Narty - skionline.pl
Skocz do zawartości

rung

Użytkownik forum
  • Liczba zawartości

    111
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    8

Zawartość dodana przez rung

  1. O proszę, a na stronie reklamują "ganzjährig Skifahren".
  2. Narty w Lipcu? Czemu nie? Po ubiegłorocznej przygodzie w Zermatt w tym roku postawiłem sprawdzić co do zaoferowania mają latem austriackie lodowce. W 3 dni odwiedziłem zatem 3 lodowce, leżące w trzech austriackich krajach związkowych: Kitzsteinhorn (Salzburg), Mölltaler Gletscher (Karyntia) i Hintertux (Tirol). Wrażenia które tu opiszę są wyłącznie moim odczuciem, a niektóre informacje są dla niektórych oczywiste, ale proszę o wyrozumiałość 1️⃣ Na pierwszy ogień poszedł najmniejszy z wymienionych Kitzsteinhorn. Liczba otwartych w lecie stoków ogranicza się do 400-metrowej traski przy górnej stacji. Biorąc pod uwagę cenę karnetu (42 euro) jest to chyba najdroższy ośrodek na świecie, przeliczając cenę za 1km trasy, nawet biorąc pod uwagę że bilet daje nam dostęp do restauracji, platformy widokowej i stoku na którym pojeździć możemy na sankach… 400-metrowa trasa nie dostarcza wielkich przeżyć – sam ośrodek też reklamuje się raczej jako miejsce do „testów sprzętu” i „sesji foto”, ponieważ na serio pojeździć się tu nie da. Na stoku od rana faktycznie pracuje sporo instruktorów i trenerów z dziećmi, a około 12.00 robi się pusto i można sobie pozjeżdżać oraz (głównie) powjeżdżać do góry powolnym orczykiem. Reasumując: jeśli jesteś rekreacyjnym narciarzem i przy okazji wakacyjnego pobytu w Austrii chciałbyś przekornie nauczyć się jeździć na nartach lub posmakować letniego narciarstwa, by potem zdjęciami oszołomić znajomych, którzy w tym czasie prażyli się na plaży, to Kitzsteihorn jest idealny😊 📍 Kitzsteinhorn: 📆 Otwarty: czerwiec/lipiec 📏 km tras: 0,4km ⏱️ Godziny otwarcia: 8.15-14.30 💶 Cena karnetu: 42 euro Małe podsumowanie wideo: 2️⃣ Drugim odwiedzonym lodowcem był Mölltaler Gletscher w Karyntii. Dojazd do niego jest nieco upierdliwy – najpierw mocno dziurawą i wąską – jak na austriackie standardy – drogą, następnie podziemną kolejką i w końcu gondolą. Na samym lodowcu działają teoretycznie 3 trasy: czerwona i 2 niebieskie (o długości ok. 1km każda), przy czym podział na dwie niebieskie trasy jest raczej symboliczny, a samo ich nachylenie jest całkiem spore.. Na górę wjeżdżamy 6-osobową kanapą, a niedaleko jej górnej stacji rozciąga się rzekomo piękna panorama z widokiem na najwyższy austriacki szczyt – Grossglockner. Dlaczego rzekomo – wyjaśniają zdjęcia… Bardzo bawiły mnie liczne pytania, czy na stoku widuję "dziewczyny w bikini" Ośrodek jest czynny cały rok, choć w ciągu lata trzeba obserwować pokrywę śnieżną, by nie wpakować się w jazdę po gołym, antycznym lodzie… Reasumując – jazda bardzo przyjemna, solidna, choć na dłuższą metę dość monotonna. 📍 Mölltaler Gletscher: 📆 Otwarty: cały rok 📏 Km tras: 2km (oficjalnie: 3km) ⏱️ Godziny otwarcia: 8.00-14.00 💶 Cena karnetu: 49 euro I wideo: 3️⃣ Perłę Tyrolu - Hintertux - zostawiłem sobie na koniec, bo to ośrodek który znam i w którym mógłbym tam jeździć z zamkniętymi oczami. Jak na połowę lipca, warunki trafiły mi się wyjątkowo zimowe: rano -2C i śnieżyca, popołudniu lekkie słońce (choć i tak mocno grzejące – wszak to lipiec) i jazda po 10cm świeżego śniegu. Hintertux jest czynny cały rok i stale otwarte jest ok. 18km tras, choć im późniejsze lato, tym większą ostrożność zalecam, ponieważ można trafić na doskonałe warunki (jak ja w sierpniu 