
czepek
Użytkownik forum-
Liczba zawartości
105 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
2
Zawartość dodana przez czepek
-
Beskidy w słoneczną niedzielę, czyli nieudane poszukiwania stoku bez ludzi W ostatnią niedzielę postanowiliśmy się wybrać na ostatnie nartowanie w tym roku. Najważniejszym punktem programu miała być Czantoria. Dla wielu może się to widać dziwne, ale moim celem na ten rok było „zjechać z Czantorii”. Dla kogoś kto jeździ od 4 roku życia, to górka jak każda inna. Jak się zaczyna jeździć w wieku 28 lat(pierwsza wizyta na nartach miała miejsce 6 stycznia 2011), to zakłada się, że w kolejnym roku zjadę trasą o określonym poziomie trudności. Przynajmniej ja tak miałem, że w pierwszym roku jeżdżenia chciałem zjechać z Cieńkowa czy Nowej Osady. W drugim „zaliczyć” jakąś czerwoną trasę. High levelem dla mnie była Czantoria. O „Bienkuli” czy FIS w Szczyrku nie myślałem i nie przypuszczałem, że z ludzką prędkością uda się zjechać już w tym roku(„Bieńkula”). Za rok chciałbym na koniec spróbować Kasprowego. W zeszłym sezonie jakoś nam ta Czantoria nie wyszła(a umiejętności już były). W tym roku jeden lub dwa zjazdy były obowiązkowe. Teraz żałuję, że nie zrobiliśmy tego wcześniej, ale po kolei. Plan zakładał zjazd z Czantorii, a następnie wizytę na Nowej Osadzie. 11:00 w niedzielę, piękne słoneczko, na „Wiślance” na spokojnie. Pod Czantorią informacja, że parking full pełny, a na parkowanie dalsze(np. obok PKP Ustroń Polana) nie mieliśmy ochoty. Stwierdzam, że jedziemy dalej. W Wiśle już było bardziej tłoczno, ale raczej na spokojnie się jechało. Zawahałem się czy jechać stronę Nowej Osady, czy lepiej od razu do Istebnej, gdzie spodziewałem się mniejszych tłumów, ale jakoś miałem ochotę na szusowanie w Wiśle. Niestety na Nowej Osadzie dzikie tłumy. Ludzie parkowali na dole przed mostkiem. Takich ilości ludzi ja tam jeszcze nie widziałem. Nawet nie skręcałem tylko pojechałem dalej. Nie wiedzieć dlaczego liczyłem, że na Cieńkowie będzie spokojniej. Tutaj był jakiś niesamowity problem z wjazdem na parking. Szlaban zamknięty, zero informacji , 3 auta przede mną stoją i czekają aż ktoś podniesie szlaban. Prawdopodobnie był pełny parking, tylko dlaczego zero informacji?!? Nie miałem zamiaru stać w jakiejś szalonej kolejce do parkingu. Wykręciłem na wariata i pojechaliśmy do Istebnej, przez Wisłę Czarne. Pojawiła się nawet wizja jazdy do Szczyrku do SON, ale miałem ogromną ochotę na kanapę. Koło „Zameczku” 2 jakiś pilnujących panów(wyglądali na mundurowych, jeden z lizakiem). Czyżby Bronisław znowu nawiedził Beskidy?!? Droga w okolicy Kubalonki biała, oczywiście główna Wisła-Istebna już czarna. W Istebnej jedziemy od razu na Złoty Groń, bo po pierwsze taniej, po drugie jak już stać w mega kolejce, to niech posuwa się szybciej(nie ma jak wyprzęgana kanapa). Tu znowu była alternatywna wizja, aby uderzyć na Ochodzitą, ale żona mi przypomniała, że mówiłem o kanapie. Pod kasą zagaduje mnie jakiś gość, że opchnie mi karnet za 10zł(cały dzień za 29zł-czyli zyskujemy obaj), ale transakcje uniemożliwia nam pan ochroniarz, specjalnie postawiony do tego celu. Koleś od karnetu do konspiracji nie przygotowany bo zagaduję go, żeby szedł do auta(gdzie chciałem uskutecznić