skionline.plstacje wiadomości Wyślij link znajomemu Wydrukuj Dodaj komentarz

Przejechałem najdłuższy gigant świata!

2015.03.02
Przejechałem najdłuższy gigant świata!
Kliknij, aby powiększyć.
Przejechałem najdłuższy gigant świata!
Pisaliśmy kilka dni temu o naszych przygotowaniach do startu w zupełnie wyjątkowej imprezie - zawodach w Nassfeld, gdzie od sześciu sezonów rozgrywany jest gigant wpisany do Księgi Rekordów Guinessa. Liczący 25,6 km zazwyczaj odbywa się on w styczniu, ale w tym roku, ze względu na bardzo obfite opady śniegu, przeniesiony został na koniec lutego. Zapraszamy na relację z zawodów.
Impreza w Nassfeld organizowana jest od sześciu lat - jest to wystarczający czas, by wyrobiła sobie dobrą markę wśród narciarzy. A że lubię wyzwania, już jesienią zdecydowałem się wystąpić w tej dość wymagającej imprezie. O samej idei i głównych "parametrach" pisaliśmy na skionline.pl niedawno. W tym miejscu wspomnę może, że tegoroczna edycja była wyjątkowa z dwóch względów. Po pierwsze - odbywała się w innym niż zazwyczaj terminie, więc warunki na trasach były odmienne niż zwykle. Po drugie - Armin Assinger, pomysłodawca i organizator rekordowego giganta, a także triumfator z ostatniego sezonu, tydzień temu miał wypadek na stoku i na imprezie stawił się… o kulach. Nie było więc głównego faworyta i wielu zawodników zaczęło na poważnie myśleć o zwycięstwie.

Dzień rozpoczynamy wcześnie - lekkie śniadanie o 6.30, a pół godziny później jedziemy już do Nassfeld z Radnig, koło Hermagor, gdzie mamy swoją "bazę" - sezon w Alpach trwa w najlepsze i nie było mowy, by zdobyć nocleg w samej stacji narciarskiej. Ma to jednak tę zaletę, że nasz hotel (Radnighof) stojący w małej, tradycyjnej karynckiej wiosce daje znakomite możliwości odpoczynku, a w Nassfeld (parking Trögl Skiplatz) jesteśmy w niecałe pól godziny. Startuje stąd w górę krzesło Gartnerkofel - przy jego górnej stacji znajduje się start wyścigu.

Trasa zawodów
Trasa zawodów

Jest rześki poranek - w nocy mróz na tej wysokości wynosił około 8 stopni poniżej zera, trasa już na pierwszy rzut oka wygląda na twardą i bardzo szybką. Z każdą minutą na górze przybywa zawodników - w sumie wystartowało ich około 600. Przy dźwiękach energetycznej muzyki pora na szybką rozgrzewkę, potem sprawdzenie sprzętu. Dopinam mocno klamry butów, by dobrze "trzymały" i razem z innymi zawodnikami ustawiam się w pobliżu linii startu. Przeważają oczywiście Austriacy, ale nie brakuje także Słoweńców, Chorwatów, Rosjan, Niemców, Włochów i Holendrów.

"Schlag das Ass" (tak brzmi oryginalna nazwa zawodów) nie jest typowym gigantem, zawodnicy startują w grupach, na trasie ścigają się ramię w ramię. Czasami przybiera formę skicrossu, a odległości pomiędzy kolejnymi bramkami bardziej przypominają te z supergiganta. Czas przejazdu, zajęte miejsce - to wszystko ma dla wielu zawodników bardzo duże znaczenie, przede wszystkim dla Austriaków, dla których narciarstwo alpejskie to sport narodowy. Wśród zawodników nie brakuje też dawnych alpejczyków - w tym roku największą gwiazdą był Bojan Križaj, wicemistrz świata w slalomie z 1982 roku.

Przejechałem najdłuższy gigant świata!
Przejechałem najdłuższy gigant świata!

