Pierwszy post chociaż forum przeglądam dość długo, jednocześnie pozdrawiam wszystkich użytkowników.
Trochę wspomnień: mój początek to 1976r i jednocześnie męczarnia na drewnianych nartach 205cm. Zimy były inne, stok zamuldzony jednym słowem co chwilę walka o przetrwanie.
Rękawice skórzane, klucz do liny na pasie, ochraniacz na lewym boku (aby nie zabrudzić ubrania) i męczarnia pod górę. Pan Cięgiel czasami miał "humory" i dodawał gazu w silniku a potem wsteczny - wszyscy się kładli na linie, raz miałem łopatę pod nogami i obcinanie klucza zakończone niepowodzeniem.
Autobusem z Cieszyna jeździła stała ekipa. Podejście z przystanku pod wyciąg mój rekord ok. 20min.
Catering to był w dwóch chałupach - własne jedzenie +zakup herbaty aby można było się ogrzać i wysuszyć ciuchy jak była nie za bardzo dobra aura.
Po wymianie liny na orczyk sytuacja zmieniła się diametralnie. Bez męczarni na wyciągu bo wygodnie ale kolejki były dwie dla górników i reszty-chyb nie muszę dodawać co działo się w soboty i niedziele.
Orczyk załatwił komfort ale ratrakowania dalej nie było. Jak sobie przypominam pękające buty, rozwarstwione narty, połamanych ludzi oraz moje problemy z kolanami to coś w tym było.
Ja osobiście cenię sobie ten ośrodek za:
-ludzi, którzy jeżdżą przewidywalnie ( "leszcze" zdarzają się rzadko)
-brak tłumów
-cenę w stosunku do jakości i stopnia trudności, tu niestety nie jest lekko (nie lubię kolejek)
- w chwili obecnej dojazd bezproblemowy pod wyciąg z darmowym parkingiem ( mam 4x4 ale ośką też nie ma problemu jak ktoś dobrze ogarnia temat)
Mój post może wyglądać na słodzenie ale tak nie jest.