Patscherkofel w śnieżycy
No tak… skończyła się łatwa i przyjemna pogoda. Rozpoczęła się pogoda walki. Śnieżyca, kopce, chmura, mgła i parująca para.
Trzeci dzień, specjalnie do tej pogody, z karnetem Ski&City spędziliśmy na ośrodku Innsbruck Patscherkofel. Dlaczego taki wybór na tak słabą pogodę, a nie, na przykład, Stubai? Proste - w lesie zawsze lepszy kontrast widzenia.
Ośrodek mały i niski. Obsługiwany przez jedną wypasioną gondolę, orczyk przy parku i orczyk przy oświetlonej trasie.
Tereny dla dzieci z taśmami.
Restauracji kilka - jest co wybierać.
Mapka:
Dolna stacja (parkingi przy stacji płatne, 6 EUR - to i tak taniej niż w pierwszy dzień u Słowaków od Gopassa z pierwszego dnia… tam 10):
Gondola:
Trasy czerwone i czarne… jedna niebieska do stacji pośredniej.
Trasa treningowa, oświetlona. Pół dnia stały tu tyczki.
Poza nowoczesnymi restauracjami jest jedna perełka:
Trasa nr 2… kiedyś, tu odbywały się ważne zawody… ktoś wie jakie i kto wygrał, kiedy?
…
Pod koniec dnia zaczęło się przejaśniać:
I zrobiły się cudne widoki:
Proszę:
Albo przy pośredniej:
Morze chmur:
A pod nimi Innsbruck…
Dzień trudny, ale fajny.
Ośrodek dla dobrze jeżdżących. Lodowy podkład i szyszki z drzew na trasie… tysiące… bez ostrych krawędzi wstęp wzbroniony.
Te szyszki zapamiętam z tego miejsca najbardziej… w sumie dobrze, że nie kamienie… ale ślizgi nart i tak do roboty.
Krótki filmik z mojego kanału na Tik Toku „nogi bolo”… więcej opublikuję po powrocie.
Gdzie jutro?
Zaraz zdecyduję po analizie pogody.
Pozdrawiam
marboru
2 komentarze
Rekomendowane komentarze