Uczestnicy giganta startują w około 20-osobowych grupach, w 2-minutowych odstępach. Na początek startuje grupa "przyjaciół Assingera" - przeważnie właśnie byłych zawodników. W następnych grupach startują zawodnicy według miejsc zajętych w ubiegłym roku. W każdej z grup znajduje się również pięć osób, które w "Nassfeld Trophy" nigdy wcześniej nie startowały. Ja zostałem przydzielony do piątej grupy (numer startowy 89), co jest o tyle dobre, że trasa na większości swojego przebiegu była jeszcze w dobrym stanie.

Dokładnie o 8.30 startuje pierwsza dwudziestka, nadając od pierwszej bramki ostre tempo. Bacznie obserwuję rywalizację oraz strategię jaką przyjmują zawodnicy. W końcu przychodzi moja kolej. Startujemy w kilkanaście osób ze wspólnej linii - trzeba najpierw przejechać na nartach ok. 50 metrów po płaskim stoku, po czym mija się pierwszą bramkę i rozpoczyna zjazd. Ruszam w dół. Trasa tak jak się spodziewałem, jest twarda, idealnie przygotowana. Pierwszy odcinek to swoisty test - bramki rozstawione są dość rzadko, tworząc na wielu odcinkach coś pośredniego pomiędzy gigantem, a supergigantem. Generalnie prawie cały czas można jechać na "jajo". Krawędzie trzymają pewnie, jest szybko, bardzo szybko.

Przejechałem najdłuższy gigant świata!
Przejechałem najdłuższy gigant świata!

Dość specyficznym elementem giganta w Nassfeld jest korzystanie w trakcie wyścigu z krzeseł, a także orczyka i gondoli. Wielu ścigających się nie chce w tym miejscu tracić cennego czasu, jadąc na dużych prędkościach do samych bramek. Mimo wielkich ambicji, rzadko kiedy dochodzi do "przepychanek" - oprócz wyniku liczy się przecież także dobra zabawa. Docieram do pierwszego krzesła - Garnitzen "La Perla". Jest akurat dość pusto - w dwójkę jedziemy 6-oosobową kanapą. Jest czas na zamienienie kilku słów. To kolejna oryginalna rzecz, którą rzadko spotyka się na zawodach - na krześle panuje życzliwa, przyjacielska atmosfera, na trasie - wszechobecny duch rywalizacji. Jadąc do góry sprawdzam mój telefon, który rejestruje czas, prędkość i trasę przejazdu. Miałem rację, już na pierwszym odcinku rozpędziłem się do prawie 90 km na godzinę.

Kolejny kilometrowy zjazd w dół rozgrzewa mięśnie - na tym odcinku mam przed sobą praktycznie pustą trasę, wykorzystuję to, by nabrać prędkości. Kolejne krzesło - Garnitzen "La Prima" z powrotem wyprowadza w pobliże startu - pod Garnterkofel. Teraz jeszcze krótki zjazd do kolejnego krzesła (jedna bramka), pamiątkowe zdjęcie i znowu w tym samym towarzystwie w kilka minut osiągamy najwyższy punkt całego wyścigu. Teraz rozpoczyna się jeden z najdłuższych i najbardziej wymagających zjazdów w trakcie "Nassfeld Trophy".

Przejechałem najdłuższy gigant świata!
Przejechałem najdłuższy gigant świata!

Jadę trasą FIS, na której rozgrywane są zawody Pucharu Europy. Ponad 3,5 km zjazdu, przewyższenie sięgające 600 metrów, do tego dwa efektowne trawersy i ścianka przed wypłaszczeniem. Wszystko to powoduje, że mięśnie rozgrzewają się już "do czerwoności". Na szczęście to jeszcze "początek" wyścigu, więc kondycja dopisuje. Na kilku stromszych odcinkach bramki postawione są dość gęsto, by nieco "ostudzić" zapał "ścigaczy". Mimo to w kilku miejscach niektórzy zawodnicy mają problemy z utrzymaniem się na nartach.

