Znajdź zawartość
Wyświetlanie wyników dla tagów 'wspinaczka' .
-
No i mamy to. Pierwsza via ferrata w Kielcach na Kadzielni. Plus tyrolki. Najpierw 100-metrowa wspinaczka po prawie pionowych skałach, potem 130 m zjazdu tyrolką. Via Ferrata "Dwie Skałki" dostępna jest już od 1 maja. Via ferrata powstała za sprawą Bartosza Świtka, do którego należy "Tyrolka na Kadzielni". Znajduje się na stromym zboczu, kilkadziesiąt metrów za wejściem do podziemnej trasy. Ma w sumie 260 m długości. 100 metrów na skałach, kolejne 130 metrów tyrolką, a na koniec wspinamy się 30 metrów po schodach - wyliczał Świtek. Wspinaczka kończąca się zjazdem tyrolką kosztuje 80 zł. Za 130 zł możemy pokonać nie tylko via ferratę, ale zjechać także pozostałymi trzema trasami tyrolki. Powstają też dwie kolejne ferraty w Polsce. - Za dwa tygodnie otwarta zostanie druga w Ryczowie na Jurze Krakowsko-Częstochowskiej, w od 15 sierpnia kolejna w dawnym kamieniołomie w Szydłowcu. Źródło : kielce.wyborcza.pl Na foto trasę pokonuje prezydentka Kielc Agata Wojda (sprawdźcie z jakiej jest koalicji):
- 2 odpowiedzi
-
- 8
-
-
-
- ferrata
- wspinaczka
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Jak miło jest wspominać piękne chwile, które pozostaną w człowieku na całe życie ...takich momentów w ostatnich trzech latach miałem wiele, może nie aż tak dużo na nartach, ale również związanych z Alpami. Dzisiaj Was zabiorę na mój 14 trzytysięcznik - tak, tak... na koncie mam już ich 15. Dlaczego akurat zaczynam pisać od 14go? Bo to, Monte Civetta, która jest bardzo mocno związana z narciarstwem (ośrodek narciarski z "sówką" u podnóża)... a ponad to? To moja wymarzona i przepiękna góra! Dlaczego jeszcze? Bo to trochę polski szczyt... W 1972 roku Jerzy Kukuczka po raz pierwszy pokonał tutaj jedną z kultowych wspinaczkowych ścian na Torre Trieste wytyczając Direttissimę dei Polacchi. Do dzisiaj wśród alpejskich wspinaczy, to jedno z trudniejszych wyzwań. Północna ściana robi już z oddali piorunujące wrażenie! Fascynuje i cieszy oczy... mógłbym na Civettę patrzeć godzinami. Mieszkamy w Alleghe... ostatnie moje dwa pobyty w Dolomitach związane są z tym miasteczkiem. Jest to świetna baza wypadowa latem, ale również dla narciarzy - zimą. Naprawdę, to doskonale położona miejscowość nie tylko dla trakersów ale również dla kolarzy. Oczywiście w ostatnie letnie wakacje mamy ze sobą nie tylko uprzęże, ale również rowery szosowe...ale opowieści rowerowe z tutejszych przełęczy, to zupełnie inna historia, którą postaram się Wam przybliżyć niebawem, w innych wpisach na blogu. Do naszego trekingu startujemy o świcie. Nasza ekipa: Michał, Jacek, Paula i ja. Jedziemy autem z Alleghe przez Selva di Cadore w pobliże (kilka kilometrów przed) miejscowości Pecol. Nasz wehikuł zostawiamy na parkingu narciarskim przy wyciągach krzesełkowych Pioda i Palafavera. Zakładamy na plecy plecaki i idziemy praktycznie po trasach narciarskich tutejszego ośrodka narciarskiego. Pniemy się w górę by z narciarskiej trasy Roa Bianca skręcić w pewnym momencie w stronę schroniska Coldai. Czas się dłuży i do Rifugio szlak jest ani ciekawy, ani trudny - mozolny. Powyżej schroniska jest już znacznie fajniej! Wchodzimy w teren "księżycowy" z nieziemskimi widokami - na tabliczkach już wyznaczony jest kierunek naszej ferraty. Trawersujemy i trawersujemy w stronę początku żelaznej drogi. Po kilku godzinach dochodzimy wreszcie na jej właściwy start. Zakładamy uprzęże. Tutejszy szlak w skali ferratowej wyceniany jest na D. Ktoś, kto nie ma obycia z ekspozycją, nie ma doświadczenia w trudnawej wspinaczce zdecydowanie powinien najpierw potrenować na drogach A, B i C. Oprócz wszędobylskich stalowych linek masę tu klamr i sztucznych ułatwień. Zdarzają się miejsca gdzie trzeba się trochę bardziej wysilić i powspinać bez ułatwień, w czystej skale. Uwielbiam to, a na fotkach wygląda to tak: Oczywiście obowiązkowe rękawiczki... bez tego na ferratach można szybko nabawić się kontuzji dłoni. Widoki? Proszę... Jest niesamowicie i magicznie! Poziom adrenaliny miesza się z serduszkami w oczach i w człowieku rodzi się miliony motylków... zupełnie jak przy zakochaniu. Obcowanie w górach, skałach... gdzie cisza i pustka, to przeżycie niemal mistyczne. Poza nami nie spotykamy zbyt wielu turystów. Człowiek jest malutki, tyciutki w bezkresie tej kosmicznej krainy... Ferrata Alleghesi jest naprawdę trudna i wymagająca nie tylko