Narty - skionline.pl
Skocz do zawartości

Chińska Wyprawa - Mustang ATA


marboru

Rekomendowane odpowiedzi

Od dawna szukałem na necie ciekawej wyprawy free bądź turowej do Chin.

Udało się :smile:

Znalazłem świetną, polską, narciarską relację z Wyprawy na Mustang Atę.

Oto ta przygoda:

Mustang Ata, czyli narciarski raj w środku lata

W maju 2012, dojeżdżając do Chamonix, odbieram telefon - dzwoni do mnie znajoma z propozycją wyjazdu narciarskiego na Mustang Atę w Chinach z piątką znajomych. Kończę rozmowę skupiony na najbliższych celach, po głowie zaczynają jednak chodzić te Chiny, które zawsze chciałem zobaczyć. No i jeszcze ta nazwa… Mustang Ata. Temat niczym bumerang wraca po powrocie z Alp. Ekipa jest zmotywowana; widać, że dla wszystkich jest to przygoda, na którą mają chrapkę. Zobaczyłem zdjęcie góry i wiedziałem już, że chcę tam pojechać.

Wyprawa nabiera rumieńców pod koniec czerwca i pomimo niedyspozycji jednego z uczestników decydujemy się pojechać w piątkę (Paulina, Magda, Marek, Andrzej i ja). Ale zaraz… nie pojadę przecież na Mustang Atę (7546 m.n.p.m) z moim podstarzałym sprzętem turowym. Wystarcza jedna rozmowa z Jackiem Grzędzielskim z Salewy i dostaję na wyprawę sprzęt do testowania. Jeśli chodzi o sprawdzenie zestawu to nie mam innego wyjścia, jak zrobić to w Tatrach w lecie, ponieważ cały lipiec pracuję jako instruktor. Niosę więc na Halę Gąsienicową zielone Dynafity TLT 5 TF, w których spaceruję z tyłu Betlejemki, żeby sprawdzić czy mnie przypadkiem te cuda nie obcierają. Narty to oczywiście Dynafity z linii Mustang Ata, wiązania Dynafit Vertical ST Stoper , kije węglowe Dynafit, dwa zestawy fok, harszle… uff, mogę jechać.

365629f0f7132e91med.jpg

7500 metrów n.p.m. to nie przelewki. Paulina, Magda, Marek i Andrzej aklimatyzują się wstępnie w Alpach, ja przyjeżdżam do Kirgizji cztery dni wcześniej i aklimatyzuję się do 4600 m w pięknej dolinie Ala-Arcia . Czuję się świetnie, miejscowi Rosjanie są wyjątkowo gościnni, a ściany tak piękne, że aż nie chce mi się jechać nigdzie indziej… ale cóż, trzeba schodzić, bo z Polski wyleciała już ekipa. Od razu po przylocie wszyscy ruszamy wynajętym busem z Biszkeku do Chin. Podróż przez dzikie kirgiskie i chińskie doliny i płaskowyże trwa pełne dwa dni i tak docieramy do Kaszgaru, milionowego miasta w Chinach, gdzie po szybkim przepaku jedziemy dalej Karakorum Highway w kierunku naszej góry. Po kilku godzinach jazdy docieramy do Subax (3600 m n.p.m.) i oczom naszym ukazuje się po raz pierwszy Lodowy Ojciec, jak zwą Mustang Atę miejscowi Urgowie i Kirgizi. Miny nam rzedną , a smaczku dodaje rozmowa z dwójką bardzo solidne wyglądających Włochów (tylko jeden wszedł na szczyt), którzy skwitowali pogawędkę słowami, że torowanie po pas w świeżym śniegu przez kilkanaście kilometrów do najlepszych zabaw na pewno nie należy. Po tej rozmowie decydujemy się jeszcze na szybkie aklimatyzacyjne wyjście w deszczu na 4000 m i już spokojnie śpimy w betonowych jurtach Subax.

