marboru Napisano 15 Październik 2014 Zgłoszenie Share Napisano 15 Październik 2014 (edytowane) Przyznam się, że nigdy wcześniej nie byłem w bieszczadzkich górach. W samych Biesach tak – ale były to, pobyty typowo wędkarskie albo żeglarskie nad Soliną. Postanowiłem w tym roku nadrobić straty i korzystając z pięknej pogody wyprawiliśmy się – ja z moją drugą połową i kumplem Piotrem weekendowo do Ustrzyk Górnych. Wyjechaliśmy w piątek popołudniu i do celu dotarliśmy na 22. Przed samą miejscowością – zaskoczenie i kontrola straży granicznej – coś takiego to również był dla mnie debiut. Noclegi w prymitywnych domkach ośrodka PTTK, na jeden dzień przed wyprawą tylko to było wolne – zdecydowanie nie polecam. Ale cóż „wygody”, zimna woda – najważniejsza jest przygoda. Wieczorem przy kartach obmyślamy plan na te dwa dni. Ponieważ mamy rowery i chcemy zaliczyć dzień pieszy oraz rowerowy wyboru dokonuje Kumpel (expat), który bywa w Bieszczadach kilka razy w roku i ma w tym względzie doświadczenie. Dzień pierwszy (sobota) – Tarnica. Wybór tego miejsca przeforsowałem ja, chociaż były inne ciekawe propozycje. Po zaliczeniu w tym roku najwyższych Górek Gór Świętokrzyskich i Gorców chciałem zwyczajnie mieć na koncie również najwyższy, bo liczący 1346 m npm szczyt Bieszczadów – Tarnicę. Wybór szlaku: Wołosate, Przełęcz Bukowska, Tarnica…a po drodze zaliczony również Rozsypaniec 1280 m npm oraz Halicz 1333 m npm. W Wołosatych na samym początku drogi odwiedzamy starodawny cmentarzyk oraz pozostałości (fundamenty) po tutejszej Cerkwi. Kierujemy się w stronę Przełęczy Bukowskiej na wysokość 1107 metrów. Na początku idziemy po asfalcie, a potem przechodzimy na wijącą się wśród drzew szutrową drogę. Mijamy malowniczy potok. I po jakimś czasie docieramy do przełęczy i granicy polsko – ukraińskiej. Mimo porannej słabej przejrzystości powietrza zaczyna nam się bardzo podobać. Widok za granicę: Po krótkiej przerwie w drewnianej wiacie ruszamy wąską ścieżką w górę. Na Rozsypaniec iść – to czysta przyjemność. Po minięciu linii lasu odsłaniają się nam tutejsze krajobrazy. Zmienia się również roślinność. Dominują trawy i drobne krzewy i krzewinki. Na pierwszym ze szczytów zaczyna wiać i mimo słonecznej pogody jest dosyć chłodno – dobrze, że wzięliśmy lekkie polary. Na wysokości 1280 m widok na dalszy nasz szlak – Krzemień i Tarnicę jest niesamowity w barwach jesieni. Jeszcze jedno ujęcie Królowej Bieszczad Tarnicy: Po zejściu z Rozsypańca – kolejnym szczytem do zdobycia staje się Halicz 1333 m. Po drodze widoki na ukraińską stronę. Edytowane 15 Październik 2014 przez marboru 5 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
marboru Napisano 15 Październik 2014 Autor Zgłoszenie Share Napisano 15 Październik 2014 Tarnica cześć 2 Kilkanaście minut marszu w górę i można chwilkę odpocząć na ławeczce na szczycie. Bułeczka, kabanosik i kontemplacja przyrody. Idziemy dalej a kolory bombardują nas na szlaku – niesamowicie bombardują! Ścieżka się zwęża i dalsza droga przebiega tuż przy ostrym zboczu Krzemienia. Sam Krzemień i jego skały z szatą roślinną robi na nas fantastyczne wrażenie. W połowie drogi na Przełęcz Goprowską 1160 m możemy zaobserwować Halicz z drugiej strony w całej okazałości. Przyroda czaruje nas coraz bardziej. Tutaj pomarańczowy wydaje się bardziej pomarańczowy a czerwony bardziej czerwony… Zbocze Krzemienia, Halicz a na dole wielobarwny las – magiczna kraina. Jeszcze chwila i ostrawe podejście z Przełęczy Goprowskiej w stronę Tarnicy i docieramy do skrzyżowania szlaków. Tutaj pojawia się masa turystów, którzy przybyli z krótszych i łatwiejszych do przejścia stron. Po chwili zdobywamy szczyt idąc niestety w tłoku. Robimy kilka fotek na najwyższym bieszczadzkim szczycie – 1346 m i opuszczamy Tarnicę udając się szlakiem w stronę Wołosatego, czyli miejsca w którym zostawiliśmy auto. Moja druga połowa na szczycie: Jeszcze tylko kilka fotek, ujęcie w stronę Ustrzyk Górnych… …i uciekamy w dół równie malowniczą ścieżką. Chwila wytchnienia od słońca w lesie – poniżej fotka Expata. Kończymy powoli nasz Bieszczadzki szlak z pierwszego dnia… …w zieleni łąk, wielobarwnym lesie i błękicie nieba. Ostatnie spojrzenie na Tarnicę… Chwila zadumy i kończymy naszą przeszło 23 kilometrową przygodę. Jesteśmy oczarowani Bieszczadami. 4 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
