Narty - skionline.pl
Skocz do zawartości

idealist

Użytkownik forum
  • Liczba zawartości

    1 224
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    16

Zawartość dodana przez idealist

  1. Gdzie jest stacja w Chalupkach i jakiej marki? My ostatnio zjezdzalismy do Wodzisławia Śląskiego.
  2. Tak, w Austrii bez problemu się dogadasz po angielsku. Myślę, że bez problemu znajdziecie coś dla siebie, oferta noclegowa w Austrii jest zróżnicowana i bardzo bogata. My do dziś chyba z największym sentymentem wspominamy naszą pierwszą kwaterkę i pierwszy wyjazd w Alpy- skromne, czyściutkie pokoje w Bauerhofie kawałeczek od Leogang. Nie było luksusów, do stoku trzeba było kawałek dojeżdżać, ale ujęła nas ogromna gościnność gospodarzy i śniadania, które wspominamy do dziś.
  3. idealist

    Turracher Hohe

    Jeśli koniec kadru, to koniec kolejki, to jeszcze nie jest tak źle :wink: Ciekawe jak będzie w okresie świątecznym, kiedy my będziemy...
  4. idealist

    Kulinarny

    Niestety nie mam zdjęć, ale NAJnajlepszy Apfelstrudel, jaki jadłam w Austrii był w Zillertal - Penken u zbiegu czerwonych tras 6 i 1. Mniammmmmmmm :angel:
  5. idealist

    Turracher Hohe

    Hehehe, właśnie chciałam napisać, że dla mnie wyjazd narciarski to też czas kulinarnego dogadzania sobie - żadnych diet, liczenia kalorii, tylko smakowanie i delektowanie się smakami innych kuchni. W zeszłym roku zrobiliśmy nawet z przyjaciółmi ranking na najlepszy Apfelstrudel w Zillertal i mamy swój nr 1 :wink: Tak więc dziękuję za wzmiankę o pierożkach, na pewno skorzystamy :smile:
  6. idealist

    Turracher Hohe

    Odszukałam sobie ten wątek i buzia mi się cieszy, bo za kilka tygodni będę miała okazję pojeździć w tym ośrodku. Tutaj muszę wyznać, że pierwotny plan był inny. Wymyśliliśmy, że na krótki wypad narciarski z Warszawy dobre będą Czechy, a konkretnie Szpindlerowy Młyn. Miałam już nawet zarezerwowaną kwaterę, kiedy włączył mi się "szperacz" i zachciało się poszukać, czy aby nie można za te same pieniądze pojechać do Austrii. Porównanie wypadło tak: kwatera: Spindlerowy, "apartament" dla 4 osób na 5 dni, o zawrotnej wielkości 18m - 1900zł, wszystko, co było tańsze miało standart wczesnego Gierka i fatalne opinie turystów Austria - apartament 70m, praktycznie na stoku w małym ośrodku Hochrindl, 10km od TH - 1200zł skipasy na 4 dni: Czechy - ok.460zł, Austria - ok.590zł koszt paliwa i winiet - wiadomo, do Austrii trzeba dołożyć, bo jest ok.400km dalej i co najważniejsze: ŚNIEG: Czechy - w porywach do 15cm na dzisiaj Austria - 90-110cm i widok na kamerkach przyspieszający bicie serca więc nawet JEŚLI (podkreślam "jeśli") wyjazd do Austrii wyjdzie drożej, to jakość oferowanej usługi we wszystkich wymiarach jest dla mnie nieporównywalna. Tak więc czekamy i przebieramy nóżkami...
  7. Nie wiem czy to jest norma dla tego regionu, ale ja rezerwowałam apartament dla 10 osób w marcu 2013 na luty 2014. Pewnie później by się też dało, ale niestety już w marcu dobre, ekonomiczne oferty w pożądanym przez nas standardzie rozchodziły się błyskawicznie.
  8. Nawiązując do problemu marznących stóp kobiet, mimo wszystko jestem za dość cienką skarpetą termoaktywną. Ja sama jestem zmarźluchem, ale w grubych skarpetach jeździło mi się fatalnie, bardzo utrudniały czucie buta. Zresztą wiele butów damskich jest dość mocno ocieplanych. Ja jeźdżę w Atomicach Hawx, które są świetnie docieplone i w zupełności wystarcza mi cienka skarpeta. BTW, jeśli możecie polecić jakieś fajne modele cienkich skarpet termo dla kobiet, będę wdzięczna.
  9. Najszybciej odczułam brak dobrych rękawic. W tanich marketowych ręce pociły się niemiłosiernie i strasznie przez to marzły. Masakra, wytrzymałam dwa dni i poleciałam do intersportu, na szczęście były wyprzedaże Drugi drobiazg, którego zakup polecam, to tzw.komin na szyję, nie wyobrażam sobie jazdy w szaliku.
  10. Dzięki, dzięki za wszystkie odpowiedzi. Chyba jeszcze długo przyjdzie poczekać na oczywiste, wydawałoby się, miejsca jak stacja benzynowa. Kolejny zonk tego typu trafił nam się w wakacje. Po wyjeździe z wawy A2 i wpieciu się w A1 w kierunku Włocławka, okazało się, że na całym tym, ok.200km odcinku, nie ma ani jednej stacji!!! Jedna jest w budowie...
  11. Dzięki serdeczne za info. Drogi cieszą, ale brak infrastruktury jednak wkurza.
  12. Małe pytanko - czy na śląskim odcinku A1 pojawiła się jakaś stacja benzynowa? W zeszłym roku zjezdzalismy do Wodzisławia Sl., żeby dotankowac przed granicą.
  13. Byłam w obu wspomnianych w temacie ośrodkach. Solden imponujące, ale mnie nie urzekło. Zillertal za to bardzo i tam na pewno powrócę nieraz.
  14. idealist

