Witam wszystkich miłośników narciarstwa.
Mam 65 lat, pochodzę z Gdańska, próbowałem jazdy od dziecka . W latach młodości wielokrotnie bywałem na obozach narciarskich organizowanych przez zakład pracy rodziców. Jeżdziłem na zubkach, polsportach, epoxach i metalach zależnie od tego co się dało wypożyczyć w wypożyczalni zakładowej. Swoje polsporty z wiązaniami beta kupiłem w latach 70-tych ub wieku i na nich, podczas studiów na AWF, w 1975 roku zrobiłem uprawnienia instruktora PZN / niestety papier dziś nieważny z uwagi na brak aktualizacji /. Papier nieważny ale umiejętności pozostały chociaż kondycja już nie ta.W obiegłym sezonie 16/17 "obudzilem' się po 35 latach aby stwierdzić jak wiele przyjemności mnie ominęło i przepadło bezpowrotnie. Moje "przebudzenie" miało miejsce na górce w Przywidzu pod Gdańskiem, gdzie ze zdziwieniem skonstatowałem, że jestem jedynym narciarzem na nartach nietaliowanych. Moje Rossigniole i Blizzardy długości 193 cm, sprzed 35 lat, to już zabytki chociaż prezentują się i prowadzą zupełnie nieżle. Nic nie mam do carvingu / jeżdżę klasyczną równoległą / ale coś mi się wydaje, iż znaczna część młodych ludzi jeżdżących na krawędziach nie do końca panuje nad nartami co na zatłoczonych stokach może mieć przykre konsekwencje. Wydaje się, iż jest to wynikiem zbyt szybkiej nauki pomijającej techniki zatrzymania i bezpiecznej szybkości przy zmianie kierunku / pomijającej naukę ześlizgów /.