marboru Napisano 15 Październik 2014 Autor Zgłoszenie Share Napisano 15 Październik 2014 Źródło Sanu część 1 Dzień drugi rozpoczynamy od pakowania i zwijania manatków. Idzie nam to dosyć wolno, więc na miejsce startu kolejnej przygody – tym razem rowerowej, do Mucznego docieramy przed dziesiątą. Szybko rozpakowujemy sprzęt… …i ruszamy do „Źródła Sanu” – jeden z najbardziej położonych punktów na południe na mapie Polski. Kiedyś, nie tak dawno temu, teren ten był zamknięty. Dostęp do niego mieli prominentni urzędnicy państwowi oraz najwyższe władze PRLu. To tutaj wczasowali się i polowali, nie tylko „przyjaciele” zza wschodniej granicy, ale również znani zachodni politycy. Dzisiaj, w XXI wieku mogą wszyscy odwiedzać to miejsce. Początek trasy jest łatwy. Podjazd łagodny a pod kołami asfalt. Gdzieś w oddali pedałuje Paula. Po chwili skręcamy w prawo i zaczyna się pierwszy szutrowy podjazd wzdłuż potoku Roztoki. Osiągając jego szczyt możemy napawać się przepięknym krajobrazem z tarasu widokowego. W trakcie zjazdów muszę uważać na większe kamienie i asekurować prędkość trzymając ręce na hamulcach. Pośród trzech naszych rowerów – mój nie jest przystosowany do takich warunków – to zwyczajny, raczej szosowy cross. W trakcie wspinaczki odczuwam również, że moje najniższe przełożenie jest dużo bardziej ciężkie niż w rowerach górskich. Mijamy kolejne wycinki drzew oraz ambony dla obserwatorów? W sumie nie wiem? Może i dla myśliwych…ale czy w Bieszczadzkim Parku Narodowym można polować? Chyba tylko z aparatem. Mieszkają tutaj przecież zarówno sarny, jelenie, ale również żubry, dziki, rysie, wilki i niedźwiedzie. Gnając na złamanie karku obniżamy znacznie wysokość i docieramy do potoku Halicz. Zapewne wypływa on u podnóża odwiedzonego dzień wcześniej szczytu o tej samej nazwie. Pokonując mostek… …przedostajemy się do pozostałości z dawnych lat. Fundamentów zniszczonej cerkwi i dwóch cmentarzy z XIX wieku oraz 12 zbiorowych mogił z czasów I Wojny Światowej. Wracamy na szlak i kierujemy się w okolice Bukowca gdzie znajduje się wejście na teren szlaku „Źródło Sanu”. Kupujemy bilety wstępu do parku po 6 złotych od osoby i zaczynamy główną część naszego dnia. Zaraz za kasami, po prawej stronie – mokradło. Chwilę potem przydrożny ukraiński, prawosławny krzyż z jakimś pisanym cyrylicą tekstem. 4 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
marboru Napisano 15 Październik 2014 Autor Zgłoszenie Share Napisano 15 Październik 2014 Źródło Sanu część 2 Kierujemy się w stronę granicy i po przejechaniu około kilometra możemy z bliska podziwiać olbrzymie snopy oraz zagraniczny odcinek Bieszczad. Jesteśmy w pozostałościach Beniowa… Nazwa wsi pochodzi od imienia Benedykt, pierwszego osadźcy. Wieś lokowana na prawie wołoskim ok. roku 1537 przez ród Kmitów. Piotr Kmita Sobieński do 1553 r. dziedziczy Beniową, a po jego śmierci bezdzietna wdowa Barbara Kmita z Herburtów. Po jej śmierci w 1580 r. brat Stanisław Herburt. W roku 1709 wioska została spalona przez cofających się Szwedów (III wojna północna). Do 1772 województwo ruskie, ziemia sanocka. W okresie od 1772-1914 powiat sanocki, powiat podatkowy Lutowiska w Prowincji Galicja. Od roku 1905 przez miejscowość prowadzi linia kolejowa łączącą Użhorod z