transakcję), a koleś oddaje karnet i idzie do auta. Kupujemy więc za 29zł dla mnie i dla żony i do kolejki. Wychodziło 15 minut na jeden zjazd ze staniem w kolejce(4 zjazdy na godzinę). Szło by to szybciej gdyby ludziska siadali po 6. Problemem jest tam brak taśmy rozbiegowej i tych bramek wypuszczających na taśmę. System oparty na jakiś słupkach metalowych jest jakiś „murzyński” wg mnie. Do tego bardzo nierówno w okolicy tych słupków, plus zjazd od bramek „karnetowych” mocno stromy. Ludzie hamowali na plecach i nartach innych. Ale nie można narzekać za 29zł(a nawet taniej o czym na koniec). Trasa w miarę spoko. Jak na ten dziki tłum to bardzo ok. Pewna część była wygrodzona dla jakiegoś slalomu dzieci. Ok 12 slalom rozebrano i dało się zjechać po bardzo równej trasie. W górnej części nie ma już tego wygrodzenia, niestety jest tam nienaśnieżone, więc i tak pozostaje jazda z prawej lub lewej strony. W górnej części bardzo drobne minerały(tak jak napisałem wcześniej nie oceniam tego wcześniej wygrodzonego miejsca, bo tam raczej łąka). Na dole bez zarzutu. Jeździliśmy 3h z jakąś 15 minutową przerwą na kiełbaskę i winko. Kolejka była minimalnie krótsza o 15. Pogoda piękna cały dzień-słoneczko i lekki mrozik. Zmyliśmy się tak wcześnie bo czekała Czantoria. Na koniec postanowiłem podejść do sprawy konspiracyjnie. Zagadałem ekipę, która przyjechała i opchnąłem karnet za 10zł. 3h zrobiliśmy więc za 19zł. Poza Szczyrkiem za 1zł, najtańsze szusowanie w moim życiu(poza pojedynczym zjazdem z Czantori, ale to się nie liczy). Na parkingu pod Czantorią pustki. W kasie niestety okazuje się, że jeden zjazd wyjdzie 9zł od głowy. Mordercza cena wobec tego, że cały dzień kosztuje 60zł. Do tego w tym pomieszczeniu z kasami gorąco jak w lipcu. Wszystko ok, ale tam się wchodzi w stroju narciarskim, który jaki by nie był fajny, średni o się nadaje do temperatur 25+. Na Czantori też nie ma taśmy rozbiegowej, są za to te bramki wypuszczające. Nie bardzo rozumiem dlaczego jak jest wyprzęgana kanapa w Beskidach to nie ma taśmy. W Białce miały. Zjazd pod krzesło mega nierówny. Wszystko rozumiem, ale braku chłopa z łopatą(czy szpadlem) nie zrozumiem. Zwróciłem uwagę obsłudze, ale popatrzeli na mnie na zasadzie „to my mamy fajną trasę i kanapę i jak się nie podoba to wypad”. Oczywiście zupełny brak kolejki. Na wyciągu byli też ludzie bez nart. Szybki wjazd na górę z pięknym widokiem na Ustroń. Trasa niestety już okrutna. Tzn. śnieg był. Chyba nie ten poziom, żeby mieć trawę wielkości boiska, ale mulda na muldzie. Właściwie to były takie kopce, zwane tutaj na forum „kopcami kreta”. Dla nas, którzy chcieli tylko „zjechać” to było tylko pewne utrudnienie, dla chcących poszaleć trasa nie do przejścia. Co chwilę ktoś leżał. Na środku trasy jechał gość z dzieckiem na oko 4 letnim(bardzo słabe umiejętności dziecka). Nie rozumiem ludzi, którzy pchają się na taką trasę z tak małym dzieckiem. Na trasie było kilka dużych minerałów, ale ogólnie trasa bez zarzutu pod względem ilości śniegu. Po wolnej jeździe dotarliśmy w okolice kasy. Drugiego zjazdu nie zrobiliśmy, bo w tych warunkach nie miało to sensu. Minusem Czantorii jest dosyć uciążliwe zejście po schodach(jakoś wchodzi się łatwiej), ale to już raczej