Narty - skionline.pl
Skocz do zawartości

Ratownicy w domu nie umierają


marboru

Rekomendowane odpowiedzi

Ratownicy w domu nie umierają. Wspomnienia o Kubie Stawowym

Znakomity wspinacz i myśliciel Wojtek Kurtyka napisał kiedyś takie słowa: krajobraz górski przepojony jest wielkimi emocjami – dramaturgią – co skłania często do dostrzegania w nim żywej i uduchowionej istoty. Wywołuje też tęsknotę, aby pozostać jej cząstką. 22 marca 2011 roku odszedł za niebieską grań wspaniały człowiek, ratownik TOPR – Kuba Stawowy. Choć pisanie, że „odszedł”, nie jest do końca prawdziwe. Bo on nadal jest i będzie w naszych sercach.

Kubuś, pisanie o Tobie w czasie przeszłym sprawia ból. I nawet słowa się nie składają. I wszystkie wydają się nieudolne. Rodzi się w człowieku wewnętrzny bunt, że to chyba pomyłka, że ty po prostu jesteś, że być może wyjechałeś na kolejne zawody i wnet się wrócisz. Nie umiem myśleć, że „coś się skończyło”. To, co się stało, jest niezrozumiałe, niepojęte. Przecież spotkaliśmy się jeszcze kilka dni temu na szkoleniu na Hali Gąsienicowej. Jeździłeś skuterem, ofiarnie pomagałeś podczas kursu dla psów lawinowych i jak zwykle śmiałeś się. Bo śmiech to było coś, czym zarażałeś. Napisał ks. Twardowski, że „uśmiech to najkrótsza droga do drugiego człowieka”. Tyś tę drogę skracał maksymalnie. Nie było osoby, która po chwili rozmowy z Tobą nie polubiłaby Cię. Ciebie nie dało się nie lubić. Ale w tym wszystkim było drugie dno. Wynikało to z Twojego pojmowania świata i życia z dystansem, podchodzenia z humorem do problemów, gdyż smutków na tym świecie jest dość. Twój śmiech wciąż wypełnia przestrzeń naszych dusz. To było niesamowite, że dawałeś innym ludziom poczucie pewności siebie, poczucie, że wszystko się uda. Dla Ciebie nie było rzeczy niemożliwych.

Żyłeś jak wolny człowiek, angażując się we wspaniałe, przeróżne działalności. To było tylko dowodem, jakim byłeś pasjonatem życia. I posiadałeś jeszcze jedną cechę: odwagę. Odwagę, by żyć godnie, by żyć pięknie, by iść za głosem swojego serca. Jak wielu, którym życie „ucieka między palcami”, mogłoby iść za Twoim przykładem. Czerpałeś pełnymi garściami z daru życia. Nieważna jest ilość, lecz jakość. Ty żyłeś 26 lat. Ale esencji Twojego życia starczyłoby dla kilku osób. Często podejmowałeś się trudnych wyzwań, byłeś gotowy poświęcić się bez wahania tam, gdzie inni odczuwali lęk. Czy to była wspinaczka, narciarstwo, canyoning, eksplorowanie jaskiń czy jazda na ukochanych motocyklach, robiłeś wszystko z pasją, z miłością. Pamiętam, jak rozmawialiśmy kilka lat temu, gdy skończyłeś służbę w wojsku i zastanawiałeś się, co robić. Przeżywałeś jak każdy człowiek dylematy. I postanowiłeś pójść w ślady kochającego cię ojca – pana Janka, zawodowego ratownika TOPR. Zostać ratownikiem Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego stało się mottem Twojego życia. Twoimi „ojcami chrzestnymi” zostali ratownicy: Kuba Floryn i Krzysiek Długopolski. W 2006 roku złożyłeś przysięgę. Jej słowa zapadły Ci głęboko w serce… „(…) dobrowolnie przyrzekam pod słowem honoru, że póki zdrów jestem, na każde wezwanie Naczelnika lub jego Zastępcy – bez względu na porę roku, dnia i stan pogody – stawię się w oznaczonym miejscu i godzinie odpowiednio na wyprawę zaopatrzony i udam się w góry według marszruty i wskazań Naczelnika lub jego Zastępcy w celu poszukiwań zaginionego i niesienia mu pomocy (…)” Kubuś, czemuś nie poczekał na nas? Czy dusza Twoja chciała z orłami się zbratać? Czy usłyszałeś halnego tęskne wołania? Czemuś nie poczekał? Tego dnia, gdyś ze swoim przyjacielem Wojtkiem, młodszym ratownikiem TOPR, poszedł na grań Giewontu, kierowaliście się głosem serca. Nie tylko, by siebie sprawdzić, ale też poznać teren, w którym kiedyś może przyszłoby wam ratować ludzi. Żeby ich nie zawieść. Byliście dobrze przygotowani do tej nietrudnej, acz wymagającej uwagi wspinaczki. Mieliście raki, liny i uprzęże. A przed wami cudowna grań w blasku słonka. To też Twoja cecha: umiejętność dzielenia się szczęściem. Przeżywanie z drugim człowiekiem tego, co dobre i piękne, to wielka zdolność. Czemuś, Kubuś, nie poczekał? Zostawiłeś na grani Wojtka, który wyciągał do Ciebie ręce. I wołał: Wróć się Kuba. Wszyscy ratownicy TOPR-u podaliby Wojtkowi ramiona, tak by prześcignąć czas i przestrzeń. I podać Ci pomocną dłoń. Zszedłbyś se, Kubuś, do doliny, spokojnie i bezpiecznie…

