Narty - skionline.pl
Skocz do zawartości

wolcjusz

Użytkownik forum
  • Liczba zawartości

    457
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    9

Zawartość dodana przez wolcjusz

  1. I tak nie odważyłbym się zapiąć niczego z literkami RD . NWN jest obecnie robiony intensywnie (z instruktorem). Dostokowy cięty - również próbuje mnie do tego zmusić, ale tutaj jest jakaś blokada i kąt zakrawędziowania wychodzi póki co mizerny. Nie umiem "włożyć kolan" pod koniec. Może przy następnej sesji coś się poprawi. Mastery, pomimo fantastycznych wrażeń faktycznie w tej chwili są nie na mój poziom. Ale takie sport carvery jak te eRace Pro zajebiście mi podeszły i jak pojawi się jakaś chwilowa nadwyżka gotówki, to ciężko będzie się powstrzymać
  2. Czy jest jakaś istotna różnica pomiędzy Masterami, a tzw. sklepowymi gigantkami (typu np Atomic G9 https://shop.atomic.com/pl-pl/products/redster-g9-revo-s-x-14-gw-aa5406.html ? Wygląda to bardzo podobnie, ale czy jeździ tak samo?
  3. Wydawało mi się, że płyta stanowi jedną całość i przebiega od tylnego do przedniego bezpiecznika pod całym butem. Jak widać sporo jeszcze nie wiem.
  4. Chodzi o te z ogłoszenia: https://www.facebook.com/marketplace/item/4705632149527311/ Coś tam chyba muszą się różnić, skoro z jednego tylko centymetra długości więcej robi się dwa metry więcej na promieniu.
  5. Cześć, Pora na mały update tego tematu, w nawiązaniu do mojego pierwszego posta w związku z nowymi doświadczeniami 🙂 Jakiś czas temu nabyłem narty z przeznaczeniem dla grupy 2 (narty wiosenne) – znane i wielokrotnie polecane na forum Salomony XDR 84 Ti w długości 172cm. Ale ten post nie będzie o nich, póki co miałem okazję jeździć na nich tylko raz w warunkach minusowej temperatury, twardego stoku i lekkich oblodzeń (czyli kompletnie innych niż te, z myślą o których je kupiłem). Wrażenia jak się można domyślać były takie sobie, więc póki wiosna i odwilże trzymają się z daleka (oby jak najdłużej) to XDRy leżą sobie grzecznie i czekają na lepsze dla nich czasy kiedy będą mogły zabłysnąć i pokazać swoje zalety. Tymczasem jak już wspomniałem w relacji ze Słotwin Arena korzystając z odbywającego się tam Snow Expo miałem okazję pojeździć (celowo nie piszę „przetestować” bo to żadne testy przy moim poziomie zaawansowania i czasie jaki spędziłem na każdej parze (po półtorej godziny) na dwóch parach nart które wpadają do grupy trzeciej (czyli narty sportowe)). Uprzedzam, że to był mój pierwszy kontakt z grupą prawdziwych nart sportowych z płytą zamiast wiązań rentalowych i w nieco większej długości niż te, które posiadam czyli ~170 cm. Wrażenia są czysto subiektywne. Na pierwszy strzał poszły narty HEAD eRace Pro 175 cm, 121-68-102, r 15,4. Po prostu miłość od pierwszego zjazdu. Pierwsze zaskoczenie – te narty są naprawdę łatwe w prowadzeniu. Nie wiedziałem czego się spodziewać i zacząłem ostrożnie, ale bardzo szybko okazało się, że w są bardzo nieznacznie, jeśli w ogóle trudniejsze w prowadzeniu od moich iRally. Są zaskakująco grzeczne i posłuszne, jadą bardzo przewidywalnym, spokojnym łukiem, jakby powiedział pan Kurdziel – „hamonijnie prowadzą skręt”. Od razu daje się wyczuć zwiększona stabilność w porównaniu z moimi nartami o długości 170 cm z rockerem. To powoduje, że z każdym