Narty - skionline.pl
Skocz do zawartości

Austria. Kwietniowy Vorarlberg


Aldok63

Rekomendowane odpowiedzi

852. - takie zająłem miejsce w wyścigu. Ale przykro mi nie jest, bo

okoliczności były zbyt przyjemne...

Zresztą Marc Girardelli, legendarny alpejczyk, był dopiero piąty. A w sporcie i tak liczą się tylko zwycięzcy, prawda?

Łukasz Grzymisławski

wyborcza pl.

***

Była pierwsza połowa stycznia, kiedy w narciarskich kurortach jest trochę luzu: po świętach, a przed szkolnymi feriami. W Austrii też, a dokładnie w najmniejszym jej landzie (zmieściłyby się w nim raptem cztery Warszawy) wtulonym między Szwajcarię i Jezioro Bodeńskie. Aż dwie trzecie jego powierzchni leży powyżej tysiąca m n.p.m. Jeszcze 90 lat temu był to jeden z najbiedniejszych zakątków Europy - gdy w referendum mieszkańcy opowiedzieli się za zamianą Vorarlbergu w szwajcarski kanton, Helweci ich nie chcieli. W latach 30. XX w. już mogli tego żałować, bo narty - a w gęstym od trzytysięczników Vorarlbergu znają się na nich jak nigdzie indziej (tu produkuje się sprzęt marki Head, wyciągi Doppelmayr, a gdy zakładano Ski Club Arlberg, Wyspiański właśnie publikował "Wesele") - zaczęły robić furorę jako ulubiona zimowa rozrywka zamożnych mieszczuchów. Romantyczna era narciarstwa, czyli kilkudniowych wycieczek na fokach zaczęła tu zmierzać ku końcowi już w 1937 r., kiedy w Lech postawiono pierwszy w Austrii wyciąg.

***

Do najsłynniejszych stacji należy Lech-Zürs. Vaclav Havel, Vladimir Putin, Niki Lauda, holenderska królowa - wszyscy są na liście gości. Swego czasu bywał tu i Hemingway (wytrwali odnajdą w pobliskim Montafon stolik, przy którym grywał w pokera). Ja jednak nie pojechałem na karty, ale by wziąć udział w Der Weisse Ring. Ten rozgrywany w styczniu masowy wyścig narciarski (w tym roku odbył się po raz piąty, ja uczestniczyłem w czwartym) to spadkobierca zawodów rozgrywanych w okolicy jeszcze przed wojną; dopóki nie wymyślono cyklu Pucharu Świata, jeździli w nim najlepsi. Ma demokratyczną formułę open, zapisy przyjmowane są przez internet (www.derweissering.at , wpisowe kilkadziesiąt euro), miejsc jest około tysiąca. A i tak trzeba się spieszyć, bo chętnych do pokonania 22-kilometrowej trasy jest wielu. Podszedłem do wyścigu rekreacyjnie - chciałem dojechać do mety w tempie turystycznym, podziwiając po drodze pejzaże. Błąd! Przecież zawody to rywalizacja, której trudno nie ulec. W każdym razie ja uległem. „Espirito deportivo” - mawiają Hiszpanie. No dobrze, ale jak sprawiedliwie zmierzyć czas tysiąca narciarzy zjazdowych? Otóż każdy dostaje numer startowy z chipem, którego sygnał wychwytują bramki kolejnych etapów. Sędzia puszcza grupami po dwudziestu. Start na szczycie Ruefikopf (2362 m, wynosi nań kolej linowa z centrum Lech) odbywa się jednak w stylu klasycznym, a nie alpejskim, bo przed właściwym zjazdem trzeba podbiec kilkadziesiąt metrów pod górę. Jest walka kijek w kijek (już wiem, jak musi się czuć startująca w sprincie na zupełnie innych nartach Justyna Kowalczyk).