    Zasady na forum!!!

    Punkt 8. powinien być połączony z punktem 9., bo w obecnym kształcie nie ma to sensu. Zapewne jest to błąd edycji tekstu.
  15. idealist

    Solden-Obergurgl

    Nie ma karnetu obowiązującego "równo" na oba ośrodki. Można natomiast kupić karnet z opcją jeżdżenia jeden dzień w drugim ośrodku, czyli np. 5dni Solden +1 dzień Obergurgl Hochgurgl, za dopłatą 10 Euro do obowiązującej ceny skipasa. My skorzystaliśmy z tej opcji i rzeczywiście Obergurgl Hochgurgl był warty odwiedzenia, choć jeden dzień to trochę mało. Największym szokiem chyba była ilość ludzi/samochodów pod gondolą w Obergurgl. Po jednak tłocznym Solden poczuliśmy się jak na pustyni.
  16. Słusznie prawisz Michaś. My się przekonaliśmy do skibusów 3 lata temu. Ze względów eko również. Oczywiście, jak ktoś ma małe dzieci, to pewnie jest trudniej, ale poza tym jest to naprawdę tak dobrze zorganizowane, że aż żal nie skorzystać.
  17. Zell im Ziller to bardzo ładne miejsce. Dużo knajpek, sklepów, a przy tym spokojna, miła atmosfera.
  18. Buuuuuuu, jak ja zazdroszczę tym, którzy dopiero jadą na narty i jak bardzo bym chciała wrócić do Zillertal... Po 6 dniach niedosyt jest wielki. Co do komunikacji, to my z kolei jesteśmy fanami skibusów. Już na etapie szukania kwater staram się, żeby przystanek skibusa był blisko. W Zillertal skibusy kursują pomiędzy najbliższymi sobie ośrodkami, czyli np.Mayrhofen Bergbahnen są połączone siecią skibusów z Zillertal Arena. Jeśli dobrze pamiętam, jest również połączenie z kolejką Zillertal Bahn. Wszystkie szczegóły znajdziesz w podanym przez jank linku. My mieszkaliśmy pomiędzy Mayrhofen i Areną i do każdego z tych ośrodków mieliśmy ok.10 minut jazdy skibusem. Wiadomo, każdy ma inne preferencje, my lubimy wyjść już z narciarni w butach i nie przebierać się na parkingu. A że zwykle jeździmy od 8.30 do 16, to nam godziny skibusów bardzo pasują. Raz byliśmy samochodem w Hochzillertal. Parking w Kaltenbach jest ogromny, oczywiście bezpłatny, właściwie to są dwa parkingi - na dole przy samej gondoli i zaraz obok parking piętrowy.
  19. Też czytałam ten artykuł w gazetce u naszej gospodyni. Bardzo ciekawy.
  20. 31.01.2013 – Zillertal Arena – 20km W czwartek ruszyliśmy do Areny. Po intensywnym przepinaniu się w Hochzillertal, w Arenie postanowiliśmy skupić się tylko na fragmencie tras. W pogodzie nastąpił kolejny twist, mocno się ochłodziło i rozmięknięte poprzedniego dnia stoki stały się w niższych partiach lodowym betonem. U góry jeździło się fantastycznie, jeździliśmy na wszystkich czerwonych trasach w obrębie Rosenalm. Panowie nie omieszkali pójść na Skimovie wzdłuż czerwonej „17”. Ja nie jestem mocna w jeździe na lodzie i koło 15 zakończyłam zjazdy i wraz z dziewczynami siedziałyśmy na ławeczce pod górną stacją kolejki Rosenalmbahn obserwując ludzi zjeżdżających w stronę gondoli. Wyglądało to jak