2016), albo na jazdę po gołym, topniejącym lodzie (jak ja w sierpniu 2017). Z reguły we wrześniu zaczyna sypać od nowa, a sezon zimowy zaczyna się od października, ale i tu może trafić się susza (jak mnie w 2018). Miały się wtedy odbyć „Powder days”, zjechało się mnóstwo „pozatrasowców” na tych swoich szerokich nartach, a w rzeczywistości śmigało się niemal po gołym lodzie, po którym kierowcy ratraków rozpaczliwie próbowali rozetrzeć pozostałości z wrześniowych opadów… W lipcu jednak warunki są na ogół przyzwoite, a do tego moim zdaniem Hintertux oferuje niezrównane widoki (choć równie dobrze może się trafić widoczność na 30m 😉). Mnie o poranku powitał taki oto piękny widok na Olperer: Dodatkową atrakcją jest możliwość zwiedzenia wnętrza lodowca. W tym roku byłem tego bliższy niż kiedykolwiek – już nawet zapytałem o cenę i godzinę rozpoczęcia wycieczki 😜. Do dyspozycji narciarzy są dwie gondole, 2-osobowa, leciwa kanapa (fajna opcja na ciepły, słoneczny dzień) oraz orczyki. Z rana część tras jest okupowana przez zawodników, od około południa robi się pusto, choć przy ciepłej pogodzie także mokro i miękko. Ale to lipiec, więc… nie narzekamy! 😊 Reasumując – największa liczba wyciągów i tras oraz dolina o dużej bazie noclegowej i gastronomicznej sprawia że jest to mój ulubiony ośrodek. 📍 Hintertux: 📆 Otwarty: cały rok 📏 Km tras: 20 ⏱️ Godziny otwarcia: 8.15-16.00 (wyciągi orczykowe do 13.30) 💶 Cena karnetu: 46 euro I jeszcze krótkie podsumowanie wideo: A na koniec nienachalnie zapraszam do polubienia mojego niekomercyjnego profilu na Facebooku, gdzie opisuję swoje narciarskie przygody https://www.facebook.com/skibumpl/ Pozdrawiam!
  3. W połowie kwietnia karnet 1-dniowy na Zugspitze kosztował 45 euro. Samo Ga-Pa jest moim zdaniem stosunkowo drogie. Na stokach nawet mimo niezłej pogody umiarkowana liczba narciarzy, jeździło się fajnie. W połowie lutego byłem w Ofterschwang niedaleko Obersdorfu. Nie podobało mi się. Tłok na trasach straszny.
  4. To nie będzie jakaś wielka relacja, ale chciałem się podzielić osobliwymi wrażeniami. Otóż w kwietniu lubię sobie odwiedzić Zugspitze koło Ga-Pa. Ośrodek kameralny, ale bardzo go lubię, a pisałem o nim rok temu. W tym roku pierwszego dnia pogoda była piękna - słoneczno-mroźna. Drugiego dnia jednakowoż, zrobiło się biało. Wyjechałem na stok jakby nigdy nic, ot będę jeździł ostrożniej. Po pierwszym zjeżdzie odczułem lekkie nudności. Odetchnąłem na wyciągu, ale przy drugim zjeździe zaczęło mnie mdlić. Znów odpocząłem w czasie jazd w górę, ale pod koniec trzeciego zjazdu zalałem się potem, zaczęło mi się kręcić w głowie i myślałem że zwymiotuję. Ponieważ w przeszłości cierpiałem na chorobę lokomcyjną, objawy były mi znane. Mój błednik w tej bieli zwariował. Dokonałem taktycznego odwrotu do restauracji. Po godzinie podjąłem drugą próbę. Na początku było przyjemnie, choć widoczność była taka (nagranie z kasku): Potem był mały grzbiet, na którym świat stanął na głowie - pacnąłem, wstałem i po chwili zorientowałem się że stoję tyłem do stoku i jadę do tyłu. Zupełnie straciłem orientację. Zalany potem, z nudnościami, wróciłem do restauracji i to był koniec. Mieliście kiedyś coś takiego? Chorobę morską na nartach? Wczoraj wróciłem z Kitzsteinhorn - dwa dni jazdy w mleku, ale na szczęście wszystko w porządku, na Zugspitze musiałem mieć po prostu słabszy dzień... Z ciekawostek: (1) Koło lodowca znajduje się mała kapliczka (najwyżej położona świątynia w Niemczech, konsekrowana przez kardynała Ratzingera, przyszłego