Narty - skionline.pl
Jump to content

Blogs

Japonia Ski Safari - luty 2025

Cześć, Pisząc te słowa siedzę w samochodzie w drodze z Tokio do Nagano, gdzie przez kilka dni będę odwiedzał wiele ośrodków narciarskich, w tym tereny olimpijskie.  Wyjazd do Japonii 🇯🇵 na narty, to część mojej współpracy z Itaką, która w tym sezonie po raz pierwszy zaoferowała tego typu wyjazd dla miłośników jazdy w puchu. Mam, ze sobą odpowiednie narty i mam nadzieję, a wszystko na to wskazuje, że będą miały gdzie się wyszaleć!    Zapraszam do śledzenia relacj

JC

JC in Narty

Glungezerbahn - jedno poważne ale

…ale? Tak. Jedno, a w zasadzie dwa. Pierwsze - przy górnej części ośrodka, na moje oko głównej jego części, gdzie jest kilka fajnych tras znajduje się krzesło rodem z Goryczkowej. Wolna dwójka - potwornie długa. Drugie - brak przygotowania zjazdu do doliny. Mróz, opady naturalnego śniegu…i co? Właścicielowi ośrodka jakby nie zależało, a szkoda… bo tak? Niby fajnie a jednak całość ośrodka oceniam negatywnie. Rozpędziłem się… to dalej… Gondola i krzesło - środkowa część ON. Poł

marboru

marboru in Glungezer

Hochoetz… coś tu jest nie tak?

Co jest nie tak z tym ośrodkiem? A może mi się już w tyłku poprzewracało? A może zwyczajnie było dzisiaj trochę za zimno na narty? Wszystkiego po trochu. Małe jest piękne ale na moje oko, to jednak nie tu. Przy Kutai, to tu nie miałem gdzie pojeździć na nartach. W zasadzie szerszych fajnych do jazdy tras, tu nie ma… a jak są, to krótkie kilkuset metrowe fragmenty (10, 14, 8, 4, 2)… ale to naprawdę bieda. Reszta tras… to dość długie, wąskie nartostrady. Turyści i zwolenni

marboru

marboru in Hochoetz

Axamer Lizum - jak z bajki

Dzisiejszy raport z Tyrolu będzie krótki. Axamer Lizum, to perła Tyrolu i karnetu Ski&City. Jestem zachwycony tym małym i kameralnym ośrodkiem. Wiadomo, że jakiś minus musi być, i jest. Dwa wolne krzesła, a trzecie nieczynne. Reszta? Bajka. Tym razem zacznę od Tik Toka z mojego kanału: v24044gl0000cu006kfog65kjtt40s70.mp4   I kilka zdjęć do uzupełnienia relacji. Górna stacja gondoli i wypasiona restauracja: Trasy: Kolejne spojrze

marboru

marboru in Axamer Lizum

Stubaier Gletscher, czyli popularny Sztubi

Tuż przed pandemią odwiedziłem Stubai pierwszy raz… i wówczas, razem z @JC miałem słoneczko.  Dzisiaj swój debiut na tym lodowcu miała Paula… i słoneczko było… ale mocno schowane. Pod koniec dnia się przebiło przez chmury, śnieżycę i silne podmuchy wiatru… a w zasadzie nie ono, a błękitne pasma nieba. Warunki pod nartą super, dla oczu - fatalne. Płaskie światło i widoczność tylko chwilami na niewielkich fragmentach tras. Pod koniec dnia - poprawiło się.  Tak, czy inaczej fajnie pojeżdżo

marboru

marboru in Stubai

Patscherkofel w śnieżycy

No tak… skończyła się łatwa i przyjemna pogoda. Rozpoczęła się pogoda walki. Śnieżyca, kopce, chmura, mgła i parująca para. Trzeci dzień, specjalnie do tej pogody, z karnetem Ski&City spędziliśmy na ośrodku Innsbruck Patscherkofel. Dlaczego taki wybór na tak słabą pogodę, a nie, na przykład, Stubai? Proste - w lesie zawsze lepszy kontrast widzenia. Ośrodek mały i niski. Obsługiwany przez jedną wypasioną gondolę, orczyk przy parku i orczyk przy oświetlonej trasie. Tereny dla dz

Schlick 2000

Miało padać, być pochmurno, a tu miła niespodzianka… piękny dzień dla narciarza. Drugi ośrodek z karnetu Ski&City, który odwiedziliśmy w trakcie naszego obecnego pobytu w Tyrolu - Schlick 2000.  Jak go oceniam? Bardzo dobrze. Czy jest mały? Mały ale wariat 😄 Trasy fajne, długie, szerokie - wyciągi szybkie. Czego chcieć więcej? Może przydałoby się więcej czarnych tras… czarnego jest tutaj tak naprawdę ze 400 metrów zjazdu. Fotorelację zacznę od video i Tiktoka „nogi bolo”…

marboru

marboru in Schlick 2000

Innsbruck Muttereralm

Innsbruck Muttereralm Dzień pierwszy skisafari śladem @JC, czyli siedem dni z karnetem Ski plus City pass.   Dzisiaj padło na rozgrzewkę Muttereralm. Mała, kameralna stacja narciarska. Dwie gondole, krzesło i orczyk.  Z samej góry w zasadzie dwie trasy - czerwona do jednej gondoli i niebieska przy drugiej. U góry fragment czarny, przy orczyku teren dla uczących się. Dwie taśmy dla bombli 🙂 Knajpa jedna - słaba. Kasy:  Koniec trasy niebieskiej:

marboru

marboru in Ski&City

UYN - wizyta w siedzibie firmy (Vlog299)

Ten film będzie inny od wszystkich dotychczas opublikowanych na moim kanale. Dzięki uprzejmości polskiego przedstawiciela marki UYN zabieram Was w miejsca, które na co dzień nie są dostępne, dzięki czemu przybliżę Wam technologię produkcji m.in. jednej z najlepszych dostępnych na rynku bielizny narciarskiej. Pokażę Wam laboratorium, przetestuję buty na specjalnej bieżni, a na koniec dam się zamknąć w lodówce, aby pokazać Wam jak dobra bielizna akumuluje ciepło. Zapraszam do oglądania.  