zjazdem jadę z coraz większą prędkością i pozwalam sobie na coraz więcej. Przez półtorej godziny jazdy mam wielką frajdę z odkrywania nowych wrażeń stabilności i prędkości, wszystko na tych nartach wychodzi, czuję się bardzo komfortowo i bezpiecznie. I pomimo, że to narty sportowe nie mam poczucia żebym wkładał w to jakiś wielki wysiłek, Być może to złudzenie spowodowane jazdą po porannym idealnym sztruksie ze świeżym, niewyczerpanym zapasem sił, ale HEADY sprawiają wrażenie nart nadających się świetnie do całodziennej jazdy. Werdykt – ja to chcę! Po oddaniu HEADów spędziłem trochę czasu na nartach Volkl Deacon 74 (akurat nie było w tym momencie nic ciekawszego do wyboru), ale nie będę ich tu opisywał, bo nie bardzo mi się chce, nie zachwyciły mnie niczym specjalnym, być może przez bezpośredni „efekt tła” po zdjęciu HEADów. Po przerwie i uzupełnieniu zapasu kalorii udałem się ponownie w kierunku stoisk wystawców, zatrzymałem się przy Rossignol/Dynastar. Coś mi chodziło po głowie od dłuższego czasu, coś z rodzaju rzeczy „chciałbym, ale się boję”. W końcu podjąłem decyzję, zapytałem i po chwili miałem w rękach narty Rossignol HERO Master 179 cm, 115-70-97, r 19. Udałem się z nimi na sąsiedni stok Tabaszewskiego ze względu na coraz większy tłum w kolejce do wyciągu na Arenie. Tam zgodnie z przewidywaniami zastałem idealne warunki do testów „czerwonej rakiety”, czyli niemal pusty stok. Jak zabiję, to sam siebie, nie powinien ucierpieć nikt postronny. Najpierw ostrożny test na zupełnie płaskim dojeździe do wyciągu, rezultat: skręcają (bałem się że pojadą prosto), no to na górę! Pierwszy, asekuracyjny zjazd, na wszelki wypadek po łagodniejszej trasie na lewo od wyciągu. Żyję! I to chyba nawet całkiem intensywnie w tym momencie 😊 A potem to już poszło. Zjazd za zjazdem narty w zastraszającym tempie ciągną w dół coraz szybciej. To prawdziwe pożeracze stoku, nigdy wcześniej nie odważyłem się na jazdę z takimi prędkościami. Momentami na przełamaniach stoku mam wrażenie już nie jazdy, tylko kontrolowanego (powiedzmy) spadania. Trzymanie krawędzi jest absolutnie wzorowe, mam wrażenie niezachwianej stabilności, jakby nic nie było w stanie wytrącić mnie z obranej trajektorii skrętu. A narty skręcają bardzo chętnie i bardzo łatwo zacieśniają skręt kiedy tego zażądam, jednak kiedy nie żądam, to rozpędzają się i ciągną w dół z prędkościami które momentami mnie przerażają. Ale przerażenie ustępuje pola fascynacji taką jazdą. To jest nowa jakość doświadczenia narciarskiego dla mnie. Od razu pojawia się pewność – ja chcę tak jeździć. Chcę się nauczyć skrętu gigantowego! Nie nazwałbym Masterów nartami trudnymi w prowadzeniu (podobnie jak przy HEADach zaskoczyło mnie jak łatwo skręcają), ale z całą pewnością są nartami wymagającymi kondycyjnie. Powiedziałbym nawet, że wybaczają wiele błędów (musi tak być, inaczej nie byłbym w stanie przy moim poziomie umiejętności spędzić na nich półtorej godziny i mieć z tego nieziemską frajdę). W szczególności ze względu na długość wybaczają wiele w kwestii balansu przód-tył – można na nich zostawać z tyłu w zasadzie bez konsekwencji – przyspieszają, ale nie wyjadą spod ciebie, dają wystarczająco dużo czasu na korektę pozycji kiedy połapiesz się że spóźniasz. Jest tylko jedna rzecz, której zdecydowanie