Narty - skionline.pl
Skocz do zawartości

johnny_narciarz

VIP
  • Liczba zawartości

    8 428
  • Rejestracja

  • Wygrane w rankingu

    375

Zawartość dodana przez johnny_narciarz

  1. Żeby to u mnie miało sens, to musiałbym w ogóle zdecydować, że biorę się poważnie za treningi. Koledzy teamowi często zarzucają mi, że ja sobie jeżdżę, a nie trenuję. Pewnie coś w tym jest, ale napinka na wyniki zaczęła mi psuć przyjemność z jazdy. Nie lubię presji, co nie oznacza, że sobie z nią nie radzę. Często mi mówią, że jakbym bardziej profesjonalnie potrenował, mógłbym trochę namieszać tu i ówdzie. Ale chyba zapominają, że ja mam ponad 40 lat i raczej to już nie wiek do robienia kariery. Oczywiście to nie znaczy, że nie mogę osiągać dobrych wyników. Niestety, ale na treningi, jak sam zauważyłeś, trzeba mieć też odpowiednio dużo czasu, a to u mnie największy problem. Na starty w zawodach potrzeba też nie małych pieniędzy, już o tym pisałem. Pewnie swoje plany/starty jakoś sfinansuję, ale żeby coś więcej? Nie ma szans. Jeśli będę się wybierać na Teneryfę, dam znać. Może uda się poznać Mistrza?
  2. I Ty chciałeś mnie zaprosić na zgrupowanie z takim mistrzem? On by się przy mnie zanudził, a ja i tak bym płuca wypluł... Pomijam jakość sprzętu jakim dysponuje Robert, a ja... 20 000 zł same koła? No no...
  3. "No to Poloneza czas zacząć" - jak to powiedziała rdza do rdzy... Decyzja o starcie w tym maratonie zapadła dość spontanicznie, choć na liście startowej byłem od dawna. Wpisałem się tak na wszelki wypadek. Ale start opłaciłem w ostatniej chwili. Miałem obawy o możliwość uzyskania wolnego - udało się! Żona zaakceptowała, ale z bólem głowy. Szef dał zielone światło, bo wiedział, że zawsze mogę to szybko odrobić. Nawet dostałem niezłe wsparcie w postaci premii! Pozostało zdecydować czym jechać? Szosa odpadała, bo zbyt wiele jazdy w terenie i szkoda takiego roweru. Mój Full byłby idealny, ale potrzebuje serwisu. Po za tym,tylny zawias ogranicza możliwości dodania pakunków. Padło na Fata, ale tak na prawdę od początku chciałem nim jechać. Nie musiałem tutaj specjalnie walczyć z czasem, więc najwyżej jechałbym dłużej. Start z Baraniej Góry, spod Schroniska na Przysłopie o 8:00. Wiele osób tam spało, więc mieli łatwo. Ja musiałem dojechać i tu zaczynały się schody. Samochodem nie da się tego zrobić legalnie, więc ja napisałem prośbę do Nadleśnictwa. Jeśli wierzyć pracownikom schroniska, nikomu to się nie udało. Jakie było moje zdziwienie, kiedy już na drugi dzień ktoś oddzwonił, dopytał na ile chcę tam wjechać i... od razu dostałem zgodę! Tutaj o tym piszę, ale w oficjalnym artykule pominąłem ten wątek. Melduję się tu o 7:00. Odbieram pakiet i robię ostatnie przepaki. Przy okazji wzbudzam niemałe zainteresowanie. Ludzie dopytują, niektórzy trochę tak z niedowierzanie, że ja na poważnie tym do Gdańska... Chwilę przed ósmą zjeżdżam na linię startu, gdzie robi się tłoczno. Na starcie stanęło ok 200 zawodników, mimo, że to pierwsza edycja i nie wiadomo co to będzie. Odliczanie i ruszamy za pojazdem prowadzącym. Kawałek dale skręcamy w lewo i zaczynamy podjazd pod Stecówke. Niby rzeka płynie w dół... Pewnie po to taka atrakcja, żeby możliwie rozciągnąć stawkę zanim wjedziemy na otwarte drogi publiczne. Obciążonym Fatem to