Ranking
Popularna zawartość
Zawartość, która uzyskała najwyższe oceny od 26.09.2024 w Wpisy na blogu
-
Cześć, Pisząc te słowa siedzę w samochodzie w drodze z Tokio do Nagano, gdzie przez kilka dni będę odwiedzał wiele ośrodków narciarskich, w tym tereny olimpijskie. Wyjazd do Japonii 🇯🇵 na narty, to część mojej współpracy z Itaką, która w tym sezonie po raz pierwszy zaoferowała tego typu wyjazd dla miłośników jazdy w puchu. Mam, ze sobą odpowiednie narty i mam nadzieję, a wszystko na to wskazuje, że będą miały gdzie się wyszaleć! Zapraszam do śledzenia relacji 👍15 punktów
-
Miało padać, być pochmurno, a tu miła niespodzianka… piękny dzień dla narciarza. Drugi ośrodek z karnetu Ski&City, który odwiedziliśmy w trakcie naszego obecnego pobytu w Tyrolu - Schlick 2000. Jak go oceniam? Bardzo dobrze. Czy jest mały? Mały ale wariat 😄 Trasy fajne, długie, szerokie - wyciągi szybkie. Czego chcieć więcej? Może przydałoby się więcej czarnych tras… czarnego jest tutaj tak naprawdę ze 400 metrów zjazdu. Fotorelację zacznę od video i Tiktoka „nogi bolo”… …mówi wszystko: v24044gl0000ctu13i7og65uk7qdc3rg.mp4 Było dzisiaj sporo kręcenia więc po powrocie do Polski, na kanale, sporo się jeszcze ukaże ze Schlicka. Kilka fotek: Czarna: Znana Pani: Jedna z czerwonych… Szybkie krzesło: Marboru: Pięknie: Na te góry można patrzeć i patrzeć… Acha… warunki dzisiaj były pod nartą doskonałe, jedyne utrudnienie, to silny wiatr. Pozdrawiam serdecznie marboru10 punktów
-
…ale? Tak. Jedno, a w zasadzie dwa. Pierwsze - przy górnej części ośrodka, na moje oko głównej jego części, gdzie jest kilka fajnych tras znajduje się krzesło rodem z Goryczkowej. Wolna dwójka - potwornie długa. Drugie - brak przygotowania zjazdu do doliny. Mróz, opady naturalnego śniegu…i co? Właścicielowi ośrodka jakby nie zależało, a szkoda… bo tak? Niby fajnie a jednak całość ośrodka oceniam negatywnie. Rozpędziłem się… to dalej… Gondola i krzesło - środkowa część ON. Połączenie trasy narciarskiej i tuż obok toru saneczkowego - jedno źródło lokomocji dla turystów z sankami i narciarzy… na wyciągu, co trzy krzesła, jedna gondola? Porażka, chaos i wolne działanie. Kto to wymyślił? Z pewnością nie był to narciarz, a jakiś marketingowiec od siedmiu boleści 😀 Podsumowując - fajne trasy, ośrodek słabo pomyślany i zarządzany. Odwiedzony i w efekcie? Do zapomnienia. Aaa na koniec plus - darmowy parking… tylko po co te szlabany i maszyny, co jak się nie odbije w kasie z karnetem biletu, parkingowego, to nie chcą wypuścić? Porażka totalna - zamiast budowania tych szlabanów mogliby się skupić na otwarciu całego dołu i ewentualnie zainwestowali w więcej armat… bo Technoalpin wypasiony, ale jak ich mało i całość ośrodka nie działa, to szkoda na niego czasu. Fotogaleria. Na dole Innsbruck: Środkowa część… niby wypasiona ale… Góra fajna… tylko… To krzesło… Urocze skałki: Trasy: … Miasto z góry wygląda imponująco: Tutaj koniecznie krzesło szybkie z bublinami… Knajpka - góra: Fajnie przygotowane trasy: … Poza trasą też można… I tradycyjnie TikToczek: v24044gl0000cu1to4fog65n083g74cg.mp4 Pozdrawiam marboru PS. Siedem dni, siedem ON z karnetem Ski&City - chcielibyście jakieś podsumowanie?9 punktów
-