74ec7a7dd1b1aeedmed.jpg

Kolejny dzień wita nas słoneczną pogodą. Bagaże odjeżdżają w Jeepie, a my pomału idziemy w kierunku bazy głównej pod Mustang Atą, znajdującą się na 4400 m n.p.m. W bazie spory ruch albo raczej przestój po tygodniu złej pogody - wszyscy zeszli i jest tu około setki fanów tego niecodziennego zajęcia, jakim są narty w środku lata. Pełen przekrój narodowości, ale przeważają Europejczycy. Nowo przybyłymi nikt się nie interesuje, nie ma tu już tej kirgiskiej gościnności, jest za to jest komercja w chińskim wydaniu. W bazie panuje spory bałagan, wszędzie walają się śmieci, z toalet nie sposób skorzystać tak są zanieczyszczone, a na środku bazy po prostu mamy sporych rozmiarów regularne wysypisko śmieci. Niejadalne na dłuższą metę, tłuste i słone jedzenie, wszechobecny brud i śmieci, woda prosto z lodowca, która w żaden sposób nie jest filtrowana. My też nie mamy szczęścia - nasza messa to stary wojskowy namiot bez podłogi, za to z kałużą na środku i krzesłami dla krasnali. Długo tu nie chcemy bawić, na następny dzień planujemy więc pierwsze wyjście na 5100 m. Zostawiamy depozyt i wracamy do bazy. Kolejnego dnia dochodzimy ponownie na 5100 m i zostajemy już na nocleg. Jest cudownie. Przed nami góry po horyzont, nad nami piękne słońce i orły, a do tego sprawdzona podczas wcześniejszych wspólnych wyjazdów ekipa… więc póki co nie ma żadnych kwasów. Marek zaczyna bardziej narzekać na ból głowy, więc zostawiamy depozyt na 5550 m i wracamy na jeszcze jeden nocleg z powrotem na 5100 m.

e4b4327efbd07f66med.jpg

Nowy dzień przynosi lepsze samopoczucie i spokojnie osiągając 5550 m, w dobrych humorach spędzamy tu noc. Pierwsze objawy wysokości zaczynają dawać mi się we znaki i rano nie jestem tak rześki jak każdego poprzedniego dnia. Swoje zrobił też 20-kilogramowy plecak. Jednak po dłuższej chwili dobre samopoczucie wraca i foczymy na nartach w kierunku nieodległej bariery seraków, które jakoś będziemy musieli pokonać. Towarzyszą nam tragarze niosący część bagaży. Kiedy jednak docieramy na pole usiane szczelinami, wszyscy błogosławią linę, jaką uparłem się zabrać pomimo komentarzy w stylu „taka łatwa góra”, na której „nikt nigdy nie widział lawiny” :). Szczeliny są całkiem konkretne, a lawina sporych rozmiarów zatrzymała się metr przed naszą ścieżką. Okazuje się więc, że tak zupełnie lajtowa to ta góra jednak nie jest. Na wysokości 5900 m wszystkim wyraźnie spada tempo. Dochodzimy do 6200 m i po nocy, która dla jednych była łatwiejsza, a dla innych mniej ciekawa, schodzimy na zasłużony odpoczynek do bazy.

9a87cececa578a9cmed.jpg

Wygląd bazy oraz atmosfera w niej panująca po raz kolejny nie zachęcają do dłuższego pobytu. Wszystkie wyprawy zjechały już na dół i zostaliśmy tylko my. Temperatura w bazie spada o około 10 stopni i zaczyna wiać. Według prognozy, od 20 sierpnia na naszej górze robi się zimno. Świeci jednak piękne słońce i wydaje się, że nic nas nie odwiedzie od stanięcia na szczycie. Jednak Marek po noclegu na 6200 m ma już dość i nie chce tam wracać; wie, że przy takim samopoczuciu na sześciu tysiącach nie rokuje to na wejście na szczyt. Dobrze radząca sobie Magda decyduje się zostać z Markiem dla towarzystwa w bazie, bo w końcu mieli wejść razem i, jak twierdzi, bez Marka jej wejście na szczyt się nie liczy. Wytrzymujemy tylko jeden dzień tzw. restu. Jedzenie sięgnęło dna - zgniłe warzywa smażone na starym oleju, brak podstawowych produktów i obojętność Chińczyków na prośby ugotowania czegoś po ludzku. Nasz kucharz jest tu od ponad dwóch miesięcy, wszyscy już wyjechali tylko Polacy każą mu tu siedzieć po sezonie, a przecież w połowie września jedzie na dwa miesiące pod K2. Szybko uciekamy więc na górę i w jeden dzień dochodzimy do 6200 m, gdzie spędzamy nocleg i rano kierujemy się do ostatniego już przed atakiem szczytowym obozu nr 3. Namiot rozbijamy na 6600 m zamiast na 6800 m i kładziemy się wcześnie spać, bo o 2 w nocy czeka nas pobudka. Szczyt wydaje się być na wyciągnięcie ręki. Jesteśmy na tym kolosie sami, a w bazie zostały tylko trzy osoby. Prognozy pogody zapowiadają słońce, ale i zimno okraszone nieprzyjemnym porywistym wiatrem, więc pewności co do wejścia nie mamy.

a21125ffde13811emed.jpg

Przez całą noc naszym małym namiotem targają niezapowiedziane burze śnieżne i przekonani o dużym opadzie śpimy do rana. Jakie jest jednak nasze zdziwienie, gdy na zewnątrz naszym oczom ukazuje się tylko 5-centymetrowa warstwa świeżego śniegu. Najwyraźniej, resztę zalegającą na lodowej skorupie zabrał ze sobą silny wiatr. Jest za późno na atak i w kapitalnych warunkach śniegowych zjeżdżamy na 6200 z zamiarem powrotu kolejnego dnia. Może uda się wejść nawet trochę wyżej, przenocować i w końcu przystąpić do ataku? Niestety, wygląda na to, że noc na 6600 m, spędzona w przedsionku namiotu, totalnie mnie załatwiła i padam ofiarą przeziębieniowej fali gorączki. Musimy zjechać do bazy i choć jeszcze mamy czas na powrót na górę to zdaje się, że wzmagający się wiatr w górnych partiach i odczuwalna temperatura w okolicy -40 Celsjusza skutecznie nam to uniemożliwią. Gdyby baza była komfortowa i dawała tak potrzebny odpoczynek to mielibyśmy jeszcze szansę. W tym układzie nie mamy jednak złudzeń, dla nas to koniec. Z dołu przychodzi Turdubek, jedyny solidny tragarz, jakiego udało nam się poznać i pomaga nam znosić ciężkie plecaki. Razem z Pauliną rozkoszujemy się jazdą, mknąc w dół po stoku przygotowanym jak marzenie - kilka centymetrów puchu na betonie, bosko! W bazie czekają Marek i Magda, a wraz z nimi napięta atmosfera napędzana przez niezadowolenie kucharza. Całość stosunków między nami a agencją zaczyna przypominać sen o Polsce sprzed 30 lat, a że do mieszanki dyktatury z komunizmem kategorycznie nie chcemy wracać, kończymy naszą wyprawę.

Jeszcze tylko jedno solidne zatrucie w restauracji w Kaszgarze, które wszystkich nas mocno przetyrało i już grzecznie wracamy do Polski - nie takiego złego miejsca na ziemi :).

Tym razem się nie udało, ale jesteśmy z powrotem, cali i zdrowi. Na Mustang Atę część z nas na pewno będzie chciała wrócić, bo jazda na nartach po bezkresnych przestrzeniach jej stoków to kapitalne, głęboko zapadające w pamięć przeżycie. Znamy już patenty, wiemy jak się przygotować, a wyjazd po sezonie dał nam niezapomniane chwile bycia z Lodowym Ojcem sam na sam – uczucie, za którym wszyscy już bardzo tęsknimy…

c1ecd24bc4af8d4emed.jpg

Warto zapamiętać:

W tej części Chin, nie ma możliwości zorganizowania akcji ratunkowej z użyciem helikoptera. Wszystkie helikoptery należą bowiem do wojska, które nie użycza ich cywilom. Na miejscu nie ma też żadnych służb ratunkowych, więc trzeba liczyć na własny zespół, czy też słono opłacanych tragarzy, którzy jednak nie mają kompetencji w leczeniu chorób wysokościowych. Konkrety? 1 kilogram ekwipunku, wyniesiony lub zniesiony z 4400 m na 6600 m kosztuje 45 $ !!

Kalendarium

12.08.12 - Przylot do Biszkeku

16.08.12 - Baza pod Mustang Atą

21.08.12 - 6200 m

24.08.12 - 6600 m

26.08.12 - Kaszgar

09.09.12 - Powrót do Polski

Piotr Sztaba

Instruktor Taternictwa Polskiego Związku Alpinizmu

Źródło: salewa.pl

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

www.trentino.pl skionline.tv
partnerzy
ispo.com WorldSkiTest Stowarzyszenie Instruktorów i Trenerów Narciarstwa PZN Wypożyczalnie i Centra testowe WinterGroup Steinacher und Maier Public Relation
Copyright © 1997-2021
×
×
  • Dodaj nową pozycję...