JC

JC in Narty

Maso Corto - pierwsze narty w sezonie (Vlog298)

Maso Corto, wybrałem na pierwszy wyjazd na narty w sezonie 24/25. Początek sezonu na lodowcach, to zawsze trochę loteria. W październiku nie było zbyt dużo, a temperatury nie były skore, aby często spadać poniżej zera. Dlatego na lodowcach była otwarta tylko część tras. W Maso Corto można było jeździć na głównej trasie na lodowcu, gdzie warunki były doskonałe. Dlatego w filmie ujęć ze stoków nie jest dużo, ale znajdziesz tam, mam nadzieję interesujące, informacje o nowej inwestycji w Maso Corto,

JC

JC in Narty

Chorwacja - deską SUP po rzece Zrmanja (Vlog296)

Chorwacja, to kraj cieszący się niesłabnącą popularnością latem w naszym kraju. Jednak jest to też doskonały kierunek, aby orzec i po sezonie wypocząć w sposób aktywny. We wrześniu wpadłem do Chorwacji, aby w okolicach Zadaru spędzić kilka aktywny dni. Na pierwszy dzień zaplanowałem spływ na desce SUP rzeką Zrmanja, której przełom i wodospady należą do najpiękniejszych w Chorwacji.  

JC

JC in Kajak

Madera - Półwysep Świętego Wawrzyńca (Vlog294)

Zabieram Cię w miejsce, o którym jeszcze przed wyjazdem widziałem, że będzie wyjątkowe. Jednak to, co zobaczyłem na miejscu przeszło moje wyobrażenia. Zapraszam na wyspę, na której aktywny wypoczynek nabiera nowego wymiaru, w miejsce, gdzie jednego dnia dotkniesz dłońmi wód bezkresnego oceanu oraz zanurzysz w morzu chmur. Zabieram Cię na Maredę!    

JC

JC in Trekking

Olimp i okolice - sierpień 2024

O Olimpie słyszał chyba każdy, bo któż w dzieciństwie nie czytał greckich mitów o boginiach i bogach zamieszkujących tę legendarną górę, najwyższy szczyt Grecji? Ale pojechać tam - w miejsce, gdzie prawie z linii brzegowej Morza Egejskiego wznosi się potężny masyw górski, na blisko trzy tysiące metrów? Zobaczyć na własne oczy, wspiąć się, doświadczyć jak tam jest? Udało mi się spełnić to marzenie kilka dni temu i spędzić tydzień u stóp (i nie tylko) Olimpu, w czasie którego zrobiliśmy trzy trekk

tanova

tanova in wędrówki piesze

Velo Dunajec rowerem z Bachledki (Vlog289)

Rowerem z Bachledki w Pieniny, czyli Velo Dunajec po słowacku. Przy okazji pobytu i nagrywania materiału do filmu o nowej inwestycji w ośrodku Bachledka Ski & Sun na Słowacji postanowiłem przejechać na rowerze jedną z polecanych tras. Wybrałem się na wydłużoną wersję trasy nr 4, aby przejechać fragment jednej z najpiękniejszych tras rowerowych w Polsce, położony na ... Słowacji :). Tak właśnie jest, bo aby przejechać na rowerze przełom Dunajca musimy skorzystać z trasy rowerowej po słowackie

JC

JC in Rower

Jaworzyna Krynicka aktualne i planowane inwestycje (Vlog286)

Wybrałem się do Krynicy Zdrój, aby w ośrodku Jaworzyna Krynicka dowiedzieć się, jakie aktualnie prowadzone są inwestycje, a jakie zaplanowane zostały na najbliższe lata. W filmie znajdziesz m.in. odpowiedź na pytania: czy w tym roku stanie kolej krzesełkowa przy trasie nr 2, czy Jaworzyna zostanie połączona z Wierchomlą, czy jest możliwe połączenie ze Słotwiny Arena, czy zmodernizowana zostanie gondola, co dalej z czarną trasą, czy stanie na niej stare krzesło, dlaczego trasa nr 4 zmieniła kolor

JC

JC in Narty

COS Skrzyczne, Szczyrk - budowa nowej 6-os. kolei linowej (Vlog285)

Po roku, wybrałem się na zbocza Skrzycznego w Szczyrku, aby ponownie sprawdzić jak postępują prace przy budowie 6-os. kolei linowej z osłonami firmy Leitner, która zastąpi wysłużony orczyk i będzie wywozić narciarzy z Dolin na Skrzyczne. Przy okazji opowiem o pozostałych narciarskich inwestycjach i nie tylko, które zostały już zrealizowane na Skrzycznem oraz o tych, które są jeszcze w planach.  

JC

JC in Narty

Maso Corto - via ferrata Larix (Vlog284)

W trakcie mojego letniego pobytu w Maso Corto w dolinie Val Senales, oprócz rowerów, trekkingu przeszedłem także via ferratę Larix, która wytyczona jest w pobliżu Aparthotelu Maso Corto. Cały osprzęt wypożyczyłem u Seppa, więc jeżeli tu przyjedziecie, nie musicie się martwić o wyposażenie wymagane do przejścia ferraty. Ferrata Larix nie jest bardzo trudna, ale wymaga ogólnej sprawności. Skala trudności - C. Drogę można przejść także z dziećmi, pod opieką dorosłych, a całość zajmuje ok 4h.