papieża). W niej to co niedzielę odbywa się msza. A że z kolegą szusowaliśmy właśnie w niedzielę, w dodatku palmową, kolega postanowił do mszy przystąpić. Ksiądz z pomocnicą przybyli wyciągiem. Razem z kolegą odśnieżyli dojście do kaplicy. Potem było dzwonienie dzwonnicą, ksiądz dał koledze śpiewnik, asystentka puszczała muzę z magnetofonu, ksiądz mówił "seite ein hundert sieben und zwanzig" i śpiewali. Było też i wino. Księdzu na pewno było miło, bo kolega był jedynym wiernym. (2) W tym roku wjechałem do ośrodka dwoma środkami transportu. Obydwa są niezwykle efektowne. Pierwszy to nowa kolej linowa, która w 8 minut zabiera nas z 900mnpm na 2900mnpm Drugi to pociąg, który odjeżdża z samego Ga-Pa, a potem wykutym w latach 30 tych tunelem wspina się pod sam szczyt. Stacja końcowa znajduje się przy lodowcu na 2600mnpm. A na koniec mała, nienachalna reklama - zapraszam na mój niekomercyjny, kameralny fanpage na facebooku, gdzie opisuję różne swoje narciarskie przygody https://www.facebook.com/skibumpl/
  5. A gdyby ktoś był ciekawy, jak to wygląda, jak się rusza, to ta
  6. Eee, leci się 2 godziny. No i jedzie autem 2,5. Znam takich co jadą autem na 1 dzień do Austrii ;)
  7. Cześć Od kilku lat chodziła za mną myśl, żeby pojechać na narty na Sycylię i pojeździć na wulkanie Etna, na którego zboczach znajdują się dwa ośrodki (Etna Nord i Etna Sud). W tym roku ostatecznie postanowiłem zostawić swoje ślady na wulkanicznym śniegu. Zarezerwowanie lotu i hoteli z wyprzedzeniem było nieco ryzykowne, ponieważ Etna jest bardzo kapryśna, ponieważ a. nigdy nie wiadomo jak będzie ze śniegiem b. wulkan może wybuchnąc i zasypać śnieg popiołem c. mogą odwołać lot d. pogoda może być szkaradna i widoki na wulkanie mogą być identyczne jak w Rzeczce czy Zieleńcu, czyli widoczność na 15 metrów. Ze wszystkich okropnych scenariuszy najbliżej był punktu b.), jako że na początku lutego spory wybuch zasypał popiołem śnieg i ośrodki narciarskie zostały zamknięte. Co prawda zaraz potem spadł świeży śnieg, ale na tydzień przed moim wylotem wulkan zaczął znów wyrzucac z siebie popiół, co doprawdziło do zamknięcia nartostrad po południowej stronie wulkanu. Z drżeniem serca 21 lutego przyleciałem do Palermo, odebrałem samochód z wypożyczalni i ruszyłem na wschód wyspy. Wyłaniająca się na horyzoncie, dymiąca Etna, mająca ponad 3200mnpm, robi nieprawdopodobne wrażenie. Jeszcze tego samego dnia zajechałm do ośrodka na wstępny rekonesans. Wiatr nie zmieniał się, wulkan nadal wyrzucał z siebie popiół i parę, ale zacząłem być dobrej myśli. Ośrodek po południowej stronie (Etna Sud) pozostał zamknięty, ale Etna Nord pozostał nietknęty. 22 lutego ruszyłem na stoki. Pogoda była absolutnie fantastyczna. W dolinie temperatura sięgała 18C, w ośrodku narciarskim około 7C. Do ośrodka dojeżdza się w zasadzie z poziomu morza, najpierw klucząc wąskimi uliczkami (na początku myślałem, że to nawigacja prowadzi mnie bocznymi drogami, ale potem okazało się, że innych tu nie ma), a potem prawdziwie górskimi serpentynami, przy czym miejscami krajobraz jest kosmiczny, jako że droga wije się przez wielkie połacie wulkanicznych skał. Sam ośrodek pozytywnie mnie zaskoczył, ponieważ mimo niewielkiej liczby tras (w sumie nie będzie to nawet 10km) są one szerokie i mają bardzo fajny, przyjemny do jazdy Minusem są talerzykowe wyciągi, ale innych się tu nie stawia, bo raz na parę lat wulkan robi konkretne pierdyknięcie i lawa kasuje infrastrukturę. Klimat w ośrodku jest bardzo sielankowy - Scylia