nie wybaczają – rozlazłego, byle jakiego odciążenia. Musi być konkretne, zdecydowane i dynamiczne. Jeśli potrafisz upilnować tego jednego elementu w swojej jeździe, to spokojnie możesz próbować jazdy na tych nartach. Po godzinie takiej jazdy miałem na gębie banan od ucha do ucha, ale zacząłem też czuć postępujące zmęczenie. Zacząłem więc jeździć wolniej, da się. Czuć, że to nie są narty do wolnej jazdy, ale jak trzeba to się da, nie ma co do tego wątpliwości. Po półtorej godziny stwierdziłem że pora je oddać, mięśnie już wyraźnie osłabły i ryzyko błędu obarczonego potencjalnie nieprzyjemnymi konsekwencjami rosło coraz bardziej. To była dla mnie najbardziej odczuwalna różnica pomiędzy HEADami a Rossi – Mastery to nie są narty do całodziennej jazdy (w każdym razie na pewno nie są dla mnie z moją obecną kondycją i poziomem umiejętności). Wożenie dupy nie wchodzi na nich w grę, wyciskają z człowieka wszystkie siły i zmuszają do pracy, a jednocześnie bardzo (bardzo!) prowokują do naprawdę szybkiej jazdy i „wychodzenia poza strefę komfortu”. @lski@interia.pl napisał że „jadą po wszystkim” - nieprawda. Nie jadą tylko zapierdalają 😊. Różnica jest odczuwalna. Które narty kupiłbym dzisiaj? Oczywiście jedne i drugie 😄 Mastery na poranny stok (i zapas sił), a HEADy na resztę dnia do spokojniejszej, komfortowej jazdy. Dzień okazał się dla mnie bardzo rozwijający i otwierający oczy na nowe aspekty nartowania. Przede wszystkim – lubię dłuższe narty, lubię długi skręt. Zdecydowania jest do dla mnie bardziej naturalny kierunek, niż „zajączkowanie” na slalomkach – za stary na to jestem i pewnie wyjechałyby mi spod dupy 😊. Po powrocie na moje Salomony 170cm odczułem nieco brak tego zajebistego poczucia stabilności, które było dla mnie czymś nowym i bardzo przyjemnym. Mam ochotę na dalsze eksploracje tej grupy nart. Nie zdążyłem przestestować HEADów eSpeed Pro (180 cm, r 18) – patrząc na parametry wygląda na to że powinny być gdzieś pomiędzy Masterami a eRace Pro. Od razu „nadziałem się” też na ogłoszenie sprzedaży Masterów, ale poprzedniej wersji, r 21 przy długości 180cm, ale za to bez płyty. Ciekaw jestem jak duże i odczuwalne byłyby różnice z najnowszym modelem, bo cena jest kurde zachęcająca i kusi 😊 Do powyższych entuzjastycznych wypocin pozostaje mi dodać pewne istotne zastrzeżenie, otóż zdaję sobie sprawę z tego, że "testowałem" te narty po pierwsze na łatwych stokach, po drugie w idealnych, laboratoryjnych wręcz warunkach. Nie do końca jestem pewien czy byłbym równie podjarany, gdybym znalazł się na nich na zamuldzonej szóstce na Jaworzynie przy dojeździe do gondoli i co bym wtedy zrobił 🙂
  6. To nie są moje narty (jeszcze ). Dzisiaj i jutro można na Słotwinach popróbować za darmoszkę czego dusza zapragnie (pod warunkiem że jakaś inna dusza akurat nie zapragnie tego samego modelu trochę wcześniej od nas). Podszedłem do stoiska Rossi/Dynastar. Były wolne. Miałem obawy, zaryzykowałem - nie żałuję. Więcej wrażeń opiszę w moim wątku, bo te dwa modele, którymi się dzisiaj podjarałem są warte kilku słów. Wracając do tematu warunków - u Tabaszewskiego zgodnie z przewidywaniami zero kolejek, stok pustawy, przygotowany również bardzo dobrze, może nieco bardziej twardy niż Arena, zwłaszcza łagodniejsza część. Jazda non stop.