kondycyjnie ale również siłowo. Ręce równie ciężko pracują co nogi. Góra często również oszukuje...gdy już jesteś mega zmęczony i myślisz, że to szczyt, że już dochodzisz... ona płata figle, bo to nie jest jej zwieńczenie...to tylko tak wygląda, złudzenie. Iść trzeba dalej! Od zmęczenia jednakże ważniejsze jest to, co się dzieje w człowieku. Radość z pokonywania kolejnych metrów jest olbrzymia. W drodze oczywiście ważne jest by mieć odpowiedni zapas wody i jedzenia. W skład naszego, każdego plecaka wchodzą (prowiant): - 3 litry wody (uzupełniana woda w każdym napotkanym schronisku), - 4 hamburgery własnej roboty (ze schabowym i dodatkami w środku), - 3 batony energetyczne, - paczka kabanosów, - puszka Coca-Coli (naszym rytuałem jest jej wypicie na szczycie góry), Ferratomaniaczka Sprzęt na sobie: - dobre buty trekkingowe (z rekomendacją na ferraty) wraz ze skarpetkami trekkingowymi, - bielizna i spodnie turystyczne (moje z rozsuwanymi nogawkami - można z nich zrobić spodenki krótkie), - koszulka termiczna, bluza termiczna, - uprzęż, kask, rękawiczki, okulary przeciwsłoneczne. Dochodzimy do szczytu... Pozostałości w plecaku: - lekki polar, koszulka termiczna na zmianę oraz kurtka przeciwdeszczowa, przeciwwiatrowa, czapeczka, - nóż, telefon, powerbank z latarką, czołówka, - dokumenty oraz ubezpieczenie, kasa Mamy to!!! Szczyt zdobyty! Można napić się zimnej Coli 3220 metrów... niby niedużo, a jednak ktoś, kto nigdy nie był na takiej wysokości (mimo olbrzymiego doświadczenia w Tatrach) na tej wysokości może mieć kryzys. Jeden z kolegów taki ma... no i niestety zejście jest utrudnione. Brak siły, lekkie zaburzenia równowagi i trzeba być ostrożnym. Asekurujemy kumpla i robimy częste postoje. Schodzimy Via Normala mimo tego, że w planach było zejście ferratą Rif. Torrani. Na szczęście wraz z utratą wysokości kolega odzyskuje siły i zdecydowanie przyśpieszamy. Po tej stronie góry mamy sporo (na wymienionej drugiej ferracie) śniegu. Nie mając raków, tak, czy inaczej musielibyśmy zawrócić z tej drogi. Widoczek ze szczytu w stronę Alleghe - miejscowości, nieopodal której mieszkamy. Godziny mijają, a przed nami jeszcze szmat drogi. Na szczęście bez niemiłych przygód, a z pozytywnymi emocjami. Do aut dochodzimy tuż przed zmrokiem. Szczęśliwi z naszej zdobyczy i przygody!!! GPS tego dnia pokazał: - przebyta odległość 28,66 kilometra - przewyższenie 2413 metrów - czas w ruchu 12:12:54 - całkowity czas 14:50:14 Ślad i mapa trasy (plus dodatkowe zdjęcia) pod linkiem ze Strava: Monte Civetta 3220 m npm | Hike | Strava Jesteście ciekawi innych trzytysięczników, na których byliśmy? Dajcie znać w komentarzach Pozdrawiam Mariusz "marboru"
- 16 komentarzy
-
- 15
-
-
-
- monte civetta
- civetta
-
(i 7 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Kojarzycie czy jest jakaś inicjatywa, żeby zrobić w Polsce Via Ferrate? Z tego co kojarzę, byla jakaś mała i płatna w Szklarskiej Porębie, ale upadła. Za to u naszych sąsiadów jest tego sporo. Fajnie było by i u nas zrobić.
- 46 odpowiedzi
-
- góry
- wspinaczka
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Witam wszystkich, Nie wiem czy znajdę tu pomoc i czy to odpowiedni temat - jeśli nie to przepraszam. Organizuję szkolenie dla pracowników i mój pracodawca chce żeby połączyć je z integracją w górach. Wspinaczki, może namioty, wszystko co przyjdzie mi do głowy i zapewni dobrą zabawę. I tu moje pytanie - znacie może jakieś ciekawe miejsca, ośrodki, hotele, które oprócz zaplecza konferencyjnego oferują również ciekawe, zabawne integracje.
- 1 odpowiedź
-
Świetne, szalone, cztery dziewczyny zjechały w maju 2016 wschodnią ścianą Matternhornu, ale nie z samego szczytu (4478m). Doszły nieco powyżej schronu Solvay, do wysokości 4050m. Nachylenie ściany 45 st. Większe nachylenie do 60st robi się wyżej, były w historii zjazdy z wysokości 4400m. Na tripa pojechali świetnym samochodem, Skoda Octavia, o czym można przeczytać na blogu najstarszej z nich, 40-letniej Liv Sansoz https://livsansoz.net/2016/05/20/quatre-filles-et-un-cervin/ Jest również relacja po angielsku http://www.planetmountain.com/en/news/snow-ski-skimountaineering/matterhorn-east-face-ski-descent-in-the-right-place-at-the-right-time.html Kilka zdjęć: p.s. Liv reklamuje polskie jedzenie lio http://lyofood.pl/pages/liv-sansoz
- 5 odpowiedzi
-
- 14
-
-
- freeride
- wspinaczka
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami: