Powrót na stok wcześniej niż się spodziewałam
Rok temu po kilkuletniej przerwie wróciłam do nart. Nie sądziłam, że tak mnie to wciągnie. Sezon zakończyłam dopiero pod koniec kwietnia, zresztą też w Maso Corto i wtedy wydawało mi się, że następny śnieg zobaczę dopiero zimą. Tymczasem w październiku 2025 znów byłam na stoku. Lodowiec, słońce, mróz i to uczucie, że znowu wszystko działa tak, jak powinno. I znowu się chce jeździć, chociaż po pierwszym dniu przypomina mi się zawsze dowcip o najwygodniejszych butach na świecie, czyli tych, które wkładasz zaraz po narciarskich...
Od 11 do 14 października pogoda była idealna: błękitne niebo, lekki mróz o poranku i twardy śnieg, który po południu zamieniał się w miękką, przyjemną taflę. Pierwsze zjazdy smakowały jak powrót do rutyny, za którą zdążyłam się stęsknić. Maso Corto ma to do siebie, że nawet po kilku miesiącach przerwy, od razu czujesz się tu pewnie.

Alpin Arena Senales, czyli zima, która zaczyna się wcześniej
Ośrodek Alpin Arena Senales leży na końcu doliny Val Senales, w Południowym Tyrolu. Nie jest wielki, ale dzięki lodowcowi Hochjoch sezon trwa tu przez większą część roku. W październiku jeszcze nie wszystkie trasy są czynne (podczas naszej wizyty działało prawie 2 kilometry tras), ale już można pojeździć. Zjeżdża się z wysokości ponad 3200 metrów, a z górnej stacji gondoli widać imponujące szczyty Alp.
To też miejsce, gdzie jesienią trenują reprezentacje narodowe: Austriacy, Niemcy, Włosi czy Amerykanie. Przed inauguracją Pucharu Świata w Sölden można ich tu spotkać na każdym zakręcie. Obserwowanie ich zjazdów to ciekawe doświadczenie: sto metrów niżej amatorzy, a obok zawodnicy, którzy kilka dni później staną na starcie pierwszego slalomu sezonu. I uwierzcie, można patrzeć nie tylko na styl jazdy.
Trasy w Alpin Arena Senales są zróżnicowane: szerokie, dobrze przygotowane, z długimi fragmentami, na których można naprawdę poczuć prędkość. To idealne miejsce na początek sezonu: spokojne, bez tłumów, z idealnym śniegiem i słońcem, które świeci długo, bo stoki są od południowej strony. Na rozgrzewkę idealne, ale jak ktoś chce przycisnąć, to też znajdzie miejsce.
Skipass obejmuje cały obszar Alpin Arena Senales: lodowiec Hochjoch, czynne trasy w rejonie Maso Corto oraz wjazd i zjazd gondolą. W przedsionku zimy działa pre-season: kasy sprzedają także bilety 1-dniowe i wielodniowe, są też warianty rodzinne oraz zniżki dla dzieci i seniorów, oraz 8-procentowa ulga dla skipassów kupionych przez Internet.

Hotel, w którym wszyscy się znają
Otwierając sezon narciarski, zatrzymałam się w Aparthotelu Maso Corto, który stoi dosłownie kilka kroków od dolnej stacji gondoli. To rodzinny obiekt, prowadzony przez ludzi, którzy znają niemal każdego gościa po imieniu. Kiedy przyjeżdżasz, nie musisz tłumaczyć, że byłaś tu rok temu, bo oni pamiętają. Właściciel pyta, jak minął ostatni sezon, syn doradza, które trasy są dziś najlepiej przygotowane, a córka potrafi swoimi zajęciami z jogi i mis tybetanskich wprowadzić spokój w nawet niepokornej duszy.
Rano w restauracji pachnie kawą i świeżym chlebem. Po południu można zejść kolację. Kuchnia to mieszanka włoskich i austriackich smaków. Pasty z domowym sosem pomidorowym, gulasz, domowe risotto i pizza, z której słynie miejsce. Wszystko proste, domowe, bez udawania. Wieczorami, gdy w jadalni zbierają się goście, czuć, że to nie jest anonimowy hotel, tylko miejsce, w którym ludzie naprawdę lubią się zatrzymać.
W hotelu działa też wypożyczalnia sprzętu narciarskiego, a w tym sezonie pojawiła się nowość: sauna z balią i profesjonalna siłownia. Po dniu na nartach można zregenerować mięśnie, posiedzieć w ciszy, odpocząć z widokiem na góry.

