tanova Napisano 26 Sierpień 2019 Zgłoszenie Share Napisano 26 Sierpień 2019 Wyciągnęliśmy z Darkiem tym razem nasze poczciwe trekkingi, które trochę się zdążyły już zakurzyć przez cztery tygodnie, od powrotu z Alzacji i korzystając z pięknej, jeszcze letniej pogody zrobiliśmy weekendową objazdówkę po Pojezierzu Meklemburskim. Sobota: Rano pobudka 5.45 – śniadanie, szybki gramoling, pakowanie rowerów na bagażnik samochodowy i o 6.45 ruszamy w trójkę – z sąsiadką Moniką i moim Darkiem. Przed nami ok. 150 km dojazdu do Mirow, gdzie planujemy zostawić auto i przesiąść się na rowery. Dojazd – taki sobie – tylko kawałek autostradą, a tak to niemieckie drogi, głównie rangi krajowej i powiatowej, więc trwa to dobre dwie godziny, zanim jesteśmy na miejscu. Po dziewiątej zwarci i gotowi włączamy endomondo i ruszamy w trasę. Najpierw trochę kręcimy się po Mirow – jest tutaj ładny, klasycystyczny pałac z XVIII na wyspie na jeziorze Mirower See. Urodziła się tutaj późniejsza brytyjska królowa Sophie Charlotte von Mecklenburg-Strelitz, żona Jerzego III i babka królowej Wiktorii. Robimy kilka zdjęć: Trochę kluczymy po Mirow, zanim znajdujemy oznaczenia szlaku rowerowego i DDR-kę do Rechlin, poprowadzoną trasą dawnej kolejki wąskotorowej. DDR-ka jest na początku asfaltowa i szybka, potem kończy się asfalt, brakuje ok. 1 kilometra nawierzchni i jedzie się po prostu przez piach. Przekraczamy dawny most kolejowy na kanale, dalej droga trochę lepsza – szutr i twarda gruntowa. Dojeżdżamy do Rechlin, na południu jeziora Müritz. Samo jezioro objechaliśmy już dwa lata temu (szlak rowerowy ma 88 lub 101 km - w zależności od tego, jaki wariant obierzemy), więc odwiedzamy częściowo te same miejsca, ale tylko częściowo. Müritz to największe wewnętrzne jezioro Niemiec – wschodni brzeg jest prawie niezamieszkały: dużo tutaj mokradeł, przez które prowadzi nasz szlak, a linia brzegowa jest porośnięta trzciną i – poza kilkoma miejscami – trudno dostępna. Sporo tu płycizn – w przeciwieństwie do brzegu zachodniego, rozczłonkowanego w kilka wąskich i głębokich (do 30m) zatok, nad którymi rozsiadło się kilka malowniczych miasteczek. Cały obszar wchodzi w skład Parku Narodowego Müritz. Teraz objeżdżamy Müritz od wschodniej strony: Plaża z widokiem na Waren – największe miasteczko nad Müritz: Samo miasteczko – bardzo zadbane i tętniące życiem: Ulica surowego sędziego 😉: Trochę już zgłodnieliśmy, więc w Damerow, parę kilometrów na zachód od Waren, zjeżdżamy do knajpki rybnej nad jeziorem Jabelscher See. Bardzo tu ładnie i można zjeść "fiszbuły" - czyli bułki ze świeżą rybką na ciepło i na zimno, albo całe dania obiadowe. Po drodze zaglądamy jeszcze nad Kölpinsee i Fleesensee. Co prawda szlak nie prowadzi tutaj bezpośrednio nad jeziorem, ale jest kilka dojść na brzeg. Wszystkie jeziora na naszej trasie są ze sobą połączone, więc jest to też ciekawy region dla miłośników sportów wodnych. Stąd już niedaleko mamy do Malchow, gdzie zarezerwowaliśmy nocleg. Meldujemy się na recepcji, zostawiamy sakwy w pokoju i „na lekko“ jedziemy jeszcze zrobić pętlę wokół najbardziej na zachód wysuniętego z wielkich jezior – Plauer See. Jest 17.30, a przed nami jeszcze ok. 50 km szlaku, ale bardzo mi zależy na tym odcinku, bo czytałam, że jest wyjątkowo