to nie Alpy; nie ma tu tyczek, treningów, zawodników. Jest sporo narciarzy rekreacyjnych, zjeżdżających sobie bez pośpiechu i trochę na bakier z techniką. Kolejek do wyciągów ani tłumów na trasach także tu nie ma. Popołudniu pojechałem poszwędać się po miasteczku i po plaży. Drugiego dnia doświadczyłem sycylijskiej zimy. Chwycił mróz, zaczął padać śnieg i okazało się, że byłem nad wyraz przezorny rezerwując w wypożyczalni samochód wyposażony w łańcuchy. Okazały się niezbędne, aby dojechać do ośrodka, a posiadanie ich jest na Etnie obowiązkowe od połoowy listopada do połowy kwietnia. W samym ośrodku było około 10 stopni poniżej zera i silnie wiało - tak zimowych warunków nie doświadczyłem w tym sezonie ani w Alpach, ani w Czechach. Później jednak rozpogodziło się i jazda, choć bardzo zimowa, była bardzo przyjemna. Popołudniu ruszyłem w drogę powrotną do Palermo, skąd kolejnego dnia rano odleciałem do domu. I tu ciekawostka - koło Palermo znajduje się trzeci sycylijski ośrodek narciarski - Piano Battaglia. Jest mniejszy (ok. 6km tras) i niżej położony (1500-1900mnpm); kusił mnie jako ciekawostka przyrodnicza, ale jednak się nie zdecydowałem. Mimo że nie udało pojeździć po południowej stronie wulkanu, to jestem bardzo zadowolny. Udało mi się pojeździć na wulkanie w czasie doskonałej pogody, świetnych warunków narciarskich i z dymiącym wulkanem w tle. Jackpot! Na koniec mała reklama - można polubić mnie na facebooku, gdzie na moim niekomercyjnym fanpage opisuję różne narciarskie przygody. Zapraszam https://www.facebook.com/skibumpl/
  8. Ostatnio odwiedziłem znajomych, mieszkających i praktykujących w Buddyjskim Ośrodku Diamentowej Drogi w niemieckich Alpach. Wizyta miała wymiar czysto towarzyski, a nie duchowy, jednakowoż po obejrzeniu dużej i małej Gompy oraz poznaniu losów 17-go Karmapy postanowiłem skorzystać z okazji i pojeździć w jednym z licznych, tutejszych ośrodków.Wybór padł na Ofterschwang-Gunzesried, który na mapach wyglądał przyzwoicie. Szczerze mówiąc, liczyłem że będzie to mały, kameralny i wolny od tłumów ośrodek, ale że nie śledzę regularnie zawodów Pucharu Świata w narciarstwie alpejskim, umknął mojej uwadze fakt, że w ośrodku tym regularnie odbywają się zawody PŚ. Na zdjęciach które zrobiłem wygląda to całkiem fajnie. Pogodę trafiłem iście wiosenną (+12C w południe), a skorzystać z niej postanowili chyba wszyscy okoliczni i przyjezdni narciarze. Tłum na trasach obłędny. Kolejki do wyciągów jak w Szczyrku w ferie. Trasy wąskie i w znacznej części mające postać łączników i leśnych przecinek. Na trasach, z racji pogody, mokry snieg, muldy po szyję, ludzie wpadający na siebie i dwa helikoptery nieustannie zbierające połamańców ze stoku. W restauracjach ścisk, bo wielu narciarzy szybko się zmęczyło i wolało porelaksować się na słońcu. Okolica wielce malownicza, infrastruktura przyzwoita, ale poza tym kolejki i tłok jak w polskich i czeskich ośrodkach w szczycie sezonu. Jako ciekawostka, "przy okazji" wizyty u znajomych, było OK, ale specjalnie na narty raczej się tu nie wybiorę (choć pewnie w innych warunkach jest tu całkiem fajnie). https://www.go-ofterschwang.de/ Acha, jeszcze taka mała reklama - można polubić mnie na facebooku, gdzie na moim niekomercyjnym fanpage opisuję różne narciarskie przygody. Zapraszam https://www.facebook.com/skibumpl/
  9. Witajcie Odstąpię bilet na PŚ w Spindlerovym Mlynie. na 9 marca. Bilet nie jest imienny. Cena nominalna 590CZK, miejsca siedzące. Odstąpię za 80zł Wysyłka e-mailem (plik PDF).
