiata jesteśmy mokrzy.(51)Zjadamy kiełbasy i idziemy spać.

Wrócimy to niedługo.

Było super choć porażka. Porażka dlatego bo lubimy pływać całe rzeki.

Liwa przy tej wodzie (powiedziałbym że średniej) okazała się rzeką raczej technicznie nietrudną za to nadzwyczaj uciążliwą. Pokonywanie przeszkód zajmowało 4-5 razy więcej czasu niż efektywne o płynięcie. Popełniliśmy niestety pewne błędy w przygotowaniach, które później się zemściły. Podstawowy to wybór dwójek dla pojedynczych osób co zaowocowało zmiejszeniem manewrowości. Większa waga (dwójka jest dwa razy cięższa) spowodowała dodatkowe trudności przy przenoszeniu i przeciąganiu - konieczność dwóch osób. Zabrane zostało zbyt dużo zbędnych rzeczy – bo dużo miejsca w kajakach itd.

Wracamy już niebawem a mniejszym zespole i na lekko.

Uważajcie na rzekach bo oto co kajaki robią z ludzi.(52)

Pozdro

  • Like 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

fajnie pokazuje widok tego co dziej sie z kajkiem na górskiej rzece po wywrotce - ten kto widzał wie o co chodzi.;):)

Pozdro

HALOHALO MITKU

Po wywrotce się robi eskimoske:D

I nawet da się to zrobić na dwójce.

Fakt potrzeba zgranej osady .

No i na załadowanym kajaku pewnie się nie da.

Bez fartucha też raczej nie.

Choć widziałem gości którzy trzaskali eskimoske bez fartucha.

Fakt , że na jedynce.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


Booking.com


www.trentino.pl skionline.tv
partnerzy
ispo.com WorldSkiTest Stowarzyszenie Instruktorów i Trenerów Narciarstwa PZN Wypożyczalnie i Centra testowe WinterGroup Steinacher und Maier Public Relation
Copyright © 1997-2021
×
×
  • Dodaj nową pozycję...