Co jest nie tak z tym ośrodkiem? A może mi się już w tyłku poprzewracało? A może zwyczajnie było dzisiaj trochę za zimno na narty? Wszystkiego po trochu. Małe jest piękne ale na moje oko, to jednak nie tu. Przy Kutai, to tu nie miałem gdzie pojeździć na nartach. W zasadzie szerszych fajnych do jazdy tras, tu nie ma… a jak są, to krótkie kilkuset metrowe fragmenty (10, 14, 8, 4, 2)… ale to naprawdę bieda. Reszta tras… to dość długie, wąskie nartostrady. Turyści i zwolennicy przejazdów z kijkowaniem będą zadowoleni. Jak dla mnie ośrodek dla dzieci i słabo jeżdżących. Narciarz zaawansowany po trzech godzinach się tu nudzi. Zdecydowanie najgorsze miejsce na narty z karnetu Ski&City w jakim dotychczas byłem. Fotorelację zacznę od mapki tras: Na zdjęciu jeden z krótkich fajnych fragmentów: Czarna 8… na mapce wygląda na długą... Widoczek na trasy, które niby są ale nie ma co pojeździć. Albo krótko, albo płasko. Najlepsza z tego wszystkiego knajpka. Burgery i dobra kawa, oryginalny wystrój: Warunki na trasach - lodowe. Gdyby nie nocny opad, to z przytępionymi krawędziami była by męka. Niby fajna czerwona… a nie fajna - wąska. Non stop slalom między dzieciakami i słabo jeżdżącymi. Schronisko malownicze: Widoczki zacne… Trasy… I widoczki… Ogrzać było się gdzie 🙂 Z daleka wygląda, to tak… No i dwie bardzo wolne dwójki niczym na Goryczkowej… Trasa 1… też krótka choć na plus ustawione tyczki. Nawet TikTok mi jakiś dyskotekowy wyszedł z Hochoetz 😃 v24044gl0000cu0l6rnog65i7ktdm010.mp4 Jutro ostatni ośrodek i powrót po nartach do domu. Mam nadzieję, że Glungezer do godziny 12 nie zawiedzie. Pozdrawiam marboru9 punktów
-
No tak… skończyła się łatwa i przyjemna pogoda. Rozpoczęła się pogoda walki. Śnieżyca, kopce, chmura, mgła i parująca para. Trzeci dzień, specjalnie do tej pogody, z karnetem Ski&City spędziliśmy na ośrodku Innsbruck Patscherkofel. Dlaczego taki wybór na tak słabą pogodę, a nie, na przykład, Stubai? Proste - w lesie zawsze lepszy kontrast widzenia. Ośrodek mały i niski. Obsługiwany przez jedną wypasioną gondolę, orczyk przy parku i orczyk przy oświetlonej trasie. Tereny dla dzieci z taśmami. Restauracji kilka - jest co wybierać. Mapka: Dolna stacja (parkingi przy stacji płatne, 6 EUR - to i tak taniej niż w pierwszy dzień u Słowaków od Gopassa z pierwszego dnia… tam 10): Gondola: Trasy czerwone i czarne… jedna niebieska do stacji pośredniej. Trasa treningowa, oświetlona. Pół dnia stały tu tyczki. Poza nowoczesnymi restauracjami jest jedna perełka: Trasa nr 2… kiedyś, tu odbywały się ważne zawody… ktoś wie jakie i kto wygrał, kiedy? … Pod koniec dnia zaczęło się przejaśniać: I zrobiły się cudne widoki: Proszę: Albo przy pośredniej: Morze chmur: A pod nimi Innsbruck… Dzień trudny, ale fajny. Ośrodek dla dobrze jeżdżących. Lodowy podkład i szyszki z drzew na trasie… tysiące… bez ostrych krawędzi wstęp wzbroniony. Te szyszki zapamiętam z tego miejsca najbardziej… w sumie dobrze, że nie kamienie… ale ślizgi nart i tak do roboty. Krótki filmik z mojego kanału na Tik Toku „nogi bolo”… więcej opublikuję po powrocie. v24044gl0000ctullo7og65utq0efm4g.mp4 Gdzie jutro? Zaraz zdecyduję po analizie pogody. Pozdrawiam marboru8 punktów
-
Drugi odwiedzony ośrodek z karnetu Ski Lungo, Grosseck - Speiereck. Dwie gondole, szybkie krzesło, dwa wolne krzesła i dwa orczyki. Trasy, szerokie, długie, świetne. Mapa tras: Pogoda dzisiaj - zima. Lekki mróz i śnieg. Epicko… Na dole śnieg tylko na trasach… Więcej na Tiktoku: v24044gl0000cvc565fog65i3j8dphc0.mp4 Pozdrawiam marboru, „nogi bolo” na Tik Tok.6 punktów
-
