Poddaję pod Waszą uwagę takie moje spostrzeżenia:
Analizując odpowiednie przepisy FIS, wychodzi że: w SL bramki są ustawione średnio o ok.2,5 raza gęściej niż w GS, czyli o tyle częściej zawodnicy muszą zmieniać kierunek jazdy. W SL średni przejazd to ok. 60s i mniej więcej tyle skrętów jest do wykonania, czyli wychodzi z tego: 1skr./sek., czyli spora częstotliwość. Aby to się udawało i nie trzeba było rezygnować z jazdy na krawędziach, narty dla każdej z tych dyscyplin, mają różną geometrię.
Sama geometria narty w tym jednak nie pomoże, potrzebne jest inne podejście do skrętu w SL niż w GS.
W slalomie specjalnym narciarz przemieszcza narty pod sobą, natomiast w gigancie przemieszcza ciało nad nartami.
W przypadku SL jest to doskonale widoczne na przejeździe Kalle Palander`a, w sylwetkach między bramkami, gdzie zawodnik wyraźnie podciąga nogi pod siebie (pochłonięcie), a następnie wypycha je na zewnątrz, nie zmieniając przy tym położenia tułowia.
O tym, że w GL jest to zupełnie inny ruch szczególnie dobrze można zaobserwować w środkowym fragmencie jazdy prezentowanej przez Daniel`a Albrieght`a, gdzie zawodnik wyraźnie „przesiada się” z narty na nartę.
Podsumowując daje się zauważyć, że aż tak bardzo w swej podstawowej motoryce jazda na nartach się nie zmieniła.
W slalomie, dawny śmig udoskonalony w avalemant, to w sumie też nic innego jak „przerzucanie” nart pod sobą, z jednej strony na drugą, zakończone wypchnięciem piętki nart na zewnątrz. Na dzisiejszych nartach do slalomu wystarczy tylko podciągnąć je pod siebie, a następnie wyrzucić je na zewnątrz, a resztę załatwi za nas ich geometria.
Gigant, jeżeli jeszcze dodatkowo uwzględni się, że w tym sezonie narty do giganta zostały „wyprostowane”, to praktycznie niemal ta sama technika, co kiedyś.