czepianie się. Na parkingu po zdjęciu butów zameldowałem zakończenie sezony 2012/13, ale z tego co widzę za oknem to może się jeszcze jakiś wypad narciarski wydarzyć. Mimo okrutnych kolejek wypad był bardzo udany. Żałuję, że wcześniej nie pojechałem na Czantorię. Ktoś tu napisał, że najlepiej w temacie stosunku cena do ilości tras wypada SON w marcu. Po tym co widziałem w Ustroniu to za 60zł chyba dużo bardziej wolałbym Czantorię. Nie wiem jak z przygotowaniem tutaj tras(trasy, bo niebieska to chyba sporadycznie czynna). Szybka kanapa, długi stok, fajny poziom trasy, darmowy parking. Dla mnie ta trasa jakoś strasznie zawsze trudna się wydawała, a jest całkiem ok. Oczywiście, że nie jest to tak łatwa trasa jak na Nowej Osadzie czy Zagroniu, ale biorąc pod uwagę dzikie tłumy(Nowa Osada) czy morderczy dojazd(Soszów), to wole mieć trochę trudniej, a dużo wygodniej.
-
Byłem w SON we wtorek 12 marca. Liczyłem, że od tego czasu po takich opadach śniegu poradzili sobie z tą trawą. Jak widać nie bardzo. W czasie mojej wizyty na "2" dało się jechać tylko z lewej strony. Na prawej to nie były przetarcia tylko najnormalniejsza łąka. Podobny problem był na "2" z Małego Skrzycznego(najbardziej stroma część trasy) i na "13". "3" w dolnej części nie próbowałem, ale wyglądało to okrutnie. Być może mieszam "2" z "3", ale jak dla mnie to one w dużej części są wspólne. Jak ktoś miał zamiar poszaleć to mógł się nadziać. Po krótkiej nauce miejsc trawiastych dało się to na spokojnie ominąć. Skoro da się dobrze przygotować "Golgotę" to powinno się dać i inne trasy, ale SON rządzi się swoimi prawami i rzeczy najbardziej oczywiste w innych ośrodkach(śnieg na całej trasie) tutaj są trudno dostępne.
- 13 305 odpowiedzi
-
- 1
-
-
- szczyrkowski ośrodek narciarski
- szczyrk
- (i 7 więcej)
-
SON we wtorek 12 marca Do SONu mieliśmy wyskoczyć z żoną już tydzień wcześniej, ale w poniedziałek żona nie miała szans na urlop, a do tego rozchorował się mój kolega z pracy i znowu ja nie miałem opcji urlopowej na wtorek. A wtedy było chyba najlepiej w SON w tym roku. Mam na myśli dużo śniegu, mało ludzi i niskie ceny. Właściwie to głównie chodziło o wykorzystanie karnetu za 1zł. Wyszło w tym sezonie, że jakoś 5 razy znalazłem się w tym ośrodku. Głupio by było nie wykorzystać karnetu praktycznie za darmochę. Zaparkowaliśmy na Julianach(oczywiście za darmoszkę). Bliżej się już nie dało, bo zaraz obok krawężnika przy trasie. Oczywiście mrozik, niestety spora mgła. Trasa “10” wyglądała ok. W kasie okazało się, że karnet za złotówkę działa I to jest chyba największy plus SONu w tym roku. Co ciekawe wszystkie nasze wizyty tutaj były po połowie dnia, a za „zeta” dostaliśmy karnet na cały dzień. Niestety z wielu powodów nie było opcji wykorzystania go na maksa i jeździliśmy do 14:30. Zjechaliśmy kilka razy „10”. Trasa wyratrakowana, ale mało równa. Przetarć brak, ale bardzo dużo lodu we wszelkich formach. Wg mnie nie ma się co czepiać, bo to był pierwszy dzień mrozów po odwilży. Ekipa wyrównała trasy i dopiero je zmroziło. Niestety nikt nie wpadł, aby je „zrobić” w środku nocy. Szybko zjechaliśmy „8”, gdzie nie ma się do czego czepić, poza tym, że też nierówno wyratrakowane. Następnie „Golgota”, gdzie były chyba