Takiego pięknego dnia na nartach dawno nie miałem… A sam ośrodek? Mimo, że już w nim byłem i nie byłem zachwycony… zachwycił mnie. Można? Można! v24044gl0000cvdfh27og65h6555ciag.mp4 Pozdrawiam i zapraszam na „nogi bolo” na Tiktoku. marboru5 punktów
-
Dzisiejszy raport z Tyrolu będzie krótki. Axamer Lizum, to perła Tyrolu i karnetu Ski&City. Jestem zachwycony tym małym i kameralnym ośrodkiem. Wiadomo, że jakiś minus musi być, i jest. Dwa wolne krzesła, a trzecie nieczynne. Reszta? Bajka. Tym razem zacznę od Tik Toka z mojego kanału: v24044gl0000cu006kfog65kjtt40s70.mp4 I kilka zdjęć do uzupełnienia relacji. Górna stacja gondoli i wypasiona restauracja: Trasy: Kolejne spojrzenie: …i jeszcze jedno: Klimaty? Prawda, że jak w Italii? Czarna 14: Jest słoneczko, jest banan na twarzy: Pojeżdżone fajnie dzisiaj było 👍💪 Jest gdzie: No i z każdej strony widoki… Zabytek: Krzyż: I papu… Jutro na tapetę idzie Hochoetz. Pozdrawiam marboru5 punktów
-
Czasem, żeby przeżyć małą przygodę, nie trzeba ruszać daleko. Wystarczy zapakować rower, bidon z napojem… i ruszyć kilkadziesiąt kilometrów za miasto. Dziś kieruję się z Bielska-Białej do Pszczyny – niewielkiego, ale niezwykle urokliwego miasta, które będzie punktem startowym mojej rowerowej wyprawy. Dojeżdżam do Pszczyny. Zatrzymuję się na parkingu tuż przy dawnym polu golfowym, dziś częściowo zarośniętym i zapomnianym, ale kiedyś – jednym z bardziej oryginalnych pomysłów rekreacyjnych tej okolicy. To dobre miejsce na start – cicho, zielono, zaledwie kilka kroków od Parku Zamkowego. Wyciągam rower, sprawdzam sprzęt do nagrywania i ustawiam nawigację. W powietrzu unosi się zapach porannego lasu i lekko wilgotnej trawy. Przede mną kilkadziesiąt kilometrów jazdy przez książęce ścieżki, leśne ostępy i miejsca, gdzie historia spotyka się z przyrodą. Rower gotowy. Ja też. Czas ruszyć w drogę. 1. Park Zamkowy w Pszczynie – początek trasy Moja trasa zaczyna się od jednego z najbardziej malowniczych miejsc na Śląsku – Parku Zamkowego w Pszczynie. To nie jest zwykły park. To część dawnej rezydencji książąt pszczyńskich – jednej z najznamienitszych rodzin arystokratycznych tej części Europy. Po lewej widać monumentalny Zamek w Pszczynie – budowlę, której historia sięga XI wieku, ale swój obecny kształt zawdzięcza przebudowie w stylu klasycystycznym z XIX wieku. Wnętrza zachowały się niemal w całości – to jeden z nielicznych zamków w Polsce, który można zwiedzać z oryginalnym wyposażeniem. Z kolei park, przez który teraz jadę, został zaprojektowany w stylu angielskim przez Petera Josepha Lenné – tego samego architekta, który stworzył ogrody Poczdamu i Berlina. Alejki, kanały wodne, romantyczne mostki i pomnikowe drzewa tworzą tutaj atmosferę jak z epoki romantyzmu. Nieprzypadkowo właśnie tu często spacerowali członkowie rodziny Hochbergów oraz odwiedzający ich europejscy goście, w tym sam cesarz Wilhelm II. Dziś park jest otwarty dla wszystkich. Cichy, zielony i pełen harmonii – doskonałe miejsce na rozpoczęcie rowerowej przygody. Jadę powoli, żeby nacieszyć się tym spokojem – zanim trasa zaprowadzi mnie w głąb lasu. 2. Skansen – Zagroda Wsi Pszczyńskiej Opuszczając park, mijam po lewej stronie wyjątkowe miejsce – Zagrodę Wsi Pszczyńskiej, czyli skansen etnograficzny, który wciąż nie jest tak znany, jak na to zasługuje. To tutaj, w cieniu starych drzew, zgromadzono zabytkowe budynki z całego