W tym sezonie trwam w swoim postanowieniu, że moja noga (narta) w Szczyrku nie postanie, choć - biorąc po uwagę - ostatnie relacje, byłem dzisiaj bliski złamania swojego postanowienia. Czytając o przygodach Johnnego Narciarza, tylko utwierdzam się w przekonaniu, że trzeba twardym być a nie miętkim i nie dawać zwieść się pojedynczym przypadkom normalnego nartowania na tereneach GAT.
Podobnie jak Johnny wraz z pierwszym pianiem koguta zerwałem się z łóżka i wybrałem się na Nową Osadę z myślą, że pośmigam 1,5-2 godzinki w ludzkich warunkach i do domciu...I to był błąd w rozumowaniu... Już nie podobał mi się sznur aut (raczej rzadko spotykany o tej porze) ciągnących jedynką w stronę gór. Myślę sobie - ktoś pojedzie do Szczyrku, ktoś na Soszów, inny na Cienków - będzie dobrze. To był kolejny błąd w rozumowaniu...Kiedy podjechałem o godz. 8.10 na parking już wiedziałem, że pełne parkingi muszą coś znaczyć ( a konkretnie tłumy). Jeszcze tylko 15 minut w kolejce do kasy i już można zapiąć narty i ... do kolejki do krzesła. Zjechałem tak 4 razy i pomyślałem: "Chłopie po ci to? Za 2 tygodnie pojedziesz do normalnego kraju, gdzie mają normalne wyciągi, normalne ośrodki narciarskie itp. Jedź do domu, pobaw się z dziećmi..." Tak też własnie uczyniłem. Korek w stronę Wisły (zaczynający się ok 1 km przed Ustroniem) tylko mnie utwierdził w słuszności decyzji. I podobnie jak Johnny miałem ochotę otworzyć okno i krzyczeć : WRACAJCIE DO DOMU!!!!!!!! NIE POWIELAJCIE MOJEGO BŁĘDU!!!!!!!
Pozdrawiam, Przemek