JC

JC in Trekking

Velo Soła - trasa rowerowa 611 (Vlog283)

Trasa rowerowa Velo Soła, w przyszłości, będzie jedną z najbardziej malowniczych tras rowerowych w Polsce. Szlak rowerowy nr 611 zaczyna się w Rajczy w miejscu, gdzie swój początek ma rzeka Soła i będzie prowadzić, aż do ujścia rzeki do Wisły, łącząc się z Wiślaną Trasą Rowerową w okolicy Oświęcimia. W przyszłości, w trakcie przejazdu trasą wzdłuż Soły, przejedziemy wzdłuż jeziora Żywieckiego, jeziora Międzybrodzkiego oraz jeziora Czanieckiego. Trasę przejedzie każdy - dzieci też! Nie ma tu stro

JC

JC in Rower

Maso Corto - Lato 2024

Maso Corto na forum kojarzy się przede wszystkim z nartami… w sumie mi też, choć nigdy na nartach tu nie byłem. Kojarzy się również z lodowcem i górami. Po pobycie na Cyprze (uzupełnię blog) gdzie miałem temperaturę +42 zdecydowanie na drugą odsłonę wakacji wybrałem chłodniejsze, bardziej puste i piękniejsze dla oka miejsce - Maso Corto.  Przyjechaliśmy wczoraj o 23 i zaraz jaka odmiana? Temperatura +4 i padający śnieg z deszczem, a w górach śnieg. Co będziemy tu robić? Aktywnie spędzim

marboru

marboru in Maso Corto Lato

Nowa kanapa w ośrodku Bachledka Ski & Sun (Vlog280)

Nowa inwestycja w słowackim ośrodku narciarskim Bachledka Ski & Sun, położonym w pobliżu naszej południowej granicy. Bachledka należąca do skipassu Tatry Super Ski buduje 6-os, wyprzęganą kanapę z osłonami, która będzie obsługiwać czerwone trasy 7 i 8. Na jakim etapie jest inwestycja, jak przebiega dowiesz się oglądając film. Zapraszam    

JC

JC in Narty

Wiosenny Chopok (Vlog279)

Wiosenne narty, marcowe słońce, błękitne niebo.., a do tego rywalizacja z Adamem Małyszem w slalomie gigancie, tak było na Chopoku w ośrodku narciarskim Jasna na Słowacji. Przygotowałem film, z którego dowiesz się jakie warunki panują po południowej i północnej stronie Chopoka, gdzie pojechać rano, a gdzie po południu, aby warunki do jazdy były jak najlepsze.  

JC

JC in Narty

Golzentipp Obertillach - koniec narciarskiego świata?

Ostatni dzień z karnetem SkiHit, to koniec narciarskiego świata. Ukryty gdzieś przy granicy Austrii i Włoch, mały, kameralny ośrodek - Golzentipp Obertillach. Wypasiona gondola 8 od firmy na L, 4 orczyki i kilka tras, to miejsce w sam raz na jazdę na nartach do południa, bądź na luźniejszy, nieśpieszny dzień na deskach. Dlatego zawitaliśmy tu, w drodze do domu. Jazda do 12. Byliśmy jedynymi turystami… oprócz nas sami lokalni emeryci i trochę dzieciaków. No i szukałem czegoś i

Moltek każdy wie jaki jest

Wspaniały, słoneczny dzień na lodowcu, którego chyba tutaj wszyscy znają… Mölltaler, potocznie zwany Moltkiem. Zatem? Szybka fotorelacja i dokumentacja zdjęciowa dnia: Mapka tras: Jedziemy w górę pierwszym kretem, o 8 rano. A u góry? … Jeździmy 🙂 Trasy: Ankogel bieda… Moltek trzy wolne krzesła i jedno popsute… oby ubodzy Słowacy nie zarżnęli też tego miejsca. … I kolejne fotki: Pięknie!

marboru

marboru in Moltek

  • Blogs

    1. Cześć,

      Pisząc te słowa siedzę w samochodzie w drodze z Tokio do Nagano, gdzie przez kilka dni będę odwiedzał wiele ośrodków narciarskich, w tym tereny olimpijskie. 

      image.thumb.jpg.6a1e37cd32c9c7be0bc4c1a269a6a1b1.jpg

      Wyjazd do Japonii 🇯🇵 na narty, to część mojej współpracy z Itaką, która w tym sezonie po raz pierwszy zaoferowała tego typu wyjazd dla miłośników jazdy w puchu.

      IMG_2061.thumb.jpeg.169741416edf135edb1fca3485306baa.jpeg

      Mam, ze sobą odpowiednie narty i mam nadzieję, a wszystko na to wskazuje, że będą miały gdzie się wyszaleć! 
       

      Zapraszam do śledzenia relacji 👍

    2. …ale? Tak. Jedno, a w zasadzie dwa.

      Pierwsze - przy górnej części ośrodka, na moje oko głównej jego części, gdzie jest kilka fajnych tras znajduje się krzesło rodem z Goryczkowej. Wolna dwójka - potwornie długa.

      Drugie - brak przygotowania zjazdu do doliny. Mróz, opady naturalnego śniegu…i co? Właścicielowi ośrodka jakby nie zależało, a szkoda… bo tak? Niby fajnie a jednak całość ośrodka oceniam negatywnie.

      Rozpędziłem się… to dalej…

      Gondola i krzesło - środkowa część ON. Połączenie trasy narciarskiej i tuż obok toru saneczkowego - jedno źródło lokomocji dla turystów z sankami i narciarzy… na wyciągu, co trzy krzesła, jedna gondola? Porażka, chaos i wolne działanie.

      Kto to wymyślił? Z pewnością nie był to narciarz, a jakiś marketingowiec od siedmiu boleści 😀

      Podsumowując - fajne trasy, ośrodek słabo pomyślany i zarządzany. 
      Odwiedzony i w efekcie? Do zapomnienia.

      Aaa na koniec plus - darmowy parking… tylko po co te szlabany i maszyny, co jak się nie odbije w kasie z karnetem biletu, parkingowego, to nie chcą wypuścić? Porażka totalna - zamiast budowania tych szlabanów mogliby się skupić na otwarciu całego dołu i ewentualnie zainwestowali w więcej armat… bo Technoalpin wypasiony, ale jak ich mało i całość ośrodka nie działa, to szkoda na niego czasu.