regionu – drewniane chałupy, stodoły, spichlerze, a nawet starą kuźnię i młyn wodny. Wszystkie obiekty pochodzą z XIX i początku XX wieku i zostały przeniesione tu z pobliskich wsi, by zachować pamięć o tradycyjnej architekturze ziemi pszczyńskiej. To żywa lekcja historii – można tu zobaczyć, jak wyglądało codzienne życie na śląskiej wsi jeszcze sto lat temu. W weekendy zagroda tętni życiem: odbywają się pokazy rzemiosła, wypiek chleba, warsztaty dla dzieci. Ale nawet teraz – w zwykły dzień – to miejsce emanuje spokojem i autentycznością. Przejeżdżam powoli, zerkając między płoty i dachy kryte gontem. To kolejny powód, by kiedyś wrócić do Pszczyny – już nie tylko rowerem, ale może i z całą rodziną. 3. Przejazd obok dworca kolejowego – uwaga na remont! Jadę dalej wyznaczoną ścieżką rowerową, prowadzącą mnie w stronę pszczyńskiego dworca kolejowego. To charakterystyczny punkt miasta – zabytkowy budynek z końca XIX wieku, wzniesiony w czasach, gdy przez Pszczynę przebiegała jedna z głównych linii kolejowych łączących Śląsk z Wiedniem i Krakowem. Dziś jednak miejsce to przechodzi sporą metamorfozę – trwa gruntowny remont linii kolejowej i samego przejazdu w pobliżu stacji. Uwaga dla rowerzystów: trzeba zwrócić uwagę na oznaczenia i tymczasowe przejście przez tory. W miejscu tradycyjnego przejazdu ruch może być chwilowo wstrzymany lub poprowadzony objazdem. Na szczęście trasa jest dobrze oznakowana, więc nawet mimo prac budowlanych można bezpiecznie przejechać i kontynuować podróż dalej – w stronę lasów. 4. W stronę Jankowic – bocznymi uliczkami za „jedynką” Po minięciu dworca ścieżka rowerowa prowadzi mnie bezpiecznie pod drogą krajową nr 1 , przejazdem, który pozwala wygodnie przedostać się na drugą stronę Po około 400 metrach skręcam w lewo – w jedną z tych uliczek, które mają swój niepowtarzalny klimat. Niskie, jednorodzinne domy, stare jabłonie w ogrodach, dzieci bawiące się na podwórkach. Ruch samochodowy prawie nie istnieje, a droga wije się miękko między zabudowaniami, jakby zapraszała, by jechać powoli i cicho. Ten odcinek prowadzi mnie w kierunku Jankowic – miejscowości położonej na skraju kompleksów leśnych, znanej z kontaktu z naturą, ale też z niezwykłej historii, którą odkryję już za chwilę. 5. Z Jankowic do Studzienic – prolog do leśnej przygody Opuszczam Jankowice i kieruję się dalej na północ – w stronę Studzienic, miejscowości położonej na obrzeżach Lasów Pszczyńskich. Ten odcinek to łagodne, asfaltowe drogi, prowadzące przez otwarte tereny i rozproszone zabudowania. Czuć, że zbliżam się do czegoś większego – do lasu, który już zza horyzontu daje o sobie znać ścianą zieleni. W Studzienicach wjeżdżam na leśne ścieżki – szerokie, dobrze utrzymane trakty prowadzące w głąb Lasów Pszczyńskich. To tutaj zaczyna się właściwa przygoda z naturą. Wokół tylko drzewa, ptaki i miękkie światło przesączające się przez korony. Droga lekko opada, potem znów się wznosi – krajobraz zmienia się z każdym zakrętem. To idealne miejsce, by złapać rytm jazdy i po prostu... zniknąć na chwilę z mapy codzienności. 