  10. A i owszem. Co prawda nie na wzgórzu Petřín (to by było coś, nawet kolejka już tam jest), ale 10km od praskiej obwodnicy znajduje się mini ośrodek Chotouň. http://www.vlekychotoun.cz Raptem 400m stoku, ale za to dwa wyciągi (szybszy i wolniejszy dla dzieci), system naśnieżania, wypożyczalnia, szkółka, bar, nocna jazda. Musiałem się przyzwyczaić do długości stoku, ponieważ w normalnych warunkach na pierwszych 400m poprawiam jeszcze gogle i zakładam rękawice a tu już kończyła się trasa. Ale przy pełnej koncentracji można było się pobawić. Plejada narciarzy pełna - od walczących z pługiem do panów wycinających piękne carvingowe łuki. Miejsce dość popularne, więc od 10.00 korzystanie z ośrodka to głównie stanie w kolejce i wjeżdżanie wyciągiem, bo sama jazda to tak 30 sekund ;). I jeszcze pozwolę sobie zaprosić do polubienia mnie na fejsbuku gdzie na moim niekomercyjnym fanpejdżu opisuję różne narciarskie przygody https://www.facebook.com/skibumpl
  11. Mógłby niechcący zrobić dżins, albo nawet welur
  12. Polecam Informacje o szkoleniu Prinoth można znaleźć tu https://www.prinoth.com/en/snow-groomers/training/operator-training-winter-2019/ a o kursach Pistenbully tu: https://portal.proacademy.info/pistenbullyilp/pages/catalogsearch.jsf?catalogId=0&sidebarExpanded=true&q=*:*&rows=10
  13. Nie wiem, nawet jeśli, to przy mnie się pilnowali
  14. Szkolenie Prinoth trwa około 10 godzin, z czego ok. połowa to sama jazda. Informacje o szkoleniu Prinoth można znaleźć tu https://www.prinoth.com/en/snow-groomers/training/operator-training-winter-2019/ a o kursach Pistenbully tu: https://portal.proacademy.info/pistenbullyilp/pages/catalogsearch.jsf?catalogId=0&sidebarExpanded=true&q=*:*&rows=10 Żeby realnie pracować, wydaje mi się, potrzeba sporo praktyki, znajomości tras w konkretnym ośrodku a także wiedzy nt tego jak postępować ze śniegiem w konkretnych warunkach.
  15. Mój ostatni wyjazd do włoskiego region Wipptal, który opisałem wczoraj tu: odbył się przy okazji kursu operatora ratraka Być może to kryzys wieku średniego, ale na ament zakochałem się parę lat temu w ratrakach i zacząłem uważać że nie ma wspanialszego zajęcia niż jazda ratatrakiem właśnie: - oszałamiające widoki "z biura" - można sobie słuchać muzyki jakiej się chce - wszyscy kochają efekty Twojej pracy - nikt Ci nie zawracać głowy, siedzisz sobie sam ze sobą i ratrakujesz. Do niedawna swoją miłość realizowałem jakoś tak: Ale w tym sezonie postanowiłem zapoznać się z ratrakami bliżej Ze względu na brak doświadczenia w operowaniu ciężkim sprzętem jak i brak siec kontaktów umożliwiającej skosztowania tej przyjemności, postanowiłem wykorzystać źródła komercyjne. Etap 1 - szkolenie teoretyczne Na stronie firmy Kassbohrer, producenta ratraków PistenBully znalazłem ofertę szkoleń teoretycznych dla nowicjuszy. Na szkolenie takie można wybrać się do Niemiec na 1 dzień (w październiku), lub skorzystać ze szkolenia online.Wybrałem opcję drugą i przeszedłem przez całe szkolenie, które ma postać interaktywnej prezentacji (nieco ponad 400 slajdów), zawierającej ponadto kilka filmów i testy końcowe online. Informacje są dość podstawowe, ale dają pewną podstawę wiedzy nt tego jak zbudowany jest i jak działa ratrak oraz jakie są zasady poruszania się nim. Ponadto są tam informacje o zasadach przygotowywania stoku, najczęściej popełnianych błędach, wyposażeniu dodatkowym (np. do zakładania śladów dla "biegówek") czy podstawowym serwisie. Kilka slajdów i dyplom: Etap 2 - na własne oczy Drugim etapem była jazda w fotelu pasażera. W tym celu udałem się do Czech, gdzie wykupiłem sobie jazdę podczas wieczornego przygotowywania tras w Spindlerovym Mlynie. Było to bardzo fajne doświadczenie, a dzięki kursowi online wiedziałem mniej więcej co się dzieje, dlaczego operator wykonuje takie a nie inne manewry, co i dlaczego robi ze śniegiem itd. Zwłaszcza że okazało się, że mój kierowca nie był zbyt