      Fotogaleria.

      Na dole Innsbruck:

      IMG_1163.thumb.jpeg.078b5fa48bdb1d30f35cca36e96927ac.jpeg

      Środkowa część… niby wypasiona ale…

      IMG_1160.thumb.jpeg.d1053159cefdb1456cc1bdfe1aa16a89.jpeg

      Góra fajna… tylko…

      IMG_1198.thumb.jpeg.469f13ca200a56e02ae241f5727faae6.jpeg

      To krzesło…

      IMG_1179.thumb.jpeg.c1b8d022503bcdfe273760d6533e2001.jpeg

      Urocze skałki:

      IMG_1199.thumb.jpeg.c443b3f6ea56677a2a4aff8f8c896751.jpeg

      Trasy:

      IMG_1175.thumb.jpeg.cd8c91cad378d52c038ea8dfebc4720c.jpeg

      IMG_1167.thumb.jpeg.2fef317d5dc85129574fd1d34a4b8a2f.jpeg

      Miasto z góry wygląda imponująco:

      IMG_1178.thumb.jpeg.bee4a8987a0d5636d81e715aa1fbb40d.jpeg

      Tutaj koniecznie krzesło szybkie z bublinami…

      IMG_1176.thumb.jpeg.f3ea25839a4c25243d93b547666ca1b1.jpeg

      Knajpka - góra:

      IMG_1174.thumb.jpeg.8262e8b38ef287a9a77f48a25caf8112.jpeg

      Fajnie przygotowane trasy:

      IMG_1172.thumb.jpeg.0c86802d61a5f86486e349230eccb08c.jpeg

      IMG_1169.thumb.jpeg.c7ee76b7810cc93de4fcf88b00cd7552.jpeg

      Poza trasą też można…

      IMG_1170.thumb.jpeg.b62a9300462523d736db5269a5e29841.jpeg

      I tradycyjnie TikToczek:

       

      Pozdrawiam 

      marboru

      PS. Siedem dni, siedem ON z karnetem Ski&City - chcielibyście jakieś podsumowanie?

    3. O Olimpie słyszał chyba każdy, bo któż w dzieciństwie nie czytał greckich mitów o boginiach i bogach zamieszkujących tę legendarną górę, najwyższy szczyt Grecji? Ale pojechać tam - w miejsce, gdzie prawie z linii brzegowej Morza Egejskiego wznosi się potężny masyw górski, na blisko trzy tysiące metrów? Zobaczyć na własne oczy, wspiąć się, doświadczyć jak tam jest? Udało mi się spełnić to marzenie kilka dni temu i spędzić tydzień u stóp (i nie tylko) Olimpu, w czasie którego zrobiliśmy trzy trekkingi po szlakach tamtejszego parku narodowego - najstarszego w Grecji. Na pierwszy ogień -

      Wąwóz Enipeas

      Zaczynamy z Litochoro, w którym mieszkamy. Litochoro jest kilkutysięcznym miasteczkiem turystycznym, ok. 90 km na południe od Salonik, przyciągającym głównie amatorów górskich szlaków. Panuje jednak zupełnie inna atmosfera niż w w położonych kilka kilometrów niżej zatłoczonych i hałaśliwych nadmorskich kurortach Riwiery Olimpijskiej. W górnej części miasteczka fragment wąwozu zagospodarowano jako spacerową promenadę do tzw. Wanny Zeusa - skalnej niecki, przez którą przepływa potok Enipeas (nazwany na cześć antycznego rzecznego boga Enipeusa). Niektóre mity podają, że kąpiel w Enipeas odbiera dziewictwo ... Aktualnie w wannie Zeusa się jednak kąpać nie wolno, bo jest tam ujęcie wody pitnej dla Litochoro, a spaceruje się ścieżką poprowadzoną po betonowych belkach bezpośrednio nad akweduktem. Poniżej kilka zdjęć (z późniejszego, wieczornego spaceru) - z widocznym na horyzoncie grzbietem Olimpu.

      IMG_20240812_202853.thumb.jpg.653482c20312bf3f39fba5f6ae10d38a.jpg

      IMG_20240812_202430.thumb.jpg.7629ebd9e41ddb27c401cd3d4ecdd3fe.jpg

      IMG_20240812_203915.thumb.jpg.9306cd21979016f5165f87d9027fa3d7.jpg

      Mniej więcej w połowie promenady odchodzi w górę ścieżka do długodystansowego szlaku E4 przez górny bieg wąwozu i dalej na sam Olimp. Z punktu widokowego podziwiamy Litochoro i wody Zatoki Salonickiej.

      IMG_20240808_100746.thumb.jpg.2ac7f3b5631b7230e4660e038cc2337b.jpg

      A w drugą stronę - widoki takie!

       aIMG_20240808_101553.thumb.jpg.1439b635af1d60c5742e2677cb02e9fa.jpg

      Początkowe 6 km idzie się trawersując zbocze ponad korytem rzeki. Górski las czasem daje trochę cienia i ochłody przed grzejącym słońcem. IMG_20240808_120941.thumb.jpg.9b9b00e48e23490541a7601c54f7ac2d.jpg

      IMG_20240808_122938.thumb.jpg.b3e55e469db2a7eeb0246cfb64472121.jpg

      IMG_20240808_122956.thumb.jpg.b1938916d5304e9cfafede1a9f1ab5d4.jpg

      Wkrótce dochodzimy do rzeki - na zdjęciu mój małżonek, Darek, odpoczywający na kamieniu. Woda jest krystaliczna i cudownie chłodna.

