Znajdź zawartość
Wyświetlanie wyników dla tagów 'ötztal' .
-
Środek sezonu narciarskiego, w poprzednim tygodniu opad śniegu, w wyjazdowym – miało być słonecznie przez cały tydzień. Warunki idealne – trzeba było tylko poukładać sprawy zawodowe tak żeby nie przeszkadzały w wyjeździe, zapakować „Wóz Drzymały” i ruszyć przed siebie. Plan nakreślony wstępnie – tj. odwiedzenie doliny Pitztal z lodowcem i Ötztal z Sölden oraz Gurglami. W praktyce trzeba było ogarnąć drogę oraz namierzyć jakieś miejsca na nocki bo jak wiadomo zimą nie jest tak łatwo koczować na dziko, poza tym w Tyrolu tego nie lubią. Aplikacja Park4night podpowiedziała mi ongiś że pod Pitztaler Gletscher można oficjalnie nocować na parkingu przy krecie w Mittelberg, konkretnie na tym: 46.95892560597836, 10.871220574443774, gdzie jest oficjalna tabliczka o możliwości kempingowania. Dokulaliśmy się na miejsce w godzinach wieczornych w niedzielę, ustawiliśmy furę przy podobnych wozach i ruszyliśmy na zwiady. Zwiad był udany, od rodaka stacjonującego na miejscu dowiedzieliśmy się co i jak, że toalety działają przez całą noc, aczkolwiek bez światła i z oznakami całodziennego używania oraz że w sumie nikt się nie melduje (mimo tablicy informacyjnej że powinno się zgłosić przebywanie pojazdu powyżej 24h). DZIEŃ 1 – Pitztaler Gletscher i Rifflsee Bilety zakupione online, zachowawczo na 1 dzionek, odebrane w automatach biletowych rano. Mimo 50m do dolnej stacji pieszką, nie zdążyliśmy na pierwszy kurs Gletscherexpressa (no szok), ale na drugi już się załapaliśmy. Na górze Bajka przez duże B! Słoneczko, sztruksik, pustki na trasach – generalnie miód dla duszy styranej brakiem śniegu i dodatnimi temperaturami w środku zimy. Poniżej kilka zdjęć na potwierdzenie opisanych powyżej okoliczności – warunki wyśmienite! Dzionek mijał nieśpiesznie i zastanawialiśmy się czy ruszać jeszcze tego samego dnia na zwiedzanie sąsiedniego miniośrodka Rifflsee, który był na tym samym karnecie. Uznaliśmy że sprawdzimy temat, bo nie jesteśmy pewni czy zostawać na drugi dzień w tym samym miejscu. Terenowo łatwiej dostać się z Rifflsee na parking pod Gletscherexpressem, ale akurat nam się zachciało odwrotnie, więc trochę przekijkowaliśmy płaskimi odcinkami niby czerwonej trasy nr 1, która tak naprawdę była zimową ścieżką w dolinie. Rifflsee to dosyć ciekawy mały ośrodek, nastawiony głównie na rodziny i uczenie maluchów, aczkolwiek czerwone i czarne trasy (9-11) z Grubenkopf polecałabym dla zaawansowanych. Trafiliśmy na popołudniowe, nie najświeższe warunki, odsłonięte trasy były mocno wyślizgane, odczuwalnie brakowało tam śniegu naturalnego, na którejś z tych tras ślizg moich SL-ek mocno oberwał przy krawędzi (nawet nie wiem kiedy, co i jak, bo kamyki były ale nie w dramatycznych ilościach). Dzień zakończyliśmy zjeżdżając czerwoną 1-ką bez mała pod drzwi domu / kamperka. Wieczorem dyskusja co robimy jutro i decyzja że zostajemy na noc, a jutro rano przejeżdżamy do sąsiedniej doliny Ötztal żeby zacząć jazdy o 9:00 w polecanym przez różnych youtuberów, w tym @JC ośrodku Kühtai. DZIEŃ 2 – Kühtai Przejazd zajął nam chwilę – zjechaliśmy z ponad 1750m npm na 700, żeby wspiąć się na 2020m npm na parkingu pod wyciągami zjedliśmy śniadanko i lekko po 9-tej ruszyliśmy odebrać bilety z automatów, które nie chciały nam ich wydać, więc niestety straciliśmy dalszą chwilkę na kolejkę do kasy w celu odebrania skipassów. Rozpoczęliśmy zwiedzanie ośrodka od strony południowej, było trochę ludzi, ale kolejki do wyciągów raczej szły na bieżąco. Rozpędziliśmy się