rozmowny i nawet znajomość czeskiego niezbyt mi pomogła. Ratrak jaki wybrałem do jazdy to Prinoth Leitwolf, ponieważ już kilka dni później na takim własnie modelu miałem sam ćwiczyć. Etap 3 - praktyka Ostatnim etapem było szkolenie praktyczne. W tym roku włoska firma Prinoth ogłosiła nabór na szkolenia dla początkujących. Szkolenie trwa 1 dzień i składa się z 3 godzin teorii i 6 godzin praktyki na stoku. Odbywa się w siedzibie firmy w Południowym Tyrolu, w miasteczku Sterzing/Vipiteno. Praktyka odbywa się w ośrodku Ladurns. Jak się okazało, znów przydało się szkolenie online, ponieważ mój trener był świetnym kierowcą (przygotowuje m.in. trasy na puchar świata), ale nie był wirtuozem Power Pointa i przez prezentacje przeleciał dość pobieżnie, a w końcu dał mi je na pendrive z zaleceniem poczytania sobie samemu. Ten materiał w dużej mierze pokrywał się ze szkoleniem Pistenbully. Drugą częścią szkolenia jest wizyta w fabryce ratraków, co jest bardzo ciekawym przeżyciem. Obecnie Prinoth produkuje około 300szt rocznie, ale obok jest jeszcze zakład produkcyjny wyciągów Leitner, a w budowie jest fabryka armatek śnieżnych, więc cały kompleks jest bardzo rozległy. Obiad w czasie szkolenia je się w zakładowej stołówce Następnie przychodzi kolej na praktykę na stoku. Najpierw omówione zostały części i funkcje samego ratraka (Prinoth Leitwolf). Następnie wyruszyliśmy na trasę. Co ciekawe, praktyka odbywała się na stoku, tak więc sztruks, po którym jeździli narciarze następnego dnia, był ode mnie Bardzo fajne uczucie. Samo kierowanie ratrakiem to niesamowite przeżycie. Potężna maszyna, reagująca na najdrobniejsze korekty operatora. Dużym wyzwaniem było dla mnie, jako nowicjusza, korygowanie ustawień pługu z przodu i frezu z tyłu. Duże wrażenie robi też satelitarny system kontroli - grubość pokrywy śnieżnej w każdym punkcie nartostrady jest w czasie rzeczywistym przekazywana do ratraka, do wiadomości operatora. Ośrodki narciarskie mogą dzięki temu kontrolować prace nad śniegiem w całym ośrodku i sprawować nadzór nad pracą każdego ratraka. A potem tylko odbiór dyplomu i po zabawie Co dalej? Nie wiem... To miała być przygoda na ten sezon i spełnienie fantazji ale... chciałbym jeszcze! Poniżej film z zapisem jazdy - jako pasażer w Czechach i za sterami we Włoszech. I jeszcze mała, nienachalna reklama - można polubić mnie na Facebooku, gdzie wrzucam różne narciarskie zdjęcia i historyjki, kiedyś bardziej dla znajomych, a teraz bardziej publicznie https://www.facebook.com/skibumpl/
  16. Witajcie Ostatnio miałem okazję odwiedzić nieduży region Wipptal, położony we Włoszech, tuż za przełęczą Brennero (jest jeszcze Wipptal "autriacki"). Centralnym punktem jest miasteczko Sterzing/Vitipeno, w którym znajduje się zakład produkcyjny Leitner/Prinoth - wytwarza się tu ratraki, wyciągi, a w budowie jest fabryka armatek śnieżnych. Ośrodki wchodzące w skład tego regionu to Rosskopf/Monte Cavallo, Ratschings/Racines Giovo i Ladurns. Nie są one duże (do 20km tras) ani wysoko położone (1000-2000mnpm), ale mają bardzo przyjemne, szerokie i fajnie nachylone trasy. To chyba pierwszy duży region, w którym nie spotkamy ani jednego, charakterystycznego, czerwonego ratraka PistenBully. Wszystiie to Prinoth, tak jak wszystkie wyciągi to Leitner Samo miasteczko Sterzing aka Vipiteno (najbardziej wysunięte na północ miasto we Włoszech) nie sprawia wrażenia ładnego, okolica jest wręcz podła: autostrada i fabryki. Ma jednak ładną, zabytkową, główną ulicę na której toczy się jakieś życie.Poszukałem jakichś informacji o historii miasteczka ale nic wielkiego się tu nie wydarzyło. Ma co prawda ponad 1000 lat ale spośród wszystkich znanych osób które się tu zatrzymywały, kojarzyłem tylko dr Mengele... Region jest zdecydowanie niemieckojęzyczny - językiem włoskim posługuje się mniej niż 1/4 tutejszej ludności. Co ciekawe, 0.4% używa języka LADYŃKIEGO, który - jak wyczytałem - jest