Samborem. W roku 1921 osada liczyła 582 mieszkańców, głównie greckokatolickich Rusinów należących do dekanatu turczańskiego. Do roku 1939 we wsi znajdował się dwór, którego właścicielem był Hipolit Frommer. W 1945 r. miejscowi Rusini zostali przesiedleni na mocy polsko-ukraińskiego porozumienia na Ukrainę w ramach wymiany ludności, a wieś została całkowicie spalona w czasie tzw. "akcji żniwnej" przeprowadzonej przez oddziały UPA. Byli mieszkańcy Beniowej mieszkają obecnie w okolicach Stryja oraz na Wołyniu. Od jesieni 1939 roku przez wieś przebiegała granica między Niemcami a ZSRR. Po roku 1951 wieś została formalnie podzielona między Polskę a Związek Radziecki. W latach siedemdziesiątych próbowano jeszcze na terenie Beniowej prowadzić gospodarke rolną. Obecnie w ukraińskiej Beniowej znajduje się kilkanaście domów, w których mieszka ok. 60 osób. W połowie sierpnia 2006 odbyło się tam spotkanie blisko 500 dawnych mieszkańców wsi oraz ich rodzin z Sianek i Dźwiniacza. Rozmawiano m.in. o pojednaniu polsko-ukraińskim. W polskiej części wsi znajduje się cerkwisko oraz pozostałości cmentarza. Ciekawostką jest kamień z rysunkiem ryby, będący prawdopodobnie elementem dawnej chrzcielnicy, znajdującej się w cerkwi. Na terenie dawnej wsi rośnie ponad 100 letnia lipa, stanowiąca pomnik przyrody. Źródło: wikipedia.pl Poniżej fotka z pamiętającą niejedno lipą: Pustka po miejscowości…łąki, zieleń, widoki i samotne drzewo… Kamień z rybą: Jedziemy w górę. Szlak się zwęża do malutkiej ścieżki ale mimo trudów da się jechać. Po chwili kolejna „sadzawka” utworzona przez tutejsze bobry. Docieramy do lasu, a tutaj zaczyna się robić powoli hardkorowo dla rowerów. Dajemy radę. Jesteśmy już w Siankach…a raczej w pozostałościach tej niegdyś bardzo tętniącej życiem narciarskiej miejscowości. Wieś lokowana na prawie wołoskim w 1560 roku przez ród Kmitów. Właścicielami oprócz Piotra Kmity od 1553 r. była Barbara Kmita, w 1580 r. – rodzina Tarłów. W 1589 r. – Jadwiga Tarło, a w 1663 r. – własność wspólna Zatwarnickich, Czarnieckich, Grochowskich. Od początku XVIII w. do 1939 r. – rodzina Stroińskich. Od roku 1905 przez miejscowość prowadzi linia kolejowa łączącą Użhorod z Samborem, jest tu dworzec kolejowy. W latach 1772-1918 pod zaborem austriackim, położona w powiecie turczańskim w austriackiej prowincji Galicja, 14 km od miejscowości Borynia, na granicy węgierskiej. Graniczyła z wsiami Beniowa, Sokoliki, Tarnawa Wyżna, Tureczki Wyżne, Butelka Wyżna, Jaworów i Użok. W roku 1880 wieś liczyła 355 mieszkańców, oraz 50 domów, zamieszkana była przez Polaków, Rusinów, Żydów i Niemców. W Siankach znajdował się także kościół i dwie drewniane cerkwie, obydwie pod wezwaniem św. Stefana. Parafia katolicka znajdowała się w Turce, unicka w Beniowej. W końcu lat dwudziestych Sianki odwiedził Józef Piłsudski wędrując także z dziećmi na Opołonek, do Skały Dobosza. Przed II wojną światową wieś była znanym ośrodkiem narciarskim. Działały tu trzy schroniska turystyczne, kilka domów letniskowych, liczne pensjonaty i restauracje. Znajdowała się tu również skocznia narciarska oraz tor saneczkowy. Pod koniec lat trzydziestych Sianki liczyły 1500 mieszkańców. Po 17 września 1939 roku przez wieś przebiegała granica między Niemcami a ZSRR. Po roku 1951 wieś została formalnie podzielona między Polskę a radziecką Ukrainę. W polskich Siankach obok fundamentów cerkwi pw. św. Stefana zachowały się do dnia dzisiejszego nagrobki Klary z Kalinowskich (zm. 1867) i Franciszka Stroińskich (zm 1893)– przedwojennych właścicieli tych dóbr. Miejsce to zwane jest "Grobem Hrabiny". W 1993 r. obok zrekonstruowano mury kaplicy cmentarnej. W pobliżu, tuż za Sanem i współczesną granicą polsko-ukraińską znajdowała się neogotycka kaplica pw. św. Jana będąca kaplicą grobową ostatnich pokoleń rodu