Ty sobie już, Kubeczku, patrzysz z wysokości na nas, i śmiejesz się, ale nam w dolinach pozostał ogromny żal, wielka pustka. Tym większa, że wypełnia serca ogromnego oceanu osób. Twoich Rodziców, Agnieszki i Maćka, dziewczyny Doroty oraz przyjaciół z podwórka, z którymi dorastałeś i uczyłeś się, znajomych, przyjaciół i kolegów z TOPR-u oraz niezliczonej jeszcze liczby osób, których nawet trudno wymienić. Na cmentarzu żegnały Cię setki ludzi. Wielu z nich przyjechało z odległych zakątków Polski. To dowód na to, kim byłeś za życia. Pilot TOPR Henryk Florkowski nadleciał śmigłowcem i nakreślił symboliczny znak krzyża nad tłumami zebranych i twoją trumną, na której spoczęła lina, czekan i hak. Gdy śmigłowiec wznosił się pionowo ku niebu, wszyscy wiedzieli, że ten bezsłowny gest znaczy więcej, niż tysiące słów. Tak samo słonko wynurzyło się zza chmur i przytuliło swymi promieniami Twoją trumnę. To samo słonko, do któregoś szedł we wtorek 22 marca 2011 roku. A po Tatrach niesie się Twoja ukochana piosenka: Jaworina, chlapci Jaworina, ma mila ma modre, ma mila ma modre pod ocima…

Jakub Brzosko

----------------------------------------------------------------------------------------------

Ma rację Jakub Brzosko, że pisanie o Kubie w czasie przeszłym jest rzeczą trudną, gdyż jeszcze parę dni temu razem pełniliśmy dyżur. Ileż to wspólnych tygodni służby przyszło nam razem pełnić w ciągu ostatnich lat na Kotelnicy Białczańskiej. Każdy tydzień spędzony z Kubą w pracy oznaczał, że nie ma mowy o nudzie. Ale jednocześnie Kuba, dzięki swojej nadzwyczajnej obowiązkowości oraz gotowości do wszelkich działań podejmowanych wspólnie, gwarantował pełen profesjonalizm i zaangażowanie. Zawsze emanowała z Niego wielka radość życia i taka zwykła ludzka dobroć. Ten młodzieńczy zapał i energia były do pozazdroszczenia. Ileż dobrych słów pod Twoim adresem słyszałem od poszkodowanych narciarzy, których transportowałeś do naszej dolnej dyżurki, gdy opuszczałeś ją, życząc każdemu(!) szybkiego powrotu do zdrowia. Wielu mówiło: „jaka to ujmująca osobowość, taki młody, a swoim uśmiechem i humorem potrafi zdziałać, że nawet mniej boli. To naprawdę nie były jednostkowe przypadki. Właściwie każdy kontuzjowany, któremu Kuba udzielał pomocy, miał podobne odczucia. Kuba leczył uśmiechem. Pamiętam, jak jeszcze zupełnie niedawno Kuba wybierał się na zawody jako reprezentant TOPR. Musiał wcześniej skończyć dyżur i upierał się, że Jego tata przyjedzie na zastępstwo. Powiedziałem, że tylko wtedy, jak Janek będzie chciał, gdyż seniorów należy oszczędzać. Przyjechał Janek z małżonką, gdyż Zdzisia jeszcze właściwie nie była na Kotelnicy. Mam w pamięci i w oczach, jaka była uradowana, gdy Kuba posadził ją na skuter i pokazał miejsce swojej pracy. Gdy po peregrynacji Kotelnicy czekaliśmy wspólnie pod dyżurką na Kubę pakującego swój sprzęt, Zdzisia powiedziała do mnie: „Wiesz, tak mało mogę nacieszyć się moim Kubą, bo cały czas jest poza domem”. Przy pożegnaniu rzekłem: „Poczekaj, już niedługo sezon zimowy kończy się i będzie w domu…” Dlaczego, Kuba, moje słowa nie ziściły się? Mam w pamięci wrześniowe szkolenie z dynemą, gdy Kuba zapakował mnie w trójkąt w środku ściany a lina przypominała grubą sznurówkę. Odwróciwszy się, rzekł: „Liczę na to, że wytrzyma.” Jego uśmiech potwierdził to. Kuba, dziękuję Ci za wszystko. Wybacz, nie byłem w Kościelisku w czwartek – miałem dyżur. „Myśl się łamie w ułomnym kształcie słowa”.

