Narty - skionline.pl
Skocz do zawartości

Zagronie, wspomnienia

  • wpisów
    86
  • komentarzy
    70
  • wyświetleń
    13 390

Afganistan(Hindukusz 73)_cd2


Zagronie

212 wyświetleń

 

Post 3

Klub Tatrzański PTTK w Krakowie

Byliśmy z żoną, jako studenci, członkami Klubu Tatrzańskiego PTKK w Krakowie. Oddział Krakowski PTTK wynajmował jedno piętro w budynku na ulicy Basztowej.  Miały tu siedzibę także inne kluby PTTK. Kajakarze, żeglarze itd. Jeden pokoik na tym piętrze miał do swej wyłącznej dyspozycji Klub Wysokogórski.  Głównie służył on  im jako  miejsce na zebrania taterników, odczyty.

Cisnąłem się wraz z  innymi w tym pokoiku, na prelekcji Stanisława Biela. Ówczesnej gwiazdy polskiego alpinizmu. Biel wrócił  świeżo  z Grindewaldu, gdzie wraz z partnerem przeszedł, wysoką na tysiąc osiemset metrów, północną ścianę Eigeru. Było to jej pierwsze polskie przejście(1968 r). Przywiózł ze sobą kolorowe przeźrocza. Wspaniale opowiadał o tej ścianie, o historii jej zdobywania.  To była dramatyczna opowieść o „wahadłach” przy wspinaczce.  O nieszczęśnikach, którzy odpadli od ściany i zdarzyło się im wisieć przez dwa tygodnie. Zanim ściągnięto ich ciało.  Całą wspinaczkę można sobie było obserwować przez dużą lornetę z Grindewaldu. I też to wiszące ciało. Ściana ta też jest sławna z kolejki, która sobie jedzie w jej wnętrznościach na lodowiec pod Jungfrau.

Nasz Klub nie miał pokoju, ale korzystał jak inne z sali ze stolikami, gdzie można było dostać w bufecie kawę, czasem i ciastka. Mieliśmy wyznaczony dzień i godzinę na spotkania.  Każdy klub PTTK tak miał, by nie było bałaganu. Klub w zamierzeniu(statut) grupował tzw. wykwalifikowanych turystów górskich.  Coś pośredniego między zwykłym turystą poruszającym się po szlakach, a taternikiem.  Byliśmy klubem „elitarnym”.  Należeli do niego głównie studenci, pracownicy krakowskich uczelni, inżynierowie. Nowy członek musiał być polecony przez należącego już do klubu.

Poruszaliśmy się poza szlakami, głównie za granicą Bułgaria(Riła, Pirin),  Alpy Julijskie. W Tatrach nie bardzo się dało, bez narażenia się na karę. Klub organizował letnie obozy wspinaczkowo-turystyczne. Czy też narciarskie obozy zimowe w Zakopanem. Ale niektórzy członkowie klubu byli także wspinaczami, należącymi do Klubu Wysokogórskiego. Ci już mogli korzystać z większej swobody w Tatrach, by dojść pod „ścianę”. Zresztą niekoniecznie się wspinać po tym dojściu.  Taternicy nieraz zabierali ze sobą „osoby towarzyszące". Pełniąc rolę wykwalifikowanych przewodników. Nie było w Tatrach przewodników, którzy mogliby prowadzić turystę w terenie skalistym,.

Do Klubu Wysokogórskiego nie mieliśmy więc daleko. U nas dominowały głównie  dziewczyny. Studentki, sympatie.  W  naszym Zarządzie był też  Heniek Ciońćka, uczestnik kilku wypraw w Hindukusz. Klub miał przypinaną odznakę  ze stylizowaną głową kozicy. Być może bardzo podobną do odznaki historycznego już Towarzystwa Tatrzańskiego(nast. post)

Będąc tym członkiem skończyłem kurs jaskiniowy. Po pierwszych doświadczeniach praktycznych  w Jurze na tym kursie, zrezygnowałem z bycia taternikiem jaskiniowym, gdy pojawiła się możliwość kursu skałkowego. Zresztą obydwa odbywały się  w Klubie Wysokogórskim.  Jaskinie to dla mnie była  woda, błoto i zimno. Oraz siedzenie całymi tygodniami w ciemnościach w głębi ziemi.

Na kursach najpierw jest część teoretyczna. Ta na kursie skałkowym odbywała się  pod koniec zimy. A w niej było wszystko, to co przyszły taternik powinien wiedzieć.  Góry skaliste, topografia, klimat. Wspinaczka. Sprzęt,  technika wspinania się.  Zasady asekuracji. Ratowanie się w razie wypadku.   Potem była praktyka w skałkach, w Jurze. W dolinach Bolechowickiej, Kobylańskiej(Karniowickiej). Czy też wypady do Będkowskiej.