Mój peleton szybko został rozerwany, jeszcze na oczach startowej publiczności. Wprawdzie nie przeze mnie, ale łudziłem się, że odrobię straty, np. w twardszym śniegu na zacienionym stoku. Teoretycznie można sobie pozwolić na takie taktyczne spekulacje, bo prowadząca zboczami wokół doliny trasa jest jak huśtawka - w dół do wyciągu, w górę, znowu w dół itd. W sumie trzeba pokonać 5,5 tys. m różnicy wzniesień! To ponoć najdłuższa karuzela narciarska na świecie (choć Sella Ronda w Dolomitach chyba jej nie ustępuje). Ostatecznie, po samotnej walce z lodem na trasie, wjechałem na metę w Lech przy wspaniałomyślnym aplauzie rozbawionej wczesnopopołudniowymi aperitifami publiczności. Komisyjnie zdałem numer, potem grzecznie czekałem z resztą wielojęzycznej ekipy w nadziei, że byłem nie całkiem ostatni (okazało się, że za mną znalazło się ponad stu różnych maruderów, emerytów i dzieci). Wszyscy bardzo sportowo się bratali między zieloną tablicą wyników a dystrybutorem z grzanym winem

A potem, w ramach pocieszenia, sprawdziłem, co oferuje Skipass Arlberg (208 euro za 6 dni). Obejmuje on pięć miejscowości: Lech, Zürs, Stuben, St. Anton i St. Christoph. Doliny wokół przełęczy Arlberg są podzielone między kilka tutejszych klanów. Ich nazwiska czasem brzmią znajomo - jak Ortlieb (Patrick, mistrz olimpijski w zjeździe z Albertville, prowadzi tu dziś hotel; w wyścigu był siódmy) albo Strolz (duża sieć wypożyczalni sprzętu). Mimo 280 km ratrakowanych tras (w Lech-Zürs tylko jedna czarna, ale za to poprowadzona tak dogodnie, że bito na niej kiedyś rekord szybkości) okolica kusi amatorów freeride'u. Bo nigdzie indziej w Austrii jeżdżenie off-piste nie jest tak łatwe - 85 wyciągów kursuje między 1300 a 2800 m n.p.m. Po każdym obfitym opadzie wszystkie stoki, nie tylko oznaczone trasy, pokrywają się szybko gęstą siatką śladów nart (którym zwykle robi się zdjęcia do turystycznych folderów). Popularne jest wypożyczanie plecaków z otwieranymi jak spadochron i automatycznie pompowanymi skrzydłami utrzymującymi na powierzchni lawiny pechowca, który by ją podciął. To również jedyne miejsce w Vorarlbergu, w którym można uprawiać heliskiing, czyli narciarstwo z udziałem śmigłowców. Latają one w stronę pozbawionych wyciągów szczytów, ale zjazd z nich jest możliwy tylko z przewodnikiem (ok. 950 euro za siedem osób). Te niestandardowe atrakcje przyciągają wielu młodych ludzi, choć kurort ma charakter raczej wykwintny. W rozsianych po stokach barach zamiast nużącej muzyki pseudoludowej słychać brzmienia klubowe. Architektura to dużo drewna i rygory tradycyjnej estetyki - buduje się rozłożyście i nie za wysoko, aby nie zakłócić harmonii pejzażu, i nie za gęsto, by można było wszędzie dojechać na nartach. Oberlech (hotelowe miasteczko ponad Lech) jest w ogóle zamknięte dla samochodów, gości podwozi całodobowa gondola, a ich bagaże rozprowadza system tuneli. Sklepy, a właściwie wyposażone wielkomiejsko butiki, w Lech oferują kolekcje zaprojektowane specjalnie dla tego miejsca (wieczorami na ulicach łatwiej zobaczyć kratkę burberry niż goretexy).

***

Dlaczego warto tu przyjechać także w kwietniu? Bo jest prawie 10 stopni i ponad dwa metry śniegu. Do tego właśnie teraz w Lech i Zürs "łączy się firn z winem" - restauratorzy kuszą wiosennych narciarzy specjalnym menu i kartami win. I jest taniej - do 16 kwietnia sześciodniowy skipass kosztuje 182, a jeszcze później - do 25 kwietnia - 146 euro.

www.lech-zuers.at

  • Like 5
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

www.trentino.pl skionline.tv
partnerzy
ispo.com WorldSkiTest Stowarzyszenie Instruktorów i Trenerów Narciarstwa PZN Wypożyczalnie i Centra testowe WinterGroup Steinacher und Maier Public Relation
Copyright © 1997-2021
×
×
  • Dodaj nową pozycję...