Stroińskich. Jej ruinę ostatecznie zniszczono w latach siedemdziesiątych XX wieku. Źródło: wikipedia.pl Ruiny dworu Stroińskich w Siankach obecnie to jedynie fundamenty oraz grożąca zawaleniem piwnica tuż przy słupku granicznym. W dużo lepszym stanie zachował się grób hrabiostwa Stroińskich znajdujący się jakiś kilometr dalej. Chwila przerwy na batona z bananem i dalej w drogę – na najtrudniejszy rowerowo fragment. Po błocie, po korzeniach drzew, ze schodami i niezwykle wąskim leśnym przejściem. Teraz musimy częściej prowadzić i przenosić nasz sprzęt. Kolejna przerwa to kolejny taras widokowy na funkcjonującą do dzisiaj ukraińską miejscowością Sianki. Jeszcze kilkaset metrów po łące, lesie i docieramy do celu położonego na samiutkiej granicy. Radość jest wielka, bo miejsce ciekawe, odludne i położone na najdalej wysuniętym cypelku Polski na południe. 5 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
marboru Napisano 15 Październik 2014 Autor Zgłoszenie Share Napisano 15 Październik 2014 (edytowane) Źródło Sanu część 3 Dwieście metrów dalej „Źródło rzeki San” i cel naszej podróży. Maluteńki ciek a potem taka spora rzeka… Poniżej fotka z okolic grobu hrabiny. Jeszcze kilkaset metrów i kilka dołączających cieków wodnych i San wygląda tak: Przepłynąć kajakiem z całą pewnością by się nie dało, ale szerokość i prędkość płynącej wody jest spora. Kolejne przeszkody dla rowerów i kolejny dopływ. [/url W okolice Bukowca docieramy inną drogą, drogą omijającą Beniową. Dzień powoli się kończy a my mamy jeszcze kilka kilometrów do przejechania. Na początku znowu szutrem… …a potem w stronę Tarnawy Wyżnej asfaltem. Zachód Słońca w Biesach: Mijamy stadninę koni i ścieżki dla jeżdżących konno. Na jeszcze zielonych łąkach piękne zwierzę: Kolory od błękitów, przez brązy, pomarańcze, do zieleni – cudowne barwy, widoki, miejsce! Mijamy składającą się z kilku zabudowań i kościoła Tarnawę. Robimy krótką przerwę przy barze i dostajemy ostrzeżenie by wracając uważać na grasującego w okolicy misia. Miś niestety, a może stety – nam się nie pokazał. Dzień kończymy super obiadem i piwkiem regionalnym w bardzo fajnej karczmie w Mucznem. Bieszczadzka przygoda dobiegła końca. 55 kilometrów rowerowego, górskiego szlaku zaliczone. pozdrawiam marboru Edytowane 16 Październik 2014 przez marboru 7 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Piotr_67 Napisano 15 Październik 2014 Zgłoszenie Share Napisano 15 Październik 2014 Czekałem na tą relację:smile: Przypomniałeś mi miejsca które nie dawno odwiedzałem. Muszę się przyznać, że jeszcze tam jesienią nie byłem. Kolorystyka niesamowita. Trzeba będzie się wybrać. Na Tarnicy byłem w 2012. Piękna wycieczka. Pozazdrościć pogody. Pozdrawiam 2 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
marboru Napisano 16 Październik 2014 Autor Zgłoszenie Share Napisano 16 Październik 2014 Czekałem na tą relację:smile: Przypomniałeś mi miejsca które nie dawno odwiedzałem. Muszę się przyznać, że jeszcze tam jesienią nie byłem. Kolorystyka niesamowita. Trzeba będzie się wybrać. Na Tarnicy byłem w 2012. Piękna wycieczka. Pozazdrościć pogody. Pozdrawiam Dzięki Piotrze. Wybrać się koniecznie trzeba raz jeszcze... ...ja planuję to zrobić już niebawem - w zimę. Trzeba wyporzyczyć narty skiturowe i powtórzyć szlak na Tarnicę. Przy dobrych warunkach śniegowych spokojnie szlakiem przez Przełęcz Goprowców, potem Krzemień, Halicz, Rozsypaniec i Przełęcz Bukowską po wejściu da się zjechać praktycznie do samego Wołosatego. Oczywiście miejscami trzeba będzie podchodzić - no i trzeba będzie uważać, by poza szlak nie wyjeżdżać, bo to przecież Park Narodowy. Taki jest pomysł. 1 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Rekomendowane odpowiedzi
Dołącz do dyskusji
Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.