Przy Trögl Skiplatz, do którego zjeżdżam, pojawiają się pierwsi kibice. Na czas zawodów trasa wyścigu jest dokładnie ogrodzona, a przy wyciągach absolutne pierwszeństwo mają zawodnicy - pozostali narciarze wpuszczani są pojedynczo w czasie, gdy przy bramkach nie ma uczestników wyścigu. Nad płynnością ruchu czuwają porządkowi, a na trasie rozstawieni są liczni sędziowie, kontrolujący prawidłowość przejazdu - ominięcie bramki, przejazd "skrótem" skończy się dyskwalifikacją. Wszystko jest znakomicie zorganizowane - z jednej strony impreza odbywa się bardzo sprawnie, z drugiej - w tym czasie ośrodek normalnie funkcjonuje. Oczywiście na kilku trasach ruch jest mocno ograniczony.

Przejechałem najdłuższy gigant świata!
Przejechałem najdłuższy gigant świata!

Wyjazd krzesłem na Tressdorfer Höhe daje możliwość krótkiego odpoczynku, jednak zaraz za nim czeka spory wysiłek - trzeba podbiec na nartach kilkadziesiąt metrów w kierunku górnej stacji krzesła Sonnleitn, by dopiero stamtąd rozpocząć kolejny zjazd. Ten krótki odcinek daje mocniej "w kość" niż strome fragmenty trasy. Widać po zawodnikach, że na pierwszych metrach zjazdu jadą wyprostowani dając jeszcze odpocząć nogom. Potem jest już "ogień". Długi, prawie 3-kilometrowy zjazd trasą Kammabfahrt pozawala nabrać prędkości, zwłaszcza, że bramki znowu ustawione jak w supergigancie. Pod koniec, gdy przed oczami wyłania się kolejna kanapa, mięśnie zaczynają naprawdę mocno "grzać". Jakby celowo nosi nazwę "Warm Up", co w tej sytuacji wydaje się nazwą absolutnie adekwatną. W kilka minut wyjeżdżam na KofelCenter - główny węzeł wyciągów i tras w Nassfeld.

Następny zjazd rozpoczyna się ostrą ścianką, po której następuje na zmianę kilka stromizn rozdzielonych łagodnymi spadami. Jest to pierwszy odcinek, na którym za załamaniami stoku nie da się zobaczyć dalszego przebiegu trasy. Dla wielu nie stanowi to problemu - jest ryzyko, jest zabawa… Na szczęście przede mną trasą jechało już kilkudziesięciu zawodników - jej przebieg jest wyraźny, chociaż miejscami przy bramkach wychodzi na wierzch zbity śnieg - no może nie lód, ale na pewno twardy "beton".

Przejechałem najdłuższy gigant świata!
Przejechałem najdłuższy gigant świata!

Kolejny wyciąg - tym razem dwuosobowy orczyk. Na "kołowrotku" wejściowym dojeżdżam do dwóch Austriaków, z których jeden nieco dłużej zamarudził. Rozdzielam ich, ale przecież liczy się każda sekunda. Wolniejszy z nich łapie się jeszcze "na trzeciego" na nasz orczyk. Cóż i takie sytuacje się zdarzają. W ubiegłym roku sześcioosobowym krzesłem próbowało pojechać siedmiu narciarzy, obsługa jednak zawróciła pasażera na gapę. Tym razem w trójkę wyjeżdżamy na samą Rudnigsattel.

Przedostatni zjazd to długa, kombinowana trasa, początkowo dość łagodna i bardzo szeroka. W dalszej części przejeżdżam kilka progów, przejazd pod mostkiem, kolejna ścianka i wjazd na krótki "niebieski" odcinek. Po chwili wyjeżdżam na odcinek pięknej, czarnej trasy Trogkofelabfahrt. Tutaj prędkość dochodzi do 100 km/h, udaje mi się w miarę dobrym stylu dotrzeć do dolnej stacji kolei Zweikofelbahn. Obsługa reguluje ilość osób w gondolach, by u góry zbyt wielu zawodników nie znalazło się na raz na trasie. Trudno muszę poczekać kilkanaście sekund na następna gondolę.