pomieszanie cyrku i komedii z czasów filmu niemego. Właściwie co kilkanaście sekund ktoś się wywracał na lodowym zboczu, aż dziw, że nie skończyło się to żadnym wypadkiem. Z pewnością powrócę do tego ośrodka, bardzo podobały mi się czerwone trasy. Chciałabym też zobaczyć inne części Areny. Arena jest też najlepsza jeśli chodzi o dostęp do Internetu. Tylko tutaj w wielu miejscach są Hot Spoty z dostępem do netu. W kontekście Areny wspomnę jeszcze kierowcę skibusa, który z sympatią machał do narciarzy na przystankach i na głos zapowiadał kolejne miejscowości. 01.02.2013 – Penken, 35km Ostatni dzień na nartach, powrót na Penken i plan zrobienia „the best of”. Niestety, ostatniego dnia pogoda nieco pokrzyżowała nam plany. Znowu jest cieplej, a na górze mglisto i pochmurno. Zaczynamy od czerwonej „7”, potem jedziemy na Rastkogel, ale tam widoczność jest fatalna i po kilku zjazdach wracamy niżej. Zdecydowanie lepiej jeździ się na ulubionych przez nas czerwonych „6” i „11”, choć śnieg nie jest zbyt przyjemny, mokry i ciężki z muldami, a gdzieniegdzie są jeszcze pozostałości lodowych połaci. Tak niestety nasz wyjazd dobiega końca. Podsumowując, bardzo wysoko oceniam ten region. W 6 dni absolutnie nie do przejeżdżenia, mnogość tras jest przeogromna, każdy znajdzie coś dla siebie. Bardzo dużo fajnych, szerokich czerwonych tras, na których bezpiecznie będą podróżować narciarze ze średnimi umiejętnościami. Bardzo rozbudowana sieć skibusów, jechaliśmy samochodem tylko raz, do Kaltenberg, choć mogliśmy równie dobrze skorzystać z bezpłatnej kolejki Zillertalbahn. Bardzo dobra infrastruktura, tylko raz, na Hochfugen byłam rozczarowana wolnym krzesłem. Ceny na stokach i w restauracjach umiarkowane. Pogoda mogłaby być ciut lepsza, ale z tym jak na loterii. Na pewno tam jeszcze wrócimy!!! Zdjęć nie mam, ale mam nadzieję dostać od mojej siostry.
  21. 30.01.2013 – Hochzillertal, Hochfugen, 51km Tego dnia czekała nas kolejna zmiana pogody. Nastąpiło duże ocieplenie, co przy operującym słońcu dawało mocno plusowe temperatury. W dolinie czuć było powiew wiosny, na górnej stacji kolejki w Kaltenbach o 9 rano było koło 2 stopni. Sam pomysł umieszczenia dwóch równoległych gondolek w Kaltenbach jest świetny, rzeczywiście zgodnie z hasłem „Keine Wartezeit” ruch odbywa się właściwie na bieżąco. Rozpoczynamy od czerwonej „6”, a potem lekko rozgrzani chcemy wyruszyć w stronę Hochfugen. Ze zdziwieniem spostrzegamy, że krzesło Sonnenjet jest nieczynne, a kartka informuje, że to z powodu silnego wiatru. Na niższych stokach jest cicho, prawie zero wiatru, aż ciężko uwierzyć w taką informację. Czynne jest przepięcie przez Neuhuttenbahn. Udajemy się tam i kiedy już siedzimy na wyciągu wszystko robi się jasne. Im wyżej, tym mocniej dmucha, czegoś takiego jeszcze nie przeżyłam, chwilami po prostu się bałam. Na nartach też jest niewiele lepiej, chwilami wiatr wieje