      IMG_20240808_130910.thumb.jpg.0f330e0d92f578dae14986cd22009881.jpg

      Tablice informacyjne przy wejściu na szlak informują po angielsku i grecku, że szlak w zasadzie jest zamknięty z powodu zerwanych mostków. Po drodze jednak spotykamy trochę osób, więc postanawiamy zaryzykować i przekonać się, jak to na miejscu wygląda. O ile pierwszy mostek jeszcze jest w całości, to drugi wygląda tak:

      IMG_20240808_132551.thumb.jpg.da99d6cc99561390d553053741abb80b.jpg

      Pozostaje nam przejście po kamieniach - pierwszym razem udaje się suchą nogą, przy kolejnych mostkach już nie do końca - z sześciu ocalała połowa. Ale jest pięknie.IMG_20240808_135614.thumb.jpg.34f72690b9b4a5eae428b6a5d050e0c8.jpg

      IMG_20240808_135618.thumb.jpg.6ff8aaee26d8e68d5c6e9a7d035b8d09.jpg

      Docieramy do jaskinii św. Dionizego ze świętym źródełkiem:

      IMG_20240808_140447.thumb.jpg.4c7ed9fa303b2b478bab5b787a751f80.jpg

      I do klasztoru pod wezwaniem tego samego świętego. Klasztor na zewnątrz bunkrowaty, ale dziedziniec i wnętrze bardzo ładne. Obok budynku spory parking z dojazdem do szosy z Litochoro do Prionii, można więc dojechać tutaj również samochodem. Wokół klasztoru wala się trochę śmieci i wałęsa się kilka bezpańskich psów - bezdomne zwierzęta to niestety częsty widok w Grecji.

      IMG_20240808_144005.thumb.jpg.ef1038adf897fdc1f6325a811703c93a.jpg

      IMG_20240808_144236.thumb.jpg.a01fe3d54e5d1774cc350598fa2a02af.jpg

      IMG_20240808_144254.thumb.jpg.5880a6a9d93659306c467e04340f6258.jpg

      IMG_20240808_144059.thumb.jpg.72ebbac7ae636c9a735b6663304845fe.jpg

      Na ostatnim odcinku szlaku - między klasztorem a Prionią - ludzi jest sporo. Pewnie to zasługa możliwości dojazdu samochodem. Niektórzy korzystają z możliwości kąpieli w wodospadach. Woda jest tu jednak lodowata - odważyłam się tylko umoczyć nogi.

      IMG_20240808_150854.thumb.jpg.e836867c51b2979952fd5b0e8b748983.jpg

      Do parkingu w Prionii docieramy około 17-tej, po 18 km wędrówki. Jest tutaj tawerna z fajnym, greckim jedzonkiem - w wydaniu górskim. Zamawiam zaskakująco smaczną zupę z kozy i decydujemy się, że kierowcy z naszej ekipy pojadą autostopem do Litochoro po auta, a reszta zejdzie w tym czasie kawałek niżej szlakiem. Jako, że zupa była syta, to resztą kanapek podzieliłam się z bezdomną suką spod klasztoru i po przewędrowaniu ponad 22 km i 1300 m przewyższenia wróciliśmy do Litochoro.

      IMG_20240808_213714.thumb.jpg.dae6fb9e19a1f15035a1d0e7336e6aac.jpg

      [cdn.]

    4. Zagronie
      Latest Entry

       

      Post 26

      Baku, Kijów

      Dwudziestego trzeciego września

      Rano lecimy do Baku. Samolot jest już znacznie większy.  Odrzutowiec TU-135. Pogoda kiepska. Widać z góry szare pustynie, potem pojawia się morze. A na nim wieże naftowe. Morze Kaspijskie jest płytkie. Pomiędzy wieżami biegną nad wodą pomosty. Wież przybywa, jest ich coraz więcej, lepiej też już widocznych, bo samolot schodzi w dół. Pomostów też przybywa. W wodzie stoi już cały las wież. Widać Baku. Plątanina pomostów dąży w kierunku miasta. Lądujemy.

      Po obu stronach drogi z lotniska do miasta wieże i rury do transportu ropy.  Biegnące po ziemi we wszystkich możliwych kierunkach. Jesteśmy w Baku. Idziemy spacerkiem nad morze. Ładna zatoka i przyjemny bulwar z restauracyjkami.

      Mamy nieco miejscowego grosza, po udanym handlu. Herbatę podają tu z dużych samowarów.  Trochę na sposób afgański. Dostaje się duży, ceramiczny czajnik herbaty i do tego szklaneczkę. Na spodku leżą kawałki cukru, które się ssie, popijając ze szklaneczki gorącą, gorzką herbatą.

      Ma tu być ładne stare miasto. Zobaczymy więc, jak to jest w praktyce. Już nieco się naciąłem na Samarkandzie. Orbis organizował tam wycieczki i pisano dużo u nas, jaka tam jest  egzotyka i wspaniałe zabytki. W czasie powrotu z  Hindukuszu nieco sobie tam pospacerowałem. Z dużym jednak rozczarowaniem.

      Widzimy mury miejskie Baku. Od trzynastego do dziewiętnastego wieku. Dość prymitywnie to tu restaurują. Stare miasto jest wewnątrz nich.  Wąskie uliczki. Meczet. Jakieś fragmenty dworu Szirwanszacha. Zdaje się szesnasty wiek. Nic specjalnie ciekawego. Może już jestem zepsuty po Iranie i Indiach.

      Hotel jest najbardziej luksusowy, jaki  mamy w  ZSSR, ale otrzymany po małej awanturze. Jest telewizor. Niestety, tak jak w Taszkiencie - zepsuty. Łazienka nieco zdewastowana. Ale za  to z gorącą wodą.

      24.09.

      Lecimy dziś do Kijowa. Wczoraj w Inturiście,  przy kupnie biletu lotniczego, wyrażono wielkie zdziwienie. Skąd my znaleźliśmy się w Baku? Nie mieliśmy prawa tu być!  Z Termezu powinno się nas było wyekspediować najkrótszą drogą do Polski.

