Zillertal,
Czesc, byłem tam, wróciłem, było fajnie.
Na początek kwatera, duza bo dla 6 osób ale położona na zadupiu wyżej niż Hart. Wstawalismy o 7ej rano, o 8.30 wyjazd na narty - kanapki, herbata w termosie jak za starych dobrych czasów. Zero łażenia po okolicy bo nie było gdzie.
Pierwszy dzien: niedziela, 9 marca, jedziemy do Mhofen, bo tam narty zamówione, SL12 i Elany SLX, kupa kasy 120 euro za pare na 6 dni ale trudno, kolejka do kabin żeby na Penken wiechać. Na górze słoneczko, trasy przygotowane, zwiedzanie doliny, potem "kowadełkiem" na Rastkogel i tam też jezdzilismy.
Drugi dzień: poniedziałek 10 marca, jedziemy na Tux na lodowiec, no bo jak trza kiedys zaliczyc a pogoda piekna, po drodze info na tablicy, że wieje wiatr na górze ale jedziem dalej. Wjechalismy kabinami na samą góre a tam mgła i wieje niemiłosiernie, nie widać dokąd sie jedzie, ludzi na stoku nie widać, wiec zsunelismy się nizej, żeby jezdzic na niebieskich.
Trzeci dzien: wtorek 11 marca, Kaltenbach - HochZillertal, rano pochmurno ale w ciągu dnia się wypogodziło. Oczywiscie na początku zwiedzać trza więc dotarlismy do Hochfugen i tam klepalismy na niebieskiej 11e na samym szczycie, potem zjazd w dół pare zjazdów na dole i powrót do HochZillertal, dalej jazda chyba na czerwonej 5e, potem wycieczka w lewo do baru Panorama gdzie ważka stoi i pajak na szczycie. Pogoda już sie psuje tworzą się chmury i nic nie widać z Panoramy.
Czwarty dzień: środa 12 marca, Arena. Kolejka do kolejki, dużo ziomków. Oczywiscie zwiedzanie więc szybko dostajemy się na drugą stronę góry na Gerlos, parę zjazdów na niebieskiej, dalej nie jedziemy bo jest czarna a w dodatku ciepło się zrobiło i pewnie kasza na dole. Chcemy wrócić na Arenę a tu trasa zamknieta a wyciag chodzi od czasu do czasu, jedziemy do wyciągu ryzykując podchodzenie ale spoko ruszył i dotarlismy na Arene, po drodze juz wiatr zaczal wiac (dobrze, ze kominiarke miałem) wiec okazało sie, że na Arenie wyciagi juz nie chodzą, no to zjechalismy do baru a potem do samochodu i do nas do Fugen na Spieljocha. Na Spieljochu pada mokry snieg i jest mgła, trudne warunki, mokry śnieg ale jezdzimy, co bardziej mięccy do baru zeszli na grzane wino. Tłuczemy te niebieską najwyzsza trase.
Piąty dzien: pogoda słoneczna, jedziemy na Spieljocha bo koles komore zostawil w restauracji. Jesteśmy pierwsi, ratraki chodzą, trasy przygotowane ale my nie zostajemy, jedziemy na lodowiec. Na lodowcu niemalze powtórka z poniedziałku. Na górze słońce zza chmur i wieje, więc jezdzimy troche nizej, na sam koniec jeszcze nizej.
Szósty dzien: Ahorn, ciekawa kolej na góre a na górze lotnisko plaskie, jakas niebieska i taka mała czerwona, na której dzieciaki trenują, na początku scianka wiec klasykiem trza pociac, potem mozna juz carvingowo pojezdzic bo sie wypłaszcza ale zaraz koniec, krótka strasznie. Polecam Igloo Bar szczególnie w środku, taka atrakcja.
Siodmy dzień: powrót, zero korków, o których czytałem na portalu, byliśmy wprawdzie na początku doliny, korki zaczeły sie dopiero na autostradzie.
Zillertal - bardzo duzo jezdzenia, duzo zwiedzania, prawie codziennie gdzie indziej. Wyjazd super ale pogoda mogłaby być bardziej słoneczna. Dużo stoków słabiej przygotowanych po nocnych opadach sniegu.
No, to tylko taka krótka relacja.
Dzięki za namiary na Dominika.
Zdrów