To ja dopowiem.
Miałem taką sytuację: w wielkim i wspaniale znanym sklepie WiW Katowice, należącym do dwóch znanych ludzi, ojciec kupił mi piekne super Fisherki.
Było to około roku 1998.
Po małym BUMS! na Skrzycznym (spadłem praktycznie z zakrętu za Grzebieniem w lewo ), narta rozeszła się pod wiązaniem ukazując cała swoją zawartość.
Zwróciłem nartki do WiW. Po około dwoch miesiącach prezkomarzań, kłótni, wizycie u tego urzędnika od Praw Konsumenta. Właściciel sklepu wręczył mi narty mówiąc, że wysłali je nawet do producenta (!!) i ten odesłał bez reklamacji.
Ale od czego cżłowiekowi internet: napisaeł m meilika do ludzi z Austrii i po tygodniu rozmów i opisów co i jak i w ogóle z jakiej paki, grzecznie odwiozłem narty do Wawy na ulicę Norwida. Tam gośc spojrzał i powiedział: narta cała rozwalona, "prąd" przeszedł od początku do końca (cokolwiek to miało znaczyć). I dodał, że przyjmą ale może być ciężko z reklamacją.
Za dwa tygodnie dostałem nowe narty
I to by było na tyle. Może jestem amatorem - bo i jestem. Może jestem mniej niż amatorem - bo jestem. Ale kurcze, nawet Fischery "Made in ukraine", które miałem przyjemność posiadać, przy wielu podobnych upadkach przeżyły !! Je załatwił kamień w puchu a raczej puchu na zaoranym polu