najlepsze warunki podczas moich tegorocznych wizyt w Szczyrku. Ale niestety mieli tam przetarcia. Następnie do Suchego i na Halę. „1” była zamknięta wg ich stronki. Zjechaliśmy do Czyrnej „2”. I tu zaczęło się już robić średnio fajnie. Jak już był śnieg to nawet spoko wyratrakowany, ale na sporym fragmencie „2” niesympatyczna trawa. „3” nie spróbowaliśmy, bo mimo mgły z daleka było widać, że tam jest jakiś dramat. Zresztą na tej trasie trzeba przejechać przez drogę, gdzie o tej porze roku jest najnormalniejszy czarny asfalt. W dolnej części wszystko OK. Chodził tylko jeden wyciąg z Czyrnej. To jest chyba II. Następnie wjazd na Małe Skrzyczne i tu się okazało, że w SON potrafią spartolić wszystko. Mam na myśli to, że na tym najbardziej stromym fragmencie z Małego Skrzycznego trawa. Dało się ominąć, ale trzeba było uważać. Następnie kilka zjazdów „7”. Tu bez uwag. Wszystko ok. do samego Soliska. Na „4” były już trawiaste fragmenty, ale z po nauce tych miejsc można było na spokojnie zjechać z dobrą prędkością. Najgorzej wyglądał ten fragment z Suchego do Soliska. Hitem w SON dla mnie jest trasa 6. Niby wiadomo gdzie jest, na stronie ma przyznawane „gwiazdki”, a mało kto tam jechał(ja od 2 sezonów nie umiem się tam wybrać). Czy tam kiedykolwiek jeździ ratrak?!? „Bieńkulą” nie jechaliśmy. Za duża mgła, a na stronie tylko jedna „gwiazdka”. Problem był z jedzeniem. Działały tylko „budy jedzeniowe” w Suchem. Nie wiem jak na Julianach, bo nie korzystaliśmy. Działał też bar pod „Golgotą”. Po powrocie na Pośrednie zaczęliśmy jeździć w układzie „8” i „13”. I tu był największy dramat tzn. na „13” na początku trasy był ogromniasty trawnik. Nie było to przetarcie, była to najnormalniejsza łąka w środku marca. Omijanie tego było już mało przyjemne. Na „9” i „12” bez uwag. W pewnym momencie można było odnieść wrażenie, że jesteśmy sami na Julianach. Wszystko przez mgłę. Było widać tylko poprzedzający orczyk(oczywiście pusty). Na pewno było tam tylko garstka ludzi. O 14:22 zanotowano ostatni nasz wjazd, by „10” zjechać praktycznie pod same auto. Wypad udany, choć dużym minusem były te trawiaste powierzchnie, które były właściwie wszędzie. Za złotówkę nie ma się jednak co czepiać. Wszystkie trasy ratrakowane(poza „6” i chyba „3” ze Skrzycznego), niestety mocno nierówno. W połowie jeżdżenia spotkałem kolegę i twierdził, że zaparkował w Czyrnej za darmo. Nie wiem jak jest w rzeczywistości-na stronie widnieje nadal 5zł. Jeżdżenie było raczej nieśpieszne. W godz. 8:20-14:22 zjechaliśmy 28 razy. Troszkę żałuję, że nie pojechaliśmy w czwartek lub piątek bo mogło być idealnie, ale nie spodziewałem się takich mrozów. Niestety nie liczyłbym na jakieś cudowne poprawienie warunków. Wystarczyłoby przez te mrozy zaśnieżyć zdrowo te przetarcia i byłoby dobrze jeszcze ze 2 tygodnie. Ale w SON jak wiadomo obowiązuje zasada-„podpierać i zbierać”. Na skionline był gdzieś opis ludzi z połowy tygodnia, gdzie podobno zamknięto wyciąg na Małe Skrzyczne w połowie dnia. Wszystko by było ok. gdyby ktoś napisał o tym na stronie. W czasie naszego pobytu na szczęście nikt na taki genialny pomysł nie wpadł. Po 6 wizytach w SON, czas na jakąś kanapę. Jutro Nowa Osada i kilka zjazdów z Czantorii i zamykamy sezon.
