Znajdź zawartość
Wyświetlanie wyników dla tagów 'toruń włościański' .
-
Od trzech tygodni skręcało mnie, żeby znów pojeździć na nartach. W górach jest zima, jakiej w wielu miejscach nie było od dziesiątek lat, a ja siedzę w domu ucząc się do wczesnych godzin porannych. Sesja nie wybiera – niestety każdy styczeń nie jest przez to zbyt łatwym miesiącem. Przez ten czas nawet nie miałem kiedy wybrać się w sensownym czasie na Górkę Szczęśliwicką. W końcu jednak zakończyłem dwutygodniowy maraton i mogłem się gdzieś wyrwać. Padło na wiejską działkę oddaloną o 40 km od Warszawy. Podobnie jak 3 lata temu i rok temu, postanowiłem wziąć ze sobą narty – w ostatniej dobie spadło kilka cm śniegu. Mam ze sobą cały czas swoje poprzednie narty Dynastar, które zawsze zabieram wtedy, gdy wiem, że stan stoku może pozostawać wiele do życzenia. Wziąłem także rozwalające się buty narciarskie – w końcu może się tam nie połamię Na Toruniu Włościańskim (wieś, w której mamy działkę), spadło ok. 3 cm śniegu – nieco mniej niż w Warszawie. Od samego przyjazdu zacząłem więc od odśnieżania czego się da i sypania wszystkiego na „trasę”. W końcu udało się usypać zjazd o długości kilkudziesięciu metrów. Zaczyna się on na górce piachu a kończy za drogą w sadzie, w sumie ok. 45 metrów. Szału nie ma, ale co poradzić? Przed pierwszym zjazdem wyrównałem trasę i poczekałem, aż się nieco zmrozi. Pierwszy zjazd był ciężki, ale drugi już lepszy. Warunki oceniam jako dobre, grubość pokrywy śnieżnej ok. 10 cm a szerokość trasy to ok. pół metra Przed obiadem podlałem trasę wodą – tak, aby po przerwie śnieg był o wiele szybszy. No i się udało – z pomocą kilku odepchnięć kijkami dojechałem do końca sadu czyli ok. 100 metrów pięknego zjazdu Wariat? Trochę tak!
- 5 odpowiedzi
-
- 16
-
- narty
- toruń włościański
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami: