Narty - skionline.pl
Skocz do zawartości

Hińczowa wprost w puchu


Rekomendowane odpowiedzi

Każdy kto był w Morskim Oku i stanął na werandzie schroniska, tak jak ja, po raz pierwszy mając 7 lat, doznał tego porażającego widoku majestatu gór. Na wprost, powyżej tafli Morskiego Oka wzbijają się najwyższe polskie szczyty. To tam wspinają się taternicy wzbudzając od dziecka mój przeogromny podziw.

[video=vimeo;90454621]

Wiele lat minęło i dowiedziałem się, że oto są śmiałkowie co potrafią zjechać pomiędzy tymi skałami na nartach. To tam pomiędzy Mięguszowieckim Szczytem (2438m), a Cubryną (2376m) jest Hińczowa Przełęcz 2323m n.p.m., z której w labiryncie skalnych ścian jest linia umożliwiająca zjazd na nartach. Przewodnik skiturowy wycenia ten zjazd na 5, czyli jeden z najtrudniejszych w Polskich Tatrach. Ekspozycja, podcięte przepaściami pola śnieżne i żleby, nachylenie dochodzące do 50 stopni sprawia, że jakikolwiek błąd i przewrotka w tym miejscu, a nie daj boże zejście lawiny, które schodzą tam nadzwyczaj często, oznacza śmierć śmiałka tam zjeżdżającego.

Filmy ze zjazdów i opowieści osób, które tam były pokazywały jedno: późnowiosenne, mokre firny i walka na zjeździe z ogromnymi nierównościami, pozostałymi po częstych lawinach schodzących z hukiem, aż po taflę jeziora

- Nie, to nie dla mnie! - mówiłem przez wiele lat, ale gdzieś w zakamarkach głowy chodził mi szalony plan, którego nie śmiałem nawet głośno zdradzić.

- Czy nie dałoby się zjechać tego w puchu? - Co?!!! Szaleństwo, niemożliwe, to nie Alaska i film Jeremiego Jones'a!!! - takie miałem czasem myśli... Wybieranie się tam na puch to ogromne ryzyko i niewielu chyba je podejmuje.

Latami zdobywana wiedza i doświadczenie freeridowe pozwalało mi jednak sądzić, że jest to możliwe. Potrzeba tylko idealnego zgrania książkowych warunków pogodowych, przy których następuje opad śniegu. Wiem, taki dzień zdarza się niezwykle rzadko.

Jak wiecie zimą, my freeriderzy pogodę sprawdzamy ok 20 razy na dobę. Wiemy gdzie spada każdy płatek śniegu i w jakich warunkach... Tak i tej rzekomo "słabej" zimy te obserwacje nasiliły się do granic absurdu. Ale to dobrze. Od kilku dni wiedziałem, że w naszych górach dzieje się coś dziwnego jak na tą porę roku. Coś co pozwoliło w końcu uwierzyć, że oto nadchodzi czas spełnienia się Wielkiego, Szalonego i Niemożliwego Marzenia: zjazd Hińczową na wprost w puchu! - zjazd marzenie każdego freeridera. Może to być teraz, ten jedyny raz w życiu! Wszystkie znaki na niebie wskazywały, że siadł tam opad w warunkach mogących zapewnić bezpieczeństwo wejścia i zjazdu.

Tyle mówi teoria z książki, a góry i lawiny to żywioł jak trzęsienia ziemi - nieprzewidywalny. Telefony do znajomych - każdy odmawia, podając prozaiczne powody. Nie róbcie mi tego, czekałem wiele lat na ten dzień... Cóż, sam nie pójdę. Okazja "dobrych" warunków przemija bezpowrotnie, aby za kilka dni powtórzyć się w podobny sposób - spada opad wg książkowej teorii - bezpieczny dla aktywności ludzkiej w wysokich górach. Info z weekendu od instruktorów kursu lawinowego pod Mokiem jest dobre: stare śniegi stabilne. Nowe opady będziemy musieli ocenić sami.

Znów gorączkowe poszukiwania śmiałka, co podejmie ze mną wyzwanie. Jedyny możliwy dzień to środa - wiadomo nikt nie może. Ale oto jest telefon od Majki: - Mam, załatwiłam urlop, jedziemy! -

Super, Maja jest świetną narciarką, wiele lat się wspina, a do tego jest instruktorką na kursach lawinowych. Jej wiedza przyda się jak nigdy. Idealny partner tej szalonej wycieczki.

Nie śpię spokojnie przez najbliższą noc. Przecież możemy nie wrócić do domu żywi ... co my robimy..?

Morskie Oko o poranku wita nas bezchmurnym niebem, lekkim mrozikiem i... 5cm opadem śniegu. Hmm, za mało na bezpieczny zjazd, jeśli tam będzie betonowe podłoże... - takie było info z ostatniego weekendu.

Ruszamy, po przejściu pierwszego żlebu wchodzimy na Mięguszowiecki Kocioł. I tu zdziwienie, świeżego śniegu jest co najmniej 20-30cm. Kopiemy pierwszy profil, badamy warstwy i kolejne zdziwienie: wszystkie opady są stabilnie ze sobą powiązane. Czyżby książkowa teoria się sprawdzała? Pora wykonać decydujący krok: przekroczyć pole śnieżne w/w kotła. Jeśli ruszy jakakolwiek lawina, spadniemy kilkadziesiąt metrów z lodospadu na skały... Od tego miejsca wchodzimy w teren gdzie góry mogą zabrać nam wszystko. Głęboki oddech, kolejne przeanalizowanie wszystkich zmiennych i... ruszam. Serce w przełyku, brnę przez śnieg nie myśląc:

- Tutaj jest jak na polu minowym - nie wiesz czy i gdzie czai się śmierć...

Docieramy do kolejnego żlebu, w którym poschodziły już lawiny, widać urwane niewielkie deski przy skałach, ale prawa strona żlebu jest nieruszona. Im wyżej tym

więcej śniegu.

W kolejnym po pokonaniu szerokiego na 1,5m zwężenia między skałami, sypkiego śniegu jest już 50cm. Nachylenie 47 stopni - nie chcę myśleć jak to ruszy w dół... Kopiemy kolejny profil - warunki bez zmian. Stabilnie... Brniemy w górę. Na Galerii Cubryńskiej (wielkie pola śnieżne górujące tuż pod granią szczytów, nad Morskim Okiem) śniegu jest już 60-70cm.

Ze strachu mierzymy nawet nachylenie (33 stopnie) - uff nachylenie w miarę bezpieczne, może te masy śniegu nie zjadą z nami na te największe urwiska?

Śnieg jest sypki i puszysty jak na Alasce, zapadamy się po uda, siły ubywają szybko. Krótka przerwa na obiad w przepięknej scenerii wysokich Tatr i ruszamy dalej. Zaczyna się mglić, szczyty znikają w chmurach, ale oto po 5h ciężkiego brnięcia wychodzimy na przełęcz. Siadam i oddycham z wielką ulgą... uff na wpół już ocaleni. Jeszcze tylko zjazd... I w tym momencie cały kocioł Morskiego Oka znika w gęstej mgle. Siedzimy na przełęczy 2,5h czekając na rozejście się tej zasłony, podziwiając przepiękne tańce chmur nad graniami Tatr Słowackich. Maja cały czas milczy, ja gadam jak najęty od rzeczy - każdy inaczej reaguje na stres. Jak rzucić się w tą przepaść, jak zjechać, skoro nic nie widać? Szkoda też tego bajkowego śniegu, bo jazda byłaby boska...W pewnym momencie Maja zauważa widmo Brockenu. Hmm każdy wie, że jak zobaczy się je w górach to jest to zła wróżba... dopiero zobaczenie go po raz 3ci czyni nas w górach nieśmiertelnym. Wpatruję się w nie dłużej i... coś niemożliwego - widmo jest potrójne!!! Pora więc jechać!

Słońce zachodzi za Cubryną, zapinamy się, czekany w dłoń, jakby miały coś pomóc, ale mgła nie ustępuje. Stoimy na grani czekając na jakąkolwiek widoczność... minuty mijają, godzina już prawie 17... Nagle mgła rozrzedza się i widać na 20m - nie ma wyjścia. Zaciągam ręczny hamulec - przy tej widoczności nie można tutaj pozwolić sobie na brawurę.