trochę za bardzo – myśleliśmy że ośrodek jest większy i dosyć szybko przejechaliśmy to co było dostępnego ze strony południowej i zjechaliśmy na drugą, zacienioną stronę doliny. Tam były głównie trasy czarne i jakaś jedna wielowariantowa czerwona. Czarne trasy dosyć wymagające, bo twarde / wyślizgane i kamyki również tutaj wychodziły na wierzch. Trochę nam się nie chciało walczyć, więc większość reszty dnia spędziliśmy na czerwonych wariantach przy Dreiseenbahn oraz Hohemutbahn. Ośrodek fajny na 1 dzień, ale przydałoby się więcej śniegu i odrobinę lepsze połączenia między niektórymi wyciągami (żeby nie trzeba odpinać nart kiedy drogi nie są białe 😊). Było też zdumiewająco ciepło jak na ponad 2000m npm, kamperek w tym czasie naładował na full baterie na słonecznym parkingu. Skończyliśmy jakoś tak po 15-tej bo już nam się nudziło, a trasy mocno się zdegradowały. Po nartach zjazd do doliny, zakupy, tankowanko i obczajanie na który kemping uderzyć żeby na następny dzień atakować Sölden. W dolinie Ötztal są aż 4 kempingi, w tym jeden w samym Sölden – niestety oblegany i bardzo drogi. Zadzwoniliśmy pro forma ale mieli miejsce tylko na 1 noc za 90 euro, więc postanowiliśmy uderzyć do drugiego w kolejności „Natur Camping Kuprian Ötztal” gdzie były wolne parcele w cenach akceptowalnych. Pod wyciągami na parkingach nie wolno nocować (poza parkingami wielopoziomowymi, na których kamper się nie zmieści), wszędzie są wywieszone zakazy, społeczność karawaningowa opisuje też że zdarzają się kontrole parkingów i mandaty. Woleliśmy tego nie sprawdzać, ponadto po 2 nockach w Pitztalu i jednej w drodze nasz kamperek domagał się serwisu wszystkich zbiorników więc kemping był nam potrzebny. Dojechaliśmy późnym popołudniem, na miejscu bardzo miła obsługa, kemping – profeska: strefa sanitarna na poziomie minimum czterogwiazdkowego hotelu, na miejscu oczywiście jest cieplutka narciarnia, sauna (za dodatkową opłatą), restauracja i możliwość zamówienia pieczywa na rano do odbioru w recepcji (super opcja). Jedyne czego tu brakowało to słonka, bo kemping był w otoczeniu wysokich gór i w porze zimowej nie docierały tu na zbyt długo promienie słoneczne, w związku z tym musieliśmy się podłączyć do słupka z prądem, ale koszt był minimalny (wyszło chyba 3,5 euro za 3 noce). Ogólnie mogę polecić. Jedyny minus to przystanek skibusa w odległości aż ok. 10 minut piechotą DZIEŃ 3 – Sölden Rano koło 8:00 stawiliśmy się na przystanku – okazało się że pierwszy skibus przyjechał już full wyładowany ludźmi, ale zaraz za nim jechał następny. Dojazd do Gaislachkogl zajął ok. 15 minut, odebraliśmy skipassy – tym razem 3-dniowe i ruszyliśmy do góry. To tam niestety na drugiej gondoli powisieliśmy chyba z 15 minut (na szczęście na siedząco) i dopiero po 9-tej rozpoczęliśmy eksplorację ośrodka. Wjechaliśmy w pierwszej kolejności na Gaislachkogl (3058m npm) – tam gdzie muzeum Bonda, ale odpuściliśmy zwiedzanie. Zjechaliśmy czerwoną 1-ką – fajna tylko zakamieniona (tak, w Sölden na 3tyś m kamienie!), sprawdziliśmy inne kanapy i trasy w tej części ośrodka i przemieściliśmy się na Gletscher Area – chwilę to trwało, na miejscu krótka przerwa, pojeżdżone, zwiedzony punkt widokowy na Tiefenbachkogl i powrót przez Giggijoch, gdzie zostaliśmy do końca dnia. To był naprawdę solidny dzionek, pojeżdżone 51km tras wg Skiline. DZIEŃ 4 – Hoch- i Obergurgle Rano kolejnego dnia postanowiliśmy dotrzeć skibusem do Gurgli. W tym celu uznaliśmy że łapiemy busa przed 8:00, mimo że wyciągi otwierają o 9:00 – obawialiśmy się że następny będzie