6. W sercu Lasów Pszczyńskich – rezerwat „Żubrowisko” i dziedzictwo Hochbergów Gdy zagłębiam się w Las Pszczyński, krajobraz zmienia się całkowicie – asfalt ustępuje miejsca ubitym, szutrowym ścieżkom, a w powietrzu czuć wilgoć, mech i zapach żywicy. Przede mną rozciąga się Rezerwat „Żubrowisko” – wyjątkowe miejsce o statusie ochronnym, w którym żyją żubry, potomkowie osobników sprowadzonych tu już w latach 30. XX wieku. Historia tego miejsca jest równie ciekawa, co przyroda: to właśnie tu książęta Hochbergowie, właściciele zamku w Pszczynie, prowadzili własną hodowlę żubrów, by odtworzyć populację tego majestatycznego gatunku. Dziś rezerwat nie jest dostępny bezpośrednio dla turystów, ale ścieżka prowadzi tuż obok jego granic. Zdarza się, że można dostrzec żubry z trasy – przemykające między drzewami, albo spokojnie pasące się w oddali. Jadę wolno, czujnie. Tu przyroda ma głos, a człowiek staje się tylko gościem. 7. Od leśnych szutrów do asfaltu – Staw Wspólny i kojące dźwięki natury Po kilku kilometrach przyjemnej jazdy przez Lasy Pszczyńskie – szerokimi, równymi szutrami, które aż proszą się o swobodne tempo i głęboki oddech – dojeżdżam do asfaltowej drogi. Tu szlak zaczyna nieco opadać, a drzewa robią miejsce dla otwartej przestrzeni. To znak, że zbliżam się już powoli do granic lasu – i do Tychów. Po drodze zatrzymuję się jeszcze na chwilę nad niewielkim, ale urokliwym zbiornikiem wodnym – Stawem Wspólnym. To miejsce ma w sobie coś kojącego. Wokół cisza, ale nie zupełna – raczej ta naturalna, wypełniona życiem. Słychać kumkanie żab, śpiew ptaków i cichy szum wiatru, który przelatuje po powierzchni wody. To jeden z tych momentów, kiedy człowiek odruchowo zwalnia… i po prostu siedzi. Bez pośpiechu. Krótka przerwa, łyk wody z bidonu, kilka głębszych oddechów. Jeszcze kilka kilometrów – i dotrę do Tychów. 8. Wjazd nad Jezioro Paprocany – zameczek zamknięty, ale widoki otwarte Zbliżając się do Tychów, przecinam jeszcze jeden duży trakt – dwupasmową drogę prowadzącą z Bielska-Białej do Katowic. Tu trzeba bardzo uważać, ponieważ ruch jest bardzo duży. Po drugiej stronie, asfaltowa droga, prowadzi mnie w kierunku dobrze już znanego punktu na mapie rowerowej Śląska – Jeziora Paprocany. Zanim zbliżę się do wody, zerkam jeszcze w stronę Zameczku Myśliwskiego w Promnicach. Niestety – w tym sezonie obiekt jest w remoncie, a dojazd pod sam budynek jest zamknięty. Szkoda, bo to jedno z najbardziej fotogenicznych miejsc na trasie – drewniany pałacyk z końca XIX wieku, który przez dziesięciolecia był letnią rezydencją książąt pszczyńskich. Nie tracę jednak nastroju – zamiast tego decyduję się na objazd jeziora. Zaczynam od lewej strony, gdzie promenada prowadzi przez zadrzewione brzegi, drewniane pomosty i miejsca idealne na odpoczynek. Przed sobą mam nie tylko piękne widoki, ale też wyjątkową przestrzeń rekreacyjną – Paprocany to miejsce, które od lat przyciąga nie tylko rowerzystów, ale też rodziny, spacerowiczów i wszystkich tych, którzy po prostu chcą pobyć blisko wody. 9. Przystanek nad wodą – żaglówki i zamek w oddali Jadąc dalej wzdłuż jeziora, znajduję miejsce, gdzie mogę zjechać bliżej brzegu. Rower zostawiam przy poręczy i schodzę kilka kroków na drewniany pomost. Przede mną tafla wody – spokojna, lekko pofałdowana przez wiatr. Po niej suną małe żaglówki, sterowane przez dzieci z pobliskiego klubu żeglarskiego. Ich białe żagle wycinają kontrast na tle zielonych brzegów i błękitnego nieba. W oddali, po drugiej stronie jeziora, dostrzegam sylwetkę Zameczku Myśliwskiego. Choć nie mogłem dziś podejść bliżej, jego wieżyczki i drewniane detale nadal robią wrażenie – nawet z tej perspektywy. To idealne miejsce na chwilę zatrzymania – siadam na pomoście, patrzę na wodę i słucham dźwięków jeziora: klikania masztów, śmiechu dzieci, szumu trzcin. Tychy pokazują tu zupełnie inne oblicze – ciche, otwarte na naturę i niezwykle przyjazne dla każdego, kto porusza się na dwóch kółkach. 