malowniczy. Plauer See w Lenz: Woda w jeziorze jest bardzo czysta i przejrzysta, ale dziś nie bardzo mamy czas na kąpiel. Południowo wschodni brzeg objeżdżamy gruntową drogą przez las i szosą. Ponoć jest ścieżka piesza nad wodą, ale bardzo zarośnięta i trudno dostępna - na pewno nie zdążylibyśmy objechać jeziora przed zmrokiem. Ciekawie robi się w Bad Stuer na samym południowym cypelku Plauer See, do którego dostajemy się z szosy długim i efektownym zjazdem. Bardzo ładna zabudowa willowa: Teraz szlak prowadzi ścieżką przez las liściasty, nad brzegiem jeziora, przez dość ciekawie ukształtowany teren: Dojeżdżamy do Plau am See – eleganckiego kurortu na zachodnim brzegu. Również tutaj nad wodą podziwiamy okazałą zabudowę willową, a przy plaży zatrzymujemy się na krótki postój – czas nagli. Jeszcze rzut oka z mostu nad kanałem Müritz-Elde-Wasserstraße: Starówka – pewnie również warta odwiedzenia, ale nie dzisiaj. Jesteśmy w połowie drogi, a słońce już nisko. Szlak rowerowy prowadzi w dół i wzdłuż kanału kieruje nas z powrotem nad jezioro. Na zdjęciu - hangary dla sprzętu pływającego: Przy trasie mijamy jeszcze uroczą zagrodę z osiołkiem, kucykami i owcami kameruńskimi, które ponoć nie wymagają strzyżenia – jak się dowiadujemy na miejscu: Jedziemy DDR-ką na północ, wzdłuż drogi do Karow. Takie widoki … Na obrzeżach Karow skręcamy na wschód, już w kierunku na Malchow. Po drodze przejeżdżamy środkiem przez bardzo długi kemping – tak prowadzi szlak. Mnóstwo kamperów – jeden przy drugim, ludzie grilują, piją piwko, siedzą ze znajomymi i z psami. Wszyscy na kupie – no nie wiem, czy ja bym tak odpoczęła. Chyba jednak wolę ten rower i drogę przed sobą … Za kempingiem szlak prowadzi dalej wzdłuż brzegu, my jednak wracamy do DDR-ki wzdłuż szosy, bo czas najwyższy wracać najkrótszą drogą. Do Malchow docieramy po 21-ej, tuż przed całkowitym zapadnięciem zmroku. Ja bardzo nie lubię jeździć po ciemku, więc to już ostatni moment na powrót. Jeszcze po drodze zatrzymujemy się w Netto, kupić coś do jedzenia i picia i docieramy na nocleg. Mapka i dane wycieczki: Przewyższenie jest raczej zawyżone - w zapisie u Moniki było ok. 480 m w górę i w dół. [cdn.] 5 2 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
tanova Napisano 27 Sierpień 2019 Autor Zgłoszenie Share Napisano 27 Sierpień 2019 (edytowane) Niedziela Po śniadaniu pakujemy manatki i ruszamy w drogę. Mamy dzisiaj mniej kilometrów do przejechania, niż w sobotę, więc specjalnie się nie śpieszymy. Najpierw robimy małą rundkę po Malchow, bo w sobotę brakło czasu, aby obejrzeć miasteczko. Jest tam kilka ciekawych miejsc – niestety muzea czynne dopiero od dziesiątej, więc dla nas – trochę za późno, oglądamy z zewnątrz. Muzeum NRD: Most obrotowy (otwierany o pełnych godzinach - też nie trafiliśmy akurat): Panorama z grobli między jeziorami na dawny klasztor sióstr magdalenek, w którym obecnie mieści się muzeum organów: Robimy sobie fotkę przy polu golfowym za miasteczkiem, a nieopodal mijamy bardzo elegancki hotel w pałacu w Göhren-Lebbin - ewidentnie nastawiony na klientelę golfową: Okazuje się, że cały teren między trzema jeziorami to tereny do gry w golfa, a w okolicy jest jeszcze więcej ekskluzywnych hoteli w bajkowych zamkach. Do następnego z nich dojeżdżamy wkrótce – w Klink. Na mapie odcinek między Göhren-Lebbin a Klink zaznaczony był jako stromy podjazd, dwoma „ptaszkami” >> – no to się nastawiłam na zasuwanie pod górę w upale. Minęliśmy lekkie, łagodne wzniesienie, z delikatną redukcją przełożeń, a tu już … Klink. No cóż... Pałac w Klink to takie Neuschwanstein północnych Niemiec, ale dość efektownie prezentuje się na zdjęciach: I znów jesteśmy nad Müritz, lecz tym razem objeżdżamy je z zachodniej strony. Szlak dookoła jeziora jest dość uczęszczany przez rowerzystów, szczególnie e-rowerzystów. Zdziwiliśmy się, że około 2/3 to ludzie na e-bikach i to wcale nie sami emeryci 🤔. Ja rozumiem – w porządnych górach, ale na takich łagodnych trasach na pojezierzu rowery ze wspomaganiem? I powiem szczerze, że wcale nas specjalnie nie wyprzedzali ci e-rowerzyści, mimo, że tempo mieliśmy zaledwie wycieczkowe 😀. Na obrzeżach Röbel znajdujemy dziką plażę – fajne miejsce na piknik i poleniuchowanie z moczeniem nóg w jeziorze. Röbel: Następna droga wśród pól, następny widok na jezioro Müritz: Docieramy do wioski Ludorf ze średniowiecznym kościołem z XIV wieku. Ośmioboczna świątynia ufundowana została przez rycerza powracającego z wyprawy krzyżowej, któremu tak się spodobało w Ziemi Świętej, że polecił zbudować bryłę na planie Bazyliki Grobu Świętego z Jerozolimy: W Ludorf jest też Tante-Emma-Laden. Tak określa się potocznie w Niemczech małe sklepiki z podstawowymi artykułami spożywczymi i nie tylko, prowadzone jednoosobowo przez właściciela – przysłowiową ciotkę Emmę z sąsiedztwa. Popularne w latach 50-tych, 60-tych, zostały wyparte przez sieciówki, ale na fali nostalgii przeżywają ostatnio pewien renesans, szczególnie w mniejszych miejscowościach, oddalonych od dużych sklepów: Kiepskimi i bardzo kiepskimi drogami docieramy do Buchholz, dokąd sięga najbardziej na południe wysunięta „macka” jeziora Müritz. Jest tu marina i sympatyczna knajpka, w której zatrzymaliśmy się na currywursta, a także bardzo ładny zabytkowy kościółek – otwarty, a w nim wystawa dawnych fotografii i zwyczajów ślubnych oraz tablica upamiętniająca mieszkańców wioski, poległych w I wojnie światowej: Obok kościoła rada parafialna spędza miło czas przy kawie i domowych wypiekach, a my żałujemy, że nie dotarliśmy wcześniej do Buchholz, bo o 15.00 odbył się tutaj koncert zespołu rogów alpejskich. Rogi alpejskie w Meklemburgii - no proszę! Przed nami jeszcze kilkanaście kilometrów do Mirow, podłymi drogami: W lesie łapię coś na przednie koło i dosłownie rozszarpuje mi przedni błotnik. Rower staje jak wryty, a ja ledwie się ratuję przed upadkiem. Dobrze, że akurat nie było z górki, bo bym pewnie przeleciała przez kierownicę . Nie pozostaje nic innego, jak odkręcić resztki błotnika wraz z mocowaniem i jechać dalej. To już ostatnie kilometry dzisiejszego szlaku i ładne widoki na Nebelsee (Jezioro Mgieł): Docieramy do Mirow, gdy akurat parę łódek śluzuje się na kanale. Chwilkę przyglądamy się z mostu i około 19.30 wracamy na parking i dalej autem do domu. I jeszcze mapka oraz dane wycieczki: Edytowane 27 Sierpień 2019 przez tanova 7 2 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach More sharing options...
Rekomendowane odpowiedzi
Dołącz do dyskusji
Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.