językiem rdzennej ludności włoskich Dolomitów. W samym miasteczku znajduje się ośrodek Rosskopf/Monte Cavallo. Z doliny wjeżdżamy gondolą. Na górze mamy niezbyt długie, ale całkiem fajne trasy. Jedna z nich zjeżdża nieco niżej, a od tego roku dostępny jest także zjazd do doliny. Ośrodek ten jako jedyny ma południową ekspozycję, co z jednej strony daje przyjemnie słońce, ale nieco skraca sezon. I jeszcze zjazd z samej góry na dół: Około 10 minut jazdy od Sterzing znajduje się ośrodek Ratschings/Racines Giovo. Bardzo podobny do pierwszego: z dołu jedziemy gondolą, na górze, ponad linią lasu mamy kilka szerokich, nie najdłuższych tras, a dodatkowo dwie długie nartostrady do doliny. Jeździ się nimi bardzo fajnie, bo nie są to wąskie dojazdówki, a normalne, szerokie nartostrady. Ostatni, także oddalony o ok. 10 minut ośrodek, to Ladurns. Tu tras jest mniej, ale także i ludzi jest najmniej, a jeździ się doskonale. Po 12.00 zauważyłem, że mój ślad jest ciągle jedynym na nartostradzie Nie ma tu gondoli, są tylko dwie kanapy, ale jest to fajne miejsce na jeden dzień. Ze względu na specyficzne położenie, ośrodek ten jest najmniej nasłoneczniony. I tradycyjnie "talfahrt" Reasumując - wyjazd oceniam jako bardzo udany, zwłaszcza że trafiłem na dobre warunki co do śniegu. Przez 3 dni nie widziałem placka lodu, a temperatura oscylowała w okolicach małego "minusa". Jako plusy wymieniłbym: - bliskość (nie trzeba wjeżdżać wgłąb Włoch, płacić za autostradę) - bardzo fajne trasy - nieco niższe ceny - wspaniałe jedzenie - darmowe parkingi przy ośrodkach (w Ratschings jest także garaż w budynku, ale nie sprawdzałem, czy płatny) - brak tłoków i kolejek - bliskie położenie wszystkich ośrodków wokół Sterzing Minusy: - niska wysokość (zawsze jest ryzyko, że będzie problem ze śniegiem; krótszy sezon) - wielkość ośrodków - nie wytrzymałbym kilku dni w jednym, ale z drugiej strony można je zmieniać i nawet przez 6 dni może być tu fajnie Pozdrawiam Acha i jeszcze reklama - można polubić mnie na Facebooku, gdzie wrzucam różne narciarskie zdjęcia i historyjki, kiedyś bardziej dla znajomych, a teraz bardziej publicznie, a co tam https://www.facebook.com/skibumpl/
  17. Dzisiaj to dopiero jest zabawa
  18. Już nawet temperatura tak nie szkodzi, bo ta cienka warstwa nie topnieje, tylko wiatr ją przewiewa. Problem, że nic nie pada.
  19. Rok temu na początku października objechałem Hintertux, Stubai i Piztzal. Zima była sroga a armatki waliły na całego. Dzisiaj w dolinie Zillertal prawie 25C. Na lodowcu warstewka 5-10cm śniegu. Ten weekend to podobno "Pow(d)er Days", tylko nie ma puchu Opadów na horyzoncie nie widać. Ogólnie padaczka, w sierpniu 2016 było tu dużo więcej śniegu. Ale co zrobić, dałem tu narty do ostrzenia i heja
  20. Jakby kto się interesował wyciągami i trasami w lipcu - pozostawiam filmowe podsumowanie dla potomnych
  21. W tym roku postanowiłem pojeździć na nartach w miesiącach, w których nie miałem jeszcze okazji tego robić. Lipiec był jednym z nich więc w ubiegłym tygodniu spędziłem 3 dni w Zermatt. Oto garść refleksji O logistyce Samotna podróż z Polski do Zermatt autem to finansowe morderstwo i duży wysiłek;) Na szczęście moja siostra mieszka ok. 100km przed Szwajcarią po drodze z Wrocławia, więc mogłem podróż tam i z powrotem podzielić sobie na dwa dni. Ale koszty paliwa, winiety (40CHF) musiałem już ponieść sam. Do i ze Szwajcarii wjeżdżałem przez Bazyleę. Okazało się jednak, że nawigacja prowadzi mnie do przeprawy pociągiem (dodatkowy koszt) i w ostatniej chwili przeprogramowałem nawigację, co zaowocowały dłuższą ale nieprawdobodobnie malowniczą podróżą przez Grimselpas i wjazdem samochodem na ponad 2100mnpm. W drodze powrotnej od razu odpowiedni ustawiłem nawigację i wracałem autostradami, najpierw jadąc na zachód w stronę Lozanny, a następnie przez Berno. O miejscowości Zermatt jak wiadomo wyłączony jest z ruchu samochodowego, więc samochód