10. W stronę Kobióra – przez remonty do serca lasu Opuszczam Jezioro Paprocany i kieruję się na południe – w stronę Kobióra. To ostatni odcinek miejskiego fragmentu trasy, zanim znów zanurzę się w leśnej ciszy. W tym miejscu warto zachować szczególną ostrożność – przed miejscowością znajduje się przejazd kolejowy, który obecnie przechodzi modernizację. Ruch jest ograniczony, a trasa nie zawsze dobrze oznakowana – trzeba uważnie śledzić objazdy lub tymczasowe przejścia. Gdy tylko pokonam ten fragment, wszystko znów się zmienia. Wjeżdżam prosto do Rezerwatu Babczyna Dolina – jednego z bardziej urokliwych i dzikich miejsc w Lasach Kobiórskich. Ścieżka prowadzi przez sosnowe i mieszane drzewostany, miejscami tak gęste, że słońce tylko delikatnie przesącza się przez korony. Teren jest łagodny, przyjemny do jazdy, z naturalnym podłożem i niemal zupełnym brakiem ruchu samochodowego. To ostatni poważny fragment leśnej przygody – i doskonałe miejsce, by zwolnić, wyciszyć się i domknąć tę trasę w skupieniu, z dala od miasta i asfaltu. 11. Wjazd do dawnej bazy rakietowej – beton, cień i echa historii Leśna droga prowadzi mnie prosto w kierunku miejsca, które – choć dziś zapomniane – jeszcze kilka dekad temu miało ogromne strategiczne znaczenie. Przede mną ukryta w gęstwinie dawna baza rakietowa z czasów zimnej wojny. Wjeżdżam do niej niepostrzeżenie – otacza mnie las, a ścieżka, po której jadę, pozostaje doskonałej jakości. Nawierzchnia jest równa, szutrowa, szeroka – aż trudno uwierzyć, że prowadzi donikąd... poza historią. Po kilku minutach pojawiają się betonowe pozostałości – zarośnięte fundamenty, niszczejące place, fragmenty ramp i konstrukcji technicznych. Wszystko pokrywa zieleń: mech, paprocie, samosiejki, które odbierają przestrzeń temu, co kiedyś było groźne i tajne. Nie ma tu żadnych tablic, żadnego ogrodzenia – tylko milczenie lasu i betonowe ślady przeszłości, w której Śląsk był ważnym punktem na mapie Układu Warszawskiego. Jadę powoli, z szacunkiem i lekkim dreszczem. W upalne dni to miejsce daje wyjątkowe ukojenie – gęsty cień i przyjemny chłód, które sprawiają, że łatwo zapomnieć o rzeczywistości. Przede mną jeszcze kilka kilometrów tej niezwykłej leśnej drogi – a potem powrót w stronę Pszczyny. 12. Przez las i Piasek – ostatnie kilometry, powrót do Pszczyny Po wyjeździe z bazy rakietowej czeka mnie jeszcze jeden leśny odcinek – prosty, długi, niemal symboliczny. Droga sunie między drzewami jak oś czasu, jakby prowadziła mnie już prosto ku zakończeniu wyprawy. Wkrótce docieram do miejscowości Piasek. To spokojna okolica, ale również tutaj trwa modernizacja linii kolejowej. Tory można ostrożnie przekroczyć – ruch pieszo-rowerowy jest dopuszczony, choć wymaga uważności i krótkiego zejścia z roweru. Gdy pokonam to miejsce, powoli wjeżdżam na przedmieścia Pszczyny. Ścieżka rowerowa prowadzi mnie już spokojnym rytmem, wzdłuż zabudowań i znanych punktów, które pojawiają się w polu widzenia jak znajome kadry. Jeszcze kilka zakrętów, kilka pedałów – i wracam do miejsca, w którym wszystko się zaczęło. Park Zamkowy w Pszczynie znowu przede mną – ale dziś patrzę na niego inaczej. Trasa domknięta. Koło się zamknęło. Ale wspomnienia – zostaną z tą trasą na długo. 