tak mocno, że trzeba się zatrzymać. Myślę sobie, że dobrze, że nie wybraliśmy się na Tuxa, bo taka opcja też była brana pod uwagę. Jeśli cokolwiek byłoby czynne, pewnie pourywało by nam głowy. I kiedy tak sobie podróżuję powoli w dół, nagle ktoś z tyłu dosłownie zdejmuje mnie ze stoku. W ułamku sekundy czuje potworne szarpnięcie, ból w kontuzjowanym w zeszłym roku kolanie, na szczęście wiązanie puszcza i noga jest wolna. Słyszę „sorry, sorry” i przekleństwo w naszym rodzimym języku. A jakże, rodak nie zapanował nad nartami, bo mu rzekomo ktoś zajechał i z całym impetem wjechał we mnie. Za chwilę podjeżdżają jego koledzy, cali uchachani, mi nie jest do śmiechu. Niestety, Alpy w cudowny sposób nikogo nie nauczą kultury narciarskiej. Z trudem jadę dalej, do końca wyjazdu kolano będzie dawało o sobie znać. Przeprawiamy się dalej w kierunku Hochfugen. Jazda krzesłem Wedelexpress to niesamowite przeżycie, jest rozpięte bardzo wysoko, najpierw nad przełęczą potem idzie ostro w górę, poniżej połacie stoków idealne do off piste. Zjeżdżając w dół czerwoną „3” już w Hochfugen czujemy jak stoki puszczają, w okolicach gondolki jest już zupa. Znowu na górę gondolą „8er jet”. Z mapy wynika, że na szczycie Hochfugen jest kilka niebieskich tras, co cieszy moją początkującą siostrę. Trasy rzeczywiście są przyjazne, ale obsługujące je krzesło „Hochfugen 2000” jest bardzo wolne, co przy bardzo silnym wietrze na górze jest ciężkie do zniesienia. Po kilku zjazdach niebieskimi trasami „13” i „11” decydujemy o powrocie w stronę Hochzillertal. Warunki pogodowe bez zmian, na górze urywa głowy, na dole ciepło i bardzo miękko. Już w Hochzillertal pomagamy wezwać pomoc dla Niemca, starszego pana, który doznał kontuzji na muldach. Zjeżdżamy w dół i tam w knajpie Marendalm zjadamy najlepszego Wienerschitzla na stoku. Apfelstrudel też mają tam całkiem oryginalny, z dodatkiem sera. Chwila błogiego opalania się i robi się 15. Kończymy dzień na orczyku obsługującym dół czerwonej „5”, jeździmy niemalże do zamknięcia. Ja z siostrą i szwagrem wracam na dół gondolą, mój mąż i para przyjaciół nie mogą odmówić sobie zjazdu w dół Stephan Eberharter Goldpiste. Czekamy na nich na dole. Wracają mocno umęczeni, ale też bardzo zadowoleni. Ogólnie dzień przyjemny, ale do tego ośrodka muszę jeszcze powrócić, bo warunki pogodowe nie pozwoliły w pełni skorzystać ze wszystkich tras.
  22. Myślę, że szybciej znajdziesz sam coś, co będzie odpowiadało Twoim preferencjom. Kwater w tym regionie jest całe mnóstwo, w różnym standardzie i cenach. Ja osobiście mogę polecić kwatery w Langenfeld, doskonale skomunikowanym skibusami z Solden, a jednak tańszym. Samo Langenfeld jest bardzo przyjemną miejscowością, z termami na najwyższym poziomie. http://www.soelden.com/main/EN/SD/WI/index.html Tu znajdziesz wyszukiwarkę kwater w regionie.