  7. Kto rano wstaje, ten testuje fajne fury Udało mi się wbić dzisiaj na Arenę przed ósmą (poświęcenie do jakiego byłem zmuszony żeby tego dokonać jest trudne do opisania, nienawidzę wstawać o takich porach, no ale sam sobie wybrałem takie hobby). Szybki zakup karnetu i od razu skierowałem swoje kroki w kierunku już otwartych stoisk z nartami. Były już niewielkie kilkuosobowe kolejki, ale widać było, że fajne narty znikają w oczach. Udało mi się dorwać Head eRace Pro 175 i to był świetny strzał, po prostu miłość od pierwszego zjazdu. Narty świetnie przygotowane, fantastycznie stabilne i zaskakująco łatwe w prowadzeniu. Nie wiem, powłączali mi jakieś asysty dla lamusów, czy co.. Po półtorej godziny z prawdziwym żalem oddałem Heady i rozejrzałem się co by tu jeszcze.. Wszystko już mocno przebrane. Padło na Volkl Deacon 74 173. Tutaj już chemii brak. Tylko 2 cm krótsze od Headów, a oczuwalnie mniej stabilne i jakoś tak bez pazura. Zaznaczę że to bardzo subiektywna opinia po zaledwie kilku zjazdach, być może to dobre narty tylko ja nie umiem docenić ich zalet. Przewidziałem tłumy około południa, więc wziąłem tylko karnet 3h, teraz przerwa na korytko i lecę do Tabaszewskiego na resztę dnia. Aha, warunki - jak widać na fotkach idealne. Świetnie przygotowany stok, świetna pogoda. Co mnie zaskoczyło, to chyba nigdy w życiu nie widziałem tylu dobrze jeżdżących narciarzy na stoku, testy chyba przyciągnęły prosów, aż miło popatrzeć z wyciągu.
  8. wolcjusz

    Słotwiny Arena

    Arena pochwaliła się na fejsie rachunkiem za prąd: https://www.facebook.com/172258442831915/posts/4878493028875076/?sfnsn=mo
  9. Czy ktoś się jutro, albo w niedzielę wybiera na Słotwiny na Snow Expo?
  10. Słabo to wygląda. Brak informacji o sklepie, kontakt tylko przez formularz. Zero adresów, telefonów. Nie napalałbym się na te ceny.
  11. Jesteś w stanie ten górny odcinek w Cieniawie porównać z jakąś inną znaną trasą w Sądeckim albo Wyspowym? Wybieram się tam na jakąś wieczorną sesję i chciałbym wiedzieć czego się spodziewać.
  12. Jeszcze dwie fotki z końcówki, bo się klimatycznie zrobiło.
  13. Czarnej póki co w ogóle nie naśnieżają. Tylko dwie czerwone nitki na górze (w tej chwili otwarta jest tylko niebieska wzdłuż orczyka). Ogólnie to oznaczenie tras jest tam dyskusyjne. Większość głównej trasy jest czerwona, gdy tymczasem trudniejsza moim zdaniem i przede wszystkim bardziej niebezpieczna (tłumy, wąsko) Kasina jest niebieska. Z kolei wspomniana czarna w Laskowej jest zaznaczona do samego dołu, ale ścianka jest stroma tylko do momentu skrzyżowania z wyciągiem, po przecięciu linii krzesła wypłaszcza się mocno, ja tam stawiałem swoje pierwsze kroki narciarskie w życiu (na tym płaskim oczywiście, nie na ściance). Krzesło jedzie około 13-14 minut i jak jest więcej ludzi to dosyć często się zatrzymuje. Jak jest zimno tak, jak dzisiaj to masakra jest. Jednak wszystkie te niedogodności zatarł dzisiaj stan przygotowania trasy - było mega zajebiście. Zacząłem zaraz po dziewiątej, a schodziłem po siedemnastej i to z wielkim żalem, ale nogi już po prostu wchodziły mi do dupy.