      A mnie chodziło po głowie, że mając sporo rubli jak na mnie, moglibyśmy ewentualnie polecieć sobie do Irkucka i zobaczyć Bajkał. Jedno z moich marzeń. Zarzuciłem tą myśl, bo nie chciałem stresować żony, dodatkowym opóźnieniem i niewiedzą, gdzie jestem. I tak była wystarczająco zestresowana moich wyjazdem do Indii. Wiedziała przecież z praktyki w Iranie, jakich niespodzianek można się spodziewać w czasie takich wojaży jak nasze. Teraz wiedziała, że już wracam do domu. Pisałem kartkę o przewidywanej trasie powrotu.

      Teraz tu w Baku było już wiadomo, że nad żaden Bajkał byśmy nie polecieli. Nie sprzedano by nam biletów. Kasjerka na lotnisku w dalekim Termezie była zdaje się nie bardzo gramotna  i nie powinna nam była sprzedać lotu do Baku, Tylko wprost do Kijowa przez Taszkient. No więc musieli z konieczności nam załatwić jak najszybciej lot do Kijowa, by „inostrańcy” nie włóczyli się po terytorium bratniego kraju.

      Lecimy razem z jakąś polską wycieczką starszych pań, które tu węszą za złotem. My też powęszymy. Bo co robić z rublami, które kupiliśmy za dolary, w pośredni sposób, poprzez chusteczki dla Uzbeczek?  Kupimy złoto czternastokaratowe, bo tylko takie tu sprzedają  i sprzeda się go u nas u Jubilera.

      W sumie cała operacja, biorąc u nas czarnorynkowy kurs zielonego, daje pewne dobre przebicie. Musimy sobie, jak jest okazja, powetować nieco straty, poniesione w Indiach przez głupią żądzę przygody. Nie lepiej to byłoby siedzieć w domu i ciułać na samochód?  Podliczając te kilka eskapad - do Iranu, Afganistanu i Indii zebrałoby się może na jakąś, giełdową Skodę.

      Samolot znów inny. Tym razem Ił-18. Turboodrzutowy. Mam szczęście. Znowu mam miejsce przy oknie. I to właściwej strony. Czteromotorowy. Spoglądam przez okienko na skrzydło z przyczepionymi dwoma potężnymi silnikami. Każdy ma  ogromne śmigło z czterema łopatami.  Nagle łopaty skrajnego silnika zaczęły się pomału obracać. Szybkość ich wzrosła i z silnika buchnął bury dym.

      Silnik zaskoczył. Obroty śmigieł  gwałtownie wzrosły. Już nie było widać pojedynczych obracających się łopat, tylko lekko drgające w miejscu śmigieł  powietrzne koło. Silnik grzmiał. Przyszła potem kolej na  następny, a  z drugiej strony na  pozostałe dwa. Koncert czterech potworów zagłuszał wszystko. Samolot drgał. Po uniesieniu się powietrze drgawki ustały, ale huk i wirujące koła za oknem pozostały.

      Lecimy najpierw na północ, omijając łańcuch Kaukazu, od strony Morza Kaspijskiego, a potem wzdłuż tego łańcucha na zachód. Właściwa strona dla mnie jest ta, z której widać góry. Oglądam wspaniałą panoramę  ośnieżonych gór. Wprawdzie trochę daleko, ale widać nieźle.

      Nie leci też tak wysoko, jak duże odrzutowce. Wysokość gór wzrasta. Widać jakąś dużą grupę. Może to Uszba? Opisywana często w literaturze górskiej zalodzona grupa górska w Kaukazie.

      Potem widać potężny, dwuwierzchołkowy szczyt o łagodnych stokach. Wiem doskonale jak się nazywa - Elbrus. Najwyższy szczyt Kaukazu. Też podobno wygasły wulkan jak Demawend w Elbursie. Zaledwie niższy do niego tylko kilkadziesiąt metrów. Ale za to potężnie zalodzony. Tylko to on może być. Widać doskonale przełączkę między szczytami. Po minięciu tej góry samolot bierze zwrot na północ i Kaukaz znika. Widok był wspaniały. Białe chmury w dole i białe góry na horyzoncie. Kończy się moja indyjska przygoda.

      Epilog

      Co mi pozostało w pamięci po poznaniu Indii? Zaledwie po ich dotknięciu, a raczej muśnięciu. Pozostała wdzięczność Stwórcy, że się urodziłem w Polsce, a nie w Indiach! Byłem wykształcony, miałem pracę. Mieliśmy mieszkanie M-4 i telewizor czarno-biały. Wprawdzie się często psuł, ale zawsze udawało mi się go naprawić. Mieliśmy syna i nawet nowy samochód  Syrenę.

      W niedzielę, a potem nawet w sobotę, bo Gierek pozwolił na sześć wolnych sobót w roku, jechaliśmy do Okocimia, gdzie mama spędzała z moją siostrą wakacje. W zimie były wypady na narty. Byłem szczęściarzem życiowym. Spłynął na mnie ogromny spokój. Nasze polskie problemy były jakieś małe, nikłe, bez porównania w stosunku do tego, co tam zobaczyłem.

      Ceny

      Termez - 5 rubli za przewóz kutrem po Amudarii do Ajratanu w Afganistanie.

      ● Afganistan

      Ajratan - Mazar-i Szerif - 30 Afs(afgani-waluta w Afganistanie).

      Hotel w Mazar-i Szerif – 30 do 60 Afs.

      Mazar-i Szerif – Kabul(ok. 600 km) - wynajęta taksówka – 100 Afs plus bagaż(pow. 20 kg – 15 Afs za 7 kg).

      Hotel w Kabulu - 25 Afs(Friends Hotel – Shar-I Nau).

      Kabul – Peszawar(ok. 500 km) - 100 Afs, plus opłata za bagaż jak z Mazar-i Szerif.

      Wymiana: 1$ = 43 do 45 Afs

      ● Pakistan

      Peszawar Hotel, ok. 5 Rp(rupii pakistańskich).

