Witam,
podczas jazdy na łagodniejszych stokach jazda carvingiem jest prosta i można wykręcać bez wysiłku ładne zakręty. Na troszkę bardziej stromych fajnie wychodzi dynamiczna jazda z krawędzi na krawędź (coś na kształt techniki slalomowej). Natomiast go spotykam się z stokiem o nachyleniu np. 30 stopni, to pełnymi skrętami carvingwymi trudno jest wyhamować - albo można jechać na zbity pysk i kręcić skręty o pr. ok 30 m albo pozostaje śmig. Moja utopijna wizja jazdy carvingowej to taka, gdy na stromych stokach jeździmy carvingiem, ale dosłownie kładziemy się na śniegu i wykręcamy skręty o pr. ok. 2-3 m to pozwala na całkiem niezłą kontrolę prędkości. Czy ktoś w miarę dobrze takie coś potrafi- ja próbowałem na trochę już rozmrożonym, rozjeżdżonym firnie i przy większych kątach zakrawędziowania (np. 50 stopni) narta nie trzyma mi krawędzi. Czy to wina moich umiejętności, czy też śniegu (narty HEAD i supershape, więc powinny być dobre)? Jakie są Wasze przemyślenia na temat mojej utopii ?