  14. Jak śmigasz w Rytrze, to w Laskowej raczej się wynudzisz, to łagodny stok, łatwiejszy od Kasiny. Spora część jest płaska, ale świetnie nadaje się do ćwiczeń typu jazda na jednej narcie itp, najlepszy jest końcowy odcinek, jak dla mnie w sam raz żeby trochę przycisnąć, tylko jest krótki. Jest jeszcze czarna ścianka, całkiem stroma, tylko bardzo rzadko ją otwierają, no i jest raczej symbolicznej długości, na moje oko tak z 60, może 80 metrów długości, widać ją na jednym z moich dzisiejszych zdjęć. Co do karnetu, to wziąłem na trzy dowolne dni za 260. Jeszcze lepiej wychodzi siedmiodniowy, ale trzeba ostrożnie, bo to stok wystawiony na południowy wschód, więc jak przychodzi odwilż, to raz dwa śnieg znika i może być trudno wykorzystać tyle dni, zakładając że inne stoki też warto odwiedzić.
  15. No na brak miejsca na stoku nie mogę narzekać
  16. Dzisiaj Laskowa, pierwszy raz w tym sezonie. Po ostatniej traumie Koninek to jak powrót do domu (w sumie to prawie jestem w domu, dojazd zajmuje mi 45 minut :). Stok przygotowany bardzo dobrze, wymuskany sztruksik, lekki przyjemny śnieg. Brak oblodzeń i przecierek. Narciarzy niewielu. Tylko potwornie zimno. Niby termometr w aucie pokazuje tylko -6, ale pierwszy raz od chyba dwóch sezonów byłem zmuszony założyć drugą warstwę pod kurtkę. Prędkość krzesła nie pomaga, to drugie najwolniejsze w Małopolsce jakie znam, wolniejsze jest tylko na Wierchomli. Przy zsiadaniu przymarznięta na plecach kurtka głośno odrywa się od oparcia. Rozgrzewam się kawą i wracam rzeźbić
  17. Jakby co to chętnie przytulę. Nie doszacowałem że będę w tym roku tak często u pingwina.
  18. Kupiłem ostatnio Salomony XDR z dedykowanym przeznaczeniem na "żużlówki", ale trzymanie na twardym mają dyskusyjne, a ja spodziewałem się że z kamieniami będę walczył na wiosnę przy roztopionym stoku, a nie na minusie i betonie.
  19. @lski@interia.pl mnie wystraszył swoją relacją, że stromo, lodowo i takie łamagi jak ja stoją i dzwonią po śmigłowiec GOPRu. Specyfikę Kasiny znam, ale kilkuminutową kolejkę tam widywałem pomimo wysokiej przepustowości wyciągu. Może faktycznie pora odwrotu już była. Pod tym względem pojedyncze krzesełko w Koninkach jest piękne - tam się technicznie nie da zrobić tłumu na stoku.
  20. Dorzucam jeszcze zdjecia tych nart z wypożyczalni, bo naprawdę warto to zobaczyć.
  21. Te Koninki dzisiaj to nie był najlepszy pomysł. Dotarłem na 8:30, pusto, cicho, miejsce parkingowe za darmochę pod samą stacją (chociaż na dolnym parkingu było już trochę aut, ale albo nie wiedzieli że można wyżej podjechać, albo miłośnicy opon letnich, trudno powiedzieć). Ucieszony, że się załapię na pierwsze krzesło zacząłem się przebierać. Załapałem się na drugie. Pierwszy zjazd - twardo! I do tego nierówno. Tam są takie podłużne garby w kilku miejscach stoku, które przy małej ilości śniegu i twardym zmrożonym podłożu powodują że albo jedziemy wąsko śmigiem pomiędzy nimi (panie, ale to trza umić!), albo musimy zmiękczać mocno zawieszenie, żeby nas nie wystrzeliły w kosmos przy przejeżdżaniu ich w poprzek skrętem średnim. Było trochę walki na ściance, ale już przy trzecim zjeździe wczytał się odpowiedni "software" i jazda zaczęła sprawiać coraz więcej przyjemności. Pogoda cudna, pełne słońce, lekki mrozik, abolutny brak kolejki, totalny luz na stoku, górski klimat, idealnie. Co z tego, jak co chwilę zgrzyty