      Peszawar – Lahore – 25 Rp autobus(może wrosnąć do 40 Rp – zależnie od pojazdu).

      Hotel w Lahore – 6 Rp.

      Lahore – Amritsar – pociąg - ok. 6  Rp.

      Wymiana 1 $ = 9,5 Rp

      ● Indie

      Przelicznik; 1 $ = 8,7 R .W niektórych rejonach Indii  dawano za dolara nieco ponad 9 R

      Amritsar – Deli – pociąg - ok. 26 R(rupii indyjskich).

      Hotel(w stylu indyjskim) w Deli – 2 do 10 R.

      Deli – Chandigarth – pociąg (266 km)- 18 R.

      Chandigarth – Manali –autobus(300 km) - 23 R, plus bagaż.

      Manali – Hotel – 6 R.

      Manali – Keylong – Darcha (170 km)– 13 R.

      Hotel w Keylong – 3 R.

      Kulis – 25 do 30 R na dzień do 30 kg.

      Koń(muł) – średnio 25 R na dzień – 60 kg.

      Pociąg na trasie Dehli – Madras – Trivandrum – Bangalore – Bombay – Janhsi  - Dehli- 7500 km. Bilet specjalny zakupiony w Boroda House p. 35. Tzw. circular ticket – 196,9 R.

      Ceny autobusów – średnio- ok. 6 do 8 R za 100 km.

      Ceny pociągów – 40 R za 1000 km(2 klasa-sypialny), plus opłata za rezerwację miejsca 5,5 R

      Autobusy miejskie 30 pesa(z podziału rupii na 100 części).

      Potrawy w Indiach

      Mutton biriyani – ryż z baraniną(kawałkami), cebulką i kapustą – smaczny.

      Reis biriyani – ryż po wegetariańsku do tego 4 do 6 różnych bardzo ostrych sosów - podawany na południu Indii.

      Porotta albo Barotta – bardzo smaczne placuszki o różnych wymiarach, zależnie od okolicy – spotykane tylko na południu.

      Puri – też smaczne placuszki o dość różnej konsystencji – sprzedawane na północy.

      Placuszki z ryżu(południe) – niezbyt smaczne.

      Czapati(Chapati) – placki z mąki i wody, cienkie i o smaku przypieczonego ciasta na makaron – północ kraju.

      Jajka – sadzone, gotowane, omlet.

      Ryba z curry, ryba pieczona – południe, wybrzeże.

      Napoje

      Herbata z mlekiem – całe Indie

      Kawa(naturalna) z mlekiem – więcej na południu, gdzie jest tańsza od herbaty z mlekiem

      Mleko słodzone(bawolic, kozie)

      Napoje butelkowane – cola, fanta, woda sodowa i jeszcze inne – raczej słodkie

      Owoce

      Piru – owoc podobny do jabłka, ale smaku bliżej nieokreślonym, smak może pośredni między papierówką a dynią

      Ananas

      Orzech koksowy – dojrzały posiada mało mleczka a dużo miąższu. Niedojrzały gasi dobrze pragnienie. Zawiera ok. trzy czwarte szklanki mleczka. Są z grubsza biorąc - podłużny i podobny kształtem do orzecha laskowego – tylko b. duży.

      Banany – duże i małe żółte, zielone, czerwono-brązowe.

      Jabłka – tylko północ.

      Gruszka-jabłko? – smak podobny do gruszki.

      Mango – sezon lipiec, sierpień.

      Pomarańcze – mało soczyste i smaku gorszym od tych kupowanych w naszym kraju.

      Cytryny – malutkie z cienką skórką(limonki).

      Japoński owoc – czerwony, podobny do pomidora o zwartym miąższu. Zatyka jak niedobra gruszka.

      Winogrona.

       

                                                                                                                              

       

       

    5. Dłuższą chwilę mnie nie było na forum, ale wracam z relacją z wczorajszej wycieczki.

      Ostatni wyjazd w góry był w maju, tęskniłam strasznie za Tatrami, i już na prawdę stawałam na głowie żeby udało się zgrać dzień wolny z ładną pogodą. Obserwacja prognozy od kilku tygodni, trasa obmyślana jakiś czas temu i w końcu udało się - niedziela powinna być ok. Bałam się, że niedziela  w Tatrach to zły pomysł, ale z tego co zauważyłam to Tatry Zachodnie nie są aż tak oblegane jak Morskie Oko, Giewont czy inny Kasprowy. No więc tak: piątek i sobota 12 h w pracy na nogach, a w niedzielę pobudka o 4 i w drogę.... :)