Rzucam się w czeluść pierwszy, licząc, że już na Galerii Cubryńskiej mgła się rozstąpi i bezpiecznie dojadę do pierwszego żlebu, nie gubiąc się w labiryncie skał... Nic takiego, mgła na Galerii gęstnieje, jest jak mleko, widoczność na parę metrów, trochę błądzę, błędnik szaleje, staram się nie zgubić śladów podejścia, to jedyny bezpieczny drogowskaz do domu... Po drodze skaczę upatrzoną wcześniej skałkę, ale za wolno najechałem i wpadłem na lądowaniu po pas w puch, który mnie prawie zatrzymał. Po chwili, jadąc po śladach podejścia wpadam do żlebu, podcinam kontrolnie pierwszym wjazdem śnieg pod kątem 45 stopni i widząc, że nie zsuwa się kontynuuję zjazd. Jazda jak w raju, mój freeridowy NS Raptor niesie jak poduszkowiec, po bokach mijają mnie pionowe, skaliste ściany, jest jak w Mordorze. Doganiają mnie zsuwy mas śniegu – myślę będę szybszy... nic z tego, są jak pendolino, uciekam pod skały, żeby ze sobą mnie nie zabrały. Nachylenie prawie 50 stopni...

Docieram do sławnego przewężenia, pod deską słyszę lód i skały ledwie przykryte przez resztki zsuwającego się śniegu. Można pokonać je tylko na krechę. Nachylenie nie jest duże, ale to tu trzeba uważać najbardziej - stromizna kolejnego żlebu, w połowie odkrytego do żywego lodu, po którym zjechały ostatnie opady, może przy upadku nie pozwolić na bezpieczne zatrzymanie się i człowiek spada w przepaść... Zaciskam zęby, nie ma na co czekać, skok, krecha i już jestem w tym "śmiercionośnym" kuluarze – tutaj czekam na Majkę, która szaleje w każdym skrawku puchu - jej też jedzie się bajecznie, aż musiałem ją troszkę przystopować z tą brawurą :P

Bezpiecznie docieramy na Mięguszowiecki Kocioł, mgła się rozstępuje - widząc, że przeżyliśmy "strefę śmierci" popuszczamy ręczny i w bajecznym puchu śmigamy wprost do tafli Morskiego Oka...

Uff żyjemy, padamy ze zmęczenia, ręce drżą... i rośnie wiara, że nawet niebotyczne marzenia się spełniają. Hińcza poszła w Powder'ze przez duże „P”.

Zjazd był bajkowy i ze względu na „alaskański” warun i towarzyszące mu emocje na pewno będzie w moich top 3 zjazdów życia. Drugiego dnia serwując sobie dla relaksu zjazd z Rysów stwierdziliśmy, że Matka Natura wie co robi - opasała Mięguszowieckie Szczyty mgłą, aby nas nie poniosła brawura na zjeździe, bo mogłoby to skończyć się źle... a przecież spełnione Wielkie Marzenia muszą się dobrze kończyć... tylko trzeba cierpliwie czekać :)

[video=youtube;NCiPUQaFGw8]

Relacja i filmiki:

Mariusz "Vasya" Gaweł

http://www.trzymetrypuchu.pl/

  • Like 9
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Filmik i art znam ale fajnie ze promujesz tutaj na forum :)))). Jak ktoś słyszy Hinczowa, Honoratka... to na większości nie robi to wrażenia bo nie znają, ale jak się słyszy Rysy to już jest wow! :) a zjechać czymś zaczynającym się na H w Tatrach to jest już wyczyn :) na ten moment chyba bym się nie odważył.

Co do Hinczowej Wprost to ostatnio miało miejsce tam cudowne ocalenie 29 marca skiturowiec spadł 500m w doł, jak to określił TOPRowiec to był pierwszy zjazd przez lodospad w pobliżu MSW. O dziwo nie odniósł większych obrażeń, być może za sprawą odpalonego plecaka snowpulsa.