pod nartami. Na stoku pełno przecierek i luźnych kamieni, nie sposób wszystkich ominąć, bo jadąc naprawdę spokojnie i asekuracyjnie omijam jedno żwirowisko i wpadam na kolejne. Są też niestety w wąskich miejscach, których nie sposób objechać. Na dolnym zakręcie po prawej stronie całkiem brązowo. Do cholery - kamyki wystają nawet w wąziutkim przesmyku do bramek. W pewnym momencie czuję konkretne szarpnięcie. Myślę sobie - dosyć, bo będzie po nartach. Schodzę ze stoku i oglądam ślizgi (załączam zdjęcia). Łapie mnie wkurw, bo 125 cebulionów za taki stan stoku to mało śmieszny żart, a potencjalna wartość odsprzedażowa moich nart w ciągu trzech godzin jazdy znacząco spadła, czego nie kalkulowałem w kosztach wyjazdu. To był mój drugi wypad do tej stacji - poprzednio było jeszcze gorzej, ale to był koniec kwietnia, pełna wiosna i mój ostatni dzień jazdy w poprzednim sezonie - więc taki stan stoku można było zrozumieć i wybaczyć. Z bolącym sercem chowam narty do bagażnika i próbując uratować dzień udaję się do wypożyczalni. Wchodzę i od progu widzę pana, który ostrzy nartę na maszynie trzymając ją w rękach i przeciągając po kamieniu. Moment, czy on ostrzy w ten sposób krawędź od dołu?😲 W tym momencie coś we mnie umarło... No ale co zrobić, po chwili przebierania wybieram jakieś Fischery - 175 cm, R 16, 66 mm bod butem i dumny napis "World Cup" daje nadzieję, że dzień da się uratować. Stan ślizgów jest tak dramatyczny, że pierwszy raz coś takiego widzę na oczy, ale krawędź wydaje się być ostra. Wyjazd na górę i chwila prawdy. Ja pierd... narty jadą, tylko nie do przodu, a w bok. Widać taki model do driftu. Zjazd na sam dół to walka o życie, ciężko jest nawet zahamować, bo narty postawione na krawędzi dalej się zsuwają na wygłaskanych już odcinkach. Zero przyczepności, a ja muszę wrócić na górę, bo zostawiłem w barze telefon z prośbą o podładowanie. Udało mi się jakimś cudem zsunąć drugi raz na dół po powrocie po telefon i nie połamać kończyn ani nie zabić nikogo i na tym zakończyłem jazdę o 13:20, czyli dwie i pół godziny z dziennego karnetu poszły się bujać. Udało mi się na szczęście odzyskać dwie dyszki z wypożyczalni, więc niezapomniane atrakcje w trakcie dwóch zjazdów na Fischerach kosztowały mnie tylko 25 zeta. Podsumowując koszty - 150 cebulionów i porysowane ślizgi za cztery i pół godziny jazdy. Oceniam subiektywnie - nie stać mnie na taką zabawę. Dlatego Koninki planuję od tej pory omijać szerokim łukiem. Miejsce jest urokliwe i stok ma potencjał, więc być może zajrzę tam, jak kiedyś spadnie minimum cztery metry naturalnego śniegu, ale i tak na wszelki wypadek wezmę najgorsze narty jakie będą pod ręką. Wracając wstąpiłem zwiadowczo do Kasiny. O 14:15 na stoku czarno, ale kolejek brak, byłem zaskoczony.
  22. Chciałem obadać to Rytro, ale skoro jest takie trudne, to na razie odpuszczę. Nie to, że nie zjadę, ale skupiam się mocno na szlifowaniu techniki i ćwiczeniach zadanych przez instruktora, a na stromych stokach wracają stare nawyki i jadę byle jak, a to mnie nie posuwa do przodu w rozwoju, tylko raczej uwstecznia. Jak do stromizny dojdzie lód, to szału nie będzie.
www.trentino.pl skionline.tv
partnerzy
ispo.com WorldSkiTest Stowarzyszenie Instruktorów i Trenerów Narciarstwa PZN Wypożyczalnie i Centra testowe WinterGroup Steinacher und Maier Public Relation
Copyright © 1997-2021
×
×
  • Dodaj nową pozycję...