nie to samo co na lekko, ale idzie sprawnie. Następnie skręt i już suniemy w dół koło Pałacyku Prezydenckiego. Widać, że wielu się boi... Tłuścioch ochoczo nabiera prędkości i łykam kolejnych zawodników. Mam swoją chwilę. Dźwięk opon też pewnie nieco onieśmiela. Dlaej koło J.Czernieńskiego i ciśniemy przez Wisłę i Ustroń. Prędkości niemal non stop powyżej 30 km/h. Często łapie się komuś na koło i odpoczywam. Sielanka trwa praktycznie do Drogomyśla, gdzie po paru skrętach wjeżdżamy na wały J.Goczałkowickiego. Wszystko byłoby świetnie, gdyby nie te chaszcze! Trawa po szyję i dobrze, kiedy to tylko trawa, a nie Maliny, czy Ostrężyny z kolcami. Tempo zdecydowanie spada i do tego niezła duchota! Ani grama wiatru, a jazda wymaga zaangażowanie większych sił. Kilkanaście kilometrów zdaje się nie kończyć, ale kiedyś musi i wpadamy wprost na tory kolejowe! Po szynach widać, że pociągi kursują tu regularnie. Trochę nie najlepszy pomysł na trasę rowerowego maratonu. Do tego z budki wychyla się pani i opierdziela nas. Ponoć zadzwoniła na Policję... Nic tu po mnie i szybko ruszam dalej. Nie czekam na rozwój zdarzeń. Dalej trochę betonowych płyt i ciekawy singiel. Widać tu, że większość to kolarze szosowi i sobie kompletnie nie radzą. Dobra moja! Ale kawałek dalej już asfalt i tak do końca zapory. A tam lody! Niemal wszyscy tu zawinęli. Do tego można było do tankować płynów. Warto, bo prędko kolejnej okazji nie będzie. Ruszam szutrami i objeżdżam kolejne osoby. Widać, że w terenie tłuścioch nie jest gorszy. Dopiero kiedy zbliżam się do Oświęcimia, zaczynają się długie odcinki asfaltowe i tu już taki dobry nie jestem. Musze też zrobić sobie przerwę na popas. Tylko jedzonko jakby mi nie wchodzi... Czyżby już pierwszy kryzys? Chyba tak. Ale zbieram się i cisnę dalej. Gdzieś w połowie drogi między Oświęcimiem a Krakowem spotykam "Ojca Dyrektora", który częstuje nas wodą. Ku mojemu zdziwieniu słyszę: "nieźle ciśniesz, jesteś około trzydziestego miejsca!". Niezłe zdziwko! To dodaje skrzydeł, zwłaszcza przed trudną wspinaczką - taka tam przeszkoda. Gdzieś przed Krakowem, podczas zakupów, dopada nas burza. Może jakbym od razu pojechał to bym jeszcze kawałek ujechał, ale spotkałem super chłopaków. Prognozy pokazują, że potrwa to max 2 godziny, więc lepiej przeczekać niż zmoknąć i tracić energię na rozgrzewkę. Tutaj miała miejsce pierwsza mega historia. Otóż Pani sprzedawczyni właśnie zamykała sklep, ale pozwoliła nam odpocząć pod wiatą na zapleczu. Zaczęliśmy zagadywać:"ma Pani coś ciepłego do jedzenia? Może ugotuje nam Pani Pierogi z mięsem?" Jeden z kolegów poszedł dalej: "Co ma Pani w lodówce? Zapłacimy" Po kilku minutach Pani wyciągnęła z zamrażarki dwie paczki Pierogów i udała się do kuchni, takiej bardziej dodatkowej. Ugotowała je i okrasiła cebulką. Mniam mniam, ale to było dobre! Przy okazji zaoferowała nam noclegi! Ale to zbyt wczesna pora i trzeba harować dalej. Tutaj wspomnę, że ten maraton chciałem wykorzystać do kolejnych kwalifikacji, o czym już wcześniej pisałem. Czyli do zrobienia 600 km w dwie doby. Czyli z góry wiedziałem, że będę musiał jechać całą pierwszą nockę i następny dzień. Gdzieś w okolicach Autostrady A4 zaczyna się szybki odcinek. Teraz same równe asfalty i prędkości rosną, ale zbliża się zmierzch. Już