  23. Wtorek – 29.01, Penken, 37km Jako że poniedziałek mieliśmy właściwie w plecy ze względu na gęsto padający śnieg, postanawiamy spędzić kolejny dzień na Penken. Pogoda jest cudowna, świeci słońce, a pod nartami świeżo ubity puch. Zaczynamy od czerwonych „7” i „27”, jest moc!!! Tam mija nam poranek i wczesne przedpołudnie. Po południu jedziemy na czerwone „11”, „1” i „6” – wszystkie fajne, szerokie, przy moich umiejętnościach na takich trasach mam maximum przyjemności z jazdy. Narciarsko dzień udany na 100%!!! Przy okazji, tego dnia pada też kulinarny strzał w „10” na „szlaku Apfelstrudla”. Będąc w Austrii raczymy się tym deserem codziennie, można by rzecz to taka nasza tradycja. W każdej knajpie smakuje on nieco inaczej. Wspólnie orzekliśmy, że Pilzbar przy stacji gondoli Penkenbahn ma Apfelstrudel nr. 1 z absolutnie idealnym ciastem i dorównującym temu genialnym jabłkowym nadzieniem. Pycha!!! CDN.
  24. Poniedziałek – 28.01.2013, Penken, 34km wg.skiline To był chyba najsłabszy dzień. Właściwie cały dzień padało – dużo i gęsto. Na rozgrzewkę kilkakrotnie zjechaliśmy niebieską „8”, po czym krzesłem „Schneekar” wjechaliśmy na szczyt Horberg. Na górze warunki ciężkie, bardzo silny wiatr i słaba widoczność. Zjeżdżamy czerwoną „7”, która w niższych partiach daje już więcej frajdy. Niestety, po kilku zjazdach nogi odmawiają posłuszeństwa w jeździe na coraz większych muldach i zjeżdżamy na przymusową przerwę w knajpie. Po przerwie już tylko „lajtowo” jeździmy po „8” i kończymy jazdę wyjątkowo wcześnie, tuż po 15 zjeżdżamy gondolą, a śnieg pada, pada, pada… Wieczorem wybieramy się na termy w Fugen. Jest fajnie, ale bez szału. W zeszłym roku mieszkaliśmy w Langenfeld i tamtejsze termy to było COŚ, chyba najlepsze na jakich byłam, tutaj jest po prostu przyjemnie. Saunowy świat też średni, bez klimatu, bardzo mało kobiet, dużo gołych facetów, mi się nie podobało. Następnym razem jak będziemy w Zillertal, a przyjedziemy tam jeszcze na pewno, może uda się wcelować w kwaterkę z sauną. CDN.
  25. Zillertal, 26.01.2013 – 02.02.2013 W sobotę ok. 5 rano wystartowaliśmy z południowych obrzeży Warszawy. Na Katowickiej, za Mszczonowem spotykamy się z przyjaciółmi i rozpoczynamy wyczekiwaną podróż w kierunku Zillertal. Opłacało się przeżywać koszmar podróżowania Gierkówką, bo odcinek do Piotrkowa Trybunalskiego jest teraz bajeczny. Za Piotrkowem już wolniej, ale nadal sprawnie, za Siewierzem wjeżdżamy na autostradę A1 prowadzącą do przejścia granicznego w Gorzyczkach. Tutaj zonk, na całym odcinku do granicy nie ma ani jednej stacji benzynowej. Tym, którzy startują z południa pewnie to nie robi, ale my decydujemy się zjechać do Wodzisławia Śląskiego i dolewamy do pełna. Mam nadzieję, że w najbliższym czasie powstaną wyznaczone przekreślonymi jeszcze znakami stacje. Dalsze etapy podróży idą sprawnie, około 18 dojeżdżamy do zjazdu w dolinę Zillertal, gdzie spowalnia nas tradycyjny