W Kobylańskiej, u góry dolinki, było źródełko.  Czyściutka woda wypływała z pod brzegu. Przy źródełku(wtedy to było tradycyjne miejsce) na materacach  leżały vipy alpinizmu. Tacy co już zaliczyli Alpy. Ale i tacy, co byli i w Hindukuszu.  Jednym z nich był „Zyga”, Andrzej Heinrich. Andrzej miał swoją trzódkę kursantów. Prowadził ją przez dolinkę, niosąc linę, zawieszoną ukośnie na plecach i piersiach. Był to osiemdziesięciometrowy „podciąg”. Na pętli wisiały stalowe karabinki i stalowe haki,  różnych kształtów i rozmiarów.  To całe żelastwo brzęczało, gdy szedł z kursantami na wybraną „drogę”.  Andrzej był lubiany. Wyglądał  na nieśmiałego. Andrzej ma dziewczynę! Plotkowało środowisko. Plotkowało przy źródełku.

Wszystkie skałki w dolinach jurajskich mają swoje nazwy. Są przewodniki, więc można sobie poczytać. Jaka nazwa, jaka trudność drogi. Ale przykładowo -  w Kobylańskiej -Słoneczna(turnia), Wronie Baszty, Okręt itp. W Będkowskiej „Dupa Słonia”(kształt skały, nad ziemią), Iglica itd. Andrzej był  później znakomitym himalaistą. Nie tak, może spektakularnym jak Kukuczka, ale bardzo pewnym i wytrzymałym partnerem.  Po Hindukuszu  wyruszył w Karakorum-Malubiting - 1969 r  i  Kunyang Chhish -1971 r. Wszedł na kilka ośmiotysięczników w Himalajach i zginął w tych górach.

Adepci wspinaczki, pod okiem instruktorów, „kosili” te skałkowe drogi. Potem leżąc na materacu gumowym przy źródełku.  W szumie warkotu  „Juvli”, słuchało się opowieści, jak  z bajki, gdy któregoś z instruktorów zebrało na zwierzenia. Na przykład jeden z uczestników wyprawy w Hindukusz,  mający wcześniej wspinaczki  pod Mont Blanc powiedział pewnego dnia - słuchajcie - obliczyłem, że co dziesiąty z wybitniejszych alpinistów ginie. Autor tych słów(Jacek Poręba) był później członkiem wyprawy na Kunyang Chhish. Kierowanej przez Andrzeja Zawadę.

Kolejne szkolenie odbyło się już w prawdziwych górach. Na Hali Gąsienicowej.  Kilku instruktorów i  bajkowy hotel w Betlejemce.  Zaczyna się to od  jakiegoś Skrajnego Filaru Skrajnego Granata. Potem Płyta Lerskiego, na przełęcz między Zawratową Turnią i Zadnim Kościelcem. No i tak nam szło szkolenie. Szło mimo, że jeden z instruktorów miał sztywne kolano(Adam Zyzak). Wspinał się jednak dobrze. Męczyło go dojście pod ścianę i zejście. Kurs skończyliśmy egzaminem. W nim była, min., szczegółowa topografia Tatr Wysokich. Była to dla mnie  przygoda. My kursanci wierzyliśmy starszym kolegom, że wiedzą co  robią z nami. Kierowała nami ślepa wiara w doświadczenie starszych.

Ale przyszły pierwsze refleksje.  Do Murowańca dano znać, że jakiś facet wpadł do żlebu, który się zaczynał w dół od ścieżki na Skrajny Granat. W Murowańcu był jeden goprowiec, który pełnił rolę złotej rączki w schronisku. Zrobiło się ciemno, gdy wybraliśmy się z tym goprowcem w drogę. Nasi instruktorzy zaoferowali pomoc chłopu.  Jeden z nich zjechał do tego żlebu, by tylko stwierdzić, że człowiek nie żyje.

Drugi przypadek w czasie naszego dwutygodniowego kursu. Dwójka wspinaczy rozpoczęła już trzecią drogę tego samego dnia. Jak były krótkie, to tak robiono, by ich więcej zaliczyć. Trzecią był w tym przypadku Komin Drege`a na Granatach. Nadzwyczaj trudna wspinaczka. Pionowa, ciemna skała z wodą. Nieszczęśnik spadł z sześciu metrów na piarg. Pewnie nawet nie wbił haka, by się zaasekurować.  To przecież tylko sześć metrów!

