Stadne jak stadne. To jest tak:
W całej grupie każdy z uczestników ma jakiś znajomych jakoś tam powiązanych. Z resztą stąd się bierze taka właśnie duża grupa.
Bo np taki kolega mówi: mogę jechać z wami - a ja mu mówię czemu nie.
On mówi to ze mną jeszcze siedem osób:eek:
Później dzwoni za dwa dni kolega kolegi i mówi: ty słyszałem, że ten jedzie z tobą na narty - no nie da się zaprzeczyć. To ja i jeszcze trzy osoby. I tak dalej.
Dobrze, że w miarę szybko się wszystko rozgrywa (okolice sierpnia) to da się jakiś blok poszukać coby się ta cała gromada zmieściła.
A na nartach to i tak ja jeżdżę albo sam, albo z moimi najwierniejszymi kolegami nartownikami.
Ja też nie zdecydowałbym się na wyjazd z osobami, których w ogóle nie znam. A już o wspólnym mieszkaniu to nie ma mowy. Wiadomo różni ludzie różne codzienne zwyczaje mają lub co gorsza brak im pewnych nawyków przyjętych ogólnie za codzienne czynności. A jak trafiłbym do jednego pokoju z takim co chrapie (Figo nie obrażaj się) to by było: albo ja, albo on, albo dużo rudej - ale to szkoda formy na narty.
Pozdrawiam.
PS Ale jeden wyjazd w sezonie zawsze tylko stała najwierniejsza grupa 5 osób.
A jak ktoś inny chce w tym samym miejscu się znaleźć o tym samym czasie to niech sobie szuka.