pod Wawelem jadę w półmroku. Trochę mam obsuwę w stosunku do planów. Myślałem, że o tej porze, będę dojeżdżał do Dunaju... No cóż, powoli do przodu. Dojeżdżamy już po ćmoku w okolice Wieliczki i ponownie skręcamy w chaszcze. Ponownie trawa po szyję i do tego mokra od wcześniejszego opadu. Mało fajny odcinek, ale krótki. Ponownie wpadamy na asfalty, czasem jeszcze ścieżkę w budowie. Ale jest dobrze i szybko! Koło północy znajdujemy fajną miejscówkę na popas - równe pobocze pod jasną lampą. Niestety ta podczas konsumpcji tak po prostu gaśnie. Nie mogła wytrzymać jeszcze kilka minut? To chyba piątek trzynastego. Zbieramy manele i przy okazji ekipa się dzieli co raz bardziej na mniejsze grupki, aż w końcu pozostajemy we dwoje. Wszyscy kimają na ścieżce, w krzakach, na poboczach, Normalnie tłumy! My we dwoje postanowiliśmy jechać całą noc i objechać przeprawę promową. Dla mnie najistotniejsze, żeby kilometry leciały. Na objeździe mamy przynajmniej stację benzynową, a to oznaczało cywilizowaną toaletę i możliwość ciepłego posiłku, z czego w pełni korzystamy. Przez chwile nieco brał mnie sen, ale szybko wstaje i ruszamy dalej... Ciągle asfalty! Trochę nudno, ale za to tempo dobre. Małopolska to jasny punkt na mapie szlaków rowerowych. Ciśniemy tak do Szczucina, gdzie postanawiam coś zjeść, choć bez większej nadziei. Ale jest tu Targ! I to spory! Jedzenia pod dostatkiem i do tego za niewielkie pieniądze. Przy okazji zagadał na Bułgar, handlujący tutaj chyba damską odzieżą. Świetnie mówił po polsku. Pytał o rowery, nasze zawody, choć z niedowierzaniem. Jedna My musimy ruszać dalej. Opuszczamy Targ i wracamy na trasę. Ale się niemiło zdziwiłem, kiedy zorientowałem się, że nie zabrałem "nerki", w której miałem pieniądze, dokumenty, telefon, karty... Szybkie zawiniątko i z całej siły z powrotem, choć trochę bez nadziei. Ależ się zdziwiłem, kiedy dojeżdżam na miejsce, a tam uśmiechnięty obywatel z Bułgarii wręcza mi moją zgubę. "Co, zapomniałeś? Sprawdź czy wszystko jest." Na co ja uradowany: "Nic nie będę sprawdzał, Pan jest uczciwy człowiek". Wręczyłe 5 dych z wdzięczności i ruszyłem dalej. Wyobraźcie sobie, że on obdzwonił z mojego telefonu wiele osób, które uważał za najbliższe po wpisach, żeby mnie odszukać i nawet chciał za mną jechać!!! Klasa człowiek! Uratował wyjazd... Kidy kończy się woj. Małopolskie, kończą się w większości asfalty. Ponownie zaczyna się jazda po wyrośniętej trawie, czasami po polach, piachu, błocie i innych szuwarach. Bywają też długie asfaltowe odcinki, ale to normalne lokalne drogi. Niestety wcześniej zlekceważyłem odpowiednie zaopatrzenie i zaczęło mi brakować wody. Na szczęście w okolicach Sandomierza jest sporo sadów. Parę niedojrzałych jeszcze jabłek wciąłem... Aż w końcu sklep! Nareszcie! Tankuję do pełna i co nieco podjadam. Pytam też o restaurację, gdzie można by dobrze zjeść. Ponoć jest taka na trasie i to niedaleko. Faktycznie i z daleka macha mi mój wcześniejszy kompan, który dawno temu mnie opuścił, bo jednak go ograniczałem. Był szybszy. No, teraz sobie pojem! Zamówiłem Schabowego z ziemniaczkami i mizerią. Mimo, że porcja spora, dalej nie czuje się najedzony. Zamówiłem drugiego schaba... Dopiero teraz było dobrze. Jedzenie ważna sprawa, zwłaszcza przed wyzwaniem dnia...
