Narty - skionline.pl
Skocz do zawartości

Niseko - Japonia


marboru

Rekomendowane odpowiedzi

Najpierw znalazłem filmik na internecie...

...niesamowity filmik pełen puchu:

[video=vimeo;67639750]

Potem mapę tego japońskiego ośrodka narciarskiego, przypominającego nieco Kronplatz.

Raj dla narciarzy free:

bde17a6175d77515med.jpg

A jeszcze później na jednej ze stron snowboardowych relację z wyprawy do tego miejsca.

Oto ona:

Japońska podróż

Zapłaciłem prawie połowę ceny swojego biletu do Japonii za nadbagaż, ale cóż było począć – sprzęt fotograficzny swoje waży. Wraz z Christophem Schmidtem właśnie wróciliśmy z Olimpiady w Vancouver. Przesiadka z jednego długodystansowego lotu na drugi zdecydowanie pomaga w późniejszym zaśnięciu w klasie turystycznej. Dzięki czemu czas jakoś szybciej leci...

...W końcu dotarliśmy do Tokio. Następnym naszym krokiem był transfer na lotnisko lokalne, gdzie niestety szykowała się ponowna odprawa moich bagaży oraz, prawdopodobnie, kolejna dopłata za przeładowanie. Stojąc przy stanowisku linii Nippon Airways starałem się wymyślić, jak zredukować wagę bagażu. W momencie kiedy obsługująca mnie kobieta odeszła na chwilę ze swojego stanowiska, postanowiłem spróbować przesunąć torbę na skraj wagi tak, żeby część ciężaru oparła się na otaczającej ramie. Niestety, kobieta wróciła bardzo szybko, a bagaż pozostał w pierwotnym położeniu. Jednak, ku mojemu zdziwieniu okazało się, że wyświetlacz wagi pokazał jedynie 13 kg, podczas gdy moja torba w rzeczywistości ważyła grubo ponad 30. Kobieta uśmiechnęła się i zapisała na karteczce 13 kg. Nie zmieniło tego nawet to, że ledwie dała radę ją unieść, przekładając ją na przenośnik taśmowy. W końcu uśmiechnęła się ponownie. I to właśnie jest Japonia – nikt tu o nic nie pyta, a ty zawsze masz rację.

Następnego ranka spotkaliśmy się z Shaynem Pospisilem oraz Frederikiem Evensenem, którzy przybyli do Sapporo promem. Kupiliśmy trochę ryżowych przekąsek na drogę i ruszyliśmy prosto w stronę gór. W miarę jak zbliżaliśmy się do nich, przybywało śniegu, a drogę otaczały coraz wyższe śnieżne ściany. W pewnym momencie zatrzymaliśmy się nawet, aby sprawdzić warunki – Christophe musiał wspiąć się na dach naszego mini vana, aby dostrzec cokolwiek ponad zaspami śniegu. Warunki były obiecujące nawet w tym miejscu, ale postanowiliśmy jechać dalej, do kurortu o nazwie Asahikawa, znanego bardzo dobrze z filmu „In Short”, wyprodukowanego przez Blank Paper. Góra, na zboczach której mieści się Asahikawa, jest wulkanem. Dostrzec można kłęby pary wydobywające się spod śniegu. Widok zapiera dech w piersiach, ale nie ma na co czekać, tylko przetestować miejscówkę. Pierwsze trzy zjazdy są obłędne! Śnieg sięgający po pas jest wyrzucany wysoko w górę przy każdym skręcie, a my po chwili mamy go wszędzie pełno – również w ustach. Gdy wróciliśmy na parking, spotkaliśmy tam Markusa Kellera oraz jego szwajcarską ekipę. Pomimo tego, że miejscówka ta jest znana na całym świecie, czujemy się dziwnie, spotykając na tym odludziu ziomków, których znamy. Wracamy na górę. Po drugiej stronie zbocza Eero Ettala odbywa sesję z Koskim oraz chłopakami z Euro Gap. Bierzemy nasze aparaty i ruszamy, aby udokumentować pierwsze skręty w tym ekstremalnie głębokim puchu.

Zupełnie zapomniałem, gdzie spaliśmy podczas pobytu w Asahikawa, ale jedno co mogę powiedzieć na pewno to to, że to miejsce miało podgrzewane deski sedesowe. I możecie mi wierzyć lub nie, ale jest to bardzo dziwne uczucie, kiedy deska grzeje cię w tyłek. Postanowiłem nie sprawdzać do czego służy reszta nieznanych przycisków, ale nie mogłem się powstrzymać przed ciągłym wciskaniem guzika, który powodował odtwarzanie jakiegoś okropnego dźwięku, który pozwalał człowiekowi pierdzieć przy zachowaniu całkowitej prywatności.