13. Podsumowanie – 50 kilometrów w najlepszym stylu To była trasa licząca około 50 kilometrów – przyjemnych, technicznie łatwych, a jednocześnie pełnych zmienności i charakteru. Przejechałem przez asfaltowe alejki, szerokie leśne szutry, fragmenty miasta i miejsca, gdzie historia odciska swoje ślady w betonie i mchu. Cień lasów Pszczyńskich i Kobiórskich towarzyszył mi przez większość trasy – idealny na upalne dni, dający wytchnienie i poczucie spokoju. Jezioro Paprocany zachwyciło nie tylko widokiem, ale też infrastrukturą – to miejsce stworzone do wypoczynku. A po drodze – zameczki, skanseny, rezerwaty i ciche ścieżki między ogrodami. To trasa, którą można polecić każdemu – rodzinom z dziećmi, początkującym rowerzystom, ale też tym, którzy po prostu szukają dnia bez pośpiechu i z bliskością przyrody. Nie trzeba wyjeżdżać w góry, by poczuć się jak w podróży. Czasem wystarczy… dobrze wybrana droga.4 punkty
-
Innsbruck Muttereralm Dzień pierwszy skisafari śladem @JC, czyli siedem dni z karnetem Ski plus City pass. Dzisiaj padło na rozgrzewkę Muttereralm. Mała, kameralna stacja narciarska. Dwie gondole, krzesło i orczyk. Z samej góry w zasadzie dwie trasy - czerwona do jednej gondoli i niebieska przy drugiej. U góry fragment czarny, przy orczyku teren dla uczących się. Dwie taśmy dla bombli 🙂 Knajpa jedna - słaba. Kasy: Koniec trasy niebieskiej: Tradycyjny sztruks: Pierwszy dzień w sezonie, więc było delikatnie jeżdżone. Na początek trzy zjazdy… i spotkanie z Jackiem 🤗 Nie ma jak się w Polsce spotkać, to spotkaliśmy się w Austrii. Widoki z ośrodka na Innsbruck, Inn, lotnisko i startujące samoloty - bomba. Na powyższym zdjęciu charakterystyczny masyw górski. Szczyt ośrodka: Knajpka: I czerwona 5, która wszystkim przypadła do gustu. Cudnie: Choć pogoda nie dopisała na sto procent, było zacnie. I ulubione przez Gospodarza niebieskie strzały 😃 Tik Tok „nogi bolo” się rozwija… …przykładowa produkcja z dnia dzisiejszego: v24044gl0000cttbv0vog65gkqr57kd0.mp4 Zapraszam wszystkich do obserwacji i śledzenia na bieżąco moich video poczynań. Pozdrawiam serdecznie marboru4 punkty
-
Obertauern - pierwsza odsłona… Ski Lungo skipass i jeden ośrodek w Styrii… taki był plan na kolejne narty w Austrii… Realizujemy! Pierwszy dzień nie rozpieszczał. Bez mrozu nawet w nocy, mgła, chmury, deszcz i śnieg. Poniżej Tiktok z ujęciami, które udało się ustrzelić w chwilach przetarć pogody. v24044gl0000cvbg9nnog65l23t7sd10.mp4 Zapraszam na Tiktokowy kanał „nogi bolo”. Pozdrawiam marboru3 punkty
-
Wyjazd do ośrodka narciarskiego Černá hora – Pec w Czechach, to była spontaniczna decyzja, związana z bardzo dobrą prognozą pogody. Postanowiłem, mimo zmęczenia wynikającego z faktu, że dzień wcześniej wróciłem z Hiszpanii, wykorzystać piękną pogodę i przygotować dla Was ten film, ponieważ bardzo często dostaję od Was pytania dotyczące ośrodków narciarskich u naszych południowych sąsiadów. Zapraszam więc do oglądania2 punkty
-