full obłożony, a do Gurgli autobusy kursowały co pół godziny. Zaczęliśmy dzionek od Hochgurgli – warunki świetne, sztruksik i pierwsze zjazdy z ograniczoną ilością ludzi. Potem zrobiło się trochę ciaśniej, zwłaszcza w rejonie nowej gondoli Kirchenkarbahn i tamtejszych niebiesko-czerwonych tras. Czerwone miejscami już się wyślizgały, na trasie pucharu świata sama się rozjechałam w żabę, a jakiegoś nieszczęśnika ściągał helikopter…. Biorąc pod uwagę powyższe okoliczności przerzuciliśmy się Top-Expressem do Obergurgl. Tamtejsze trasy jeszcze bardziej wyślizgane, mało chyba śniegu im spadło i bazowali głównie na sztucznym. Ludzi też dosyć sporo, ale sprawdziliśmy wszystko łącznie z jakimś króciutkim krzesłem przy Familyparku. Niestety nie wiem ile przejechaliśmy, bo Skiline nie odnotowała wizyty w Gurglach (mimo że jest na tym samym karnecie co Sölden). Wróciliśmy świętować prywatną uroczystość w restauracji na kempingu (jedzenie bardzo dobre, potrawy ładnie podane, ceny dosyć wysokie). DZIEŃ 5 – Sölden Na kolejny dzionek wybraliśmy ponownie Sölden – tym razem kręcąc się od Giggijocha w stronę lodowca. Trasy z rana jak śmietana, a ja załapałam zająca ni stąd ni zowąd – na szczęście bez konsekwencji. Mój partner fiknął na koniec dnia waląc głową (w kasku) o stok, tak że uznaliśmy że już na nas czas – pojeżdżone znowu prawie 50km. Logistyka na ten dzień przewidywała opuszczenie kempingu rano, przestawienie się na parking pod gondolą (obczajony dzień wcześniej) oraz wyjazd z doliny po nartach w kierunku Niemiec. DZIEŃ 6 – Garmisch Partenkirchen i powrót Po jeździe w piątek ruszyliśmy na północ – wyjazd z doliny, zakupy, tankowanie i przejazd na nocleg w Garmisch Partenkirchen. Rozważaliśmy jeszcze jazdy w Garmisch, ale zobaczyliśmy że większość tras Garmisch Classik będzie pokryta tylko sztucznym śniegiem (wielka mizeria śnieżna w tym rejonie), a Zugspitze ma tylko 20km tras u góry za jedyne 66 euro/dzień. Uznaliśmy że odpuszczamy, „nogi bolo’ etc. Ja osobiście chciałam pospać przynajmniej do 7:00 bo pobudki w przedziale 5:50 do 6:30 przez cały tydzień mnie nieco wykończyły. Ogarnęliśmy nocleg na parkingu pod skocznią (5euro/noc), gdzie stało sporo załóg i całkiem miło się kimało. Rano pospacerowaliśmy po miasteczku i skoczni – na dole były zawody juniorów – biegowe i slalom, stąd dosyć spory ruch. Bezpośrednio pod skocznią jest też gondolka Eckbauerbahn i dostępna jedna trasa narciarska czerwona. W miasteczku kawka i ciacho w historycznej kawiarni Krönner i powrót do domu przez Niemcy (odwiedziny znajomych). Podsumowanie: wyjazd udał się super, pogoda była wyborna, warunki na stokach bardzo dobre (im wyżej, tym lepiej). Obawialiśmy się tłumów w tak popularnych ośrodkach w lutym, jednak można było pojeździć bez problemu, tylko w newralgicznych miejscach w Sölden złapały nas kolejki na góra 5-10 minut stania. Kamper przeszedł test zimowania na mrozie – tylko dwa niechciane zdarzenia: 1) W Pitztalu wyłączyło się webasto w ciągu dnia jak byliśmy na trasach i lekko się ochłodziło w środku, na szczęście awaria ta nie powtórzyła się. 2) Przymarzł spust szarej wody (mróz -10 albo i więcej) i nie mogliśmy zrzucić jej wyjeżdżając z kempingu (ale wróciliśmy popołudniu po nartach – tak się umówiliśmy z obsługą). Śnieg nas nie zasypał, więc nie trzeba było odśnieżać wielkiej budy (a jest co robić w takim przypadku), drogi były czarne, więc łańcuchy tez zostały w garażu nie ruszane. Z całą pewnością ruszymy ponownie na narty zimą (ja już bym mogła, ale trzeba teraz odpracować leniuchowanie).
