Dzień drugi.
Startujemy bezpośrednio z
Prudnika i kierujemy się bocznymi drogami do Zlatych Hor.
Dzisiaj dzień niby znacznie lżejszy, ale pierwszy podjazd daje mi wyjątkowo w kość. Podjazd ma 24 km, ale ostatnie 2 km to całkiem niezła ścianka. Po wjechaniu na bezimienną przełęcz zjeżdżamy z głównej drogi i bardzo wąskim i nierównym asfaltem oddajemy to co przed chwila zdobyliśmy. Ten wąski asfalt jest bardzo mocno nachylony - w jednym miejscu jest wymalowane farbą 22%.
Kolejne podjazdy tego dnia nie są już tak spektakularne, trochę w górę, trochę w dół. Dzisiaj jedzie mi się fatalnie i noga wcale nie podaje. Za to Marcin zdobywa kolejne górki z łatwością.
W Vrbnie zatrzymujemy się na obiad, a po nim kierujemy się na ostatni podjazd. On idzie całkiem sprawnie, bo nachylenie jest bardzo przyjemne.
W pewnym momencie zjeżdżamy z głównej drogi i drogą o bardzo słabym asfalcie podjeżdżamy jeszcze kawałek.
Na szczycie widoki stanowią kulminację wyjazdu, dodatkowo mamy szanse pożegnania się z Pradziadem (drugie zdjęcie)
I to już koniec, pozostało jeszcze 20 km zjazdu do Prudnika, które pokonujemy w szybkim tempie - oprócz pierwszych 3-4 km gdzie asfalt jest fatalny i trzeba mocno uważać. Około 16:00 ruszamy w drogę powrotną i o 21:00 melduję się w domu.
Podsumowując, wyjazd mega udany. Widoki, pogoda, właściwie wszystko idealnie zagrało:-) No i spełniło się moje marzenie czyli podjechać na Pradziada, który planowałem od ładnych kilku lat, ale ciągle coś przeszkadzało w realizacji.
Trasa:
Dzień 1 - https://www.gpsies.com/map.do?fileId=osltlhxachcrkpag
Dzień 2 - https://www.gpsies.com/map.do?fileId=xcuyvnzvietxxcup