      Wracając z pracy w piątek po 21 coś zaczęło piszczeć w aucie-koniec klocków. no po prostu swietnie....i po wyjezdzie sobie myślę. Na szczęście Miśkowi udało się jakieś znaleźć w garażu i w nocy zmieniał ....Pobudka o 4, zbieramy się, pakujemy rowery do auta - nie możemy znaleźć śruby od koła....dobra udało się, coś wymyślił :D Pogoda jakaś dziwna się wydaje, ale jeszcze słońce nie wzeszło więc mam nadzieję, że jednak będzie ładnie....jedziemy, coś chmury nad tymi Tatrami Zachodnimi. Misiek już zły bo to wygląda na burzowe chmury.....zaczęło padać po drodze, no po prostu myślałam, że zwariuje.....zaczyna wiać...no ale cóż, dojechaliśmy, pogoda się uspokoiła, ale dalej pochmurno, będzie co bedzie, nic nie poradzimy. Plan był, że dojeżdzamy rowerami do polany Trzydniowki, idziemy dalej z buta dalej w stronę schroniska, odbijamy w lewo na szlak papieski i tamtędy na Trzydniowiański i wracamy na Polanę Trzydniówkę od razu do rowerów i wracamy. No  i dobra, wysiadamy z auta, rowery przygotowane, Mikołaj chce dopompować powietrza, a tu powietrze zeszło całkowicie i nie chce się ruszyc.......no wszystkie znaki mówią zeby odpuscić.....w koncu jego rower został w aucie, a my wypozyczylismy rower z wypozyczalni.  Oczywiscie dokument tozsamosci został w aucie, dobrze ze ja mialam swój chociaz :P No dobra, ruszamy... dojechaliśmy do miejsca gdzie mamy zostawić rowery, i ruszamy dalej z buta, zaczyna padać....no świetnie. Nad Wołowcem widac ciemne szare ciężkie chmury, no jak nic na burzę....ja juz załamana i wkurzona...nie wiemy co robić, najrozsądniej byłoby wrócić, ale żal....na chwilę schowalismy się od deszczu pod drzewami....po jakims czasie przestalo padać, poszlismy w strone schroniska, Misiek jest za tym zeby wracac, albo dojsc do schroniska i wracac, ja stwierdziłam, że moze przeczekamy bo z drugiej strony powoli było widac słonce...w końcu doszliśmy do schroniska na Polanie Chochołowskiej. tam posiedzieliśmy, zaczeło wychodzic słonce, ale przy wysokosci ok 2000 m n.p.m. widać bylo chmury....po wielu dylematach Misiek mowi ze nigdzie nie idzie wyzej, wracamy, moze przejdzie moze nie, bezpieczniej zawrocic-wiedzialam ze ma rację, ale jednak mialam nadzieje, że sie rozpogodzi i ze pojdziemy. dobra, posiedzielismy jeszcze kolo wypasu owiec, zaczelo sie robić coraz ładniej, było ju z kolo 10.00 wiec dosc pozno, plan był inny, ale co zrobić. dobra, w koncu Misiek uległ i poszlismy na góre :D Na początku szlak był dość łagodny i szło się całkiem przyjemnie, słoneczko świeciło, wiał ciepły wiatr, raczej płasko niż mocno pod górę. Dopiero później szlak zaczął się piąć mocniej do góry, temperatura też robila swoje i mielismy coraz mniej sił. Podejscie na samą górę już w ogóle dało na w d....nogi :P masakra, ja już ledwo miałam siłe iść, a nie wiem jak Misiek doczołgał się do mnie haha co prawda został w tyle, a ja poszłam już sama na szczyt żeby odpocząć i zjeść :) Przed wyjazdem myślałam, czy nie zahaczyć o Kończysty Wierch jeszcze- to już tylko godzinka z trzydniowiańskiego, ale odpuscilismy. Może gdyby była wczesniejsza godzina to byśmy się zdecydowali, ale tak to odpuścilismy, poza tym na prawde byliśmy wypruci :P

      Na gorze odpoczęlismy, napatrzyliśmy się na przepiękne widoki i ruszylismy w dół Krowim Żlebem-cieszę się że taki kierunek wybrałam, bo zejście było dośc strome, dało nam też popalic, ale chyba jednak wolałam schodzić tędy bo jakbym miała wchodzic pod górę tak stromo to bym umarła w polowie drogi chyba haha. Z drugiej strony niby jakbym miala to strome podejscie za sobą to pytam tylko lżej by mi się schodziło tamtym szlakiem, sama nie wiem co lepsze, ale i tak i tak dałoby w kość:P po  dość długim schodzeniu, moje kolana i ścięgna miały już serdcznie dośc. Największym zbawieniem okazał się oczywiscie rower-przekonalismy się o tym juz nie raz. Zawsze jak idziemy gdzieś z Chochołowskiej to roweramy podjeżdzamy gdzie się da :) Jak juz się wsiądzie na rower w drodze powrotnej to nawet nie trzeba pedałować :D a jeszcze jak się mija tych wszystkich ludzi i za chwilę jest się na dole...no bajka :D Balismy się troche ze to niedziela i że będą tłumy-na szlaku na Trzydniowiański mijaliśmy moze 10 osob....schodzą już troche wiecej - troche ludzi wchodzilo dopiero, ale mimo wszystko było na prawdę baaardzo mało ludzi. Trzeba wiedzieć gdzie iść żeby nie było tłumów :P w samej Dolinie jednak dosc sporo ludzi-głównie rodziny z dziecmi, wracajac rowerem trzeba bylo uwazac bo potrafili isć całą szerokością, albo dzieci nieoczekiwanie wybiegały pod koła :P wiadomo jak to jest. Na koniec zjedlismy pyszny i nawet nie drogi obiadek w karczmie kawałek za wyjsciem z Doliny. Mało ludzi, tanio, krotki czas oczekiwania, a jedzonko przepyszne :D

      Mimo wielu przeciwności był to na prawdę udany i męczący(pozytywnie)dzień. a powrót? z Chochołowskiej do Mogilan pod Krakowem około połtorej godziny. A wyjechalismy kolo 17 dopiero.....jechalismy za google maps, zadnego korka, zadnych 2 czy 3 godzin na zakopiance jak straszyli ;)

      Także dzień przecudowny, mam nadzieję, że jak najszybciej uda mi się znowu wrócić w Tatry:)

      Filmik będzie później, na razie kilka zdjęć :)

       

      1.jpg

      2.jpg

      3.jpg

      4.jpg

      5.jpg

      6.jpg

      7.jpg

      8.jpg

      9.jpg

      10.jpg

      11.jpg

      12.jpg

      13.jpg

      14.jpg

      15.jpg

      16.jpg

      17.jpg

      18.jpg

      19.jpg

      20.jpg

      21.jpg

      22.jpg

      23.jpg

      24.jpg

      25.jpg

      26.jpg

Booking.com


www.trentino.pl skionline.tv
partnerzy
ispo.com WorldSkiTest Stowarzyszenie Instruktorów i Trenerów Narciarstwa PZN Wypożyczalnie i Centra testowe WinterGroup Steinacher und Maier Public Relation
Copyright © 1997-2021
×
×
  • Create New...