Tuż przed pandemią odwiedziłem Stubai pierwszy raz… i wówczas, razem z @JC miałem słoneczko. Dzisiaj swój debiut na tym lodowcu miała Paula… i słoneczko było… ale mocno schowane. Pod koniec dnia się przebiło przez chmury, śnieżycę i silne podmuchy wiatru… a w zasadzie nie ono, a błękitne pasma nieba. Warunki pod nartą super, dla oczu - fatalne. Płaskie światło i widoczność tylko chwilami na niewielkich fragmentach tras. Pod koniec dnia - poprawiło się. Tak, czy inaczej fajnie pojeżdżone - razem z wyciągami ok 94 km. No i pizza pyszna zjedzona 😃 Początek dnia… Przecierać się zaczęło od dołu - trasa zjazdowa, skiruta czynna do samiutkich parkingów. Im wyżej tym słabiej… Lodu na lodowcu dramatycznie ubyło - orczyk z poniższego zdjęcia skończył swój żywot. Pierwsze oznaki poprawy pogody: Widoki bajka… Można patrzeć godzinami 😃 Trasy zaliczone wszystkie otwarte - zamknięta czarna i tamtejsze krzesło. No i kultowy wyciąg nadal stoi… 😃 marboru 😃 No i zbliżenie na horyzont… czyżby tam gdzieś Dolomity? Ktoś określi te pasma górskie? Bajka: A te szczyty w chmurach, to? Wie ktoś? To łatwiejsza zagadka? Szczyt? Koniec dnia i kolejna przygoda za nami. Szybko ucieka czas na nartach… Tradycyjny TikToczek… v24044gl0000ctvadk7og65pb7fr447g.mp4 I tym czasem, do jutra. A będzie Axamer. Pozdrawiam marboru2 punkty
-
Tym razem zabieram Was w podróż nietypową – z włoskich Alp (Limone Piemonte) do Andory, w sam środek Pirenejów. To dzień pełen pakowania, transferów, lotu i długiej trasy samochodowej, ale też okazja, by pokazać Wam kulisy moich podróży. W filmie zobaczycie m.in.: 🎿 Pakowanie sprzętu narciarskiego i moje sposoby na oszczędzanie miejsca w walizce 🕶️ Porady dotyczące gogli narciarskich i wymiany szyb ✈️ Lot z Turynu do Barcelony tanimi liniami Vueling 🛍️ Zakupy w strefie wolnocłowej na lotnisku 🚗 Transfer przez Francję aż do Andory 🏨 Hotel Grand Pas – powrót dokładnie rok po mojej poprzedniej wizycie Wskazówki dotyczące roamingu i korzystania z telefonu w Andorze To nie klasyczny vlog z trasy narciarskiej, a raczej „dzień w podróży” – od śnieżnych stoków w Piemoncie po nocleg w Andorze. Jeżeli chcecie częściej takie kulisy moich wyjazdów – zostawcie 👍 i komentarz!1 punkt
-
🎿 Nowe inwestycje - Jaworzyna Krynicka nie zwalnia tempa! 🏔️ Ośrodek narciarski Jaworzyna Krynicka kolejny rok z rzędu dynamicznie się rozwija! 💪 W ostatnich latach zrealizowano wiele ważnych inwestycji: ✅ dwie nowoczesne koleje linowe, ✅ zmodernizowany system naśnieżania tras narciarskich, ✅ nowe oświetlenie stoków, ✅ nowoczesne centrum obsługi gości z wypożyczalnią i serwisem nart, ✅ klimatyczna strefa après-ski. 🚠 Obecnie trwa budowa długo wyczekiwanej kolei linowej, która zastąpi stary wyciąg o niskiej przepustowości – to ogromna zmiana dla narciarzy! 🏨 Modernizacji doczekał się także hotel przy Jaworzynie, który już od grudnia powita gości w zupełnie nowej odsłonie! 📽️ Zobacz film i sprawdź, co nowego czeka na Ciebie w sezonie zimowym 2025/2026 na Jaworzynie Krynickiej!1 punkt
-
Maso Corto, wybrałem na pierwszy wyjazd na narty w sezonie 24/25. Początek sezonu na lodowcach, to zawsze trochę loteria. W październiku nie było zbyt dużo, a temperatury nie były skore, aby często spadać poniżej zera. Dlatego na lodowcach była otwarta tylko część tras. W Maso Corto można było jeździć na głównej trasie na lodowcu, gdzie warunki były doskonałe. Dlatego w filmie ujęć ze stoków nie jest dużo, ale znajdziesz tam, mam nadzieję interesujące, informacje o nowej inwestycji w Maso Corto, zmianach w Aparthotelu Maso Corto, cena skipassów, promocjach, cenach paliw w Czechach i Austrii. Zobaczysz także jak można do Val Senales jechać przez… Szwajcarię. Zapraszam do oglądania.1 punkt