-
SON w sobotę Wybrałem się 5 raz w tym sezonie do SONu. Tym razem w sobotę. Pojechałem z kolegą, który był pierwszy raz z SON, a w poprzedzający wtorek(albo środę) był na Pilsku. Zaparkowaliśmy na Julianach, gdzie byliśmy o 7:45. Pierwsze "odbcie" na wyciągu było o 7:57. Na początek machnęliśmy 2 przejazdy na Pośrednim(wszystko bardzo równe wg mnie) i od razy pojechaliśmy w drugi koniec tego ośrodka. "Golgota" wyglądała super. Kolega pomknął szybko. Ja jeżdżę dużo wolniej. Ale po chwili też byłem w Solisku. Następnie Suche, Hala, Czyrna, Małe Skrzyczne, Czyrna-"Bieńkulą", gdzie zjechałem pierwszy raz w życiu. Później kolejny raz "Bieńkula"(jak dla mnie pierwszorzędne utrzymanie trasy) i jeszcze parę innych zjazdów. Wszędzie na początek był sztruksik, niestety powyżej Hali mgła. Kolega twierdził, że trasy całkiem równe, ale na Pilsku były równiejsze. Ok. 10 na wszystkich trasach zaczął pojawiać się śnieg typu cukier, a do tego robiło się tłoczno. Przed 11 przemieściliśmy się ponownie na Juliany, gdzie niestety kolejka do V była na kilkanaście minut stania, a do IX było coś czego jeszcze nie widziałem w SON, czyli kolejka do wyciągu do połowy stoku. Ludziska stali kolejce jak dla mnie prawie do parkingu. Wjechaliśmy na górę i w dobrym tempie zjechaliśmy do auta(nadal nienajgorsze warunki). W tą sobotę zaliczyliśmy 19 wjazdów. Kolega dokonał niebywałej rzeczy, bo ma odbicie o 10:19 dwa razy. Wychodzi, że zrobił 20 wjazdów, ale na pewno było ich 19. W tym czasie(3h6min) zrobiliśmy 17419m. Ja liczę te jazdy wg długości wyciągów. Długość wyciągów liczę wg geoportalu. W czasie mojego wypadu w środę zrobiłem 31627m w czasie 4h52min. Ja z soboty miałem lekki niedosyt. Kolega chciał jechać na bieg Kowalczyk, a do tego stanie w kolejkach stawało się nieznośne. O ile mogę zrozumieć ludzi, którzy pchają się do Szczyrku w weekend, to ludzi korzystających z bramek ekspresowych nie zrozumiem nigdy. Gdybym miał zapłacić 9zł(45pkt razy dwa) za wyciąg to wolałbym jeździć na Dębowcu przez cały dzień za ponad 100zł. Na koniec na nasze miejsce na parkingu, a byliśmy 10m od stoku, czatowały już 2 samochody(mało się nie pozabijali). Żartowaliśmy, że trzeba było zrobić licytację i skasować za parking. Jak ktoś chce sprawdzić to mój karnet to SON33817. Kolegi SON797. Wcześniej jeździłem na karnecie żony. Ma numer SON21966. Mam jeszcze nadzieję na jeden wypad do SON. Tym razem za złotówkę. Po tym napiszę jakąś dłuższą recenzję.