Maso Corto. Mała miejscowość na końcu drogi
Maso Corto to w zasadzie kilka hoteli, wypożyczalnia, szkoła narciarska, mały sklep i gondola. Więcej nie potrzeba. Wszystko, co ważne, jest na miejscu. Z hotelu wychodzi się w butach narciarskich, po pięciu minutach siedzisz już w wagoniku i jedziesz na górę.
To miejscowość na końcu drogi i to dosłownie. Dalej już tylko góry i śnieg. Dzięki temu panuje tu spokój, jakiego trudno szukać w dużych kurortach. Po południu, gdy zamykają wyciągi, życie przenosi się do małych barów. Ludzie stoją przy stolikach, rozmawiają, śmieją się, ktoś puszcza muzykę z telefonu. Pojawia się Aperol, lokalne piwo Forst, kawałek tiramisu.
Pomiędzy słońcem a śniegiem
Październik w Maso Corto to szczególny moment. W dolinie wciąż kwitną kwiaty, a na górze wszystko już białe. Rano startuje się z temperaturą poniżej zera, po południu wraca w słońcu i rozpiętej kurtce rozpiętej. Na osłoniętych tarasach można opalać się w strojach kąpielowych.
Pogoda podczas naszego otwarcia sezonu dopisała idealnie: ani jednego dnia bez słońca, ani jednej chmury. Na lodowcu można było jeździć do popołudnia, potem kawa na tarasie przy dolnej stacji i krótki spacer po dolinie.
Zawsze zaskakuje mnie, jak tu szybko zmienia się światło. W południe śnieg jest oślepiający, a po godzinie szesnastej dolina tonie w cieniu. Wtedy zaczyna się najlepszy moment dnia: cisza, zapach drewna z kominków i pierwsze dźwięki rozmów z barów.

Skipassy - kto kupuje wcześniej, ten zyskuje
W tym sezonie ceny skipassów w Alpin Arena Senales / Maso Corto ustalane są w zależności od terminu zakupu. Początkiem sezonu we wrześniu i październiku, skipass jednodniowy kosztuje obecnie od 40 euro dzieci do 68 euro, a karnet sześciodniowy około 338 euro. Dzieci i młodzież płacą mniej, a najmłodsi – z rodzicem kupującym bilet – symboliczne 5 euro (dzieci urodzone w 2016 r. i młodsze mogą korzystać ze Snowkids -Ticket i jeździć cały dzień za 5 euro, pod warunkiem, że co najmniej jeden z rodziców wykupi skipass równoważny). Dodatkowo przy zakupie skipassów online ośrodek Alpin Arena Senales / Maso Corto oferuje zniżkę 8 proc. w stosunku do cen w kasie, co sprawia, że wcześniejsza rezerwacja przez Internet jest najbardziej opłacalnym sposobem rozpoczęcia sezonu. Od 8. Listopada cena skipassu na 6-dni spada i wynosi 246 euro za osobę dorosłą.
Dla wielu narciarzy to właśnie powód, by przyjechać tu już jesienią. Od października do połowy grudnia są puste stoki, tańsze noclegi i spokój, który trudno znaleźć w sezonie. Właściciele hoteli przyznają, że w ostatnich latach wzrosła liczba gości z Polski, którzy traktują wyjazd do Maso Corto jako rozgrzewkę przed zimą. Często przyjeżdżają na cztery, pięć dni, by poćwiczyć technikę, dopasować sprzęt i przypomnieć mięśniom, jak się skręca po kilku miesiącach przerwy.
Agnieszka Kaszuba / skionline.pl