chyba sobotni korek. Około 19 meldujemy się w Laimach, wiosce pomiędzy Zillertal Areną i Penken. Kwatera to nowowybudowany, co najwyżej kilkuletni, dom. Zajmujemy całą górę, do dyspozycji mamy przestronny, dobrze wyposażony apartament i czyściutką, cieplutką narciarnię czyli właściwie austriacki standard. Przystanek skibusa do Penken i Areny oddalony o jakieś 200m, sklep spożywczy 100m od kwatery. Poza tym, cisza, spokój, czyli to, czego my szukamy na wyjeździe narciarskim. Teraz kilka słów o kolejnych dniach na nartach pisanych z perspektywy średnio jeżdżącej kobiety. Moja osiągi nie są imponujące, ale może komuś przydadzą się moje obserwacje. Niedziela, 27.01 – Penken, 42km wg.skiline Wyjazd rozpoczyna się przepiękną pogodą. Cały dzień jest lekko mroźny i słoneczny. Przed 9 docieramy na górną stację Horbergbahn. Ja mam dodatkową misję opieki nad siostrą, która po raz pierwszy jest w Alpach, ma za sobą tylko kilka godzin jazdy na nartach i o 10 rozpoczyna naukę w szkole narciarskiej. Żeby zagospodarować tę godzinę zabieram ją na niebieską „8”, jest to szeroka trasa, idealna do nauki. Potem jedziemy na niebieską „20”, zwaną „baby tour” i tu jest rozczarowanie, ta trasa jest w większości wąską półką w lesie, właściwie nie da się na niej ćwiczyć skrętów. Tak wyglądało jeszcze kilka innych niebieskich tras i jak stwierdzi słusznie po zaledwie dwóch dniach moja siostra, woli te szerokie czerwone Po odstawieniu siostry do szkoły jeździmy jeszcze dość wymagającą czerwoną „5”, a następnie korzystając z pięknej pogody, chcemy przepiąć się wyżej, na Rastkogel. Stoimy chwilę w kolejce do „żelaznego potwora” 150er Tux i za chwilę jesteśmy na wysokości prawie 2500m. Na Rastkogel jeździmy głównie czerwoną „2” korzystając na przemian z sześcio i ośmioosobowego krzesła. Około 15 decydujemy się na powrót do Horbergbahn, jedziemy czerwoną „16”, która momentami łączy się z czarną „16” i jak dla mnie jest to mocno wymagająca trasa, zwłaszcza pod koniec dnia. Na szczęście jakoś dałam radę. Wciągamy się jeszcze 6-osobowym krzesłem Knorren i z góry patrzymy sobie na pustą trasę Harakiri i kończymy nasz dzień zjeżdżając czerwoną „3” pod Horbergbahn. Dzień bardzo udany. Spotykamy się z moją siostrą, która jest po pierwszym dniu nauki w Skischule Frankhauser, zresztą godnej polecenia. Ku mojemu zaskoczeniu już pierwszego dnia została zabrana na łatwe, czerwone trasy. Szczerze mówiąc, zazdroszczę jej, bo rok temu wykupiłam sobie dzień nauki w Solden i wynudziłam się jak mops przez 4 godziny katując w grupie średniozaawansowanej jedną niebieską trasę na Gigijoch. Widać, co szkoła, to inne podejście. CDN.
www.trentino.pl skionline.tv
partnerzy
ispo.com WorldSkiTest Stowarzyszenie Instruktorów i Trenerów Narciarstwa PZN Wypożyczalnie i Centra testowe WinterGroup Steinacher und Maier Public Relation
Copyright © 1997-2021
×
×
  • Dodaj nową pozycję...