  4. Nie mam już kasy... Po za tym, mając Kolarkę i górala XC, nie widzę sensu kupowania jeszcze czegoś pośredniego. Do tego twierdzę, że na dłuższą metę, najlepszy w terenie jest Full. Zwłaszcza jak masz jechać 1200 km w większości po wertepach...
  5. Chyba ludzie za bardzo narzekali na pokrzywy i różnej maści ostre roślinki. Rajd został okrzyknięty Maratonem MTB, albo raczej Ultramaratonem MTB. Leszek, znany jako Ojciec Dyrektor, już jeździ i kombinuję, aby nazwa miała pokrycie w faktach. Już mnie kusi, żeby jechać ponownie... a jeszcze kilka dni temu mówiłem: "nigdy więcej!" Trasa biegnąca w terenie może jest trudniejsza, ale za to przyjemniejsza. Może dziś zacznę pisać relację, ale żadnych "przedruków" nie będzie. Tak na luzie i po kawałku. PS. Co do Gravela - mam kupować 4 rower? Czwarty dla siebie, bo jeszcze żona ma 2...
  6. WTR zaczyna się nad Jeziorem Czerniańskim we Wiśle. Całkiem dobrze wygląda do okolic Drogomyśla, później trzeba trochę drogą i dalej lasem do J,Goczałkowickiego. Ze względu na opady, najlepiej odcinek od Jeziora aż do Jawiszowic ominąć. Tam w większości nikt o nic nie dba i wygląda to marnie.
  7. Jeśli pojedziesz tak jak leci WTR, to bez problemu. Tylko kilkaset metrów to szuter. Jeśli zechcesz jechać śladem Wisły 1200, może być ciężko... Panowie, cierpliwości! Relacja będzie i to w kilku częściach, ale najpierw obowiązki. Próbuje tez jeszcze zgromadzić nieco materiału filmowego, żeby jednak coś zmontować. Szkoda, że nie mam funduszy, aby odzyskać wszystko z mojej karty pamięci...
  8. Domyślam się , ale natchnąłes mnie, żeby wspomnieć o tej historii ku przestrodze.
  9. Spoko, pytaj ile chcesz. Pomogę na ile będę umiał.
  10. Tak przy okazji odnośnie żeli energetycznych. Myślałem, że stosuje to sporo osób, tymczasem wśród ultrasów nie! Trafił się jeden, który namawiał jeszcze innych, żeby sobie zapodali i... gdzieś chyba w okolicach Krakowa odpadł. Bardzo źle się poczuł i nie był w stanie jechać. To najlepiej pokazuję, jakie to jest "zdrowe"... @Mitek, dzięki za miłe słowo.
  11. Mariusz, trzymamy z Izą za Was kciuki! Fajnie, że Paula już właściwie w pełni formy. Mam nadzieje, że i Ty szybko powrócisz na narty i rower. Będzie dobrze!