- 18 odpowiedzi
-
- 21
-
-
-
- narty kamperem
- ötztal
-
(i 3 więcej)
Oznaczone tagami:
-
W planach była runda po Alpy Ötztalskich od schroniska do schroniska. Czyli haute route po trasie Venter Runde, nazywana też Ötztal Haute Route. Ze względu na warunki śniegowe i lawiny nie zrobiliśmy całej pętli Otztal. Było zbyt ciepło, pokrywa była w wielu miejscach mokra na pół metra albo i więcej. Duże wahania temperatur. Szliśmy w grupie 5 osób z przewodnikiem IVBV. Pierwszy dzień był już zastępczy. Wybraliśmy w miarę bezpieczne wejście do schroniska Langtalereckhutte i dalej na szczyt Eiskogel na wysokość około 3200m. Ruszaliśmy z tras w znanym ośrodku Obergurgl.
-
Witajcie ostatni weekend spędziłem w Otztal. Tamtejsze ośrodki są dość znane, ale pozwolę sobie podzielić się refleksjami W Soelden widać intensywny marketing związany z tym, że na Gaislachkogl kręcono sceny do filmu "Spectre" z Jamesem Bondem. Sam wcześniej tego filmu nie widziałem, ale przy okazji wizyty w Soelden obejrzeliśmy sobie to dzieło. Samego Soelden w nim za dużo nie ma, ale dział marketingu ostro spienięża wizytę Daniela Craiga i już w tym roku otwierają jakieś centrum poświęcone temu filmowi. Swoją drogą, to nie pierwszy raz kiedy James Bond odwiedza góry. W "Spectre" na nartach nie jeździł, ale jest odcinek, gdzie Roger Moore śmiga na nartach, a gonią go paralotniarze z karabinami maszynowymi Narciarsko Soelden jest oczywiście znane i lubiane. Sam bardzo lubię zjazd z Gaislachkogl i unikam zjazdu do Giggijoch, gdzie tłoczą się tabuny ludzi. Najśmieszniej było gdy przy tej ostatniej stacji pojawiła się nagle bardzo gęsta mgła i jechało się klucząc między szkółkami czy nawet zrezygnowanymi narciarzami schodzącymi po stoku na piechotę Po 10 latach odwiedziłem Tiefenbach Gletscher - narciarski tunel prowadzący do niego nie wzbudza już takich emocji jak wtedy, gdy był jedyną trasą prowadzącą do lodowca, choć to nadal ciekawe przeżycie Po raz pierwszy odwiedziłem Hochgurgl-Obergurgl. Było miło Przy jednej ze stacji można odwiedzić kolekcję starych motocykli, przy innej - ekspozycję poświęconą lodowcom. Można z niej się dowiedzieć, że 1m błękitnego lodowca powstaje z 10m śniegu. Oczywiście jak lodowiec rośnie, a nie topnieje ;( Pozytywnie zaskoczył mnie brak dzikich tłumów w restauracjach. Nie zmieniło się to, że nadal w Soelden serwują świetną pizzę, może to wpływ tego, że Włochy są tak blisko? Pizza była fajna też dlatego, że jedną najadały się dwie osoby, co było bardzo ekonomiczne Nie zdążyliśmy odwiedzić mniejszego ośrodka Hochoetz, bo ostatniego dnia zdecydowaliśmy się na poranną wizytę w termach Aqua Dome. Było rewelacyjnie! Wróciłem już do pracy, ale gdy wspominam jak leżałem w gorącej, słonej wodzie, podziwiając otaczające mnie szczyty, majaczące w chmurach, to od razu czuję się zrelaksowany Najwięcej osób odwiedza termy wieczorem po nartach, ale gorąco polecam wizytę rano! Brak ludzi i piękne widoki! Z doliny Otztal, między Soelden a Hochgurgl, można też zboczyć do Vent. To taka mała miejscowość na końcu "bocznej" dolinki, gdzie znajduje się miniaturowy, trochę hipsterski ośrodek (https://www.vent.at/ski-area-vent). Raptem 15km tras, jedno stare 2-osobowe krzesełko, jeden orczyk, ale za to puste, szerokie stoki i nieprawdopodobne widoki. Skituorwców, zwłaszcza tych z Wrocławia, może zainteresować wycieczka do Breslauer Hütte (https://www.breslauerhuette.at/index.php/de/). Na wąską drogę prowadzącą do wioski często schodzą lawiny, w 2009r. utknąłem tam do wieczora czekając na przetarcie drogi Wioska zagrała nawet w filmie "Lawina" - leciał kilka razy na TVN (http://www.filmweb.pl/film/Lawina-2008-480980) Załączam kilka obrazków Śnieg jest, ale jak przewietrzyć pokój???: Znaki są tylko nie zobowiązującą sugestią Pogodowy zwrot akcji! Wszytkim polecam pizzę w Soelden! Kto wymazuje Soelden?! Wspaniałe, alpejskie panoramy