-
SON w środę W ostatnią środę wybrałem się na czwarty w tym roku wypad do SON. Na początku muszę wspomnieć, że miałem mały problem z samochodem. Mój złoty Matiz ma taką dziwną przypadłość, że od czasu do czasu zapiekają się hamulce w przednich kołach. A to w jednym, a to w drugim. Auto idzie do mechanika, gość rozbiera zacisk, czyści go i na pół roku spokój. Problem polega na tym, że zanim dojadę do niego hamulec się grzeje. Stało się to niestety w drodze do Szczyrku. Zatrzymałem się na stacji benzynowej, polałem wodą. Hamulec się odkleszczył i można było powoli jechać dalej. Jak ktoś spotkał matiza jadącego 40km/h to byłem ja. Na darmowy parking na Juliany w związku z hamulcem już się nie wybrałem. Pojechałem do Czyrnej. Tam przywitał mnie pan w budzie, który skasował piątaka. Na parkingu byłem już 7:30, więc przebieranie się na spokojnie. Klasyczne podejście pod wyciąg(dlatego nie lubię Czyrnej), kupno karnetu do 13 i jazda tym orczykiem koło Bieńkuli. Na szczęście ktoś tam pomyślał i otworzył ten magiczny zielony płot, tak że nie trzeba było iść dookoła. W ogóle układ tych płotków w Czyrnej jest dla mnie trudny do pojęcia, ale o tym kiedy indziej. Z Hali na Małe Skrzyczne, z którego zjechałem kilka razy. Z Małego Skrzycznego zjeżdżałem chyba jako pierwszy. Nie jestem jakimś tam ekspertem, ale sztruksik był, choć momentami jakby pofalowany sztruksik. W górnej części tej trasy, na tym najbardziej stromym odcinku zlodzone. Niestety w jeździe przeszkadzała mgła i wiatr(trochę to było dla mnie dziwne, ale te dwa zjawiska występowały razem). W okolicy Hali mgła zanikała, z biegiem czasu niestety mgła schodziła w dół. W dalszej części dnia jeździłem „2” do Czyrnej, „4” i „7” tylko do Suchego. Jak dla mnie trasy bez zarzutu, choć na „2” z boku dało się zauważyć trawę. Następnie ok. 11 przemieściłem się na Pośrednie, zaliczając wywrotkę na orczyku. Jak jeżdżę sam, to wkładam go między nogi, bo tak jedzie się na pewno wygodniej. Niestety na orczyku wzdłuż Golgoty robi się szybko stromo i trzeba być mocno sprytnym, aby dokonać takiego manewru. Za drugim razem jechałem już normalnie. Na Pośrednim warunki bez zarzutu. W jednym miejscu na trasie „9” były ze dwa źdźbła trawy. Wszędzie raczej równo. Bardzo równo tez pod orczykami. I to w całym ośrodku. Do orczyka V robiły się od pewnego momentu kolejki, ale uruchomili IX, przy czym jak się zjedzie „9”, to do IX trzeba trochę podejść(chyba, żeby się ekstra rozpędzić). W czasie jednej z jazd zagadałem dziewczynę z którą jechałem , a ta okazała się być Szwedką(przyjechała z rodziną). Podobno znaleźli ośrodek w Internecie i przyjechali. Co ciekawe twierdziła, że się jej podoba. Ja myślałem, że Szwecja to tak bogaty kraj, że stać każdego na wypad w Alpy. Zresztą oni mają też swoje góry i chyba jest tam lepiej niż w muzealnym Szczyrku. Powrót Golgota już z gatunku ciężkich. Mulda na muldzie. Inna sprawa, że byłem już bardzo zmęczony, a do tego umiejętności nie za dobre. Golgota jest dla mnie za trudna. Jadę tam tylko dlatego, że nie ma innego sposobu by dostać się na Juliany. Po Bieńkuli w ogóle nie jeżdżę(podobnie „1”). W Solisku musiało już być koło zera. W Suchem i na Hali też. Ok. 11 zaczęło też świecić słońce, więc trasy zaczęły być mordercze. Na Julianach był jeszcze mróz, ale po powrocie do Suchego było bardzo miękko i to się nie bardzo już nadawało do jazdy. Zjechałem do Czyrnej 2 i to