Pozdrawiam

Tomek

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak ktoś słyszy Hinczowa, Honoratka... to na większości nie robi to wrażenia bo nie znają, ale jak się słyszy Rysy to już jest wow! :) a zjechać czymś zaczynającym się na H w Tatrach to jest już wyczyn :) na ten moment chyba bym się nie odważył.

Co do Hinczowej Wprost to ostatnio miało miejsce tam cudowne ocalenie 29 marca skiturowiec spadł 500m w doł, jak to określił TOPRowiec to był pierwszy zjazd przez lodospad w pobliżu MSW. O dziwo nie odniósł większych obrażeń, być może za sprawą odpalonego plecaka snowpulsa.

Spokojnie Tomku - przyjdzie czas i zjazd na H zaliczysz :happy:

Ja, jak na razie, ze swoją techniką jazdy mogę jedynie o tym pomarzyć....ale kto wie, może kiedyś w przyszłości...

Cóż, po przypadku, który zacytowałeś - jazda poza trasą = maksymalne bezpieczeństwo i zabezpieczenia.

Dostępny dzisiaj sprzęt w wielu przypadkach ratuje życie :smile:

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Spokojnie Tomku - przyjdzie czas i zjazd na H zaliczysz :happy:

Ja, jak na razie, ze swoją techniką jazdy mogę jedynie o tym pomarzyć....ale kto wie, może kiedyś w przyszłości...

Cóż, po przypadku, który zacytowałeś - jazda poza trasą = maksymalne bezpieczeństwo i zabezpieczenia.

Dostępny dzisiaj sprzęt w wielu przypadkach ratuje życie :smile:

Mariusz stawiam duże piwo że gdybyśmy się spotkali to okazałoby się że masz dużo lepszą technikę ode mnie :P jeżdzę za szeroko przez co zdarza mi się zrobić A-frame, do tego nie potrafię zrobić prawidłowo obskoku w miejscu :P co jak zapewne wiesz nie wyklucza zjazdów z tatrzańskich S2 :P. Musisz wypożyczyć skitury w YurtaSki u Przemka i sie przespacerować gdzieś w pobliżu Kasprowego (Kondratowa, Skrajna, Karb, Zawrat) bo warto, po takiej jednej wycieczce sporo się zmienia :) chybaże właśnie tej zmiany się obawiasz :D

Pozdrawiam

Tomek

P.S. a co do Hińczowej to na razie życie mi miłe :P ale zawsze mówie "nigdy nie mów nigdy" :) kto wie co będzie za 4,5,6 lat :P

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzięki, znalazłem w necie (subskrypcje mam na takim jednym portalu ). Foty faktycznie przerobione mocno, ale mimo to pierwsza klasa! Fajnie, że młodzież "czuje góry" :biggrin: Będą z nich ludzie !

Co najważniejsze po obejrzeniu takiego motywatora -narty po ostatniej wizycie na Stubai na początku kwietnia spakowałem w pokrowce... miałem w zanadrzu 110 mm pod butem na opad, ale nic nie sypnęło niestety i zostały konkurencje na "twardym" :-) ale chyba je wypakuje - i w Tatrach i w Alpach sypnęło, a w Alpach ma jeszcze sporo dosypać !! :-)

Takie materiały to młyn na wodę !

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ludzie narciarscy to z nich są od dawna :). Jacek to były zawodnik alpejczyk, teraz bawi się poza trasą głownie. Jeździć z nim nie mogę, ale czasami biegamy i gramy w tenisa. Jak chcecie się z nim poznać i może coś "zmalować" to ma fajne apartamenty Alpini przy Droga do Olczy. Klimatyczny platz.

Wysyłane z mojego iPad przy użyciu Tapatalk HD

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

www.trentino.pl skionline.tv
partnerzy
ispo.com WorldSkiTest Stowarzyszenie Instruktorów i Trenerów Narciarstwa PZN Wypożyczalnie i Centra testowe WinterGroup Steinacher und Maier Public Relation
Copyright © 1997-2021
×
×
  • Dodaj nową pozycję...