- 7 odpowiedzi
-
- 18
-
-
-
Witam wszystkich. Zgodnie z obietnicą krótka relacja z pobytu w Otztal w dniach 27-31.01.2018. Dzięki naszemu koledze „Gajowy” bo z nim był wypad, udało się w ciągu pięciu dni w Tyrolu odwiedzić pięć miejscówek (choć w zasadzie sześć). Po kolei: Po nocnej jeździe (z piątku na sobotę) i wstępnym rzuceniu gratów na kwaterze już koło 10 jesteśmy po dolną stacją kolei Hochgurgl. Zakup karnetów i jazda. O szesnastej zjazd na dół. Pogoda jak widać bajkowa ośrodek również. Moim zdaniem jeden z najciekawszych ośrodków w Tyrolu. Super nowa gondola Kirchenkarbahn z fajnymi trasami (ma być jeszcze drugi jej etap). Budowla dolnej stacji gondoli mieści restaurację i muzeum motoryzacji. Dzień drugi: Solden, no cóż tu nie ma co pisać. Niech każdy zobaczy sam. Ośrodek potężny i nowoczesny. Kilka tras genialnych. Nie mniej jak dla mnie – za duży .Wiem wybrzydzam . To pewnie wina trochę gorszej pogody w tym dniu. Dzień trzeci: Obergurgl i dalej nie pytaj. Ciąg dalszy dnia pierwszego. Pogodowo również. Lampa aż miło. Ta druga część równie świetna. Jako, że byliśmy mniej zmęczeni niż w dniu pierwszym zaliczamy również Hochgurgle powtórnie (łącznikiem Top expres). Dzień czwarty (mistrzowskie zagranie Gajowego): Rano od 8.00 mały (jak na warunki austriackie bo „tylko” 30km tras) ośrodek Hochoetz a później około 11.00 przejazd skibusem do Kuehtai. Powrót tak samo. Pierwszy ośrodek świetny. Wygląda, że nastawiony na rodziny bo pełno przedszkoli i różnych atrakcji dla dzieciaków. Rodzice jednak na pewno nie będą się nudzić . Kuehtai to REWELACJA!!!!!!. Ośrodek wręcz genialny. Krzysiek (Gajowy) nazwał go perełką i trafił tym w dychę. Polecam całym sercem. Trasy zróżnicowane i rewelacyjne. Nawet po południu stoki trzymały idealnie. Obie strony są świetne. I ta północna i ta południowa. Dzień piąty powrót: Ale zanim wrócimy, zaliczamy od rana niewielki ośrodek znajdujący się w drodze powrotnej, zaraz koło Innsbrucka – Axamer Lizum. Tu następny „podstęp”, we środę jest w tym ośrodku zniżka 20% na skipassy . Ośrodek z niezbyt nowoczesną infrastrukturą ale za to z jakimi trasami!!! Świetny. Najeździliśmy się do bólu. I to za 33 eurasów/dzień. To taniej niż Kasprowy . Polecam serdecznie. No i to już w zasadzie koniec. 16.15 pod kasami szybkie przebranie się. Pakowanie busa i w drogę do Polski. 01.30 – Katowice. Jak widać na fotach pogoda nas dopieściła maksymalnie. Warunki śniegowe chyba najlepsze jakie miałem w Alpach – czyli od roku 2009. Organizacja Krzycha po prostu rewelacyjna. Człowiek ten posiada nieocenioną wiedzę o ośrodkach w Tyrolu i pozwala mu to wymyślać i kombinować fantastyczne wyjazdy nastawione na NARTY!!!!! W tym miejscu wielkie dzięki dla Niego. Następną wartością dodaną wyjazdu była świetna ekipa narciarska. Wszystkich było nas 14 luda. Wszyscy (poza jedynym deskarzem) zakręceni na punkcie nart na maxa. Z tego miejsca chciałem ich wszystkich pozdrowić i podziękować za świetną atmosferę na wyjeździe. Ciekawe czy ktoś z nich się u nas „pojawi”? Teraz idę dalej leczyć obolałe nogi . Pozdrawiam.
-
Na ostatnim wyjezdzie spotało mnie coś niesamowitego i od tego chcę rozpocząć swoję realcję ..... zobaczcie sami !!!! Link do youtube : Cuda w Solden Film do pobrania : VID_20161128_104630.3gp sam wyjazd opiszę szczegółowo jutro
- 4 odpowiedzi
-
- 7
-