zostawiłem na parkingu w Tasch (54CHF za 3 noce) i do Zermatt dojechałem z tobołami pociągiem (16CHF za podróż w dwie strony). Na miejscu po miasteczku poruszają się niemal wyłącznie elektryczne taksówki i dostawczaki, a większość hoteli oferuje transfer z i do dworca. Miejscowość położona jest pięknie, między stromymi ścianami doliny, a z góry groźnie spogląda na nie Matterhorn. Hotel Jagerhof, w którym się zatrzymałem i który z czystym sumieniem mogę polecić, położony był bardzo wygodnie, 5min pieszo od centrum a 10min od stacji wyciągu. O ośrodku narciarskim. W lecie wyciągi ruszają o 7.15 a jazda na nartach możliwa jest do 13.00. W górnej części miasteczka znajduje się stacja, z której baaardzo długą gondolą wjeżdża się na ok 2800mnpm, a stamtąd wagonikiem na 3880 gdzie wskakuje się już w narty. Zasadnicza część ośrodka to Plateau Rosa, gdzie znajduje się kilka równoległych orczyków i kilka równoległych tras, długich na ok. 1800m. Po włoskiej stronie znajduje się jedna trasa (7) Nie jest to jakaś ekscytująca jazda, ale ze względu na porę roku nie narzekałem Ośrodek chwali się 23km tras, ale wlicza to pewnie dojazdówkę ze szczytu do orczyków i zjazd z Plateau Rosa do dolnej stacji wagonika. Ta ostatnia część jest dość płaska, a w dobrym stanie jest tylko w godzinach porannych, potem robi się grząska i miękka. Wydaje mi się że o tej porze roku ciekawsze trasy oferuje jednak Hintertux, ale ze względu na wysokość trasy na Plateau Rosa dobrze się trzymają, a nawet podczas upalnych dni w dolinach, popołudniowe burze przynosiły w okolicach szczytu warstwę świeżego śniegu. W zasadzie to jazda w Zermatt nie różniła się zbytnio od mojej kwietniowej wyprawy na czeskiego Pradziada. Podobieństw jest wiele: - do obydwu ośrodków nie dojechałem autem - kilka równoległych, prostych tras - orczyki - widok na majestatyczną górę - jazda do 13.00 - miękki, wiosenny śnieg Skoro zatem Pradziad nazywany jest "Morawskim Lodowcem", to ja niniejszym mianuję Zermatt "Szwajcarskim Pradziadem" A cały letni zjazd można zobaczyć tu: Drugiego dnia sprawdziłem zjazd z Plateau Rosa możliwy na stronę włoską (Cervinia). Dzień wcześniej pani z obsługi wyciągów po szwajcarskiej stronie nakłamała mi, że po stronie włoskiej nic nie ma. A tymczasem trasa ta strasznie mi się spodobała! Długa na blisko 3km, szeroka, ze śniegiem w całkiem dobrej kondycji. Dodatkowo prawie nikt po niej nie jeździł. Być może dlatego, że jej minusem jest utrata czasu potrzebnego na wjazd powrotny. Jak się okazało, wyciągi po włoskiej stronie mają oprócz statusu "open" i "closed" tryb "stand by". Wygląda to tak, że po zjeździe na włoską stronę na stacji nie zastałem nikogo - ani turystów, ani obsługi, a wszystkie wyciągi stały nieruchomo. Musiałem znaleźć pana i panią z obsługi, którzy specjalnie dla mnie odpalili wyciąg i kilkudziesięcioosobowym wagonikiem wwieźli mnie z powrotem na górę. Jeden zjazd/wjazd zajmował prawie 30min, więc przy krótkim czasie otwarcia ośrodków szkoda mi trochę było czasu. 3 dniowy karnet (181CHF) ważny jest zarówno po stronie szwajcarskiej jak i włoskiej. Cała "włoska" trasa: Subiektywnie reasumując. Podobało mi się bardzo - dobre warunki śniegowe jak na lipiec, brak tłoków (głównie kluby/zawodnicy, narciarzy rekreacyjnych - niewielu) i niesamowite widoki. Na regularne wizyty w Szwajcarii raczej sobie nie pozwolę, ale kiedyś chętnie wrócę, może na jakąś końcówkę sezonu, kiedy liczba otwartych tras jest jeszcze spora a pogoda już wiosenna
  22. Dzięki. Chciałem ująć dwie pory roku na jednym zdjęciu
  23. WEWNĘTRZNE dziecko. To ta część Ciebie która na pierwsze urodziny córki kupuje jej drona z Gopro i Sokoła Millenium Lego.
www.trentino.pl skionline.tv
partnerzy
ispo.com WorldSkiTest Stowarzyszenie Instruktorów i Trenerów Narciarstwa PZN Wypożyczalnie i Centra testowe WinterGroup Steinacher und Maier Public Relation
Copyright © 1997-2021
×
×
  • Dodaj nową pozycję...