Piotr Jasieński „Szuwar”

--------------------------------------------------------------------------------------------------

Hej Giewoncie, Giewoncie, kie umierał będę, jesce poźrem na cie…

I poźrołeś, Kubuś, z bliska, źol ino ze tak wcas… Rodeś widział ten wierch jak zoden. Ani się dziwić, bo piykniejsego nie nońdzies na świecie. Rodeś go widział – tak mi godali Twoi przyjaciele, rówieśnicy, co tu w tłumie stojom. Oni to upytali mnie, coby Cie w ik imieniu pozegnać. „Ujek! Przepowiedzcie co, bo nom ze zolu słowa bez garła nie przeńdom…” Tak rzekli Twoja koledzy, coście razem wyrośli, styrmali się pierwej po jasieniak, pote po turnickach, jeżdziyli na motorak, cieszyli się sobom. Zapatrzony w ojca, wstąpiyłeś do Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego, coby nieść ludziom pomoc, boś nigdy nikogo bez pomocy nie ostawiył…

Hej, polaniarscy chłopcy, mali, ale śmieli, idom do Giewontu, choć się śniyzek bieli…

Posedłeś na samom grań, coby zjechać na linie scyrbinom i poźreć, jako oświetlić krziz na beatyfikacje Jana Pawła. I nie fto inny, ino on, zawołał na Ce i rzok „Kubuś, niechoj…” Rodzi ku niemu będziemy haw razem świętować… Rusyłeś po wierchu, idzies na niebieskie polany, a coby Ci się sło lekce, niek ci zagrajom koledzy góralskom nute…

Jan Karpiel Bułecka

-------------------------------------------------------------------------------------------------

Kuba był nasym przyjacielem od najmłodsych roków. Razem my se chodziyli do skoły, w hole, na styrmanie, do jaskiń, na motor, na baciarke. Z Kubusiym cas zawsze wesoło płynom. Chłop był jak dąb, mocny ciałem i duchem. Zawse chyntny do pomocy, wyciongoł rynke do kozdego. Za tom jego uśmiychniyntom gymbusiy i serce ze złota kochali go syćka, młodzi i starzy. Potrafił zjednać se kozdego, był dusom towarzystwa. Miłość do gór mioł w sercu zapisanom i pielengnowoł jom staranniy. Nigdy siy nie wywyższoł, zawsze godny i honorowy. Wziyno go wcas, za wcas. Nie naciesylimy siy nim dość. Ale bedziyme bocyć i jesce siy ta razem syćka zyjdziyme (…) Gdy wsiadoł na swój ukochany motorek, buzia mu się śmiała od ucha do ucha. Cieszył się terenowymi wyprawami (…) Był bardzo aktywnym człowiekiem. Nie da się opisać, jak potrafił pociesyć drugą osobę. (…) Bubuś był dla mnie jak Brat i mimo że czasem się wadziliśmy, to zawsze, bez względu na porę dnia i nocy, mogłam na niego liczyć. (…) Kiedy na planie pracy ustalanym przez Naczelnika widzieliśmy w swoim składzie Kubę Stawowego, od razu wiedzieliśmy, że tydzień, który spędzimy wspólnie, będzie niezwykły, że będzie to tydzień pracy naznaczonej uśmiechem i radością. Zresztą takie reakcje wzbudzał nie tylko u współtowarzyszy ratowników, ale u wszystkich – począwszy od obsługi kolei, karczmy przy wyciągu, a skończywszy na turystach czy narciarzach, którzy widząc go po raz pierwszy, urzeczeni byli jego pogodą ducha i nieznikającym uśmiechem. Kuba, choć dyżur pełnisz teraz gdzie indziej, to na naszych dyżurach i w naszych sercach na zawsze pozostanie Twoja roześmiana gęba.

Fragment cytatów i wspomnień o Kubie autorstwa licznej grupy przyjaciół

Źródło: Fragmenty przedstawione pochodzą z Tygodnika Podhalańskiego

Przejmujące

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

www.trentino.pl skionline.tv
partnerzy
ispo.com WorldSkiTest Stowarzyszenie Instruktorów i Trenerów Narciarstwa PZN Wypożyczalnie i Centra testowe WinterGroup Steinacher und Maier Public Relation
Copyright © 1997-2021
×
×
  • Dodaj nową pozycję...