Wspinałem się kilka sezonów w Tatrach. Ale  jakaś ekstremalna wspinaczka, nie była w moim guście. Za blisko jest się tej granicy, skąd nie ma powrotu. Patrząc czasem potem na siebie, na zdjęciu czarno-białym, z przed lat, na Zamarłej Turni. Zadawałem sobie pytanie. Jak to było? Droga klasyczna na Zamarłej. „Piątkowa”. Wtedy marzenie, dopiero co opierzonego wspinacza. Kiedyś przed wojną przepustka, by nazwać kogoś taternikiem.  Stopnie i chwyty nie są  duże, ale skała jest  lita, mocna. Tatrzański granit.   Startuje się wprost z piargów. Nachylenie ściany gdzieś – pod siedemdziesiąt, stopni. Ekspozycja rośnie bardzo szybko pod nogami. Cały czas  widać w dole piargi pod ścianą.

Pod koniec „drogi” jest kominek wyjściowy. Niedługi, ale skała jakby nie lita, niezbyt pewna. Ma niewielkie występy. Nie jestem całkiem pewny, czy się nie urwą. Wbijam przed nimi hak. Zawsze się tak robi, gdy coś jest dalej niepewnego. Po dźwięku uderzeń wiem, że nie siedzi pewnie w skale. Jego ucho nie dotyka skały. Ale nie mam wyboru. Wpinam stalowy karabinek i linę. Ostrożne obciążam chwyty. Po może dziesięciu, lub więcej metrach, jestem na szczycie Zamarłej Turni. Ściągam partnera. Gratulujemy sobie Zamarłej! 

Ale to zdjęcie? Zrobił mi je Smieną, gdy się przymierzałem do tego kominka. No dobrze polecę, myślę - patrząc na nie. Jestem asekurowany liną przez partnera. Ale tylko teoretycznie!   Ten hak się wyrwie. A jak się  nie wyrwie, to  będę wisiał w tej ówczesnej „uprzęży”, która była tylko pojedynczą  liną(tu podwójną – „podciąg”)owiniętą dookoła żeber. Stracę szybko przytomność.  Wisząc i wiercąc się na linie, hak się wyrwie. Polecę dalej. Wyrwę partnera ze stanowiska, to prawie pewne. Podzielimy los Skotnicówien. Takie wątpliwości zaczynały się wtedy u mnie. W pewnym momencie moje zafascynowanie wspinaniem stanęło między mną i moją dziewczyną. Ustąpiłem częściowo i przezwyciężyliśmy ten kryzys. Została moją żoną.

Bardziej odpowiadała mi więc taka aktywność  w górach, gdzie nie będzie takich skrajnych wyczynów na skale. Będzie więcej chodzenia.  Gdzie będą lodowce. Piękne pejzaże, słońce.  Przygoda.  W tramwaju spotykam kolegę. Kiedyś na obozie Klubu w  Dolinie Kieżmarskiej zrobiliśmy kilka dróg.  Nawet byłem raz, w tym okresie, w jego domu. Był jedynym synem profesora UJ. Marian miał na imię. Cześć Marian! Marian przedstawia mi dziewczynę, to moja żona. Wspinamy się razem. Wiesz - jedziemy za dwa tygodnie  w Alpy!  Mamy już czekany. Pięknie, gratuluję!  Niedługo po tym czytam w jakiejś gazecie, że znaleziono ich ciała pod Mont Blanc. Spadli dwieście metrów po polu lodowym.

Zamarła Turnia

 Autor na „drodze klasycznej” na Zamarłej Turni. Nie pamiętam dokładnie daty. Ale był to rok 1965(66). Teraz jest znacznie łatwiej się na niej wspinać. Bez porównania lepszy sprzęt asekuracyjny. Na Zamarłej zamontowano cały szereg stałych punktów asekuracyjnych(haki, „spity”). Wtedy jedyna asekuracja odbywała się z własnoręcznie wbitego haka.

 

Zamarła Turnia.jpg

Edytowane przez Zagronie

0 komentarzy


Rekomendowane komentarze

Brak komentarzy do wyświetlenia

Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

www.trentino.pl skionline.tv
partnerzy
ispo.com WorldSkiTest Stowarzyszenie Instruktorów i Trenerów Narciarstwa PZN Wypożyczalnie i Centra testowe WinterGroup Steinacher und Maier Public Relation
Copyright © 1997-2021
×
×
  • Dodaj nową pozycję...