Następne dni przyniosły całkowitą odmianę. Zrobiło się ciepło i deszczowo. To jest niestety wielki minus Japonii – góry są tak blisko oceanu, że pogoda potrafi zmienić się z godziny na godzinę. Postanowiliśmy wykorzystać ten czas na poszukiwanie odpowiednich miejscówek. Spędziliśmy dwa wyczerpujące dni chodząc po okolicy, ale na szczęście każdego wieczoru czekało na nas hotelowe Spa, oferując możliwość pełnego relaksu. Japońskie Spa są naprawdę świetne, ze swoimi łaźniami parowymi i gorącymi źródłami. Japończycy wchodzą tam praktycznie zupełnie nadzy, jedynie z malutkimi ręczniczkami, które były chyba wielkości znaczka pocztowego. Wspinaczka w ciągu dnia, gorące Spa wieczorem oraz kilka japońskich piwek zawsze gwarantowały głęboki sen.

W końcu postanowiliśmy zmienić miejscówkę i przenieść się do Niseko. Nie jestem do końca pewny, jak daleko jest z Asahikawy do Niseko, ale podróż zajęła nam prawie cały dzień. Zatrzymywaliśmy się praktycznie na każdej stacji i kupowaliśmy jakieś przekąski. I możecie mi wierzyć lub nie, ale każdy z nas musiał kupić cały ich zestaw i próbować po kolei, dopóki nie znalazł czegoś, co można było przełknąć. Nie jestem do końca przekonany, co było w połowie dań, które zjadłem w Japonii. I dobrze wam radzę – jeśli jakieś danie jest na obrazku, to bierzcie je w pierwszej kolejności, nigdy nie zgadujcie i lepiej nie eksperymentujcie!

Niseko jest ogromnym kurortem, w którym większość tras jest sztucznie oświetlona, tak więc można jeździć również nocą. Po zameldowaniu się w hotelu, który usytuowany był w środku kurortu, udaliśmy się na parę zjazdów w ciemności. Stoki były stwardniałe od deszczu, ale bardzo dobrze przygotowane, co pozwalało na rozwijanie maksymalnych prędkości. Przez kolejne dni trochę sypało, więc staraliśmy się testować różne miejscówki. Niseko z pewnością miało najłatwiej dostępne tereny freeride’owe, jakie objeździliśmy podczas całej naszej wyprawy. Każdy dzień rozpoczynaliśmy typowym japońskim śniadaniem, które jak dla mnie było najgorszym z posiłków. Dostajesz do jedzenia rzeczy, które normalnemu europejczykowi nie za bardzo kojarzą się z szamką.

A co powiecie na taką akcję, że będąc na stoku w japońskim kurorcie narciarskim, ktoś do was nagle podchodzi i mówi – „słuchaj, tam stoi pingwin, chcesz go zobaczyć?”. W pierwszej chwili myślałem, że robi sobie ze mnie jaja, ale po chwili przekonałem się, że jak najbardziej ma rację. Obrońcy praw zwierząt z pewnością by się nieźle przerazili – na śniegu stał samotny pingwin, którego ludzie mogli dotykać. Poza tym gęś, jastrząb oraz kilka innych zwierząt trzymanych w niesamowicie małych pudełkach. Tu po raz kolejny przekonaliśmy się, jak bardzo nasze kultury są od siebie odmienne.

Podsumowując – wyjazd do Japonii był wspaniałym przeżyciem. Japończycy są niezwykle przyjacielscy i uczynni – czasami aż za bardzo. Pogoda może dać po dupie, ale gdy w końcu trafi się dobry dzień, dostajesz w zamian najlepszy śnieg, po jakim kiedykolwiek jeździłeś. Gdy choć raz wybierzecie się do Japonii zrozumiecie, dlaczego Japończycy fotografują wszystko co widzą, gdy są na wakacjach w Europie. Muszą przeżywać to samo, co my przeżywaliśmy będąc w Japonii.

tekst: Christian Brecheis

snowBoard MDS nr 50

Ot, taki zimowy przerywnik w wiosennej, deszczowej aurze...

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.
Uwaga: Twój wpis zanim będzie widoczny, będzie wymagał zatwierdzenia moderatora.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

www.trentino.pl skionline.tv
partnerzy
ispo.com WorldSkiTest Stowarzyszenie Instruktorów i Trenerów Narciarstwa PZN Wypożyczalnie i Centra testowe WinterGroup Steinacher und Maier Public Relation
Copyright © 1997-2021
×
×
  • Dodaj nową pozycję...