  12. Właśnie o tym przeładowaniu wspominałem. Wszystko co ciężkie, albo duże gabarytowo i da się bez tego przeżyć, od razu odrzucałem. Duża sakwa tylna jest praktyczna i z niej bym nie zrezygnował. Trzeba po prostu wziąć minimum. Co do mistrzów - jeszcze trzeba mieć taka kondychę jak oni, żeby móc planować jazdę bez snu. Dwie noce bym wytrzymał, ale i tak do Gdańska w tym czasie bym nie dojechał. Skoro moja podróż musiała trwać dłużej, to też musiałem mieć nieco większy bagaż niż oni. Sprzęt. Pojechałem na tłusto, bo taką miałem ochotę, a nie dlatego, że ten rower miałby być najlepszy. Choć na piaskach, których nie brakowało, sporo odjeżdżałem. Przy okazji udowodniłem niedowiarkom, że fatem można to przejechać i to w dobrym czasie!
  13. Ja to powiem tak: są kilogramy, które warto zabrać i takie, których warto się pozbyć. Przedni amor zdecydowanie zwiększa komfort na tak długim dystansie, po za tym możemy jechać z większym ciśnieniem w przedniej oponie, przez co na asfaltach jesteśmy szybsi. Każdy kto próbował tłuściocha bez amora i z, powie Wam, że lepiej jak on jest. Co jeszcze warto zabrać? Jak już wcześniej wspominałem, np. dużo wody, czy prowiant. Jak nas odetnie na odludziu, lekki rower w niczym nie pomoże. Mi raz brakło przed Sandomierzem i ratowałem się wcinając nie do końca dojrzałe jabłka, Co jak co, ale tu sadów nie brakuje... Czego nie warto brać? Sakwy boczne na widelec! Na asfaltową wyprawę, taką spacerową ok, ale kiedy przyszło przedzierać się przez krzaki, albo jechać 3 dni pod mocny wiatr, sporo przeklinałem. Koło Świecia mieliśmy bardzo trudny techniczny odcinek. Raz zerwało mi sakwę i wciągnęło między koło a lagę widelca. Rower stanął w miejscu, ale na szczęście jechałem wolno i nic się nie stało. Zamiast nich, wolałbym jedną dużą, taką zapełniającą trójkąt ramy. Pakunki by weszły tak samo, ale żagiel z czoła mniejszy i łatwiej by było przez te krzaki. Co jeszcze raczej bym nie brał na zawody? Namiot. Wziąłem swój taki "pół namiot" do ręki, ważący nieco ponad 1 kg i od razu rzuciłem w kąt. Również śpiwór zajmował za dużo miejsca, a przy zapowiadanej pogodzie nie był potrzebny. Lepiej zabrać lekką i o minimalnych wymiarach folię NRC. Z tego ludzie nawet namioty robią! Ja zabrałem jeszcze zgrabny i lekki pokrowiec na rower, oraz małą pompowaną poduszkę. Jednak jak tylko jest możliwość, lepiej nocować na kwaterze - ciepła kąpiel i krótki, ale treściwy sen, zdecydowanie przyspieszą regenerację i pozytywnie wpłyną na kolejny dzień zmagań. Pomijam już nawet czas potrzebny na rozłożenie i poskładanie namiotu, do tego rankiem mokrego... Co jeszcze? Zabrałem za dużo ciuchów! Zwłaszcza ciepłych, ale tu podszedłem nieco asekuracyjnie. Lepiej mieć niż ewentualnie zmarznąć. Jednak większość w ogóle nie użyłem. PS. Sorry, że mało piszę, ale jeszcze dochodzę do siebie.
  14. I to jest najlepsza i najtańsza metoda Samego zapasu wody zabierałem na niektóre odcinki 3 litry! Czemu? Bo np. w niedzielę sklepy były zamknięte i można było jechać ponad 50 km bez możliwości zaopatrzenia. Czasem ratowali nas niezwykli ludzie, którzy dowiedzieli się o rajdzie i czekali na nas z wodą! To było mocno poruszające i miłe doświadczenie. Poszukam zdjęcia, o ile ktoś już tu nie puszczał... PS.Z ostatniej chwili - jednak mam kwalifikacje do MRDP Zachód! Moje starania zostały docenione.
  15. Nie, nie wymieniałem, bo miałem jedne jedyne buty SPD. Innej opcji sobie nie wyobrażałem. Po za tym, gdzie te buty wieźć? Miejsca wiele nie miałem... Dzięki. Wbrew pozorom, przedni amor wiele pomaga! Zauważ, że w mistrzostwach Świata MTB, również kobiet. już wszyscy jeżdżą na Fullach, choć te zawsze będą cięższe od sztywniaków. Waga to nie wszystko. Nawet w Facie. Bluto (mój amor) to najwyższa półka i może zwiększa wagę o ok 1 kg, , ale pozwala na szybszą i bardziej jazdę w terenie. Nie patrzcie tak na wagę, bo przy dystansach ultra 1 kg w tą czy tamtą, nie mają znaczenia. Ważniejsze jest to, co ze sobą zabrać! Albo opór toczenia opony. Waga przeszkadza jedynie przy przyspieszaniu i podjazdach, bo praw fizyki się nie oszuka. Ale waga to tylko jeden z parametrów...
  16. Dzięki panowie. Niestety u mnie chodzi o uszkodzenie mechaniczne i raczej żaden program nie pomoże. Karta spadła na ziemię i chyba została nadepnięta. Jest jedna większa rysa. Komputer w ogóle jej nie widzi, a GoPro pokazuje błąd karty.
  17. Tak tak, na tłusto już jeździłem na narty. Może będzie tego więcej, ale zawsze jest problem, gdzie zostawić rower? Jedyna wersja, która ma sens, to dojazd na rowerze, narty przy wyciągowe lub toury, powrót na rowerze. Wyjeżdżanie do góry, wożenie tłuściocha na plecach itp nie ma sensu... Wracając do tematu - ile przejechałem? A no tyle: Niestety, przez przypadek delikatnie uszkodziłem kartę pamięci, gdzie miałem większość ujęć filmowych i chyba filmiku nie będzie. Wiem, że są firmy, które potrafią odzyskiwać takie dane, ale to będzie kosztować minimum 1000 zł, więc jeśli nawet skorzystam z ich usług, to nie prędko. Może ktoś ewentualnie coś doradzić? Może da się to taniej zrobić?
  18. Bardzo dziękuję. Nie wiem ile osób mi kibicowało, ale wszystkim jestem bardzo wdzięczny. Wiem za to, że naszą jazdę obserwowało w sumie ok 25 000 osób! Zgadzam się z tobą w pełni, że wszystko siedzi w głowie i od tego zależy najwięcej. Ostatnie ponad 300 km jechałem ze spuchniętą nogą w kostce i mocnym bólem. Leciałem na tabletkach przeciwbólowych, ale to niewiele daje. Swoja granice cierpienia, że tak powiem, przesunąłem bardzo daleko. Gdybym nie pojechał ostatniej nocki, miałbym problem z dotarciem do końca. PS. O sprzęt jeszcze Cię wypytam... Dzięki serdeczne. Marcin, większość nie wierzyła, że to jest możliwe. Ja wiedziałem, że tak, ale nie spodziewałem się utrzymania dobrego tempa. Zdjęcie zawodowe!
  19. Dzięki wszystkim za wsparcie! Nawet jak nie miałem możliwości zaglądnąć tutaj, wiedzialem, że dzieje się w temacie! Jakże inaczej wygląda podróż w wygodnym Pendolino! Gdzie pani obiadek podaje... Kwalifikacje do BBT mam już załatwione w kwietniu, po Maratonie Piękny Wschód. Tu walczyłem o kolejne, do MRDP "Zachód", ale niestety chyba braknie 20, może 30 km. Jednak jak przejadę BBT w limicie, kwalifikacje dostanę. Spokojna głowa. Ostatnia nockę postanowiłem jechać, bo mógłbym nie zdążyć na pociąg. Po za tym to była zagrywka taktyczna i wyprzedziłem parę osób. Maraton okażą się być najtrudniejszym w Polsce! To mówi śmietanka ultrasów! Ponoć BBT przy tym to niedzielny spacerek. Moj wynik przeszedł moje najśmielsze oczekiwania (ponoć 35 na 200 startujących), a doświadczonych ultrasów wprawił w osłupienie. Oni myśleli, że w ogóle nie dam rady, zwłaszcza jak poznali trasę na własnej skórze. Wielu dobrych zawodników pozostawiłem sporo za sobą. Teraz ja dojeżdżam do domu, a większą część ludzi ciągle walczy na trasie. Niektorzy mogą nie zdążyć do soboty na godzinę. 16:00, do kiedy to meta będzie funkcjonować... Niezłe wrażenie zrobiła na nich moja jazda nocna, bez choćby krótkiej drzemki, do tego "wydajna". Kojarzycie MabaOnBike? Została co najmniej 200 km za mną, choć mocno się stara i robi dobre 200 km na dzień. Jeszcze raz to powtórzę: trasa jest mega wymagająca! Takie atrakcje bywają, ale na dystansach nie większych niż ok 50, 60 km...
  20. Tak, to tuż przed Płockiem. Jadlbym koło ZOO, ale prądu brakło i trza było za siamankiem pojeździć...
  21. Ponownie dziękuję Wam za wsparcie i za to, że wyjeżdżacie mi na przeciw. To na prawdę pomaga! Głowa pracuje,bo... Jak to powiedział pewien mądry człowiek:"sukces w maratonie zależy od tego, jak daleko jesteś w stanie przesunąć swoją granicę cierpienia". Coś już o tym wiem... Ręce tak zdretwiale, że trudno kontrolować ruchy palców. Do tego mam jakiś problem z lewą stopą. Dziś długo jechałem praktycznie pedałując jedną. Czasami trudno to wszystko znieść, ale niesie mnie teraz bliskość mety, Wasze wsparcie, a nawet niby przypadkowych ludzi. No właśnie ludzi - chętnie czasem zatrzymal bym się na dłużej, ale trzeba walczyć i tanio skóry nie sprzedać! Pozycja całkiem niezła, jak na debiut na takim dystansie. Czas na mały przepak... Miejscówkę mam super!
  22. Dzięki wszystkim za wsparcie! Generalnie zrobiłem ponad 550 km, ale z samej trasy jakieś 500. Trasa jest masakryczna! Miejscami przydają się umiejętności wspinaczki skałkowej! To nie przesada! Mnóstwo przedzierania się przez chaszcze, pokrzywy wyższe ode mnie i różne ostre roślinki. Całe nogi obdarte do krwi... Nie ma szans na zrealizowanie planu, bo trasa na to nie pozwala. Nawet jak są już asfalty, to zaś podjazdy na poziomie Śnieżki! I tak góra dół. Ludzie są tu mocno zszokowani, że udaje mi się jechać i nawet utrzymuje dobrą pozycję. Mają mnie za kosmitę... Co do samej trasy, najlepsza recenzje wydał ubiegłoroczny zwycięzca Maratonu Rowerowego Dookoła Polski w kategorii Extreme: "ta trasa jest trudniejsza"... Ruszam dalej i pozdrawiam.
  23. Fatbike! Będzie się działo!
  24. Do startu 20 godzin! Jest mały stres, ale o wiele większa ekscytacja! Już czuję, że to będzie przygoda życia! Pogoda zapowiada się godnie, pozostaje tylko jechać i się dobrze bawić. Już nam przydzielili kolory: http://event.trackcourse.com/view/wisla-1200-2018
www.trentino.pl skionline.tv
partnerzy
ispo.com WorldSkiTest Stowarzyszenie Instruktorów i Trenerów Narciarstwa PZN Wypożyczalnie i Centra testowe WinterGroup Steinacher und Maier Public Relation
Copyright © 1997-2021
×
×
  • Dodaj nową pozycję...