Razem z Bojanem Kliżajem
Razem z Bojanem Kliżajem

Ostatni wjazd do góry. Rozmawiam z innymi zawodnikami - jesteśmy naprawdę mocno zmęczeni. A przed nami przecież "piekielne" zwieńczenie zawodów. Zaczynamy bowiem zjazd trasą Carnia. Długa na 7,5 km ma aż 1200 metrów różnicy wysokości. Początek - to bardzo stromy stok, miejscami lekko zlodzony z kilkoma ciasnymi zakrętami. Za charakterystycznym kolanem robi się mniej stromo - pomiędzy rzadkimi bramkami dojeżdża się do długiego trawersu - nie ma rady, trzeba przyjąć pozycję zjazdową i przez kilka minut dać popracować udom. Stok staje się ponownie stromszy. Kilka bul i wypłaszczeń doprowadzają mnie do pośredniej stacji gondoli Millenium Ekspress, za którą zaczyna się finałowy zjazd.

Przejechałem najdłuższy gigant świata!
Przejechałem najdłuższy gigant świata!

Dwie bardzo strome ścianki wyczerpują, w dole widać jednak już metę. Trudno uwierzyć, ale kilku zawodników nie ma siły jechać już dalej i musi odpocząć pół kilometra przed końcem… Jeszcze tylko dwa zakręty i ostatnia prosta, na której prędkość ponownie dochodzi do 100 km/h. Meta! Udało się przejechać z dobrym czasem 55 minut i 5 sekund. To w końcu tylko 5 minut więcej od słynnego Bojana Križaja. Zwycięzca - Josef Durnik - przyjechał na metę z czasem 46:43,2. Nie udało się wygrać, ani też zgarnąć nagrody głównej - BMW X1, ale wszedłem na "pudło" jako najlepszy zawodnik z Polski (w ogólnej klasyfikacji - miejsce 297).

Załapałem się też na pudło
Załapałem się też na pudło

Na mecie, w pełnym, prawie już wiosennym słońcu jest czas na rozmowę z innymi uczestnikami wyścigu. Panuje atmosfera pikniku "Pasta party" z muzyką w tle. Kolejni zawodnicy będą zjeżdżać na metę jeszcze przez godzinę. Pora na krótkie podsumowanie. Impreza, zorganizowana z rozmachem, ale bez zbędnego zadęcia, na pewno daje możliwość sprawdzenia się dobrym narciarzom. Jest wymagająca technicznie i kondycyjnie, ale wiele osób w niej startujących nie podchodzi do tematu z ambicjami sportowymi. Jest to po prostu kawał dobrej narciarskiej "roboty" dającej satysfakcję z udziału w rekordowo długim gigancie. Zachęcam do startu w zawodach, nie tylko ze względu na atrakcyjną i wymagającą trasę, ale także na niezapomniany klimat.

Dziękuję za cierpliwość doczytania do końca tej dość długiej relacji. Ale przecież - najdłuższy gigant świata wart jest poświęcenia mu nieco większej ilości słów…


Więcej informacji o zawodach na stronie www.schlagdasass.at
Strona internetowa ośrodka narciarskiego Nassfeld www.nassfeld.at
jc/skionline.pl

skionline.pl
Tagi: #austria #nassfeld #karyntia #zawody #slalom gigant #warunki narciarskie

powrót

Aktualne wiadomości w twojej poczcie!
Jeżeli chcesz otrzymywać cotygodniowy,
bezpłatny narciarski serwis informacyjny skionline.pl
dopisz się do naszego newslettera.


Booking.com