był już raczej horror. Tam pojechałem do orczyka II. Niestety była tam spora kolejka, a do tego kolesie odpalili swoje magiczne urządzenie do równania trasy. Zakopcili, zasmrodzili i jeden z obsługi orczyka z nim pojechał. Wygląda to jakoś tak jakby z innej epoki, ale trzeba przyznać, że trasę wyrównało. Niestety trzeba było czekać, aż ten wynalazek odjedzie daleko, co wiązało się z długim czekaniem. Jechałem później z takim starszym panem i walczyliśmy dosyć mocno z tym orczykiem. Nie wiem właściwie czy to ja robiłem coś źle, czy on, ale wymęczyła mnie ta jazda okrutnie. Z Hali wjechałem jeszcze na Małe Skrzyczne. Warunki tam nadal były przyjemne. Niestety podczas jazdy w dół się wypieprzyłem widowiskowo(nie mam pojęcia jak). Pod bramką byłem 13:00. Kolejny wjazd na Małe Skrzyczne się więc nie udał. Zjazd do Czyrnej już na dużym zmęczeniu do tego trasa z gatunku bardzo słabych. W sumie wjechałem 32 razy różnymi wyciągami wliczając w to wywalenie(właściwie wypuszczenie z rąk, bo jechałem z nim w rękach) na Golgocie. Dokładniejsze podsumowanie ilości km zrobię innym razem. Podsumowywując –wypad bardzo udany. Do 10-11 idealne warunki. Później całkiem dobre na Julianach, w pozostałych miejscach dramat. Po zamknięciu sezonu mam zamiar napisać długi list na temat SONu, który do nich wyślę. Oczywiście go tu zamieszczę. Nie liczę na jakąś odpowiedź, ale chciałbym zrobić jakąś listę plusów i minusów tego ośrodka. Zaskoczyła mnie ta obecność Szwedów. Być może jak już widzieli 8 osobowe wyprzęgane kanapy, 20 osobowe gondole i 200 osobowe piętrowe koleje linowe(podobno są takie cuda w Alpach) to zapragnęli czegoś alternatywnego. Może to jest pomysł na ten ośrodek-„widziałeś już wszystko-wpadnij do nas na hardcorową jazdę orczykiem i równie energetyczną jazdę po trawie w dół”. Dla efektu wyciągi jeszcze podeprzeć jakimiś deskami i być może znudzone wygodą ludziska z zachodu będą walić drzwiami i oknami. Poza męczącym orczykiem z Czyrnej, reszta jest całkiem ok. Koniecznie trzeba tam zmienić podejście ludzi. Gdzieś na jakimś forum przeczytałem, że tam jest komuna. Ja wolę stwierdzenie, że tam panuje pod każdym względem PRL. Na początek wita nas w Czyrnej pan w budzie i wyciąga łapę po piątaka. On się nadaje do muzeum PRL w całości z tą budą. Orczyki nie są takie złe, ale jakoś przy dolnych stacjach zawsze panuje jakiś taki bezład. A już hitem jest ta maszyna do równania pod orczykami. Fajnie, że mają taki wynalazek, ale on wygląda na jakąś samoróbkę, a nie cywilizowany sprzęt. Najgorsze jest jednak to, że mimo całkiem fajnej zimy nadal zdarzają się przetarcia. Nie kumam jak przy takiej ilości śniegu można mieć trawę. Nie jechałem 1, ale tam to podobno trawa jakiej by się Stadion Narodowy nie powstydził. Tak jak napisałem nawet na Julianach widziałem źdźbła trawy. Czy oni ten śnieg zwożą na dół i gdzieś chowają. Zupełnie nie mam pojęcia o przygotowywaniu tras, ale tego się chyba da nauczyć. Sypie śnieg, do tego armatki i robimy równą metrową grubość wszędzie. Ale jak to powiedzieli dwaj narciarze, z którymi jechałem na orczyku-Szczyrk bez trawy to nie Szczyrk, a drugi stwierdził, że „jedynka” to jest „jedynka” i tam przetarcia były, są i będą. Mam nadzieję, że doczekam czasów, kiedy włodarze tego ośrodka dojdą do tego, że to co było 20 lat temu niekoniecznie musi być dobre obecnie, a na pewno nie będzie się do niczego nadawało w przyszłości.