Przeżycie zimy, coś w tym jest zwłaszcza kiedy pracuje się w budownictwie, jak miałem 15 letnią przerwę na wychowanie dzieci to zima była zawsze ciężka, po powrocie do nart innych bo z ołówków trzeba było przesiąść się na taliowane narty to zima nie straszna. A tak wogóle to najtrudniej było pozbyć się przyzwyczajenia jazdy ze złączonymi nogami. Na Rachowcu zawsze były 1,5m muldy i nie dało zjechać się inaczej chyba że na kreskę ponad głowami innych. Wyobraźcie sobie, że cały sezon od wiosny przygotywałem się do nart, łącznie z ćwiczeniem pozycji dojazdowej na starych nartach na strychu, złaziłem wszystkie stoki w beskidach i od października czułem niepokój, że coś pójdzie nie tak. No i 15 listopada rwa kulszowa powaliła mnie dosłownie z nóg. Może trzeba było się tak nie napalać. Pozdrowienia dla wszystkich forumowiczów i szerokiej, pustej, sztruksowej lekko przyprószonej świeżym puchem trasy.